Mógł się domyślać, że Wade tęskniła za nim tak samo mocno, jak on tęsknił za nią - jeśli nie bardziej, bo nie miała zajęcia, które oderwałoby ją od myśli na tyle mocno, by przestała o tym myśleć. Może dlatego zabrała się za malowanie, cokolwiek teraz malowała. Ale nie odpowiedziała mu tym samym. Milczała, jak zawsze, gdy nie wiedziała co powiedzieć. Przyglądała się wszystkiemu, co zrobił, zastanawiając się pewnie ile z tego trzeba będzie wyrzucić.
Gdy postawił przed nią talerz, początkowo też nic nie zrobiła. Tak jakby działanie takie jak złapanie za sztućce i zagłębienie ich w kawałku mięsa w tej chwili ją przerastało. Patrzyła na doskonale przyrządzone danie, nie podnosząc wzroku. Może bała się na niego spojrzeć, bo za dobrze ją znał i za dużo emocji mógł wyczytać z jej oczu. A może po prostu była bardzo, bardzo zmęczona i wcale nie miała teraz siły na jego powrót. Złapała za to kieliszek z winem i całkiem chętnie się napiła.
Dopiero gdy powiedział jej o tym, że zastrzelił Katię Bondar, uniosła wzrok. I mimo, że się nadal nie odzywała, to w jej oczach widział pytanie. I strach, choć nie przed nim, a o niego. Dawno już przestała obawiać się Charlesa, o ile w ogóle kiedykolwiek to robiła.
-
Co zrobiłeś?
Nie rozumiała, ale nie znała przecież całej historii. A gdy Striker zaczął jej ją opowiadać, słuchała, tym razem już nie odrywając od niego wzroku. Jej ciemne spojrzenie utkwione było w jego twarzy, jakby szukała w niej odpowiedzi, których nie udzielał jej słowami. Rzeczy, których nie dało się do końca opisać werbalnie. Pokręciła głową, marszcząc brwi, gdy wspomniał stację Trouge. Widać nigdy nie przewinęła się jej informacja o tej stolicy grzechu i rozpusty. Nic dziwnego, skoro większą część życia spędziła na Ziemi i tak bardzo nienawidziła latać, a skoki przez przekaźnik wywoływały u niej mdłości.
-
Prawie? - powtórzyła. -
Przeżyła to? Jak?
Chyba nie do końca rozumiała, biorąc pod uwagę, że najskuteczniejszym jej działaniem na polu bitwy było poderżnięcie gardła przeciwnikowi, o czym Charles zdążył się już na własne oczy przekonać. Jeśli tylko mogła, robiła to samo: dobiegała, skryta pod osłoną kamuflażu i wyćwiczonym ruchem omni-ostrza pozbawiała życia. Myśl o tym, że coś mogłoby pójść nie tak, wcale do przyjemnych nie należała.
Kiedy jednak padła nazwa Cerberusa, Wade znieruchomiała. Zupełnie tak, jak Daryl kilkanaście godzin wcześniej. Jej jednak przeszło znacznie szybciej. Podniosła się ze stołka, zabierając ze sobą swój kieliszek i zrobiła kilka kroków po pokoju, jakby nie mogła usiedzieć w miejscu. Potem przeniosła wzrok na jego nogę, jakby przez spodnie chciała teraz zobaczyć, co mu się stało. Przetarła twarz dłonią i odgarnęła włosy z twarzy. To było dużo informacji na raz do przyswojenia.
-
Zabiłabym cię, gdybyś dał się zastrzelić - warknęła. Była zła, choć Striker nie wiedział na kogo tak naprawdę. Pewnie po części na niego, po części na Cerberusa, a po części na siebie, o ten swój wybuch, który sprawił, że nie wiedziała co się z nim dzieje przez ostatnie dwa tygodnie. Pokręciła głową, słuchając reszty historii, by w końcu jednak usiąść z powrotem przy swoim talerzu, choć nadal nie ruszała posiłku.
-
Ja... to nie... - zaczęła protestować, choć marnie jej to szło. Opuściła wzrok na poplamione szarą farbą spodnie i zakryła plamę dłonią, jakby to miało cokolwiek zmienić. -
Myślałam, że nie wrócisz. Że tego nie chcesz. Postanowiłam przerobić to sobie na biuro, żeby nie stało puste. Byłam przekonana, że nie chcesz.
Przez chwilę odwzajemniała spojrzenie, zupełnie zagubiona w tym, co działo się w jej głowie. I gdy w końcu z powrotem otworzyła usta, by coś powiedzieć, przerwał jej dzwonek do drzwi. Westchnęła i podniosła się, ruszając w stronę wyjścia. Głos, który Striker później usłyszał, wydawał się znajomy, choć nie umiał go dopasować do żadnej twarzy.
-
To co, chcesz coś zamówić?
Kobieta westchnęła.
-
Zapomniałam o tym. Nie, zdecydowanie nie. Charles wrócił.
-
O.
-
Ale wiesz co? Poczekaj chwilę, nie będziesz musiał nic zamawiać.
Szybko wróciła do kuchni, odstawiając kieliszek na blat. Rozejrzała się, wybierając w końcu jedno z dań, które przygotował Striker i przełożyła je do plastikowego pojemnika, rzucając Charlesowi tylko jedno pytające spojrzenie. Założyła jednak, że nie będzie protestował, bo i tak mieli za dużo, nawet jeśli on zamierzał zjeść połowę tego wszystkiego. Zza załomu ściany wyszedł mężczyzna, któremu zanosiła pancerz do naprawy jeszcze nie tak dawno temu. Skinął do Charlesa głową, wsuwając ręce do kieszeni, ale się nie odezwał, ani nie przedstawił. Może był równie aspołeczny, co oni wszyscy. A może zwyczajnie nie chciał.
Wade wręczyła mu jeden z obiadów i odprowadziła go do drzwi. Chwilę jeszcze rozmawiali o czymś cicho, a potem drzwi za nim się zamknęły i kobieta wróciła do kuchni. Uniosła wzrok n Strikera, zakładając, że chyba jest mu winna wyjaśnienie.
-
Jed pomagał mi dzisiaj i przez ostatni weekend. W malowaniu.