Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12212
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[KANADA] Montreal

16 sty 2018, o 20:53

- Minęły dwa tygodnie, nie dwa lata - odparła, po czym uniosła na Strikera podejrzliwe spojrzenie. Chyba nie umiała sobie zresztą wyobrazić siebie z czyjąkolwiek obrączką na palcu. Nie należała do kobiet, które marzyły o swoim wielkim weselu, tylko o zemście i zamordowaniu swojego pracodawcy tak, by uniknąć konsekwencji. - Nie masz żadnych moich zdjęć, prawda?
Upewniła się, jakby obawiała się, że zrobił jej jakieś, gdy nie patrzyła, albo nie wyglądała tak, jak chciałaby się pokazywać komukolwiek. Choćby teraz. Może Charlesowi podobała się zawsze, ale nie mogła czuć się najlepiej w za dużych, brudnych spodniach i włosach związanych w byle jaki kok, żeby tylko nie wpadały jej do oczu. W końcu z reguły starała się wyglądać lepiej, nawet tylko dla niego.
- A ty nie oszczędzasz - dokończyła za niego, chyba czytając w jego myślach. Westchnęła cicho, ale nie zamierzała teraz go upominać i robić mu za pielęgniarkę, ani rehabilitantkę. To była jego noga, zresztą nadal była na niego zła, bo po krótkiej chwili bliskości z powrotem unikała jego wzroku, a na jej twarz wróciła standardowa niezadowolona maska. To tym bardziej nie zachęcało do wyrażania jakiejkolwiek troski.
Przewróciła oczami, gdy powiedział do niej "kochanie". Nie pasowało jej to, nie teraz. Wciąż wyglądała, jakby nie mogła przyzwyczaić się do jego powrotu. Do faktu, że stał przed nią, z nastawionym nosem i kulejąc na jedną nogę, zwracając się do niej czule gdy zniknął bez słowa na dwa tygodnie i nie miała pojęcia, czy w ogóle jeszcze go zobaczy. Złość musiała się w niej kumulować od samego rana, kiedy wysłał jej obietnicę powrotu "gdy wszystko się skończy". Nic dziwnego, że wolała spędzić cały dzień na pracy fizycznej, niż gromadzić w sobie stopniowo coraz więcej negatywnych emocji.
- Tu jest tyle rzeczy, które mogą pójść nie tak, że nawet nie chce mi się ich wyliczać. Nie spiesz się z tym, Charles. Jeśli czegoś nie dopracujesz i cokolwiek pójdzie przez to nie tak... - pokręciła głową. - To jest Cerberus, nie jakaś pieprzona Czerwona Horda czy co tam kroganie założyli na Omedze. Mają środki i możliwości.
Nie dojadła do końca. Złożyła sztućce na środku talerza i wstała, podchodząc do blachy z ciastem, która dużo bardziej ją przekonywała. Upewniła się, że nie ma w nim jabłek i ukroiła sobie kawałek, który lepiej pasował do jej wina, niż obiad.
- Ale to prawda - stwierdziła. - Kto wie, może nawet ciebie by przyjęli. Mało który rekrut ma twoje umiejętności i twoje doświadczenie. A chyba lepiej... na pewno lepiej dla Przymierza, niż dla Cerberusa. Chciałbyś?
Na krótką chwilę w jej oczach pojawiło się zainteresowanie, ale szybko je w sobie ukryła z powrotem. Musiała przyzwyczaić się do chowania emocji w sobie przez te ostatnie dwa tygodnie. Pewnie nie stanowiło to dla niej zbyt dużego wysiłku, robiła to od zawsze i tylko ten stosunkowo krótki czas spędzony ze Strikerem i jego rodziną sprawił, że na jakiś czas przestała.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

16 sty 2018, o 21:18

Mam jedno. – Wzruszył ramionami. Oczywiście nie kłamał bo ciągle trzymał to jedno zdjęcie całej jego rodziny oraz Wade z okresu świątecznego. Uśmiechnął się lekko odpalając znowu to zdjęcie na omni-kluczu. Na tyle by ona też je widziała. Dziwił się, że wszyscy wyszli na nim wyjątkowo szczęśliwie. Nawet Sonya nie miała na twarzy sztucznego uśmiechu. Tylko ten naprawdę szczery.
- Nie mogę się oszczędzać chociażbym chciał. – Westchnął. – Misje, które nam zlecają nie należą do najłatwiejszych. Wolę być w pełni sił i przygotowany niż się oszczędzić i pozwolić moim odruchom zardzewieć. Sama zresztą dobrze wiesz jak jest.
Miał nadzieje, że wie. Nie było może najemnikiem tak jak on ale walczyć umiała. I to znacznie lepiej niż on. Jeśli chodzi o walkę w bliskim kontakcie. On był zbyt dużym klocem. Jeśli pierwsze uderzenie nie weszło musiał się wycofywać i próbować ponownie. Jednak jeśli trafił to kończyło się to bardzo szybko. Przykładem była walka na Trouge, gdzie biedny ochroniarz nie miał szans. Ciekawe zresztą jak się miewa ten olbrzymi blondyn.
Sam też przewrócił oczami na jej reakcje. Mógł się spodziewać, że dalej będzie zła i tak po prostu mu nie odpuści. Wiedział, że popełnił głupstwo, a jego naprawa zajmie pewnie najbliższe kilka tygodni. O ile naprawi. Nie wiadomo zresztą, kiedy go znowu wezwą i na jak długo. Do tego dochodziła jeszcze jego spiskowanie z Przymierzem.
- Wiem dlatego jesteśmy znacznie bardziej ostrożni. Potrzebuje zaufanych ludzi jak Daryl. To może zająć tygodnie za nim przystąpimy do ataku. Zresztą wciąż nie wiem czy otrzymamy zielone światło od dowództwa.
Dziwnie brzmiało jak to opowiadał. On naprawdę brzmiał jak człowiek Przymierza, który pod przykrywką pracuje w Cerberusie. Charles urodził się żeby być żołnierzem i było to widoczne nawet bardziej niż wcześniej. To była pewna ciągota do wojska zapisana w genach tej rodziny. Pech chciał, że to on musiał ją odziedziczyć. Nie wiedział czy Sonya będzie zadowolona teraz jego wyborów.
- Nie wiem. Może. – Westchnął głośno. – Mógłbym w końcu robić coś dobrego w swoim życiu. To też Przymierze, niby mam czystą kartotekę ale mogę wylądować wrócić do więzienia jeśli wszystko im opowiem.
On nie ukrywał emocji co musiało być dość nowe dla Sonyi. Może po prostu nie chciał już nic przed nią ukrywać i spróbować być ciągle otwartym. A, może ten powrót do niej naprawdę dobrze wpłynął na jego osobę. Dużo się wydarzyło. To musiało mieć jakiś wpływ na niego.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12212
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

16 sty 2018, o 21:52

Skinęła głową. Nie była ani z Przymierza, ani z Cerberusa, ani z żadnej organizacji, która mogła mu jakkolwiek pomóc. Nie miała już dostępu do danych Kassy, chyba że w jakiś sposób sobie zachowała do nich wejście. Miała tylko swoje umiejętności, a dobrze wiedziała, że Striker nie zgodzi się na to, by poleciała z nimi. Chociaż znał ją już na tyle, by się domyślać, że w jej głowie kiełkuje już plan jak wcisnąć się na tę misję, mimo, że nie była z wojska, ani nie miała bezpośredniego związku z całą tą sytuacją.
- Mógłbyś - stwierdziła cicho.
Gdyby po tym wszystkim przyjęli go do Przymierza, już z pewnością nie zająłby się restauracją, którą dla niego kupiła. Może więc i lepiej, że zaczęła przekształcać ją sobie w biuro. W rzeczywistości Charles nie wiedział jak daleko z remontem była, czy zrobiła coś poza pomalowaniem ścian i wyczyszczeniem wnętrza z wielomiesięcznego kurzu. Ale widział, że nie zamierzała już więcej kierować go w żadną stronę. Wytknęła mu to kiedyś i nie zamierzała być tego częścią - nie chciała mówić mu, co ma ze sobą zrobić. Poza tym to wciąż było odległe, najpierw wszystko trzeba było zorganizować.
- To nie opowiadaj im wszystkiego - odparł. - Tylko to, co musisz. I jestem przekonana, że przedłożą tak duże zwycięstwo nad Cerberusem ponad wymierzenie względnej sprawiedliwości wobec jednego Strikera.
Zjadła kawałek ciasta, choć też nie do końca. Może żołądek się jej skurczył przez ten czas, gdy go nie było. Jeśli jadała tak, jak planowała zjeść dzisiaj, jeden, może dwa posiłki dziennie i to niezbyt ambitne, to uczta przygotowana przez zestresowanego Strikera była dla niej czymś nie do przejścia. Znów wróciła do przyglądania się w milczeniu temu, co ugotował. Nad czymś się zastanawiała, bo bardzo długo się nie odzywała. Potem przeniosła spojrzenie na mężczyznę, tak jakby nie widziała go znacznie dłużej, niż kilkanaście dni.
W końcu postanowiła wstać i podejść do niego. Po drodze, w ciągu zaledwie tych kilku kroków, z jej twarzy zdążyły spaść wszystkie maski, które na nią nałożyła. Wtuliła się w Charlesa, obejmując go mocno i opierając czoło o jego klatkę piersiową, tak, że widział tylko czubek jej związanych, poplątanych włosów. I nadal milczała, choć teraz to milczenie straciło ciężar, który miało jeszcze kilka sekund temu. Odetchnęła głęboko, doskonale wpasowując się w dobrze znajome objęcia.
- Dobrze, że wróciłeś - powiedziała cicho. - Bałam się.
Że coś mu się stanie, że nie będzie chciał jej więcej widzieć, że z powrotem gdzieś go zamknęli, że ją znajdą i wykorzystają przeciwko niemu - miała wiele powodów do strachu. Pewnie nie pojawiłyby się one, gdyby tak po prostu nie zniknął po kolejnej kłótni, choć obiecywał, że nigdy więcej tego nie zrobi. Wsunęła swoje lodowate dłonie pod jego koszulkę, chyba zupełnie nieświadomie postanawiając ogrzać sobie je o ciepłe plecy Strikera. Tak, jak robiła też wcześniej, zanim opuścił Kanadę.
- Bez ciebie wszystko jest bez sensu - dodała jeszcze. Nie interesowała jej restauracja, mieszkanie, cokolwiek. Mówiła z czysto egoistycznego punktu widzenia. Nie chciała zostawać sama, nawet jeśli miała towarzystwo kotów i kogoś, z kim do późnej nocy mogła malować ściany lokalu.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

