Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

[KANADA] Montreal

8 paź 2017, o 20:35

I został sam. Dokładnie tak jak chciał. Czy jednak właśnie tego chciał? Tej całe samotności? Może to jednak nie o nią chodziło, a to jak zareagowała. Wystraszyła się go. Ponownie. Był przyzwyczajony do tego, że ludzie się go bali, jednak to jej reakcja jak zawsze zadziałała na niego inaczej. Wiedział, że to przez to, że dał się jej do siebie zbliżyć, chociaż bardziej pasuje tutaj to, że się przed nią otworzył.
Rozsiadł się z papierosem na kanapie. Nagle wszystkie te depresyjne głosy zniknęły, zaczął przemawiać do niego rozsądek. Mówił mu, żeby przestał zachowywać się jakby już nie żył i wziął się za siebie. Jeśli udało mu się przetrwać tak długo to musiał być jakiś powód. Nie mógł się poddawać, tym bardziej mentalnie. Zaciągnął się kolejny raz. Musiał wyjść do ludzi. Musiał się jakoś komunikować. Był blisko szaleństwa, ale nigdy jeszcze tej granicy nie przeszedł, ze względu na to, że wciąż próbował być człowiekiem.
Zebrał się z kanapy i zaczął zbierać resztę kubka. Nie zamierzał potem wejść w kawałek szkła i pierdolić się z raną na stopie przez najbliższe kilka dni. Było kilka miejsc, w które nigdy nie chciał być ranny, jednym z takich miejsc były stopy. Wyobraźcie sobie, kiedy musicie maszerować kilka dni, a w twojej stopie jest kawałek jakiegoś gówna, które przypomina o sobie z każdym krokiem. Wystarczyło mu, że miał takie gówno już w swoim mózgu.
Posprzątał wszystko, trzymając okruszki szkła w swojej ręce. Były na tyle duże, ze zmieściłby tam jeszcze dodatkowe 3 kubki. Nawet kot mu przestał przeszkadzać, kiedy odzyskał trzeźwość umysłu. Kolejny raz reakcja innej osoby sprowadziła go do normalności. Dlatego właśnie przebywanie samemu wpływało na niego tak bardzo auto-destrukcyjnie.
Chciał poprawić swoje życie. Żeby nie musiał żyć w bagnie PTSD, wrócić do normalności, znaleźć sobie bliskich ludzi. Niestety, każda ta próba była torpedowana przez niego samego. Teraz walczył ze sobą by w końcu to zrobić, uznać, że nadszedł moment, w który musi przestać być zamkniętym w sobie egoistycznym gnojem, dla którego najlepszym rozwiązaniem byłaby własna śmierć.
Wyszedł w końcu z pokoju. Wyglądało to dość dziwnie, kiedy jedną rękę miał przed sobą ze szkłem. Raczej nie był to dość normalny widok, szczególnie przy jego wyglądzie. Ogromny typ bawiący się w sprzątaczkę. Jakby nie patrzeć przy jego rozmiarach, każda rzecz, którą robił wyglądała komicznie. Szczególnie zwykłe rzeczy. Korzystanie z małych przedmiotów, sprzątanie, gotowanie czy cokolwiek, co nie pasowało do stereotypu żołnierza.
- Gdzie jest kosz?
Spytał. Głos miał już normalny, jednak dalej wyglądał jakby ktoś mu właśnie złamał serce. Taki już jego los. Wielkiego nieszczęśliwego niedźwiedzia. Smutna parodia Osiołka z Kubusia Puchatka w prawdziwym życiu.
- Słuchaj. – Przejechał dłonią po głowie. Zawsze tak robił, kiedy coś go stresowało. – Nie chciałem cię przestraszyć. Jeśli, jeśli mógłbym prosić o jedną rzecz. – Zatrzymał się na chwilę. – Gdybyś. Gdybyś po prostu przestała się mnie bać.
Westchnął głośno. Każde słowo, wypowiadał z pewną dozą smutku. Zazwyczaj nie był zbyt rozgadanym człowiekiem,więc wszystko, co mówił zazwyczaj płynęło prosto z jego racjonalności lub prosto z serca. Od, kiedy wyszedł z więzienia przestał już odgrywać różne role, nawet już mu to nie wychodziło. Teraz po prostu starał się unikać niektórych tematów lub odpowiadać szczerze.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

8 paź 2017, o 22:14

Gdy Charles wyszedł w końcu z gabinetu, Wade nadal rozmawiała z kimś przez terminal. Na holograficznym wyświetlaczu widać było kobietę, na pewno od niej starszą, z blond włosami związanymi w ciasnego koka. Sonya nawet nie zauważyła, że coś się zmieniło, zajęta opowiadaniem o tym, jak ledwo wróciła do domu, a Watson stłukł jej kubek i że zaraz zabije oba koty i tyle z tego będzie. Dopiero jej rozmówczyni zwróciła uwagę na Strikera, dziwiąc się, że Wade nie jest sama.
- W tej szafce na środku - odparła, odwracając się na chwilę od terminala. - Kopnij lekko, otworzy się sam. Tylko lekko - podkreśliła. - Tak, to mój... znajomy. Nocuje u mnie dziś. Jutro lecę dalej, więc właśnie po to dzwonię, Mia. Nie wiem, kiedy wrócę, bo w sumie lecę do Japonii i chcę skorzystać z tej okazji, zobaczyć kilka miejsc.
- To na ile w końcu lecisz? I co to za facet? - spytała Mia, mało subtelnie, choć przecież wiedziała, że facet może ją usłyszeć. - Chcesz, żebym przychodziła do kotów, co?
- Jakbyś mogła, będę wdzięczna. Myślę że nie więcej jak tydzień. Dam ci znać, jak będę wracać, ale jakbyś mogła zajrzeć do nich raz dziennie po drodze, to by było super. Odwdzięczę się tak jak zawsze.
- A co z nim? Razem lecicie, co?
- Mia, błagam, nie mogę teraz rozmawiać.
- No widzę - zdążyła rzucić kobieta, zanim Wade się rozłączyła i obróciła w miejscu, tyłem do balkonu i dużego okna, chowając terminal za plecami. Uniosła wzrok na Charlesa, krzyżując ręce na klatce piersiowej, gdy do niej podszedł. Przyjęła postawę nie tyle agresywną, co mocno defensywną, na wszelki wypadek, gdyby miała spodziewać się po nim tego samego, czego spodziewała się zwykle po Burelu, ale nie cofnęła się tym razem ani o krok.
Dopiero gdy się wysłowił, wyraźnie się rozluźniła, opuściła też ręce wzdłuż ciała. Uniosła w półuśmiechu kącik ust, przesuwając wzrokiem po jego sylwetce, zastanawiając się jak odpowiedzieć na tę nietypową prośbę.
- Nie boję się ciebie - powiedziała. Potem zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Wiedziała, że nie brzmiało to wiarygodnie po tym, jak uciekła z gabinetu na widok wyrazu jego twarzy. - Ja tylko chciałam uniknąć... zbędnej konfrontacji. Gdybym się ciebie bała, nie spałabym z tobą w jednym domku na Islandii i nie zaprosiłabym cię tutaj, tylko zawiozłabym cię prosto do hotelu. Ale dzisiaj chcę po prostu odpocząć w swoim własnym domu, bez zbędnych problemów.
Uniosła przed siebie rozprostowane dłonie, w ugodowym geście. Może i Charles nie był Zane'm, ale nie spędzili wcale ze sobą na tyle dużo czasu, by miała pewność, że coś mu się w głowie nie przestawi i nie zacznie nią szarpać, czy cokolwiek robił jej tamten. Była do takich zachowań przyzwyczajona i na nie uodporniona, ale miała prawo do obaw, zwłaszcza, że jeszcze chyba nie widziała go w takim stanie. Pewnie przez to, że do wczoraj jeszcze często unikała jego spojrzenia, mogło jej więc to umknąć. Wczoraj zachowywał się zupełnie inaczej.
- Jest okej - westchnęła, wymijając go i przechodząc do kuchni, żeby zagotować wodę na coś gorącego do picia. - Nie musisz rozmawiać ze mną, mam dużo książek, weź którą chcesz. Telewizor też jest do dyspozycji. Odpocznę chwilę i wezmę się za szukanie kontaktu do Emily.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

8 paź 2017, o 22:39

Czuł lekko zażenowany tym, że musiał słuchać jej rozmowy z Mią. Jednak starał się zachować jak najbardziej normalnie, już wystarczająco dziwnie się dzisiaj zachowywał. Do tego oczywiście nie potrafił zniknąć gdzieś w tle tylko jak zawsze musiał wjechać niczym taran. Więc nie zaskoczyło go, że kobieta po drugiej stronie się zainteresowała tematem jego osoby.
Na tyle ile zdążył już poznać Sonye, to pewnie nie ściągała do domu jakiś mężczyzn zbyt często. Więc musiało to wywołać jakąś dziwną sensacje dla kobiety. Cieszyło go za to jak szybko rozmówczyni ucięła temat jego osoby.
Delikatnie kopnął szafkę, czekając aż się otworzy. Po chwili wrzucił wszystko, co miał w dłoni do środka. Teraz poczuł się dziwnie, kiedy kobieta rzuciła hasło, że lecą razem. Nie mógł sobie wybrać lepszego momentu na opuszczenie pokoju, niż wtedy, kiedy akurat prowadziła rozmowę ze swoją koleżanką. Nawet nie chciał wiedzieć, co tamta sobie mogła wyobrazić, jeśli przewinął się gdzieś na kamerze. Nie należał do normalnie wyglądającego typu ludzi.
Po wyrzuceniu z siebie wszystkiego i zauważeniu, że Sonya znowu jest spokojniejsza, jakoś sam poczuł się spokojniejszy. Nie chciał doprowadzić do takiej sytuacji, przynajmniej nie taki miał plan. Myślał, że lepiej mu się uda ukryć swoje problemy. Jednak im bardziej rosła sterta z nimi, tym trudniej mu to przychodziło.
- Pomimo tego jak wyglądam jestem naprawdę mało konfliktową osobą.
Lekko się uśmiechnął. Może, kiedyś był bardziej konfliktowy. Miał ataki agresji, ale w ostatnim czasie nie było sytuacji, która mogłaby go, aż tak sprowokować. No, może oprócz małego incydentu na Nerthusie, gdzie jedyną osoba, która oberwała jego atakiem był on sam. Prawda jest taka, że tak kończyła się większość z jego problemów. Rzadko, kiedy przynosiły jakieś pozytywy. W większości przypadków musiał po sobie sprzątać oraz przepraszać. Dokładnie tak jak teraz, chociaż nie uważał, żeby swoim zachowaniem doprowadzał do jakiejś konfrontacji.
Spojrzał na kanapę w salonie i powolnie skierował tam swoje ruchy. Nie usiadł, a po prostu uwalił się na kanapie. Ta jednak była większa niż ta na Islandii, więc mógł zostawić trochę miejsca dla Wade, gdyby jednak chciała obok niego usiąść. Przecież się go nie bała.
- Obejrzę coś w telewizji, wolę nie zostawać sam teraz.
Nie sprecyzował dokładnie, o co mu chodziło. Miał nadzieje, że zrozumie. Największą różnicą między nim, a Burelem była taka, że wszelką agresje często wyładowywał na sobie, a nie na innych. Nie licząc walk lub potyczek, to była trochę inna sprawa.
- Mam nadzieję, że twoja koleżanka Mia nie postanowi puścić jakiś ploteczek na ten temat.
Parsknął śmiechem. Z kieszeni wyciągnął papierosy. Zajrzał do środka. Miał ich może dwa. Nie było to dobrym znakiem, szczególnie przy ilości tytoniu, który dziennie wypalał. Wyciągnął przed ostatniego i zaczął uderzać końcówką z tytonie o zapalniczkę. Głupi nawyk, jaki sobie wyrobił, kiedy postanowił palić skręcane. Okazały się całkowicie nieprzydatne podczas dłuższych misji. Za dużo pierdolenia było z ich kręceniem.
- I – Westchnął. – Powinienem ci podziękować za to wszystko, co dla mnie robisz. Nie rozumiem do końca, dla czego, ale dziękuje.
Sytuacja się trochę odwróciła. Wcześniej to ona nie rozumiała, dlaczego to on jej pomaga, teraz on nie rozumiał jej motywacji. Mogłaby go wyjebać na kopach albo wezwać teraz ochronę, a ta już wiedziałaby, co z nim zrobić.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

