Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[KANADA] Montreal

7 mar 2018, o 09:16

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Susan przyglądała się kotu z wyraźną niechęcią. Z jakiegoś powodu zwierzę było dla niej nie do przyjęcia. Zresztą już jak dowiedziała się, że będzie ono z nimi spało w pokoju hotelowym, była wyjątkowo niezadowolona. Watson na szczęście trzymał się jednak tylko Charlesa i w obcym miejscu nawet nie próbował podchodzić do nikogo innego, całą noc spędzając u niego, zwinięty gdzieś w kołdrze.
- Myślę, że mogą się nim zająć - powiedziała po chwili namysłu. - Kiedyś mieli jednego.
Zebranie się z hotelu nie zajęło im dużo czasu, bo tak naprawdę to nie zdążyli się za bardzo rozpakować. Każdy zebrał swoje pojedyncze rzeczy, leżące gdzieś obok łóżka na którym spał, a potem opuścili swój apartament. Lecąc obok Quebec, zlecieli na moment na ziemię, by odwiedzić rodziców Snow i oddać im kota na przechowanie. Kobieta wahała się pomiędzy zabraniem kota osobiście i wejściem do domu bez towarzystwa żadnego z nich, a swoim irracjonalnym strachem przed zwierzęciem - który jednak zwyciężył i Charles musiał pójść z nią. W związku z tym stał się mimowolnym świadkiem powitania Susan z rodzicami, podczas którego już całkowicie nie przypominała wściekłej najemniczki z Majesty, a młodą dziewczynę, która się za nimi zwyczajnie stęskniła. No i cieszyła się, że żyją. Wyraz ulgi, jaki odmalował się na jej twarzy, był nie do opisania. Zarzucili ją tysiącem pytań, zwłaszcza o oddział Przymierza, który wpadł tu jakiś czas temu i w sumie nadal kontrolował okolicę, ale obiecała na wszystkie odpowiedzieć jak wróci. Nie mieli teraz na to czasu. I choć Charles budził w nich lekkie obawy, to fakt, że kot nie wyrywał się z jego ramion, nastawił do niego rodziców Snow znacznie pozytywniej. Przyjęli zwierzę i obiecali tymczasowo zająć się nim, skoro nikt inny nie mógł.
Lot był taki sam, jak zawsze. Daryl w Quebec w międzyczasie pozbył się z promu oznaczeń Przymierza i mogli już swobodnie lecieć do Vancouver - choć pewnie i tak będą musieli zwrócić pojazd, a wtedy okleją go na nowo. Początkowo nie spali, ale potem Charles mógł swobodnie oddać się drzemce - Daryl był dobrym pilotem, jakiekolwiek obawy były zbędne. Snow rozmawiała z nim cicho, a potem zasnęła tak samo jak Striker i Darylowi zostało pilotowanie w ciszy.
Bar GI Joe stawał się powoli punktem wypadowym Strikera, do wszystkich akcji związanych z współpracą z Przymierzem. Teraz nie było inaczej. Po wejściu zastali tam znacznie więcej ludzi niż ostatnio, bo dotarli w godzinach wieczornych. Uprzedzony wcześniej Perkins też już tam był. Siedział w towarzystwie jakiegoś drugiego mężczyzny, który bawił się wysoką szklanką, kręcąc nią po blacie przed sobą. Sam Will nie zmienił się mocno. Wydoroślał, znacząco nabrał masy mięśniowej i w ogóle wyglądał jakieś trzy razy lepiej, niż Striker pamiętał. Miał ścięte na półdługo, szare włosy, zaczesane do tyłu i doskonale znajomą, choć dużo bardziej dojrzałą twarz. Zerknął na nich, gdy weszli, ale chyba faktycznie miał spory problem z rozpoznaniem ich, bo odwrócił wzrok i wrócił do rozmowy ze swoim znajomym.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

7 mar 2018, o 09:16

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

9 kwie 2018, o 22:16

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Susan zapowietrzyła się tak mocno, że na dłuższą chwilę odebrało jej mowę. Widać nie miała gotowej żadnej riposty na przytyk Charlesa, nie od razu. Dopiero po dłuższej chwili wydukała, że numer już ma i w ogóle to nie jest jego sprawa, a poza tym rozważyłaby skontaktowanie się z nim, gdyby przyleciał do szpitala i sprawdził, jak się czuje. Mówiłaby więcej, ale Aya poinformowała ją, że gada za dużo, więc temat Daryla skończył się tak szybko, jak się zaczął.
Odstawienie kobiety do jej rodziców nie zajęło im dużo czasu, zwłaszcza, że nie musieli na nic czekać. Nikt też nie zaprosił ich na tradycyjny rodzinny obiad, oszczędzając im niezręczności. Dostali kota w zamian za czerwonowłosą, nadal poruszającą się o kulach zgodnie z zaleceniem lekarza i mogli odlecieć w swoją stronę.
Mieszkanie w Montrealu było zamknięte i zabezpieczone przez Przymierze. Striker miał jednak uprawnienia do wejścia, jako że to on wezwał grupę wsparcia do apartamentowca, więc bez problemu otworzył drzwi - w przeciwieństwie do Hatake, która nawet nie posiadała teraz swojego omni-klucza. Wewnątrz nie było nikogo. Zewnętrzne rolety zostały zasunięte, pogrążając mieszkanie w całkowitej ciemności, dopóki nie zapalili światła. Wtedy też ich oczom ukazało się idealnie wyczyszczone mieszkanie, bez śladu krwi, ale też bez miękkiego dywanu, który zazwyczaj leżał w centrum salonu. Plamy krwi z podłogi i mebli zostały zmyte. Watson, wypuszczony z transportera, pobiegł od razu do gabinetu i wlazł pod biurko, tam decydując się spędzić kolejne minuty swojego życia, zestresowany lotem.
Aya powoli weszła do swojego domu, choć ciężko było stwierdzić jak się tu czuje po przypomnieniu sobie, kim jest naprawdę. Rozejrzała się, po chwili namysłu kierując się w stronę dobrze znajomej szafki w kuchni, w której trzymała wino. Jeszcze zanim wzięła prysznic, przebrała się w swoje rzeczy, potrzebowała wsparcia tego, co zazwyczaj pomagało jej najlepiej. Po długiej chwili przyglądania się butelkom, w końcu zamknęła szafkę, z jakiegoś powodu nie wyjmując żadnej.
- Chciałabym wziąć prysznic, jeśli ci to nie przeszkadza. Śmierdzę szpitalem - powiedziała, przecierając twarz dłonią. - Potem możesz ty, potem możemy się spakować, a potem...
Zamyśliła się, ale nie znalazła w głowie ciągu dalszego tego zdania. Nie wiedziała dokąd polecą i czy Charles w ogóle miał jakiś konkretny plan. Pozostanie tutaj raczej nie wchodziło w grę, chyba że nie przeszkadzały im wspomnienia, które budziło mieszkanie. Wzruszyła ramionami. Chyba w tym momencie najlepszym rozwiązaniem było podporządkowanie się pod decyzje Strikera.
- Wracam za piętnaście minut.
Prysznic nie zajął jej więcej. Z łazienki wyszła wyglądając już znacznie lepiej i owinięta w ręcznik od razu przeszła do sypialni, gdzie ubrała się w świeże, czarne rzeczy. Nawet jeśli jako Aya nosiła się inaczej, tutaj posiadała tylko takie. Te przynajmniej były na nią dobre.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

9 kwie 2018, o 22:42

Przez cały przelot zastanawiał się jak jego brat to robił. Przecież w tym przypadku nawet się nie starał. Ot wyglądał ładnie i strzelał. Jednak twarz naprawdę musiała być ważniejsza niż charakter. Miał tylko nadzieję, że jeśli uda się na rodzinny obiad w jakiejś tam przyszłości to nie zobaczy Susan jako stałej partnerki Daryla. Chociaż to by mu się przydało. Kobieta, która… w sumie teraz już nie był tak bardzo pewny czy potrafiłaby go nastawić. Wolał nie wiedzieć.
Będąc już na miejscu zdziwił się jak dobrze wyczyszczono to mieszkanie. Dosłownie zadbano o każdy szczegół. Nie podniósł żaluzji. Póki co lepiej było zostać po za zasięgiem czyjegokolwiek wzroku. Jeszcze przyleciałby ten karzeł z dołu. Jeszcze jego by tutaj brakowało. Jego wzrok powędrował za kotem. Pewnie Watson jeszcze bardziej nie wiedział co tak właściwie się stało. Zastanawiał się jak sobie poradzi teraz bez Sherlocka.
Przyglądał się też kobiecie, która chodziła po mieszkaniu jak we mgle. Chyba też potrzebowała odpoczynku ale czegokolwiek co pomogłoby jej przetrwać ten niezbyt przyjemny okres w ich życiu.
- Potem coś wymyślimy.
Rzucił tylko z uśmiechem na twarzy. Był w końcu w miejscu, który mógł nazwać domem. Może nie na długo ale na jakiś czas musieli tu zostać. Musieli skredytować cały majątek i się wynieść z tego miejsca. Kiedy wskoczyła pod prysznic on zajął się swoimi sprawami. Czyli ściągnął z siebie cały rynsztunek bojowy, który głośno uderzył o podłogę. Jego ciało było w opłakanym stanie. Miał więcej siniaków niż się spodziewał. W tym jeden potężny na plecach po tym jak biotyk miotał nim po pomieszczeniu. Z rany na ramieniu sączyła się krew z ropą. Już wiedział, że czeka go założenie nowych opatrunków jak nie nowych szwów. Póki co kręcił się po pomieszczeniu w spodniach dresowych, które znalazł w szafie.
W międzyczasie przygotował dla Ayi wyjątkowo herbatę, a nie kawę. To nie był dobry pomysł aby na ten moment napełniać się kofeiną. Musieli odpocząć. Ciepły trunek powinien jakoś pomóc. Z torby, którą miał ze sobą wyciągnął książkę, którą jej dał. Teraz mogła znaczyć dla niej tyle co nic. Odłożył ją na stół obok. Widząc jak kobieta przechadza się po mieszkaniu dodał tylko.
- Zabrałem tak na wszelki wypadek… - Lekko spochmurniał. – Wiesz, gdyby jednak nie było już szansy tutaj wrócić.
Odstawił książkę na stolik obok kanapy. Sam musiał się umyć. Nie mówiąc już o nasmarowaniu się środkami przeciwbólowymi. Dobrze, że jego apteczka posiadała dużo wojskowych specyfików, które pomogą mu przetrwać.
- Zostaniemy tutaj na kilka dni. Spróbujemy znaleźć jakieś mieszkanie lub dom. Może na Islandii?
Zapytał ją siedząc na kanapie. Może nie miał świeżej blizny na plecach jak ona ale nie wyglądał wcale dużo lepiej. Jak zawsze w ogóle nie był wzruszony swoich stanem fizycznym jakby to wszystko było tylko nic nieznaczącym zadrapaniem. Nawet, kiedy stracił mięsień w nodze to nie podszedł do tego jakoś specjalnie. Jeśli nie miała ochoty teraz z nim rozmawiać to planował iść pod prysznic i zmienić swoje opatrunki.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

