Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[KANADA] Montreal

18 sty 2018, o 23:11

Uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała. Chyba nadal nie do końca rozumiała co miał na myśli, gdy mówił o seksownych rzeczach, bo z jej punktu widzenia było to zgoła coś innego. Krótka sukienka, którą miała na sobie w Sendai, nie zrobiła na nim takiego wrażenia, jak kombinezon, który nakładała pod pancerz. Ale nie musiała tego rozumieć, zresztą ona też z pewnością miała jakieś swoje własne upodobania, choć Striker raczej nie umiał ich jeszcze konkretnie określić - poza tym, że wyjątkowo odpowiadało jej, gdy pozwalał sobie na więcej gwałtowności.
- Nie wiem - odparła. - Przed chwilą nadwyrężałeś.
Jej uśmiech poszerzył się, gdy przyniósł jej jedzenie, a on sam pochylił się nad nią. Zerknęła na ciasto, ale powstrzymała się jeszcze od jedzenia, skoro Charles nad nią wisiał.
- Jak tak dalej pójdzie, to będę ważyć więcej od ciebie.
Nie groziło jej to, zwłaszcza, że i tak była kilka kilogramów do tyłu. Może to nawet lepiej, jej obojczyki i żebra przestaną tak odznaczać się na jej jasnej skórze i ubrania zaczną na nią z powrotem pasować, zamiast wisieć na jej biodrach tak, jak spodnie, w których wróciła dziś do domu.
- To mi będzie odpowiadać. Do wszystkiego się dostosuję - potwierdziła, a potem odwzajemniła pocałunek. Nie mógł być pewien, co dzieje się w jej głowie, ale doskonale widział, jak reaguje na niego jej ciało. I mimo, że dopiero wyszli spod prysznica, Wade musiała naprawdę za nim tęsknić przez te ostatnie dni.
Nie sprawiała teraz wrażenia osoby, która wszystko ma pod kontrolą, tak jak sprawiała na Islandii, czy później, gdy organizowała mu powrót na łono rodziny. Może gdyby przeszli się do restauracji, którą przerabiała sobie teraz wstępnie na biuro, mogłaby mu pokazać pracę, jaką w nią włożyła i wtedy wróciłaby Wade, którą pamiętał. Teraz siedziała przed nim kobieta, która faktycznie wpasowywała się w stereotyp pracownicy biurowej, która niczym nie wyróżniała się od przeciętnego mieszkańca Montrealu. Zwłaszcza gdy nie miała już siniaków, blizny na jej brzuchu i plecach zasłaniał materiał szlafroka, nie miała przy sobie broni, ani nawet generatora przy pasku. Reprezentacja tego normalnego życia, które mogliby mieć, gdyby jego życie potoczyło się inaczej. Teraz miał ją, ale oboje wiedzieli, że nie jest to do końca normalny związek. Z tym że o nieprzyjemnych rzeczach teraz mieli nie myśleć - znaczenie miała chwila obecna. Może i Wade nie do końca umiała tak funkcjonować, ale długi pocałunek Strikera przekonał ją do tego w stu procentach.
- Jeśli nie chcesz, to tylko mi powiedz - mruknęła cicho, gdy odsunął się od niej, choć wyraźnie się ucieszyła na tę obietnicę. Nawet jeśli pomysł z restauracją okazał się niewypałem, to nie znaczyło, że nie będzie tu z nim szczęśliwa. Przez chwilę przyglądała mu się z bliska, by w końcu unieść rękę i tak jak zawsze przesunąć palcami wzdłuż linii jego szczęki. Tak dobrze znajomy, czuły gest, którego musiało mu brakować.
- Ja ciebie też, Charles - powiedziała cicho, potwierdzając, że przez te dwa tygodnie rozłąki pod tym względem nic się nie zmieniło.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

19 sty 2018, o 01:55

- Tylko trochę. – Delikatnie się uśmiechnął. Nie uważał, że to co zrobił tak było jakoś super wycieńczające albo po prostu jeszcze nie czuł do końca konsekwencji tego wysiłku w swojej nodze. Może później, kiedy położy się do łóżka. Wtedy zazwyczaj ból pojawiał się znacznie częściej. Nawet w miejscach, które już dawno temu powinny przestać dawać się we znaki. Niestety lekarze nie potrafili mu pomóc w tej sprawie. Jego ciało było ciągle wystawiane na jakieś obrażenia. Nic dziwnego, że w końcu i medycyna się poddawała.
Parsknął śmiechem. Dobrze wiedział, że kilka kilogramów powinno jej pomóc. Szczególnie, że teraz naprawdę była wychudzona. Chyba pierwszy raz mógł zauważyć, że miała naprawdę dobrze wyćwiczone mięśnie. Zresztą to nie powinno go dziwić. Pewnie jeszcze kiedy Burel żył to musiała być ciągle przez niego ćwiczona. Sam wiedział jak to jest. Charles ćwiczył nawet jak nie musiał. Niektórych przyzwyczajeń nie dało się po prostu wyrzucić z głowy.
- Dobrze, że zgadzamy się w tej kwestii.
Usiadł ponownie obok niej. Rozejrzał się przez chwilę po pomieszczeniu za nim włączył telewizję. Jakoś mieli to w zwyczaju, że on oglądał wiadomości przez prawie cały czas, a ona czytała książki. W tej kwestii dobrze się dopasowali, szczególnie w tym jak dobrze się dogadywali milcząc. Czasami wręcz rozumieli się bez słowa. Wystarczyło im to, że byli obok siebie.
I właśnie chyba w tym momencie zrozumiał jak bardzo czuje się tutaj szczęśliwy. Jak bardzo właśnie siedząc na tej kanapie zbliżył się do normalnego życia. Miał gdzie mieszkać, miał cudowną kobietę, nawet mieli koty. Przebywanie właśnie tutaj sprawiało mu największą radość.
- Dobrze wiesz, że chce. Nigdzie nie będę się czuł tak dobrze jak tutaj.
Jej dotyk był naprawdę przyjemny. Tęsknił chyba za nim znacznie bardziej niż mu się wydawało. Było w nim coś przyciągające. To były dłonie osoby, która potrafiła zabić z zimną krwią, a zarazem być tak delikatną. Do tego tylko dla niego. Nikt więcej nie miał prawa być tak blisko niej jak on. Może to też sprawiło, że poczuł się w końcu specjalny. Nie był kolejnym trybikiem w maszynie, nie był jednostką o której można było zapomnieć.
Dlatego, kiedy odpowiedziała mu na słowa, które powiedział wcześniej poczuł jak jego serce znowu mocniej zaczęło bić. To raczej były jedne z tych słów, które nie padało z ich słów zbyt często. Nawet, kiedy spędzali czas razem to nie wypowiadali ich od tak. Tak jakby to co mówią znaczyło znacznie więcej niż się mogło wydawać. Charles zrobił więc coś niespodziewanego. Obrócił się w jej stronę, a jego ręka ponownie zawędrowała pod materiał jej szlafroka. Przysunął się bliżej niej tak aby napierać na nią swoim ciałem i zmusić wręcz do powolnego położenia się na kanapie. Zrobił też jedną bardzo ważną rzecz. Bardzo szybko uciszył ją pocałunkiem, kolejny raz smakując jej miękkich ust.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

19 sty 2018, o 12:52

Wade wyraźnie nie czuła się przekonana, ale dotyk Strikera szybko odwrócił jej uwagę od niepewności. W chwilach takich jak ta łatwo było zapomnieć o tym, że po ostatniej kłótni postanowił ją zostawić i wynieść się na drugą stronę kuli ziemskiej. Nie myślała o tym, gdy jego ciepła dłoń wsunęła się pod jej szlafrok, bo zwyczajnie nie potrafiła gniewać się teraz na niego i mieć pretensji o cokolwiek. Choć wyraźnie nie spodziewała się teraz tego, co robił.
Była zaskoczona, ale pocałowała go z takim samym zaangażowaniem, z jakim on pocałował ją. Być może jeszcze coś chciała powiedzieć, ale nie potrafiła przebić się przez to, co robił z nią on. Zaprotestowała cicho, z rozbawieniem, ale nie wyszło jej to najbardziej przekonująco. Kot gdzieś w międzyczasie zeskoczył z jej kolan, oburzony, i poszedł do miski z jedzeniem, która w przeciwieństwie do Sonii zawsze zapewniała wsparcie emocjonalne. Popchnięta przez Charlesa kobieta położyła się więc powoli, podpierając się najpierw przez chwilę na łokciach, jakby liczyła na to, że jednak będzie mogła pozostać w pozycji siedzącej.
Nawet nie patrzyła w telewizor, nie wiedziała co Striker włączył i raczej nie zamierzała tego oglądać. Zresztą częściej zdarzało się jej czytać przy muzyce, niż faktycznie cokolwiek oglądać. Duży ekran przydawał się więc bardziej mężczyźnie, za każdym razem kiedy przebywał w tym mieszkaniu. Teraz jednak Wade była skupiona w stu procentach na Charlesie, przez co nie zauważyła ciasta, które strąciła z podłokietnika swoją głową. Talerz padł upadł na podłogę z hukiem, ale nie rozbił się - kobieta drgnęła, przestraszona i na moment oderwała się od ust Strikera, by sprawdzić, co było przyczyną hałasu.
- Chciałam to zjeść - jęknęła cicho. - Nie dasz mi chwili spokoju.
Szlafrok zsunął się z jej biodra, odsłaniając częściowo zakryty bielizną dobrze znajomy tatuaż, tak samo jak po raz kolejny zjechał z ramienia. Był luźno związany, nieprzeznaczony do nieprzewidzianych ruchów, takich jak te. Tym razem jednak niczego nie poganiała, bo najwyraźniej dotarło do niej, że nie obudzi się nagle, orientując się, że jednak jest w domu sama. Charles do niej wrócił i mimo, że plany, które snuli jeszcze nie tak dawno temu, legły w gruzach przez Cerberusa i Przymierze, to jednak był obok. W końcu.
Odchylila głowę do tyłu, odsłaniając szyję i dekolt dla ust mężczyzny i delikatnym ruchem ręki skierowała go w tamtą stronę, obejmując go potem już nie tak mocno, jak robiła to pod prysznicem, ale z zupełnie inną emocją. Na dobrą sprawę wcale nie potrzebowali Islandii do szczęścia, choć może faktycznie dobrze im zrobi wyrwanie się stąd.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