16 sty 2018, o 22:15

Może miał rację. Tylko nie wiadomo było ile im powie Daryl. Pewnie też go ładnie przesłuchają za nim wezmą w ogóle cokolwiek pod uwagę. Mówienie, że członek rodziny robi dla Cerberusa nie było raczej dobrze widziane w Przymierzu. Chociaż sytuacja tutaj była dość specyficzna. Za nim góra podejmie jakaś decyzje to pewnie minie sporo czasu. Chyba, że trafi to do oddziałów specjalnych lub wywiadu. Wtedy pewnie zajmą się tym w pierwszym kolejności. Jakby nie patrzeć ludzkość miała wielu sojuszników więc wykorzystywanie swoich zasobów było znacznie mniejsze niż wcześniej. No chyba, że chodziło o batarian. Wtedy nie bawili się w pół-środki.
Dobrze wiedział, że nie oszczędzał się chyba nigdy w życiu. Może dlatego, że nigdy nie miał powodu żeby być dla siebie delikatniejszym. Lata spędzone w bardzo ciężkim środowisku nauczyły go, że nie mógł sobie pozwalać na żadne słabości. Nawet wtedy, kiedy jego ciało odmawiało współpracy. Zawsze musiał być tym twardy, chociaż to wcale nie było coś co lubił. Mimo wszystko, przed tym wszystkim, Charles był dość przyjaznym człowiekiem. Miał swoje wady ale jako człowiek nie był zły. Dopiero potem wszystko skręciło w naprawdę złym kierunku.
Chciałby zająć się restauracją ale nie wiedział czy potrafiłby tak żyć. Po prostu siedząc w jednym miejscu i gotując. To prawda lubił gotować ale chyba ta cała wojaczka była od tego wszystkiego silniejsza. Na takie tematy było mu znaczniej trudniej rozmawiać. Szczególnie, że ludzie, którzy go otaczali mogli nie rozumieć tego dziwnego rodzaju powołania jakie miał on.
- Mam taką nadzieję.
Westchnął przyglądając się kobiecie w milczeniu. Obydwoje byli przyzwyczajeni już do tego, że potrafili nagle robić bardzo długie przerwy w rozmowie. Ot tak po prostu. Pewnie zbierała myśli. Miał tylko nadzieje, że nie będzie to coś co będzie potrafił zrozumieć swoim niezbyt ogarniającym normalne sprawy umysłem.
Kiedy wtuliła się w niego Charles poczuł jak bardzo źle zrobił po prostu znikając. Rozwiązać problem tak bardzo prostym sposobem, myśląc, że to wszystkich usatysfakcjonuje. Niestety tak nie było. Co dość brutalnie wytłumaczył mu jego brat. Sam w końcu też ją objął. Potrzebował jej bardziej niż mogło się wydawać, zresztą dokładnie tak sam jak ona potrzebowała jego.
Słysząc, że się niego bała jego dłonie zaczęły gładzić jej plecy. Wiedział, że ciężko było jej wymówić te słowa. Może nie znali się wyjątkowo długo ale zdarzyli się poznać wyjątkowo dobrze. Aż, za dobrze. To co mieli oni, niektóre pary budowały miesiącami jak nie latami.
- Przepraszam, że zniknąłem.
Czul się teraz naprawdę głupio myśląc, że tamto rozwiązanie było dobre. Nie chciał odchodzić. Chciał spędzić jak najwięcej czasu z nią. Ze swoją małą walkirią jaką poznał na Islandii. Mogła wydawać się normalną kobietą ale jej przejścia sprawiły, że też nie potrafiła się odnaleźć w tym świecie. On miał być dla niej podporą. Nie było już odwrotu. Teraz musiał nią być już na zawsze. Chyba, że zginie. Tego jednak nie chciał.
- Bez ciebie też. – Westchnął cicho. – Myślałem, że zwariuje będąc samemu. Jakby ktoś wyrwał mi kawałek duszy.
Jak na takiego militarnego człowieka miał w sobie coś artysty. Czasami mogło się wydawać, że jest za mądry żeby być wojskowym. Że powinien był wybrać całkowicie inną drogę jak jego ojciec. Nagle uśmiechnął sie naprawdę szczerze.
- Wiesz, że jeśli wezmą mnie do armii, a ty zostaniesz nudną pracownicą biurową to ten scenariusz o spotkaniu jakby się nic nie wydarzyło będzie bardzo podobny?
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12212
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

16 sty 2018, o 23:11

- To była głupota - stwierdziła jeszcze cicho, ale już nie z pretensją. Znała go przecież, wiedziała co nim powodowało i skąd w jego głowie brały się takie pomysły. Tak samo jak wiedziała o czym pomyślał w chwili, gdy do jej mieszkania zapukał inny mężczyzna. Ale przecież to jego potrzebowała do szczęścia i on powinien o tym wiedzieć. Powinien był o tym pomyśleć, zanim zostawił ją na pastwę jej własnych myśli i samotności.
Oderwała głowę od jego klatki piersiowej i uniosła na niego wzrok, gdy usłyszała, że się uśmiecha. Dla niego też musiało to być coś, od czego odzwyczaił się przez ostatnie dwa tygodnie. Nie miał wtedy powodów do śmiechu. Może gdyby spotkał Huntera w innych okolicznościach, to jego osoba mogłaby wywołać śmiech politowania. Może złośliwości, którymi przerzucali się Snow i Symons byłyby zabawne, gdyby nie wiązały się z Trouge i Cerberusem. Wade teraz uśmiechnęła się też, widząc jak jego twarz rozjaśnia się znacząco.
- Jaki scenariusz? - spytała, nie mogąc przypomnieć sobie, o czym mężczyzna mówi. Dopiero chwilę później wróciło do niej wspomnienie rozmowy, którą prowadzili strasznie dawno temu. - A, tak, wiem. Czemu nudną? Nie mogę być ciekawą pracownicą biurową? Takie też istnieją. Nie wszystkie są drętwe - wyciągnęła jedną z dłoni spod jego koszulki i przesunęła nią po zarośniętym policzku. A potem przyciągnęła go do siebie, w potrzebie kolejnego pocałunku, skoro już część spraw sobie wyjaśnili, a części nie zamierzali wyjaśniać już nigdy. Może niektórych tematów nie trzeba było poruszać. Tak było bezpieczniej. Przylgnęła do niego, stęskniona i tak samo zachłanna, jak potrafiła być czasami ten miesiąc temu.
- Jestem wykończona, muszę wziąć prysznic. Myślę, że nic się nie stanie, jak zostawisz to wszystko i pójdziesz wziąć go ze mną - zasugerowała, robiąc krok do tyłu, a tym samym zmuszając mężczyznę, by ruszył razem z nią. - Brakowało mi ciebie. Jesteś mi winien jakąś rekompensatę.
Odsunęła się nieco i puściła go, by sięgnąć do brzegu swojej bluzki, którą bezceremonialnie z siebie zdjęła, wyczekująco patrząc na Strikera. Potem zrobiła kolejny krok do tyłu, a potem jeszcze jeden, nie kryjąc już w sobie żadnych emocji. Wszystko było widać w jej oczach, które pociemniały teraz w sposób doskonale mu znany. W końcu odwróciła się i poszła do łazienki, zostawiając drzwi otwarte, w razie gdyby jednak postanowił pójść tam razem z nią. Jeśli jednak nie, cóż - ze środka dobiegł szum odkręcanej wody i Wade zniknęła na dłużej.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