9 kwie 2018, o 23:36

Wróciła do salonu ubrana w czarne spodnie i luźną bluzkę. Mokrym włosom pozwoliła opadać na ramiona i schnąć samodzielnie, bez jej pomocy. Z chwili na chwilę wyglądała znacznie lepiej. Woda zmyła z niej przynajmniej część zmęczenia i przede wszystkim szpitalny smród, który tak jej przeszkadzał.
Gdy zobaczyła znajomą książkę, zamarła w pół kroku i podeszła do stolika, siadając na podłodze obok niego. Sięgnęła po Ikebanę i przesunęła po niej dłonią, jakby dotyk okładki miał przypomnieć jej więcej, niż wnętrze. Nie otworzyła książki, woląc poprzyglądać się jej z zewnątrz. Włosy osunęły się jej na twarz, zasłaniając jej profil, jak wtedy, gdy usiłowała ukryć swoją bliznę, kiedy poznała Strikera.
- Nie sądziłam, że będziesz o niej pamiętał - zauważyła cicho. - Moja mama nie była tą, o której ci opowiadałam, ale to akurat była prawda. Wspomnienie o mojej rodzinie było zmieszane z rzeczywistością. Też zmarła, ale nikt jej nie zabił. Chorowała, medycyna nie miała jak jej pomóc. Drzewo wiśniowe rosło za oknem szpitala.
To wyjaśniało też jej tatuaż, może niekoniecznie mający teraz optymistyczne powiązania, ale dla kobiety na pewno bardzo ważne. Uniosła wzrok znad książki, obdarzając Strikera lekkim uśmiechem, który zrzedł, gdy zorientowała się, jak on wygląda. Oparła książkę na kolanach i przesunęła spojrzeniem po jego wytatuowanej klatce piersiowej i ramionach. Nie wiedział, czy przypomina sobie to, co jeszcze nie tak dawno znała doskonale, czy przygląda się jego obrażeniom. W sumie mogło to być jedno i drugie.
- Co z tobą jest - powiedziała cicho, wstając. - Wyglądasz okropnie. To z Majesty? Idź się umyj, to może... pomogę ci z opatrunkami i całą resztą. Jeśli chcesz - zmarszczyła brwi, widząc ranę. - Szwy też mogę zmienić. Robiłam to już.
Oparła dłonie na biodrach, spoglądając na kota, który postanowił jednak wyjść z gabinetu i pójść pozwiedzać mieszkanie. Może szukał swojego towarzysza, choć raczej nie miał go jak znaleźć. Miauknął coś, wchodząc do kuchni.
- Muszę go nakarmić - mruknęła ciemnowłosa, ruszając za nim. Pasowali do siebie, ona i Watson. Nawet poruszali się podobnie. - Przymierze dało ci dowolność miejsca zamieszkania? Jeśli tak, Islandia mi pasuje. Żadne miejsce nie pasuje mi tak bardzo, jak ona. Mówią, że jest depresyjna, ale chyba nie dla mnie. Poza tym w dzisiejszych czasach zawsze można polecieć gdzieś indziej, jak się chce trochę słońca. - otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej puszkę, na której widok Watson zaczął mruczeć głośniej, niż Aya mówiła. Uśmiechnęła się pod nosem. - Mieszkanie lub dom. Nie skończy się tak samo, jak z kupowaniem restauracji? Że sama będę w nim mieszkać?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 kwie 2018, o 08:12

Czyli miał trochę racji z tą całą książką. Rozumiał trafić w prezent ale jej reakcja wtedy w Japonii była wręcz niesamowita. Tak jakby dał jej coś znacznie większego niż książka. Obserwował jej reakcję teraz i zrobiło mu się jakoś tak cieplej widząc, że powoli wszystko przechodzi jakoś do normalności.
- Wtedy w Japonii zareagowałaś inaczej niż zawsze, do tego trzymałaś ją blisko siebie. Wiedziałem, że to raczej jest dla ciebie ważna rzecz. Nie chciałem, żeby ktokolwiek to dotykał oprócz ciebie.
Przejechał dłonią po włosach. Na twarzy miał ten sam ciepły uśmiech co zawsze. Gdyby nie rany na jego ciele to można byłoby zapomnieć o Majesty czy klinice. Dobrze wiedział jednak, że ze wspomnienia tych dwóch dni będą go jeszcze długo prześladować. Pewnie w snach najbardziej. To, że nie miał żadnego ataku teraz to był jakiś cud. Może jednak nie było z nim tak źle jak mogłoby się wydawać.
- Na Majesty nie było tak kolorowo. Zresztą widać. – Spojrzał na swoje ciało. Problemem nie były siniaki czy rana wlotowa z przodu. Problemem była dziura wylotowa gdzieś z tyłu. Nie miał zbytnio dostępu żeby się nią zająć zbytnio po tym jak lecieli w stronę Montrealu. Kolejny raz nie marnował wtedy czasu na jakieś tam swoje rany.
- Statner trzymał w klatce jakiegoś nastolatka, którego biotyka dosłownie była po za skalą. Na początku chciał nas zabić ale pogadałem z nim i tyle. – Spojrzał na nią i westchnął. – Mówiąc pogadać mam na myśli naprawdę porozmawiać. Miał na imię Dion. Przymierze pewnie już odstawiło go do akademii Grissoma.
To były chyba te sprzeczne informacje jakie musiały pojawiać się w jej głowie. Stary Charles po prostu rzuciłby się na dzieciaka i go wykończył. Samo to, że wybrał dialog ponad walkę było zaskakujące. Zresztą jego umysł już wtedy działał na trochę innych falach. Chociaż nie żałował tego. Dzieciak po prostu był trzymany tam wbrew swojej woli.
Powoli zaczął wstawać ze swojego miejsca. Musiał się umyć. Problemem nie były też jego rany ale ten swego rodzaju zapach, który kojarzył się z walką. Mianowicie pot i krew. Już miał wchodzić do łazienki, kiedy usłyszał jej pytania.
- Nie, nie będziesz. – Nagle wyjrzał zza ściany. – I zastanów się czy nie chcesz gdzie indziej. To bardzo duży krok w naszym związku.
Parsknął się śmiechem. Cała toaleta zajęła mu prawie trzydzieści minut. Doprowadzenie się do porządku nie było takie łatwe, szczególnie teraz, kiedy nie miał na to wszystko siły. Do tego ramię mu z wycieńczenia zaczęło szwankować. Wiec tak przód wyglądał nieźle tak już tył to był istny koszmar. Wyszedł z łazienki. W końcu czysty. Obserwował chwilę kota, który jadł swój pierwszy posiłek od dawna. Ten to dopiero musiał być głodny.
Zajął ponownie miejsce na kanapie. Jeśli Aya była dalej na nogach to zamierzał poprosić ją o pomoc z raną. Jeśli spała to zamierzał po prostu założyć nowe opatrunki.
- Może, pójdziemy potem spać? – Zapytał zmęczony.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 kwie 2018, o 08:47