8 paź 2017, o 23:21

Skinęła głową, nie wyganiając go z salonu. W końcu powiedziała, żeby czuł się jak u siebie, a pooglądanie sobie telewizji było całkiem normalnym zajęciem. Miał dostęp do wszystkich miejsc w jej domu, do których tylko chciał. Poza sypialnią, tam akurat go nie zapraszała i było to jedyne pomieszczenie, które pozostawało oddzielone od reszty mieszkania zamkniętymi drzwiami.
Charles nie miał możliwości pozostania niezauważonym, bo Mia zobaczyła go przecież jak tylko wszedł do salonu z resztkami kubka. Wyłącznie dlatego poruszyła ten temat, zainteresowana nowym towarzystwem swojej znajomej, którym Sonya nie zdążyła się jeszcze pochwalić. Teraz, na myśl o świeżych plotkach, które mogły teraz się roznieść, Wade zamarła w miejscu, z lekko rozchylonymi ustami, a w jej oczach widać było galopujące myśli. W końcu doszła do wniosku, który sprawił, że jej twarz wykrzywiła się w wyrazie rezygnacji.
- Nieee - jęknęła. - Boże, nie pomyślałam o tym. Mia mieszka w sąsiednim bloku. Jestem przekonana, że jak wrócę z Japonii to się dowiem nadzwyczaj ciekawych rzeczy na swój temat, od ludzi mieszkających w tym.
Odgarnęła włosy z twarzy i zalała wrzątkiem herbatę, robiąc też jedną dla Strikera, jeśli wyraził chęć. Jeśli nie, wskazała mu automatyczny ekspres do kawy, z którego - jak była przekonana - potrafił korzystać. Potem opadła na kanapę obok niego, poddając się już. Było za późno, by coś z tym zrobić, bo jeszcze zamiast wyjaśnić znajomej obecność mężczyzny w domu, Sonya profilaktycznie zakończyła rozmowę zanim pojawiło się więcej niewygodnych pytań. I to wcale nie było lepsze rozwiązanie.
Tym razem nie zarzuciła nóg na stół, ale założyła jedną na drugą i wbiła wzrok w ekran, czekając, aż Charles coś włączy. Kiedy się odezwał ze swoimi podziękowaniami, Wade zerknęła na niego krótko, odwracając potem wzrok i przygryzając policzek od środka. Znów długo milczała, ale teraz wyglądała, jakby sama chciała tę ciszę przerwać, tylko nie potrafiła. Rudy kot pojawił się w salonie i usiadł pod telewizorem, wbijając to samo czujne spojrzenie w Strikera, co poprzednie dwa razy. Za to czarny, jak tylko kobieta usiadła na kanapie, wylądował na jej kolanach i zaczął ocierać się głową o jej wolną dłoń. W końcu ułożył się w miejscu, co Wade skwitowała lekkim uśmiechem.
- Nie masz za co mi dziękować - powiedziała w końcu. - Ja nadal nie wiem, dlaczego pozwoliłeś mi żyć, skoro jak cię uwalniałam, byłam przekonana, że wbijesz mi omni-ostrze w krtań i pójdziesz w swoją stronę. Potem też... Mówiłam ci, że tylko tak mogę ci zrekompensować to wszystko, a jeśli nie potrzebujesz za to zadośćuczynienia, to...
Zamilkła na dłużej, patrząc na mruczącego głośno kota na swoich kolanach. Zasłona ciemnych włosów zasłoniła jej twarz.
- Nie wiem, Charlie. Nie wiem, dlaczego. Może chcę, żeby chociaż jedna historia skończyła się dobrze. A może po prostu jesteśmy na siebie skazani, bo tak jak mówiłeś, jesteśmy swoimi odbiciami, tylko w jakimś krzywym szkle. Nie chcesz być sam i ja też nie chcę, a skoro jedynym sposobem jest polecenie z tobą do tej Japonii, to polecę. I może dla odmiany zrobię coś, co nie będzie głupie i ryzykowne.
Gruby kot znalazł się metr bliżej. Powoli podchodził coraz bardziej, stopniowo oswajając się z obecnością nowej osoby w domu. Sonya uniosła głowę, spoglądając na niego i westchnęła.
- Myśli, że masz jedzenie - poinformowała Strikera. - Jak będziesz miał jedzenie, to będzie cały twój. Jak nie, to będzie na ciebie patrzył, aż wypali ci duszę. Ich smakołyki są w drugiej szafce od prawej na górze.
Skinęła głową w stronę kuchni, opierając się wygodniej. Watson też poprawił się na jej kolanach, bardziej teraz siadając, niż się kładąc i opierając głowę o klatkę piersiową kobiety. Mruczał intensywnie, nieziemsko stęskniony.
- Nie mówiłeś, czy lubisz koty w sumie - zreflektowała się. - Jak nie, to mogę je zamknąć. Jeśli ci przeszkadzają. Chociaż wtedy już na pewno osikają mi łóżko.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

9 paź 2017, o 00:10

Zareagował delikatnym uśmiechem na jej reakcje. U niego w „pracy” pewnie nawet nikt by nie zwrócił uwagi. Kobiety w tamtym czasie jego życiu po prostu były tłem. Nie, nie chodzi tutaj o przykłady jak filmach gdzie był zimnym typem, po prostu tak wyglądały realia. Zakładanie związku mijało się z celem, a ci, którzy próbowali to zrobić na krótkich przepustkach nigdy nie wychodzili na tym zbyt dobrze. Nawet szukanie sobie kogoś wśród operatorów nie było najlepszym pomysłem, uczucie, że osoba, którą pokochałeś mogła zginąć, każdego dnia mogłaby doprowadzić do szaleństwo. Sam był świadkiem takiej sytuacji i naprawdę nie chciał do niej nawet wracać myślami.
- I tak już nas widział twój kolega od pancerzy, kiedy tu wchodziliśmy. Chociaż on nie widział jak wyglądam, twoja koleżanka za to tak. Już się boje, co sobie pomyśli o mnie lub gorzej, o tobie.
Parsknął śmiechem. Od bardzo dawna nie był częścią jakiejś plotki. Oczywiście innej niż to, że gdzieś tam w Przymierzu, policji czy innym organie ścigania, ktoś mógł wiedzieć o jego istnieniu. Tym razem byłby częścią historii, w której jest jej facetem czy innym gachem na boku, w najgorszym wypadku creepy typem kręcącym się po jej mieszkaniu z jakiegoś dziwnego powodu. Wiedział, też, jakie mogą być tego konsekwencje. Jeśli Aaron usłyszy o tym, to pewnie sklei wątki i różnie to się będzie mogło skończyć.
Odebrał od niej herbatę. Zawsze wolał ten napój ponad każdy inny. Poczynając od każdej porannej herbaty w Rosenkovie, po okrutny więzienny czaj, po już normalną herbatę na Cytadeli. Poczekał, aż ta chwilę ostygnie, by potem pociągnąć z niej łyka. Smakowała wyjątkowo dobrze. Pewnie, też, dlatego, że sam jej sobie nie zrobił. To zawsze tak działało.
Siedzieli w ciszy. W tej samej, co zazwyczaj. Ich całe dialogi na poważniejsze tematy tak wyglądały. Długie zastanawianie się nad odpowiedziami, przemyślenie wszystko za nim się coś powie lub powie za dużo. Tacy już po prostu byli. Pasowało mu to. Na swój sposób doceniał to. Wolał tak, niż usłyszeć jakaś wcześniej przygotowaną gadkę niewnoszącą nic do tematu.
Dopiero, kiedy jednak usłyszał jej słowa lekko znieruchomiał. Raczej nie spodziewał się takiej odpowiedzi, znaczy rozumiał, że robi to z jakiegoś dziwnego poczucia winy, dokładnie to samo robił też dla niej. Rozumiał jej ciągłe zdziwienie tym, że jej nie zabił, bo on też nie potrafił zrozumieć, dlaczego ona od samego początku była miła dla niego, pomimo tego, co zrobili jej rodzinie ludzie, z którymi tak długo pracował.
- Chyba – Dopiero teraz odpalił papierosa. – Chyba, masz rację. Spodziewałem się tylko, że osobą skazaną na mnie będzie podobny do mnie zniszczony życiem typ. Raczej nie zakładałem, że może to być ktoś taki jak ty.
Lekko się uśmiechnął. Nie chciał jej urazić. Po prostu taka była prawda. On jak i ona pochodzili z całkowicie różnych światów. Szansa na ich spotkanie wynosiła tyle, co nic. Wystarczyło jednak namierzenie go szybciej niż innych operatorów by do tego doszło. Wszystko mogło skończyć inaczej. Gdyby go nie było w tego dnia w restauracji, gdyby znaleźli najpierw Lucę albo kogokolwiek innego. Nigdy by do tego nie doszło. Pewnie nigdy nie wpłynęliby na swoje życia w ten dość dziwnie pozytywny sposób.
- W najgorszym wypadku, gdyby ten cały pomysł nie wypalił. – Uśmiechnął się do niej. – To przynajmniej nie spędzimy świąt samotnie. Kupię ci wełniane skarpety.
Parsknął śmiechem. Znowu ich rozmowa przybierała ten dziwny normalny obrót. Jakby znali się o wiele dłużej niż tę parę dni. Nie przeszkadzało mu to, chociaż pierwszy raz w życiu czuł o kogoś strach. Oczywiście, martwił się o swoją rodzinę i miał zamiar ją narazić swoim pojawieniem się, ale to jednak ta jedna osóbka siedząca właśnie obok niego na kanapie sprawiała, że czuł niepewność. Nie chciałby coś stało się akurat jej.
Wstał ze swojego miejsca i udał się do miejsca, gdzie miały znajdować się smakołyki dla kotów. Wcześniej odpalił telewizor. Akurat leciały jakieś reklamy. Zabrał kilka, które miały kształt rybek czy innego tałatajstwa, które miały uwielbiać koty. Nawet były takie w kształcie butelek mleka. Co ci ludzie nie wymyślą.
-Jaki pan taki kram, co?
Spojrzał jeszcze raz po jej kotach. Niewiarygodne było to, jak bardzo te zwierzaki odzwierciedlały ich właścicielkę. Trudno, aż było w to uwierzyć. No, może oprócz grubego. No chyba, że Wade była kiedyś cholernie gruba, a teraz schudła. Nigdy nie wiadomo.
- Nie mam nic do kotów. Kiedyś, nawet jednego przygarnąłem podczas misji. Kilka miesięcy stacjonowaliśmy w filii na bliskim wschodzie. – Coś chwilę sobie przypominał, aż w końcu powiedział czystą perszczyzną – Garnek nieprzykryty pokrywką jest sprawdzianem uczciwości kota.
Nie miało to mieć żadnego znaczenia, jak wcześniej, kiedy dogryzał świętej pamięci Borysowi. Po prostu zarzucił temat, bo wszędzie kręciły się koty. Znał Arabski i Perski, nauczył się go tylko po to, by łatwiej mu było wyciągać informacji od lokalnej ludności. Niestety w tamtych krajach, nie każdego było stać na tłumacze. Żeby, więc, nie zwariować uczył się wszystkiego, co się tylko dało.
W telewizji właśnie zaczęła lecieć reklama. Muzyka byłą bardzo nostalgiczna. Ujęcia, wewnętrzny monolog jakiejś osoby stojącej na wzgórzu. Opowiadała o trudach życia, miłości do rodziny i bliskich, oraz o tym jak szybko odchodzą. Była to reklama jakiś ubezpieczeń. Striker siedział z szeroko otwartymi oczami, aż samemu poczuł ukłucie w sercu. Może, dlatego, że wszystkie te tematy były mu dość bliskie, zresztą nie tylko jemu.
- Kurwa.
Spuentował to krótką odpowiedzią. Miał nadzieje, że będzie lecieć jakaś komedia, bo jeśli był w drodze się rozpłakać po 40 sekundowej reklamie to przy całym dramacie odpali wódę, położy się pod prysznice i odpali zimną wodę.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