16 sty 2018, o 23:37

Wyjaśnienie sobie wszystkiego było najlepszym pomysłem na jaki wpadł w ostatnich dniach. Powinien był to zrobić znacznie wcześniej. I to nie tylko dla swoje spokoju ale też i dla jej. Nawet nie wyobrażał sobie jak musiała się stresować, kiedy on latał po jakimś kosmicznym burdelu dla idei jakiejś poronionej organizacji od której chciał umyć ręce. Teraz jednak w końcu znowu był sobą. Z głowy nawet dość szybko wypadło mu, że był tutaj ktokolwiek oprócz niego.
Przejechał dłonią po jej policzku. Chyba nikt nie miał prawa tego robić oprócz niego. Zresztą on mógł z nią zrobić znacznie więcej niż ktokolwiek mógł sobie wyobrażać. Wciąż nie mógł uwierzyć że, miał w swoim życiu tyle szczęścia. Myślał, że działało ono tylko w momentach w których musiał ciągle iść dalej tą samą ścieżką. Podejrzewał nawet po wyjściu z więzienia, że on wcale tyle szczęścia nie ma, bo gdyby je miał to na pewno nie stałby przed bramą pierdla mając nadzieje, że znajdzie odwagę na odstrzelenie sobie głowy. Teraz nawet nie potrafiłby o tym pomyśleć.
- No tak, będziesz moją specjalną pracownicą biurową, która potrafi otworzyć komuś gardło. –Parsknął śmiechem. – To zawsze jakiś interesujące hobby.
Uśmiechał się całkowicie szczerze. Wszystkie złe myśli go opuściły. Szczególnie teraz, kiedy kolejny raz dorwała się do jego ust tak samo zachłannie jak zawsze. Jakby Charles był naprawdę dla niej całym światem. Może i tak było ale wciąż musiał to przetrawić. Raczej nigdy nie podejrzewał, że może go spotkać coś takiego. Dlatego nie potrafił jeszcze traktować tego jak codzienności ale jak świętość.
Szczególnie chwilę później, kiedy zaproponowała wspólny prysznic.
- Postaram się sprostać twoim wymaganiom.
Parsknął śmiechem idąc za kobietą. Sam ściągnął koszulkę chwilę po tym jak zobaczył jak ona to robi. Stęsknił się za jej idealnym ciałem. Było w nim znacznie więcej kobiecości niż na przykład w ciele Snow, która przypominała bardziej żołnierza bojowego z cyckami niż stricte kobietę marzeń, każdego mężczyzny. Chociaż wiedział komu by się taka przydała i myślał, że jeśli cała ta operacja z Przymierzem się uda to zapozna ją z jego bratem.
Za nim wszedł do łazienki postarał się jakoś rozebrać. Mimo wszystko jego rozwalona noga utrudniała parę spraw. Musiał całkowicie usiąść by ściągnąć z siebie spodnie. Rano była mocno widoczna. Szczególnie, że nowe mięśnie były bardzo widoczne pod jego nową skórą w tamtym miejscu. To nie był pierwszy raz, kiedy miał taką ranę. Do łazienki wszedł chwilę po niej, po drodze zrzucając gdzieś bieliznę. Wszedł do kabiny. Ta tutaj była znacznie mniejsza. O wiele mniejsza niż na Omedze. Ale jakoś udało mu się tam zmieścić. Delikatnie złapał kobietę za biodra stojąc za nią. Jego usta od razu znalazły drogę do jej długiej szyi, a dłonie przejechały wzdłuż jej talii, by potem już tylko silnie ścisnąć jej piersi.
W jego dotyku można było wyczuć tęsknotę. Niby to były dwa tygodnie ale on czuł jakby nie widzieli się całą wieczność. Teraz chciał zapomnieć o wszystkim i zostać przy jej boku już na zawsze.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12212
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

17 sty 2018, o 00:13

Jak na pracownicę biurową, która w ramach hobby podrzynała ludziom i nieludziom gardła, Sonya wyglądała zaskakująco niewinnie. Zwłaszcza teraz. Była wysoka, szczupła i zupełnie nieuzbrojona. Sięgnęła ręką do gumki, którą miała związany prowizoryczny kok i ściągnęła ją, pozwalając swoim długim włosom rozsypać się luźno. Nie były tak proste jak zawsze, bo cały dzień spędziły zwinięte, by nie wpadały jej do oczu. Podwijały się we wszystkie strony, zupełnie nie tak, jak lubiła nosić je na co dzień, ale chyba teraz zupełnie się tym nie przejmowała.
Gdy Charles wszedł pod prysznic, Wade już tam była. Jej skóra była mokra, a włosy też nasiąkały wodą, prostując się pod jej ciężarem. Początkowo nie odwracała się do niego, poddając się dotykowi, za którym tęskniła przez tyle dni, nie wiedząc, czy kiedykolwiek poczuje go ponownie. Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o klatkę piersiową mężczyzny. Chyba nieco zmalała - żebra odznaczały się jej pod skórą wyraźniej, tak samo jak kości biodrowe i obojczyki. Nie było tego widać w ubraniach, bo to mogła być różnica dwóch, może trzech kilogramów, ale dla Strikera, który znał jej ciało na pamięć, była to wyczuwalna zmiana. Stres musiał mieć na nią znacznie większy wpływ, niż mogło się wydawać. Jej brzuch i plecy były już prawie gładkie, w porównaniu do tego, co zostawiał, gdy wyjeżdżał. Blizny nie były zaognione, brzydkie i rzucające się w oczy, tylko zwyczajne, białe, a wszystkie siniaki po upadku zniknęły. Po raz pierwszy odkąd ją znał, jej ciało było wolne od krwiaków, bo nie było tu ani Burela, ani hangarów, które urywałyby się i spadały razem z nią.
Odwróciła się w końcu do niego, zbyt stęskniona, by stać do niego tyłem. Uniosła wzrok, ponownie przesuwając delikatnie opuszkami palców po jego policzku, po linii zarośniętej szczęki i w dół szyi. Podążyła dłońmi wzdłuż jego ramion, potem w dół wytatuowanej na klatce piersiowej katedry, którą też przecież tak dobrze znała, przez bliznę ciągnącą się przez jego brzuch i jeszcze niżej.
Nie chciała teraz o niczym rozmawiać, zresztą dawno już doszli do tego, że znacznie lepiej dogadują się bez słów. Milczenie czasem było dla nich bardziej naturalne, niż rozmowa. A fakt, że tak samo było w tym momencie, nie był niczym niezwykłym. Jej prysznic nie był może największym, z jakiego Charles miał szansę korzystać, ale tutaj i tak nie potrzebował dużo miejsca dla samego siebie. Zapach farby stopniowo zaczynał znikać, ustępując miejsca charakterystycznemu zapachowi włosów Wade i jej jasnej skóry. Jej usta smakowały winem, które piła jeszcze przed chwilą. I trochę upieczonym przez Strikera ciastem. Jej nagie ciało przywierało do niego w tęsknocie, której nie czuła jeszcze chyba nigdy przedtem. Zupełnie nie było widać po niej teraz tej złości, którą okazywała przez pierwsze pół godziny ich rozmowy. Może faktycznie seks był ważnym aspektem ich związku i czasem sposobem na rozładowanie negatywnego napięcia, ale chyba żadne z nich nie miało nic przeciwko temu. Zwłaszcza teraz, gdy nie widzieli się tak długo i nie mieli pojęcia - zwłaszcza Sonya - czy w ogóle zobaczą się jeszcze kiedykolwiek.
Woda była bardzo ciepła, wręcz gorąca, ale Wade chyba tego nie zauważała. Interesował ją tylko Charles, którego odzyskała po tych dwóch tygodniach bez żadnej nadziei. Jego usta, jego dłonie. Spojrzenie, jakim nie obdarzał nikogo innego poza nią. Ciarki, które wywoływał na jej skórze swoim dotykiem.
- Nie chcę się znowu obudzić - powiedziała cicho, szeptem, bardziej do siebie niż do niego. - Znów sama. Powiedz, że tak nie będzie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

17 sty 2018, o 02:14

Od razu zauważył jak bardzo schudła przez te dwa tygodnie. Pewnie jadła tyle co nic. Zresztą to on miał być jej osobistym kucharzem. Nawet na tej płaszczyźnie zawiódł. Czuł jednak, że od teraz będzie inaczej. To były naprawdę ciężkie dwa tygodnie, które uświadomiły Charles’owi jak bardzo może mu zależeć na ten wydającej się całkowicie niewinnej kobiecie. Osobie, która na początku planowała go zabić, a on tak naprawdę miał zabić ją. Takie historie jak ich raczej nie zdarzały się zbyt często. Wbrew jakiejkolwiek logice obydwoje znaleźli to czego potrzebowali właśnie w tych niezbyt wtedy sprzyjających warunkach.
Jak zawsze starał sie być delikatniejszy. Szczególnie teraz, kiedy wyglądała na tak bardzo zmarnowaną. Miał jednak problemy z powstrzymaniem się od zrobienie czegoś z goła innego. Dopiero, kiedy odwróciła się i mógł znowu spojrzeć w jej spragnione jego osoby oczy zrozumiał, że czasami warto było zrobić coś co nie miało żadnego sensu. Coś co wręcz krzyczało z kalkującego umysłu Charles’a, że to głupota. Nie słyszał już tego głosu. Był zbyt zagłuszony uczuciami, które miały przecież całkowicie zniknąć z jego życia.
Delikatny dotyk mężczyzny powoli przestawał być delikatny. Znacznie lepiej wiedział już jak sprawić przyjemność swojej kobiecie, która na pierwszy rzut oka mogła się wydawać całkowicie inną osobą. Nie potrafił jej puścić, tym bardziej w momencie, kiedy kolejny raz przywarł do niej w bardzo zachłannym pocałunku co raczej ze strony Charles’a było sporą nowością. Kiedy jednak wypowiedziała te słowa zrozumiał, że naprawdę ją skrzywdził tym co zrobił. Więc zamiast słowami, starał się to obiecać tym co robił.
Złapał ją bardzo silnie na uda podnosząc do góry jak już kilka razy miał to w zwyczaju. Jednak tym razem w tym co robił był bardziej agresywny. Jakby chciał jej udowodnić, że będzie walczył do samego końca. Przycisnął jej ciało do ściany prysznic. Nie potrafiąc oderwać od niej swoich ust. Usta, szyja, dekolt. Jego biodra też poruszały się znacznie szybciej, a to co się wydarzyło w mieszkaniu jego siostry można było nazwać naprawdę spokojnym seksem.
Ten teraz był czymś całkowicie nowym. Chyba dla obojga. To nie był ten brak pewności jak w Sendai, czy późniejsze badanie terenu, kiedy nie wiedzieli co dla siebie znaczą. To nie był seks pełen pasji jak u Emily. Nie. Ten był inny. To była tęsknota, która się objawiała jego całkowicie dzikim zachowaniem. Szczególnie mogła to odczuć Wade. Przyciskał ją do ściany mocno, tak aby ich ciała nie miały prawa się rozłączyć. Jego ruchy bioder były silniejsze.
Dopiero po dłuższej chwili Charles westchnął dość głośno, kiedy jego ciało spięło się jak nigdy. W tym momencie poczuł też, że będzie tego żałował następnego dnia bo ból w nodze zaczął dawać siwe znaki. To był chyba najbardziej dziki seks w ich życiu. Dorwał się znowu do jej ust starając się pozostać bez ruchu biorąc z tej chwili jak najwięcej.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12212
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

