Baza danych to dział, do którego wklejamy nasze karty postaci z tym, że w tym przypadku jesteśmy w stanie je dowolnie zmieniać, aktualizować i dopisywać w historii z biegiem czasu nowe wydarzenia.

Morrigan Rutherford
Awatar użytkownika
Posty: 12
Rejestracja: 3 lut 2016, o 11:31
Miano: Morrigan "Doc" Rutherford
Wiek: 30
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Medyk polowy, kapral T2
Lokalizacja: Cytadela
Status: oczekuje na przydział, byczy się na przepustce
Kredyty: 3.685

Morrigan "Doc" Rutherford

24 lut 2016, o 15:39

Wiesz kto wygrywa walkę? Ci z lepszym medykiem.
RT1313
MIANOMorrigan „Doc” Rutherford
DATA UR.6 grudnia 2156r.
MIEJSCE UR.Terra Nova
RASACzłowiek
PŁEĆKobieta
OBYWATELSTWATerra Nova, Cytadela
SPECJALIZACJAInżynier
PRZYNALEŻNOŚĆPrzymierze Systemów
ZAWÓDMedyk polowy, kapral T2

ukończony Uniwersytet Medyczny w Pittsburgh'u na specjalizacji chirurgia, przeszkolenie bojowe Taktycznych oddziałów uderzeniowych