9 paź 2017, o 10:02

Wade wzruszyła ramionami.
- Co innego wejść z kimś do budynku, w którym mieszka prawie osiemset osób, a co innego mieć kogoś w mieszkaniu - stwierdziła. - Już z Sethem miałam akcję, jak przyszedł z jakimiś dokumentami raz. Nieważne kim jesteś, niektóre rzeczy się nie zmieniają. Ale w tej chwili jest mi już wszystko jedno. Byle mi kotów przypilnowała. Już nawet nie chodzi o karmienie, bo mówiłam że mam dyspenser, tylko zawsze martwię się że coś się stanie, a one nie poradzą sobie same.
Rudy kot, widząc jedzenie w dłoni Strikera, wskoczył mu na kolana. Ważył dobre dziesięć kilo, ale trudno było się dziwić, w końcu był trzy razy taki, co jego czarny przyjaciel. Niemal natychmiast wpakował głowę mężczyźnie do ręki, nie czekając aż ten sam da mu smakołyka, ale biorąc to, co mu się należy. Cóż, przynajmniej nie stał po drugiej stronie pomieszczenia i nie świdrował go wzrokiem. Wade zaśmiała się.
- Racja, ja też lubię jak mnie dokarmiasz - wyprostowała się, zerkając na rudego. - W tym doskonale się zgadzamy, co nie, Sherlock?
Wyciągnęła rękę i pogłaskała siedzącego na kolanach Strikera grubego kota. Ten zamruczał krótko, ale zaraz przestał. Był poważnym kotem, nie mógł pozwalać sobie na takie okazywanie słabości. Żeby sobie tylko Wade nie pomyślała, że cokolwiek go rusza.
- Ktoś taki jak ja? Czyli kto? Pani z biura? - uniosła brwi. - Smutna samotniczka z dwoma kotami? Lepiej by było gdybym biegała w pancerzu i z bronią, niosła śmierć i zniszczenie za kredyty, co? A potem chodziła do barów i przepijała zarobione pieniądze, zatracając się w bólu i braku nadziei? - Sherlock mlasnął i zwalił się na kanapę pomiędzy nimi, całkiem zadowolony z rozwoju sytuacji. Zajmował więcej miejsca, niż siedząca obok Sonya. - Cóż, może masz rację. Może byłoby lepiej.
Uśmiechnęła się znów, słysząc o skarpetach, które dostanie na święta. Nie skomentowała tego. Może nie planowała w żaden sposób obchodzić Bożego Narodzenia, głównie przez to, że nie miała z kim. Dla niej to był dzień jak co dzień, kolejny odcinek jej życia, niczym nieróżniący się od poprzedniego. Wyjrzała przez okno. Gęsty śnieg odbijał się od szyby i opadał na balkon, zasypując pionowe okna już do wysokości kolan. W dzisiejszych czasach łatwo było zapomnieć o tradycjach, zwłaszcza gdy tyle rzeczy w życiu Sonii odwracało od nich uwagę.
- Skarpety? Świetnie. To ty ode mnie dostaniesz... - zamarła, zastanawiając się nad ciągiem dalszym zdania. - Co się teraz daje w prezencie? Nie obchodziłam ich od dobrych dziesięciu lat. Sweter? Z reniferem?
Zerknęła na Strikera i uśmiechnęła się szeroko, zapewne wyobrażając sobie go w czerwonym, wełnianym swetrze ze świątecznym wzorem. Wyglądałoby to komicznie, ale hej, w końcu on chciał jej kupować skarpety.
Pokręciła głową.
- Nie znam wszystkich języków świata wbrew pozorom - powiedziała. - Ale dobrze, to nie będę ich wyganiać.
Zmarszczyła brwi, przyglądając się reklamie. Potem spojrzała na kota na swoich kolanach, który przez ostatnie kilka minut zdążył zmienić pozycję i teraz leżał rozciągnięty w poprzek jej nóg, z brzuchem do góry. Oparła na nim dłoń.
- Wiesz, kiedyś ze znajomymi mieliśmy drinking game do reklam. Piliśmy tylko wtedy, kiedy reklamowali coś ludzkiej produkcji. Ciężko się wtedy upić. Te ubezpieczenia to voluska firma, widzisz? - uniosła dłoń, gdy na ekranie zamiast mężczyzny pojawił się volus w eleganckim kombinezonie i wysapał jakieś słabe hasło reklamowe. - W sumie przydałoby mi się coś mocniejszego. Mam jakieś zapasy. Chcesz też?
Zdjęła z siebie kota i wstała, ruszając do kuchni. Niezależnie od tego, czy Charles miał ochotę na jakikolwiek alkohol, czy nie, Wade zamierzała się napić, bo potrzebowała rozluźnienia, jaki ta rozrywka oferowała. Trudno było jej nie rozumieć. Aż dziw, że wczoraj nie dorwała się do jakiejś zostawionej przez Borysa butelki i nie zasnęła z nią na fotelu w salonie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

9 paź 2017, o 17:48

Jej miłość do kotów go rozczulała. Nie spodziewał się, że aż tak im zależy na twych dwóch zwierzakach, pewnie byli jej jedynymi przyjaciółmi. Przecież, nikomu nie mogła opowiedzieć o swoim planie. Rozumiał ja w tym temacie bardzo dobrze, do tego był chyba jedyną osobą, z którą mogła o tym zwyczajnie porozmawiać. Jedyny świadek, pamiętający całe zdarzenie. Aaron, raczej nie będzie pamiętał wszystkiego, a Wade sprzeda mu trochę przerobioną wersję zdarzeń.
Nawet nie poczuł, kiedy kot wskoczył my na nogi. Nawet, jeśli ważył dobre 10 kilogramów. Dla niego był po prostu zwykłym kotem. Dopiero jakiś ryś, czy nie wiem. Pantera. Były kotami normalnych rozmiarów dla niego. Ten był tak samo mały, jak każde inne żywe stworzenie obok niego. Delikatnie się uśmiechał, kiedy kot wyjadał mu przekąski z ręki. Wyglądał jak dziecko, które doświadczało coś po raz pierwszy.
Cały czas nie potrafił też zrozumieć, jak bardzo smakuje mu jego jedzenie. Dla niego nie było to nic specjalnego. Oczywiści ćwiczył swój kunszt, a jego umiejętności nie skończyły się na schabowym z dobrą panierką, ale wciąż nie rozumiał. Może serio przez tyle lat żywiła się byle gównem. Na wspomnienie o jej kanapce, aż nim zatrzęsło znowu. Nawet dzieci potrafiły lepiej coś sobie zrobić niż ona.
- Nienawidzę cię czasami. – Westchnął słysząc jak się z niego nabijała. – Chodziło mi bardziej, że nie jesteś tak zniszczona wizualnie.
Wskazał na swoją twarzy i pokazał swoje dłonie. Twarz jeszcze jakoś wyglądała, ale dłonie były arcydziełem samym w sobie. Nie dość, że całe wytatuowane to jeszcze ze śladami większych czy mniejszych blizn. Największa znajdowała się chyba na środku prawej dłoni. Wyglądało to, jakby ktoś tam mu wbił nóż czy inny ostry przedmiot.
Spojrzał na rozwalonego kota pomiędzy nimi. Musiał przyznać, że obydwa miały życie jak z bajki. W końcu spróbował pogłaskać tego rudego, z którym miał chyba o wiele więcej wspólnego. Miał tylko nadzieje, że nie postanowi podrapać mu rąk albo ugryźć. Dawno nie miał kontaktu z żadnym zwierzęciem.
- W sensie takim wydzierganym w 3D i lampką zamiast nosa?
Spytał, przypominając sobie koszmar, jaki przeżył podczas jednych ze świąt. Już raz dostał taki prezent od swojego dziadka, który uznał, że to będzie świetny gówniany prezent dla swojego wnuka. Chyba po nim odziedziczył to całe spierdolone poczucie humoru. Po jakimś czasie zrozumiał, że sam chętnie by coś takiego zrobił swoim własnym wnukom. Podły stary dziad zawsze miał specjalne miejsce w jego sercu.
- Wolałbym już dziergany szalik, wyglądałbym w nim szałowo, jako najemnik. Najlepiej taki oczojebny, żeby zawsze mnie było widać na polu walki. Coś na styl tych, co nosili chorągwie w legionach rzymskich.
Zaśmiał się. Zawsze uważał, że urodził się w złych czasach. Pewnie jakby się urodził przed 1500 rokiem, to czułby się jak w domu. Wystarczyłoby go zakuć w jakaś pełno płytową zbroję i gotowe. Ludzki czołg na polu bitwy. Dodać do tego jeszcze jakiś topór, długi miecz czy halabardę. No pasowałby jak ulał, plus jego blizny nie robiłyby na nikim wrażenia. Ba! Może nawet dzięki nim zdobyłby szacunek wśród innych żołnierzy. Nigdy nie wiadomo.
- Jeśli chcesz to pij. Ja staram się unikać alkoholu. Jak zauważyłaś pewnie przez ten czas, byli operatorzy Rosenkova bardzo szybko popadają w nałogi.
Przypomniał sobie zniszczonego, Lucę, który przez narkotyki starał się zapomnieć o wszystkim. Pewnie gdyby go tam nie zabiła i zostawiła, to nic w jego życiu by się nie zmieniło. Przeniósłby się do innej lokacji i tam kontynuował swój interes, do momentu, aż by się zaćpał na śmierć. Skoro tylu takich jak on kręciło się po świecie, to ciekawe ilu już z nich zginęło od chlania, ćpania czy innego destrukcyjnego nałogu.
- Sonya? Masz jakieś ulubione danie?
Mogła się domyślać, do czego zmierzała ta rozmowa. I tym razem zamierzał przygotować posiłek. Po prostu lubił to, plus pozwalało mu się to zrelaksować. Mógł też gotować dla kogoś, kogo zdanie obchodziło trochę bardziej niż jakiegoś randomowego gościa w restauracji. Chyba, że byłby to jakiś znany kucharz z telewizji. Nie przyznawał się do tego, że czasami lubił oglądać takie programy. Szczególnie, kiedy siedział w pierdlu.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