17 sty 2018, o 09:19

Zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że przecież coś nie tak miało być z jego nogą. Nie przyglądała się jej zresztą, bo ciężko było jej oderwać wzrok od twarzy, której myślała, że już nie zobaczy. Nawet nie wiedziała jak ta rana teraz wyglądała. A potem, gdy Striker już ją podniósł, zamknęła oczy i pozwoliła gorącej wodzie spływać po swojej skórze, podczas gdy ona łapczywie zaciskała ręce na ramionach mężczyzny. Syknęła cicho i skrzywiła się, ale nie wiedział, co było przyczyną tej reakcji - czy zimna jednak ściana, w którą uderzyła plecami, czy to on coś zrobił zbyt gwałtownie. Szybko jednak o tym zapomniała, pochłonięta przez emocje, które w tej chwili rządziły ich dwojgiem. Tu nie było miejsca na rozsądek, zresztą Charles przekonał się w końcu, że to, co ich łączyło, kpiło sobie z rozsądku. W szczególności tego, którym posługiwał się on, który zakładał że Wade nie ma prawa chcieć z nim być, a to, co nazywa miłością, jest z jej strony błędem i żartem.
Łazienka zaparowała, gdy czas w końcu przestał się liczyć. Pewnie wszystkie posiłki, które przygotował, teraz były już zimne, ale czy ktoś zamierzał je jeszcze teraz jeść? Sonya nie kontrolowała samej siebie, więc trudno, by kontrolowała ile spędzili pod prysznicem. Jej usta szukały znajomych ust, jej ciało przyciskało się do niego, a każdy jej ruch był wypełniony głodem i nieopisaną tęsknotą. Potrzebowała go, zarówno wcześniej, jak i teraz, w tym momencie. Jego i niczego więcej.
Jej niezbyt ciche westchnięcia odbijały się od ścian, a te długie nogi, których odstrzeleniem jeszcze nie tak dawno groził Statner, teraz zaciskały się wokół jego bioder. Jej ciało spięło się niekontrolowanie nie raz, ale dwa, a długie paznokcie jak nigdy zostawiły ślady na ramionach mężczyzny. To chyba jednak nie był ból, którego nie dało się wytrzymać. To nie był postrzał, ani złamanie nosa, tylko coś, co można było znacznie łatwiej wybaczyć.
Długo później dochodziła do siebie. Mimo, że Striker przywarł do jej ust z tą samą tęsknotą, co wcześniej, Sonya przez jakiś czas usiłowała uspokoić drżenie całego ciała. Miał rację, to nie było coś, co wydarzyło się wcześniej, ani w Japonii, ani w Londynie, ani tutaj, w tym mieszkaniu. Dopiero wtedy usłyszeli zresztą ciche miauczenie kota za drzwiami, któremu nie podobały się dochodzące z łazienki dźwięki. Kobieta odwzajemniła pocałunek, a potem wtuliła twarz w jego szyję, na długą chwilę nieruchomiejąc. Kiedy nie miał już siły jej trzymać, osunęła się w dół, stawiając nogi na podłodze prysznica, ale wciąż nie potrafiła odsunąć się od mężczyzny.
Tym razem już nic nie mówiła, choć mogła. Ale nie było sensu informować go, co do niego czuła, bo przecież wiedział. O tym, że jego powrót był najlepszym, co ją przez ostatnie dni spotkało, też. Doprowadzenie się do porządku po całej tej gwałtowności trochę jej zajęło, ale w końcu sięgnęła do dozowników, żeby umyć włosy i całą resztę siebie.
- Na długo zostajesz? - spytała cicho, gdy stała już na zewnątrz i owijała się w duży ręcznik. Wolała się chyba dowiedzieć teraz, niż zdziwić za dwa dni, że leci do Daryla, ustalać jakieś szczegóły i znów zobaczą się wtedy, "gdy wszystko się skończy".
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

17 sty 2018, o 16:15

Kiedy stali tak w siebie wtuleni jemu też było wyjątkowo trudno odsunąć się od kobiety. Szczególnie, kiedy wtuliła się w jego szyję. Po wszystkim cały czas głaskał jej ciało swoimi dłońmi po prostu nie chcąc chociaż na chwilę zostawiać ja bez jego dotyku. Po prostu nie mógł. Sam zresztą go potrzebował jak chyba nigdy w życiu. Kiedy nogi powoli odmawiały mu posłuszeństwa, delikatnie pomógł jej stanąć na nogi. Dobrze wiedział, że może być teraz naprawdę zmęczona. Tak długi okres stresu, plus widok tego jak zmizerniała przez ten czas wskazywał wręcz na to, że to co się wydarzyło pod prysznicem mogło być wycieńczające.
Charles’ pomógł jej się umyć po tym wszystkim. Nie chciał chociaż przez chwilę stracić kontaktu fizycznego z Sonyą. Obserwowanie jej ciała było najprzyjemniejszym widokiem dla niego. Miał nadzieję, że już nigdy nie straci go z widoku. Z tej małej osóbki, która okazała się całym jego światem. Kolejny raz dała mu więcej energii do zmiany samego siebie, że mógłby równie dobrze wsiąść teraz na prom i samemu zniszczyć ten pancernik Cerberusa.
Wychodząc spod prysznica nie wytarł się od raz w ręcznik. Przez chwilę analizował to zadane mu bardzo ciche pytanie w którym mógł usłyszeć smutek, który w jej głosie też nie zdarzał się zbyt często. Teraz obydwoje znowu zrzucili swoje maski i okazywali się być całkowicie innymi ludźmi. Raczej takim rodzajem ludzi, których emocje raczej trudno było dopasować do ich wyglądów. Tym bardziej Charles’a.
Kulejąc podszedł do kobiety bliżej. Położył swoje dłonie na jej delikatnych ramionach i zbliżył się delikatnie do niej.
- Według lekarzy potrzebuje jeszcze tygodnia by noga wróciła do normy. Wcześniej raczej mnie nie wezwą.
Pocałował ją w policzek. To nie był raczej gest, który uskuteczniał zbyt często. To prawda wobec niej był znacznie bardziej czuły niż wobec kogokolwiek na świecie. Dlatego właśnie myśl, że mogłoby się jej coś stać tak mocno działała na jego wyobraźnie. Teraz chciał wszystko robić z nią i być przy niej. Być jej tarczą już do końca, przynajmniej, jego dni.
- Zostanę najdłużej jak mogę. – Westchnął cicho. – Nie chcę znowu cię zostawiać samej.
Delikatnie głaskał jej ramiona. Widząc swoje i jej odbicie w lustrze teraz dopiero zauważył jak nierealnie wyglądali jako para. Nic dziwnego, że wszyscy jak ich widzieli razem raczej mieli trudności z akceptacją tego co widzą. Do Sonyi pasował raczej człowiek, który pracował w biurze i na pewno musiał być bardziej przystojny niż Charles, to nie była jego liga na pewno. Za to on powinien się bujać z jakąś typową awanturniczką. Los jednak chciał, że odnaleźli to uczucie w osobach na pewno niezbyt pasujących do siebie wizualnie. To jednak był tylko mały szczegół bo byli zbyt szczęśliwi ze sobą.
- Muszę jakoś przecież odpracować te dwa tygodnie nieobecności.
Pierwszy raz się chyba zaśmiał podczas tej wizyty. Raczej to był ten rodzaj śmiechu, który też objawiał się tylko przy jej osobie. Szczery i radosny.
W końcu złapał za ręcznik i także owinął się w niego. Nie spodziewał się, że będzie się czuł tak zmęczony. Potrafił przejść przez naprawdę ciężkie i męczące misje i jeszcze mieć siłę biegać, po spotkaniach z Wade czuł się jakby ktoś mu kazał okrążyć kulę ziemską z obciążeniem. Przejechał dłonią po swoim ramieniu. Na dłoni osadzili się drabinki wody i krwi. Cicho parsknął śmiechem przyglądając się kobiecie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12212
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

17 sty 2018, o 18:22

Wade też wpatrywała się w lustro, ale myślami, które krążyły w jej głowie, postanowiła się nie dzielić. Charles mógł więc domyślać się, czy zastanawia się nad tym samym, czy nad czymś zgoła innym. Nie należała do niskich kobiet, ale przy nim nadal wydawała się filigranowa. Może to byłą kwestia tego, że schudła - kto wie, czy nie właśnie o tym myślała. Ale chyba patrzyła na odbicie Strikera bardziej, niż na swoje własne.
Czy do siebie pasowali? Z wyglądu na pewno nie. Z tym że Charles musiał wiedzieć, że się jej podoba. Lubiła przynajmniej część jego tatuaży i mówiła mu już, że lubiła też, gdy się uśmiecha. Musiał jej uwierzyć na słowo, bo robił to tylko przy niej - on swojego uśmiechu nie widział w lustrze od dobrych kilku lat. No i teraz doskonale wiedział, że jego bliskość działała na nią tak samo, jak jej na niego.
- Wiem, przepraszam za to - powiedziała cicho, gdy spojrzał na nią znacząco. Jej usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, choć daleko mu jeszcze było do tego, który Striker pamiętał sprzed swojego wyjazdu.
Tydzień nie brzmiał tak źle, choć Wade pewnie zupełnie inaczej sobie wyobrażała ten związek. Nawet jeśli miał co jakiś czas zgłaszać się na zlecenia jako najemnik, jak nie będzie już mógł usiedzieć w miejscu, myślała, że zajmą się jego restauracją, spędzając większość czasu w Montrealu. Tymczasem pojawiło się u mężczyzny nowe marzenie, zaciągnięcia się do Przymierza, a jeśli skończy się to sukcesem, to Sonya zostanie jedną z tych kobiet, które siedzą same w domu i czekają, aż ich facet wróci na miesiąc - jak dobrze pójdzie - do domu, albo na odwiedziny innych żołnierzy i zaproszenie na wojskowy pogrzeb. Nie, nie do końca popierała jego chęć pod tym względem, choć nic nie powiedziała, widział to tylko w mikroekspresjach jej twarzy, które znał już tak dobrze.
- Nie śmiej się, nadal cię nienawidzę - poinformowała go poważnie, choć w jej oczach błysnęło rozbawienie. Potem ominęła go i wyszła z łazienki, kierując się do sypialni, gdzie przebrała się w swój czarny szlafrok. Było już późno, a ona była zmęczona, więc nakładanie świeżych ubrań mijało się z celem. Opuszczając pomieszczenie, wycierała włosy ręcznikiem, który zdjęła z siebie. Potem ściągnęła z kanapy w salonie zmięty koc i złożyła go, odkładając gdzieś na bok, razem z jakąś stertą ubrań. Usiadła bokiem, odwracając się do Strikera, który albo siadł obok, albo zabrał się za robienie jakiegoś porządku z tym, co ugotował. W końcu trzeba było jakoś ogarnąć to jedzenie.
- Opowiesz mi, co robiłeś przez te dwa tygodnie? Bo misja nie mogła tyle trwać - poprosiła, przeczesując zupełnie bezmyślnie włosy palcami. - Byłeś na tej stacji, o której mówiłeś? Trouge? Powiedz też coś o tych ludziach, z którymi pracujesz. Są... w porządku?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