Cytadela, okręg Bachjret, mieszkanie nr 1313
Nie da się ukryć, że jest knypkiem. Przywykła już do faktu, że większość ludzi i innych ras patrzy na nią z góry. W połączeniu z filigranową sylwetką zdaje się być delikatną i niepozorną istotką. Wrażenie to pryska jednak gdy rozebrać ją do rosołu: ma ciało sportowca, szczupłe i umięśnione, po którym widać regularne treningi. Przez jasną skórę, często jest pytana czy dobrze się czuje, bo wygląda jakoś tak blado. Czarne włosy nosi ścięte w krótki bob, aby nie sprawiały problemów pod pancerzem. Okalają one sympatyczną, nieco dziecięcą twarz, w której uwagę przykuwają przede wszystkim duże oczy w kolorze błękitnego nieba. Gdy Morrigan jest w dobrym humorze i pozwala na to czas podkreśla je jeszcze lekkim, niebieskim cieniem. Całości dopełniają drobny nos oraz wydatne usta. W kwestii ubioru jest pragmatyczką: kieruje się przede wszystkim wygodą oraz funkcjonalnością. Luźne bluzy, kurtki, jeansy i porządne buty wiązane za kostkę, a na to wszystko narzucony biały kitel, kiedy stacjonuje w bazie. Dostała już kilka reprymend za nieprzepisowy strój, ale na razie nie zanosi się na poprawę.
Wzrost i waga: 165 cm, 60 kg
Skóra: jasna cera
Oczy: błękitne
Włosy: Czarne, ścięte w krótki bob
Znaki szczególne: Na prawym ramieniu ma wytatuowaną laskę Asklepiosa.
Niektórzy mogliby powiedzieć, że taki lekkoduch nie powinien być lekarzem. Morrigan niewiele rzeczy bierze na poważnie, nie zna żadnych świętości ani autorytetów, jeśli coś jest dla niej bez sensu, to krytykuje bez ogródek, ale zawsze wskazuje co należy poprawić. Każdy kto z nią służył wie jednak, że zrobi wszystko dla swoich pacjentów i gotowa jest poświęcić naprawdę dużo dla ich dobra. Nikogo nie spisuje na straty i jeśli ma choć minimalny cień na uratowanie czyjegoś życia, to będzie walczyła o to do końca. To w połączeniu z otwartością, czasami bolesną wręcz szczerością i bezkompromisowością sprawia, że zaskarbia sobie szacunek służących z nią żołnierzy, którzy bronią jej kiedy podpadnie komuś wyższemu rangą. Nie każdy dowódca akceptuje jej luźną interpretacje zasad, przez co czasami wpada w tarapaty. Kiedy jednak zostaje przydzielona do patrolu, staje się karna i bezwzględnie słucha rozkazów lidera. Jedną rzeczą jest kłótnia z urzędasem z zaopatrzeniówki w cieplutkiej i bezpiecznej bazie, drugą jest kwestionowanie rozkazów w potencjalnie niebezpiecznym miejscu i narażanie życia całego oddziału. Nie boi się śmierci, przywykła do niej jak i do faktu, że pacjenci po prostu czasami schodzą z tego padołu łez, pomimo jej wysiłków. Zwykła mawiać, że nikt nie jest niezastąpiony, nikt istnieje w specjalnym celu i wszyscy kiedyś umrą. Ktoś zapytał ją kiedyś po co w takim razie leczy żołnierzy, jaka jest różnica czy umrą w ogniu bitwy czy później? Odparła, że dla niej różnica jest żadna, ale zapytajcie dowolnego żołdaka, którego udało jej się uratować, jaką stanowi to dla niego różnicę.
Zainteresowania: Uwielbia muzykę z XX wieku, z lat 40. i 50. W omni-kluczu ma wgraną całą bibliotekę takich utworów – jeśli z kanciapy łapiduchów dochodzą dźwięki, przy których twoja praprababcia czuje się młoda, to prawdopodobnie Doc właśnie ma dyżur. Oprócz tego jest majsterklepką, kiedy ma wolny czas lubi składać niewielkie roboty, które wykonują różne, dziwne zadania – nawadniają kwiatki w jej siedzibie, pilnują skrytek z osobistymi rzeczami, mordują nośniki danych czy służą jako latarki zmieniające ustawienie na komendę. Najczęściej kiedy znudzi się jednym robocikiem rozbiera go i składa z niego inny. W razie potrzeby jest w stanie w polowych warunkach naprawić też zepsutą broń lub połatać pancerz na tyle, by ustrojstwa zaczęły przynajmniej działać.
Lęki: : Jej najgorszym lękiem jest całkowity paraliż i utrata świadomości. Co innego szybka śmierć, a co innego zostanie pozbawionym woli warzywem. Ma nadzieję, że jeśli kiedykolwiek coś takiego ją spotka, to ktoś łaskawie strzeli jej w łeb. Nie przepada za ciasnym tłumem i ciasnymi pomieszczeniami, w których nie ma swobody ruchu.
Przyzwyczajenia/zwyczaje: Stara się trenować przynajmniej przez godzinę dziennie, jest bałaganiarą, czasami mimowolnie naśladuje sposób mówienia lub poruszania się innych, zawsze ma przy sobie multitool.
Uzależnienia: Brak.
Znaki szczególne: Lubi biały kolor. Zwykle stara się zawsze mieć na sobie jakiś biały element garderoby.
Morrigan od zawsze śmiała się, że jej rodzina jest ze śmiercią za pan brat.

Jej ojciec, Anton Ruherford, pochodził z Ziemi gdzie w jednej z robotniczych dzielnic Chicago jego rodzina prowadziła nieduży zakład pogrzebowy. Nie zbijali na tym wielkich kokosów, ale wystarczało im na całkiem wygodne życie i edukację Antona, w przyszłości mającego przejąć interes. Pewnego dnia „klientem” tego wesołego przybytku stał się Jackob Brown, który niespodziewanie odszedł na zawał w wieku 80 lat. Ciężko odbiło się to na jego córce, Cassandrze. Załamana śmiercią jedynej bliskiej osoby, ledwo poradziła sobie z załatwianiem formalności. Pomógł jej wtedy właśnie Anton, którego oczarowała skromność i wytrwałość dziewczyny. Utrzymali wspólny kontakt i szybko przypadli sobie do gustu. Oboje pracowici i ambitni, choć z nie najbogatszych rodzin, pragnęli zapewnić sobie jak najlepszy byt.