19 sty 2018, o 15:00

Trudno było opisać uczucia Charles’a w momencie, kiedy pierwszy raz w jego życiu zagościła osoba, która naprawdę kochał. Pierwszy raz spotkał go taki rodzaj miłości. Jeden z tych w których najchętniej rzuciłby to wszystko w cholerę, wyleciałby na jakieś zadupie i uprawiał z nią kosmiczne ziemniaki. Byle tylko mogli już zostać sami i być szczęśliwi dokładnie tak jak teraz. Wiedział, że popełnił błąd uciekając wtedy ale teraz już nie zamierzał nigdy go powtórzyć. Jego dłoń zjechała niżej gdzieś koło linii bioder i przysunął ją do siebie.
Czuł się jak jakiś nastolatek, który pierwszy raz się zakochał. Nie była może ideałem ale była naprawdę blisko by nim zostać. Pochylił się nad nią, a upadający talerzy przyciągnął dosłownie tylko na chwilę jego uwagę.
- I tak jeszcze jest dużo tego ciasta. – Tym razem on delikatnie przejechał dłonią po jej policzku. – Nie dam ci już chwili spokoju już nigdy.
Na jego twarzy zagościł uśmiech tak szczery, że trudno było uwierzyć w to czym się zajmował Striker. Mógł się też tak zachowywać bo był po prostu blisko niej. Chyba tylko dla niej był właśnie taką osobą. Człowiekiem, który miał umrzeć wraz z momentem, kiedy dołączył do Rosenkova. Raczej nikt sobie nie wyobrażał, że w tym człowieku wciąż tliło się tyle ludzkich uczuć i zachowań. Szczególnie teraz, kiedy po raz kolejny był tak bardzo delikatny wobec niej i tylko niej.
Zrobił to co prosiła. Nie musiała zresztą. Na swój sposób wiedział już co jego kobieta lubi. Dlatego jego usta bardzo szybko zaczęły całować jej długą szyję, schodząc powoli coraz niże, aż do dekoltu. Jedną dłonią wciąż musiał się nad nią podtrzymywać, druga jednak miała znacznie większe pole do manewru. Trzymał ja na jej płaskim brzuchu, jeden nie musiała długo czekać, aż zacznie ona wędrować niżej.
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham, Sonya. – Znowu wrócił do jej ust. Jego dłoni zaczęła już wędrować w stronę zakrytej części tatuażu. – Chyba tylko dzięki tobie mogłem znowu stać się człowiekiem.
Przywarł do jej szyi ustami. Czekając, aż ponownie będzie mógł usłyszeć z jej ust te same dźwięki rozkoszy jak wcześniej. Szczególnie, że tym razem już wiedział jak ją zadowolić. Przynajmniej taką miał nadzieję. Chciał jak zawsze zresztą, żeby to ona byłą najszcześliwsza.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

19 sty 2018, o 16:08

Wade zdecydowanie nie planowała reszty tego wieczoru w ten sposób. Była zmęczona i śpiąca zwłaszcza po tym, co działo się w łazience, i po dobrym posiłku. Najlepszym, co można było teraz zrobić, to pójść spać. A jednak wyglądało na to, że wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Leżała teraz na plecach, obsypywana kolejnym pocałunkami przez wiszącego nad nią mężczyznę, a jej półnaga teraz klatka piersiowa unosiła się i opadała szybciej, niż zwykle. Osuszone ręcznikiem włosy nadal były wilgotne, pachnąc charakterystycznie, zapachem, który Striker rozpoznałby chyba wszędzie.
- Wiem - szepnęła cicho, choć zabrzmiało to bardziej jak westchnięcie. Nie potrzebowała zbyt wiele czasu na to, by zapomnieć o otaczającym ją świecie i poddać się temu, co robił z nią Charles. - Cicho. Zawsze nim byłeś.
Tym razem pilnowała, by nie podrapać go swoimi długimi, pomalowanymi na czarno paznokciami. Nie chciała tworzyć dodatkowych ran, skoro już i tak za ich część była odpowiedzialna. Materiał jej szlafroka był miękki i chłodny, tak samo zresztą jak jej skóra. W porównaniu do tego, jak ciepły był Striker, całkiem dobrze się uzupełniali. Gdzieś w międzyczasie sięgnęła do paska i rozwiązała go, pozwalając połom ubioru rozsunąć się swobodnie na boki, odsłaniając wszystko, co zakrywał do tej pory, bo w pewnym momencie przekroczyło to granicę niezobowiązujących pocałunków.
Gdy otwierała oczy, miała w nich te same emocje, które czuł on. Te, których nie dało się udawać. Striker zdecydowanie częściej wyznawał jej uczucia - jej się to zdarzyło dotąd ze trzy, może cztery razy. Ale nie musieli sobie tego udowadniać, bo mieli przed sobą wszystkie dowody, jakich potrzebowali. Mężczyzna wszystko wiedział i rozpoznawał teraz, w tych oczach, które widziały w nim więcej, niż ktokolwiek inny. Które nie potrafiły kłamać, gdy chodziło o relację, która nie miała prawa wytworzyć się między nimi, a jednak to zrobiła.
Jej biodra uniosły się mimowolnie, gdy przyciągnęła Strikera do siebie, nie kontrolując już swoich odruchów. Urywane westchnięcia, które wyrywały się z jej ust, trafiały prosto do ucha znajdującego się tak blisko mężczyzny. To nie było to, do czego przywykł przez ostatnie dwa tygodnie, a mimo wszystko to objęcia Wade były jedynym właściwym dla niego miejscem na Ziemi. W końcu pomogła mu pozbyć się zarówno swojej, jak i jego bielizny, tym razem już na spokojnie, powoli doprowadzając znów do tego, do czego tak czy inaczej miało dojść.
A później, tak, jak zawsze, czas zupełnie przestał mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie. I jednak okazywało się, że rozstania, nawet tak dramatyczne, miały też swoje plusy.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

19 sty 2018, o 18:30

W momencie, kiedy ściągnęła z niego jego bieliznę mężczyzna złapał ją dłońmi i pomógł jej usiąść. A, dokładnie usiąść na jego kolanach. Niestety on już nie był wstanie dłużej powodować nacisku na gojącą się nogę. Tym razem to chyba on był osobą z którą, trzeba było się obchodzić trochę ostrożniej. Może nie okazywał tego zbytnio ale od czasu do czasu można było zobaczyć delikatny grymas bólu, kiedy był nad nią pochylony. Dlatego teraz to on musiał być dość bierny w tym co się działo.
Nie widać było jednak tego bólu, kiedy przysunął kobietę bliżej do swojej klatki piersiowej i ponownie złączyli się w pocałunku. Jego dłonie wciąż wędrowały po jej ciele ale wolniej. Nie tak jak pod prysznicem. Może dotarło teraz do niego, że nawet w chwilach jak ta, mają cały czas na świecie tylko dla siebie. Nikt im nie miał prawa teraz przeszkadzać. Nawet nie czuł się dziwnie wiedząc, że gdzieś tam mogą ich obserwować jej koty.
W jego dotyku dalej mogła wyczuć tęsknotę płynącą od mężczyzny, który miał być pionkiem w drodze do celu jaki miała wykonać. Chyba codziennie dziękował światu, że tego dnia postanowił podjąć inną decyzję. Nie chciał się mścić, nie chciał jej skrzywdzić. Chciał pomóc. Nie spodziewał się, że ta jedna decyzja tak bardzo może zmienić życie ich obojga. Szczególnie, że patrząc na to co zrobili razem przed te miesiące świadczyło bardziej o tym, że ich związek zamiast trwać niecałe dwa miesiące, w jego wyobrażeniach mógł trwać i wiele lat. Szczególnie widząc jak wiele Sonya poświęciła dla niego. Nawet pojechała z nim do jego rodziców na święta.
Kolejny raz tego dnia jego ciało spięło się w kilku silniejszych zrywach przyciskając do siebie kobietę jeszcze mocniej niż wcześniej. Nie ruszał się jak zawsze pozwalając jej dojść do siebie. Pozwalając jej kolejny raz wtulić się w jego szyję co robiła dość często za każdym razem, kiedy uprawiali seks. Palcami delikatnie jeździł po jej jasnych plecach. Jeśli cokolwiek by jej się stało to sam już nie wiedział czy by sobie poradził z taką stratą. Miał jednak teraz o tym nie myśleć. Tak też zrobił.
- Chcesz iść spać? – Spytał zdyszanym głosem. Tym razem on nie mógł zbytnio dojść do siebie. Przypatrywał się jej zmęczonej osobie. Raczej jego niespodziewany powrót musiał być dla niej bardzo męczący. Dłońmi złapał za jej linie podbródka i delikatnie kciukami pogłaskał jej policzki. Była najpiękniejszą osobą jaką znał.
Kolejny raz cisza pomiędzy nimi nie wydawała się być krępująca. Cieszyli się po prostu sobą nawzajem starając się nacieszyć sobą najmocniej jak tylko mogli. Naprawdę czuł się jak nastolatek, który zaprosił swoją dziewczynę do domu, kiedy jego rodzice gdzieś wyjechali. Starając się wykorzystać czas tylko dla nich. Czasami marzenia z okresu młodzieńczego spełniały się wyjątkowo późno. Do tego w znacznie gorszych warunkach.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

