Baza danych to dział, do którego wklejamy nasze karty postaci z tym, że w tym przypadku jesteśmy w stanie je dowolnie zmieniać, aktualizować i dopisywać w historii z biegiem czasu nowe wydarzenia.

Raven
Awatar użytkownika
Posty: 16
Rejestracja: 20 sie 2013, o 15:23
Miano: Matthias Fade
Wiek: 24
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Żołnierz
Status: Starszy Sierżant N1
Kredyty: 15.000

Matthias Fade

1 wrz 2013, o 15:31


Miano: Matthias "Raven" Fade
Wiek: ur. 17 czerwca 2162r. | 24 lata
Rasa: Człowiek
Płeć: Mężczyzna
Specjalizacja: Szturmowiec
Przynależność: Przymierze Systemów
Zawód: Żołnierz N1 - Starszy Sierżant

Aparycja: Mężczyzna jest średniego wzrostu i jak przystało na żołnierza, postury podobnej do tej Aresa, greckiego boga. Jasna karnacja i naturalny, lekki rumień na policzkach dodają mu chłopięcości, która zostaje przyćmiona przez zarost, obejmujący prawie połowę twarzy. Matt to brunet, a jego włosy kończą się na ramionach, są gęste, na ogół zaczesane do tyłu, lekko przetłuszczone i szorstkie w dotyku. Zimne, nieobecne spojrzenie jasnozielonych oczu nieraz wzbudziło strach, podziw lub ciekawość osób trzecich. Przykryte kującym zarostem usta są pełne oraz wąskie. Zdecydowanie lepiej wyglądają, gdy Matthias się uśmiecha pokazując tym samym swoje proste zęby z wyrazistymi kłami, jednakże nie robi tego często. Mimo wyrzeźbionego ciała nie jest specjalnie szeroki.
Gdy nie nosi munduru Przymierza Systemów, ubiera się w jasnobrązowy płaszcz z wysokim kołnierzem. Pod nim oczywiście ma czarny podkoszulek. Spodnie najczęściej bawełniane, a na to wszystko nałożone potężne, wysokie trzewiki.

Osobowość: Wydaje mu się, że to on trzyma świat. Chciałby pomóc wszystkim. Człowiek nerwowy, pobudliwy, bardzo szybko reagujący. Ma tajemniczą osobowość. Ciężko jest powiedzieć, co kryje się za tą ścianą beznamiętnej miny i nieobecnego spojrzenia. Introwertyk jak i ekstrawertyk. Wnętrze ma bogate i uporządkowane, ale jest również otwarty na świat i chętnie miesza się do cudzych spraw, nie przez niezdrową ciekawość, ale by pomóc innym. Kiedy zdarzało mu się dowodzić małymi oddziałami na misjach, podwładni mówili o nim „despota”. Jego silna wola niekiedy graniczy z chorym uporem. Bardzo często wybucha bez specjalnego powodu, ale równie szybko się uspokaja. Nie lubi brać udziału w tzw. „wyścigu szczurów”, ponieważ wyznaje zasadę, że jeżeli poczeka to nagroda sama do niego przyjdzie. Porażki wywołują u niego gniew. Często podważa autorytet starszych od siebie rangą. Uwielbia dzielić się doświadczeniem z innymi. Interesuje się polityką i manipulacją ludzi. Potrafi łatwo dostosować się do sytuacji, pod warunkiem, że to on trzyma stery. Obraz tego, co powinien zrobić, staje mu przed oczyma niczym fotografia, pozwalając działać precyzyjnie i skutecznie. Ma tendencje do analizowania wszystkiego. Od głupich rozmów, po ważne strategie wojskowe. Jest bardzo ciekawy świata, a właściwie wszechświata. Chciałby wszystko zwiedzić i zobaczyć. Wrażliwy, broni niesłusznie atakowanych. Typowy moralizator, ma tendencje do ingerowania w cudze postępowanie. Często zwykł mówić, co ktoś powinien robić, a czego nie. Jest niezwykle inteligentny i jego mózg nigdy się męczy. Intensywne, długie myślenie mu nie straszne. Jeżeli już za coś się zabiera to robi to na całego poświęcając swój umysł, serce, zdrowie i duszę. Cechuje go zdecydowanie pewność siebie, która niekiedy przyćmiewa jego osobowość i sprawia na otoczeniu wrażenie, że mają bardzo ważne zadanie do wykonania, nawet, jeżeli to jest tylko błahy patrol. Gdy ma komuś coś do powiedzenia, wali prosto z mostu. Brak mu dyplomacji.
Za Matthiasem naprawdę mało kto potrafi nadążyć.