Zbiegło się to z intensywną ekspansją kolonizacyjną ludzi. Kiedy pojawiła się możliwość zamieszkania na jednej z nowo założonych kolonii, nie zastanawiali się długo. Postanowili opuścić Ziemię i przenieść cały interes na Terra Nova. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Planeta rozwijała się dość szybko, kolonistów stale przybywało, a przy prowadzonych pracach badawczych zdarzały się wypadki. Ktoś musiał zajmować się zmarłymi, a oni mieli i doświadczenie, i zaplecze. Dwa lata po przybyciu Rutherfordów do kolonii, 6 grudnia 2154 roku urodziła im się córka, której przewrotnie postanowili nadać imię Morrigan. Dziewczynka rosła jak na drożdżach. Przyjacielska, otwarta i bystra nie miała problemów w szkole i była ogólnie lubiana, nawet jeśli ktoś czasami podśmiewał się z profesji jej rodziców. Sama zainteresowana niespecjalnie się tym przejmowała, ponieważ rodzice nigdy nie ukrywali przed nią czym się zajmują i dosyć szybko oswoili ją z tematyką śmierci.

Gdy w 2170 roku, gdy na Terra Nova odkryto złoża platyny liczba kolonistów zaczęła jeszcze szybciej rosnąć, a Rutherfordowie stale rozwijali swoją firmę. Morrigan miała wszystko czego chciała, a nawet więcej. Duży apartament, dobra szkoła i dodatkowe zajęcia, zabawki i gadżety, książki i zabawy; nie żałowano jej niczego. Sielanka ta trwała do 14 roku życia, kiedy prom, którym lecieli jej rodzice rozbił się przy podchodzeniu do lądowania. Jako oficjalną przyczynę podano błąd pilota. Wtedy jej życie wywróciło się do góry nogami. Była przekonana, że została sama, dziadkowie ze strony ojca nie żyli już od ładnych kilku lat, a matka nie utrzymywała kontaktu ze swoimi bliskimi i nigdy o nich nie wspominała. Niespodziewanie, niemalże znikąd, odnalazł się brat jej matki, wujek Steve ze swoją żoną i trójką dzieci. Przejęli całą firmę jako jedyna żyjąca rodzina i zaopiekowali się Morrigan, która początkowo była zachwycona. Znów miała rodzinę, prawda? Przez pewien czas wszystko układało się całkiem nieźle, jednak im stawała się starsza, tym więcej rzeczy zaczęła dostrzegać i rozumieć. Z pozoru były drobne i nieistotne zmiany. Musiała teraz zajmować się młodszymi kuzynami, oddać im swój pokój, miała dużo mniej czasu nie tylko na wyjścia z przyjaciółmi, ale również na dodatkowe zajęcia takie jak lekcje rysunku. Wujkowie nie zabierali jej nigdy ze sobą, gdy jechali na wakacje, nie kupowali tylu prezentów co swoim dzieciom, nie poświęcali jej tyle czasu co im. Jednocześnie nie mieli pojęcia jak zarządzać zakładem, który w efekcie ich marnych decyzji biznesowych, polegających głównie na trwonieniu kredytów, zaczął podupadać.