19 sty 2018, o 19:25

Wade podniosła się, zostawiając szlafrok gdzieś po drodze, bo w tej chwili go nie potrzebowała. Usiadła okrakiem na kolanach Strikera, uśmiechając się lekko, tym uśmiechem, który zarezerwowany był tylko dla niego. Chyba nie miała nic przeciwko temu, by przejąć trochę inicjatywy, skoro mężczyzna jednak musiał się oszczędzać. To samo zresztą robiła na początku, w Sendai, gdy Charles nie był jeszcze pewny, czy w ogóle może jej dotknąć, czy utnie mu ręce za taką próbę. I teraz było podobnie, poruszała się w ten sam, dobrze znany mu sposób, który stopniowo doprowadzał go na skraj wytrzymałości. Złapała jego przesuwające się po jej ciele dłonie i poprowadziła je na swoje biodra, zaciskając je na nich mocniej, jakby w ten sposób dała mu do zrozumienia, czego oczekuje, a potem już zapomniała o całym świecie.
Gdy siedziała w niego wtulona przez długą chwilę, mogło się wydawać, że już zasnęła. Ale nie, bo gdy zadał jej pytanie, nie wybudziła się nagle, tylko westchnęła cicho i początkowo nie odpowiedziała. Siedziała tylko na swoim miejscu, w milczeniu uspokajając oddech i drżenie ciała. Skupiając się na przyjemności, którą dawały gładzące jej plecy palce mężczyzny. Jej skóra już nie była chłodna, teraz rozgrzała się cała, tak samo jak jej ręce, które też dla odmiany przestały być zimne. Dopiero kiedy podniósł jej głowę delikatnie za podbródek, by móc spojrzeć jej w oczy, Sonya uśmiechnęła się do niego.
- Chcę, ale nie sama - odparła.
Przez chwilę jeszcze siedziała nieruchomo, pozwalając Charlesowi przyglądać się sobie, sama odwdzięczając się tym samym. Jakby próbowała zapamiętać tę pokrytą bliznami twarz i klatkę piersiową. Jakby miał zostawić ją jeszcze jutro i wrócić za kolejne dwa tygodnie.
W końcu podniosła się z jego kolan i zgarnęła leżący obok szlafrok, by owinąć się nim jednak. Nie na długo, bo tak czy inaczej zamierzała przebrać się w koszulę nocną, która czekała na nią w sypialni. Sięgnęła tam po grzebień i zabrała się za rozczesywanie długich włosów, jednocześnie przez ramię zerkając na Strikera - człowieka, który tak diametralnie zmienił jej smutne życie.
- Zapomniałam ci powiedzieć, że mam coś dla ciebie - rzuciła, zaglądając do szafy i wyciągając coś z jednej z szuflad. - Zupełnie o tym zapomniałam po Omedze, zresztą nie wiem, czy ci się przyda, ale pomyślałam, że chciałbyś to jednak mieć. Wzięłam wtedy ze sobą, chociaż może nie powinnam.
Odwróciła się, wyciągając w jego stronę pojemnik, który najwyraźniej zabrała ze starej komórki Rosenkova na Omedze. Faktycznie, miała później sporo czasu, żeby mu to dać, ale było też dużo innych zmartwień, jak choćby święta, czy jego nieobecność.
- Ale chyba jest już zbyt wyschnięta, żeby się nadawała do picia. Nie wiem. Jak na swoje azjatyckie korzenie wyjątkowo mało wiem o parzeniu herbaty, wybacz.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

19 sty 2018, o 20:10

Uśmiechnął się sam do siebie czując jak jej ciało w końcu się rozgrzało. Nie zdarzało się to zbyt często, jednak za każdym razem, kiedy już do tego dochodziło zawsze mógł się zachwycać jej rozmarzonym wyrazem twarzy, który był chyba najrzadszy w jej palecie emocji. Nie przestawał gładzić jej pleców wiedząc, że jej to odpowiada. Naprawdę miała coś z zachowania kota jeśli otworzyła się przed jakąś osobą. Cud chciał, że akurat tym szczęściarzem był Charles.
- Przecież nie pozwolę ci dzisiaj samej iść spać.
Chyba powoli wracał ten sam Charles z czasów, kiedy byli na Omedze. Znacznie bardziej otwarty i łagodniejszy. Przeciągnął się kanapie na tyle ostrożnie by kobieta z niego nie spadła. Nie chciał aby tak szybko sobie gdzieś poszła. Więc starał się pozostać w bezruchu najdłużej jak potrafił. Lubił czuć ciepło jej ciała.
Pozwolił jej w końcu zejść z siebie. Nie pozwalając sobie chociaż na chwilę aby oderwać od niej wzrok. Szczególnie za nim zdążyła założyć szlafrok. Szczególnie, kiedy się po niego schyliła. Nie wiedział dlaczego ta kobieta tak na niego działa. Żadna wcześniej nie miała nawet szans, żeby wywołać u Strikera tak niezdrowe podniecenie każdym ruchem. Nie był już nastolatkiem więc nie ruszał go już widok cycków czy kogoś nago ale będąc nawet na Trouge nie potrafił poczuć czegokolwiek wobec kogokolwiek będąc tam. Dopiero, kiedy wrócił tutaj poczuł to co powinien czuć facet prawie zawsze.
W końcu wstał z miejsca i złapał za swoje bokserki. On też nie zamierzał teraz chodzić całkowicie nago po jej mieszkaniu, ryzykując, że natrafi na oceniające spojrzenie ze strony kotów. Raczej nie widziały zbyt często aby ktoś robił takie rzeczy z ich opiekunką. Chociaż to koty. Może bardzo dobrze to rozumiały.
Podszedł do framugi drzwi prowadzących do łazienki. Po drodze zabrał paczkę papierosów, zapalniczkę i już zimne herbaty. Odpalił jednego w drzwiach. Może i miał wiele blizn i tatuaży ale był zbudowany niczym taran. Przynajmniej muskulaturą mógł się pochwalić. Podał kobiecie już zimny czaj, a sam od niej odebrał swój susz.
- Może i już jest strasznie wysuszona ale coś pewnie da się wykombinować aby doprowadzić ją do lepszego stanu.
Upił łyk herbaty i odstawił kubek na komodę. Sam otworzył pojemnik przyglądając się zasuszonym liściom. Nie wyglądały najlepiej. Stały tam naprawdę długo ale nie było na nich śladu pleśni i całej reszty. Musiał ja tylko odnowić. A to był proces, który trochę zajmie. Wciąż jednak nie wierzył w to jak pazernym był człowiekiem wtedy aby taką sumę pieniędzy wsadzić w ten pojemnik. Raczej większość ludzi uznałaby za wariata, a bogacze za ekscentryka. Na pewno większość bogaczy na Trouge. Tamci woleli wydać kredyty na dziwki i dragi. Każdy miał chyba inne hobby.
- Wiesz, że moja rodzina pochodzi z Niemiec? – Uśmiechnął się do niej. – Nie opowiadałem ci chyba o klątwie Strikerów prawda?
Zapytał wiedząc, że pewnie i tak będzie chciała usłyszeć o czym będzie mówić. Po prostu lubił widzieć jak patrzy na niego z zainteresowaniem.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