Historia:
Ciężko jest być odmieńcem. Ludzie ze zdolnościami biotycznymi, tacy jak ja, są źle traktowani przez ogół społeczeństwa. Boją się nas. Nie dziwie się im, bo sam momentami boje się siebie. Muszę robić coś na wzór pamiętnika, bo oszaleję, jeżeli nie podzielę moimi problemami. Zatem zaczynajmy. Jednak by opisać w pełni swoją historię, muszę się cofnąć do czasów sprzed moich narodzin. Wszystko zostało mi opowiedziane, tak więc wiem tylko tyle, ile mi powiedziano.

Listopad rok 2161
Pewnego listopadowego wieczora, kobieta imieniem Blanca zawiadomiła swojego męża o tym, że już niebawem będzie ojcem. Ucieszył się. Drugi syn byłby kolejnym powodem do dumy dla niego. Podobnie uczynił jego pierworodny. Zawsze chciał mieć brata, który będzie widzieć w nim wzór do naśladowania. To była moja rodzina.
Andrew Fade, czyli mój ojciec był porucznikiem w wojsku Przymierza Systemów. Stacjonował na Ziemi i wiódł w miarę spokojne życie przy ognisku domowym. Słyszałem o nim same dobre rzeczy. Podobno tuż przed śmiercią mógł awansować na porucznika sztabowego za wieloletnią i sumienną służbę. Głowa rodziny, niezastąpiony przyjaciel, dzielny żołnierz. Tak o nim mówiono. Bardzo chciał, by synowie poszli w jego ślady. Zginął podczas obrony Cytadeli.
Blanca Fade z kolei to była moja matka. Mogę nawet powiedzieć, że ją poznałem. Słyszałem, że była bardzo piękna, urodziwa, a jej spojrzenie powodowało podniecenie u prawie każdego mężczyzny. Generalnie, ludzie, którzy ją znali wyrażali się o niej raczej ciepło. Z zawodu lekarz w jednym z londyńskich szpitali. Nie żyje zabita przez Octena Jorrila, turiańskiego płatnego zabójcę.
Michael, czyli mój brat. O nim wiem tylko tyle, że poszedł w ślady ojca i został podporucznikiem. Zaginął podczas obrony Cytadeli. Przez większość uznany za martwego. Szkoda, że go nie poznałem.
Wszyscy, których wymieniłem z imienia i nazwiska czekali na moje narodziny. Można powiedzieć, że dwóch się doczekało…

Styczeń rok 2162
Rodzice postanowili polecieć w odwiedziny do mojej cioci, na Eden Prime. Gdy ojciec załatwiał sprawy służbowe w kolonii, do domu, gdzie była moja matka i ciocia, wszedł turianin - Octen Jorril. Szybko i zwinnie ogłuszył brzemienną, a jej siostrę po prostu zabił. Nim ktokolwiek się zorientował, moja matka została porwana na obcy statek.
Podobno nawet Przymierze włączyło się do poszukiwań mnie i mojej matki. Po miesiącu uznali nas martwych.

Luty rok 2162
Wylądowaliśmy na bliżej nieznanej mi planecie. Okazało się, że Octen Jorril nie porwał jedynie mojej matki, ale również kilkadziesiąt innych brzemiennych przedstawicielek różnych, niekiedy powtarzających się ras.
Eksperymentował na płodach, tworząc z nich przyszłych biotyków. Czasem mu wychodziło…

Czerwiec rok 2162
Narodziłem się ja. Przez te kilka miesięcy liczba przyszłych matek diametralnie spadła. Właściwie to byłem jedynym udanym dziełem turiańskiego zabójcy.
Zabił moją matkę z zimną krwią, a na mnie wykonywał wszystkie możliwe eksperymenty. Badał szczegółowo moje ciało, byłem dla niego niczym okaz.