Kiedy Morrigan miała 16 lat doszło do pierwszej poważnej kłótni między nią, a ciotką. Poszło o jakąś banalną rzecz, której teraz nikt już nie pamięta, dziewczyna użyła argumentu, że ma przecież jakieś prawa w swoim domu. Ciotka stwierdziła, że to nie jest jej dom, ale ich. To ostatecznie uświadomiło Morrigan, że pojawienie się rodziny, której nie widziała na oczy nigdy wcześniej, było wysoce podejrzane. Próbowała dochodzić swoich praw sądzie, ale nic nie udało jej się wskórać. Miała dziwne wrażenie, że ktoś celowo rzuca jej kłody pod nogi. Rozprawy ciągnęły się w nieskończoność, odraczano je i przenoszono na inne dni bez poinformowania jej, a składane przez nią skargi zdawały się trafiać w próżnię. W końcu odnalazł się też nagle testament jej matki, w którym stało wyraźnie, że opiekunem majątku i jej osoby staje się wuj, do momentu w którym uzna, że dziewczyna będzie w stanie sama się wszystkim zająć. Niestety, nic nie precyzowało, kiedy taki moment ma nastąpić. Morrigan była pewna, że dokument jest fałszywy, ale nie była tego w stanie udowodnić. Zaprzestała walki, kiedy jeden z prawników, którego próbowała nająć zasugerował, żeby dała sobie spokój zanim straci resztę swoich pieniędzy. Uświadomiła sobie, że wuj musiał zawrzeć umowę z kimś wyżej postawionym, który torpedował wszystkie wysiłki. Sędzia, prokurator, urzędnik, którego skusił procent od zysków firmy? Zrozumiała, że dalsza walka nie ma sensu. Przez cały rok zbierała pieniądze imając się różnych prac i uczyła się po nocach, by dobrze zdać egzaminy kończące liceum. Na 18 urodziny sprawiła sobie najlepszy prezent jaki mogła: po wywołaniu olbrzymiej awantury, trzasnęła drzwiami i na zawsze opuściła zarówno domowe pielesze jak i kolonię na Terra Nova.

Chciała rozpocząć nowe życie, z dala od pasożytów z kolonii. Za miejsce realizacji swojego światłego planu obrała Ziemię i rodzinne miasto jej rodziców – Chicago. Za zaoszczędzone pieniądze wynajęła małą kawalerkę w podejrzanej dzielnicy. Było tam ciasno i śmierdziało kotem, a w okolicy lepiej było nie pokazywać się po zmroku, ale to wszystko stało się dla niej rajem, w którym mogła cieszyć się czymś, czego nie czuła dawno: wolnością. Oczywiście szybko okazało się, że nie stać jej na tak dużo wolności jakby chciała. Życie kosztowało swoje, pracowała za psie pieniądze od rana do nocy, a kredytów na opłacenie studiów nie przybywało tak szybko jak się podziewała. Musiała zrewidować swoje plany na przyszłość i wpadła przy tym w błędne koło: pracowała by mieć pieniądze na lepsze wykształcenie, które dałoby jej lepsze pieniądze, ale przez pracę nie starczałoby jej czasu na naukę. Z kolei bez wykształcenia utknęłaby w tej samej pracy za marne parę kredytów. Nie chciała oddawać marzeń o lepszym życiu, ale potrzebowała też pieniędzy. Po dwóch latach walki, kombinowania i planowania postanowiła zawrzeć pakt z diabłem i udała się do punktu rekrutacyjnego Przymierza. Podpisany kontrakt zapewniał jej opłacenie studiów oraz lokum na czas nauki, później miała za to dać zakuć się w kamasze.

Tak rozpoczęła się jej przygoda na collage’u, a potem na Uniwersytecie Medycznym w Pittsburghu. Dali jej tam nieźle popalić, zajęcia były trudne, wykładowcy wymagający, a rywalizacja między studentami duża. Żeby w przyszłości liczyć na dobry przydział musiała się mocno starać, ale dzięki wrodzonemu uporowi, towarzyskiemu charakterowi i odrobinie sprytu radziła sobie całkiem dobrze. Na trzecim roku odbyła praktyki w jednym ze szpitali na Cytadeli.

Wreszcie po 8 latach ciężkiej nauki, nieprzespanych nocy, hektolitrach wypitej kawy i litrach bardziej procentowych napojów otrzymała wymarzony dyplom lekarza chirurga. Tydzień po nim otrzymała również eleganckie zaproszenie ozdobione na samym początku symbolem Przymierza Układów. Słowo się rzekło, a diabeł zjawił się po jej duszę. Jaki miała wybór? Uciec i schować się na księżycu jakiejś zapomnianej planetki? Niewątpliwie romantyczne, pytanie tylko na jak długo.

