Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

[KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 21:24

Ściskał blat naprawdę mocno. Mocniej niż powinien. Pierwszy raz gniew, który był w nim nie był spowodowany PTSD czy czynnikami jak walka. On po prostu był wściekły. Ostatnia maska, którą nosił dosłownie spadła i roztrzaskała się o ziemie. Prawie jak papierosy, które odbiły się od jego ciała. Przez chwilę milczał. Starał się uspokoić oddech. A najbardziej chciał w końcu samemu się uspokoić. Nigdy nie był na nikogo tak zły jak teraz. Na Daryla nigdy nie podniósł głosu, na swoją siostrę nigdy nie podniósł. Jego rodzina, byli operatorzy dosłownie wszyscy nigdy nie widzieli go wściekłego. Nawet w gabinecie Statnera, kiedy zarobił kulkę nie pisnął będąc złym z zaistniałej sytuacji.
Tym razem już nie skomentował jej słów. Dotarło też do niego, że mógł przesadzić. Chciała aby był wściekły wyrzucił to wszystko z siebie ale nie szczędził w słowach. Nigdy nie chciał nikogo krytykować. Zawsze się na wszystko zgadzał. Po prostu chciał być lubianym. Niestety to nigdy się nie udało. Teraz zachowanie, które nigdy nie przyniosło mu żadnych pozytywnych rezultatów zbierało swoje żniwo.
Palił dalej ostatniego papierosa. Siedzieli w ciszy. Tym razem nawet nie wydawała mu się ona już tak bardzo dziwna jak wcześniej w klinice. Teraz była bardziej naturalna i zrozumiała. Musieli ochłonąć, a przynajmniej on. Nie pamiętał, aby ktokolwiek go widział takiego.
W końcu odbił się od blatu. Podszedł do niej bliżej, przysunął jeden ze stołków i usiadł naprzeciwko niej. Przyglądał jej się przez chwilę, a potem głośno westchnął.
- A, co innego nam zostało?
Zapytał ją już spokojniej. W jego głosie nie było tego smutku co wcześniej. Nie było zbyt wielu sytuacji, kiedy mówił prosto z serca. Zdarzyło się to może raz. Chyba na Islandii, kiedy rozmawiali oglądając seriale w telewizji. Kiedy obydwoje byli niczym obserwatorzy tego co się stało i cokolwiek by się stało nie mogli już zmienić przeszłości.
- Obiecałem sobie, że nie będę już ta samą osoba co, kiedyś. Codziennie muszę się zmagać z problemami, których nie rozumiem. Z zachowaniem ludzi, który jest dla mnie obcy. Nie mogę po prostu się teraz poddać. – Odwrócił wzrok patrząc gdzieś w ścianę. – To nie była moja pierwsza próba samobójcza. Tym razem miałem szczęście, że los postanowił się do mnie uśmiechnąć. W pewien sposób otworzyło mi to oczy.
Nie wiedział jak jej to wytłumaczyć. Jak to jest, kiedy już przełamało się pewną granicę. Nigdy nie udało mu się dojść tak daleko w swoich próbach. Zazwyczaj po prostu mu przechodziło. Teraz było inaczej. Jednak właśnie to co się stało tam udowodniło mu, że ma jeszcze po co żyć. Miał swoją rodzinę, która cieszyła się z tego, że wrócił. Doszedł w życiu tak daleko, a teraz miał to zaprzepaścić przez swoja chorobę? Nie mógł już na to pozwolić.
- To nie jest tak, że wszystko mi odpowiada w tobie. Masz dużo irytujących cech. Bardzo dużo. Dotyczą one jednak bardziej Wade niż ciebie teraz. Chociaż ta irytującą maniera zawsze wszystko wiedzącej ci została.- Parsknął śmiechem. – Wiem, że może nie zaczęliśmy tego dnia najlepiej ale może chociaż spróbujmy od dzisiaj więcej rozmawiać o tym co czujemy. Ty wcale nie byłaś w tym lepsza. Jako Sonya, rzadko, kiedy mówiłaś o tym co cię gryzie.
To też była prawda. Byli ze sobą dość, krótko więc ich związek raczej nie miał zbyt wielu punktów zapalnych. Oczywiście były rozstania i powroty z jego winy ale zawsze jakoś kończyło się to szczęśliwie. Teraz było inaczej. Nie wiedział czy związki nawet z dłuższym stażem zdołałyby przetrwać taką burzę.
- Mi też jest ciężko. Nie wiem na ile mogę sobie pozwolić. Ja… - Delikatnie się uśmiechnął i wyciągnął ręce w jej stronę jakby chciał ją po prostu przytulić. – Mogę?
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 21:59

Bardzo długo nie podnosiła głowy z rąk. Nawet jak mówił dalej, jak usłyszała, że siada na stołku obok niej, nie poruszyła się o milimetr. Nie wiedział, czy płacze, czy usiłuje się uspokoić. Watson gdzieś zniknął, przepłoszony krzykami. Nie był przyzwyczajony do kłótni w domu. Wszystko teraz było inaczej, niż pamiętał. Pewnie będzie się na nich jeszcze mścił. Pozostało mieć nadzieję, że nie nasika im na łóżko.
- Wcale nie wiem zawsze wszystkiego - wymruczała cicho w swoje dłonie, ale po głosie wciąż nie dało się domyślić, jak się teraz czuje z tym, co właśnie się wydarzyło.
W końcu jednak podniosła głowę, spoglądając na Charlesa. On już nie był tak wściekły, jak wcześniej, ona też uspokoiła się znacząco. Nie płakała chyba, ale też nie potrafiła się uśmiechnąć. Sięgnęła po kawę i napiła się, jakby usiłowała pozbyć się nieprzyjemnego smaku z ust. Goryczy, którą wywołała ta wspaniała rozmowa. Napój nie był już może gorący, ale nie krzyczeli na siebie na tyle długo, by wystygł całkowicie. Odstawiła kubek ostrożnie.
- Przepraszam, że cię uderzyłam - powiedziała w końcu. - Nie robiłam tego mocno przecież, ale zapomniałam o ranie. Nie byłam... to nie było takie, jak robił Burel. To zupełnie nie to. Nie chciałam, żeby cię rozbolało, chciałam tylko... nie wiem... wybudzić cię z tego obojętnego marazmu. Przepraszam.
Gdy wyciągnął ręce w jej stronę, przez moment przyglądała mu się, zaciskając oparte na kolanach dłonie w pięści. Opuściła wzrok na nie, nie decydując się jednak na przysunięcie do Strikera, choć przecież na to czekał. Chciał tylko ją przytulić i skończyć tę awanturę.
- Poczekaj - poprosiła. - Posłuchaj. Ja też nie wiem, nie wiem nawet jak wytłumaczyć ci, co dzieje się w mojej głowie, bo sama tego do końca nie pojmuję. Za dużo rzeczy się nakłada, ale im dłużej... im więcej z tobą rozmawiam, im dłużej jestem tutaj, a nie na Cronosie, tym bardziej cieszę się z decyzji, którą podjęłam. Nawet mimo to, że ty masz teraz układ z Przymierzem, a ja nie mam nic. Nie przeszkadza mi to. Chcę, żebyś wiedział, że litość nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Rozumiesz? - uniosła spojrzenie na niego. - Litość by do tego wszystkiego nie doprowadziła. Tylko... to wszystko, co miałam jako Sonya, było tak odmienne od tego, do czego byłam przyzwyczajona... miałam szybkie życie, bez czasu na spędzanie go tak, jak spędzałam je z tobą. Bez czasu dla siebie i dla... drugiej osoby. Nie wiem, czy będę umiała...
Westchnęła i odgarnęła włosy z twarzy, po chwili z frustracją sięgając do koszyka stojącego przy ścianie i wyciągając z niego jakąś gumkę, którą związała swoje czarne fale w niedbałego koka. Nie miała siły do włosów, które układały się jak chciały, nie miała ochoty wyciągać ich stale z oczu.
- Posłuchaj, bo to jest bardzo ważne. Nie wiem, kiedy zbiorę się w sobie, żeby powiedzieć to jeszcze raz. Kochałam cię przed wybudzeniem i kocham cię nadal, tak samo, uczuciem którego nie doświadczyłam w życiu wcześniej. Rozumiesz? - zacisnęła dłonie na brzegu swojej koszuli nocnej, a w jej oczach błysnęła frustracja, wywołana chyba własną nieporadnością. - Nie zarzucaj mi więcej, że jestem z tobą wyłącznie przez to, że jest mi ciebie żal, bo oboje moglibyśmy sie o to oskarżać. Po prostu bądź. Nie umiem sobie wyobrazić, że to, czy wrócisz, czy nie, będzie zależało od kaprysu broni.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 22:28