Kobieta wróciła do pokoju i usiadła obok Charlesa, gdy ten wyszedł z łazienki. Zabrała ze sobą wszystko, czego potrzebowała do zajęcia się jego ranami i choć nie wyglądała, jakby sprawiało jej to przyjemność, to na pewno miała w tym już jakieś doświadczenie. Nie musiał jej prosić o pomoc, bo sama ją zaoferowała, wiedząc, że on nie wygnie się tak, by opatrzyć sobie plecy. Jej cięcie wyglądało już dobrze, nie musieli zabezpieczać go medi-żelem. Rana wyróżniała się tylko napuchnięciem i odznaczała się kolorem, ale blizna, która jej po tym zostanie, prawdopodobnie będzie tylko cienką linią wzdłuż kręgosłupa, na którą mało kto zwróci uwagę. Klinika na Illium naprawdę korzystała z nowoczesnych sprzętów, do jakich trudno jeszcze było znaleźć dostęp na Ziemi.
- To dobrze - powiedziała cicho, zza jego pleców, wyraźnie spięta. Jej dotyk był ostrożny, ale pewny. Robiła wszystko delikatnie, stopniowo zabezpieczając rany Charlesa, a potem też posmarowała znajdujące się na jego plecach siniaki. Żel był chłodny, jej ręce lodowate, mogło to nie być dla Strikera najprzyjemniejsze doświadczenie.
Po wszystkim wstała, ruszając do kuchni, by odnieść tam wszystko i umyć ręce. Gdy wspomniał o spaniu, kobieta zamarła nad zlewem, wpatrując się w swoje dłonie. Spędzali już przecież noce razem, w jednym łóżku, nie wyobrażając sobie w ogóle innego rozwiązania. Teraz wyraźnie obudziło to w niej pewne wątpliwości, które widoczne były w jej spojrzeniu, zwróconym po chwili w stronę Charlesa. Może problem nie tkwił w niej samej, w jakiejś niechęci, ale wciąż przecież miała obawy. Po drodze do Montrealu na przykład nie zasnęła ani na chwilę, czując potrzebę zachowywania czujności.
- Dobrze - odparła w końcu, wycierając dłonie w ścierkę. - Idźmy. Chociaż nie wiem czy dam radę zasnąć - zerknęła w dół, na siebie. - Muszę się znowu przebrać, w takim razie. Daj mi chwilę.
Nie chciała przebierać się przy nim. Mimo, że było już lepiej, niż zaraz po Sanctum, wciąż nie wrócili do etapu, na którym byli przed pancernikiem. Wtedy bez problemu ściągnęłaby z siebie obecne ciuchy, by zastąpić je cienką koszulą nocną, być może czerpiąc pewną przyjemność z faktu, że Striker ją obserwuje. Teraz było inaczej. Szybkim krokiem skierowała się do sypialni, zanim on tam ruszył.
Gdy przyszedł, stała przed szafą w koszuli, której materiał Charles pamiętał w dotyku lepiej, niż cokolwiek innego. Chowała poprzednie ubrania z powrotem na półki. Rolety tutaj też były opuszczone, więc oświetlała ją tylko niewielka lampka nocna, którą włączyła po wejściu do sypialni. Nadawała jej skórze ciepły odcień. Długie włosy zasłaniały twarz Hatake, ale odgarnęła je za ucho, gdy usłyszała kroki Strikera. Spojrzała na niego niepewnie, ruchem głowy wskazując łóżko.
- Przebieram się już, żeby ci tu dłużej nie hałasować. Możesz się już położyć, ja pójdę jeszcze wypić tę herbatę, którą mi zrobiłeś. I poszukam miejsca, w którym mogłabym zdecydować się na tak duży krok w naszym związku, jak zamieszkanie z tobą pod jednym dachem - uśmiechnęła się.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 kwie 2018, o 18:06

Było coś uroczego w jej zachowaniu teraz. To znaczy pewnie by były, gdyby nie to, że było wręcz kurwa nieznośnie niezręcznie. Rozumiał, że przez tą sytuację się trochę od siebie odsunęli. Nie można było powiedzieć, że wszystko jest okay. Oczywiście kochał ją ale w pewien sposób osoba za nim to był trochę obcy człowiek. Jak spotkanie starej znajomej w której się podkochiwało i nawet wyznało uczucia, tylko dostało się kosza, a teraz te dwie osoby były na siebie skazane. Może nie było to najlepsze porównanie ale niestety w takiej sytuacji się teraz znaleźli. Cholernie niezręcznej.
Jej zimny dotyk mu nie przeszkadzał. Zresztą nigdy mu nie przeszkadzał. Przy takiej masie i wzroście jego przemiana materii była o wiele szybsza co sprawiało, że jego ciało było wręcz chodzącym grzejnikiem. Chociaż on tak tego nie odbierał. Dla niego wszystko było okay. Tylko lekarze marudzili, że gdyby urodził się kilkanaście lat wcześniej to by mu padło serce po trzydziestce.
Trochę był zaskoczony jej reakcją na pójście spać. Szczególnie, że chyba zapomniała o tym, że przecież nie będzie mógł tej nocy z nią spać. Zbyt dużo emocji i stresu przez dwa dni. Na pewno będzie miał ciężką noc wypełnioną koszmarami. Nie chciał jej zrobić krzywdy gdyby nagle się okazało, że przez sen siłą będzie chciał ją ratować. Jednak póki co milczał i przyglądał się jej jak przechadza się po mieszkaniu niczym spłoszony kot.
Nie śpieszył się też z przyjściem do sypialni. Kiedy jednak to zrobił zatrzymał się w przejściu jak często miał w zwyczaju. Klimat pokoju był bardzo miły zresztą taki jak zawsze. Tylko ta niewielka zmiana w ich relacji psuła ten dziwny moment. Może i wskazała mu na łóżko ale westchnął tylko.
- Aya ja nie mogę tutaj spać. – Uklęknął obok swojego sprzętu. Zajrzał do środka. Chciał mieć absolutną pewność, że cała broń znajduje się tutaj. –To były ciężkie dni. Będę musiał wziąć leki i spróbować przespać chociaż parę godzin. Zostawię tutaj cały swój sprzęt. Tak na wszelki wypadek.
Nie mógł liczyć na jej uspokajający dotyk jak zawsze. Nie mógł liczyć na to, że w jakiś sposób pozwoli mu się pozbyć tego całego stresu i emocji zebranych w nim. Nie pośpieszał też niczego. To, że doszli do trzymania rąk na ten moment było już cudem, a przeskok do spania razem było trochę dalej na wyższym stopniu.
- Wiem, że krępuje cię na ten moment dużo rzeczy związanych z moją osoba. – Wyprostował się. W dłoni trzymał swoje papierosy w raz zapalniczką pożyczoną od Willa. – Dlatego może próbujmy ale powoli, co? Wiesz na swój sposób poznać się na nowo.
Uśmiechnął się ciepło. Może nie był to najbardziej wymyślny sposób na naprawę ich relacji ale zmuszanie się do czegoś raczej do pozytywnych pomysłów raczej nie należało.
- Zdrzemnę się w gabinecie, a jak wstanę to zrobię coś do jedzenia. Potem opowiesz mi jakie miejsca wytypowałaś na nowe mieszkanie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 kwie 2018, o 18:58

Spojrzała na niego z zaskoczeniem, kiedy powiedział jej, że nie zamierza zmuszać jej do spędzenia nocy w jednym łóżku. Może spodziewała się, że wręcz przeciwnie, będzie na to nalegał, żeby jakoś przejść ten problematyczny moment ich życia. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, przyglądając się mu, jak pochylał się na swoim sprzętem.
- Nie musisz mówić do mnie Aya - powiedziała, skupiając się na czymś zupełnie innym. - Sonya jest okej. Nie trzeba będzie niczego zmieniać, nikomu tłumaczyć. Zresztą Aya Hatake miała już nie żyć. Niech tak zostanie.
Żachnęła się, gdy mówił dalej, ale nie zaprotestowała od razu. Może faktycznie uznała, że to będzie lepsze rozwiązanie, niż próby robienia czegokolwiek na siłę. Przeniosła wzrok na papierosy, które trzymał w dłoni, nad czymś się zastanawiając. Ale znów na jej twarzy pojawiła się maska, której Charles nie potrafił przeniknąć, choć było w niej dużo mniej niezadowolenia i chłodu, niż kiedy się poznali. Po prostu nie wiedział, co dzieje się w jej głowie. Nie miał skąd wiedzieć.
- Bez sensu. Łóżko w gabinecie jest mniejsze, wiesz o tym. Dla mnie to nie problem, żeby tam spać, ciebie będą boleć plecy - uśmiechnęła się lekko. - Zostań tutaj. Ja i tak potrzebuję jeszcze z dwóch godzin, żeby się poczuć zmęczona. Na razie emocje mnie trzymają.
Nie przyjęła odmowy do wiadomości, niezależnie od tego co mówił upierając się przy tym, by to on został w sypialni. Ale miała rację, nawet będące raczej przeciętnych rozmiarów łóżko było lepsze, niż którakolwiek z kanap w pozostałych pokojach. Wyprostowała kołdrę i po raz kolejny wskazała mu je ruchem głowy, wycofując się już z sypialni. Stanęła jednak w progu jeszcze na jedną, którą chwilę.
- To nie jest tak, że krępuje - powiedziała. - Ja po prostu... nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić. Wielu rzeczy nie rozumiem. Wciąż mam w głowie dwie wersje ciebie i rozsądek mi mówi, że powinnam trzymać się od ciebie z daleka. Ale wtedy wchodzą wspomnienia Sonii, które nie zniknęły, choć pewnie powinny. A może nie? Cholera wie, nigdy nie robiłam tego wcześniej - odgarnęła włosy z twarzy. - Ale nie chcę dzisiaj zaczynać tego tematu, bo widzę, że jesteś zmęczony. Nam obojgu przyda się teraz chwila samotności, żeby poradzić sobie z własnymi myślami. Jutro też jest dzień. Dobranoc, Charlie.
Znów znajome słowa, choć brzmiące zupełnie inaczej, niż za pierwszym, lub którymś z poprzednich razów. Teraz było w nich trochę żalu, choć nieukierunkowanego w niczyją stronę. Kobieta wyszła z sypialni, zamykając za sobą drzwi i zostawiając Strikera samego.
Niezależnie od tego, czy zasnął od razu, czy męczył się z tym długo, Wade już nie wróciła. Za to gdy wstał rano, nie znalazł jej w gabinecie, tam gdzie twierdziła, że będzie spać, tylko zwiniętą na kanapie w salonie i przykrytą małym kocem, którym zazwyczaj owijała sobie nogi przy oglądaniu czegoś, albo czytaniu książki. Obok niej stał włączony komputer z zatrzymanym jakimś serialem i dobrze mu znajoma książka, otwarta na jednej ze środkowych stron. Pomiędzy kilkanaście poprzednich włożone były małe kartki, którymi kobieta coś sobie zaznaczyła. Ona sama leżała zwinięta praktycznie w kłębek, z twarzą zasłoniętą przedramieniem. Przez opuszczone rolety nie wpadało żadne światło, więc w mieszkaniu panowała zupełna ciemność, poza słabym światłem stojącej lampki, którą Hatake zapaliła sobie przed zaśnięciem. Po krótkiej chwili Charles zobaczył tam też Watsona, leżącego razem z nią. Musiała zasnąć w trakcie tego, co robiła, a że była zbyt zmęczona, to nie obudziła się już więcej, ani w nocy, ani gdy dotarły do niej kroki mężczyzny.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 kwie 2018, o 19:34