Takim sposobem, w wieku 28 lat została rekrutem i przeszła podstawowe szkolenie w 103. Dywizji piechoty morskiej. Potrzebowała nieco czasu aby przywyknąć do wojskowej dyscypliny, słuchania rozkazów i noszenia munduru. Z początku nie najlepiej czuła się z ograniczeniami, które z tego wynikały, ale pod oddelegowaniu do oddziałów medycznych poczuła się jak ryba w wodzie. Poznała wielu ludzi i mogła szlifować swoje umiejętności polegające na krojeniu, szyciu, łataniu i cerowaniu żołnierzy nadszarpniętych w różnych walkach: z batarianami, z piratami, z niezbyt przyjaznymi formami życia. W 103. pieczę nad nią sprawował dr Benjamin „Hawkeye” Pierce, który szybko stał się dla niej mentorem i przyjacielem. To właśnie on nauczył ją jak odpuszczać w pewnych sytuacjach, nie brać wszystkiego na poważnie oraz pogodzić się z tym, że pacjenci czasem po prostu umierają, nawet jeśli wkłada całe serce w ich uratowanie. Do dziś utrzymuje z nim kontakt i czasami radzi się w trudnych przypadkach.

W czasie służby w 103. spotkało ją wydarzenie, które wciąż czasami śni się jej po nocach. Pewnego dnia przyleciał transport ciężko cywili z Trawersu Attykańskiego, gdzie grupa batariańskich terrorystów porwała prom, domagając się ograniczenia ludzkiej ekspansji w tym sektorze. Batarianie użyli w walce wyjątkowo silnego gazu nieznanego pochodzenia, którgo, jak się później okazało, nie wykrywały standardowe czujniki. Nie został odfiltrowany przez maski w pancerzach ochroniarzy, którzy ubezpieczali lot. Powodował on groźne oparzenia skóry oraz układu oddechowego. Operowali ludzi przez prawie 10 godzin niemal bez przerwy. To był jeden z najgorszych dni jej życia. Kiedy wreszcie dobiegł końca, a ona wracała do swojego małego pokoiku zauważyła światło dochodzące z pokoju Hawkeye’a. Zastała tam nie swojego przełożonego, a jego asystenta – Axtona Badrona, który pochylony nad prywatnym terminalem doktora zgrywał z niego dane na swój omni-klucz. Coś było nie tak. Pierce siedział jeszcze w mesie. Axton po zamknięciu ostatniego pacjenta stwierdził, że udaje się prosto do łóżka. Co robił tutaj? Dlaczego korzystał z prywatnego terminala doktora, a nie tego, który dzielili we trójkę? Morrigan bezszelestnie weszła do środka, jednocześnie wyciągając z kabury przydziałowego Predatora, którego wycelowała w plecy asystenta.
- Łapy do góry, powoli, tak, żebym je widziała. – powiedziała chłodno. Badron zesztywniał, ale wykonał polecenie, stając twarzą w twarz z lufą pistoletu.
- Morrigan, co się dzieje? Zgrywałem właśnie dokumentację medyczną…- zaczął, ale dziewczyna szybko mu przerwała.
- To ty mi powiedz co się dzieje. Czego szukasz w terminalu Pierce’a? – asystent milczał. Widziała tylko jak jego oczy poruszają się oceniając sytuację. – Niczego nie próbuj. Wystarczy, że krzyknę i będziesz miał na karku pół jednostki. Ręce w górze, wyżej. Zapytam ostatni raz. Czego szukasz w terminalu Pierce’a?

Agent najwyraźniej nie znalazł żadnego sensownego wyjścia z sytuacji. Przez chwilę wydawało jej się, że słyszy zgrzyt zębów.