Już nie czuł bólu. Jego rana się nie otworzyła, szwy nie popękały. Czuł dalej jak jego ramię pulsuje ale było już lepiej. To była świeża rana. Gdyby uderzyła mocniej pewnie szwy nie wytrzymałyby i mieliby tutaj małą kałuże krwi. To na pewno sprawiłoby, że sytuacja zaogniłaby się jeszcze bardziej. Wychodziło na to, że lata doprowadzania własnego ciała do takie stanu w końcu się na coś przydały. Ewentualnie był tak wielkim klocem, że po prostu potrzebowała by młotka aby zrobić mu coś poważniejszego.
- Wiem.– Lekko się uśmiechnął. – Zazwyczaj wszyscy mnie po prostu klepali po ramieniu i jakoś to miało być. To było bardzo nowe dla mnie przeżycie.
Musiał to zabrzmieć dość komicznie od człowieka, który przecież chodził po tym świecie już prawie trzydzieści lat. Jednak jego życie nie zawsze było usłane różami i zawsze chował cały gniew w sobie. Jeśli coś mu przeszkadzała to po prostu to olewał. Tak jakby to nigdy się nie wydarzyło. W najgorszym wypadku uodparniał się na jakiś bodziec i tyle.
Opuścił dłonie opierając je na ramieniu. Robił dokładnie tak jak sobie obiecali. Nic na siłę. Wszystko na spokojnie jeśli chciała jeszcze coś powiedzieć to on musiał ją wysłuchać. Szczególnie, że w jakiś dziwny sposób ta atmosfera skrępowania gdzieś zniknęła. Przez tę krótką chwile mogli porozmawiać jak zawsze. Musieli ją wykorzystać.
Kiedy uświadomiła go, że dalej go kocha był bliski rozklejenia się. Może właśnie tego potrzebował. Tego jednego słowa, które sprowadziłoby na jego osobę tyle spokoju i ciepła, które myślał, że stracił. Nie potrafił opisać tego co teraz czuł. Swoistego rodzaju katharsis. Zrozumienie tego na czym stał. To było więcej niż mógłby od niej teraz wymagać. Więcej niż by chciał. Na jego twarzy zagościł uśmiech. Znacznie cieplejszy. Zgarbił się lekko. To był ten sam uśmiech co zawsze ale nie taki sam jak w klinice. Ten był całkowicie szczery.
- Wiem. Nie jest tak łatwo odejść od takiego życia.
Dobrze to rozumiał. Nie wiedział czy potrafiłby od tak po prostu nagle sobie odpuścić to wszystkie misje. W tym wypadku miał pracę dla Przymierza. Wciąż mógł robić to w czym był dobry. Trudno mu było to przyznać ale nawet w Rosenkovie czuł, że każda taka misja to coś specjalnego. Coś co daje dziwnego rodzaju radość. Może chodziło o adrenalinę, może o to uczucie niepewności. Tylko ludzie o takich przeżyciach jak oni potrafili to zrozumieć.
Tym razem już nie prosił. Złapał ją delikatnie za ściśnięte dłonie. Wyglądała teraz tak bardzo nieporadnie. Była w tym wszystkim tak samo nowa jak on. Rozumiał też dlatego było im tak dobrze razem. Obydwoje żyli w świecie, gdzie raczej myślenie o tym co mieli teraz było czymś wręcz niemożliwym do powstania. Jak można myśleć o jakiejkolwiek miłości, kiedy życie wciąż przerzucało cię z miejsca na miejsce. Ludzie, których znałeś równie dobrze już jutro mogli być martwi.
- Jasne. – Gładził ją po dłoniach. Tak jak zawsze miał to w zwyczaju robić. Jednak teraz było jakoś inaczej. W tym wszystkim było trochę więcej intymności. – Ja ciebie też kocham.
Tym razem nie wypowiadał tego w gniewie czy jako potwierdzenie faktu jak jest. Po tym wszystkim, po tej kłótni brzmiało to inaczej. Po prostu brzmiało tak jak powinno brzmieć.
- Wyglądasz wyjątkowo uroczo, kiedy się wstydzisz.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 23:04

- Nie wiem, czy nie zmienisz zdania, jak poznasz mnie trochę lepiej - mruknęła z przekąsem. To chyba był żart, choć trudno było powiedzieć, biorąc pod uwagę jej kamienną twarz. Nie było na niej tego niezadowolenia, które odbierali od niej postronni, gdy nie kontrolowała jej wyrazu. Mimo, że nie robiła tego też w tej chwili, zbyt dużo emocji przelewało się przez jej głowę, by nie pozostawiło to na niej żadnego śladu.
- Obiecaj mi, że nie zrobisz tego więcej - poprosiła, choć dobrze wiedziała, że taka obietnica będzie znaczyła tyle co nic, jeśli przyjdzie co do czego i życie znów zawali się na jego głowę, a on nie będzie już miał siły nieść wszystkiego na swoich barkach. Wpatrywała się w jego wytatuowane dłonie, gładzące jej drobne palce. Wzdłuż wskazującego miała długie, głębokie cięcie, wyglądające bardziej jak skaleczenie nożem, niż skutek nieudanej walki. - Tylko mi obiecaj, proszę.
Dopiero gdy usłyszała wyczekiwane słowa, nawet jeśli powiedziane nieszczerze, pozwoliła sobie na rozluźnienie się po tym całym ciężkim poranku. Odkąd Charles zrobił śniadanie minęła już prawie godzina, świeże naleśniki wystygły razem z kawą i całe szczęście, że przynajmniej farsz nie był na ciepło. Pewnie oboje byli głodni, ale nie zdawali sobie z tego do końca sprawy.
Kobieta zmarszczyła brwi, gdy usłyszała oskarżenie i uniosła spojrzenie z powrotem na siedzącego naprzeciwko Strikera.
- Nie wstydzę się - zaprotestowała, choć dobrze wiedziała, że nie mówi prawdy.
Jakby chciała mu to udowodnić, podniosła się ze swojego stołka i przysunęła się do Charlesa, wyciągając ręce z jego uścisku tylko po to, by go nimi objąć. Chciał ją przytulić, równie dobrze mogła ona sama przytulić się do niego. Było to prawie takie samo uczucie jak wtedy, gdy zaraz po przebudzeniu znalazła go gotującego w kuchni, choć tym razem nie było niczego, co mogłaby sobie nagle przypomnieć i odsunąć się przez to od niego w panice. Znalazła sobie idealne miejsce i trwała w nim przez kolejne kilka minut, po raz pierwszy odkąd odbił ją z kliniki pozwalając sobie na tak długą chwilę bliskości. Siedzący na barowym stołku Charles wciąż był od niej wyższy, więc oparła głowę o jego klatkę piersiową i tak już została, na wiele długich sekund. Nie była już tak rozgrzana jak wcześniej, chyba też się nie uśmiechała, ale objęcia Strikera dawały jej teraz dużo, dużo więcej.
W ciszy mieszkania było słychać tylko Watsona, zagrzebującego się właśnie w pościeli, którą Charles zostawił bez składania na łóżku i ich równe oddechy. W końcu jednak kobieta odsunęła się, ale tylko dlatego, że jej żołądek głośno zaprotestował. Pewnie też długo nie jadła. W drodze do Montrealu nie wpadli na to, by zatrzymać się po coś do jedzenia, a wczorajszy wieczór spędziła tylko z herbatą i chyba jakąś przekąską, po której mała, brudna miska stała na stole w pokoju. Odetchnęła głęboko i usiadła, podnosząc sztućce i zabierając się z powrotem za swojego naleśnika. Jadła go powoli, w milczeniu, nie patrząc na Charlesa, ale wciąż miała w sobie teraz więcej spokoju, niż kiedykolwiek wcześniej przez ostatnie godziny.
- Charlie, będziesz niezadowolony, jeśli zetnę włosy? - spytała ni z tego, ni z owego, uznając chyba neutralny temat za najlepszy na chwilę obecną.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 23:36

Moment w który to ona się do nie przytuliła i tym razem nie uciekła po chwili doprowadziło do tego, że Charles powoli wypuścił powietrze z płuc. Przymknął lekko oczy, kiedy jego dłonie objęły znajomą sylwetkę, która na ten moment nie wydawał się już być tak daleko. Wciąż była szansa, że może będzie lepiej pomiędzy nimi. Na pewno nie będzie tak samo. Może troszkę lepiej lub gorzej ale na pewno to nie wróci jak do stanu sprzed wydarzeń w klinice.
Długo trzymał ja w swoim ramionach. Gdyby mógł nie pozwoliłby się jej odsunąć chociażby o milimetr. Nie tylko ona w tym momencie znalazła sobie idealne miejsce. Dla niego też było to coś czego mu brakowało ale wciąż niepewność nie pozwalała mu na taką bliskość. Nie można było porównać tego do uspokajania jej zaraz po jednej jak i drugiej operacji. Kolejny raz cisza nie byłą krępująca. Przynajmniej to wróciło do normy. Nie musieli mówić sobie teraz zbyt wiele aby chyba zrozumieć, że wciąż są tutaj dla siebie. Uczucie, którym siebie darzyli na pewno nie było czymś zwykłym.
Słyszał jak kot kładzie się w łóżku. Mógł chociaż pościelić, przynajmniej nie zostawiłby sierści na prześcieradle. Znając go pewnie teraz zaczynał się tarzać plecami po całej długości mebla. Nie mógł mu jednak przeszkodzić w tej satysfakcjonującej rozrywce. On też sporo przeszedł przez te kilka dni. Nawet nie chciał wiedzieć jak on musiał się bać będąc u obcej rodziny. Prawda była taka, że nikt mógł po niego nie wrócić jeśli wszystko poszłoby nie tak.
On sam po tym jak wysunęła się by coś zjeść przesunął talerz bliżej siebie. Teraz już siedzieli dosłownie obok siebie. Może tym razem już nie będą się o nic kłócić przy śniadaniu.
- Nie wydaje mi się. No chyba, że jeszcze je przefarbujesz na biało. – Uśmiechnął się do niej lekko wspominając jej pomysły. Zastanawiał się czy było to jak już byłą Sonyą czy były to jakieś przebłyski wspomnień Ayi. – Niech zgadnę przeszkadzają podczas walki?
Spytał jedząc w końcu pierwszego naleśnika. To było dziwne, że jemu jeszcze nie burczało w brzuchu. Chociaż według tego co opowiadał to jego praca dla Rosenkova nie była prosta, więc pewnie zdarzało mu się nic nie jeść przez jakiś czas. W końcu wstał z miejsca i poszedł w stronę sypialni. Szybkim oraz wyćwiczonym ruchem złapał Watsona. On też musiał zjeść bo potem będzie przez cały dzień miauczał, że śniadanie było niezbyt syte.
Posadził go sobie na kolanach chociaż wiedział, że ten niedługo wskoczy na stół. Tak po prostu będzie miał bliżej do jedzenia. Dokładnie do połowy porwanego naleśnika, którym go karmił. Przeniósł znowu wzrok na Ayę. Upił trochę herbaty. Może rozmowa nie była najłatwiejsza teraz ale po takiej kłótni powinni próbować ze sobą rozmawiać.
- Tak się zastanawiałem. – Wbił widelec w naleśnika. – Myślisz, że Daryl i Susan coś tego? Wszędzie razem podczas całej misji. Zachowywał się też inaczej przy niej. – Westchnął. – Boję, się że któregoś odwiedzimy moją rodzinę, która rozrośnie się o jeszcze jednego operatora. Jak dalej pójdzie to niedługo okażę się, że Tad to były agent służb specjalnych.
Westchnął. Przez chwile zastanawiał się nad czymś kończąc już swoją górę naleśników. Co dla większości ludzi było posiłkiem dla dwóch-trzech osób dla niego po prostu było śniadaniem. Może i był świetnym żołnierzem ale za to był cholernie nieekonomiczny.
- Pewnie za parę dni wpadnie do nas Will. Ewentualnie my do niego. Jak idiota zaproponowałem wspólna kolację. Ma mi przedstawić warunki współpracy.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 kwie 2018, o 23:57