17 sty 2018, o 23:10

Uśmiechnął się ponownie widząc jej reakcje. Wciąż miała problemy z okazywaniem uczuć, zresztą jak on. Ten uśmiech i tak był zresztą najbardziej uroczą rzeczą jaką widział w ostatnim czasie. Prawie zawsze jak reagowała inaczej niż jej typowy wyraz twarzy. Cieszyło go to, naprawdę mógł po raz kolejny poczuć się jak w domu. Był w miejscu w którym czuł się znacznie lepiej niż jakiekolwiek inne. Gdyby mógł spędziłby tutaj resztę swoich dni, chociaż pewnie musiałby zamienić to miejsce w fort aby żadna kurwa z Cerberusa nie dała rady tutaj wejść.
- Czyli wróciliśmy do punktu wyjścia.
Parsknął śmiechem komentując to, że go nienawidzi. Pewnie musiała go cholernie nienawidzić za nim się poznali. Pewnie na papierze jego czyny i to co robił musiały robić wrażenie. Raczej bardzo negatywne wrażenie. Zresztą miała też powody by nienawidzić każdego operatora Rosenkova tak samo. Gdyby nie ona raczej dalej robiłby to samo. Nawet nie zrobiłoby mu też różnicy czy robi dla Cerberusa czy nie. Dzięki niej chyba jego bardzo specyficzny kompas moralny lekko się zdestabilizował. Może i dobrze. Nie była to duża cena za szczęście jakie odnalazł w swoim życiu.
- Przed misją starałem się jakoś ułożyć swoje życie. – Westchnął. Po mieszkaniu chodził w ręczniku jako, że nie miał tutaj już swoich ubrań, a nie zamierzał zakładać już ciężko znoszonej tego dnia bielizny. – Czyli leżałem przez cały czas w łóżku gapiąc się w sufit i zastanawiając się co ja w sumie mam zrobić. Wydali mi mieszkanie w Berlinie, długo jednak tam chyba nie posiedzę. – Delikatnie się uśmiechnął.
Szczerze mówiąc gdyby mógł najchętniej by kazał firmie od przeprowadzek przewieść wszystko tutaj ale nie wiedział czy to dobry, aby na ten moment jego bazą wypadową było mieszkanie Sonyi. To już zależało od niej. Jeśli zaproponuje mi, aby został tutaj to pewnie zostanie. Już nie miał w głowie tak wielu idiotycznych myśli.
- Trouge. Latająca Sodoma i Gomora. Ogromne burdel gdzie robisz co chcesz. Wjazd jest za ogromne sumy ale dosłownie możesz robić co chcesz. – Nagle zastanowił się nad czymś. Przygotowywał im herbaty, kiedy w międzyczasie sprzątał syf, który zrobił. – I poznaliśmy tego. Jak mu tam. Huntera. Tego muzyka. Straszna pipa. Zemdlał jak ta asari poderżnęła gardło naszej. Jezu jaki to był syf.
Spojrzał na nią nagle pytającym wzrokiem. Odpalił papierosa robiąc dalej swoje. Musiał posprzątać wszystko i pochować do lodówki. Nie mogło się przecież wszystko zepsuć prawda?
-Nie wiedziałem dlaczego ta jedna z żon puściła nas wolno. –Podrapał się po głowie. – To znaczy powiedziałem jej że przyszliśmy po jej ochroniarz, a nie po nią wiec nie ma się co martwić. – Spojrzał na nią. – Czy to dziwne, że traktuje ludzi z jakimś takim dziwnym szacunkiem w pracy? W sensie wobec ciebie też byłem szczery z tym co planuje zrobić. Jestem dziwny?
Spytał chociaż znał już odpowiedzieć na to pytanie. Był cholernie dziwny jak najemnika. Miał jakieś dziwne zasady, które całkowicie nie miały sensu dla zwykłych osób. Jeśli cos obiecał to tak było. W jakimś stopniu tak było. Jego myślenie po prostu było już tak skrzywione przez te lata pracy, że powrót do bardziej normalnego myślenia na pewno mu jeszcze zajmie długo czasu.
- Oprócz mnie jest jeszcze Dieter, były operator Rosenkova. Bardzo cichy. Trochę jak ja, kiedy dopiero co trafiłem do więzienia. Wydaje się być miły. Symons, nasz dowódca. Jest od Hahne-Kedar. W porządku koleś, chociaż jego mi najbardziej szkoda. To jego właśnie zastraszyli, że coś spotka jego córkę. –Podrapał się po głowie. – Jest jeszcze Susan. Z HK. Symons i ona to znajomy jeszcze z czasów, kiedy byli operatorami. To ona najbardziej ucierpiała podczas tej misji. Trudno mi ich ocenić. To była tylko jedna misja ale nikomu nie podoba się praca dla Cerberusa.
Popatrzył na nią. Kończył już sprzątanie i chowanie jedzenia w pojemniki. Następnie lądowały w prawie pustej lodówce. Teraz było tam jedzenia na co najmniej dwa tygodnie. Co jak co ale głodnej jej nie zostawi. Oparł się o blat i przyjrzał kobiecie po raz kolejny. W końcu podszedł do niej i przykucnął przed nią.
- Słuchaj. – Westchnął. – Jeśli nie podoba ci się ten pomysł ze mną jako członek Przymierza to po prostu postaram się wynegocjować swoją wolność. Wiem, że ciężko byłoby ci znieść myśl, że będę znowu gdzieś daleko. Chociaż gdybyśmy byli małżeństwem na papierze to prawo mówi, że musiałbym stacjonować gdzieś blisko albo dostać znacznie więcej urlopów.
Parsknął śmiechem. No tak to wyglądało. Ludzie w będący w związku małżeńskim zawsze mieli więcej swobody niż inni. Znacznie trudniej było ich rozlokować więc albo mieszkali razem w okolicach bazy albo żołnierzowi przysługiwało znacznie więcej urlopów. Zawsze coś prawda?
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12212
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