- Pierce dostał raport od chemików na temat gazu. Mam możliwość wyśledzenia skąd pochodzi, kto go robi, powstrzymania jego produkcji. Ale musiałbym…
- Masz możliwość? Dla kogo pracujesz?
- A jakie to ma znaczenie? Możesz mnie wypuścić i mieć nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz musiała ratować ludzi poparzonych przez ten gaz. Możesz mnie oddać swoim przełożonym i liczyć, że Przymierze w końcu sprawnie i szybko coś zrobi, zanim zginą kolejni ludzie.
- I nadstawić za ciebie karku? Chyba nie najlepszy z ciebie agent, skoro dałeś się złapać zwykłemu łapiduchowi. Puszczę cię wolno, zostaniesz złapany przez najbliższy patrol żandarmerii, a mnie zapakują do kicia, wyślą na Skylliańskie Pogranicze albo każą leczyć te szumowiny z oddziałów obcych. Życie mi nie miłe czy jak?
- Przyznaję, popełniłem błąd, źle oceniłem sytuację. Ale nie wszystko stracone, prawda? Jesteś lekarzem, widziałaś jak działa ten gaz. Czy pewność, że nigdy więcej nie zostanie użyty przeciwko ludziom, przeciwko cywilom, nie jest tego warta? Wszystko, albo nic. Decyduj, nie możemy tu dyskutować wiecznie.

Pociągnął za czułą strunę. Obrażenia powodowane przez gaz były paskudne, bolesne, a ich zagojenie wymagało dużo czasu. Nikomu nie życzyła takiego losu, może po za tymi, którzy go używali. Dodatkowo „Axton” miał rację, tryby Przymierza mieliły wolno, czy naprawdę wierzyła, że zareagują odpowiednio szybko i zdecydowanie, uderzając w producentów gazu?

- Jaką mam gwarancję, że choćby ułamek z tego co mówisz jest prawdą?
- Nie masz. – odparł krótko.

Morrigan jeszcze przez krótką chwilę stała i trzymała go na muszce. Potem opuściła broń i bez słowa odeszła na bok. Agent sprawdził coś w omni-kluczu, zerknął na nią i spokojnym krokiem wyszedł z gabinetu. Dziewczyna wyszła kilka chwil po nim. Następnego dnia otrzymali wiadomość, że Badrona przeniesiono do innej jednostki. Nie widziała i nie słyszała nigdy więcej ani o nim, ani o gazie. Nikomu nie powiedziała co wtedy zaszło, nawet Pierce’owi. Do dziś czasami rozmyśla o tym, jakie konsekwencje miała jej decyzja. Faktycznie uratowała jakieś istnienia? Czy może właśnie dała do ręki nową zabawkę psycholom z Cerberusa?

Po roku służby u Hawkeye’a została przeniesiona do Taktycznych oddziałów uderzeniowych. Trafiała do różnych drużyn i miejsc, czasami służąc jako medyk na pokładzie statków, a czasami wspierając żołnierzy walczących w pierwszej linii. Składała ludzi na tyle dobrze, że po kolejnym roku służby dorobiła się stopnia kaprala T2. Obecnie przebywa na Cytadeli ciesząc się zasłużoną przepustką i czekając na kolejny przydział.
Brak. Korzysta z transportu publicznego lub promów Przymierza.

- 20 tys. kredytów
- omni-klucz „Primo” z omni-ostrzem, wariant: krio-mod
- standardowy generator tarcz
- standardowy pancerz
- uniwersalny multitool
- mała apteczka z podstawowym wyposażeniem: bandaże, środek odkażający, gaza, środek przeciwbólowy, skalpel
- kostka Rubika
- marker wodoodporny

- nie ufa istotom które nie mają oczu lub mają ich więcej niż jedną parę
- ma amerykańsko-irlandzkie korzenie. Dziadkowie ze strony matki byli rodowitymi Irlandczykami.
- lubi turian za to, że zawsze kończą swoją robotę, ale nie lubi ich kroić
- ma słabość do niezdrowego żarcia: pizzy, frytek i burgerów
- strasznie chciałby mieć psa lub kota, ale na razie tryb życia jej na to nie pozwala
- lubi gry komputerowe, choć rzadko ma czas grać
- ze studiów wyniosła jedną, bardzo cenną umiejętność: jest w stanie zasnąć niemal w każdych warunkach; na stojąco, na siedząco, w świetle czy umiarkowanym hałasie, wystarczy kawałek przestrzeni; lubi mówić, że godzinna drzemka to jak znaleźć 10 kredytów – niby nic, a jednak wystarcza na małą przyjemność

Wróć do „Baza danych”