Maj rok 2179
Przez siedemnaście lat Octen Jorril był moim ojcem. Uczył mnie mówić, czytać, pisać, liczyć. Opowiadał mi o polityce, konfliktach. Mimo eksperymentów, jakie na mnie przeprowadzał, nie byłem odcięty od świata. Wręcz przeciwnie, dawał mi bardzo wiele wolności. Wiedział, że nawet jak ucieknę to nie mam dokąd pójść.
Zostawałem wychowywany na zabójcę. Octen opowiedział mi wszystko, co zrobił mojej matce. Nawet głos mu przy tym nie zadrżał. Jak ja go wtedy nienawidziłem.
Dowiedziałem się również, że nie jestem jego pierwszym obiektem badań, ale trzymam się najdłużej. Reszta umierała przez eksperymenty, które zadawały im ból nie do zniesienia. Ja byłem twardszy od reszty. Tak mówił. Choć powiedział mi imię, jakie wybrała mi moja mama jeszcze przed narodzinami, Matthias, to i tak nazywał mnie terminem „Pacjent 17”. Często skracał to do zwyczajnego „siedemnasty”.
Miano mej rodzicielki oraz nazwisko też podał.
Opowiedział mi o swoim planie. Chciał stworzyć armię podwładnych sobie zabójców by zarabiali dla niego kredyty. W biotyce widział jedynie środek do wzbogacenia się.
Codzienna rutyna.
Wstaje rano, jem śniadanie, on przychodzi, zakuwa mnie w kajdany i testuje mnie. Za każde dobrze wykonane zadanie dostawałem ciastko. Jak pies. Później obiad, eksperymenty, kolacja i spać. Wyjątki były wtedy, gdy zatrzymywaliśmy się na jakiś planetach. Wtedy zapominał o eksperymentach, a ja mogłem zwiedzać galaktykę. Byłem tym zmęczony. Chciałem się zabić.

24 września rok 2179
Pamiętam dokładnie tą datę, ponieważ wtedy zaczął się pierwszy przełom w moim życiu. Uciekłem. Uciekłem z więzienia.
Zatrzymaliśmy się na Ziemi. Teraz nawet zastanawiam się… Czy to był jedyny moment w moim życiu, gdzie byłem bliżej niż kiedykolwiek swojej rodziny? Nie wiem.
Gdy zatrzymaliśmy się na Ziemi, po prostu uciekłem. Pomyślałem, że teraz albo nigdy. Nie zależało mi na życiu. Już nie.
Ścigał mnie, prawie złapał, ale gdy pobiegłem w ślepy zaułek, pod wpływem adrenaliny, mocą biotyczną pchnąłem go o jedną ze ścian. Do tej pory nie wiem jak to zrobiłem, ale ogłuszyłem go.
Każdy pomyślałby, że teraz mogło być tylko lepiej, ale nie dla mnie. Byłem sam, nie miałem nikogo. Nie wiedziałem gdzie i czy jest na Ziemi moja rodzina. Nawet nie znałem ich wyglądu.

23 września rok 2180
Każdego dnia żałowałem ucieczki. Na Ziemi wcale nie było mi łatwiej. Musiałem żebrać, kraść, niekiedy nawet wdawać się w bójki. Często miałem wybuchy złości, którym towarzyszyło niekontrolowanie mojej mocy. Czułem się strasznie źle. Spałem pod mostami sam, bez nikogo. Każdy bał się biotycznego chłopaka.
Pewnego dnia znalazł mnie nijaki komandor Tround. Powiedział, że widział moje zdolności biotyczne i zaproponował mi wstąpienie do Przymierza Systemów. Jako, że bałem się powrotu złego turianina po mnie i nie miałem się gdzie podziać, zgodziłem się. Gdy zapytał mnie o imię odpowiedziałem mu „Raven”. To było pierwsze słowo, jakie przyszło mi na myśl. Wtedy nie wiedziałem, że to będzie mój pseudonim. Ten się zaśmiał nakazał mi podać moje prawdziwe dane. Odpowiedziałem Matthias Fade, a on się zdziwił i spytał o imię matki. Gdy powiedziałem Blanca, ten przytulił mnie.
Dowiedziałem się wtedy, że to był mój wujek. Na każde jego pytanie mówiące o przeszłości odpowiadałem krótkim „nie pamiętam”, co oczywiście było kłamstwem. Tround opowiedział mi o ojcu i bracie. Wtedy stacjonowali na Cytadeli i mieli zostać tam jeszcze bardzo długo. Po wstąpieniu do Przymierza i przejściu treningów miałem ich zobaczyć.