9 paź 2017, o 22:43

Wade zaśmiała się, kręcąc głową. Chyba nie miała w głowie wizji renifera 3D, raczej zwykłego, będącego wzorem na przedniej części swetra. Ale widząc, że Charles miał już złe doświadczenia z tego rodzaju prezentami, zrezygnowała, skupiając się na pomyśle szalika.
- W porządku, chyba nawet gdzieś takie widziałam ostatnio - zgodziła się z rozbawieniem. - Jaki kolor sobie życzysz? Żółty by ci pasował. Albo pomarańczowy.
Cóż, na pewno wymienione przez nią kolory bardziej by pasowały Strikerowi, niż jej, biorąc pod uwagę, że cała zawartość jej szafy miała tylko jeden kolor, i to taki, który trudno było uznać za ekstrawagancki i wyróżniający się. Była cieniem, przesuwającym się niemal bezgłośnie po swoim własnym mieszkaniu, które przecież było utrzymane nie tylko w czerni i bieli, ale też w innych, ciepłych kolorach. Podłoga była z jasnego drewna, na przykład. A w gabinecie, w którym miał spać Charles, leżał miękki, granatowy dywan. Może więc po prostu nie lubiła nosić niczego innego niż czerń, bo czuła się wtedy źle.
Wzruszyła ramionami, gdy Charles nie wyraził chęci do picia, ale sama nie zrezygnowała ze swoich planów. Było już po szesnastej, więc wcale nie tak wcześnie, a oni mieli za sobą ciężkie przejścia. Jeśli alkohol pozwalał się jej zrelaksować, to zamierzała właśnie z tej jego wspaniałej właściwości skorzystać. Otworzyła jedną z szafek na górze, stając na palcach i próbując zajrzeć głębiej, między butelki w pierwszym rzędzie. Ale ostatecznie wyjęła pierwsze lepsze, stojące z brzegu wino, szybko pozbyła się korka i nalała sobie pół kieliszka jasnego płynu. Razem z lampką i butelką wróciła do salonu, wyłączając po drodze muzykę, która jednak przeszkadzała w oglądaniu telewizji.
- Mam - powiedziała, spoglądając na Strikera nieufnie. - Ale jak ci powiem, to całkiem zwątpisz w mój gust kulinarny. Nie jadłam w życiu zbyt wiele wykwintnych dań, więc wiesz.
Usiadła obok niego, stawiając wino na stole i powoli opierając nogi na blacie. Koty już przyzwyczaiły się do tego, że nie byli w mieszkaniu we troje, a we czworo, tak samo jak do faktu, że Wade wróciła ze swojej dwudniowej wycieczki. A może więcej, niż dwudniowej. W sumie Charles nie wiedział, jak długo przebywali na Cytadeli, zanim odwiedziła go w restauracji.
- Makaron z serem - spojrzała na niego przepraszająco i rozłożyła z rezygnacją ręce. - Wybacz. Ale naprawdę, mogę tego zjeść trzy porcje i z przejedzenia stracić możliwość poruszania się, ale zjem więcej. Jeśli tylko jest.
Nie wyglądała, jakby była w stanie czegokolwiek zjeść trzy porcje, nawet dwie to już wątpliwie. No i miała rację, to nie było wykwintne danie. Wręcz było mu do tego daleko. W niektórych restauracjach nawet nie podawali tego jako pełnoprawnego dania, a zaledwie przystawkę.
Sonya napiła się wina, od razu opróżniając kieliszek do zera. Potem westchnęła i osunęła się na kanapie w dół, opierając głowę o zagłówek, z zamkniętymi oczami. Nie czuła potrzeby zagadywania swojego gościa, bo ten przecież oglądał reklamy. Teraz pokazywali najnowsze modele skycarów. Nic, czym ona sama byłaby zainteresowana. Później włączył się serial - ten sam, który oglądali jeszcze na Islandii. Wyglądało na to, że leciał całymi dniami, odcinek po odcinku, a Striker trafił dokładnie na ten kanał.
- Naprawdę nic nie pijesz? - spytała, nie podnosząc powiek. - Nic? Nigdy? To do ciebie nie pasuje.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 paź 2017, o 00:07

Obserwował ją ze swojego wygodnego miejsca na kanapie. Był to chyba kolejny z tych dziwnych wieczorów, gdzie nie czul się jak totalny śmieć. Co dziwne, drugi z rzędu. Takie cuda się prawie nigdy nie zdarzały w jego życiu. Może miała zbawienny wpływ na jego samopoczucie, a może po prostu ta cała domowa atmosfera działała na niego lepiej niż siedzenie za ladą i obserwowanie mijających go ludzi.
Lekko parsknął śmiechem widząc jej próby dostanie się w głąb wysoko położonej szafki. Jak na kobietę była całkiem wysoka, ale dla niego, każdy wyglądał jak słodziak próbując rozwiązać problemy, które dla niego były drobnostką. Niczym małe dzieci. Kiedy pomyślał o tej analogi uznał, że coś musi być z nim naprawdę nie tak. Westchnął głośno i wziął grubego kota na kolana. Czuł do niego pewną sympatię, pomimo początkowej wrogości, jaką w nim wywołał. Szanował jego ciekawskość i odwagę, raczej nikt nie chciałby zaglądać mu w bagaż, ale ten mały tłuścioch to zrobił. Zasłużył sobie na pewien szacunek.
Zdziwiło go, że piła białe wino. Zazwyczaj samotna kobieta z kotami, kojarzyła mu się bardziej z czerwonym. Co te filmy potrafiły zrobić z człowiekiem. Jego oderwanie się od normalnego życia, sprawiało, że niektóre rzeczy z filmów brał dość poważnie, jako wyznacznik niektórych zachowań. Codziennie jednak jego idiotyczna wiedza na tematy życiowe była bardzo szybko weryfikowana. Dokładnie tak jak teraz.
- Zdążyłem zauważyć.
Parsknął śmiechem. Jakby nie patrzeć przez te kilka lat poświęcił bardzo dużo czasu na naukę gotowania. W Rosenkovie, w więziennej stołówce czy później w restauracji. Pewnie mógłby założyć własną knajpkę i sobie jakoś prosperować, ale nie potrafił się nigdy w sobie zebrać. Nigdy też nie potrafił uciec od tego, kim się stał. Tak naprawdę to te, różne robótki na boku pozwoliły mu przetrwać, bo kredyty z pracy kucharza niestety nie były zbyt wielkie. Do tego większość z nich znikała, ze względu, że wynajmował pokój w restauracji.
- Makaron z serem? – Przewrócił oczami starając się nie śmiać. – Niech będzie, ale pozwolisz, że zrobię to po swojemu, okay?
Przełożył kota na bok. Miał nadzieje, że nie będzie go molestował i wracał, co chwila na jego kolana. Wstał, a swoje kroki skierował do kuchni. Zajrzał do lodówki. To nie był widok, na który był przygotowany. Nikt by nie był na coś takiego przygotowany. Już więcej jedzenia miały Vorche na Omedze. To tutaj było, jakąś ogromną posuchą. Nie skomentował tego, chociaż, kiedy jego wzrok spoczął, na Wade wyrażał więcej niż tysiąc słów.
- Nic, kiedyś piłem Whisky, ale potem sobie odpuściłem. Nie stać na te, które lubię.
Zaśmiał się. Kolejny raz uświadomił sobie jak zakończenie współpracy z Rosenkovem ucięło jego skrzydła, jeśli chodzi o kredyty. Mógł mieć wszystko, co tylko chciał. Oczywiście na urlopie. Teraz albo nie miał kredytów albo jak miał to poświęcał je na podstawowe wydatki. Typu broń, pancerz czy inne przydatne w jego zawodzie przedmioty.
Przemieścił się powoli w stronę szafki, gdzie powiesił swoją kurtkę. Zaczął zakładać już buty. Z czymś takim, co było tutaj nie dało się pracować. Tak chyba właśnie wyglądało kucharskie piekło. Zawiązał buty mocno. Na głowę założył czapkę, a ciało zakrył parką. Wolał nie zakładać komina, bo jeszcze uznaliby, że przyszedł napaść na sklep, a nie zrobić zakupy jak porządny obywatel.
- I tak chciałem iść po fajki, to kupię przy okazji składniki. Potrzebujesz czegoś ze sklepu?
Spytał przed wyjściem. Kiedy, już opuszczał jej mieszkanie dodał tylko?
- Tylko nie zalej się w trupa przed moim powrotem. Nie będę cię dźwigał do łóżka.
Parsknął w śmiechem i wyruszył w podróż do hipermarketu, który widział podczas lądowania. Miał nadzieję, że mają, chociaż dobrej, jakości składniki. Cieszyło go za to bardzo możliwość gotowania tylko na ziemskich składnikach. Na Cytadeli nie było to takie proste.
Po przejściu przez śnieżycę i delikatnym ogrzaniu się w budynku, w jego dłoniach wylądował koszyk. Musiał teraz wyruszyć po wszystko, czego potrzebował. Ciasto do pizzy, kilka rodzajów sera, przyprawy (założył, że pewnie tego też nie będzie w jej domu), krakersy i oliwę z oliwek. Utknął dopiero przy makaronach nie mogąc się zdecydować, które chce wybrać. Czy klasyczne w tym daniu używany typ Cellentani czy może Campanelle. Stał, więc tak jak debil patrząc to na pudełko jednych, to drugich. Do tego wybierał jakieś z najdroższej półki. Pewnie włosi je własnymi rączkami lepili.
Wcześniej zdążył zaopatrzyć jeszcze koszyk w parę pierdół jak coś do picia, co nie było alkoholem oraz coś na śniadanie następnego dnia. Teraz nie czuł się jak najemnik, tylko jak prywatny kucharz. Do tego pracował pro bono, plus wszystkie składniki kupował za swoje pieniądze.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 paź 2017, o 20:25