- W białych wyglądam jak debil - odparła, wzruszając ramionami. - Zresztą z takimi włosami są same problemy. Ciemne są lepsze.
Pokręciła głową. Nie przeszkadzały jej podczas walki, bo związywała je wtedy w wysoki kucyk, albo splatała w warkocz. Musiała mieć jakiś inny powód, którym jednak się nie podzieliła. Teoretycznie Przymierze miało ją chronić, ale pewnie już rozważała alternatywy i wydarzenia, których nie miała jak przewidzieć. Może przynajmniej ścięcie włosów sprawi, że ludzie Cerberusa nie będą jej rozpoznawać na pierwszy rzut oka, jeszcze zanim ona w ogóle zauważy ich. A może chodziło o coś zupełnie innego.
- Nie karm go, Charles - uprzedziła go, gdy kot z ogromnym zainteresowaniem zaczął przyglądać się zawartości ich talerzy. - Jeszcze nie zjadł tego, co miał wczoraj. Poza tym naleśniki nie są dla kotów. Wydawało mi się, że to wiesz, ale widać całe życie człowiek się uczy.
Odsunęła porwaną porcję dalej od kota i pogłaskała go po głowie dwoma palcami. Kot miauknął coś niewyraźnie, niezbyt zadowolony z takiego obrotu spraw. Gdy Striker zaczął mówić o swoim bracie i Snow, uniosła brwi z zaskoczeniem, nie do końca wiedząc jak mu na to odpowiedzieć. Po chwili namysłu wzruszyła ramionami.
- Czy w tym by było coś złego? W najgorszym wypadku wylądują razem w łóżku, potem Daryl przestanie się z nią kontaktować, a ona będzie mogła znienawidzić wszystkich Strikerów, do pięciu pokoleń wstecz - uśmiechnęła się lekko. - Daj im czas. Snow wydaje się być całkiem zauroczona twoim bratem i w sumie się nie dziwię. Pasowaliby do siebie. Ale biorąc pod uwagę, ile ona gada, Daryl może tego nie przeżyć. Inna sprawa, że nie spędziłam z nią zbyt wiele czasu i niestety... no, mogłam nie być zbyt rozmowna. Ale ona nadrabiała.
Dopiła kawę do końca, poprawiając pojedyncze kosmyki włosów, które wysunęły się jej z upięcia, po czym nałożyła sobie kolejnego naleśnika. Pewnie dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo jest głodna.
- Willa nie znam wcale - powiedziała cicho. - Nie wiem, czy powinnam być przy waszej kolacji. Mogę się gdzieś wynieść na ten czas. Raczej nie będzie do mnie zbyt pozytywnie nastawiony. Nie chcę ci robić problemów na początek pracy dla Przymierza. Poza tym, gdzie będziemy za kilka dni? Nawet nie wiem co z tym mieszkaniem mam zrobić. Nie mam do tego głowy. Najchętniej poleciałabym znów na Islandię, albo do Japonii, do pierwszego lepszego hotelu i udawałabym, że to wszystko się nie wydarzyło.
Zjadła swoją dokładkę i westchnęła, przeciągając się. O ile wcześniej była zaspana, tak kawa, posiłek i awantura o poranku obudziły ją szybko i skutecznie. Odwróciła się na stołku w stronę Strikera, zakładając nogę na nogę. Przyglądała się mu i siedzącemu na jego kolanach kotu, nad czymś się zastanawiając.
- Japonię pamiętam bardzo szczegółowo - zauważyła.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 kwie 2018, o 08:21

Sam pokręcił głową z lekkim uśmiechem na twarzy. Przynajmniej teraz rozmowa wracała już na wyjątkowo znajome tory. To było naprawdę miłe uczucie, kiedy rozmawiali ze sobą tak jak kiedyś. Może nie dokładnie tak jak kiedyś ale na pewno robili już jakieś delikatne postępy.
Spojrzał na nią z wyrzutem, kiedy odsunęła talerz. Przecież nie zamierzał go karmić naleśnikiem cały czas. Zresztą Watson był jak chodzący śmietnik. Potrafił zjeść wszystko i nigdy mu nic nie było. Gdyby zresztą mógł to by jadł cały czas. Jednak nie chciał jej denerwować. Nie rozumiał w jaki sposób naleśnik nie był dla kotów. Chociaż on z tymi zwierzakami spędził już trochę czasu ale nie miał, aż tak wielkiej wiedzy o utrzymaniu ich.
- Co jest złego w naleśniku?
W końcu zapytał lekko skonsternowany. Nie dlatego, że chciał jej o to robić problem po prostu chciał wiedzieć na przyszłość. Może kiedyś dojść do sytuacji gdzie zostanie z Watsonem sam więc nie chciałby aby coś mu się stało, kiedy zacznie go karmić.
Odsunął od siebie pusty talerz. To było pożywne śniadanie, którego tak potrzebował. Przeciągnął się bardzo leniwie. Wciąż był jeszcze poobijany więc jego koordynacja ruchowa nie należała do najlepszych. Nie licząc, kiedy był wściekły. Wtedy było mu wszystko bez różnicy byle mógł tylko wyrzucić z siebie wszystko.
- Wybacz mi, że nie mam tak modelowej twarzy jak mój brat. – Mlasnął ostentacyjnie. Wiedział, że miał daleko do swojego brata. Do tego tamten był młodszy. Nawet gdy stali obok siebie to trudno było dostrzec jakiekolwiek podobieństwo. – Strasznie dużo gada. Co się dziwić jest bardzo emocjonalna. – Wzruszył ramionami. - I też uważam, że pasowaliby do siebie. Na pewno bardziej niż wszystkiego te kobiety, które miał wcześniej. Może mogłaby go w końcu ustawić do pionu.
Trochę musiało zabrzmieć to dziwnie bo do pionu ustawiła go Aya. Może wszyscy mężczyźni w rodzinie Strikerów potrzebowali silnej ręki, która mogłaby im jakoś im wskazać drogę. Jego ojciec. Dziadek. Teraz nagle Daryl, a on sam zresztą wybrał podobnie. No i jego kobieta chyba najgroźniejsza. Nie licząc może jego matki ale to był bardziej strach.
- Ma wpaść z żoną. – Uśmiechnął się do niej. – Więc wiesz, zacznij już trenować krępujące pierwsze rozmowy bo nie zamierzam cię nigdzie puszczać. Zresztą studiowałem z Alex, tak ma na imię jego żona. Myślę, że polubiłabyś ją. Konkretna osoba. Do super miłych też nie należała. Na pewno się dogadacie.
Lekko się uśmiechnął. Nie zamierzał jej chować w szafie jak jakiegoś wstydliwego faktu ze swojego życia. Była jego częścią i nie zamierzał jej nigdzie ukrywać. Poradziła sobie na kolacji z jego siostrą i jej mężem to poradzi sobie teraz. Zresztą była jednym lepszych agentów. Na pewno ma jakieś wyćwiczone gadki na takie sytuacje.
- Powinniśmy je sprzedać ale to możemy zrobić z każdego innego miejsca na świecie. Wynajęcie kogoś od przeprowadzek i znalezienie nowego miejsca też możemy załatwić zdalnie.
Spojrzał na nią, kiedy usiadła w tak znajomej pozie. Przyglądała mu się dość dziwnie. Chociaż nie wiedział za bardzo co powiedzieć. Pił właśnie herbatę, kiedy wspomniała o Japonii. On też ją pamiętał wyjątkowo szczegółowo dlatego wiec, kiedy o tym wspomniała lekko się zakrztusił.
- Jakby nie patrzeć to właśnie tam zostaliśmy parą. Najpiękniejsze dwa dni w moim życiu. Pewnie moglibyśmy to powtórzyć ale nie wiem czy po ostatnim razie będziemy mieć wstęp do tego samego hotelu. – Delikatnie się uśmiechnął. Nie zachowywali się zbyt cicho podczas tamtych dni. Szczególnie, że nowy związek konsumowali wtedy dość często, a jeśli tego nie robili to byli wręcz nierozłączni. – Ciągle mi trochę głupio, że to ty musiałaś mnie popchnąć do tego po kolacji u mojej siostry. –Chwilę się nad czymś rozmarzył. – Następny dzień był cudowny. To był powiem świeżości, wiesz dosłownie zapomniałem o wszystkim co się działo wokół nas. Możemy znowu gdzieś wyjechać.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 kwie 2018, o 09:01