20 sty 2018, o 00:52

- Jak chcesz to zrobić? Na odsuszaniu herbaty też się znasz? - parsknęła śmiechem, przekładając włosy na jedno ramię i przeczesując je jeszcze grzebieniem, choć nie były już poplątane. Gdy były mokre i zaczesywała je do tyłu, tak jak w tej chwili, albo gdy związywała je do walki w ciasny kucyk, czy też warkocz, wydobywało to ostrość jej rysów twarzy. Ostro zarysowane kości policzkowe, zwłaszcza teraz, gdy schudła i ciemną oprawę oczu. Na co dzień nosiła je jednak rozpuszczone, albo w luźnych upięciach, co dodawało jej łagodności. - Jest cokolwiek, czego nie potrafisz, jeśli chodzi o jedzenie i picie?
Odłożyła grzebień i usiadła na brzegu łóżka, zupełnie tak jak wcześniej, zanim wyjechał. Siadała tak i czekała, aż on też się przebierze, aż zdecyduje że chce się położyć i dopiero wtedy wpakowywała się pod kołdrę, prosto w jego ramiona. Niektóre nawyki, choć nabyte niedawno, nie zmieniały się.
- Z piciem to może niekoniecznie, bo nie pijasz alkoholi, więc wątpię, żebyś jeszcze drinki umiał robić - zauważyła. - Ale kawę robisz przednią. Aż ciężko uwierzyć, że sam jej nie lubisz.
Ona też nie mogła zrozumieć, dlaczego wydał tyle kredytów na pudełko herbaty, o czym mówiła mu jeszcze na Omedze, zanim ruszyli ratować Daryla z rąk turiańskich separatystów. Myśleli, że po tym będą mogli już odpocząć, wrócić tutaj i spędzić ten czas spokojnie, bez problemów wiszących nad głową. Życie trochę to zrewidowało, wciągając mężczyznę w szeregi Cerberusa. Tego nie mieli możliwości się spodziewać, nawet Sonya, która wydawała się wszystko wiecznie mieć pod kontrolą. W sumie teraz, gdy to Charles chciał zabrać ją na Islandię i zorganizować jej wypoczynek, musiała to być dla niej miła odmiana.
- Klątwie? Nie - odchyliła się do tyłu i oparła rękami za plecami, na materacu. Patrzyła na palącego mężczyznę z uśmiechem. - Nie wiem o co chodzi, ale mam nadzieję, że nie jest zaraźliwa. Wystarczą mi moje własne.
Po chwili namysłu podniosła się jednak i weszła do łóżka, pod kołdrę, choć póki co siadając tylko i opierając się plecami o zagłówek. Podciągnęła do siebie kolana i splotła na nich dłonie. Gdyby ktoś obcy zobaczył ją teraz, w tej jasnoszarej pościeli i delikatnej koszuli nocnej, w życiu nie zgadłby do czego jest zdolna. Ale może to i dobrze, lepiej było zachować pozory, tak jak zachowywał je Striker za każdym razem, gdy udawał przed kimś umięśnionego głupka.
- To jaka klątwa na was ciąży? - spytała, chyba szczerze zainteresowana, dużo bardziej tą ciekawostką, niż faktem, że jego rodzina wywodzi się z Niemiec. - Klątwa za małych łóżek i za niskich kobiet?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

20 sty 2018, o 03:26

- Jako tako tak. Uwierz mi, kiedy nie mieliśmy zadań w Rosenkovie można było zwariować. – Westchnął. – Nie mieliśmy jako takich znajomych, nie mogliśmy opuszczać koszarów, nie mogliśmy w sumie nic. Trzeba było znaleźć sobie jakieś hobby, aby nie zwariować. Ja zainteresowałem się kawą i herbatą. Przynajmniej miałem czy zająć umysł.- Trochę się zawstydził ale w końcu odpowiedział. – Nie umiem sobie poradzić z kuchnią francuską. Jest dla mnie niezrozumiała, do tego cały czas wymagają dodawania wina do przepisów.
Wzruszył ramionami. Wiedział, że przy tym jak kobieta lubi wino to i pewnie dania francuskie przypadły by jej do gustu ale po prostu nie potrafił się przekonać. Może, kiedyś znajdzie czas aby nadrobić te zaległości. Zaciągnął się papierosem. Wrócił znowu do kuchni, aby zabrać stamtąd popielniczkę. Kupili ją specjalnie dla niego. Ona, już chyba paliła znacznie mniej tych ziółek z Thesii. W ogóle wydawała się być zestresowana ale radziła sobie z tym znacznie lepiej.
- Jak siedziałem w więzieniu to pracowałem na stołówce. Potem Bratva zauważyła, że mam talent nie tylko w zabijaniu więc zostałem osobistym kucharzem i ochroniarzem jednego z Vorów v zakonie. – Zaśmiał się. – Ten jednak zamiast lubić czaj jak każdy prawdziwy Rosjanin to wolał kawę. Więc nauczyłem się ja parzyć.
Bardzo prawdopodobne że piła dokładnie tak samo przygotowaną kawę jak jakiś rosyjski gangster. To musiało brzmieć dość komicznie. Musiał naprawdę robić często ten trunek skoro wychodził mu tak dobrze. I to raczej nie była wina tego, że byli w sobie zakochani, bo doceniała ją już na Islandii. Po prostu szybko się uczył w przygotowywaniu rzeczy związanych z jedzeniem.
Obserwował ja jak szykuje się do snu. Mógłby na to patrzeć, każdego wieczora. W jego oczach dosłownie na sekundę zagościł pewnego rodzaju smutek. Mimo, że nie chciał o tym myśleć to wciąż była szansa, że on po prostu tego nie przeżyje. Wciąż miał nadzieję, że chociaż nic jej się nie stanie przez to w jakim gównie się znajdował. Chociaż ta cała otoczka w której starali się jakoś normalnie funkcjonować wpływała pewnie na nich pewnie bardziej pozytywnie niż mogło się wydawać.
- Ponoć wywodzi się ona jeszcze z czasów pierwszej wojny światowej. A, przynajmniej od tego czasu cokolwiek o tym wiadomo. – Parsknął śmiechem. – Moi przodkowie walczyli po stronie Cesarstwa Niemieckiego. Ponoć rodzina była bardzo liczna i rozpierzchła się po wojnie do różnych krajów. Niektórzy przenieśli się do RPA, niektórzy do Azji, ponoć ja wywodzę się z odnogi Brytyjskiej.
Nie wyglądał na Brytyjczyka. Widać prawie dwieście lat od tamtych czasów naprawdę mogło zmienić wygląd człowieka. Jednak Striker zmierzał do czegoś w swojej opowieści.
- Potem pokolenie dzieci z pierwszej wojny światowej walczyło podczas drugiej po różnych stronach konfliktu. Po wojnie w końcu wychodzi linia z której wywodzę się ja. Czyli Amerykanów. Ponoć nasza rodzina zdążyła się jeszcze załapać do konfliktu w Korei. Potem Wietnam, następnie Afganistan. I tak dalej, aż do wojny pierwszego kontaktu i zabawy z gethami. Moja rodzina wykrwawia się na polach bitew od setek lat. Zaczynasz chyba łapać schemat prawda? – Westchnął. – Ponoć mamy to w genach. Jakaś wewnętrzna chęć do walki i bycia w centrum akcji. Klątwa zawsze spadała na pierworodnych. To oni mieli być kolejna generacją żołnierzy. W tym wypadku miałem być to ja, moje miejsce zajął Daryl. Chociaż chyba widzisz różnicę między mną a nim.
Szczerze mówiąc to za nic nie byli do siebie podobni. I może coś w tym było. Może Charles nie miał urody swojego brata, jego charyzmy czy łatwości w kontaktach. On miał cechy, które idealnie pasowały do super-żołnierza. Zresztą jak przysłuchać się tej historii to brzmiało to trochę jak eugenika. Tylko najsilniejsi ludzie z jego nazwiskiem byli wstanie przetrwać i zaczynał się kolejny cykl. Rodziło się kolejne pokolenie, silniejsze od poprzedniego. Teraz było trzeba tylko czekać na kolejną wojnę z której wyjdą najsilniejsi. To naprawdę musiało brzmieć przerażająco.
- To zresztą tłumaczy dlaczego tak długo przetrwałem. Pewnie muszę odhaczyć jakąś porządną wojnę za nim zginę na jakiejkolwiek misji.
Wzruszył ramionami. To też była prawda. Często wychodził z różnych misji bez zadrapania, a te ostatnie nie były zdobyte nawet podczas całej zabawy na Trouge. Dopalił szybko papierosa i zgasił go w popielniczce. Zapalił następnego. Sonya wiedziała, że przed snem zawsze musiał wypalić dwa. Taki dziwny rytuał.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

20 sty 2018, o 19:43

Uśmiechała się do niego, całkowicie już zapominając o tym, że cokolwiek było nie tak, w momencie, w którym zaczął opowiadać. I mimo, że jego słowa dotyczyły wspomnień z więzienia, to chyba brzmienie jego głosu pozwalało jej odciąć się od tego, co męczyło ją przez ostatnie tygodnie. Wrócił Striker, z którym nie musiała rozmawiać o tym, co bolało ich oboje i chyba na moment nawet zapomniała o restauracji, która wciąż leżała na jej duszy ogromnym ciężarem. Pewnie sam fakt, że przerabia ją na biuro nie był taki straszny, jak wciągnięcie w to Emily, która wciąż jeszcze była właścicielką lokalu i Sonya pewnie nie mogła się przemóc, żeby zadzwonić do niej i poinformować ją, że przepisuje to jednak na siebie.
- To wzruszające - zaśmiała się cicho. - Nauczyłeś się parzyć dla mnie kawę w więzieniu. Piękne.
Przyglądała mu się nadal, gdy mówił o swojej klątwie, choć przez dłuższą chwilę wyglądała, jakby nie była skupiona na jego słowach, a na czymś zupełnie innym. W końcu jednak wybudziła się z tego swojego transu i wróciła do rzeczywistości, chyba dobrze łapiąc się w kontekście. Pokiwała głową, gdy spytał, czy rozumie schemat, bo trudno było go nie zrozumieć.
- Różnice są spore - stwierdziła, podsumowując porównanie Charlesa i Daryla, nie wymieniła ich jednak. Niektóre były oczywiste na pierwszy rzut oka i czysto fizyczne, części jednak nie dało się zauważyć od razu, tylko trzeba było choć trochę ich poznać. To też już miała możliwość zrobić i choć jej opinia z pewnością nie była obiektywna, to rozumiała, co Striker ma na myśli. Podążała wzrokiem za żarzącą się końcówką papierosa w jego dłoni, pewnie czekając tylko aż skończy i oboje będą mogli się położyć.
- Daj spokój - żachnęła się. - Gdzie tu jakieś wojny w naszych czasach. Wszystkie rasy się dogadują, czasem tylko wyskoczy jakiś Cerberus albo coś podobnego i narobi zamieszania, ale to nadal nie jest wojna. Może jak to wszystko się skończy, to pójdziesz sobie na wcześniejszą emeryturę, będziesz siedział i uprawiał marchew.
Wzruszyła ramionami. Może to były jakieś urywki optymizmu, który jednak czasem się jej zdarzał, a może zwyczajne obietnice bez pokrycia, takie same jak oklepane "wszystko będzie dobrze", albo "będę na ciebie czekać".
- Myślisz, że jeśli nie będzie żadnej wojny za twojego życia, to klątwa się skończy? - spytała, nie biorąc jej chyba do końca na poważnie. - Wolałabym, żebyś nie ginął jednak.
Gdy zobaczyła, że powoli kończy drugiego papierosa, odsunęła kołdrę obok siebie, gestem delikatnie wskazując mu jego miejsce. Jej uśmiech mógłby świadczyć o tym, że raczej nie zamierza teraz iść spać, ale oboje byli już zbyt wykończeni, by próbować po raz trzeci. Po prostu nie chciała się kłaść, dopóki łóżko było puste i chyba dobrze to rozumiał. A uśmiech pojawiał się sam, tylko przez to, że Charles był teraz tuż obok.
- Nie chcę rozmawiać o śmiertelnych klątwach. Poudawajmy przez te kilka dni, że nic takiego nie ma miejsca, a my dla odmiany jesteśmy normalni. Polećmy na tę Islandię i spędźmy tam tyle czasu, ile będziemy mogli. A potem zobaczymy co dalej.
Odgarnęła pojedyncze schnące kosmyki z twarzy i na moment opuściła wzrok w dół, zastanawiając się nad czymś.
- Myślisz, że będę ci mogła jakoś pomóc? Wam?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

