Baza danych to dział, do którego wklejamy nasze karty postaci z tym, że w tym przypadku jesteśmy w stanie je dowolnie zmieniać, aktualizować i dopisywać w historii z biegiem czasu nowe wydarzenia.

Tarus Derana
Awatar użytkownika
Posty: 8
Rejestracja: 26 lut 2014, o 18:45
Miano: Tarus Derana
Wiek: 25
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Porucznik
Kredyty: 6.115

Tarus Derana

5 mar 2014, o 01:31


Miano: Tarus Derana
Wiek: 21.07.2162r. / 25 lat
Rasa: Turianin.
Płeć: Mężczyzna
Specjalizacja: Szpieg.
Przynależność:Hierarchia Turian
Zawód: Porucznik

Aparycja:
Mniej niż metr i dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu pozycjonują Tarusa w rzędzie niższych osobników pochodzących z Palavenu, choć nie różniącego się zbytnio od takich, jakich tysiące mija się wśród szarych i topornych budynków tejże planety praktycznie każdego dnia. Płytki naskórne o kolorze zmatowiałej platyny zdobiące ciało żołnierza Hierarchii także nie stanowią cechy wyróżniającej go spośród tłumów. Co jednak może za takową cechę uchodzić, jest tatuaż, przyjęty jako wspomnienie miejsca pochodzenia rodu, obficie czerwony zdobiący nie tylko samą twarz szpiega, ale wędrujący poprzez jego ramiona, aż do dłoni. Niemal niemożliwym jest ujrzenie go bez charakterystycznego uśmiechu, można wręcz rzec wygrawerowanego, na twarzy turianina, uśmiechu będącego jednocześnie wyrazem pewności siebie, jak i wyraźnie dającego rozmówcy znać, iż turianin zna dokładnie każdy jego sekret i, ku chwale Hierarchii, nie zawaha się go użyć. Ciemne, wpadające w czerń, przenikliwe oczy doskonale dopełniają to wrażenie, charakteryzując Tarusa, już od pierwszego spotkania, jako osobę niebezpieczną, nieprzewidywalną, ale nade wszystko... interesującą. Ceniąc sobie, czy to swoją prywatność czy też skłonność do bycia obserwatorem niźli obserwowanym, Tarus najczęściej dobiera swe ubrania w kolorach szarości, czerni lub granatu, tak powszechnie spotykanych na każdej długości i szerokości geograficznej Palavenu.

Osobowość:
Choć bycie niezwykle dumnym jest poniekąd wpisane w biologię rasy turian, Tarus posuwa się w tejże kwestii dużo dalej. Ogromna, a momentami oszałamiająco zabawna pewność siebie jest zdecydowanie pierwszą jego cechą, którą warto wymienić. Oczywiście nie jest to zupełnie bezpodstawna pewność siebie, lecz sam Tarus momentami potrafi zapomnieć o rzeczywistej ocenie swych umiejętności i dać się ponieść własnemu ego. Jako przedstawiciel rasy turian jest także naturalnym wcieleniem oddania, cierpliwości, dyscypliny i być może nawet zbyt wielkiemu zaufaniu w instytucje władzy i turiańskiej Hierarchii. Można go scharakteryzować także poprzez ogromne poczucie honoru, dorastające nawet, co istnieje w tradycjach turian, do skłonności poświęcenia własnej osoby w obronie tych usytuowanych w społeczności niżej. Oczywistym jest, iż takie poczucie honoru i oddanie, w efekcie czyni z niego okropnego kłamcę. Nie tylko z jasnego braku umiejętności, ale także głęboko zakorzenionej w tej kulturze pogardy dla kłamstwa.