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 paź 2017, o 20:51

Wade miała szafki w kuchni sięgające samego sufitu, a alkohol trzymała w najwyższej, najwyraźniej nie sięgając po niego zbyt często. Trudno było się jej dziwić, w końcu żyła sama, a picie w samotności nigdy nie kończyło się dobrze. Może nauczyła się tego na własnych błędach, może na cudzych.
Kot pozwolił się wziąć na kolana, ale ledwo Charles zabrał ręce, ten podniósł się i wrócił na swoje poprzednie miejsce. Nie pozwalał sobie na tak uwłaczające rzeczy, jak siedzenie na człowieku. Ale dał się głaskać. Na to mógł wyrazić zgodę. Nawet zaczął cicho mruczeć, mimo, że Striker nie miał już dla niego więcej smakołyków. Wade uśmiechnęła się na ten widok, zabierając od kota swoją rękę i dając mężczyźnie możliwość zaprzyjaźnienia się ze zwierzakiem.
- Możesz zajrzeć do szafki, mam tam jakieś butelki które dostałam w prezencie. Może akurat znajdziesz tę, którą lubisz - wzruszyła ramionami. - Jeśli nie, zawsze można kupić za kredyty Claude'a.
Uśmiechnęła się lekko, choć ten uśmiech nie był już tak szeroki jak poprzednie. Widmo Simarda wisiało nad nią, zniechęcając do życia, nawet mimo faktu, że jego śmierć znacząco poprawiła jej nastrój. Odpłaciła mu za wszystko, co jej zrobił, i nie tylko jemu, ale wspominanie go wcale nie napawało jej radością.
- Jak zrobisz mi makaron z serem, to tak czy inaczej będziesz musiał mnie zanieść do łóżka - ostrzegła. - Sama nie dojdę, jak nie będę mogła się ruszać z przejedzenia.
Sklep był otwarty i dobrze zaopatrzony, ale Charles nie miał szczęścia do klientów. Gdy już wszystko kupił, wylądował w kolejce do kas za młodą matką z awanturującym się synem i nastoletnią dziewczyną z czerwonymi włosami, która przez telefon opowiadała znajomej ile hallexu "wtarła sobie" wczoraj i jaki miała po nim zjazd. Nie wnikała w szczegóły owego wcierania, mogło chodzić o dziąsła, a mogło chodzić o wszystko inne. Na końcu uniosła wzrok na Charlesa i bez przejęcia zmieniła temat na dziwnego typa który stoi za nią w sklepie i wygląda, jakby właśnie wyszedł z pierdla. Potem zaczęła się głośno śmiać, dokładając do swoich zakupów leżące przy kasie batoniki - dzięki temu miała w koszyku jakiś tani alkohol i batoniki - i wróciła do tematu swojego wczorajszego upodlenia. Gdy w końcu Striker dotarł do kasy, ta zacięła się i poinformowała o jakiejś niedziałającej jednej funkcji, która prawdopodobnie służyła do naliczania punktów czy czegoś równie mało istotnego. Kasa jednak protestowała i nie chciała współpracować, więc Charlesowi nie pozostało nic innego, jak poczekać na następną. Może przez to ostatecznie całe zakupy nie trwały dziesięć minut, a dwadzieścia pięć i dopiero pół godziny później mężczyzna znalazł się z powrotem w wieżowcu, w którym mieszkała Wade. Kobieta wpuściła go przez domofon i otworzyła mu później drzwi, nogą przytrzymując zaciekawione korytarzem koty.
- Ile zapłaciłeś? - spytała bezceremonialnie, zabierając się za pomoc przy rozpakowywaniu, gdy zakupy znalazły się w kuchni. Pomogła chować wszystko do właściwych szuflad, przy okazji tłumacząc Charlesowi gdzie co jest, żeby łatwiej mu się gotowało. Szybko przelała mu wydane niecałe dziewięćdziesiąt kredytów, bo w końcu kupił jedzenie dla niej. Jeśli postanowił nie mówić, ile wydał, po prostu oddała mu równe sto. Chyba, że zdecydował się kupić sobie whisky, wtedy adekwatnie więcej. W końcu mówiła, że wciąż ma kredyty Simarda, zasoby które przeznaczył na ich akcję na Islandii.
W jej kieliszku było jeszcze wino, ale butelka została opróżniona do połowy. Może Sonya nie była już pijana, ale było widać po niej lekki wpływ alkoholu. Zwłaszcza po nieco bardziej ożywionej mimice. Nie wyglądała też już, jakby zamarzała.
- Pomogłabym ci, ale boję się, że tak będzie tylko gorzej - stwierdziła i odsunęła się, siadając z powrotem w salonie. - Chyba że będziesz mnie potrzebował, to mi powiedz.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

10 paź 2017, o 21:38

Stanie w kolejce było koszmarem. Przypominało mu to pobyt w pierdlu. Tam trzeba wszędzie było stać. Żarcie, prysznic, spacerniak no dosłownie wszędzie. Dopiero, kiedy sam podawał jedzenie więźniom to jego życie stało się lepsze. Mniej kolejek, jako pół-pracownik miał dostęp do wielu miejsc po za wszystkimi no i oczywiście dzięki koneksjom w Bratwie.
Teraz odkrywał przyjemności normalnego życia. W tym wypadku było to słuchanie typowego gadania lokalnej społeczności, gdzie największym problem w życiu było to czy dostaną maskotkę volusa za specjalne kupony. Czuł się trochę jak z kamerą wśród krogan. Po dziesięciu minutach miał już jednak tego dość, szczególnie, kiedy jakaś sraka w czerwonych włosach nie omieszkała opowiedzieć historii jego życia swojej koleżance.
Spojrzał na jej zakupy. Miał ochotę pokręcić głową, ale wolał sobie odpuścić. Nie można było dawać miejscowym powodów do rozpoczęcia jakiś rozmów, czy kłótni. Wkurwienie jednak dalej pozostawało. Zastanawiało go, jakim cudem tylko on ma jakieś normalne zakupy, które składały się z dość normalnej żywności, a nie z alkoholu i słodyczy. W głowie pojawił mu się obraz Wade, która pewnie sama prowadziła takie życie. Pierwszy raz w życiu poczuł się zadowolony z czegoś w swojej przeszłości. Umiał gotować i o siebie zadbać. Nie mógł tego powiedzieć o ludziach, którzy go otaczali.
Wypakowywał już swoje rzeczy, kiedy kasjerka powiedziała, że system nie działa i zaprasza do kolejnej kasy. Oczywiście jak to często w takich sklepach bywało, najbliższa otwarta kasa była na drugim końcu sklepu, z jeszcze większą kolejką niż, w której przed chwilą stał. Zabrał swoje rzeczy i udał się do kolejnej.
Kiedy wyszedł ze sklepu, nie mógł uwierzyć ile zajęła mu ta przeprawa. Odpalił ostatniego papierosa z paczki, tym razem zadowolony, że w zapasie ma już dwie nowe paczki. Wracał normalnym krokiem do mieszkania, to znaczy dla niego, dla większości mógł być to nawet szybki chód. Szczególnie, że jeden jego krok to jak dwa dla normalnego wzrostu człowieka.
Wchodząc do środka poczuł wszechobecny zapach wina. Był wyczulony na zapach alkoholu, ale starał się tego nie komentować. Nie rozumiał tego, dlaczego całkowicie przestał pić. To prawda, nie było go stać na trunki, ale chyba był to raczej głęboko zakorzeniony strach przed samym sobą. Przed tym, co mógłby zrobić, jeśli całkowicie straciłby kontrolę.
- Serio? Pozwoliłabyś, chociaż raz poczuć mi się jak mężczyzna płacą za coś.
Parsknął śmiechem zajmując miejsce w kuchni. Na pewno było lepiej urządzona niż ta na Islandii i pozwalała mu na o wiele większe możliwości w przygotowaniu posiłku.
- Nie wolałbym, żeby to co chce zrobić było niespodzianką.
Powiedział to naprawdę poważnie. Z jakaś dumą w głosie. Chyba tylko tym talentem lubił się tak bardzo chwalić. Wszystko robił plecami do niej, tak by nie mogła zauważyć, co dokładnie przygotowywał. Włączył piekarnik, a sam się wziął za przygotowanie swojej dziwnej wariacji na temat makaronu z serem. Wyciągnął głęboką patelnię wyłożył ją ciastem od pizzy. Wziął najdroższe, więc miał nadzieje, że wyjdzie lepiej niż z jakiejś tańszej. Przygotowałby ciasto sam, ale na to nie miał czasu.
Potem nasmarował jej spód mieszanką serka, tymianku, soli i pieprzu. Na to dał makaron, który szybko wcześniej ugotował. Kolejna warstwa składała się z dużej ilości sera, zaczynając na chedarze na oryginalnej mozzareli kończąc. Miał nadzieję, że dzięki temu wszystko będzie się świetnie komponować. Skruszył krakersy, obsypał nimi danie, a na samym końcu oblał wszystko delikatnie oliwą. Teraz tylko wrzucić wszystko do piekarnika. Przez ten cały czas nic się nie odzywał skupiony na swojej robocie. Nawet, kiedy ta dziwna mieszanka dwóch dań. Po 30 minutach wyciągnął patelnię z środka.
- Gotowe.
Powiedział dumny z siebie. Wyglądało to jak głęboka pizza serwowana zazwyczaj w rejonach Chicago, tyle, że jej głównym składnikiem był makaron z serem. Machnął ręką by Wade do niego dołączyła.
- I co sądzisz?
Spytał dumny wycinając trójkącik i kładąc go na talerzu. Podał go jej czekając na reakcje. Trochę jak małe dziecko czekając na aprobatę.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 paź 2017, o 13:46

- Coś ty, po co masz wydawać kredyty, jak jeszcze mam zapas po Islandii - wzruszyła ramionami, podchodząc do tematu czysto praktycznie. Burelowi bardzo zależało na pozostaniu przy życiu, co nie było niczym niezwykłym. Był w stanie poświęcić na to wszystko, co miał, pewnie wiec przeznaczył na całą akcję spore fundusze. Kredyty na paliwo dla Ishtar, na wyżywienie dla swoich ludzi, na sprzęt, łapówki i wszystko, co im jeszcze mogło przyjść do głowy. Naturalnie, trochę zostało, a Wade nie miała już komu zwrócić tych pieniędzy.
Nie przeszkadzała mu przy gotowaniu. Siedziała w salonie, w milczeniu oglądając serial, co jakiś czas bawiąc się jeszcze z kotami - a raczej z jednym, czarnym, bo rudy tylko obserwował wszystko z pogardą i wyższością. Coś tam do nich mówiła, ale rozmowy ze zwierzętami do szczególnie istotnych nie należały, więc Charles nawet nie musiał jej słuchać ze szczególnym zainteresowaniem. Potem zerkała w stronę kuchni, gdy zapach jej ulubionego dania wypełnił całe mieszkanie, skutecznie tłumiąc zapach wina. W końcu, gdy gotowy posiłek znalazł się poza piekarnikiem, Wade wstała i przeszła do kuchni, stając obok Strikera i krytycznym spojrzeniem obrzucając to, co przygotował.
- Nigdy nie jadłam tego na cieście - przyznała niepewnie. - Ale wygląda dobrze. I pachnie, też.
Przyjęła talerz z kawałkiem zapiekanki i spróbowała kawałka, ostrożnie, jakby fakt, że Charles zrobił to inaczej, niż zwykle jadała, mógł zepsuć cały efekt i jej dozgonną miłość do makaronu z serem. Potem niepewność na jej twarzy zmieniła się w zadowolenie, którego nawet nie próbowała ukrywać.
- Boże, tak bardzo nie będę mogła się dzisiaj ruszać - stwierdziła z rozbawieniem i ze swoim talerzem poszła do salonu. Tam opadła na kanapę i zabrała się za jedzenie, nie poświęcając uwagi niczemu innemu dookoła. Nic nie było warte oderwania się od obiadu. - Myślałam, że coś zamówimy. Nawet jakąś zwykłą pizzę. W sumie to jest dwa w jednym, czego chcieć więcej?
Uśmiechnęła się i nie odzywała się już, do momentu, w którym jej talerz opustoszał. Potem poszła do kuchni po dokładkę, wycinając sobie kolejny kawałek, takiej wielkości, że ciężko było uwierzyć w jej umiejętności zjedzenia tego całego. Ale zjadła, choć potem osunęła się po kanapie, z westchnięciem opierając dłonie na brzuchu. Serial znów przeszedł w reklamy, co przypomniało Wade o jej winie, więc podniosła kieliszek i opróżniła go jednym łykiem. Dolała sobie alkoholu, kończąc zawartość butelki - podczas gdy Charles gotował, ona też piła - i zakręciła szkłem, patrząc jak płyn osadza się na ściankach.
- Butelka w półtorej godziny, to dobrze, czy źle? - spytała. - Zwykle nie jest ze mną aż tak źle. Ale przynajmniej mnie nie zetnie teraz, po takim obiedzie. Aż żałuję, że na co dzień mieszkasz na Cytadeli. Stąd mam... trochę daleko.
W końcu tak to miało później wyglądać, Striker znajdzie sobie swoją rodzinę i wróci do stolicy galaktyki, utrzymując z nimi kontakt. A Sonya będzie tu, ze swoimi kotami i nawiedzającą ją przeszłością. Potrząsnęła głową, odganiając od siebie te myśli i spojrzała na siedzącego obok mężczyznę. Alkohol błyszczał jej już w oczach, choć nie wpływał na to, jak i co mówiła.
- Może sama powinnam nauczyć się gotować. Widziałam, jaką miałeś minę, jak zajrzałeś do mojej lodówki - zaśmiała się.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 paź 2017, o 18:33