18 sty 2018, o 01:05

Uśmiech Sonii trochę zrzedł, gdy dowiedziała się, że większość czasu, przez który zamartwiała się na śmierć, Striker spędził na wpatrywaniu się w sufit w samotności obcego mieszkania w Berlinie. Nie rozumiała tego i nie zamierzała nawet próbować, ale nie planowała też oceniać. Wrócił, tylko to miało znaczenie, a wszystkie błędy, które oboje popełnili ostatnimi czasy, można było odsunąć w cień.
Gdzieś w międzyczasie zgarnęła ze sobą wino, więc teraz uzupełniła sobie kieliszek i oparła go o swoje udo. Nie przejmowała się już tym, czy aby na pewno długi szlafrok przykrywa ją całą, żeby przypadkiem Striker nie zobaczył niczego, czego nie powinien. Nie musiała się już ukrywać i chować, bo nie miała też siniaków. I sprawiała wrażenie, jakby zyskała znacznie większą świadomość swojego ciała, nie wstydziła się go już i jednak okazywało się, że zdaje sobie sprawę z tego, jak dobrze wygląda.
Uniosła brwi, gdy usłyszała o Hunterze. Przez chwilę musiała się zastanawiać o kogo chodzi, ale w końcu do niej dotarło.
- Ten od Thessiańskich oczu? I tego... mmm... wypalasz w duszy... coś tam... - zanuciła, ale wcale nie pomogło jej to w przypomnieniu sobie całej reszty piosenki, ani jej tytułu, więc machnęła dłonią, rezygnując z prób. - Nie słuchałam go nigdy za bardzo. Ale kojarzę twarz z billboardów i słupów reklamowych. To teraz poleciał tam grać? Co mu po tej stacji? Prędzej by rozkręcił karierę na Omedze, czy gdziekolwiek indziej. Ale może ten burdel go tam trzyma.
Wzruszyła lekko ramionami, bo osoba Huntera nie była jednak dla niej nadzwyczaj fascynująca. Zwłaszcza, że mdlał na widok krwi, a Wade była osobą, która w życiu sporo tej krwi upuściła. No i nie znała nawet więcej niż dwóch jego piosenek, z czego drugą nie do końca.
- Jesteś - potwierdziła jego przypuszczenia, uśmiechając się jednak do niego w końcu. Jeszcze na Islandii powiedziała mu, że jest inny, niż Burel. Inny, niż każdy operator, którego spotkała w swoim życiu. Wystarczyło zresztą porównać go z jej byłym pracodawcą, albo z Jannickiem. To był inny rodzaj człowieka. Może pod tym względem oparł się destrukcyjnemu wpływowi Rosenkova.
- Jeśli nie podoba im się praca dla Cerberusa, powinni chętnie pomóc ci w oddaniu pancernika w ręce Przymierza - zasugerowała. - Tylko musisz upewnić się, że to dobry pomysł. Żeby nie okazało się, że ktoś z nich bardziej troszczy się o swoją córkę, niż nienawidzi tej organizacji, bo wtedy będziesz miał naprawdę duże problemy.
Podążała za nim wzrokiem, gdy robił porządek w kuchni, a potem gdy przykucnął przed nią. Zdziwiła się jednak, kiedy zaczął mówić o tym, o czym mieli nie rozmawiać. Schowała się za kieliszkiem wina, upijając z niego łyka, a po słowach o małżeństwie zakrztusiła się na moment. Choć może był to tylko przypadek.
- Wiesz, Charlie - oparła swoją lampkę wina z powrotem o jasne udo. - Kilka razy w życiu zastanawiałam się jakby to było, gdyby ktoś był na tyle nienormalny, żeby mi się oświadczyć, ale zdecydowanie nie wyobrażałam sobie tego w ten sposób.
W jej oczach z powrotem zabłysło rozbawienie i chyba mocno usiłowała się nie śmiać. Pokręciła głową i poprawiła się w miejscu, podciągając szlafrok, który zjeżdżał jej z ramienia.
- Nic takiego nie mówiłam - uściśliła. - To jest twój wybór, Charlie. Nie mój. Zresztą nawet nie jest do końca tak, jak mówię, bo twój wybór to też nie jest. Nie wiesz, co ci powiedzą. Może Przymierze poklepie cię po ramieniu, powie "dobra robota" i wypuści wolno. A może wykorzysta i wsadzi do więzienia. W razie czego obiecuję bronić cię przed tym własną piersią. Twoja matka na pewno byłaby dumna, gdybyś jednak trafił do wojska, zamiast zajmować się tym wszystkim, czym zajmujesz się teraz, czy zajmowałeś dotąd. Ale nie wiesz, czy to się uda. I ja też nie wiem - jeszcze raz potrząsnęła głową. - Nie patrz na mnie. Ja już raz myślałam, że wiem, czego chcesz. Teraz nie popełnię tego błędu.
Przeniosła wzrok na Watsona, który przyszedł teraz do nich, ale wybrał Strikera i zaczął ocierać się o jego łokieć.
- W szafie leżą jakieś resztki twoich rzeczy, które znalazłam w praniu, już po tym, jak wyjechałeś - powiedziała. - Na tych półkach, które były... znaczy są... nie wiem. Twoje. Może będziesz miał się w co tam ubrać. Nie masz żadnej torby?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

18 sty 2018, o 03:25

- Ta dokładnie ten. – Uśmiechnął się lekko wspominając to przedziwne spotkanie. Wciąż miał nadzieje, że nie jest to jakiś znajomy jego siostry. –Ponoć podpisał kontrakt na koncerty z tymi całymi żonami co kręcą tamtym przedsięwzięciem. Prędzej narkotyki go tam trzymały. Prawie oczy mu eksplodowały ja rzuciłem mu na stół kilo czerwonego piasku aby się w końcu zamknął. Beznadziejny przypadek. –Westchnął. – Powiem ci jednak, że posiadanie rodziny w show biznesie nie jest mi teraz pomocne. Jeśli go kiedykolwiek spotkam przez Emily to się pewnie zeszcza ze strachu.
Wciął uśmiechał się tak jak zawsze. Tak jak to robił tylko dla niej. Ponoć to właśnie w tym uśmiechu się zakochała. Brzmiało to trochę cheesy ale on zresztą też uwielbiał jej uśmiech, a co dopiero śmiech, który trafiał się naprawdę rzadko. Nie odrywał od niej swojego wzroku bojąc się, że jeśli spojrzy gdzieś na bok to tym razem ona zniknie. Jego dłonie delikatnie jeździły po jej odkrytych udach. Wciąż mimo wszystko nie potrafił zrozumieć jak tak piękna kobieta, mogła się zakochać w kimś takim jak on. Na to pytanie chyba nigdy nie znajdzie odpowiedzi.
- Wiedziałem. – Jęknął głośno. – To znaczy wszyscy mówią, że jestem trochę dziwny ale to chyba dobrze, nie? –Pokręcił głową i sam sobie odpowiedział na pytanie. – Dobrze. Gdyby nie to, to raczej nie skończylibyśmy razem.
Kochał ją. Było to widać w jego oczach jak nigdy przedtem. Ich rozłąką przez ten okres dwóch tygodni otworzyła mu oczy jeszcze bardziej niż wcześniej. Nawet jego dotyk mógł wydawać się inny. Nie było w nim znowu tego całego stresu jaki ze sobą nosił po podpisaniu umowy. Liczyło się dla niego to co się dzieje tu i teraz. Przyszłość na pewno mogła być różna dla tego, właśnie chwile takie jak te liczyły się dla niego najbardziej.
- Tego się właśnie boję. – Cicho westchnął. Przez chwilę jeździł tylko dłońmi po odkrytych udach kobiety. – Nie wiem, czy w ogóle powinienem ich w to mieszać. To znaczy, będę musiał ale czy w ogóle ich o tym informować. Im więcej osób z oddziału wie tym większe niebezpieczeństwo, że coś pójdzie nie tak. Szczególnie, że to co chce zrobić to nie jest raczej mała rzecz. – Parsknął śmiechem. – Nie chce, aby te skurwysyny się dowiedziały. Chce zobaczyć ich miny, kiedy flota Przymierza przejmie tą ich latającą rzeźnie.
W końcu wstał z miejsca na wieść o tym, że jego ubrania są gdzieś tutaj. Jakieś ubrania. Nie spodziewał się, że coś zostawił. Wszedł do sypialni i zajrzał na swoją półkę. To prawda zostało coś. Jedna para skarpetek, bokserki i koszulka pod pancerz. Został przy bokserkach. Założył je szybko i wrócił do kobiety. Sam by chętnie założył teraz szlafrok.
- Oj już nie bądź taka. – Mruknął przypominając sobie jej słowa o oświadczynach. - Po prostu nie chciałabyś żebym miał więcej urlopów. – W końcu klepnął obok niej ciężko. – Sonya Striker. Brzmi dobrze. – Teraz już zaczynał się z nią droczyć co raczej często się nie zdarzało. – To jak byś widziała takie oświadczyny? W romantyczny stylu? Kolacyjka przy świecach? Czy może w stylu Rosenkova, gdzie idziemy razem na misję. Podcinasz komuś gardło, a stamtąd wypada pierścionek zaręczynowy?
Zaśmiał się. Brakowało mu tego. Tego spokoju, tego, że mógł być sobą. W końcu z osobą, która go rozumie. Czuł się prawie tak samo jak wtedy, kiedy oglądali wspólnie zorzę. Chyba wtedy pierwszy raz zobaczył, że ta mała filigranowa osoba nie jest zwyczajną pracownicą biurową, która potrafi walczyć. Chociaż wtedy, nie był, aż tak bardzo pewny jej umiejętności bojowych.
- Ja wiem tylko tyle, że nie chce już uciekać ale zostać u twoje boku już do śmierci. – Uśmiechnął się do niej. Trudno było powiedzieć czy sobie żartował czy mówił poważnie. – Po prostu. Sam już nie wiem. Jestem dobry w tym robie i bycie w akcji sprawia mi przyjemność. Jako najemnik dalej miałbym wolną rękę w doborze zleceń i częściej być na miejscu, jako żołnierz Przymierza mógłbym wszystko robić legalnie i mieć z tego profity.
Podrapał się po głowie. Było widać, że ma w głowie niezły syf w tym momencie. Pewnie to nie był pierwszy raz jak się nad tym zastanawiał. W życiu zawsze miał kogoś, kto wskazywał mu drogę. Teraz musiał podejmować decyzję sam i nie zawsze musiał się już zgadzać z decyzjami innych jak to było wcześniej. Miał wybór. I to właśnie sprawiało, że jego myśli były tak bardzo skotłowane.
- Sonya. – Przysunął się bliżej kobiety i tym razem to położył się w taki sposób, by jego głowa mogła wygodnie zająć miejsce na jej udach. - Kocham cię.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12212
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