Październik rok 2180
Mój trening przebiegał bardzo dobrze. Popełniałem mnóstwo błędów, ale każdy i tak mnie szanował i traktował wyjątkowo. Na pewno, mój wuj miał coś z tym wspólnego. Zapoznałem wielu ciekawych ludzi. Najbardziej z nich wszystkich pomagał mi nijaki Tony Stone. Dzięki niemu zaaklimatyzowałem się w Przymierzu. Dowiedziałem się wszystkiego o biotyce i zostałem poddany specjalnym szkoleniom mającym na celu nauczenie mnie kontroli nad tą mocą. Było to bardzo trudne. Do tej pory czasami mi nie wychodzi. Wczepiono mi wzmacniacze biotyczne nowego rodzaju - L3. Później uczono mnie strzelać. Okazało się, że w obu tych zdolnościach wykazuje poziom raczej średni, dlatego też wyszkolono mnie na szturmowca.
Później stałem się szeregowym Fade. Moi koledzy z przymierza wołali na mnie różnie: Fade, Matt, Raven. Na szczęście nigdy więcej nie usłyszałem tego przeklętego miana „Pacjent 17”.

Rok 2183
Wspinałem się po szczeblach kariery jak szalony, byłem już sierżantem. Gdy Gethy zaatakowały Cytadelę, ja stacjonowałem na Ziemi. Po bitwie doszły mnie słuchy o śmierci mego ojca i zaginięciu brata. Ah, wtedy byłem bardziej narwany niż dziś. Napyskowałem chorążemu Elvowi, gdy ten odmówił mi podróży na Cytadelę w celu odnalezienia brata. Prawie otarłem się o degradacje, na szczęście mój przełożony był wyrozumiały.

Rok 2185
Za dobre sprawowanie, w nagrodę za sumienną służbę, dostałem mały statek Herofwar03.

16 czerwca rok 2185
Moja pierwsza misja, w której brałem udział, jako członek jednego z oddziałów. Prócz mnie, było tam jeszcze dwóch ludzi: Maxim Wunsche, żołnierz na poziomie sierżant i Patrick Simons, nasz dowódca.
Grupa turiańskich najemników przetrzymywała kilkunastu zakładników w budynku na stacji kosmicznej Omega. To była bardzo ważna dla mnie misja, bo wśród nich był również Tony Stone.
W akcji brały udział dwie grupy, a ja prowadziłem jedną z nich. Nasze zadanie było całkiem proste. Mieliśmy dostać się od tyłu do budynku i wypędzić stamtąd najemników, by oddział pierwszy mógł ich dopaść z dala od budowli, gdzie znajdowały się ładunki wybuchowe.
Gdy nasza trójka szła tunelami, coś poszło nie tak. Jeden ze snajperów oddziału pierwszego strzelił prosto w ładunki wybuchowe i nagle nastąpiła ogromna eksplozja. Poczuliśmy wstrząs, a zaraz po tym metalowe płyty zaczęły nam spadać na głowę. Dzięki mocy biotycznej odepchnąłem to żelastwo, które zagrażało mojemu życiu. Chwile później spojrzałem na resztę. Moi obaj kompani byli zagrożeni. Miałem czas na uratowanie tylko jednego z nich. Podświadomie rzuciłem się na pomoc Maximowi. Mocnym ruchem ręki zmieniłem kierunek spadania płyty. Chwile później podbiegłem do dowódcy. Niestety dla niego było już za późno. Jedna z wypukłości ściany, która go przygniotła, uderzyła mu prosto w tętnice. Nie było, co zbierać. Wpadłem w panikę, zacząłem udzielać mu pierwszej pomocy, mimo, że nie żył. Płakałem.
Maxim bał się, nie był w stanie racjonalnie myśleć. Ja, zaraz po wykrzyczeniu w przestrzeń miliona bluzgów na obecną sytuację, szukałem wyjścia. Nie wiedzieliśmy czy przyjdą nam pomóc, czy od razu uznają nas za zmarłych. Byliśmy kilka metrów pod ziemią, a tlen się kończył. Straciliśmy również całą łączność z innymi jednostkami.
Przez kilka godzin używałem mocy biotycznych by, choć trochę poodgarniać gruz i metal, który blokował nam wyjście na zewnątrz.
Po chwili usłyszeliśmy nawoływanie. Poszliśmy natychmiast w stronę, z której pochodził dźwięk. Przepchaliśmy się dzięki mocy biotycznym do innego pomieszczenia. Zobaczyliśmy najemnika szukającego pewnie swoich kompanów. Wyrwałem broń od Maxim, zmusiłem mocą biotyczną wroga, by ten klęknął i wydarłem się:
- Gdzie jest Sierżant Stone!? – ten bezczelnie zaczął się śmiać. – Gdzie on jest pytam się! – przeładowałem. – Gadaj, a ocalisz życie! – nie miałem zamiaru go zabijać.
- Zabiliśmy go – zaśmiał się. – Jako pierwszego – zacisnąłem zęby, przybliżyłem broń do jego głowy.
- Wyjście. Gdzie ono jest!? – spytałem.
- Zabijecie mnie jak wam powiem
- Nie zabijemy, masz moje słowo – tych słów chyba najbardziej żałuje.
Wróg powiedział nam gdzie mamy iść, i że jeszcze jeden ze statków, z opisu wywnioskowałem, że mój, nie odleciał. Wtedy nie wytrzymałem. Wpadłem w swoisty szał. Cisnąłem nim siłą biotyczną o ścianę i zacząłem strzelać w niego aż do przegrzania broni. Dosłownie wybuchła mi w rękach. Rzuciłem ją o ziemię i krótkim ruchem ręki wskazałem mojemu podwładnemu by ruszył za mną. Czułem zmęczenie z powodu nadużycia moich mocy. Nie byłem w stanie prowadzić mojego maleństwa, więc zrobił to za mnie Maxim.
Nie mogłem tym najemnikom wybaczyć tego, co zrobili. Od tamtej pory nienawidzę ich.
Pomyślnie wydostaliśmy się z pułapki i odlecieliśmy z Omegi.

