Wyświetl wiadomość pozafabularną
Susan przyglądała się kotu z wyraźną niechęcią. Z jakiegoś powodu zwierzę było dla niej nie do przyjęcia. Zresztą już jak dowiedziała się, że będzie ono z nimi spało w pokoju hotelowym, była wyjątkowo niezadowolona. Watson na szczęście trzymał się jednak tylko Charlesa i w obcym miejscu nawet nie próbował podchodzić do nikogo innego, całą noc spędzając u niego, zwinięty gdzieś w kołdrze.
- Myślę, że mogą się nim zająć - powiedziała po chwili namysłu. - Kiedyś mieli jednego.
Zebranie się z hotelu nie zajęło im dużo czasu, bo tak naprawdę to nie zdążyli się za bardzo rozpakować. Każdy zebrał swoje pojedyncze rzeczy, leżące gdzieś obok łóżka na którym spał, a potem opuścili swój apartament. Lecąc obok Quebec, zlecieli na moment na ziemię, by odwiedzić rodziców Snow i oddać im kota na przechowanie. Kobieta wahała się pomiędzy zabraniem kota osobiście i wejściem do domu bez towarzystwa żadnego z nich, a swoim irracjonalnym strachem przed zwierzęciem - który jednak zwyciężył i Charles musiał pójść z nią. W związku z tym stał się mimowolnym świadkiem powitania Susan z rodzicami, podczas którego już całkowicie nie przypominała wściekłej najemniczki z Majesty, a młodą dziewczynę, która się za nimi zwyczajnie stęskniła. No i cieszyła się, że żyją. Wyraz ulgi, jaki odmalował się na jej twarzy, był nie do opisania. Zarzucili ją tysiącem pytań, zwłaszcza o oddział Przymierza, który wpadł tu jakiś czas temu i w sumie nadal kontrolował okolicę, ale obiecała na wszystkie odpowiedzieć jak wróci. Nie mieli teraz na to czasu. I choć Charles budził w nich lekkie obawy, to fakt, że kot nie wyrywał się z jego ramion, nastawił do niego rodziców Snow znacznie pozytywniej. Przyjęli zwierzę i obiecali tymczasowo zająć się nim, skoro nikt inny nie mógł.
Lot był taki sam, jak zawsze. Daryl w Quebec w międzyczasie pozbył się z promu oznaczeń Przymierza i mogli już swobodnie lecieć do Vancouver - choć pewnie i tak będą musieli zwrócić pojazd, a wtedy okleją go na nowo. Początkowo nie spali, ale potem Charles mógł swobodnie oddać się drzemce - Daryl był dobrym pilotem, jakiekolwiek obawy były zbędne. Snow rozmawiała z nim cicho, a potem zasnęła tak samo jak Striker i Darylowi zostało pilotowanie w ciszy.
Bar GI Joe stawał się powoli punktem wypadowym Strikera, do wszystkich akcji związanych z współpracą z Przymierzem. Teraz nie było inaczej. Po wejściu zastali tam znacznie więcej ludzi niż ostatnio, bo dotarli w godzinach wieczornych. Uprzedzony wcześniej Perkins też już tam był. Siedział w towarzystwie jakiegoś drugiego mężczyzny, który bawił się wysoką szklanką, kręcąc nią po blacie przed sobą. Sam Will nie zmienił się mocno. Wydoroślał, znacząco nabrał masy mięśniowej i w ogóle wyglądał jakieś trzy razy lepiej, niż Striker pamiętał. Miał ścięte na półdługo, szare włosy, zaczesane do tyłu i doskonale znajomą, choć dużo bardziej dojrzałą twarz. Zerknął na nich, gdy weszli, ale chyba faktycznie miał spory problem z rozpoznaniem ich, bo odwrócił wzrok i wrócił do rozmowy ze swoim znajomym.