18 sty 2018, o 09:56

- Jeśli z Przymierzem wynegocjujesz dobre warunki dla nich, to może nie muszą wiedzieć - stwierdziła.
Nie była najlepszą osobą do mówienia o bezpieczeństwie osób postronnych, czy członków oddziału. Przez jej akcje zginęła dwójka mężczyzn, którzy pracowali dla Kassy, ale przecież nie zrobili nic złego. Zdradziła ich, choć nie powinna była tego robić, więc nie spodziewali się tego po niej. Może dlatego teraz urwała ten temat, nie chcąc zagłębiać się w tamte wspomnienia, bojąc się, że pewnie w końcu i Charles do nich dotrze. Zamilkła szybko, przenosząc spojrzenie na drugiego, obojętnie leżącego na fotelu kota.
- SS? No nie wiem - parsknęła śmiechem. - Nie najlepsze konotacje historyczne.
Ona też mu się przyglądała, jakby nie widziała go znacznie dłużej, niż dwa tygodnie. Zerknęła na jego podrapane ramię, a w jej oczach pojawiło się lekkie poczucie winy. Pod prysznicem zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, co mu robi, choć z drugiej strony było w tym też trochę jego winy. To on zaczął. Wyciągnęła do niego rękę, przesuwając delikatnie dłonią po ramieniu mężczyzny.
- Cóż, przede wszystkim zawsze sądziłam, że oświadczający się będzie ubrany w coś więcej, niż niepokojąco luźno związany ręcznik. Po drugie, liczyłam na małżeństwo z miłości, a nie z rozsądku. Ale życie rewiduje naiwne marzenia - uśmiechała się do niego, doskonale wiedząc, że nie rozmawiają o tym poważnie. Za krótko się znali i nawet Charles, który wyznał jej miłość po niecałym miesiącu znajomości, nie zrobiłby chyba czegoś takiego. A przynajmniej taką miała nadzieję. - A co do stylu, nie wiem. Ciężko wybrać. Oba są kuszące. Choć najlepiej, żeby to była wielka impreza, na której będą dziesiątki naszych znajomych i nasze rodziny. Można wynająć Huntera, żeby na niej grał. Potem mają być fajerwerki, wypuszczone gołębie, za gołębiami varreny, za varrenami dzieci z płatkami kwiatów, mój wybranek ma do mnie zjechać na podeście z góry... i wszyscy muszą patrzeć, więc reflektor, oczywiście, co najmniej sto dwadzieścia osób... a pierścionek ma mieć wielki, czerwony kamień, taki, żebym mogła go skutecznie używać jako kastetu. A potem chcę polecieć na dwa tygodnie do jakiegoś hotelu all inclusive, żebym mogła leżeć z pierścionkiem nad basenem i się opalać.
Przeczesała palcami jego włosy, gdy położył głowę na jej kolanach. Przyglądała się z bliska twarzy, którą darzyła takim uczuciem, choć Charles nie potrafił go zrozumieć. Uśmiechała się teraz znacznie szerzej, niż do tej pory, bo wizja którą właśnie przedstawiła, była wszystkim, co dla niej mogło pójść nie tak - Striker to dobrze wiedział, znał ją już na tyle. Zresztą nadal jakikolwiek ślub był planami tak odległymi, że można było beztrosko się z tego śmiać.
- Ale masz rację. Nie zasługujesz na urlopy - stwierdziła krótko.
W jej uśmiechu pojawiło się znacznie więcej ciepła, gdy po raz kolejny powiedział, że ją kocha.
- Wiem - odparła. - Gdybyś nie kochał, to byś nie wrócił. Ale mogłeś mi powiedzieć, Charlie. Nie prosić ich o mieszkanie w Berlinie. To była tylko kłótnia - trochę spoważniała. - Po poprzedniej mówiłeś, że więcej tak nie zrobisz. Boję się teraz następnego momentu, w którym nie będę się z tobą na jakiś temat zgadzać.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

18 sty 2018, o 19:27

To prawda. Nie wiedział co jeszcze Przymierze mogło zaproponować jego oddziałowi. On to on. Miał wsparcie brata, rodzinę w wojsku i znajomych. To go stawiało w całkowicie innym świetle. Ich już nie. Nigdy nie myślał, że będzie chciał dobrze dla ludzi, którzy są tylko na ten moment ciężarem w misji której się podejmował. Byli niewiadomą, a i tak chciał im jakoś pomóc. Chyba obecność Sonyi naprawdę sprawiła, że obudziły się w nim pewne zachowania, które przecież Rosenkov miał bardzo dobrze wyeliminować.
- Lepiej SS, niż CS. Brzmię jak akronim tej strzelanki, której nowe wersje wychodzą co kilka lat.
Parsknął śmiechem. Chyba właśnie takie rozmowy o niczym były dla niego taką nowością w życiu. Zazwyczaj albo rozmawiał o zleceniach albo misjach. Nigdy nie rozmawiał o sobie czy po prostu rozmawiał od tak sobie. Dlatego patrzył na twarz Sonyi leżąc na jej kolanach z uśmiechem, który trudno było nazwać inaczej niż radosnym. Musiał przyznać, że miała naprawdę wygodne nogi pomimo tego, że schudła ostatnimi czsy.
- Sto dwadzieścia osób? Musielibyśmy wynajmować statystów chyba. Albo musiałbym wygrzebać wszystkich martwych znajomych z ich nieoznakowanych mogił gdzieś na Syberii. Plus byłby taki, że przynajmniej by nie odmówili. – Zaśmiał się. – Chociaż ostatnią część planu możemy zrealizować bez oświadczyn jeśli chcesz. Nie pamiętam już, kiedy byłem na wakacjach. – Uśmiechnął się szerzej. – Nie wiem czy dam radę wytresować tyle varrenów.
Przysunął się do niej trochę bliżej. Prawie rozsunął jej szlafrok starając się przysunąć twarz do jej nagiego brzucha. Jej skóra miała bardzo słodki zapach. Może była to wina jej płynów pod prysznic, a może miała dla niego po prostu taki zapach. W końcu dłonią lekko rozsunął jej nakrycie i w tulił się w jej miękkie ciało. Raczej nie było to coś zwykłego w jego przypadku.
- To było co innego. Za pierwszym razem chciałem uciec bo myślałem, że chcesz ze mną skończyć. – Nie patrzył na nią chociaż, można było zauważyć jego lekko smutne spojrzenie.– Za drugim razem, chciałem cię ochronić przed tym czym się zajmuje. Tym bardziej zastanawiałem się nad powrotem, kiedy dowiedziałem się, że to Cerberus. – Pocałował delikatnie jej brzuch. – Dopiero teraz zrozumiałem jak głupie to były decyzje. – Westchnął. – Nie potrafiłem zrozumieć, po prostu tego, że mimo wszystko wciąż chcesz ze mną być.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12212
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

18 sty 2018, o 20:41

- Przykro mi, ale bez tego nie przejdzie - westchnęła teatralnie i wzruszyła ramionami, rozkładając ręce w geście bezradności. Oboje byli lekko aspołeczni, więc uzbieranie stu dwudziestu osób było niewykonalne. Pewnie znalezienie dwudziestu byłoby problematyczne.
Drgnęła, gdy poczuła, jak dłoń mężczyzny wsuwa się pod jej szlafrok, ale nie zaprotestowała, choć poza pojedynczą częścią bielizny, niczego pod spodem nie miała. Pociągnięty przez Charlesa cienki, czarny materiał zsunął się z jej ramienia, odsłaniając połowę tułowia kobiety, którego nie miała jednak jak zasłonić, dopóki Striker leżał z twarzą wciśniętą w jej brzuch. Skóra nie była gładka, bo odznaczały się od niej dwie blizny - pierwsza ta, której tak bardzo się przed nim wstydziła jeszcze w Japonii, a druga w miarę świeża, zdobyta na Omedze. Obie zagoiły się ładnie, choć łatwo było je wyczuć pod dotykiem palców, czy ust. Może przez to teraz się lekko spięła, nie przestawała jednak leniwie przeczesywać włosów Charlesa.
- Nie mówiłam poważnie. Nie lubię się opalać, nie pamiętam kiedy ostatnio miałam na sobie strój kąpielowy - odparła. - Ale mogłabym wrócić tam na Islandię, może do jakiegoś lepszego domku. Mogłabym spędzić tygodnie, codziennie oglądając zorzę taką, jak tamta - w jej głosie zabrzmiało lekkie rozmarzenie. Dzięki Strikerowi potrafiła też dobrze wspominać wizytę na mroźnej wyspie. - Poleciałabym też gdzieś, nie wiem, na którąś z planet-ogrodów asari, ale to się wiąże z przekaźnikami, a ja... nie wiem. Na Ziemi też przecież jest co zwiedzać. Ale i tak teraz nie polecimy, a potem... nie wiem co będzie.
Przez chwilę widocznie naprawdę rozważała, dokąd mogliby polecieć razem, ale potem przypomniała sobie wszystko, w co Striker teraz był wplątany i jej wizja zeszła na dalszy plan. Nie mieli czasu ani możliwości na tego typu rozrywki. Nie teraz, gdy przyszłość Charlesa stała na ostrzu noża.
- Jesteś idiotą - powiedziała, choć w jej ustach zabrzmiało to dużo bardziej czule, niż gdy te same słowa wypowiadał Daryl.
Sięgnęła potem po brzeg szlafroka i z powrotem naciągnęła go na siebie, niestety też zasłaniając z powrotem swój brzuch. Nie miała nic przeciwko temu, by Charles leżał u niej na kolanach, ale to nie znaczyło, że chciała siedzieć tu półnaga. Mimo wszystko musiał pamiętać o tym, że jej było wiecznie zimno.
- Teraz rozumiesz? - spytała. - Mam nadzieję, bo nie będę tego tłumaczyć po raz dziesiąty. Ani cię przekonywać.
Pochyliła się, na tyle, na ile pozwalał jej Striker i dolała sobie wina do swojego kieliszka. Kto wie, być może robiła to codziennie, odkąd ją zostawił. Jeśli tak, to nie była to dobra informacja, ale z drugiej strony nie miał na to w tej chwili dowodów - w mieszkaniu był nieporządek, ale nigdzie nie stała sterta butelek czekających na wyniesienie do zsypu. Napiła się. To, co było wcześniej, nie miało w tej chwili znaczenia.
- Co teraz z tym mieszkaniem, które masz w Berlinie? Czemu tam akurat?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