- W sumie poza tym, że jest w nim mąka, to nic - kobieta wzruszyła ramionami. - Ale chodzi o to, żeby się nie uczył, że może wejść na blat i zjeść wszystko, co na nim leży. Albo, że co ja nie zrobię, to ty i tak mu dasz. Potem nie będzie się z nim dało żyć.
Wyciągnęła ręce do kota i zabrała go Charlesowi, przytulając go do siebie. Watson zamruczał i otarł się głową o jej brodę, a na twarzy Hatake pojawił się smutek. Utrata drugiego, rudego towarzysza życia musiała być dla niej również czymś ciężkim, choć nie pokazywała tego po sobie w miarę możliwości. Wszystko jednak było widać w tej chwili.
- Koty lepiej wychowują się, jak są dwa - zauważyła cicho, potwierdzając przypuszczenia Charlesa na temat tego, o czym myśli.
Rozejrzała się, zastanawiając się pewnie gdzie Striker znalazł Sherlocka i jak to wyglądało. Niekoniecznie chciała znać odpowiedź na to pytanie, ale to akurat był silniejsze od niej. Przesunęła spojrzeniem po mieszkaniu, nie znajdując rozwiązania.
- Lubiłam ten dywan - rzuciła mimochodem, patrząc na gołą podłogę w salonie. - Gdziekolwiek się nie przeniesiemy, chciałabym mieć taki sam.
Uśmiechnęła się, gdy Charles porównał się do swojego brata, a w jej oczach w końcu błysnęło rozbawienie. Mówiła mu już, jakie ma zdanie na temat jego wyglądu i na temat Daryla, więc albo nie zamierzała się powtarzać, albo tego nie pamiętała i czuła się zbyt niezręcznie, żeby do czegokolwiek go teraz przekonywać.
- Wydaje się konkretna - skinęła głową.
Skrzywiła się z powrotem, gdy wspomniał o wspólnym obiedzie, jakoś tego wciąż nie widząc. Dopiero słysząc przytyk, parsknęła śmiechem. Chyba powoli dochodziła do siebie, cokolwiek to "siebie" miało znaczyć.
- No wiesz co? Ja potrafię być bardzo miła, jak się postaram. Uśmiecham się i w ogóle. Zresztą sam widziałeś. Po prostu myślałam, że nie jestem odpowiednią osobą na kolację z oficerem Przymierza i jego żoną. To się wydaje zbyt idealne. Wiem, że wojsko ma teraz dbać o moje bezpieczeństwo, ale mogłoby na początku robić to... no, z daleka - uśmiechnęła się przepraszająco, wzruszając ramionami. Watson zeskoczył z jej kolan i pobiegł w swoją stronę. - Ale jeśli ci zależy, to może jakoś to przeżyję. Tylko Will na pewno mnie nie zdążył polubić. Pamiętaj o tym.
Nadal mu się przyglądała, gdy mówił o Japonii. Kąciki jej ust uniesione były w lekkim uśmiechu, jakby to wspomnienie Japonii naprostowało pewne splątane rzeczy w jej głowie. Coś nowego, co pojawiło się w jej spojrzeniu, wydawało się znajome, ale ciężko było Charlesowi przyporządkować to do konkretnej emocji. A może dało się przyporządkować, tylko trudno było uwierzyć, że kobieta już pozwala sobie na takie myśli. W końcu jednak przygryzła wargę i opuściła wzrok, przenosząc go na pusty talerz.
- Chciałabym. Wyjechać gdziekolwiek. Tylko gdzieś, gdzie będę mogła zabrać Watsona. Ale najchętniej to znalazłabym miejsce, które moglibyśmy mieć dla nas dwojga. To nie będzie tak, że w jeden dzień przeniesiemy się do innego miasta i koniec. Wiesz ile trwają przeprowadzki. Mimo, że nie mam tu wszystkich swoich rzeczy, to mam ich tu sporo i chcę je wszystkie zabrać - wstała i złapała za naczynia po śniadaniu, swoje i Strikera, by przenieść je do zmywarki. - Wszystkie swoje kredyty już wczoraj zabezpieczyłam przed Cerberusem. Jak sprzedamy to mieszkanie i lokal na restaurację, powinno być nas stać na wszystko, czego możemy chcieć.
Przepłukała ręce w zlewie i wytarła je w ścierkę. Przeniosła wzrok na drzwi łazienkowe.
- Powinnam iść pod prysznic i ubrać się. W sumie zajmie mi to z pół godziny. Pójdę teraz, bo z chwili na chwilę coraz mniej mi się chce.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 kwie 2018, o 17:53

Spojrzał na ziejące pustką gołe miejsce na podłodze. Dywan był nie do odratowania. Zbyt dużo krwi wylało się z człowieka, który postanowił ją zaatakować. Nie rozumiał tej jednej rzeczy. Po co zabijali Sherlocka. Skoro Aya nie pamiętała tego w ogóle to musieli to zrobić po tym jak ją obezwładnili. Nie umiał zrozumieć co kierowało nimi aby to zrobić. Może nie był najdelikatniejszym człowiekiem ale on co najwyżej kopnął by zwierzaka i na tym by się skończyło. Zastrzelić go od razu to było wręcz głupie.
- Znalazłem go w przejściu do sypialni, Watson ukrył się w gabinecie. Pewnie przeraził się strzału. – On też lekko spochmurniał. Mimo wszystko to z tym drugim kotem miał trochę lepszy kontakt. W jakiś sposób się rozumieli, kiedy Watson po prostu pozwalał sobie na wszystko. – Pochowałem go od razu, kiedy tutaj przybyliśmy.
Potem jednak skupił się na właściwej rozmowie. Nie wiedział jak ma rozmawiać o jej przyjacielu. Musiała mieć te koty od dawna. Przecież miała je jeszcze na Cronosie. Zastanawiał się jak musiała wyglądać ta stacja skoro pozwalali im tam mieszkać jak w każdym innym miejscu. Żył trochę w niewiedzy ale nie spodziewał się, że w ciągu tylu lat Cerberus, aż tak się rozbuduje. Budując sobie pieprzone miasteczko pełne agentów. To było wręcz absurdalne.
- Ty nie jesteś odpowiednia na kolację z oficerem Przymierza i jego żoną? – Parsknął śmiechem i pokręcił głową. – Przecież będziesz tam ze swoim mężczyzną byłym operatorem Rosenkova, który jest zaprzeczeniem wszelkich bohaterskich działań prawdziwego wojska. – Westchnął. – Damy sobie jakoś radę. On wciąż traktuje mnie jak przyjaciela ale kiedy w końcu otrzyma o mnie raporty to już może nie być tak miło.
Zdawał sobie z tego sprawę. Jakby nie patrzeć co innego jest gdy opowiada to przyjaciel, a co innego gdy dostajesz raporty w których nie ma emocji, a czyste fakty. Zazwyczaj raporty o Strikerze małe nie były, a ich treść nie brzmiała jak coś co większość ludzi uważała za normalne. Nawet wolał nie wiedzieć ile musiał warzyć jego dossier w bazie danych samego Rosenkova.
W jego oczach można było zobaczyć konsternację. Może i dobrze wspominali Japonię ale nie spodziewał się, że samo mówienie o tym mogłoby ją wprowadzić w taki nastrój. Nie. Raczej mu się to po prostu wydawało. Ewentualnie był to tylko przebłysk tego, że przypominała sobie dokładnie jak to wszystko, kiedyś wyglądało między nimi. Tym bardziej, że za każdym razem, kiedy się widzieli to uprawiali seks. Na powitanie, na pożegnanie, na zgodę lub po prostu bo chcieli. Jakby nie patrzeć to nie wiedział czy to była jego wina bo nie miał kobiety przez długi okres czasu, czy też ona go tak bardzo potrzebowała. Na to pytanie z jej charakterem raczej długo nie otrzyma.
Wstał z miejsca. Powoli podszedł do niej i objął ja od tyłu jak często mu się zdarzało. Prawie tak samo było w Sendai, kiedy z punktu widokowego obserwowali jak miasto idzie powoli spać. Nie było to nic takiego, po prostu chciał kolejny raz okazać swoje uczucia. Potem już nie wiedział, czy taka sytuacja jak z tego poranka będzie mogła się znowu pojawić.
- Dlatego idź się myć, a potem usiądziemy i przejrzymy te miejsca do których moglibyśmy się wyprowadzić. Mamy duży wybór. – Pocałował ją delikatnie w policzek i puścił. – Leć ja już zacznę przeglądać jakieś oferty.
Sam zajął miejsce na kanapie, po drodze zabierając popielniczkę. Odpalił na omni-kluczu aktualne oferty z mieszkaniami na sprzedaż. Najważniejsze było to, żeby nie były zbytnio na widoku.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 kwie 2018, o 20:09