Odprowadził ją wzrokiem. Miała rację. Mogli to wszystko przedyskutować następnego dnia. Na ten moment już nic ich nie goniło. Mieli cały miesiąc aby odbudować tą znajomość. Mogli też ją zakończyć, czego Charles nie chciał ale nie zamierzał jej trzymać na siłę. W jego głowie wciąż pojawiały się przecież myśli o tym, że miała poprzednie życie. Mógłby do niej mówić Sonya ale jaki to miało sens? Tylko jeszcze bardziej namieszałoby jej to w głowie, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Przez kilkanaście minut siedział na łóżku przyglądając się swojemu sprzętowi na podłodze. Był brudny, zniszczony, a na naramienniku pewnie już zaschła krew. Niby doprowadził do jakieś szczęśliwego zakończenia tej całej historii ale wciąż nie rozumiał dlaczego nie jest szczęśliwy? Niby to własne szczęście w życiu jest najważniejsze ale teraz mu było daleko do jakiegokolwiek. Mógłby się nad tym wszystkim zastanawiać dłużej ale jeśliby to zrobił to na pewno nie zmrużyłby nawet oka.
Połknął tabletki. Nie brał ich już od czasu tego feralnego powrotu z Islandii. Te jednak tym razem postanowiły zadziałać tym razem jak powinny. Nie minęło może pięć minut, kiedy dosłownie padł na łóżku. Zdążył się nakryć pościelą ale potem wszystko było już jak za mgłą.
W nocy jednak znowu dręczyły go koszmary. Środki, które wziął nie pozwoliły mu się z nich obudził. Znał cenę ich brania ale rozumiał też jak bardzo potrzebny jest mu teraz sen. Przez całą noc dygotał w pozycji embrionalnej ale nie obudził się. Nie złapał za swój sprzęt ruszając w wyimaginowaną walkę. Większość tego co pojawiało się w jego głowie dotyczyło jego rodziny, bliski i Ayi, a może Sonyi? Już nie wiedział.
Pobudka była ciężka. Nie mógł się zwlec z łóżka. Wszystko go bolało i to bardziej niż powinno. Do tego jego noga w której wszczepiono mu nowy mięsień lekko drgała. Nie wiedział ile mu zajęło, aż zebrał siły aby wstać z łóżka i rozpocząć nowy dzień. Pierwsze co zrobił to spojrzał na budzik. Jedenasta rano. Przespał prawie trzynaście godzin. Nic dziwnego, że czuł się jak ścierwo, kiedy zazwyczaj maksymalnie spał sześć godzin.
Pierwszą rzeczą jaką zrobił było zajrzenie do szafy i założenie podkoszulka. Czuł się jakoś nieswojo. Czuł, że nie powinien paradować z gołym torsem po mieszkaniu. Kiedy wszedł do salonu przyglądał jej się przez krótką chwilę. Jej nawyki związane ze snem chyba zbytnio się nie zmieniły. Zawsze spała dłużej od niego. Musiał być teraz jednak trochę ostrożniejszy. Nie mógł jej przywitać tak jak zazwyczaj to robił rano. W tym wypadku musiał poczekać, aż sama wstanie. Miał tą krótką chwilę aby spojrzeć na nią wzrokiem pełnym smutku i swego rodzaju beznadziei, która wypełniała go całego.
Zabrał się więc za swojego rodzaju poranny sakrament papierosa i przygotowania jej kawy. Chociaż widząc poprzedniego dnia jej wzrok zaczął sobie uświadamiać, że ona chyba też pali ale o tym nie pamięta. Jak na tak wielkiego kloca zachowywał się wyjątkowo cicho. Przygotowanie jej kawy z zapażarki oraz śniadania. Akurat przed odlotem na Islandie zdążył zrobić spore zakupy więc lodówka raczej pustkami nie świeciła. Nie zastanawiał się zbyt długo i zaczął wyciągać składniki do przygotowania naleśników. Nawet ciasto robił ręcznie aby nie zachowywać się zbyt głośno. Po jakimś czasie te wszystkie zapachy zaczęły się przemieszczać po salonie. On sam w między czasie palił papierosa przy wyciągu ustawionym na najniższą prędkość aby nie był zbyt głośny.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 kwie 2018, o 20:07

Nie wiedział, o której kobieta zasnęła, nie mógł więc domyślić się, o której wstanie. W pewnej chwili jego przygotowań do śniadania zaczęła się wiercić, zrzucając z siebie kota i mamrocząc coś niewyraźnie przez sen. Nie mogło jej tam być zbyt wygodnie i pewnie nie obudzi się doskonale wyspana i wypoczęta. Koc zsunął się z niej częściowo, odsłaniając jedną z jej długich nóg i wytatuowane biodro, którego świadomie na pewno jeszcze by Charlesowi nie pokazywała, a czego nie kontrolowała w tym momencie.
Gdy całe mieszkanie zaczęło pachnieć świeżo przygotowanym posiłkiem, Aya zaczęła się budzić. Zamruczała prawie tak samo jak Watson i przeciągnęła się ze stęknięciem, chyba nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, że Charles stoi kilka metrów od niej. Dopiero gdy kot wskoczył jej na brzuch całym swoim ciężarem, kobieta stęknęła i otworzyła oczy, przecierając je najpierw dłońmi.
- Idź stąd, grubasie - rzuciła zachrypniętym, porannym głosem i usiadła, spychając zwierzę z powrotem na podłogę.
Na widok Charlesa nie przykryła się kocem, ale poprawiła koszulę nocną tak, by sięgała przynajmniej do pół uda, tak jak wypadało. Chyba jednak nie była przestraszona, ani niezadowolona na jego widok, bo nie uciekła nagle, ani nie powiedziała niczego, co by go mogło zaniepokoić. Uśmiechnęła się nawet, widząc co mężczyzna robi. Po chwili wstała, krzywiąc się przy prostowaniu pleców i boso ruszyła do kuchni, zapalając po drodze większe światło. Podeszła bezpośrednio do Strikera i przytuliła się, jakby nigdy nic. Jakby ani wczorajszy dzień, ani kilka poprzednich się w ogóle nie wydarzyło. Jej poplątane włosy łaskotały go w szyję, a rozgrzane od snu ciało przypominało inne, lepsze czasy.
Dopiero wtedy Aya zorientowała się, że coś poszło nie tak. Tożsamości znowu zaczęły mieszać jej w głowie, może obudziła się jeszcze jako Sonya, zanim zaspany umysł zdołał dojść do tego, co właściwie się dzieje. A może po prostu o niczym nie myślała, tylko zrobiła od razu to, co wydało się jej naturalne. Teraz spięła się i po chwili odsunęła, a na jej twarzy pojawił się wyraz zażenowania.
- Przepraszam - powiedziała, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Nie pomyślałam. Zapomniałam, że... ogólnie, nie pomyślałam.
Wydawała się zawstydzona. Rozejrzała się dla niepoznaki i gdy zobaczyła stertę pierwszych kilkunastu naleśników, złapała jednego i usiadła z nim na jednym ze stołków kuchennych, by tam zjeść go po kawałku, na sucho, bez farszu, i powoli dojść do siebie.
- Nie wiem kiedy tu zasnęłam. Położyłam się tylko na chwilę, żeby coś obejrzeć, potem miałam przejść do gabinetu. Nawet sobie tam pościeliłam - odgarnęła włosy z twarzy, ale jako że wysychały w łóżku, gdy spała, zupełnie nie chciały ułożyć się tak, jak to planowała. - Wyspałeś się? Która godzina?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 kwie 2018, o 20:33