20 sty 2018, o 20:47

Wzruszył ramionami i zrobił niewinną minę. Gdyby nie blizny to też trudno było uwierzyć w to, że ten człowiek potrafił pokroić kogoś w kosteczki albo przecinać rdzenie kręgowe, żeby ofiara nie mogła się ruszać. Chyba obydwoje potrafili ukrywać swoje tendencje do zadawania bólu wyjątkowo dobrze.
- Gdybym wiedział wtedy, że spotkam kogoś takiego jak ty to bym robił kawę dla całego więzienia, żeby być w tym najlepszy.
Parsknął śmiechem. Szczególnie trudno było uwierzyć w to, że ten sam człowiek, który był zimnym mordercą i do tego bezwzględnym socjopatą, potrafił od tak po prostu kogoś pokochać i być kimś całkowicie innym. Raczej nie to sobie wyobrażali ludzie czytając jego akta. Pewnie nawet sam Cerberus wyobrażał sobie, że ich związek musiał działać na jakieś dziwnej relacji, a nie najzwyklejszej w świecie miłości. Życie potrafiło tworzyć naprawdę przedziwne dzieła.
Przysłuchaj się jej słowom gasząc drugiego papierosa. Może miała rację. Wolał, żeby miała rację. Nie chciał wylądować na wojnie. Jeśli miał być szczery to każdy w jego rodzinie zazwyczaj kończył wyjątkowo źle po takich przeżyciach. Chociaż, jego mała osobista wojna na której wylądował była już chyba wystarczającym dowodem na to, że jest na tyle silny by nieść dalej to nazwisko. Ponoć to właśnie jego generacja była pierwszą grupą żołnierzy z którą psychologowie nie wiedzieli co zrobić. Większość miała już bardzo rozwinięte PTSD. Co prawie nigdy się nie zdarzało. Dziennie czasami potrafili być ostrzeliwanie po dwa czy nawet trzy razy jeśli byli w terenie.
- Marchew? – Podniósł głos ale chyba nie robił tego zbyt poważnie. – Pojebało cię? MARCHEW? Co ja ci wyglądam na jakiegoś wsiura?! – Żachnął się bardzo teatralnie. – Ziemniok, ziemniok to warzywo, które chce hodować.
W końcu jednak zaśmiał. Jakoś ten ciężki temat dość szybko wyparował. Jak widać nawet do tego miał talent. Zresztą, każdy dobry żołnierz był dość dobry w tworzeniu bardziej pozytywnych wizji inaczej większość chodziłaby jak żywe trupy. Przy okazji nie chciał też żeby Sonya się o nie zamartwiała. Szczególnie o jakaś opowiastkę, która była przekazywana z pokolenia na pokolenie.
Poszedł jeszcze do kuchni aby tradycyjnie przynieść po szklance wody. Jedną postawił po stronie Wade, drugą obok siebie. Przez ten krótki okres czasu bardzo szybko podzielili się pewnym zakresem obowiązków. W końcu usiadł na skraju łóżka do którego był znacznie bardziej przyzwyczajony.
- Po prostu się nie wychylaj. Jakoś sobie poradzimy, przecież to tylko wystawienie tajnego pancernika Cerberusa w ręce Przymierza.
Parsknął śmiechem, jednak nie mówił tego ironicznie. On po prostu chciał wierzyć, że to będzie tak proste. Jak zabranie dziecku niebezpiecznej zabawki i oddanie jej dorosłemu. Przynajmniej tak było łatwiej. W końcu wskoczył pod pościel i objął Sonye typowo na łyżeczkę. Zdążyli zauważyć, że dzięki temu Charles nie zajmował, aż tak wiele łóżka, a ona wciąż mogła grzać się o jego ciało.
- Obiecaj mi, że przez cały wyjazd nie będziemy o tym rozmawiać dobrze? – Przysunął ją do siebie bliżej, jak zawsze jego ręką wjechała pod jej koszulę i wylądowała na jej piersi. Tak mu po prostu było wygodniej. Trochę to zabawne na jak daleko już mógł sobie pozwalać.
- Dobranoc.
Dodał jeszcze bardzo sennym głosem. Jego nozdrza wypełnił słodki zapach jej włosów. Czuł pod dłonią jak spokojnie bije jej serce i to jak jej ciało robiło się coraz cieplejsze. Potem już zasnął na dobre.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

4 mar 2018, o 13:54

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Obrazek Maski
Gracz: Striker
MG: Irene
It is only when you fall,
that you learn whether you can fly.
Wyświetl wiadomość pozafabularną Mówili, że oczekiwanie jest najgorsze.
I chyba Charles doskonale się z tym zgadzał, siedząc w promie, który zmierzał przez przekaźnik w stronę Układu Słonecznego. W żaden sposób nie mogli tego przyspieszyć, dotrzeć na Ziemię szybciej, jedyne co im pozostało to czekanie. Po drodze dostali jeszcze informację, mówiącą im, że rodzinom nic nie jest - ich bliscy byli bezpieczni, zarówno matka braci Strikerów, jak rodzice Snow i córka Symonsa. Z jakiegoś powodu to tylko z Sonyą coś było nie tak, ale niewiadomych było zbyt wiele, by jasno stwierdzić co i dlaczego. Porwanie jej nie miało sensu, Striker miał rację. A jednak z ich krótkiej rozmowy wynikało, że Wade bynajmniej nie znajduje się teraz w domu, ani w restauracji, którą tak optymistycznie stopniowo w wolnych chwilach odmalowywała.
- Chcesz, żebym z wami poszła? - spytała Snow, znacznie już spokojniejsza, gdy dowiedziała się, że oddział Przymierza pilnuje teraz, by jej najbliższym nic się nie stało. Nie musiała już szybko lecieć do Quebec, gdzie siedziałaby w domu, nerwowo wyglądając przez okno w oczekiwaniu na atak. Teraz to Charles miał największy problem z nich wszystkich i przynajmniej tyle mogła dla niego zrobić - towarzyszyć mu, razem z Darylem, bo nie trzeba było nadzwyczajnej inteligencji, by domyślać się, że sytuacja jest gorsza, niż zakładali.
- Może po prostu jest w szpitalu - myślał na głos młodszy Striker. - Coś się jej stało i każą jej odpoczywać. Porwanie to jakiś absurd. Jeśli jest z Cerberusa, to kto by ją zabrał, Przymierze? Wiedziałbym o tym. Jak to Cerberus, to dlaczego tylko ją?
- Gdyby była po prostu w szpitalu, napisałaby to Strikerowi. Ja bym napisała.
Daryl zamilkł, skupiając się na prowadzeniu promu. To była długa trasa, jedna z najdłuższych, jakie musiał znieść Charles, choć nie trwała wcale najwięcej. Przez większość czasu we wnętrzu promu panowała cisza, bo trudno było znaleźć słowa, którymi dało się cokolwiek wnieść w obecną sytuację. Więc nie próbowali.
- Możesz lecieć z nami - powiedział Daryl, spoglądając na Susan w pewnym momencie. Nie miał na twarzy tego swojego zadziornego uśmiechu, który sprawiał, że kobiety mdlały. Cokolwiek się stało, potrzebowali wsparcia, a lepiej było mieć ją, niż kogoś, kto nie był wprowadzony w sytuację i komu trzeba by było wszystko od nowa tłumaczyć.
Parking pod apartamentowcem, w którym mieszkała Wade, był bardziej pusty, niż zwykle. Znajdujące się wysoko okna mieszkania, który przez ostatnie tygodnie był dla Charles domem, z tak daleka nie wykazywały żadnych nieprawidłowości. Było w nich ciemno, zresztą była jeszcze godzina do wschodu słońca. Potem hol budynku, w którym nikomu do niczego niepotrzebna recepcjonistka rozpoznawała już Strikera - teraz skrzywiła się tylko na jego widok, bo nie był obecnie w swoim najlepszym stanie, ale nie zatrzymała ich. Winda jechała szokująco wolno, docierając na właściwie piętro po niekończącej się minucie, przy akompaniamencie przyjemnej, płynącej z głośników muzyki.
Drzwi mieszkania były zamknięte, Charles jednak miał do nich dostęp, więc otworzyły się przed nim gdy tylko przyłożył omni-klucz do panelu. To, co zastali w środku, całkowicie odbiegało od tego, jak apartament wyglądał gdy go opuszczał.
Tym razem Watson nie przybiegł do niego, by poocierać się o jego łydki, tak jak robił zawsze. Striker nie mógł go nawet znaleźć na pierwszy rzut oka - dopiero po chwili spostrzegł błyszczące, żółte oczy patrzące na niego zza kanapy. A gdy włączyli światło, ich oczom ukazało się pobojowisko. Cokolwiek się tu działo, Wade musiała się bronić. Duży telewizor, na którym Charles lubił oglądać swoje programy, rozbity był teraz przez strzały, które wbiły się też w ścianę obok. Butelka z winem roztrzaskana była i rzucona na podłogę, a stworzona z niej prowizoryczna broń plamiła jasny dywan czerwienią - to mogło być zarówno wino, jak i krew. A jeśli o krew chodzi, to najmocniej przyciągał spojrzenie podłużny ślad rannego ciała ciągniętego w stronę balkonu, który teraz był uchylony. Szklane drzwi poruszały się na wietrze, wpadającym do środka z przeraźliwym chłodem dworu i drobinkami śniegu, unoszącymi się na wietrze.
W przejściu do sypialni, w progu, leżał gruby, rudy kot. Ale tym razem nie obserwował Strikera oceniająco z oddali, bo jego puste spojrzenie nie skupiało się już na niczym. W jego tułowiu widniała dziura od strzału - musiał rzucić się na kogoś, kto nie pałał zbytnią miłością do zwierząt, zwłaszcza agresywnych.
Sonii, oczywiście, nie było nigdzie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