Poczuł się naprawdę szczęśliwy widząc, że jej smakuje. Zdziwiłby się gdyby jednak uznała danie za słabe. Przyglądał się jak radośnie je przygotowaną potrawę. Musiał przyznać, że potrafiła zjeść jak na tak małą osóbkę. Do tego zauważył, że jego jedzenie sprawia jej ogromną przyjemność. To małe uczucie wyjątkowości doprowadziło Strikera do wręcz stanu, w którym prawie zapomniał o całym świecie.
Jak zawsze nie wziął jedzenie dla siebie. Miał to chyba w zwyczaju, że nigdy nie jadł od razu po przygotowaniu. Trzeba było przyznać, że w jej mieszkaniu czuł się dość relaksująco. Widać to było tez po jego ruchach. Nie były jak zawsze sztywne, wojskowe wręcz wyćwiczone. Poruszał się bardzo luźno, wręcz niechlujnie. Raczej taki widok też nie był częstością, tym bardziej dla niego.
Powolnie zbliżył się do kanapy i na niej osiadł. Zjechał w dół rozkładając się jak u siebie. Trudno powiedzieć, jakim cudem jego cztery litery nie spadły na podłogę. Patrzył na telewizor, ale kątem oka obserwował Wade. Zastanawiał się jak ona zje tą dokładkę, wolał też się nie zastanawiać nad tym zbyt długo widząc czysty talerz.
- Chyba nie. Nie znam się.
Wzruszył ramionami. Trudno było pytać osobę, która nie pije czy jej czas był dobry czy zły. Trzeba też było zrozumieć, że taka butelka wina mogłaby na niego nawet nie podziałać. Jego tolerancja na jakąkolwiek chemie była wysoka, ale to tylko i wyłącznie przez to, czym go karmili przez te wszystkie lata. Ładowali w niego tyle stymulantów, aż dziw, że jego wątroba nie postanowiła trząsnąć drzwiami i uciec gdzieś w siną dal.
- Wiem. – Westchnął. – Kto cię teraz będzie karmił?
Parsknął śmiechem. Wiedział jednak, że ta cała przygoda minie. Nie wierzył w cuda, nie potrafił też uwierzyć w to, że ona naprawdę chciałaby spędzić z nim więcej czasu niż to potrzebne. Bolało go to, ale sam sobie zgotował taki los. Nikt normalny nie chciałby mieć kogoś takiego jak on nawet za kolegę. Oparł się wygodniej o poduchę pod głową.
Tak mogło wyglądać jego życie od samego początku. Wystarczyło tylko nie być debilem. Pewnie jego dziewczyna, czy może nawet żona nie byłaby tak piękna jak ona, ale wersji z cudowną kobieta u boku nigdy nie zakładał. Patrząc nawet na to z perspektywy teraźniejszego czasu, nie potrafiłby zrozumieć kogoś, komu mógłby się podobać. Oczywiście wizualnie. Pamiętał oczywiście tą Asari z restauracji, która patrzyła na niego z zainteresowaniem, ale raczej nie układać sobie z nim życie.
- Dziwię się, że jeszcze nie umarłaś z głodu przez ten okres czasu.
Zaśmiał się, mieszkanie może było piękne, ale lodówka byłą pieprzonym koszmarem. Nawet on w najgorszych miejscach na ziemi miał więcej jedzenia, niż ta lodówka widziała przez całe swoje życie. I jeśli w najgorszym wypadku, zniknie całkowicie z jej życia, to pewnie dalej będzie tak samo.
Nie chciał opuszczać tego miejsca, było mu tutaj dobrze. Znał jednak los takich jak on, pisana mu była najzwyklejsza w świecie samotność. Cieszyło go tylko tyle, że przez ten krótki okres, będzie mógł docenić, chociaż trochę normalne życie. Coś, co zawsze uważał za marzenie, które nie dało się spełnić.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 paź 2017, o 22:03

Wade wzruszyła ramionami.
- Pewnie tanie okoliczne restauracje. Jak zawsze - odparła bez przekonania.
Zerknęła jeszcze niepewnie w stronę kuchni, jakby rozważała kolejną dokładkę, ale jednak następna porcja mocno by ją przerosła. Już wyglądała, jakby miała mieć problemy z podniesieniem się z kanapy. Trochę jak jej rudy kot, choć nie wyglądała tak tragicznie jak on. Futrzak rzeczywiście miewał trudności z podniesieniem się, ale tu akurat winą były jego zwoje tłuszczu.
Sonya zerknęła na siedzącego obok Strikera, uśmiechając się trochę tak, jak uśmiechała się, kiedy patrzyła na swoje koty. Zupełnie inaczej, niż dotąd, jakby coś przestawiło się jej w głowie po tej zapiekance, którą właśnie zjadła. A może to była kwestia wypitego przez nią alkoholu. Jej spojrzenie z reguły było chłodniejsze, nawet gdy się śmiała. Potem włączyła się reklama śpiewana przez elkory, więc Wade odwróciła wzrok od siedzącego obok mężczyzny, z fascynacją skupiając się na wspaniałym duecie.
- Nie wiem, co reklamują, bo nie słuchałam, ale muszę to kupić - stwierdziła z powagą.
Potem długo milczała, jak zawsze. Zwolniła jednak picie, bo w końcu miała dzisiaj zrobić coś konstruktywnego - znaleźć jakiś kontakt z rodzeństwem Strikera, z jego siostrą przede wszystkim, bo ją było najłatwiej odszukać. Zwłaszcza, że gdy gdzieś się pojawiała, media o tym huczały. Skoro Charles wiedział, że Emily jest w Japonii, to zawsze już był jakiś punkt zaczepienia. Dlatego też przez kilkanaście minut oglądała jeszcze serial, ale gdy skończył się odcinek, z westchnięciem podniosła się z kanapy, zostawiając kieliszek z winem na stole. Podziękowała za obiad i posprzątała po nich, a potem na moment zniknęła w gabinecie. Wróciła z niego z przenośnym komputerem, który włączyła i postawiła sobie na kolanach.
- Okej, spróbuję się teraz skontaktować z twoją siostrą, albo z kimś, kto ma kontakt z nią - powiedziała. - Znałam kiedyś kogoś, kto wylądował w kinematografii i teraz widziałam że pracuje jako operator kamery, przy naprawdę niezłych vidach, ale nie wiem czy ma coś wspólnego z tym videm, co tam kręcą. A żebym ja chociaż wiedziała co oni tam kręcą - mruknęła. - Chwila.
Pierwsze, co odpaliła, to podstawowe i najbardziej popularne serwisy plotkarskie, łącznie z oficjalną stroną United Channel, gdyby przypadkiem było o tym słychać gdzieś poza Ziemią. Potem całą resztę ziemskich extranetowych brukowców, wzięła do ręki swoje wino i usiadła sobie z tym wygodniej, wczytując się w szczegóły i wyszukując informacji które łączyłyby się w całość w kontekście Emily Striker. Gdyby Charles nie wiedział, czym Sonya się właśnie zajmuje, wyglądałaby teraz jak pierwsza lepsza młoda kobieta, znajdująca fantastyczną rozrywkę w czytaniu o cudzym życiu. Napisała kilka wiadomości, później odczytała jakieś odpowiedzi, po jednej z nich parsknęła śmiechem, ale póki co nie miała dla Strikera żadnych wieści - ani dobrych, ani złych. Czas mijał, a że była zima, to na dworze powoli robiło się ciemno. Kobieta włączyła więc w pewnym momencie światła, choć nie duże i mocne, ale dwie przydymione lampy po obu stronach kanapy. Serial przeplatany był zdecydowanie zbyt dużą ilością reklam, ale Wade już tego nie oglądała, więc jeśli Charles chciał, mógł włączyć sobie cokolwiek innego.
- Charlie...? - zaczęła, choć nie spojrzała na niego. Wydawała się skupiona na tym, co robiła, choć jej słowa świadczyły o tym, że ma całkiem podzielną uwagę. - Dlaczego czegoś nie zmienisz?
Pytanie zupełnie ogólne, ale dość oczywistym było, do czego Sonya piła. Luca miał swoją fabrykę czerwonego piasku, był stale naćpany i szczęśliwy. Zane dorobił się ciepłej posadki w biurze Kassy i choć nie wiadomo, co dla nich robił, to stać go było na całą tę akcję i na mieszkanie, skoro planował je kupić. Tymczasem Striker mieszkał na zapleczu restauracji i żył w bólu wspomnień, które uniemożliwiały mu normalny powrót do społeczeństwa.
- Swoją drogą, czy gdziekolwiek produkują meble, które nie są dla ciebie za małe?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 paź 2017, o 23:02