Obserwował ją kątem oka. Jej poranki wyglądały prawie tak samo jak zawsze. Nawet przez chwilę pomyślał, że może te wszystkie wydarzenia były po prostu częścią koszmarów, które miał tej nocy. Uśmiechnął się lekko słysząc jak traktowała Watsona. Biedny zawsze miał trochę gorzej od Sherlocka. Westchnął wspominając martwego kota. Na swój sposób był bardzo podobny do niego, a teraz był po prostu martwy. Może to była swego rodzaju przepowiednia, że jego też to czeka.
Kiedy do niego się uśmiechnęła sam bardzo szybko odwdzięczył się jej tym samym i wrócił do robienia jedzenia. Spodziewał się, że zaraz pójdzie zrobić poranną toaletę czy coś innego co właśnie działo się w jej zamkniętym na niego umyśle. Podrzucił naleśnika. Jednak chciała przyjść do kuchni. Może chciała się napić wody albo kawy. Rano zawsze poruszała się trochę głośniej niż zazwyczaj. Jakby nie przykładała się do swojego ledwo słyszalnego chodzenia.
Gdy się do niego przytuliła jego wszystkie mięśnie spięły się instynktownie. Spiął się tak bardzo, że mógł poczuć jak szwy na jego ramieniu naciągają jego skórę. To był cios poniżej pasa, którego się w ogóle nie spodziewał. Nie żeby mu to przeszkadzało ale tego się w ogóle nie spodziewał. Miło było znowu poczuć jej bliskość, a do tego tak bardzo nieskrępowaną.
Kiedy poczuł, że tym razem jej ciało się spina to natychmiastowo się domyślił, że coś jest nie tak. Obrócił głowę w jej stronę z lekko zakłopotanym spojrzeniem.
- Nic się nie stało. To było nawet miłe.
Uśmiechnął się do niej ciepło wracając do smażenia. Chociaż jego serce biło teraz mocniej niż powinno. W tej swojej nieporadności teraz wydawała się być jakoś dziwnie urocza. Wiedział, ze nie powinien tak myśleć. Wiedział co przeszła ale po prostu nigdy jej takiej nie widział. Zaciągnął się mocno papierosem, aby chwilę potem zrzucić popiół do zlewu obok. Dopiero wstali, a on już musiał się zmagać się z takimi przeżyciami.
- Będzie gdzieś koło dwunastej. – Odwrócił się w jej stronę, kiedy ostatni świeży naleśnik wylądował na talerzu. Jak zawsze przygotował za dużo wszystkiego. – Spałem długo ale nie powiem, żeby to był dobry sen.
Zajrzał do lodówki. Wyciągnął z niej kilka składników, a potem z szafki kolejne. Brał się właśnie za przygotowanie nadzienia do naleśników. Naturalny serek plus wanilia. Nic specjalnego ale to przecież było śniadanie. Miało być smaczne, a nie być arcydzieł.
- No wiesz. – Westchnął cicho. – Koszmary.
Wzruszył ramionami. Mogła o tym zapomnieć ale dla niego to była pewnego rodzaju codzienność. Każdy moment w którym zasypiał był zagrożony powrotem wszystkich wspomnień z wiązanych z jego przeszłością. Dobrze, że nie widziała go wcześniej. Uniknęła spojrzenia, które miał wtedy tego feralnego poranka i jeszcze gorszej pobudki na statku.
- Przejrzałaś jakieś mieszkania, czy serial i książki pochłonęły cię jak zawsze?
Zastanawiało go, czy Aya miała podobne hobby co Sonya. Możliwe, że tak. Przecież tylko wspomnienia i niektóre zachowania miała mieć zaprogramowane. Zresztą prawdziwa Sonya Wade była martwa, a Burel raczej nie miał jak sobie wyobrazić dokładnego charakteru tej młodej dziewczyny.
Odwrócił się w jej stronę z przygotowanym farszem i położył obok niej. W raz z świeżą kawą przygotowaną tak jak zawsze lubiła. Tego raczej nigdy nie uda mu się zapomnieć. Co jednak dziwne położył obok niej paczkę papierosów wraz z zapalniczką.
- Palisz?
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 kwie 2018, o 21:28

- Nie przejrzałam - przyznała, wzruszając lekko ramionami. - Próbowałam, ale nie wiem gdzie szukać. Nie chcę tego robić sama, mam złe wspomnienia po wybieraniu lokali bez uzgodnienia tego z tobą.
Uśmiechnęła się nieco złośliwie. Nie miała mu już za złe sytuacji z restauracją, tak jak miała przedtem. Zanim to wszystko się wydarzyło, wiedział, że bolą ją jego decyzje i fakt, że nie doceniał tego, co dla niego zrobiła. W tej chwili stało się to mało istotną kwestią. Restaurację można było sprzedać i jeszcze na tym zarobić, biorąc pod uwagę że ją sprzątnęła i odmalowała. Teraz zapewne wyglądała znacznie lepiej, choć Striker nie był tam ani razu, przed czy po remoncie, mógł więc tylko się domyślać.
Na śniadanie spojrzała z takim samym pożądaniem, jak zawsze. Akurat jej miłość do jedzenia się nie zmieniła, zwłaszcza tak dobrze przygotowanego. Świeże naleśniki na śniadanie były czymś, o czym większość ludzi mogła sobie co najwyżej pomarzyć. Sięgnęła jednak najpierw po kawę, upijając łyka z wyraźną satysfakcją. Preferencje smakowe się jej nie zmieniły.
- Nie - odparła, choć zdecydowanie zbyt szybko. Może paliła kiedyś, ale rzuciła, albo nie paliła odkąd zaimplementowano jej sztuczną osobowość. Dla własnego zdrowia lepiej było przy tym pozostać. Oparła dłoń o paczkę papierosów i przesunęła je z powrotem w stronę Strikera. - Dziękuję.
Uniosła na niego wzrok znad kubka pełnego kawy. Wyglądała dużo lepiej niż wczoraj, mimo chaosu na głowie i wciąż jeszcze lekko zaspanych oczu. Przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, nic jednak na jego temat nie mówiąc.
- Zjesz ze mną? - spytała, nogą przesuwając jeden ze stołków w jego stronę, nie odrywając wzroku od mężczyzny. - Mi nie śniło się nic. Jakbym zapadła w czarną dziurę. Wzięłam jakieś tabletki przed zaśnięciem, bo długo w ogóle nie czułam zmęczenia. Stwierdziłam, że tak będzie lepiej. I w sumie to była dobra decyzja.
Odstawiła kubek z kawą i zabrała się za przygotowywanie sobie naleśnika. Długo milczała, skupiona na śniadaniu. Watson wskoczył na blat, ale nie zgoniła go z niego, zamiast tego przesuwając dłonią wzdłuż jego grzbietu. Kot miauknął pytająco. Jedli, zanim nakarmili jego. Kompletny brak szacunku.
- Charles - zaczęła cicho. - Muszę wiedzieć. Wczoraj nie dawało mi to spokoju. Dlaczego nie jesteś na mnie zły? Dlaczego się nie wściekasz? Myślałam, że jak dowiesz się prawdy, która po raz kolejny postawi mnie w zupełnie innym świetle, będę mogła pomarzyć o tym, że jeszcze kiedykolwiek spojrzysz w moją stronę. Pracowałam dla Cerberusa. Dobrowolnie. Do niczego mnie nie zmusili i traktowali mnie dobrze, dopóki... do teraz. Byłam jednym z ich... no, może nie najlepszych, ale tych skutecznych agentów. A ty gardzisz Cerberusem i gardziłeś zawsze. Nie wiem jak może ci to nie przeszkadzać. Nie rozumiem.
Grzebała widelcem w naleśniku, nie znajdując teraz w sobie wystarczająco dużo spokoju, by zabrać się za jedzenie, choć zapachy wypełniały cały dom. Ale Aya bardziej chciała odpowiedzi na nurtujące ją pytanie. Może dopiero wtedy będzie w stanie jakoś przejść nad tym do porządku dziennego.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 kwie 2018, o 22:12