Zaśmiała się krótko, znacznie swobodniej, niż do tej pory. Jej dotychczasowe parsknięcia śmiechem były głównie sarkastycznym elementem argumentacji w kłótni, to była miła odmiana.
- To może w ogóle nie idźmy? - zaproponowała, choć wiedziała, że Charles tę propozycję odrzuci. W końcu się umówił. Chyba jednak pogodziła się z faktem, że będzie musiała mu towarzyszyć, bo nie poruszała już więcej tematu swoich wątpliwości. Potrafiła się zachować w towarzystwie, co już udowodniła. Ale to nie niczego nie zmieniało.
Gdy Chares ją objął, nie zareagowała tak jak zawsze. Nie oparła dłoni o jego ręce, ani nie odwróciła się w jego objęciach, żeby obdarzyć go długim pocałunkiem, jak na balkonie w Sendai. Ale nie spięła się też, tak, jak robiła to wcześniej, jeszcze dzisiaj. Gdy poczuła zarośnięty policzek przysuwający się do jej twarzy, na krótką chwilę uniosła dłoń, by przesunąć po nim delikatnie opuszkami palców.
- Dziękuję - powiedziała cicho. Striker nie wiedział za co, ale uśmiech, którym go obdarzyła kiedy już ją wypuścił, sprawił, że pytanie i tłumaczenie czegokolwiek wydawało się teraz nie na miejscu. Kobieta skierowała się do sypialni, by zabrać z szafy świeże ubrania, a potem zamknęła się z nimi w łazience na dobre pół godziny.
Gdy w końcu z powrotem znalazła się w pokoju, dłuższą chwilę zajęło Charlesowi zorientowanie się, co jest nie tak. Do klasycznych spodni Aya miała na sobie białą, delikatnie prześwitującą bluzkę, której nigdy dotąd na niej nie widział, bo cóż, nie była czarna. Splątane po nocy włosy teraz gładko spływały po jej plecach, a oczy podkreśliła makijażem, którego nie nosiła zbyt często. Weszła do kuchni, by zrobić sobie kolejną kawę, bo po tych wszystkich przeżyciach i nocy przemęczonej na kanapie w salonie nie mogła czuć się rześko i energicznie. Dopiero z kawą wróciła do pokoju i usiadła obok Charlesa, zakładając nogę na nogę i zaglądając mu przez ramię do ekranu laptopa.
- Coś znalazłeś? - spytała. Pachniała tak samo, jak zawsze, swoim charakterystycznym żelem pod prysznic mieszającym się z zapachem świeżej kawy. - Gdzie szukasz?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 kwie 2018, o 20:45

Chyba właśnie ten uśmiech dodawał mu siły aby walczyć każdego następnego dnia. Chyba właśnie dla tego jednego gestu był gotów wcześniej oddać pancernik Przymierzu i nie patrząc na konsekwencje zabijać każdego kto stanął mu na drodze w klinice. Spojrzał jak znika w łazience. Udało im się chociaż trochę odzyskać tego co mieli kiedyś. Miał przynajmniej taką nadzieję.
Przeglądając oferty oczywiście wybrał kategorie, którą jakiś sprytny PR-owiec nazwał „Spokojne zacisza”. Kurwa nawet nie chciał wiedzieć ile mu za to zapłacili. Ewentualnie web designerowi tego potworka. Chociaż była to największa strona z takimi rodzajami ofert. Wolałby coś bardziej klasycznego. Poznać osobę, która chce sprzedać dom niż ufać pośrednikom.
Przyglądał się Ayi, kiedy opuściła pokój. Był mocniej zaskoczony niż mogło się wydawać. Nigdzie nie widział jej w czymś białym. Może nie była to duża zmiana ale pamiętając tylko ją w czerni był to naprawdę interesujący widok. Do tego wyglądała już znacznie lepiej. Makijaż pomagał ale po tym jak jakoś wypoczęła to zaczęła przypominać tą samą piękna kobietę jaką była.
Obserwował każdy jej ruch i sam nie mógł uwierzyć w to, że ktoś taki jak ona naprawdę się w nim zakochała. Może wspominała już, że dla niej jest przystojny i lubi niektóre jego cechy ale było to po prostu wciąż było to niewiarygodne. Chociaż teraz miał absolutną pewność, że ona naprawdę go musi kochać. Innego wyjścia nie było.
Wrócił wzrokiem do stron, które przeglądał. Kiedy jednak usiadła obok niego powstrzymał się przez typowym dla siebie objęciu jej i obserwowaniu wszystkiego razem. Tak jak kiedyś, kiedy ona leżała zazwyczaj na nim oraz zajmowała się swoimi sprawami.
- Wszędzie. – Podrapał się po głowie. – Znalazłem kilka ofert w stanach gdzieś w Montanie, na Islandii też są, w Japonii mogłoby być ciężko nie ma nic po za miastem. Znalazłem też domki w ciepłych krajach, a nawet jedną dacze w Rosji.
Wzruszył ramionami. Obserwował ja kątem oka. Znowu poczuł bardzo znajomy zapach jej ciała, a jego ciało chciało zadziałać instynktownie ale walczył sam ze sobą z całych sił.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 kwie 2018, o 21:21

Nie miała nic przeciwko temu, by ją objął, bo w końcu mieli spróbować naprawić to wszystko, co posypało się im przez ostatnie dni. Przysunęła się nawet bliżej, żeby mu to ułatwić. Wciąż jednak nie siedziała tak naturalnie, jak zawsze. Coś było nie tak. Może to ta niezręczność, która jeszcze pewnie przez jakiś czas będzie im przeszkadzać w codziennym funkcjonowaniu, nawet jeśli stopniowo będą uczyć się żyć obok siebie.
- Watson, chodź - zawołała kota, klepiąc w siedzisko kanapy. Czarne zwierzę znalazło się przy niej chwile później, od razu zabierając się za ugniatanie zwiniętego koca. Wade nie posprzątała go, bo nie miała kiedy, odkąd wstała była dość zaabsorbowana. Teraz złożyłaby go pewnie, gdyby nie fakt, że ktoś już się tym kocem zainteresował.
- Rosja nie, błagam - zaśmiała się. - Do Japonii mogę polecieć, ale nie chcę tam mieszkać. Jestem na to za wysoka, czułabym się dziwnie. Nie wspominając o tobie.
Upiła łyka kawy, przyglądając się, jak powoli przesuwa propozycje mieszkań. Trudno było wybrać jakieś, gdy nie wiedziało się, dokąd tak naprawdę chcą się udać. Prawda, mogli przeprowadzić się tam, gdzie znajdą ładny, duży dom, czy wygodne, ciche mieszkanie poza miastem. Dostosować się do tego, co extranet rzuci im jako pierwszą sensowną propozycję. Ale czy to było dobre rozwiązanie?
- A nie lepiej będzie, jak po prostu zamieszkamy gdzieś pod Londynem? Będziesz miał blisko do rodziny i blisko do... pracy, jeśli można tak to nazwać. Nie chciałbyś wrócić bliżej ich wszystkich? Móc odwiedzić Emily i mamę, jak będziesz potrzebował? - spytała. - Dla mnie to nie ma znaczenia, bo i tak nie mam nikogo, z kim chciałabym teraz utrzymać kontakt. Nikogo z Cerberusa, na pewno. Sam musisz podjąć tę decyzję, Charles. Nie patrz na mnie. Teraz to nie ty będziesz pomieszkiwał w moim apartamencie, tylko znajdziesz coś swojego, a ja podczepię się pod ciebie, ze swoim kotem. To twój wybór.
Pokręciła głową, nie zamierzając się wypowiadać na ten temat. Pewnie, dobrze wspominali Islandię, dobrze wspominali też Japonię i komórkę na Omedze, ale to nie przez miejsce, w jakim się znajdowali, a przez fakt, że spędzali tam czas tylko we dwoje. To było dość jasne i Aya też musiała to wiedzieć. Upiła łyka kawy, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Chciałabym mieć ogród. Chociaż kawałek trawnika, na który da się wyjść. Nie mówię o takim, jaki ma Emily, ale... rozumiesz. Albo duży taras - uśmiechnęła się lekko. - Chciałabym, żeby koty mogły... żeby Watson nie musiał siedzieć w zamknięciu. Jak teraz, albo jak na stacji.
Pogłaskała kota, na moment przenosząc na niego wzrok z listy mieszkań.
- Może chciałbyś zobaczyć restaurację, zanim ją sprzedamy? Nie pamiętam wiele, ale pamiętam ile pracy włożyłam w to, żeby wyglądała lepiej. Nawet jeśli dla ciebie na dłuższą metę to nie ma znaczenia, chętnie ci się pochwalę. Pierwszy raz malowałam wnętrze. Zazwyczaj miałam od tego ludzi.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 kwie 2018, o 22:17