Przewrócił oczami. Nie mógł uwierzyć jak udało jej się zachować taką figurę żrąc we wszystkich tanich okolicznych restauracjach. Przecież to nie miało żadnego sensu, no po prostu żadnego, a jednak nie wyglądała jak swój tłusty kot. Poprawił się lekko na miejscu, bo jednak zaczynał już zjeżdżać z kanapy za daleko. Wystarczyłaby jeszcze chwila, by ponownie zamiast na meblu siedział na podłodze.
Zdążył jednak na ułamek sekundy, zobaczyć coś, co nie powinno mieć miejsca. Ten ciepły wzrok oraz uśmiech, na który nie miał prawa patrzeć. Zaczęło go zżerać poczucie winy. Gdzieś tam głęboko w Charlesie starały się przebić jakieś pozytywne uczucia, jakaś radość, poczucie spełnienia, kurwa może nawet zauroczenie. On jednak czuł kolejny raz to samo. Miał uczucie, że to kolejny raz, kiedy szczęście wyciągało do niego rękę, by zaraz zdzielić go wielkim metalowym kijem o nazwie rzeczywistość.
Kiedy, odwróciła wzrok starał się nie okazywać niczego. Cieszył się nawet, że jest pijana, bo była niewielka szansa, naprawdę niewielka, że nie zauważyła tego dziwnego grymasu na jego twarzy. Coś, co większość nazwałaby okazaniem prawdziwej radości, jakiej nie czuł nigdy w życiu. Może i jego emocje dalej były przytępione ogólną apatią i brakiem chęci do życia, tak jego ciało zareagowało sobie z siebie, w ogóle się nie słuchając jego rozumu.
Odezwał się w nim pewien głos. Dobrze wiedział, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu poznał. Coś zmuszało go by powiedział jej o tym. Żeby powiedział jej, że potrzebuje jej pomocy. Żeby uratowała go i dbała o niego, i żeby za żadne skarby nie próbował udawać, że wszystko jest okay.
- Ja też nie.
Odpowiedział dość drętwo, wciąż będąc w wielkim szoku. Wewnętrzny głos ucichł, a ostatnie, co usłyszał brzmiało „Dobra robota pieprzony idioto”. Jego wzrok skakał jak szalony, była skupiona na telewizji. Jak zawsze przez ich długie przerwy w rozmowach mógł pozbierać myśli i ponownie zepchnąć uczucie na samo dno. Westchnął tylko czując, że z jego postępowania nic dobrego nie wyjdzie. Kolejny raz spychał się na krawędź, by tylko uniknąć tego, co mogło nadejść. Wiedział, też, że mógł popełnić błąd, którego nie będzie w stanie naprawić.
- Co? Tak. Dzięki.
Powoli był już znowu sobą. Musiał się skupić. Chciał się spotkać ze swoją siostrą, z rodziną. Cały ten plan mógł się okazać największą jego porażką w życiu. Nie wiedział, czego się spodziewać. Kiedy wyruszał na misje bojowe, zawsze wiedział, jako tako, co go czeka. Tutaj nie wiedział zupełnie nic. Wszyscy mogli go całkowicie odrzucić i takie rozwiązanie chciał przyjąć. Wtedy, wróciłby na Cytadele i to by było na tyle. Nie chciał, tego przyznać, ale właśnie takie rozwiązanie doprowadzi go tylko do nieuniknionego. Powrotu do życia, którego nie potrafił zmienić. Jeśli go zaakceptują, nigdy nie będzie potrafił opowiedzieć im, co się z nim stało. Co przeszedł. Nie mógł przewidzieć jak zareagują jego rodzice. Nie chciał widzieć ich zawstydzenia na twarzy, pogardy oraz innych negatywnych uczuć skierowanych w jego osobę. Niestety szczęśliwe chwile nie mogły trwać wiecznie.
Przełączał kanapy, by, co ciekawe zatrzymać go na kanale informacyjnym. Chyba wszyscy operatorzy tak mieli. Obserwowanie tego, co się dzieje na świecie, by przewidzieć gdzie będą musieli prędzej czy później lecieć. On teraz oglądał to z czystego przyzwyczajenia i mógł przy tym oczyścić umysł. Tak było dopóki nie zadała mu tego pytania. Tego jednego pytania.
Wyciągnął papierosa. Musiał zapalić. Dym zaczął unosić się po pomieszczeniu. Zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią. Nawet dość długo nawet jak na ich standardy. Podrapał się po głowie. Przesiadł się do bardziej wygodniej pozycji, opierając się łokciami o kolana. W końcu przemówił.
- Bo nie potrafię, chciałbym, ale nie umiem już funkcjonować normalnie. Zapomnieć o tym wszystkim, rzucić to i zacząć od nowa. Nie potrafię tego wszystkiego zrobić sam. Dziękuje, więc, że chcesz mi jakoś pomóc. Może dzięki tobie i temu, co właśnie robisz będę kiedyś potrafił być znowu być normalny.
Delikatnie uśmiechnął się. Trudno było powiedzieć, czy do samego siebie czy może do niej. On naprawdę marzył o normalnym życiu, a będąc z tym wszystkim całkowicie sam przez tyle lat nie widział dla siebie nadziei. Może teraz, chociaż przez chwilę, przez krótką sekundę podczas tej całej podróży odnajdzie to, czego zawsze mu brakowało.
- Na Tuchance.
Parsknął śmiechem starając się zachowywać dość normalnie w tej całej sytuacji. Szczególnie, że za każdym razem, kiedy musiał opowiadać cos o sobie miał uczucie, że wyrywany jest mu kawałek duszy. Nawet teraz. Pomimo tego, że z Sonyą odnaleźli wspólny język, nawet potrafił się otworzyć to wciąż robienie tego sprawiało, że czuł nowy rodzaj smutku. Ten, który zawsze był tłamszony przez poczucie winy. Rozczarowanie samym sobą.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

11 paź 2017, o 23:36

Wade faktycznie nie zauważyła początkowo, że cokolwiek jest nie tak. To, co Striker uznał za grymas na swojej twarzy, ona potraktowała jako odpowiedź na jej uśmiech, może trochę krzywą i nieudolną, ale wiedziała już, że nie robił tego często. I nie zastanawiała się, co dzieje się w jego głowie, bo nie spodziewała, że może się tam dziać aż tak dużo. Nie podejrzewała go o tak głębokie rozważania na jej temat. Pewnie nawet przez myśl jej nie przeszło, jak mocno w tej chwili Charles uświadomił sobie, że Wade jest kobietą. I to ładną, choć oszpeconą przez bliznę, którą usilnie chowała za zasłoną ciemnych włosów. No i teraz blizną na brzuchu i plecach. Prawdopodobnie nie powinna tyle pić, ale w końcu rana postrzałowa była zabliźniona przez maszynę w szpitalu, a szwy założono tylko na wszelki wypadek, ale i tak były rzeczy, których robić nie należało. Z drugiej strony do tych rzeczy należała też egzekucja na swoim pracodawcy i wysadzenie kompleksu budynków na Islandii.
- Wszystko w porządku? - spytała, a do jej głosu wrócił ostrożny ton. Może nie zauważyła po minie Strikera, że cokolwiek się zmieniło, ale po jego spiętym głosie już tak. Nie wiedziała o co mu chodzi, w końcu nie rozmawiali wtedy jeszcze o niczym poważnym.
Potem w milczeniu wysłuchała jego odpowiedzi i skinęła głową, przyjmując podziękowanie. Wydawała się zmieszana, nie wiedziała jak to skomentować. Pisała więc dalej, rozmawiając z kimś, kto być może mógł wprowadzić ją w bliższe kręgi znajomości Emily. Wino, odkąd nalała je do kieliszka, pozostawało nienaruszone, choć trzymała je ciągle w dłoni. Do czasu.
- Nie... Watson, nie - westchnęła i odstawiła alkohol, gdy czarny kot wpakował się jej na kolana, między nią a komputer. Holograficzna klawiatura wyświetliła się na ciemnym futrze. - No świetnie.
Przygryzła policzek od środka i pisała dalej. Może dotarło do niej, że przestała być tylko środkiem do osiągnięcia celu, albo jak ważne stało się dla Charlesa odzyskanie rodziny. Kogokolwiek bliskiego, kto byłby przy nim i pomógłby mu odbić się od dna, na którym wylądował już dość dawno temu. Raczej nie widziała w tej roli siebie, w końcu wciąż traktowała to jako rekompensatę za to, do czego doprowadziła jej zemsta.
- Rozmawiam ze znajomym mojego znajomego. Wiem już co tam kręcą, jakiś vid o artefaktach asari. Twoja siostra gra jedną z drugoplanowych ról - powiedziała cicho. - Spróbuje mi załatwić wstęp na teren planu, ale mówi, że nie wie, czy ją spotkam, bo nie wie kiedy przychodzi. Mówi, że pomysł ze statystą nie jest zbyt dobry, bo mogę nie trafić na scenę z nią, a tylko będę mieć zmarnowany dzień. Płacą im sześćdziesiąt kredytów za dziesięć godzin nagrań.
Pokręciła głową i zamilkła, kontynuując rozmowę z kimś w komputerze. Nie zdejmowała z siebie kota, choć znacząco utrudniał jej pisanie. Uniosła wzrok na ekran, ale w telewizji nie zobaczyła niczego, co by ją zainteresowało, więc wróciła do wygrzebywania w extranecie informacji na temat Emily.
- To sweter też dostaniesz krogański - dodała. - Znaczy ten, szalik.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 paź 2017, o 00:12

Dopiero ton jej głosu doprowadził go do porządku, do takiego, w którym powinien być od samego początku. Dał się ponosić swoim idiotycznym emocjom, przez które sytuacja stała się dość niekomfortowa. Pierwszy raz poczuł dyskomfort, od kiedy pierwszy raz się spotkali. Takiej niezręczności chyba między nimi jeszcze nie była. Miał ochotę strzelić sobie w głowę, pewnie by to zrobił gdyby nie to, że broń znajdowała się w pokoju obok.
Niepotrzebnie robił sobie jakąkolwiek nadzieje, pewnie z rodziną skończy się podobnie. Jeszcze bardziej pogłębił się w myśleniu o tym jak bardzo brnie w bagno, idiotyczne decyzje i wiarę w jakieś mrzonki na kiju. Przymknął na chwile oczy. Ta cała radość, spokój czy nawet uczucia, o których myślał, że już nigdy nie się pojawia tym razem zostały całkowicie spychane na drugi tor.
- Jest okay.
Nie było okay, było kurewsko daleko od słowa okay. Powolnie otworzył oczy. Znowu ta sama pustka, którą widziała, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Zaczął budować wokół siebie tą samą barierę. Niepotrzebnie opuszczał gardę. Był operatorem i nie miał żadnego prawa by stać się ponownie człowiekiem.
Pewny rodzaj otępienia pojawił się na jego twarzy. Brak jakichkolwiek emocji. Coś jak na statku, kiedy gapił się w jakiś punkt i na niego poświęcał całą swoją uwagę. Tym razem była to podłoga. Przestała go cieszyć jakakolwiek myśl związana z ostatnimi wydarzeniami.
To była odpowiedź na jej poprzednie pytanie. Jego choroba, nie była leczona i postępowała powoli. Prędzej czy później dojdzie do etapu, w którym nic już nie będzie w stanie mu pomóc. Siedział oparty, jednak tak jak wcześniej nie wydawał się on być w jakikolwiek sposób groźny. Ten się chyba zawsze wyróżniał, był ciągle smutny, przytępiony uczuciowo.
Nawet nie zareagował, kiedy kot postanowił wskoczyć na Wade. Nie myślał, nie zwracał uwagi na nic. Całkowicie się wyłączył. Często zdarzało mu się to przed różnymi operacji lub w więzieniu, gdzie, jeśli jego przełożony kazał mu coś robić to nawet nie potrafił powiedzieć nie. Nie ważne jak straszne było zlecenie, on je wykonywał.
Podrapał się po karku, kiedy papieros po prostu powolnie palił się pomiędzy jego palcami. Dym leciał mu prosto w twarz, ale on nawet nie reagował. Nawet nie przymknął oka, kiedy ten postanowił zmienić swój kierunek prosto tam. Posłuchał, co miała do powiedzenia.
- Rozumiem.
Zaczął wątpić w jakikolwiek plan czy rozwiązanie tej sytuacji w sposób, jaki wcześniej chciał dając się ponieść emocjom. Był tylko człowiekiem, a do tego zniszczonym Miał prawo wątpić w swoje poczynania, tym bardziej te oparte na swoich kaprysach. Wstał z miejsca. Chciał być sam.
- Pójdę się zdrzemnąć.
Po prostu wstał z miejsca, zgasił papierosa w umywalce kuchennej i udał się do swojego pokoju. Wiedział, że w takich sytuacjach nie powinien być sam. Wszystko mówiło, że cokolwiek teraz robi też nie jest dobrym pomysłem. Nie interesowało go to, jeśli ma się z nim dziać coś złego to niech się dzieje. Dla niego nie miało to żadnej różnicy. Niszczenie sobie psychiki było prostsze, niż jej naprawa.
Wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi. Nie czekała go żadna drzemka, a walka ze swoimi myślami. Usiadł na rozłożonej kanapie, przetarł twarz dłońmi. Położył się powolnie na kanapie, a wzrok utkwił w suficie. W ten sposób chciał się odciąć znowu od wszystkich, pewnie dla większości osób jego zachowanie można było porównać do emocjonalnie upośledzonego dużego dziecka, ale to był jego jedyny sposób na radzenie sobie z problemami. Całkowita samotność.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 paź 2017, o 08:52