4 mar 2018, o 20:20

Gdyby nie to, że przez większość przelotu był pod wpływem różnych środków uspokajających i przeciwbólowych to może wyglądałby na znacznie bardziej zestresowanego. Jego twarzy po prostu na ten czas przyjęła dla siebie typowy beznamiętny wyraz. Jakby po raz kolejny nic go nie obchodziło. I trochę było w tym racji. Jednak jego umysł próbował się przebić przez warstwę mułu jakim była jego rezygnacja do kontynuowania tego wszystkiego. Nie słuchał nawet tego o czym rozmawiali Daryl i Susan. Dotarło do niego tylko to, że wszyscy byli bezpieczni. Nie licząc Sonyi.
I tutaj właśnie Striker miał największą zagwozdkę w swoim życiu. Nie rozumiał tego co się właśnie stało. Nie rozumiał sensu tej całej sytuacji. Po co mieliby ją porywać skoro pracowało dla Cerberusa. O ile pracowało dla Cerberusa. Chociaż nie wiedział jaki cel miałby Statner w mówieniu tego. Zresztą to co powiedział o Comie się sprawdziło. Wyszło na to, że nie zdążył powiadomić o tym kogokolwiek albo góra uznała, że w dupie ma jego zemstę. To on spieprzył to wszystko więc to on powinien za to zapłacić. Marnowanie dodatkowych środków na wykonanie zemsty martwego już człowieka mijało się z celem. Więc po co mieli porywać Sonye? Może po prostu z nimi poszła. Nie miało to sensu. Musiał poczekać, aż dotrą na miejsce. Może wtedy wszystko jakoś się wyjaśni.
Nic na zewnątrz się nie zmieniło. Parking był trochę mnie zapełniony, a recepcjonistka jak zawsze zajmowała swoje miejsce. Nawet winda grała dokładnie tą samą irytującą melodie jak zawsze. Wszystko jednak wydawało mu się poruszać w zwolnionym tempie. To był dobry znak. Nie wyglądał już na twarzy jak tysiąc nieszczęść. Był skupiony. Oddany swojej nowej misji. Celowi, którego jeszcze nie rozumiał.
Drzwi otworzyły się przed nim jakby nigdy nic. Wyglądało na to, że albo ktoś się idealnie włamał albo Sonya wpuściła gości do środka. Dopiero po zapaleniu światła zauważył jak bardzo wszystko było zniszczone. Zdziwił go tylko brak kotów. Teraz już nie wiedział, czy owe koty były też przykrywką czy może Wade na nich zależało. Zauważył przerażonego Watsona i podniósł go z podłogi w swoje ramiona. Widok musiał być trochę rozczulający patrząc na wygląd Strikera, który pierwsze co robi to sprawdza co z kotami. Jego wzrok powędrował w inną stronę. Zobaczył Sherlocka przedziurawionego jednym strzałem. Zwierze nie miało nawet szans.
W ciszy chodził po mieszkaniu. Oceniał co się stało. Wyglądało na to, że na początku mogło to być zwykłe spotkanie. Dopiero potem mogło przeistoczyć się w walkę. Widząc ślady ciągniętego ciała Striker od razu uznał, że nie była to Sonya. To raczej był ktoś kto oberwał od niej. Za dużo krwi jak na postrzał, za to idealna ilość na bycie ofiarą jej omni-ostrza. Nie weszli balkonem. Balkonem się ulotnili. Podszedł do plamy po winie i przejechał po niej palcem. Jeśli była tam krew to mógł to od razu zauważyć. Po wymieszaniu z winem i tak powinna zakrzepnąć. Polizał nawet palce by się upewnić. Nie pierwszy raz smakował ludzkiej krwi. Gorsze rzeczy robił w swoim zawodzie.
- Dwóch albo trzech napastników. Prawdopodobnie trzech. Jeden ciężko oberwał. Wiemy też, że jednym z napastników jest kobieta. Sonya wpuściła ich do środka. Więc teoria z agentką Cerberusa ma sens. Dlaczego więc nagle doszło do walki? – Zabrał kota do gabinetu i zamknął go w środku, aby teraz nie pałętał się po mieszkaniu. Odpalił papierosa. – Nawet jeśli Sonya kablowała komukolwiek od nich to nie mówiła im wszystkiego. Znała cały plan. Poczynając od przekonania oddziału do akcji, po ładunek EMP. Wiedziała wszystko. Wygląda na to, że nie przekazała im jednak wszystkiego. Inaczej nie opuścilibyśmy nawet ich tego małego statku w hangarze. Powinni być przygotowani. Możliwe, że komuś na górze nie spodobała się jej samowolka.
Powoli skierował się do sypialni w poszukiwaniu czegokolwiek co mogłoby pomóc w odgadnięciu tej zagadki. Musieli też czekać na to co odkopią ludzie na kluczu Statnera. On w tym momencie szukał jej datapadu. Czegokolwiek.
- Daryl, zejdź na dół. Wyciągnij od recepcjonistki taśmy ochrony. Wciśnij jej jakiś kit, powiadom Przymierze, że potrzebujemy ekipy zabezpieczającej i chłopaków z labu aby zbadali to co mają tutaj. Susan, wróć do rodziny. Nie musisz tutaj być. Nie jesteś mi nic winna.
Jak zawsze. Nikt nie był mu nic winny. Prawda była taka, że operacja dla wszystkich skończyła się pozytywnie. Oprócz niego samego.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

4 mar 2018, o 20:59

W winie nie było krwi, ale była ona na butelce, która złamana w połowie mogła stanowić całkiem skuteczną broń. Nie wiedzieli do kogo należała, kto z tej broni skorzystał, ale prawdopodobnie zrobiła to Wade, jeśli nie była gotowa na walkę ze swoimi gośćmi. Coś dodatkowego, co mogło stanowić wsparcie dla omni-ostrza, które miała tylko jedno. Charles na pewno pamiętał, jak któregoś dnia rozmawiali o tym, że zastanawia się nad sprawieniem sobie drugiego, ale jak widać do tego ostatecznie nie doszło.
- Dlaczego kobieta? - spytała Snow, przechodząc do balkonu i wyglądając na zewnątrz. Nie było tam niczego niezwykłego, ten sam zmrożony śnieg na płytkach i ten sam wiatr, który zawsze wiał na wysokich piętrach apartamentowców. Nic, co warte by było wzmianki - poza śladami butów odciśniętymi na śniegu.
Tak samo w gabinecie, więc nikt tam nawet nie wszedł, ani Sonya, ani żaden z jej gości. Kot miauknął na Strikera żałośnie, gdy ten go zamykał. Pewnie też chciałby, żeby wszystko wróciło do normy. Żeby drugi kot się obudził, żeby jego pani wróciła. Żeby przestali po mieszkaniu plątać się obcy ludzie.
- Coma mówił, że Statner był zaskoczony, kiedy dostał od niego wiadomość. Może więc wcale nic mu nie powiedziała. Nie byli przygotowani na EMP, a skoro ona o tym wiedziała, to na pewno przekazałaby im tak ważną informację. No kurwa co jak co, ale to jest warte wspomnienia, kiedy mówi się komuś, że ma się przygotować na atak, że szykujemy zdradę.
Daryl skinął głową i odwrócił się na pięcie, by wyjść z mieszkania. Charles nie musiał obawiać się, że jego brat czegoś nie załatwi, bo ze swoim urokiem osobistym mógłby namówić recepcjonistkę by oddała mu swoje dziecko. Mogli więc zakładać że za kilka, kilkanaście minut będą mieli nagrania z monitoringu, które prawdopodobnie odpowiedzą im na wiele pytań.
- Co? - zdziwiła się Snow, gdy Striker poinformował ją, że ma sobie iść. Tak po prostu, po wszystkim, co tu zobaczyła, ma się zebrać i sobie polecieć do domu. - Wiem, że nie jestem, ale chciałam pomóc.
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i rozejrzała się jeszcze po pokoju, zanim Charles potwierdził, że ma wracać do siebie. Przestąpiła z nogi na nogę, patrząc, jak Striker przechodzi do sypialni, ale nie poszła za nim.
A sypialnia wyglądała tak samo jak zawsze. Ślady walki nie sięgały aż tam. Poza kocim trupem w progu, wszystko wyglądało tak, jak pamiętał. Zmięta pościel, której zazwyczaj Sonii nie chciało się ścielić, więc robił to on, teraz pozostawała zmięta. Jej czarna koszula nocna leżała na poduszce, a szlafrok wisiał przewieszony przez krzesło, na którym leżała też sterta czarnych ubrań. To mogło świadczyć o tym, że napastnicy przyszli jeszcze zanim zdążyła położyć się spać. Od tamtego czasu mogło minąć kilka długich godzin, Wade mogła więc być teraz wszędzie.
- Wiem, że to wszystko jest dla ciebie bardzo personalne, Striker, ale przeszliśmy już ze sobą chyba wystarczająco dużo, żeby to przestało być przeszkodą - odezwała się Snow z dużego pokoju. - Nie bądź idiotą i daj sobie pomóc.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