Westchnął słysząc jej komentarz ale nie odpowiedział, po prostu na twarzy miał delikatny uśmiech. Ta nowa cecha u jej osoby nawet mu się podobała. Sonya potrafiła mówić co ją gryzie ale zazwyczaj nie obracała tego nigdy w żart. Zawsze poważnie. To było coś nowego, coś przyjemnego. Podejrzewał, że jej prawdziwy charakter może być bardziej podobny do jego. Potężny kij w dupie i branie wszystkiego do siebie. Tak jednak nie było.
- Jak tam chcesz.
Uśmiechnął się szerzej. Samemu wyciągnął kolejnego papierosa. Nie przeszkadzałoby mu to gdyby okazałoby się, że pali. Gorzej, że pewnie by go opalała ze wszystkiego co ma. Na pewno nie paliła takich zabójczych ilości papierosów jak on ale wolał się nie przekonywać. Niech ten nałóg pozostanie póki co tajemnicą, której nie musiał póki co odkrywać.
- Tak to bym tego nie szykował. – Usiadł na krześle, który przesunęła. Chyba tak wyglądałoby ich trochę niezręczne śniadanie w Tokyo gdyby o poranku mieli trochę inne uczucia po wspólne spędzonej nocy. – Co ja bym dał żebym też tak miał. Moje co najwyżej mnie złożą ale nigdy nie pozwolą mi normalnie spać. Wspomnienia w moich snach stają się wtedy wyraźniejsze.
Nie chciał opowiadać dokładnie o tym co mu się śniło. Zepsułoby to już w ogóle ten poranek. Oczywiście oprócz tych dwóch dni śniło mu się jeszcze wiele innych rzeczy. Najgorsze jednak było to, że śniła mu się całkowicie inna wersja wydarzeń na Majesty i w klinice. To co tam zrobił można było przypisać do Strikera sprzed laty. Zero emocji, zero uczuć jedyna rzecz, która była ważna to wykonanie misji. Wciąż nie mógł pozbyć się jednego fragmentu. Momentu w którym po jego dłoniach spływała krew Ayi.
Widząc kota westchnął głośno. Zaczął odrywać kawałki naleśnika i podawać kotu. Swoją porcję miał przygotowaną już na talerzu ale zamiast tego karmił zwierzaka. Kolejny raz jego obraz wielkiego chodzącego potwora Rosenkova stawał się wręcz słaby do wyobrażenia. Przyglądał się zwierzakowi, kiedy ten jadł. Zawsze to lekko irytowało ją, że go tak rozpieszczał ale po prostu nie mógł inaczej.
Odpalił papierosa. Sam też do końca nie rozumiał dlaczego nie był po prostu zły. Przecież jeszcze kilka miesięcy temu ukręciłby jej głowę już wtedy na Islandii. Wykończyłby też wtedy każdego kto wiedział o tym wydarzeniach. Pewnie wyruszyłby jeszcze zapolować na wszystkich najemników, którzy brali w tym udział. Potem jak wszyscy, którzy wiedzieli o jego istnieniu zniknęli to wróciłby do pracy kucharza. Jego stała.
- Bo nie umiem się na ciebie gniewać. – Parsknął śmiechem. Przez chwilę mogło się wydawać, że robi sobie żarty ale gdy wyraz jego twarzy zmienił się na bardziej poważny już raczej trudno byłoby się na nie gniewać.
- Szczerzę mówiąc już jak poznałem prawdę na Majesty to nie byłem zły na ciebie. Byłem zły na samego siebie. Zresztą chyba jak zawsze. – Jego depresyjna natura postanowiła chyba przejąć kontrolę nad jego osobą. – Nie czułem gniewu czy wściekłości. Czułem po prostu smutek ale wiesz jak jest. Czasem trzeba przytrzymać emocje na smyczy aby dalej kontynuować to co się robi. Musiałem poznać prawdę. A było blisko, że mnie by tu nie było. Gdyby nie to, że pochłaniacz ciepła był już wyczerpany w pistolecie to…
Nie musiał jej tłumaczyć. Mogła pamiętać, że miał problemy. I to raczej problemy o których lepiej nie było mówić przy osobie, która dalej chciała spędzić z nim… resztę życia? Siedział lekko pochylony nad stołem patrząc na swoje jedzenie. Nie wyglądało już na to, że jest głodny. Pił po prostu herbatę i palił papierosa. Gdyby zamienić jego trunek na kawę to byłoby to idealne amerykańskie śniadanie.
- Przez ten cały czas, kiedy byliśmy w klinice walcząc w ramie w ramię walczyłem z samym sobą aby w ogóle iść do przodu. Potem przeczytałem raport. Nie mogłem cię za to winić. Nie zrobiłaś tego świadomie, za to świadomie chciałaś chronić mnie i moich bliskich. I szczerze mówiąc nie interesuje mnie to, że byłaś ich agentem. Wiesz, każdy zasługuje na drugą szansę.
To były jej słowa. Słowa, które powiedziała jemu, kiedy byli razem na statku, a on odchodził gdzieś w otchłań swojego umysłu. Mówiąc mu je zasiała pewnego rodzaju ziarenko idei, która powoli rosła w Strikerze, aż do momentu, kiedy chciał spotkać swoją rodzinę. Nie wiedział ile było w tym Sonyi, a ile Ayi ale, którakolwiek to była to nie mógł po prostu zapomnieć tych słów.
- Może i gardzę ale co też ja mam powiedzieć? Byłem operatorem i to jednym najlepszych, a wiesz co idzie za tym, że jest się najlepszym. Nie miałem problemów z wykonywaniem rozkazów. Cokolwiek mi dali to, to robiłem. Nawet mi się do na początku podobało. Dbali o mnie. A, co potem? Więzienie. Nie było lepiej bo tam wyrzucałem z siebie całą swoja frustrację, która w końcu zaczęła się we mnie zbierać, kiedy w końcu postanowiło się odezwać do mnie sumienie.
Zaciągnął się ponownie. Był juz chyba w połowie papierosa. Na swój sposób to, że jego wszelkie bariery upadły, pozwalało mu rozmawiać o tym wszystkim w jakiś sposób łatwiej. Był bardziej otwarty niż kiedykolwiek w swoim marnym życiu.
- Wiesz, że popełniłem wiele zbrodni których nigdy nie odpokutuje. Wiem, że nienawidziłaś operatorów nawet przed. Zresztą sama mówiłaś, że tak było jeszcze przed programowaniem. Nie wiem co możesz we mnie jeszcze widzieć po tym jak wróciła ci pamięć.
Gorzka prawda była najgorsza. Szczególnie teraz, kiedy nie miał co liczyć na jej uspokajający dotyk czy słowa wsparcia. Cokolwiek.
- Nie wiem. Tu nie chodzi po prostu o to, że cię kocham. Po prostu na swój sposób jestem w stanie cię zrozumieć. Zrozumieć co też przeszłaś, przez to właśnie nie potrafię być na ciebie zły.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 kwie 2018, o 23:02

Uśmiechnęła się lekko, słysząc pierwsze słowa jego wyjaśnienia, ale im dalej mówił, tym bardziej mina jej rzedła. Opuściła wzrok na talerz i wzięła do ust kawałek naleśnika, zabierając się za powolne przeżuwanie go. Smakowało jej wyraźnie, ale to, o czym właśnie ją informował, sprawiło, że ledwo przełknęła ten pierwszy kęs.
- Co? - ciemna chmura zawisła nad nią. Powoli odłożyła sztućce i po chwili konsternacji podniosła się, opierając się o blat. W końcu jednak odepchnęła się od niego i zrobiła dwa kroki do tyłu, nie wiedząc chyba co w ogóle ze sobą zrobić. Oparła dłoń o czoło, jakby usiłowała swoją chłodną ręką zaradzić jakoś na nagłe uderzenie gorąca.
- Dlaczego? Nie możesz... nie mogłeś... - brakło jej słów. Dla niego to było normalne, dzień jak co dzień, ale Aya właśnie dowiadywała się że to przez nią Striker usiłował się zabić. Pewnie gdyby to zrobił, to ona nawet by go nie pamiętała, z aktywnym wszczepem w plecach i głowie. Ale nie zrobił. I teraz przyznawał się jej do swoich planów, zakończonych niepowodzeniem, jakby opowiadał jej o wycieczce do kina.
Drugą rękę oparła o brzuch, zatrzymując się w miejscu, z niewyraźną miną, trochę jakby miała zaraz zwrócić ten kawałek naleśnika, który zdołała zjeść. Słuchała, co mówił dalej, ale nie miał pewności, że w ogóle coś do niej dociera. Patrzyła na niego z nieopisanym bólem w oczach, jakiego jeszcze w nich nie widział. Nawet wtedy, gdy obudziła się z implantem i wręczała mu skalpel, żądając, by wyciął go z niej sam. Stała na środku kuchni, nie słysząc już nic dobrego, co mówił dalej. Nie miało to znaczenia, nie po informacji o tym, że z jej winy próbował ze sobą skończyć.
- Nie powiedziałam im nic o tobie - odezwała się. Jej głos był zaciśnięty, cichy, całkowicie zrozpaczony. - Nie powiedziałam co robicie, dokąd lecicie i jaki macie plan. Niczego nie zrobiłam świadomie, poza tym, żeby im odmówić. Jak mogłeś... Jakim cudem doszedłeś do wniosku, że...
Opuściła ręce, zaciskając je i wbiła w niego spojrzenie, w którym jeszcze nie zbierały się łzy, ale widać było, że kobieta trzyma się resztkami sił. Nie wiedział tylko, czy się rozpłacze, czy rzuci na niego z pięściami.
- Czyli co, czyli jakbyś miał pełny pistolet, to już byśmy nie rozmawiali? Jak mogłeś pomyśleć, że mogłabym to zrobić? Przecież niczego nie wiedzieli. Nic im nie powiedziałam. Po tym wszystkim, co pamiętam i czego nie pamiętam, po tym jak... jak na Omedze powiedziałam ci, że cię kocham, naprawdę uznałeś że to wszystko to bzdura? Że udawałam? Wszystko udawałam? A potem wróciłeś po mnie tylko dlatego, ze pistolet nie zadziałał?
Nagle podeszła bliżej i gwałtownie oparła się dłońmi o blat. Kot podskoczył i uciekł z kontuaru, rezygnując z bycia dokarmianym przez Strikera.
- Nienawidziłam i w tym momencie nienawidzę tak samo. Jesteś idiotą, Striker - wysyczała, wbijając na niego pełne bólu spojrzenie. - Jesteś pierdolonym idiotą.
Opadła na stołek i schowała twarz w dłoniach, zbyt zdruzgotana tą jedną, wplecioną w długi wywód informacją, by wrócić do jedzenia.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 08:09

