I został sam. Dokładnie tak jak chciał. Czy jednak właśnie tego chciał? Tej całe samotności? Może to jednak nie o nią chodziło, a to jak zareagowała. Wystraszyła się go. Ponownie. Był przyzwyczajony do tego, że ludzie się go bali, jednak to jej reakcja jak zawsze zadziałała na niego inaczej. Wiedział, że to przez to, że dał się jej do siebie zbliżyć, chociaż bardziej pasuje tutaj to, że się przed nią otworzył.
Rozsiadł się z papierosem na kanapie. Nagle wszystkie te depresyjne głosy zniknęły, zaczął przemawiać do niego rozsądek. Mówił mu, żeby przestał zachowywać się jakby już nie żył i wziął się za siebie. Jeśli udało mu się przetrwać tak długo to musiał być jakiś powód. Nie mógł się poddawać, tym bardziej mentalnie. Zaciągnął się kolejny raz. Musiał wyjść do ludzi. Musiał się jakoś komunikować. Był blisko szaleństwa, ale nigdy jeszcze tej granicy nie przeszedł, ze względu na to, że wciąż próbował być człowiekiem.
Zebrał się z kanapy i zaczął zbierać resztę kubka. Nie zamierzał potem wejść w kawałek szkła i pierdolić się z raną na stopie przez najbliższe kilka dni. Było kilka miejsc, w które nigdy nie chciał być ranny, jednym z takich miejsc były stopy. Wyobraźcie sobie, kiedy musicie maszerować kilka dni, a w twojej stopie jest kawałek jakiegoś gówna, które przypomina o sobie z każdym krokiem. Wystarczyło mu, że miał takie gówno już w swoim mózgu.
Posprzątał wszystko, trzymając okruszki szkła w swojej ręce. Były na tyle duże, ze zmieściłby tam jeszcze dodatkowe 3 kubki. Nawet kot mu przestał przeszkadzać, kiedy odzyskał trzeźwość umysłu. Kolejny raz reakcja innej osoby sprowadziła go do normalności. Dlatego właśnie przebywanie samemu wpływało na niego tak bardzo auto-destrukcyjnie.
Chciał poprawić swoje życie. Żeby nie musiał żyć w bagnie PTSD, wrócić do normalności, znaleźć sobie bliskich ludzi. Niestety, każda ta próba była torpedowana przez niego samego. Teraz walczył ze sobą by w końcu to zrobić, uznać, że nadszedł moment, w który musi przestać być zamkniętym w sobie egoistycznym gnojem, dla którego najlepszym rozwiązaniem byłaby własna śmierć.
Wyszedł w końcu z pokoju. Wyglądało to dość dziwnie, kiedy jedną rękę miał przed sobą ze szkłem. Raczej nie był to dość normalny widok, szczególnie przy jego wyglądzie. Ogromny typ bawiący się w sprzątaczkę. Jakby nie patrzeć przy jego rozmiarach, każda rzecz, którą robił wyglądała komicznie. Szczególnie zwykłe rzeczy. Korzystanie z małych przedmiotów, sprzątanie, gotowanie czy cokolwiek, co nie pasowało do stereotypu żołnierza.
- Gdzie jest kosz?
Spytał. Głos miał już normalny, jednak dalej wyglądał jakby ktoś mu właśnie złamał serce. Taki już jego los. Wielkiego nieszczęśliwego niedźwiedzia. Smutna parodia Osiołka z Kubusia Puchatka w prawdziwym życiu.
- Słuchaj. – Przejechał dłonią po głowie. Zawsze tak robił, kiedy coś go stresowało. – Nie chciałem cię przestraszyć. Jeśli, jeśli mógłbym prosić o jedną rzecz. – Zatrzymał się na chwilę. – Gdybyś. Gdybyś po prostu przestała się mnie bać.
Westchnął głośno. Każde słowo, wypowiadał z pewną dozą smutku. Zazwyczaj nie był zbyt rozgadanym człowiekiem,więc wszystko, co mówił zazwyczaj płynęło prosto z jego racjonalności lub prosto z serca. Od, kiedy wyszedł z więzienia przestał już odgrywać różne role, nawet już mu to nie wychodziło. Teraz po prostu starał się unikać niektórych tematów lub odpowiadać szczerze.