4 mar 2018, o 21:22

- Damski głos w słuchawce. – Spróbował im przypomnieć jego ostatnią rozmowę z Wade. – Nie mogło to być tak dawno temu. Lecieli gdzieś razem i nie zabrali jej omni-klucza. Musiała więc tutaj być.
Dodał. On nie mógł tu zrobić zbyt wiele. Co niby mógłby zrobić? W Rosenkovie czasami rozwiązywali sprawy i badali czasem miejsca przestępstw przed policją. Zazwyczaj po to aby posprzątać niektóre ślady lub znaleźć jakiś trop aby rozwiązać sprawę. Tutaj nie miał sprzętu, ludzi ani nikogo kto by się na tym znał. Niby teraz miał obok siebie Susan i Daryla ale czuł się w tym wszystkim wyjątkowo sam. Prawie tak samo jak po wyjściu z więzienia. Nie potrafił dopuszczać do siebie ludzi, a ta cała sytuacja w cale w tym wszystkim nie pomagała.
Odprowadził wychodzącego brata wzrokiem. Wiedział, że to załatwi. Może kiedyś nie mieli najlepszych kontaktów ale teraz Charles już wiedział, że jego Daryl nie jest do końca taki jakim go opisywał Tad. Może wcześniej tak było. Może od kiedy pojawił się jego starszy brat to postanowił się wykazać. Cholera wie. Nawet nie wiedział, czy misja na Majesty nie było najpoważniejszą misją w życiu jego młodszego brata.
- Może był zaskoczony, że atak nastąpił tak szybko. To był Statner. Ta kupa gówna może znała się na badaniach ale była beznadziejnym dowódcą wojskowym. – Westchnął głośno. – Nie wiem Susan. To wszystko wydaje się cholernie dziwne.
Podrapał się po głowie. Co ciekawe Striker zaczął zachowywać się całkowicie normalnie. Jakby nic się nie wydarzyło. Chyba na nowo udało mu się postanowić pewnego rodzaju mur, który oddzielał emocję od typowego dla operatora myślenia. Ciekawe jak mocno ucierpiała ta cała terapia, którą uskuteczniał przez ostatnie tygodnie. Ile z tych dobrych wspomnień i uczuć trafiły teraz gdzieś w głąb jego umysłu i nie wiadomo czy kiedykolwiek powrócą.
- A, co jeśli to nie ma nic wspólnego z Cerberusem? – Spytał Susan. – A, co jeśli to kurwa czysty przypadek. Sonya była trochę jak „my”. Nie wszystko mi mówiła, tak jak ja nie mówiłem wszystkiego jej. Może to coś z przeszłości postanowiło po nią przyjść?
Taka teoria też mogła być możliwa. Było tutaj od groma teorii. Nawet ta najprostsza teoria, która wprost mówiła, że kobieta, którą tak bardzo kochał, nie miała po prostu nic wspólnego z Cerberusem. Statner mógł to sobie wymyśleć żeby wkurwić Strikera lub go powstrzymać. Może chciał użyć tego argumentu aby po prostu uratować swoje życie przed wściekłością człowieka, który miał być mu lojalny do końca.
Charles ściągnął z łóżka prześcieradło. Przez czas, który wojsko spędzi na grzebaniu w danych lub zdobywaniu jakichkolwiek informacji, które pomogłyby mu odnaleźć Wade raczej nie będzie mógł tutaj mieszkać. To miejsce też zostanie przebadane i odkażone. To zajmie sporo czasu. Nie zamierzał jednak zostawić tutaj kogoś kto zasłużył na normalny pochówek.
- Susan. – Westchnął klękając obok martwego Sherlocka. – W jakiś sposób przez naprawdę posraną misję udało się zapewnić nam bezpieczeństwo i wolność. Naprawdę chcesz zmarnować tą szansę pomagając mi?
Spytał przekładając powoli ciało na prześcieradło. Powoli zaczęło przemieniać się w pewnego rodzaju zawiniątko gdzie znajdował martwy kot. Przez ten krótki czas, który spędził w tym mieszkaniu, zdążył się zaprzyjaźnić z tymi zwierzakami. Zresztą Watsona będzie musiał zabrać ze sobą. Gdziekolwiek teraz będzie mieszkał przez ten czas.
- Nie wiń Comy za to co zrobił. – Rzucił nagle. – Nie zrozumiesz „nas”. Byliśmy operatorami Rosenkova. Jesteśmy wiernymi psami naszych panów i wykonujemy każdy rozkaz. To, że nie przekazał mu wszystkiego było już pewnego rodzaju sukcesów.
Chciał też zabrać stąd książkę, którą jej podarował. To nie był żaden ważny przedmiot w tej sprawie ale chciał ją mieć teraz wyjątkowo przy sobie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

4 mar 2018, o 21:50

- Racja - mruknęła Snow. - Nie pomyślałam o tym.
Widać łączenie faktów nie było jej mocną stroną. Ale to, że nie potrafiła pomóc w tym momencie, nie znaczyło, że nie przyda się im w przyszłości. Usłyszał jej kroki, jak zaczęła przemieszczać się po salonie, szukając czegoś, co odpowie im na tysiące pytań, które teraz kołatały się w ich głowach. Daryl jeszcze nie wracał, ale nawet jeśli udało mu się namówić recepcjonistkę do współpracy, to wygrzebanie odpowiednich nagrań musiało zająć trochę czasu. Dobrze, że były w miarę świeże.
- Czemu mówisz o niej w czasie przeszłym? - spytała czerwonowłosa. - Nie sądzę, żeby to nie miało żadnego związku z Cerberusem. Może nie z samym Statnerem, ale z organizacją... sama nie wiem, skądś Statner wiedział, że już jej tu nie znajdziesz. Powiedział ci to na Majesty. I się sprawdziło. Może ją obserwowali? Was?
W tej chwili mogli tylko snuć przypuszczenia, mając nadzieję, że większość z nich nie jest prawdą, bo co jedno, to gorsze. Oboje dawno już przestali patrzeć na rzeczy optymistycznie. Raczej decydowali się na brutalny realizm - a Charles wręcz momentami skrajny defetyzm. Gdy przekładał kota na prześcieradło, Susan przyglądała mu się z kuchni, a na jej twarzy pojawił się wyraz bezgranicznego smutku. Trudno było wyobrazić sobie, co musiała czuć Wade, gdy była świadkiem tego strzału.
- Nie wiem. U moich rodziców jest Przymierze. Chciałabym zobaczyć, jak wszystkim wszystko się udaje, na przekór jebanemu Cerberusowi. Więc zostało tylko odbicie Sonii komukolwiek, kto ją stąd zabrał i będziemy mogli pokazać Cerberusowi wielkiego faka. Obiecuję nie zachowywać się już tak, jak na Majesty. Nie musisz się bać, że mi odbije.
Wyszła z kuchni i przeszła do terminala komunikacyjnego, ustawionego przy balkonie, by w nim poszukać czegoś, co mogłoby im pomóc. Z niego przecież Wade rozmawiała ze swoją znajomą, Mią, która opiekowała się kotami, gdy ona musiała wyjechać. Może więc tam też znajdą cokolwiek, co wskaże im drogę.
Po usłyszeniu słów o Dieterze, Snow długo milczała.
- Gdyby tylko mógł, to by to zrobił, ale był potem z nami przez cały czas. Pamiętasz, jak przeszukiwaliśmy omni-klucze na promie? Był spięty jak salarianin na Tuchance. Myślałam, że się po prostu stresuje misją - parsknęła śmiechem z pogardą. - Ty nie jesteś wiernym psem.
Fakt, może Striker wciąż czuł się w ten sposób, ale dawno już odzyskał przynajmniej część własnej woli. I to właśnie jemu przyszło do głowy, by ugryźć rękę, która karmi. A właściwie odgryźć ją od ciała.
- Nic nikomu nie powiedziałam. Nie odstrzeliłam też Comie głowy, chociaż mnie kusiło. Choć tu, Striker - zawołała go Susan, stojąca przed terminalem. - Tu są jakieś połączenia. Kontakty są zapisane, podpisane imieniem albo czymś tam, ale ostatni nie jest. Połączenie przychodzące. Znasz to ID?
Niestety, było ono dla Charlesa całkowicie obce. Ale dla Wade najwyraźniej też, choć według logów odebrała. Czy rozmowa miała cokolwiek wspólnego z porwaniem - tego nie wiedzieli.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