Po tym jak gwałtownie oparła się o kontuar od razu zbudził się z tego marazmu, który powoli przejmował jego dusze. Gdy na nią ukradkiem spojrzał zrozumiał jak wielki błąd popełnił. Jak zawsze to co jemu wydawało się być normalne dla większości ludzi było nie do przyjęcia. Do tego jej słowa zabolały znacznie bardziej niż powinny. To nie był najlepszy czas na takie wyzwania, szczególnie, że wcale nie musiały być daleko od prawdy. Wystarczyło tylko aby zamilkł. Ominął ten temat.
- Miałem atak już od momentu, kiedy postawiłem nogę na pokładzie Majesty. Najgorszy jaki w życiu miałem. Nie myślałem trzeźwo. Cały frustracją przeniosłem po prostu na siebie. – Nie patrzył na nią. Patrzył ciągle gdzieś na stół. Jemu też głos lekko się ściskał, kiedy zaczął sobie znowu przypominać ten dzień. – Daryl to widział. Dlatego, wolałem ci to powiedzieć niż gdyby on to zrobił.
Nie chciał aby płakała lub żeby była, aż tak załamana jego zachowaniem. Siedział więc chwilę w ciszy aby zebrać myśli. Nie o to mu przecież chodziło. Musiała po prostu się tego dowiedzieć. Lepiej od niego niż od kogokolwiek z jego rodziny. To, że chciał się zabić nie było do końca jej winą. To była jego krucha psychika, która podpowiadała mu najgorsze możliwe scenariusze.
- Dlaczego nie potrafisz zrozumieć tego w jakiej wtedy byłem sytuacji. Cały świat mi się dosłownie rozpadł pod nogami. Miałem całą tą operację na głowie i jeszcze taka informacja. Nie wiedziałem co zrobić. Kiedy jednak usłyszałem twój głos w słuchawce zebrałem się w sobie aby dalej walczyć.
Miał problemy z wytłumaczeniem tego wszystkiego. Wiedział, że Sonya by to zrozumiała. Spędziła z nim jakiś czas więc pewnie zrozumiałaby jego tok myślenia. Aya już nie musiała. Dał się zwieść temu porankowi, który namieszał mu w głowie wmawiając mu, że wszystko jest okay. Nie było i zapowiadało się, że nie będzie.
- Nie chciałem w to wierzyć. Zbyt dużo informacji było przeciw temu, że nas zdradziłaś. Wiesz jednak, że nawet jeśli chciałem najmocniej wyprzeć tą myśl to ona wciąż tam była. – Teraz sam powoli zakrywał swoją twarzy dłońmi. W jednej z nich dalej tliła się końcówka papierosa. Kolejny raz wylądował w sytuacji z której nie było dobrego wyjścia. Ciągle tylko spadał z deszczu pod rynnę. Za każdym razem, kiedy wydawało mu się, że już wychodzi na prostą bardzo szybko wszystko zaczęło się po prostu walić.
- Przepraszam. Nie chciałem umierać, chciałem dalej walczyć. – Jego głos się łamał już bardziej. Pewnie był na takiej samej granicy co ona. – Po prostu byłem tak cholernie zmęczony. Myślisz, że nie żałuje tego co chciałem tam zrobić? Myślisz, że nie prześladuje mnie myśl, że chciałem się wykończyć tylko dlatego, że zwątpiłem? Wiesz jak mi było wstyd potem w klinice, kiedy poznałem całą prawdę?
Dopiero teraz mogła usłyszeć jak mężczyzna cicho łka. W ten czy inny sposób kolejny raz udało jej się doprowadzenie Strikera do stanu, kiedy cała jego frustracja w końcu zaczęła go opuszczać. Może nie był to najmilszy sposób ale działał. Wciąć jednak myśl, że go nienawidzi była przytłaczająca. Na ten moment balansował po bardzo cienkiej linie.
- Jestem idiotą. Wiem, że nim jestem. – W końcu odsunął drżące dłonie. Zaciągnął się papierosem. Jego oczy były mocno przekrwione. – Jednak to myśl, że znowu coś ci się stanie przeze mnie była najgorsza. Po tym co wydarzyło się na Omedze nigdy nie mogłem sobie wybaczyć tego… - Zaciągnął się ponownie trzęsącymi dłońmi. – wypadku. Będąc na Majesty zrozumiałem, że znowu to zrobiłem. Przez moje czyny znowu miała cię spotkać krzywda. Po tym jak wyciągnąłem informacje od Statnera od razu chciałem ci pomóc. Uratować cię.
Spojrzał na nią wzrokiem tak zmęczonym i pełnym beznadziei, że można był uznać, że to wszystko go boli bardziej niż wcześniej mogło się wydawać. Nie okazywał tego. Nie potrafił. Teraz już wszystko było dosłownie jak na dłoni.
- Proszę. Nie nienawidzić mnie. – Po jego policzkach spłynęły łzy. – Nie po tym wszystkim. Nie teraz.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 08:38

Pokręciła głową, nie przyjmując tego, co mówił. Nie zgadzała się z tym i nie zamierzała dać się przekonać. Kiedy jednak tłumaczył dalej, opuściła ręce, znów wstając z miejsca. Może gdyby miała teraz na sobie coś innego, niż koszulę nocną, jej wściekłość byłaby bardziej efektowna, a tak po prostu wyglądała jakby była zdruzgotana i bezradna, mimo złości, która malowała się na jej twarzy. Zacisnęła zęby, robiąc kilka kroków w jedną stronę i kilka z powrotem. Nie wiedziała gdzie się podziać.
- Nie chciałeś w to wierzyć, ale uwierzyłeś, inaczej byś tego nie zrobił. Co mnie obchodzi twój atak, Striker? To nie może być wyjaśnienie chęci strzelenia sobie w głowę. To nie wyjaśnia.
Mówiła coraz głośniej, coraz bardziej zła. W jej słowach nie było współczucia, zrozumienia, nie przytuliła go tak jak robiła zawsze. Nosiło ją i nie potrafiła się uspokoić. Trudno było się jej jednak dziwić, taka informacja potrafiła zmiażdżyć bardziej, niż jakakolwiek inna. Może Aya miała mniejszą odporność na emocje, niż Sonya. Może w alternatywnej tożsamości ograniczyli jej odczuwanie, by emocje nie sprawiały jej problemu w wypełnieniu misji. A może po prostu to było już zbyt wiele.
- Byłeś zmęczony? - powtórzyła, podchodząc do niego. - Byłeś zmęczony problemami, więc uznałeś, że to najlepsze rozwiązanie? Nic nie zrobiłeś, Charles. Nic mi nie zrobiłeś, to nie była twoja wina, do cholery!
Gdy uniósł na nią zmęczone spojrzenie, kobieta wyglądała, jakby furia miała ją zaraz rozsadzić. Wciąż jednak jakoś jeszcze trzymała się w jednym kawałku. Ledwo.
- Nie twoją winą był mój upadek na Omedze i nie twoją winą było to, co zrobił mi Cerberus. Do jednego i drugiego doprowadziłam sama. I nawet gdybym cię zdradziła, gdybym wygadała wszystko co planujecie, to nadal, kurwa mać, nie byłaby twoja wina! Nie możesz być zły na siebie o wszystko, co idzie nie tak. W życiu nie idzie się po płatkach róż, a kłody pod nogi nie zawsze podrzucasz sobie sam, Striker. Dlaczego nie umiesz zrozumieć, że to nie twoja wina? Dlaczego nie jesteś na mnie zły? Bądź na mnie zły - na jej twarzy pojawiła się desperacja. - Musisz być na mnie zły, nie na siebie. Nie możesz całej wściekłości ukierunkowywać do środka. Bądź zły na mnie.
Podeszła do niego szybko i popchnęła go, dość mocno. Pewnie zepchnęłaby go ze stołka, gdyby nie ważył dwa razy tyle, co ona. Pod złością w jej spojrzeniu wciąż widział ból, z którym nie umiała sobie poradzić. Jeśli nie zareagował, uderzyła go ponownie, tym razem trafiając w miejsce, w którym miał przestrzelone ramię. Ból przeszył jego ciało.
- Bądź zły na mnie, Striker - wysyczała. - To ja byłam nie tym, kim mówiłam, że jestem. To ja jak idiotka wbiegłam do walącego się hangaru. To ja pracowałam dla Cerberusa. Ja. Musisz być na mnie zły, rozumiesz? Nie na siebie. Na mnie. Nie obchodzi mnie twój atak, twoje PTSD, nie obchodzi mnie to, że rozpada się twój świat. Bądź wściekły na mnie - uderzyła go jeszcze raz. Jej usta drgnęły, bo wciąż powstrzymywała się przed całkowitym załamaniem. Jej rozpaczliwe próby sprowokowania go do zrzucenia przynajmniej części winy na nią były jedynym, co przyszło jej teraz do głowy. - Proszę. Przestań... po prostu... nie na siebie, rozumiesz? Na mnie. Na mnie, Charles.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 14:49