Uśmiechnął się lekko i wziął ją pod ramię. Teraz naprawdę było tak jak zawsze. Mógł poczuć jak jej klatka piersiowa delikatnie się unosi i opada. Jak jej małe ciało przylega do jego. Nie spodziewał się, że będzie mu, aż tak tego brakować. Może wciąż nie mogli sobie pozwolić na zbyt wiele ale było to już coś więcej niż dosłownie godzinę temu.
Spojrzał jak kot wskakuje na kanapy jakby nigdy nic. Jak zawsze idealnie maskował się przez swoją czerń w kocu, który de facto też był czarny. Sam pewnie by go pogłaskał gdyby nie był zbyt zajęty głaskaniem kobiety siedzącej obok. Gdyby teraz na nich spojrzeć to można byłoby uznać, że nic się w sumie nie wydarzyło.
- Za bardzo byśmy się wyróżniali z tłumu, racja. – Zastanowił się chwilę nad czymś i westchnął. – Chociaż ja wszędzie będę się wyróżniał, a w jakimś slumsach nie chce mieszkać.
Niestety jego wygląd sprawiał, że jego osoba mogłaby pasować do najgorszych miejsc na Ziemi. Może jakaś Favela w Brazyli albo najgorsze slumsy gdzieś Chinach. No tam już na pewno byłoby cudownie. Pewnie musiałby codziennie ranno wychodząc po bułki walczyć o życie jak w więzieniu. Mogliby z Ayą spełniać swoje mordercze instynkty, kiedy by tylko chcieli. Chociaż nie. To byłby idiotyczny pomysł. Żadnych slumsów. Nigdy.
- To może Irlandia? Tam chyba dalej jest dużo pól, ewentualnie Szkocja. Chyba tam byśmy się, aż tak nie wyróżniali, a przynajmniej ja. – Parsknął śmiechem. – Wiesz nosiłbym kilt, grał na dudach i raz do roku turniej rzucania kłodą. To jest myśl.
Pokręcił głową. Jednak to jej kolejne słowa wywołały w nim pewnego rodzaju trochę większe zmartwienie ze swoim wyborem do zamieszkania. Na początku nie podchodził do tego zbyt poważnie. Ot wybranie nowego miejsca, gdzie zaczęli by swoje życie. Dom stracił już dawno, wiec i sama definicja tego czym jest „dom” bardzo się rozmyła w jego życiu. Przyglądał się jej, kiedy mówiła o tym czego by chciała. To dało się spełnić. I nawet chyba widział wcześniej ofertę, która mogłaby się jej spodobać.
- Poczekaj chyba widziałem coś co może ci się spodobać.
Cofnął się o kilka stron do tyłu. Było to mały domek położony gdzieś w Montanie. Znajdował się nad rzeką, która wyglądała na krystalicznie czystą. Otaczały go pokryte lasem wzniesienia, a gdzieś w tle wyłania się sylwetka gór. Ogród może nie był największy ale jeśli popracować trochę nad nim to mogliby na pewno go upiększyć i powiększyć. Sam dom był dość klasyczny, a nawet rustykalny. Na swój sposób przypominał ten na Islandii ale był większy. W środku wydawał się być bardziej nowoczesny.
- Co o tym myślisz? Moglibyśmy sobie tam ułożyć życie. Nie wiem. Jakoś tak sobie wyobrażałem właśnie miejsce gdzie moglibyśmy sie udać ale bałem się, że uznasz mnie za amerykańskiego wieśniaka.
Westchnął cicho. Odpalił w końcu papierosa ale trzymał go na tyle daleko by dym nie leciał w jej stronę. Słysząc o pomyśle aby zobaczyć restaurację skinął głową z zadowoleniem.
- Chętnie, moglibyśmy z niej też coś zabrać do nowego domu. Jakąś pamiątkę czy coś.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 kwie 2018, o 22:44

Roześmiała się szczerze, gdy przedstawił jej swoją wizję mieszkania w Szkocji.
- Turniej rzucania kłodą brzmi wspaniale. Kilt jeszcze lepiej - przeniosła wzrok na niego, przesuwając spojrzeniem wzdłuż jego siedzącej tak blisko sylwetki. Może usiłowała wyobrazić sobie go w klasycznym szkockim wdzianku. Striker grający na dudach to było coś absolutnie absurdalnego, ale przynajmniej śmiała się znów. - A ja co, mam się zajmować tymi włochatymi krowami? Nigdy nie wypasałam bydła. Nie wiem, czy się odnajdę.
Widząc ofertę, którą znalazł, przez długą chwilę przyglądała się opisowi, po chwili namysłu przerzucając projekt na holograficzny wyświetlacz i otwierając go przed nimi. Model 3D domu wyświetlił się im przed nosem, a Wade obróciła go w powietrzu dłonią. Milczała, zapatrzona w to, co przedstawiała oferta. To wszystko wyglądało pięknie, ale wciąż nierealnie. Sprawdziła cenę, nie komentując jej. Widocznie nie robiła ona na niej większego wrażenia. Apartament, który miała obecnie, na pewno był wart wiele, biorąc pod uwagę standard wyposażenia, a do tego umiejscowienie w jednej z najbardziej zaludnionych dzielnic miasta. Do tego dochodziły kredyty z restauracji i spadek, jaki dostał się jej po Burelu - który zapewne miał wrócić do Cerberusa jako środki uzyskane na misji, tylko przypadkiem wszystko wyszło nie tak, jak sobie Clain planowała.
- Jeszcze wczoraj wyśmiałabym kogoś, kto powiedziałby mi, że będę zastanawiała dokąd się z tobą przeprowadzić. Po wszystkim, czego się dowiedziałeś, byłam przekonana, że jedyne, czego będę mogła się spodziewać z twojej strony, to pogarda i niechęć - powiedziała w końcu cicho. Otworzyła rzut parteru, sprawdzając ilość pomieszczeń, a potem zerknęła na poddasze. To nie był duży dom, ale wystarczający dla nich dwojga. Aż nadto.
- Na stacji myślałam, że mam duże kwatery - oparła głowę o jego ramię, wbijając wzrok gdzieś w nieokreślony punkt w oddali. - To był jeden pokój, z sypialnią i łazienką. Potem przenieśli mnie do jakiejś kawalerki, a potem Burel kupił mi to. Nie pamiętałam stacji, oczywiście, ale wciąż wydawało mi się to szokująco przestronne, w porównaniu do tego, co pamiętałam. A teraz pokazujesz mi dom. Nie wiem. Jest piękny, ale nie wiem.
Parsknęła cicho śmiechem, podnosząc głowę, by z powrotem na niego spojrzeć.
- Nie mam teraz żadnego dowodu na to, że nim nie jesteś - stwierdziła. - Z tamtego lokalu nie ma co zabrać. Sprzęty do malowania, co najwyżej. Brudny stołek i nie wiem, możesz wyrwać tę drewnianą rurę z kontuaru. Pusto tam jest.
Przeniosła wzrok ponownie na holograficzny model i zamknęła go.
- Chyba nas na to nie stać - mogła mieć rację. Charles wcale nie miał setek tysięcy kredytów, które mógł wydać na dom, a ona sama mogła nie mieć wystarczająco wiele, albo nie chcieć wydać wszystkiego. - Może na wynajem. Nie wiem. A Emily z tym swoim... mężem... - nie pamiętała imienia. - Oni nie mają jakiegoś domu, którym moglibyśmy się dla niej zaopiekować? Mówiła że ma kilka miejsc na Ziemi i apartament na Cytadeli. Gdybyśmy się z nią dogadali, nie byłoby ryzyka, że... że poznasz mnie lepiej i... no rozumiesz. Nie chcę kupować domu. Nie teraz. Za wcześnie. Rozmawiamy ze sobą normalnie od piętnastu minut. To za mało. Może to jest jakieś rozwiązanie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 kwie 2018, o 23:17

Uderzył ją znowu lekko w tył głowy jak to miał w zwyczaju, kiedy uważał, że gada głupoty. Przecież mieli już skończyć z tym tematem. Mieli już nie rozmawiać na ten temat. Przecież on mógł powiedzieć to samo. Gdyby, ktoś mu powiedział, że będzie sobie teraz układał sobie życie z kobietą swojego życia, zamiast teraz upijać się do nieprzytomności po tym jak ją zabił.
- No popatrz. A dostałaś miłość i akceptację.
Spojrzał na nią lekko ironicznym spojrzeniem. On też jakby się trochę zmienił przez te wszystkie wydarzenia. Był troszeczkę bardziej otwarty, a co za tym szło w jakiś sposób trochę łatwiej było mu wyrażać swoje zdanie na tematu sytuacji. Może też po prostu to, że mógł z siebie wszystko wyrzucić doprowadziło do takiej zmiany w charakterze. Często był spięty i zawsze długo się zastanawiał za nim coś powiedział lub zrobił. Teraz nagle zaczął ją traktować jak osobę z którą mógł rozmawiać o wszystkim i mówić wszystko wprost.
- Mój pokój w Rosenkovie wyglądał jak cela. Prycza, szafka i mały komputer zawsze z wytycznymi. No i łazienka, która miała może z metr kwadratowy? Chcieli ją dla mnie powiększyć ale nie było jak. – Westchnął znowu głaszcząc ją po włosach. – Może dlatego tak łatwo było mi się odnaleźć w więzieniu. Nie miałem tylko komputera ale reszta była bardzo podobna. – Przeniósł wzrok na nią. – To nieźle was tam Cerberus rozpieszczał.
Nie wiedział zbytnio co powiedzieć, kiedy nie była pewna tego następnego kroku. On sam zresztą nie był też tak pewny. To była bardzo duża decyzja, a oni nie znali się już tak jak wcześniej. Biorąc po uwagę, że ich wcześniejsza relacja eskalowała ze zwykłego romansu w poważny związek w kilka tygodni to na pewno łatwiej byłoby im podjąć taką decyzję. Teraz poznawali się na nowo więc rozumiał jej obawy.
- Coś się wymyśli.
Uśmiechnął się lekko. Chciał zobaczyć lokal, którego wcześniej nie widział nawet na oczy. Zastanawiał się jak dużo Aya włożyła w niego pracy. To miał być przecież prezent dla niego, który potem miał zamienić się w jej biuro. Ewentualnie restauracje z biurem, gdyby Charles uznał, że już go nie bawi to latanie po kosmosie i wykonywanie poleceniem.
Miała rację. Nie było ich stać. Były jeszcze inne tańsze opcje w podobnym regionie ale wymagałoby to od nich dużo pracy aby doprowadzić to miejsce do jako takiego stanu używalności. Za to jej pomysł aby poprosić jego siostrę o pomoc było dość bolesne. Dopiero co wrócił. Nie chciał robić im problemów. Teraz miał niby pobiec do najmłodszej siostry i poprosić ją o to aby mu udostępniła jakieś mieszkanie? Nie wiedział za bardzo jak to skomentować.
- Mówiła. Pewnie by ją to ucieszyło. Tak mi się wydaje. Jakby nie patrzeć od kiedy wróciłem to chciałam mnie trzymać blisko. Jeśli bym ją poprosił to zgodziłaby się bez zastanowienia. – Westchnął cicho. Mógł spróbować. Najwyżej wyjdzie na sępa ale raczej gorszej opinii niż Daryl mieć u niej nie będzie.
Wypuścił powoli powietrze z płuc. Trochę zmarkotniał ale też rozumiał skąd jej powątpiewania. Miała rację. Nie wiedział, czy wszystko będzie wyglądać tak idealnie jak, kiedyś. To było tylko piętnaście minut, a nie piętnaście tygodni. To było oczywiste, że chciał mieszkać razem z nią ale co miał niby zrobić? Zmusić ją do wydania pieniędzy na mieszkanie z którego on się wyprowadzi bo nagle się okażę, że wcale do siebie nie pasują?
- Może masz rację. Powinniśmy to bardziej przemyśleć. Możemy na razie wspólnie gdzieś pomieszkać, a potem zastanowić się nad wspólnym mieszkaniem na stałe.

Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 kwie 2018, o 00:11

Złapała się za tył głowy, spoglądając na Charlesa z oburzeniem, ale w jej oczach błyszczało rozbawienie. Wyraźnie zupełnie się tego nie spodziewała. Fakt, że mężczyzna miał to w zwyczaju, z jakiegoś powodu musiał należeć do tych wspomnień, które zniknęły. Póki co nie miało to żadnego ładu i składu, żadnego logicznego sensu, dlaczego niektóre rzeczy doskonale pamiętała, a innych wcale.
- Czy ty mnie właśnie walnąłeś? - spytała z niedowierzaniem. - Domagam się przynajmniej odrobiny szacunku. I przeprosin. Czekam.
Uniosła brwi i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, przyglądając się Strikerowi i z trudem utrzymując powagę. Może Aya nie była tak poważną i stoicką osobą, jaką była Wade. Może żartowała i uśmiechała się częściej, może miała więcej do powiedzenia, bo jej emocje nie były teraz w końcu tłumione. Potrafiła łatwiej się wściec, ale i łatwiej się roześmiać. A kto wie, czy nie będzie też teraz mocniej kochać.
- Tak czy inaczej powinniśmy się stąd wynieść na dniach - podsumowała jeszcze, całą decyzję składając na barki Charlesa. Ona zamierzała się dostosować, bo tak samo jak on te kilka miesięcy wcześniej, nie miała teraz żadnych planów w stosunku do swojego dalszego życia.
Opuściła ręce, wciąż przyglądając się Charlesowi. Jej wzrok od rana był świdrujący, do tego stopnia, że mężczyzna miał prawo czuć się niekomfortowo. Ale z drugiej strony on też się jej przyglądał - trudno było nie zauważyć, jak taksuje wzrokiem jej sylwetkę, jak z trudem odrywa od niej swoje spojrzenie, a jeszcze trudniej dłonie. Łączyło ich znacznie więcej, niż tylko rozmowy, w których mogli powiedzieć sobie nawzajem więcej, niż komukolwiek innemu. To sprawiało, że stawali się dla siebie kimś więcej, niż tylko kochankami, jakich mogli mieć wielu, ale z drugiej strony nimi też kiedyś byli. I ta myśl nie dawała spokoju żadnemu z nich.
W końcu kobieta spoważniała, zbyt sfrustrowana tym trwaniem w zawieszeniu, by móc dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Z głową uniesioną do Charlesa, przyglądając mu się z bliska, wyciągnęła do niego rękę i tak samo jak w Japonii, przesunęła opuszkami palców po jego bliźnie, a potem po tatuażach na szyi.
- Chciałabym sobie coś przypomnieć - powtórzyła słowo w słowo to, co powiedziała do niego w podziemiach kliniki na Illium. Wtedy nie skończyło się to najlepiej, wtedy jednak kąciki jej ust nie unosiły się w niepewnym uśmiechu, a ręce trzymała przy sobie. - Jeśli mogę.
W Sanctum obdarzyła go tylko krótkim, nieśmiałym pocałunkiem, potrzebując go z niewiadomego powodu. Gdy on odwzajemnił go żarliwie, prawie uciekła. W tej chwili było trochę inaczej. Przyciągnęła go do siebie delikatnie i choć w jej gestach wciąż była niepewność, bo przecież nie wiedziała czego może się po nim teraz spodziewać, to mimo to pocałowała go w końcu. Ostrożnie, jakby obawiała się, że ją odepchnie.
Dokładnie w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 kwie 2018, o 08:06

Zaśmiał się cicho widząc jej reakcje. Podobnie zresztą było klinice, kiedy zapomniała zabrać jednemu za strażników generator tarcz. Jej zachowanie było inne ale mu nie przeszkadzało. Zastanawiał się czy może, dzięki temu on sam też będzie potrafił chociaż trochę się zmienić na lepsze. Może wcześniej jego spokój i tłumienie emocji nie było najlepszym rozwiązaniem? Przykładem chyba zresztą byłą rozmowa tego poranka.
- Upiekę ci potem jakieś ciasto. Może to, którym cię poczęstowałem na Cytadeli. – Uśmiechnął się do niej. – Możesz tego nie pamiętać ale to może dobrze. Mówiłaś, że był przepyszny więc może będziesz mieć szansę spróbować go na nowo.
Chyba tylko tego jej zazdrościł w tej całej sytuacji. Mogła zapomnieć o wszystkim co jadła, kiedy była Sonyą. Mogła spróbować naprawdę wiele pysznych rzeczy przyrządzonych przez Strikera ale także tych, które jedli na swoich wyjazdach. Wiedział jak bardzo to było głupie ale wciąż gotowanie przez długi okres czasu było jego bezpieczną przystanią, dzięki której zachowywał trzeźwość umysłu.
Skinął do niej głową. Miała rację. Mieli kilka rozwiązań tej sytuacji ale prędzej czy później jedną z nich będą musieli wybrać. Nie mogli tutaj zostać zbyt długo. Charles miał tylko miesiąc żeby przecież w jakiś sposób doprowadzić swoje życie do stanu stabilności. To było dużo czasu ale wciąż lepiej było załatwić to wszystko już teraz niż czekać z tym wszystkim na potem.
- Podzwonię dzisiaj, a jak nie to wynajmę gdzieś po prostu mieszkanie. Nie ma co z tym zwlekać.
Spojrzał na chwilę na nią i kolejny raz zobaczył jak mu się przygląda. Bez żadnej krępacji. Po prostu na niego patrzyła jakby miała go przeszyć wzrokiem. Przestał ją głaskać po włosach samemu też się zastawiając się czy czeka go kolejne stracie czy może tym razem chodzi o coś całkowicie innego.
Kiedy jej dłonie dotknęły jego twarzy po raz pierwszy poczuł się chyba jak pieprzony nastolatek na pierwszej randce. Na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie ale innego rodzaju niż wcześniej. Nie za bardzo po prostu wiedział co ma zrobić. Jakby dosłownie zapomniał jak to jest być w związku. Dziwić się mu też nie można było. Przecież po wydarzeniach w Sanctum sam już nie wiedział czy pocałunki to coś dobre czy nie. To nie było już dotknięcie ustami policzka.
- Tak…- przez chwilę się zawahał skrępowany ale szybko się poprawił. – Tak możesz.
Teraz czuł się wyjątkowo zawstydzony swoją własną nieporadnością. Prawie trzydziestoletni facet, a zachowuje się jak prawiczek, który nigdy nie miał dziewczyny. Kiedy przyciągnęła go do siebie i pocałowała nagle coś przypomniało mu się w jego umyśle. Odwzajemnił pocałunek i był przy tym bardzo delikatny. Przypominało to trochę sytuację z domu Emily, kiedy musieli być bardzo ostrożni przy każdym swoim ruchu. Jego dłoń wylądowała na jej policzku głaszcząc ją jak zawsze. Teraz znowu wszystko było inne.
Nie przejmował się pukaniem do drzwi. Kontynuował to co robili. Nie chciał przestawać. Chciał, żeby przypomniała sobie wszystko. Wiedział jednak, że to tylko marzenia. Czekała ich jeszcze długa praca przy odbudowie tego związku.
Jednak jeśli ktoś zacząłby się dobijać do drzwi, zamierzał przestać niezadowolony i sprawdzić kto przyszedł. Po drodze oczywiście zabierając pistolet. Mimo wszystko mogli spodziewać się każdego. Po drugiej stronie drzwi. Póki jednak co, jeśli osoba, która do nich przyszła to był może listonosz czy koleś z dołu. To nie zamierzał przestawać.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 kwie 2018, o 08:50