Wade zmarszczyła brwi i uniosła wzrok na Strikera, tym razem nie rzucając mu już krótkich, urywanych spojrzeń, ale nie odwracając oczu. Zachowywał się dziwnie i wyraźnie nie miała pojęcia dlaczego. Jej życie samo w sobie było skomplikowane, zwłaszcza do wczoraj, musiała radzić sobie z wieloma różnymi problemami, ale to nie znaczyło, że ma choćby minimum pojęcia o tym, co dzieje się w głowie Charlesa.
- Co? Zrobiłam coś nie tak? - pewnie z przyzwyczajenia wyciągnęła dłoń do niego, gdy przechodził obok, ale nie złapała go za rękę, ani nawet go nie dotknęła, bo zwyczajnie nie zdążyła. Poszedł w swoją stronę, do gabinetu, zostawiając ją w nieświadomości, zastanawiającą się mocno co się z nim dzieje. Zaczęła się frustrować.
- Mógłbyś mi powiedzieć o co ci chodzi? - zirytowała się już, odkładając komputer na stół i zsuwając kota z kolan. Pewnie chciała pójść za nim, ale zanim wyszła spod wszystkiego, co na niej leżało, mężczyzna już zamykał się w gabinecie. - Charlie, kurwa, ja się nie będę domyślać czego ty możesz ode mnie chcieć, więc albo mi powiesz, albo sam sobie siostry szukaj, skoro nie pasuje ci to jak ja to robię.
Ostatnie słowa usłyszał już zza zamkniętych drzwi. Potem coś warknęła, kot miauknął, ale nie poszła za nim. Skoro chciał być sam, to proszę uprzejmie, mógł być sam.
- Gorzej niż z babą. Jak Claude się na mnie wkurwiał, to przynajmniej wiedziałam za co - zawołała jeszcze, po czym zamiast telewizora włączyła głośną, ciężką muzykę. Doskonale wiedziała, że Charles nie poszedł się zdrzemnąć, więc nie musiała się ograniczać. I nie zamierzała niczego dla niego robić, skoro - według tego, co wiedziała - nie podobało mu się to, jak to robiła. Nie przyszło jej do głowy, że to nie sposób w jaki szuka Emily jest dla Strikera problemem. Zaczynała robić już jakieś postępy i pewnie za jakiś czas miałaby już umówione spotkanie, albo z nią samą, albo przynajmniej z kimś kto ma z nią bezpośredni kontakt. Ale nie zamierzała robić tego na siłę i najwyraźniej źle.
Raz już była wściekła na Charlesa, wtedy, gdy uciekł i naraził cały jej plan na niepowodzenie. Teraz nie była aż tak zła i daleko jej było do krzyków i robienia scen, ale nie musiała ich robić, skoro on w tym sprawdzał się doskonale. Nie wiedział już, czym się teraz zajęła, ale mógł zakładać że zrezygnowała z prób skontaktowania się z Emily, nie dlatego, że nie chciała jej znaleźć, ale przez to, że najwyraźniej robiła to źle. Czymkolwiek teraz się zajęła, raczej nie miało to nic wspólnego ze Strikerem. Nie wchodziła do gabinetu, zostawiając go samego, skoro nie miał ochoty na jej towarzystwo.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 paź 2017, o 18:43

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Leżał na rozłożonej kanapie. Wzrok miał wbity w biały sufit, nie mógł się ruszyć. Ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej. Działo się z nim coś złego, coś, czego, z czym zazwyczaj nie musiał sobie radzić. Zaczęła go boleć głowa, wszystko go irytowało. Wydawało mu się, że śnieg za oknem nawet pada jakoś tak głośniej. Do tego muzyka w pokoju obok wcale nie była lepsza.
Powolnie zwlókł się z łóżka. Musiał dostać się do swojej torby, chciał znaleźć jakieś leki przeciwbólowe, bo czuł jakby zaraz coś miało rozsadzić mu głowę. Szczególnie w miejscu, gdzie znajdowała się blizna. Przez cały ten czas, kiedy starał się bardzo powolnie dostać do torby, jego dłoń nie chciała opuścić jego blizny. Nawet w torbie grzebał jedną ręką. Zaczął szukać swojej apteczki. Otworzył ją na podłodze i wyciągnął pierwsze lepsze opakowanie z lekami. Spróbował odczytać, co na niej piszę. Kolejne uderzenie bólu. Leki, które miał w ręce były mu przypisane przez psychiatrę jeszcze z więzienia. Odłożył je na bok, by w końcu dostać się do tych przeciwbólowych. Zjadł prawie 4 tabletki. Jego wzrok powrócił do pierwszej opakowania. W życiu wziął te leki raz i to po wyjściu z więzienia. Czuł, że chyba teraz ich potrzebuje. Połknął wiec dwie.
Starał się wrócić na łóżko i odpocząć. Gdyby w końcu opadł całkowicie z sił złapał się obydwiema dłońmi za głowę. Miał nadzieje, że nikt go w tym momencie nie zobaczy. Od dawna nie miał, aż tak silnego ataku. Oczywiście sam o tym nie wiedział, uznawał to za zwykły ból migrenowy. Mijały minuty, przez które przeżywał ból, jakiego w życiu jeszcze nie czuł. Miał ochotę walić głową w ścianę tak długo, aż przestanie boleć. Miał flashbacki różnych wydarzeń. Cały się trząsł.
W końcu po krótkim czasie leki zaczęły działać. Dla Strikera trwało to znaczeni dłużej. Poczuł się nagle zmęczony, ból odchodził, a on chciał zasnąć. Chociaż na chwilę. Chociaż na sekundę. Nawet nie wiedział, kiedy odpłynął w tym wszystkim.

Obudził się w środku nocy. Chyba. Nigdzie nie widział zegarka, ale uznał, że tak jest skoro muzyka w salonie nie grała i nawet nie słyszał jej ruchów. On sam za to czuł się znacznie gorzej. Siedział na łóżku. Był spocony, wręcz kleił się. Czuł się jakby właśnie wyczołgał się pod tygodniu z okopu. Przesunął nogi na podłogę. Przetarł ręką twarz. Spróbował wstać, ale nogi się pod nim uginały. Było mu niedobrze.
Chciał jednak dostać się do toalety i jakoś ogarnąć. Nawet, jeśli to był środek nocy. Nie pierwszy raz zdarzyło mu się obudzić w środku nocy, by nie już nie spać i spróbować się ogarnąć. Tym jednak razem było coś nie tak. W życiu nie czuł się tak źle.
Szurając nogami ruszył w stronę drzwi. Nie chciał zapalać światła. Jeśli ktokolwiek zobaczyłby go w takim stanie uznałby pewnie, że zwariował. Otworzył drzwi przed sobą. W salonie nikogo nie było. Światła były pogaszone, kotów też nie widział czy słyszał. Pomieszczenie było za to przeraźliwie ciemne. Spojrzał w stronę okna. Obraz mu się trochę rozmazywał. Śnieg już nie padał, ale wydawało mu się jakby ktoś dosłownie pomalował szyby na czarno. Ruszył dalej.
W połowie drogi do toalety upadł na ziemię, czując, że zaraz zwymiotuje. Z pozycji na czworaka, próbował znowu przejść do normalnego chodu. Musiał się opierać o różne przedmioty by się nie przewrócić. Wszedł w końcu do toalety, światło zapaliło się samo. Złapał się umywalki, uniósł lekko głowę by spojrzeć na lustro przed nim.
Miał zapadłą twarz. Jakby przez tą jedną noc postarzał się o kilka lat. Oczy miał przekrwione jak nigdy. Dosłownie całe czerwone. Poczuł, że zbiera mu się na wymioty, tym razem nie udało mu się ich zatrzymać. Zaczął wylewać wszystko z siebie do zlewu. Nic nie jadł, więc na początku leciała mu z ust tylko żółć i resztki śniadania. Nagle zaczął rzygać krwią, dosłownie wszystko przed nim stało się krwistą plamą. Podniósł wzrok przed siebie.
W lustrze widział odbicie Burela, zaraz za swoim ramieniem. Burela, z dziurą od kuli w głowie. Był nienaturalnie wysoki. Przyglądał się Strikerowi z dziwnym uśmiechem na twarzy, a z rany sączyła mu się krew.
- Po co walczysz sam ze sobą Charles? Czemu starasz się stać normalny, skoro już zawsze pozostaniesz żołnierzem Rosenkova. Jesteś taki ja my, nie masz prawa się zmienić.
Kolejny raz zwymiotował. Znowu krew, a nawet więcej. Był brudny we własnej krwi, na dłoniach zasychała mu jego własna posoka. Spojrzał znowu w lustro. Burela, już nie było. Za to on widział swoje odbicie. Był w uniformie, jaki nosił na każdej operacji. Pancerz był jednak strasznie zniszczony, znoszony i pobrudzony krwią.
Pociągnął nosem, z którego też lał się bordowy płyn. Rana na jego głowie była otwarta, włosy miał zmierzwione potem. Przejechał dłonią po twarzy, starając się zetrzeć z niej wszystko. Sprawiło to, że mieszanka potu i krwi rozmazywała się jeszcze bardziej po jego twarzy. Drapał ja, chciał cokolwiek z tym zrobić.
- I TAK JESTEŚ JUŻ MARTWY STRIKER!

Otworzył oczy. Leżał na łóżku. Cały się trząsł, leżał w pozycji embrionalnej. Trzymał się za głowę i coś do siebie mamrotał pod nosem. Brzmiało to jak „To tylko sen, to tylko sen”. I tak w kółko. Jakby ta pieprzona mantra miała cokolwiek teraz zmienić. Próbował jeszcze bardziej się ścisnąć się w kulkę. Chciał odciąć się od świata, który go otaczał.
Z większej perspektywy i tak nie miało to już znaczenia. Kolejny raz, świat udowodnił mu, że nie ma żadnej władzy nad swoim losem. Był wrakiem, którego jakaś dziwna i sadystyczna siła pchała dalej naprzód. Jakby chciała sprawdzić jak długo będzie mogła popychać go w coraz większą rozpacza, aż w końcu sam postanowi ze sobą skończyć.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905

Wróć do „Ziemia”