Historia:
Dzień trzeci regularnych testów umiejętności zmierzał ku końcowi. Od ponad dwudziestu czterech godzin, czyli od czasu kiedy Tarus odnalazł jego zdaniem idealną kryjówkę i obrał ją za swój punkt obserwacyjny, leżał przykryty gęstym igliwiem oczekując na "wydarzenie". Wyłączył tarcze oraz niepotrzebne, to jest niedostosowane do obecnej sytuacji systemy. Pozostały tylko te obwody, które pozwalały pozostać mu niezauważonym lub te, które nawet mu w tym pomagały. Obwód neutralizujący sygnaturę cieplną zaiste był wspaniałym wynalazkiem. Nie mógł sobie pozwolić na wykrycie poprzez coś tak błahego jak słabo ukryty sygnał elektryczny. W oddali dostrzegł członków przeciwnej grupy przeczesujących teren, wyglądało to jednak na standardową procedurę zabezpieczenia terenu. Nie miał się czym przejmować, jego pachnąca lasem i świeżo przekopaną ziemią kryjówka, na jednej z imitujących otoczenia bojowe placówek kompleksu treningowego na Menae, księżycu Palavenu, była bezpieczna. Pozwolił swoim myślom dryfować, a te popłynęły do miejsca, w którym to wszystko się zaczęło...

Palaven, rok 2163, jeden z wielu topornie ociosanych prostopadłościanów stanowiących tło Palavenu. Ośmioletni wówczas Tarus, przyozdobiony sporą ilością kurzu i błota stoi na patio swego rodzinnego domu, zbierając soczysty wykład od swego ojca, a od prawie roku, także i nauczyciela. Gdzieś pomiędzy prostymi drzwiami prowadzącymi do wnętrza domu, a korytarzem prowadzącym poza posesję dostrzegł przemykającą turiankę. Był pewien, że wysłała mu uśmiech, który miał być zarówno pocieszeniem, jak i zachętą do dalszej pracy. Była to siostra Tarusa, zauważalnie od niego starsza i pracowała już w biurach dyplomatycznych na Palavenie. Była chlubą domu. Jego czas miał dopiero nadejść. Skierował swój wzrok z powrotem na ojca, który właśnie kończył go pouczać. Ten na szczęście nie zauważył jak jego potomek stracił na moment koncentrację. Surowe "jeszcze raz" ojca było wyraźnym poleceniem powrotu do zabawy. Od dziesięciu miesięcy młody Turianin szkolił się pod okiem swego ojca, Noriusa, technik kamuflażu, infiltracji i bezszelestnej ucieczki. Będący już w rezerwie, z powodu ran odniesionych podczas jednej z wielu wojskowych operacji turian, Norius przekazywał swoje umiejętności synowi. Choć pozostało mu jeszcze prawie siedem lat do rozpoczęcia służby wojskowej, przedstawiciel rodu Derana nie mógł sobie pozwolić na bycie nieprzygotowanym. Nawet mając zauważalny dar i łatwość w pozostaniu niewykrytym, bywał często rugany przez swego mentora za pewne niedoskonałości czy momentami zbyt powierzchowne przygotowanie. Czego jeszcze wtedy młody Tarus nie wiedział, miało go to wzmocnić i utwardzić jego charakter jeszcze przed rozpoczęciem służby.
Mając lat piętnaście Tarus potrafił już doskonale wykorzystywać charakterystykę terenu na swoją korzyść, był biegły w kamuflażu, opanował większość sztuczek technologicznych i posiadał doświadczenie w posługiwaniu się pistoletami maszynowymi czy karabinami snajperskimi. Wtedy też rozpoczął swoją służbę wojskową w Hierarchii turian, szkolenie oficerskie. Jego zdolności szybko zostały dostrzeżone poprzez dowództwo, a Tarus po niewiele ponad roku został skierowany do centrum szkoleniowego na księżycu Palavena - Menae, gdzie miał przejść specjalistyczny trening zarówno fizyczny, jak i psychiczny, przygotowujący go do pracy samodzielnej jak i w małych grupkach, daleko poza liniami wroga, infiltrując jego pozycje i bezszelestnie znikając po wykonaniu zadania. Cierpliwość, perfekcjonizm, żelazne nerwy i zaufanie intuicji to cechy, których nie tylko tam wymagano, to wartości, które szkolenie rozwija i uwydatnia w żołnierzu Hierarchii turian. Mnogość terenów imitujących warunki możliwe do spotkania na różnych planetach galaktyki, przygotowanie do działania nocą, dniem, w gorącym słońcu czy nawet pod wodą. Kompleks na Menae był istnym cudem technologicznym, na wyłączny użytek turiańskiego wojska.
Kończąc lat dziewiętnaście, Tarus miał na swoim koncie dwie operacje wymagające delikatnego postępowania na terenach zajętych przez nieprzyjaciela. Obydwie zakończone powodzeniem poprzez profesjonalizm i postawę zarówno samego żołnierza, jak i wsparcia. Tarus może pochwalić się zażegnaniem konfliktu zbrojnego zanim jeszcze do niego doszło poprzez likwidację zbuntowanego wodza palaveńskich kolonii oraz uwolnienie trójki negocjatorów, którzy jak na ironię zostali porwani podczas rozmów z vorchańskimi przemytnikami. Ta historia byłaby jego ulubioną, gdyby oczywiście mógł chwalić się nią podczas pobytu w barze, opowieść o tym jak samotnie neutralizuje siedmiu vorchów i odbija trójkę negocjatorów, z których jedna była wartą uwagi turianką o aż wymagającym skomplementowania grzebieniu, zyskałaby mu nie tylko darmową kolejkę w barze, ale byłaby, jego zdaniem, świetnym tematem na wid. Przypomniał sobie nawet fragmenty raportu zdanego do dowództwa po wykonaniu wspomnianego zadania:

"... Dnia drugiego od wylądowania wśród sterty śmieci, gnoju i czegoś co mógłbym określić, gdybym posuwał się do tak nieprofesjonalnego porównania, odchodami warsztatu mechanicznego (i gdyby oczywiście warsztaty mechaniczne prowadziły jakikolwiek procesy trawienne). W zasadzie punkt operacji, czy siedziba główna, jak - czego dowiedziałem się później - nazywały to miejsce vorche mające zaszczyt tam urzędować, był wypchany najróżniejszego rodzaju materiałami od ociekających smarem części silników, do setek akwariów wypełnionych zdechłymi rybami ozdobnymi. Wszystko to tworzyło miejsce operacji- niezbyt estetyczny, skomplikowany labirynt przejść i tuneli. Gwiazda planety miała wzejść za godzinę i czterdzieści trzy minuty, lecz infiltracja została zaplanowana na tę godzinę tylko jako dodatkowe zabezpieczenie, ponieważ w otoczeniu ogromnych hałd śmieci, promienie słoneczne nie miały żadnego znaczenia. Już z oddali dostrzegłem dwóch strażników, prowadzących obchód spacerując po grzbiecie jednej z wspomnianych stert. Zbliżyłem się do wartowników, pozwalając im zaraportować sytuację sobie nawzajem, jak i bliżej nieokreślonemu dowództwu. Wiedząc, z informacji podanych mi poprzez skan termiczny, że na terenie wysypiska znajduje się siedmiu przeciwników, założyłem, że pozwalając im na ostatni raport, zyskam więcej czasu przed zaalarmowaniem pozostałych członków grupy ciszą w eterze. Nieprzyjaciel zbliżył się do mnie na odległość wystarczającą na efektywną likwidację. Ukrywając się w niszy kadłuba nieokreślonego statku, silnym pociągnięciem za kostkę, wciągnąłem nieprzyjaciela, przewracając go na plecy i szybkim ruchem skręciłem mu kark. Po odczekaniu dwóch do pięciu sekund, upewniłem się iż jego partner z przedniej straży nie zarejestrował zniknięcia pierwszego kontaktu. Obserwując wcześniej trasę patrolu vorchów, opracowałem kolejny sposób likwidacji przeciwnika. Po wspięciu się na wspomniany wcześniej kadłub, odczekałem na dogodny moment i zaskakując cel, zeskoczyłem nań, łamiąc mu obojczyk i unieruchamiając. Ponownie skręciłem kark neutralizując zagrożenie. Do pierwszych promieni słonecznych pozostała godzina i szesnaście minut. Trzeci cel zlokalizowałem wędrujący pomiędzy tunelami ułożonymi z neonów świetlnych, jakie nie trudno odnaleźć na cytadeli czy Ilium. Pobłyskujące i syczące wciąż niektóre z nich były w mojej ocenie świetną dywersją, co ukryło jakiekolwiek oznaki mojego zbliżenia się do celu. Trzeci z vorchów został zneutralizowany poprzez zainstalowanie rury odpływowej w jego klatce piersiowej. Po kolejnych dwudziestu minutach zlokalizowałem miejsce przetrzymywania negocjatorów. Pozostała czwórka przeciwników pozostawała przy zakładnikach. Rozpoczynanie strzelaniny było zbyt ryzykowne. Wycofując się, zająłem miejsce w sektorze starych lodówek, z idealnym miejscem obserwacyjnym na jedyne wyjście z centrum obozu, gdzie przetrzymywano turian. Zakładając, iż prędzej lub później brak komunikatów od straży przedniej wzbudzi podejrzenia wśród reszty z nich, zmusi nieprzyjaciela do wysłania części swych sił w celu sprawdzenia sytuacji. Założenia okazały się trafne, a dwa szybkie strzały oddane z karabinu M-97 Żmija zneutralizowały cele poruszające się wzdłuż ścieżki trafiając kolejno w głowę i część lędźwiową kręgosłupa. Pomimo wytłumienia karabinu nie pozostało wiele czasu do zaalarmowania pozostałej dwójki przeciwników. Zdecydowałem się oflankować nieprzyjaciela i zaatakować dwójkę z nich w głównej części bazy. Używając techniki użytej przy likwidacji drugiego celu, zeskoczyłem, ogłuszając jednego z nich, a wykorzystując moment zaskoczenia, odbezpieczyłem broń M-11 Tłumiciel (z własnego wyposażenia), oddałem dwa strzały w klatkę piersiową ostatniego nieprzyjaciela wciąż trzymającego się na nogach. Zabezpieczając wcześniej teren, uwolniłem zakładników i wezwałem ewakuację.
Podsumowanie operacji:
- wszyscy zakładnicy odbici, stan nienaruszony;
- sześć celów zlikwidowanych;
- na pokład zabrano jednego więźnia w celu przesłuchania i zdobycia informacji w związku z wysoką rangą pojmanych negocjatorów;
- oddano cztery strzały (dwa z karabinu snajperskiego M-97 Żmija oraz dwa z pistoletu M-11 Tłumiciel);
- misja zakończona pełnym sukcesem;