18 sty 2018, o 21:16

- A bo ja wiem? – Wzruszył ramionami. – To nie moje mieszkanie. Wynajmuje je tylko. Nie stać mnie na mieszkanie w hotelach. To znaczy w jakimś obskurnym slumsie pewnie tak ale nie w centrum. – Spojrzał na nią. – Mój „pracodawca” mi polecił to miejsce. Spokojnie sprawdził to miejsce pod względem pluskw. Nic nie założyli. Zresztą znają na tyle moją paranoiczną naturę, że będę szukał.
Kiedy Sonya opuszczała swoje mieszkanie bo musiała coś załatwić to przeczesywał też jej mieszkanie. Tak na wszelki wypadek. Ciągle wietrzył spisek na swoje życie. Zresztą co mu się było dziwić. Cholera wie, czy gdzieś tam nie kręci się taka inna Sonya, która chciała się zemścić na nim. A tej raczej swoim zachowaniem by już nie udobruchał. Jakby nie patrzeć to nie on był do końca winny śmierci jej matki. Zachmurzył się widząc jak kobieta zakrywa się ponownie szlafrokiem.
- To możemy polecieć na Islandie i odwiedzić geotermalne źródła. Ja zobaczę cię w stroju kąpielowym, a ty zobaczysz zorzę. Dwie pieczenie na jednym ogniu. – Uśmiechnął się do niej. – Może w końcu zasmakuje ci mięso suszonego rekina. Przecież jesteś w połowie Azjatką, powinnaś lubić ryby.
Parsknął śmiechem. To też było dość nowe zachowanie z jego strony. Zazwyczaj nie pozwalał sobie na takie odzywki, zazwyczaj to ona właśnie rzucała chamskimi hasełkami. Jakby nie patrzeć byli do siebie podobni. To była kwestia czasu, kiedy Charles i u siebie obudzi tą część swojej natury. On jednak w porównaniu z nią nie był tak pochmurny jak ona. On wciąż się uśmiechał.
- Przecież możemy polecieć jutro jak chcesz. Co nas powstrzymuje? – Na chwile spoważniał. – Jest takie zdjęcie. Z czasów drugiej wojny światowej. Mój dziadek mi je pokazał jak byłem jeszcze dzieckiem. – Przymrużył oczy chyba starając sobie przypomnieć coś. – Nazywało się „Mleczarz”. Wiem, wiem jak to brzmi. Chodzi jednak o to co to zdjęcie przedstawiało.
Podniósł w końcu głowę z jej kolan i poszedł po coś do sypialni. Wrócił ze swoim omni-kluczem oraz kocem, który kupił jej wiedząc jak potrafi marznąć nawet w mieszkaniu. Oczywiście najpierw ja nim przykrył jakby nigdy nic i zajął w końcu miejsce obok niej. Grzebał w chwilę w sieci, aż w końcu wyskoczyło przed nimi zdjęcie. No i znajdował się na nim ten cały „mleczarz”, w czystym uniformie i uśmiechem na twarzy. Ważne jednak było tło. Mężczyzna szedł przez zgliszcza Londynu po jednym z nazistowskich bombardowań. Gdzieś tam straż starała się gasić pożar, inni ludzie dalej robili swoje.
- Widzisz? – Spytał. – Dziadek tłumaczył mi, że to zdjęcie mówi jedno. Nie ważne, jak sytuacja byłaby zła trzeba dalej robić swoje. – Teraz wzrok przeniósł na nią. – Dlatego myślę, że my też powinniśmy się tak zachowywać. Jakby to co się teraz dzieje nie zmieniło. Nie wiem. Naszego życia. To prawda może nie wygląda to najlepiej ale nie znaczy to, że nie powinniśmy się cieszyć z tego co już mamy.
Taka filozofia tłumaczyła większość zachowań Strikera. On nie bagatelizował tego co się dzieje ale starał się po prostu robić swoje. Wtedy, kiedy byli na Islandii jego maksyma była podobna. Czasami po prostu człowiek nie ma wpływu na to co się wydarzy, więc powinien brać życie takim jakim jest. Uśmiechnął się do niej znowu naprawdę radośnie.
- Rozumiem bardzo dobrze. – Zgasił zdjęcie, a przyglądając się jej rozmarzył się chwilę nad czymś, a na jego twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech. – Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza i dlatego chcę, aby ten czas, który spędzamy razem był pełen jakiś. – Pierwszy raz chyba wyglądał na trochę zawstydzonego. – Jakiś chwil, które będą warte zapamiętania. Wiesz, takie światełko w tunelu, kiedy mogłoby się wydawać, że to już koniec.
Mówił poważnie jednak nie brzmiał na smutnego. Był dziwnie szczęśliwy. Trochę wręcz melancholijny. Trudno było to opisać. Jego natura, którą pokazywał tylko przed nią całkowicie nie pasowało to wyobrażenia jakiegokolwiek operatora Rosenkova. On naprawdę wyglądał jak człowiek, który zgubił drogę w swoim życiu i nigdy nie powinien był trafić tam gdzie był.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12212
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

18 sty 2018, o 21:54

- Wiesz... do Berlina jest daleko - zasugerowała. - Jeśli nie chcesz mieszkać ze mną, to możesz sobie znaleźć coś swojego, ale może trochę bliżej. Może w tym Nowym Jorku chociaż. Nie chcę musieć lecieć do Europy za każdym razem, jak będę chciała się z tobą zobaczyć.
Nie chciała namawiać go do tego, by został z nią tutaj, choć nietrudno było tu akurat czytać między wierszami. Sonii niełatwo było przemóc się do wyrażania swoich uczuć na głos, choć wcale ich przed nim nie ukrywała. Nie inaczej było teraz. Wszystko było wypisane na jej twarzy i w ruchach jej dłoni, która teraz oparła się o jego klatkę piersiową. Była zimna, jak zawsze. Kobieta przyglądała się Strikerowi, jakby nad czymś mocno się zastanawiała, choć jednocześnie czekała na jego odpowiedź na pytanie, którego nie zadała.
- Widziałeś mnie już bez stroju kąpielowego, nie wiem czemu ekscytujesz się tym, jakby to miało być jakieś święto - zaśmiała się cicho. - Czy to jest jakaś twoja alternatywa dla kombinezonu bojowego? Kolejny fetysz?
Gdy przykrył ją kocem, dosłownie kilkanaście sekund później na jej kolanach znalazł się gruby, rudy kot. Wade stęknęła, gdy dobre osiem kilo futra wskoczyło jej na nogi, ale potem zaczęła go głaskać, skoro Charles podniósł się z jej kolan i jej ręka była wolna. Głośne mruczenie wypełniło ciszę między ich słowami. Kobieta przeniosła wzrok na zdjęcie, które na swoim omni-kluczu wyświetlił jej Striker i przez długą chwilę milczała, słuchając jego wyjaśnienia. Opisu znaczenia zdjęcia, na które chyba nigdy nie trafiła, bo teraz nie odrywała od niego spojrzenia. Przez moment wydawała się nieobecna, rozkojarzona, ale w końcu skinęła głową.
- Jeśli naprawdę chcesz, możemy lecieć jutro - stwierdziła niepewnie. Jej wzrok podążył na jego nogę, bo dopiero po wyjściu spod prysznica mogła przyjrzeć się bliźnie, którą podarował Charlesowi Cerberus. - Myślisz, że to dobry pomysł? Nie chcę, żebyś mówił potem, że to moja wina, że ci się udo źle zagoiło.
Uniosła spojrzenie w stronę kuchni, zastanawiając się nad czymś mocno. W końcu westchnęła.
- Zjadłabym jeszcze tego ciasta, ale nie mogę się podnieść, bo mam tego kloca na kolanach - jęknęła, drapiąc kota za uszami. Ten podniósł nieproporcjonalnie małą w stosunku do reszty swojego ciała głowę i spojrzał na kobietę, zadowolony. - Czyli na przykład wyjazd na Islandię jutro rano będzie warty zapamiętania? - spytała.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

18 sty 2018, o 22:28

Podrapał się po głowie ponownie zastanawiając się nad czymś dłużej. Podszedł do lodówki wyciągając już zapakowane w pojemnik ciasto i odkroił całkiem spory kawałek. Wiedział, że Sonya potrafiła dużo zjeść. Może nie jak jego siostra ale potrafiła. Jednak za nim wrócił do kobiety odpalił papierosa. Parsknął nagle głośno śmiechem.
- Dobrze wiesz, że kombinezon bojowy zawsze będzie miał pierwsze miejsce. Chociaż to chyba nie fetysz. – Uśmiechnął się do niej. – To chyba to co było nim zakryte było dla mnie najważniejsze. Po prostu lubię na ciebie patrzeć w seksownych rzeczach, czy to źle?
Spojrzał na nią z pewnego rodzaju wyrazem twarzy, który mówił więcej niż powinien. Tu nie chodziło o jakieś specyficzne ubrania. Od samego początku chodziło po prostu o nią. Snow przebierająca się w kombinezon nawet go nie wzruszyła. W sumie żadna kobieta, która przebierała się w kombinezon nie wywołała w Strikerze takiego podniecenia jak ona. To chyba było swojego rodzaju przeznaczeniem.
- Zagoi się. Przecież nie będziemy jej tak nadwyrężać. – Wzruszył ponownie ramionami. – Ponoć te źródła są jakieś lecznice czy coś. Więc będziemy się w nich wylegiwać, otoczeni śniegiem i zorzą polarną. Zawsze mają stałą temperaturę czterdziestu stopni. To chyba ci będzie odpowiadać prawda?
Podniósł w górę jedną brew. Tym razem to on był człowiekiem harmonogramem z zaplanowanym już pewnie wyjazdem w głowie. Chciał spędzić z nią kolejny piękne chwile na wyspie, która zmieniła życie ich obojga. Raczej zabawnie musiała to brzmieć. Większość pewnie wolała jakieś ciepłe kraje, gdzie oni preferowali jakieś lodowe i minimalistyczne miejsca. Coś z nimi było nie tak.
Złapał za talerz i widelec. Przyniósł go kobiecie, kładąc go na podłokietniku kanapy.
- Każdy wyjazd z tobą będzie warty zapamiętania. – Pochylił się nad nią tak jak ona kiedyś na Omedze. – Nie ważne gdzie mielibyśmy pojechać. Ważne, że razem.
W pewnym momencie ponownie jego usta zachłannie zaczęły ją całować. Jakby to co zrobili w łazience nie do końca uzupełniło jego pasek miłości jak na jeden dzień. Tych dwóch tygodni chyba nigdy nie nadrobią ale to nie było ważne. Cieszył się każdą chwilą, którą mogli spędzić razem.
- Poinformuje jutro firmę od przeprowadzek żeby przywieźli tutaj moje rzeczy.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905

Wróć do „Ziemia”