Tym razem nie wycofała się od razu, żałując swojej decyzji. Nie spieszyło im się nigdzie, Aya była delikatna i ostrożna, jakby obawiała się, że coś może pójść nie tak. Ale nic nie poszło nie tak. Jak tylko Charles przesunął dłonią po jej policzku, kobieta westchnęła cicho, przysuwając się do niego bliżej. Każda kolejna chwila, każdy gest sprawiał, że wszystko zaczynało wracać do stanu, w jakim było przed wyjazdem Charlesa na misję. Może tylko tego potrzebowali, sprawdzenia się w bliskości, która przecież była wcześniej istotną częścią ich związku.
- Co? - spytała nieprzytomnie Aya, gdy Striker odsunął się od niej i wstał, by sprawdzić, kto się do nich dobija. Chyba nie zauważyła wcześniej, że ktokolwiek puka. Uderzanie stawało się jednak z chwili na chwilę coraz bardziej uporczywe, jakby ktoś na zewnątrz nie zamierzał odpuścić, albo doskonale wiedział, że są w środku. - Ktoś do ciebie?
Ona nie spodziewała się gości, a Przymierze podobno obserwowało budynek, by zapewnić im bezpieczeństwo. Przynajmniej tak się umawiali. Aya podniosła się z kanapy i ruszyła za Charlesem, opierając się ramieniem o ścianę za nim, podczas gdy on otwierał drzwi.
Na korytarzu, naturalnie, stał Jed. Na widok Strikera jego twarz wykrzywiła się w wyrazie wściekłości, który zelżał trochę, gdy spostrzegł znajomą kobietę za plecami znienawidzonego człowieka. Dłoń trzymał opartą o pistolet, zaczepiony na biodrze, jakby spodziewał się wszystkiego w tym mieszkaniu. I gdy zobaczył w nim Charlesa, wcale tej dłoni z broni nie zdjął.
- Recepcjonistka powiedziała mi, że wróciłaś - powiedział, robiąc jeden krok do środka, ale ktoś stał mu na drodze, więc nie mógł go tak po prostu wyminąć i wejść. - Widziałem jak to mieszkanie wyglądało, Sonya, nie wiedziałem czy jeszcze żyjesz, boże. I nadal siedzisz tu z nim? Po tym wszystkim, co na ciebie ściągnął?
Hatake przyglądała mu się z bliżej nieokreśloną miną. Chyba usiłowała przypomnieć sobie kim był i jakie miała z nim powiązania. Wspomnienia w końcu powoli zaczęły zajmować swoje miejsca w jej umyśle. Niezręczność była jednak wyczuwalna, zwłaszcza biorąc pod uwagę z jaką niepewnością i konsternacją wpatrywała się w Jeda.
- Wszystko okej? Sonya? Coś ci zrobił? - rzucił wściekłe spojrzenie na Strikera. - Mogę poprosić, żeby wezwali policję.
- Nie, daj spokój... - odezwała się, sfrustrowana, chcąc pewnie zakończyć to zdanie jego imieniem, ale nie potrafiła sobie go przypomnieć. - Nic mi nie jest. A Charles jest tu mile widziany i zawsze będzie.
- On jest psychopatą. Trzyma cię tu wbrew twojej woli? Sonya, martwię się o ciebie. Nie musisz z nim tu siedzieć. Możesz zejść do mnie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 kwie 2018, o 18:46

On też zresztą nie był lepszy. Też był niepewny, kiedy przekroczy tą cienką granicę pomiędzy tym co była wstanie znieść, a co nagle byłoby przytłaczający. Zachowywali się więc trochę jak świeżo co zaczynająca związek para gdzie każdy ruch był lekko niezręczny ale przepełniony trudnym do opisania bliskości. Szczególnie, później, kiedy nagle byli już wyjątkowo blisko siebie. Nawet jego dłonie z czystego przyzwyczajenia przenosiły się na jej plecy, aby później jak zawsze przesadzić ją na swoje kolana. No i pewnie tak by zrobił ale pukanie, które przemieniły się w walenie w drzwi sprawiły, że nie mógł tej sprawy olać. Szczególnie, jeśli ten ktoś zamierzał tak uderzać przez cały kurwa dzień.
Bardzo niechętnie się od niej odsunął. Widać było, że był wyjątkowo niezadowolony z obrotu sytuacji. Chyba, każdy byłby niezadowolony widząc jak ukochana osoba robi ten wyraz twarzy, kiedy zaczynała już odpływać, a krew szybciej pulsowała w organizmie.
- Możliwe.
Po drodze zgarnął pistolet z sypialni. Tak na wszelki wypadek. Wolał od razu wpakować komuś kulkę w głowę niż przeciwnik zdąży to zrobić jemu. Przecież nie nosił przy sobie generatora tarcz dwadzieścia cztery godziny na dobę. Otworzył powoli drzwi, i w momencie, kiedy dojrzał Jeda zaczął je powoli zamykać. Dosłownie przed jego twarzą z wyrazem, który mówił dość wyraźnie, że nie jest to najlepszy moment na wizyty towarzyskie. Gdyby nie to, że ten od razu postanowił zablokować drzwi swoją pomniejszą osobą to idealnie drzwi zamknęły by mu się przed twarzą. Strikera jednak niepokoił trochę pistolet tego karypla. Nie wiedział czy go zdąży użyć, czy ten po prostu się bał go, aż tak bardzo, że postanowił sobie sprawić broń.
Spojrzał na Aya z nieodgadnionym wyrazem twarzy ale mogła w jego oczach wychwycić tą pewną nutkę irytacji. Nie dość, że mieli swoje problemu to jeszcze musieli się użerać w zauroczonym królem obrabiania pancerzy. Świetnie. Jakim cudem Przymierze nic nie zrobiło z uzbrojonym karłem? Gdy się jednak nad tym zastanowił to na ich miejscu też by go puścił. Szansa, że coś mu zrobi była dość niska. Zanim zdąży wyciągnąć broń to Striker zdąż mu już przestrzelić kolana.
- Mówiłem ci Aya, żebyś przestała wciągać cywilów w sprawy wojska. – Zaczął i jego głos nie brzmiał już agresywnie. Można było w nim wyczuć za to naprawdę dużo irytacji. - Nie ma sensu już tego ukrywać skoro już jest po wszystkim. Komandor Aya Hatake zajmowała się misją mająca na celu rozpracowanie działań Cerberusa w Kassa Fabrication po tym jak nasze śledztwo wykazało, że Zane Burel znany bardziej jako Claude Simmard był zamieszany w kilka nieprzyjemnych interesów związanych z tą organizacją oraz miał mocno szemraną przeszłość.
Jego ton głosu też się zmienił. Mówił to poważnie, jak żołnierz. Nie jak dosłownie dwa dni wcześniej, kiedy groził mu, że odstrzeli mu głowę. Teraz brzmiał jak ktoś, kto naprawdę był kimś postawionym w wojsku, a jego wygląd świadczył, że mogło w tym wszystkim być wyjątkowo dużo prawdy. Szczególnie, że kiedy ostatni raz się widzieli przylecieli promem Przymierza do tego z Darylem, który nosił ich pancerz.
- My chyba nigdy nie byliśmy sobie przedstawieni tak ja powinno. Major Charles Striker wojska Przymierza, piąty batalion oddziałów specjalnych. A, teraz masz 30 sekund zanim powiadomię chłopaków zabezpieczających tą lokalizacją aby usunęli cię stąd w trybie natychmiastowym ponieważ utrudniasz działania wojsk. Może tydzień w areszcie wojskowym nauczy cię nie wpychać nosa w nie swoje sprawy. Mam nadzieje, że tym razem zrozumieliśmy się dość wyraźnie.
Spojrzał na Ayę karcącym wzrokiem, chociaż w jego oczach można było zauważyć, że ta sytuacja go bardziej bawi niż powinna. Potem znowu na niego ale tym razem w jego oczach trudno było doszukać się tego jaką wielka rozrywką jest mały Jed.
- Zresztą i tak to nie ma znaczenie bo ta kryjówka jest już spalona, więc się stąd zbieramy. Mam też nadzieję, że wyjaśniłem już wszystko co chciałbyś wiedzieć.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 kwie 2018, o 19:16

Jed z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej zagubiony i pod koniec monologu Charlesa już całkiem nie wiedział, co się dzieje. Patrzył na niego z lekko otwartymi ustami, usiłując jakoś połączyć fakty. Gdy Striker nazwał znajomą mu Sonyę innym umieniem, mężczyzna cofnął się o krok, na moment odsuwając też dłoń od swojego pistoletu. Był całkowicie skonsternowany i zagubiony w sytuacji, która teraz jeszcze bardziej wymknęła mu się spod kontroli, o ile kiedykolwiek w ogóle tę kontrolę miał. Chyba wyłącznie wtedy, gdy Charlesa nie było w Montrealu i to on pomagał Wade remontować restaurację.
- To prawda, Sonya? - spytał.
- Aya - poprawiła go. - Tak. Przepraszam. Powinnam była powiedzieć ci wcześniej.
Chłopak podrapał się w głowę i przeniósł wzrok na Strikera. Pewnie zastanawiał się, czy mówił mu prawdę, czy kłamał. Widać było, że wcale nie chce zostawiać tutaj kobiety w towarzystwie człowieka, którego tak bardzo nienawidził. Czy musiał to zrobić? Chyba tak, nie miał wyjścia.
- To dlatego tu było tyle wojskowych przedwczoraj? - połączył fakty.
Zaczynał wyglądać, jakby ktoś z niego spuścił powietrze. Kobieta, którą znał od dłuższego czasu i którą darzył sporym zaufaniem, a może i nawet jakimś kiełkującym uczuciem, okazywała się kimś innym, nie tłumaczem pracującym dla Kassy i wykonującym na boku małe, mniej lub bardziej bojowe zlecenia.
- A co z tym lokalem, który malowaliśmy? - spytał, rozkładając ręce. - Nie miałaś w nim robić biura?
- Ten lokal też był do posprzątania po wydarzeniach, o których nie mogę ci opowiedzieć - odparła Aya, szybko dopasowując się do wymyślonej przez Strikera historii. - Teraz pójdzie na sprzedaż.
- Ale... mówiłaś, że...
- Przykro mi.
Hatake skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i nie powiedziała nic więcej, odwzajemniając spojrzenie Jeda, który wyglądał teraz jak zbity pies. Ona ewidentnie nadal usiłowała przypomnieć sobie imię mężczyzny, z którym miała dość często styczność przez ostatnie miesiące. Bezskutecznie.
- Będzie mi ciebie brakować - powiedział cicho jej sąsiad z dołu, zupełnie nie przejmując się stojącym tuż obok Charlesem. Biorąc pod uwagę, że przedstawił ich jako żołnierzy Przymierza, nie powiedział nic o tym, czy są parą, czy nie, więc Jed wyciągnął swoje wnioski. Ich związek z pewnością był przykrywką, tak samo jak jej imię i nazwisko. Bo przecież nie byłaby ze Strikerem z własnej woli, prawda?

Wróć do „Ziemia”