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 19:42

Spojrzał na nią wzrokiem pełnym zaskoczenia. Do tego wypełniony całkowicie zakłopotaniem tej całej sytuacji. Nikt do niego tak nie mówił. Nikt. Nawet jego rodzina, bliscy, operatorzy czy nawet pieprzowi więźniowie nie mieli odwagi tak po prostu po nim jechać. Nigdy nie był w takiej sytuacji. Krzyk znał tylko z długiej strony, kiedy zabijał swoje ofiary lub cywilów w okolicy. Zawsze starał się być idealny w tym co robi aby nie doprowadzić do takiej sytuacji jak teraz. Może właśnie dlatego jego psychika wolała zrzucać winę na niego niż na całą resztę.
Dopiero, kiedy go popchnęła zrozumiał, że sytuacja całkowicie zaczyna wychodzić z pod kontroli. On był przecież pieprzonym Control Freakiem. To wprowadzało chaos, a chaos i Striker nie byli nigdy dobrym połączeniem. Stawał się wtedy całkowicie innym człowiekiem. Tak jak podczas każdej misji, kiedy wszystko szło inaczej niż było zaplanowane. Wtedy jego umysł zaczynał pracować na całkowicie innym poziomie. Gdzieś po ziemi przeturlał się papieros, który wypadł mu z rąk.
Kolejne uderzenie sprawiło, że jego twarz wykrzywił grymas bólu. Złapał się ręką za miejsce gdzie teraz wszystko zaczęło pulsować niemiłosiernie. Zjechał lekko z krzesła, a jego nogi drżały jakby nie potrafiły utrzymać ciężaru jego ciała. Potem uderzenie sprawiło, że zacisnął zęby. Wyraz jego twarzy znowu się zmienił. Nie było tam już smutku czy czegokolwiek związanego z jego depresją. W jego oczach dosłownie pojawiały się iskierki zdenerwowania jakiego jeszcze nie czuł.
- Czy ty siebie kurwa słyszysz?
Powiedział przez zaciśnięte zęby. Próbując wstać. Dopiero po chwili udało mu się stanąć równo ale jego ręką wciąż nie odsuwała się od uszkodzonego ramienia. Patrzył na nią wzrokiem przepełnionym wściekłością. Chyba właśnie tak musiała sobie wyobrażać ludzi jego pokroju. Teraz, kiedy stał przed nią i patrzył na nią z góry. Odszedł na chwilę na bok sięgając po papierosa leżącego na podłodze. Zaciągnął się nim.
- Nie rozumiem po co Cerberus cię programował. Z takim zachowaniem na pewno świetnie byś dogadała się z Burelem.
Do dzisiaj pamiętał jej rany po spotkaniach z mężczyzną, który frustrację wyładowywał na niej. Coś się zmieniło w jego ruchach. Nie był już rozluźniony czy spokojny. Odwrócił się w jej stronę. Jego oczy były lekko przymrużone ale nie było już w nich zmęczenia. Nie było w nich nic. Tylko czysta pustka.
- Czy ty nie potrafisz zrozumieć, że do kurwy nędzy nie mogę być na ciebie zły?!
Odwrócił się w końcu w jej stronę i chyba to był jeden z tych niewielu momentów, kiedy mogła go zobaczyć naprawdę wściekłego. Nie zasmarkanego i depresyjnego, ewentualnie uśmiechniętego i szczęśliwego. To były chyba jedyne emocje, których nigdy nie widziała naprawdę.
- Islandia, pierdolona Islandia. Powinien był wtedy odwrócić się i cię kurwa zostawić w tym budynku razem z tymi wszystkimi trupami. Może kurwa Cerberus by się do mnie potem nie odezwał. Nie kurwa. Nagle postanowiłem, że będę tym dobrym i ci kurwa pomogę. – Parsknął śmiechem. – Wisiało mi to, że zabiłaś Burela, Luce i cała resztę operatorów, nawet jeśli to była misja od Cerberusa. Każdy z nas zasługiwał na śmierć. Powinni się kurwa cieszyć, że i tak była tak lekka.
Zaczął chodzić po pomieszczeniu. To nie był Charles, którego mogła pamiętać. Sprowokowała go. Zazwyczaj wyglądało to inaczej. Sonya pomagała mu po prostu przejść przez gorszy okres, a potem mogli na spokojnie o wszystkim porozmawiać. Do tej pory to działało. Aya wolała chyba konfrontację, a to nie było coś z czym Striker miał na co dzień do czynienia. Wiedział też, że ta mała osóbka jeśli będzie chciała go pobić to będzie musiał się bronić bardziej niż przed jakimś najemnikiem z jakiejś speluny.
- Byłem wściekły na Omedze, że rzuciłaś się jak jakaś głupia niedoświadczona rekrutka na tą turiankę. Wszystko było pod pieprzoną kontrolą ale nie kurwa. Prawie wtedy umarłaś, gdyby nie to, że cię tak kurewsko kocham to nie ruszyłbym na dół prawie się wykrwawiając. – Zaczął drapać się ale tym razem nie po bliźnie ale po drugiej stronie głowy. – Teraz to. Wiem, że to idiotyzm, że chciałem się zabić. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Byłem zły ale na siebie. Nie wierzyłem w to, że nas zdradziłaś. Przez całą drogę musiałem żyć z jebaną myślą, że będę cię musiał zabić. – Podszedł do niej trochę bliżej i nagle się zatrzymał. – Rozumiesz jak to jest? Żyjesz szczęśliwy u boku ukochanej osoby, walcząc z jebanym Cerberusem i zarazem sprzedając go Przymierzu i nagle w piętnaście minut dowiadujesz się, że jeśli nie zdążysz to będziesz musiał zabić najważniejszą osobą w życiu. Czy to kurwa do ciebie dociera?
Dopalił szybko papierosa i z wyjątkową precyzją rzucił nim w stronę zlewu. Trafił. Wyciągnął przedostatniego papierosa z paczki. Jeszcze tego mu brakowało, że zaraz zabraknie mu paliwa do życia jakim byłą nikotyna.
- Potem dowiaduje się, że osoba, którą kocham to tylko pieprzony wytwór mojej wyobraźni. Miraż stworzony przez Cerberusa, który zamiast zniknąć pojawił się w moim życiu. Ryzykuje życiem swoich bliskich. Chciałem lecieć sam wiesz? Jak pierdolony rycerz na białym koniu. Nie puściliby mnie samego. Musiałem ściągnąć przyjaciół ze studiów aby pomogli mi w przedsięwzięciu ratowania ciebie. – Zaciągnął się ponownie, a dym wypuścił nozdrzami. – Wszyscy znali prawdę, patrzyli na mnie jak na pierzonego idiotę. Do tego ta ciągła jebana myśl, że pewnego dnia wszystko do czego dążyłem upadnie, kiedy uświadomisz sobie… - Musiał zebrać oddech. – Że mnie po prostu nie kochasz.
To nie był monolog. To była tyrada. Często, kiedy już mówił potrafił mówić bez końca ale tym razem każde słowo ociekało agresją. Widać było, że jest wściekły. Dziwne było to, że tak długo potrafił to kontrolować i nikomu nie zrobić krzywdy. Nic dziwnego, że w walce potrafił robić tak przerażające rzeczy skoro gotował się w nim gniew. I to pewnie znacznie bardziej niż mogło się to wydawać.
- Żałuje w moim życiu wielu rzeczy ale nigdy nie żałowałem momentu w którym postanowiłem ci pomóc. Dlatego nie potrafię być na ciebie zły. Byłaś przy mnie przez ten cały czas. To ja spowodowałem to wszystko. To ja postanowiłem, że tego dnia zostanę w twoim życiu. – Tym razem to oparł się o kontuar obok nich. – Mogę być wściekły na ciebie z wielu powodów ale nigdy więcej nie mów mi, że powinien być na ciebie wściekły ze względu na tak błahe rzeczy. Wciąż żyjemy, życie dało nam szansę jakiej nigdy nie mieliśmy wiec ją wykorzystajmy.
Próbował uspokoić oddech. Był wciąż zły ale jego mięśnie powoli stawały się coraz mniej spięte.
- Chyba, że robisz to wszystko tylko dlatego, że jest ci mnie kurwa żal i czujesz, że jesteś mi to winna. Wtedy po prostu mnie zostaw.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 20:37

W jej oczach błysnęła satysfakcja, gdy zorientowała się, że udało się jej go sprowokować. Tylko do tego dążyła, od samego początku chciała, żeby przyznał, że nie jest tak stoicko spokojny, jak udaje. Wiedziała, że wściekłość tliła się gdzieś w nim i tylko tego potrzebowała - żeby potwierdził, że tak jest. Nie cofnęła się ani o krok, stojąc w miejscu i wpatrując się w niego butnie. Dopiero gdy padły słowa na temat Burela, trochę spokorniała. Przeniosła spojrzenie na ramię, za które się trzymał i doskonale było widać moment, w którym dotarło do niej, co zrobiła. Wyraźnie zapomniała o ranie, którą pomagała mu opatrzyć poprzedniego wieczora.
- Nie wypowiadaj się na tematy, na które nie masz pojęcia - syknęła tylko, choć już znacznie ciszej, niż przed chwilą.
Jego wściekłość była czymś zupełnie nowym. Czymś, do czego nie miała prawa być przyzwyczajona. Radziła sobie jednak z nią jakoś, choć widać było, że jest spięta i gotowa na wszystko, w razie gdyby coś poszło bardzo nie tak. Ale w jej oczach też płonął ogień i wyjątkowo nie był to ten ogień, który widywał czasem, gdy chwilę później kończyli razem w łóżku. Ten moment, w którym była na niego zła dawno temu, gdy uciekł im zamiast spełnić prośbę Burela i współpracować, w niczym nie umywał się do tego, jak zła była teraz. Różnica tkwiła pewnie w tym, że teraz jej wściekłość obejmowała cały świat, który postanowił zabawić się ich kosztem.
- Może powinieneś był - warknęła. - Nie musiałabym tego teraz słuchać.
Słuchała go, ale z chwili na chwilę robiła się coraz mniejsza. Przeszła jej buta i potrzeba wyprowadzenia go z równowagi, bo już się jej to udało. Usłyszała też to, co chciała usłyszeć. Nawet jeśli nie zrzucił całej winy na nią, to przyznał, że nie była ona w całości po jego stronie. Może nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie dla niej, co było widać po tym, jak coraz bardziej zapada się w sobie, ale o to jej przecież chodziło, prawda?
- To powiedz mi, z jakich powodów jesteś - rozłożyła ręce w geście bezradności. - Słucham. Zamiast po raz kolejny się podporządkowywać i dopasowywać do wszystkiego, jak zwykle, byle tylko nie zrobiło się jeszcze gorzej. Gorzej już dziś chyba nie będzie. Chcę, żebyś mi to mówił. Nie będę żyła obok marionetki, której wszystko odpowiada, dopóki tylko Wade trzyma się obok. Nie tak to działa, Striker. Tak się nie da żyć.
Skrzywiła się i opuściła ręce, gdy padły jego ostatnie słowa.
- Tak. Tylko z litości postawiłam się Cerberusowi, tylko z poczucia winy wobec ciebie. Musisz mieć o mnie naprawdę wygórowaną opinię - zacisnęła usta w wąską kreskę i po chwili namysłu przeszła do kuchni, gdzie gwałtownie otworzyła jedną z szuflad i wyciągnęła z niej paczkę papierosów, takich samych, jakie palił Charles. Rzuciła nimi w niego. - Z litości trzymałam zapas, gdybyś potrzebował ich w środku nocy i nie miał gdzie kupić. Więc masz, jest środek dnia, a moje wyrzuty sumienia zapewniają ci stały dopływ nikotyny.
Zauważyła, jak patrzy na ostatnie papierosy i mimo wszystkiego, co działo się między nimi w tym momencie, pomyślała o tym, by dać mu kolejne. Może nie chciała jeszcze większej kłótni tylko przez to, że Striker nie mógł zapalić.
- Jak na człowieka, który żyje tylko przez to, że pistolet nie zadziałał, jesteś niesamowitym optymistą - parsknęła suchym śmiechem. - Nowa szansa, nowe życie.
Usiadła z powrotem na swoim stołku i oparła głowę na dłoniach, a włosy zsunęły się do przodu, ukrywając jej twarz. Nic więcej nie powiedziała, przytłoczona rozmową, do której sama doprowadziła. To ona chciała tej konfrontacji, a teraz nie wiedziała jak ją skończyć.

Wróć do „Ziemia”