W pewnym, niemożliwym do określenia poprzez wymazanie tych informacji z akt momencie, Tarus zostaje oddelegowany do współpracy z Turiańskim Oddziałem Specjalnym jako jeden z kandydatów do dołączenia do tego elitarnego grona żołnierzy. Po trzech miesiącach katorgi spowodowanej zmiennymi warunkami: przeszywającym mrozem, nieznośnym gorącem, pracy w ciężkim skafandrze ciśnieniowym czy pozostawieniu na obcej planecie bez możliwości ratunku na trzy tygodnie, Tarus wraz z innym kandydatem, Keratem, zostają wcieleni do grupy dowodzonej przez kapitana Vidinosa.

Poprzez kolejne lata Tarus zbierał doświadczenie uczestnicząc w kolejnych operacjach i wspierając armię w mniejszych konfliktach zbrojnych, w których udział brała turiańska armia. Teraz, mając lat 25 po raz kolejny znalazł się na Menae, by dowieść swoich umiejętności. Do punktu zero pozostało mniej niż 5 minut. Upewnił się, że karabin jest odpowiednio ustawiony, luneta skalibrowana, po czym przyłożył do niej prawe oko. Światło wślizgnęło się do pomieszczenia w ułamku sekundy, chwilę później do pokoju wkroczył cel. Strzelcowi w takiej sytuacji pozostają trzy ruchy przed ewakuacją: potwierdzenie tożsamości celu, wycelowanie, pociągnięcie za spust.

Ekwipunek:
- Standardowy generator tarcz;
- omni-klucz "Primo";
-20 tysięcy kredytów.

Środek transportu: Brak. (przydział do transportu wojskowego dobieranego specjalnie na wybraną misję)
Dodatkowe informacje: Brak.
ObrazekObrazek

Wróć do „Baza danych”