17 czerwca rok 2185
Wróciliśmy na ziemię. Uniosłem się dumą, byłem wnerwiony i żądałem rozmowy z kimś z wyższych instancji. Przywitał mnie komandor Gordon Galderman, członek sił specjalnych Przymierza.
Mężczyzna poprosił pierw Maxima do gabinetu, by ten opowiedział całą historię. Po chwili wyszli, a ten poprosił mnie.
Powiedział, że właśnie awansowałem na rangę starszego sierżanta. Za wykazanie się podczas misji determinacją, chęcią przetrwania i poświęceniem oraz decyzją o życiu i śmierci, zostałem zaproszony do projektu N7. Zostanie członkiem sił specjalnych byłoby dla mnie zaszczytem, dlatego też zgodziłem się bez wahania. Wtedy nie wiedziałem, przez jakie piekło będę musiał przejść.
Na koniec dał mi rozkaz, bym dołączył do jego jednostki.

Czasy obecne
Trening w N7 to była najgorsza rzecz, jaką przeżyłem w życiu. Myślę, że jeżeli istnieje takie coś jak piekło, to szkolenie sił specjalnych było jego przedsmakiem. Wiele razy podchodziłem do egzaminów ze skutkiem negatywnym, ale nie odpuszczałem. Egzaminy ledwo co przeżyłem, kilka razy podczas nich, minąłem się ze śmiercią.
Teraz jestem starszym sierżantem w jednostce komandora Gordona Galdermana oraz członkiem sił specjalnych Przymierza. System WKZ nadał mi stopień N1. Wraz z całą jednostką stacjonujemy na Cytadeli bacznie pilnując rozwijającej się jeszcze ambasady ludzkiej.

Ekwipunek: M-3 Predator
Środek transportu: Herofwar03 - Matt dostał go w nagrodę za dobrą służbę wraz z rangą chorążego. Statek mały, zwrotny, pomieści góra trzy osoby. Z wierzchu jest cały czarny i swoim wyglądam przypomina samolot. Na "grzbiecie" napisaną ma swoją nazwę. Wymaga jednego pilota. Uzbrojony w działka systemu Gardian.
Aktualnie stoi w porcie w Cytadeli, gdyż Matthias został podoficerem innej jednostki i na ogół lata okrętem wraz z nimi.

Dodatkowe informacje:
- Reaguje bardzo dziwnie na nadużycie biotyki. Występuje u niego krwawy kaszel.
- Boi się ciemności, choć walczy ze strachem
- Znajomi nazywaj go Matt
- W wojsku przezywają go Fade, Raven
- Czuje odrazę do Turian i nienawidzi wszystkich najemników (od łowców nagród, po łowców głów)
ObrazekObrazek

Wróć do „Baza danych”