4 mar 2018, o 22:20

- Obserwowali mnie już wcześniej tak jak was. Chociaż skoro wiedzieli, że Sonya jest ze mną to chyba nie potrzebowali kogoś by nas obserwował tylko wykorzystał ją. Chyba, że to ona wzbudziła zainteresowanie Cerberusa. – Mlasnął głośno. Co było dość nową reakcją dla kogoś kto nie znał Strikera. – Z przyzwyczajenia, chociaż bardziej pasuje tutaj określenie, że nie wiem jak się do tego wszystkiego ustosunkować i w jakim miejscu umieścić teraz jej osobę.
Dopóki nie miał o czymkolwiek informacji to mógł sobie gdybać. Sonya mogła go zdradzić albo nie, pracować dla Cerberusa albo nie, mógł to być czysty przypadek albo też i nie. Było zbyt wiele niewiadomych by Charles mógł podjąć jakąkolwiek decyzję, a tym bardziej ustosunkować się do tego emocjonalnie. Najgorsze już było za nim jeśli chodzi o niego samego. Chociaż równie dobrze z ogarniętego człowieka, mógł w przyszłości zamienić się w pieprzonego rzeźnika mordującego wszystko co znajdzie się pomiędzy nim, a Wade. Pierwszy raz w życiu czuł teraz nieodpartą chęć przejrzenia akt kogoś tak mu bliskiego. Sprawdzenia jego przeszłości. Przymierze musiało mieć coś na nią.
- Jeśli będzie trzeba to sprzedam całą flotę Cerberusa lub będę brał udział we wszystkich szturmach na ich statki. Statner nawet nie wiedział jak wielkim wrzodem potrafię być. – Uśmiechnął się nagle i to chyba pierwszy raz tak naprawdę szczerze. – Nie ma chyba większej przyjemności niż zobaczyć w oczach wroga tego przerażenia. Wiesz, szczególnie jak myślą, że są nietykalni. Nic przecież im nie zagrozi. Kiedy łamałem Benowi rękę to myślałem, że się dosłownie zesra z przerażenia. Nie da się wręcz opisać tej satysfakcji.
Odłożył zawiniątko na kanapę. Zajmował się tym kotem jakby dosłownie był członkiem rodziny. I chyba nim właśnie był. Był częścią tej małej rodziny jaką udało mu się założyć tutaj na Ziemi z Sonyą. Teraz jej członek leżał martwy na kanapie. Tego Charles nie mógł od tak załatwić. Wcześniej ranili tylko jego więc to nie było nic takiego. W momencie, kiedy kula przeszła przez ciało Sherlocka ktoś wydał na siebie wyrok, przed który nie było ucieczki.
- Bo na wierność trzeba sobie zasłużyć. I o tym zapomniał Coma. Rosenkov o nas w jakiś sposób dbał, dawał cel do życia. Bratva traktowała mnie jak równego. Członka rodziny. Sonyi chyba nie musze tłumaczyć. Statner chciał nas zastraszyć i zmusić do posłuszeństwa. – Parsknął śmiechem. – Tak się kończy dowodzenie dzikimi psami, kiedy jest się pieprzonym pieskiem wychowanym na czarno-złotej kanapie Cerberusa.
Gdyby Benowi udało się jakoś pozyskać lojalność i wierność Strikera to miałby naprawdę potężny środek do walki o swoje cele. Sytuacja była jednak podobna trochę do poboru w czasach wojny w Wietnami. Poborowi nie chcieli walczyć, chcieli być domu. Nie mieli po co walczyć. Dlatego zamiast wyćwiczonych narzędzi miało się bandę ludzi, która starała się unikać swojej roboty lub dezerterowało. W przypadku Strikera było to udupienie całej operacji, utracenie pancernika i uwięzienie własnego dowódcy. Niezły wynik jak na człowieka, który jeszcze kilka miesięcy temu nie potrafił poradzić sobie z własnym życiem.
Podszedł do kobiety i przyjrzał się przychodzącym rozmowom. Nic nowego. Mia, on, Mia, on i znowu on i to nowe ID. Ktokolwiek to był. Cieszył się w tym momencie, że udało mu się zgrać wszystkie dane z omni-klucza Statnera. Miał zamiar czytać je sobie do poduszki ale teraz mogły okazać się jeszcze bardziej przydatne.
- Nie znam. Czekaj sprawdze.
Zaczął szukać czy jakiekolwiek z tych ID znajduje się w danych Statnera. Możliwe, że mogło coś tam być. Jeśli nie to po prostu zadzwoni tam ze swojego omni-klucza.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

4 mar 2018, o 22:24

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

4 mar 2018, o 22:55

- Zazdrościłam ci wtedy, jak nikomu dotąd nie zazdrościłam - mruknęła Snow. - Przez całą drogę do tego laboratorium wyobrażałam sobie, jak podrzynam mu gardło. Chciałam sama być odpowiedzialna za to jego połamane ręce i nogi. Ale potem wyskoczył Coma i już myślałam tylko o tym, żeby sprawdzić, czy moi rodzice żyją, czy faktycznie wrócę do mieszkania o zakrwawionych ścianach, jak obiecywał Ben.
Zamilkła, bo w przypadku Strikera okazało się to prawdą. Może ściany były czyste, ale długa smuga czerwieni ciągnąca się po jasnym dywanie i podłodze, do samego balkonu, nie świadczyła o niczym dobrym. Chyba, że zakładało się, że to Wade zdołała kogoś zabić, zanim ją stąd zabrali.
- Cieszę się, że nas w to wciągnąłeś, Striker - przyznała cicho Susan. - To znaczy... nie cieszę się z tego, co dzieje się teraz, ale że udało się nam pozbyć Statnera. Myślę, że nie jesteśmy na tyle ważną operacją Cerberusa, by wydawali środki i wyznaczali ludzi do zajęcia się nami i odzyskania nas. Prędzej będą szukać tego młodego biotyka, który tak mną pomiatał. Swoją drogą, kurwa, nienawidzę biotyków. Najpierw ta dziwka asari na Trouge, potem Coma i jego wiadomości do Statnera, a na koniec ten gówniarz. Nie mam do nich szczęścia.
W danych Bena znajdowało się mnóstwo zapisanych kontaktów, ale wystarczyło wpisać pierwsze cyfry ID, którego szukali, by znaleźć odpowiednik na omni-kluczu. Numer zapisany był jako Sanctum Illium. Niewiele, ale zawsze coś. Susan zajrzała Charlesowi do omni i automatycznie uruchomiła swoje urządzenie, by znalezioną nazwę wpisać w wyszukiwarkę extranetową - pierwszy, naturalny odruch, zanim człowiek posunie się do proszenia o pomoc wojsko.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się ponownie i do mieszkania wszedł Daryl - widocznie nie zablokowały się za nim, więc teraz nie musiał pukać. W dłoni trzymał dysk, który uniósł do góry, gdy pozostała dwójka na niego spojrzała.
- Mamy nagrania.
Podszedł do telewizora i wsunął płytę w odpowiednie miejsce, ale pęknięty ekran nie pozwalał na obejrzenie tu czegokolwiek, bo połowa była czarna, a druga połowa wyświetlała tak dziwne kolory, że nie dało się na to patrzeć. Młodszy Striker westchnął i rozejrzał się, ostatecznie znajdując komputer Sonii w zasięgu wzroku i przenosząc się z dyskiem do niego.
Nagrania, które przyniósł, pochodziły z monitoringu zewnętrznego apartamentowca, z windy i z korytarza na ich piętrze. Skycar, którym przyleciała trzyosobowa grupa, nie wyróżniał się absolutnie niczym. I faktycznie, była to jedna kobieta i dwóch mężczyzn - z tego, co było widać, pilot został w pojeździe, nie wysiadając z nimi. Grupa weszła do środka i pokazała recepcjonistce coś, co wyglądało jak elektroniczny dokument potwierdzający bliżej nieokreśloną przynależność, po czym została wpuszczona do środka. W windzie rozmawiali o czymś, ale nagrania nie miały dźwięku, więc nie mogli dowiedzieć się o czym, za to tutaj mieli idealne zbliżenia na trzy dość charakterystyczne twarze. Kobieta miała nieco ciemniejszą karnację i krótko ścięte, czarne włosy. Towarzyszył jej mężczyzna o rysach raczej klasycznych, choć jego oczy przecinały dwie pionowe blizny, wyglądające trochę jak skaryfikacje, a trochę jak skutek wszczepienia implantów w oczy. Drugi z nich miał krótkie, kręcone blond włosy, zaczesane do tyłu, które kompletnie mu nie pasowały. Żadne z nich nie miało jednak na sobie oznaczeń organizacji, dla której pracowali, o ile w ogóle jakaś była.
Chwila, w której Sonya wpuszcza ich do mieszkania, też znalazła się na nagraniu. I nie było w tym nic nadzwyczajnego. Kobieta powiedziała coś, a Wade, ubrana w swoje za duże spodnie, w których malowała restaurację i z włosami związanymi w luźny kucyk, po chwili namysłu skinęła głową i zaprosiła ich do środka.
Później drzwi zamknęły się i nie zobaczyli już nic więcej.

Wróć do „Ziemia”