Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[KANADA] Montreal

12 paź 2017, o 19:27

Kiedy się obudził, w mieszkaniu panowała cisza. Nie było słychać tej muzyki, którą wczoraj Sonya zagłuszała swoją złość, koty też nie miauczały, przez szczelne okna nie było słychać dźwięków miasta. Prawie jak w domku na Islandii, choć tam przez otwarte drzwi słyszał miarowy oddech Wade. Teraz nie było niczego. Sam w niewielkim pokoju, wśród książek i datapadów sięgających sufitu, i własnych myśli z którymi nie potrafił sobie poradzić. Nawet jeśli kobieta zaglądała do niego w międzyczasie, to nie mógł tego zauważyć, ale prawdopodobieństwo tego było praktycznie zerowe. Może nie była wściekła, ale na pewno zirytowana, a na tyle, na ile ją znał, wiedział, że jest w stanie też uszanować jego potrzebę prywatności. Komputer tak czy inaczej od wczoraj miała już w salonie.
Miał tyle czasu, ile potrzebował, żeby ogarnąć się po swojej ciężkiej nocy. Mijały minuty, kwadranse, w końcu i godziny. Nadal nic nie zaburzało ciszy domu, więc musiał obudzić się bardzo wcześnie. Jeśli sprawdził czas, faktycznie, nie było jeszcze ósmej. Wade na pewno nie położyła się spać na tyle wcześnie, by teraz wstawać.
Chwilę przed dziewiątą zaczęły hałasować koty. Najpierw zaczęły się biegi po salonie, niosące się echem po całym mieszkaniu, potem stopniowo rozlegały się coraz bardziej naglące pomiaukiwania. Te trwały kilka minut, dopóki nie dobiegł do Strikera dźwięk otwieranych drzwi i kroków Sonii. Potem miauknięcia nasiliły się, do momentu, w którym zapewne zwierzaki dostały jeść, więc umilkły. Jakiś czas później dotarł do mężczyzny dźwięk odkręcanej wody pod prysznicem i nie ustawał przez długie kilkanaście minut. Wade nie przybiegła do gabinetu w panice, żeby sprawdzić dlaczego zakrwawił jej całą łazienkę, więc faktycznie wspomnienia z minionej nocy musiały być snem i Striker mógł mieć za te obawy pretensje do swojej zniszczonej psychiki.
Później znów zapadła cisza. Ciężko było stwierdzić, czy kobieta opuściła łazienkę, czy nie, bo dźwięk otwieranych drzwi jakoś mu musiał umknąć. Nie rozmawiała też z kotami i nie włączała muzyki ani telewizji. Tak samo jak przedtem, zupełnie jakby był sam. Wciąż było wcześnie, zakładała, że Charles tak samo jak ona będzie musiał w końcu odespać swój stres.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 paź 2017, o 20:05

Bardzo, ale to bardzo powoli spróbował wstać z łóżka. Kilka razy próbował wcześniej, jednak nie wychodziło mu to najlepiej i zazwyczaj wracał dalej leżeć dochodząc do siebie. W końcu, kiedy usłyszał poruszającą się po mieszkaniu Wade uznał, że musi coś ze sobą zrobić. Nie mógł pozwolić by zobaczyła go w takim stanie. Widziała, już pewnie wcześniej, ale nie, aż tak złym ja teraz. Tłumaczyło to też jego ostatnie wybuchy płaczu, nie rozumiał wtedy jak bardzo blisko był pęknięcia.
Zebranie z łóżka zabrało mu o wiele dłuższą chwilę. Tak jak w swoim śnie nie mógł dobrze ustać na nogach. Bolał go brzuch, nie wiadomo czy przez to, że właśnie przespał, spojrzał na zegarek, który jednak był na ścianie. Położył się koło 14, wstał około przebudził się o 6 rano. 16 Godzin snu, plus dodatkowe 3 na dojście do siebie, by, chociaż wstać z łóżka. Równie dobrze mógłby już w nim zgnić.
Pierwsze, co zrobił to złapał za paczkę papierosów leżącą na podłokietniku kanapy. Opierał się ściany, by jakoś utrzymać pion. Trochę się zataczał. Był przepocony, oczy miał przekrwione. Kolejny raz uznał, że nigdy więcej nie weźmie tych leków. Nigdy.
Przemieszczanie się nie było, chwilę później już tak problematyczny. Cieszył się, że brała prysznic. Wolałby nie widziała go teraz, chociaż po tym wszystkim, pewnie i tak każę mu wypierdalać. Zakładał, że prędzej czy później odpuści sobie z tą całą pomocą. Nie tego się spodziewała. Raczej nikt by się tego nie spodziewał. Nawet jego koledzy po fachu, podchodzili do niego tak samo jak zawsze uważając, że w jego życiu nic się zmieniło.
Przejechał językiem po spierzchniętych ustach. W ustach miał kapcia. Nic też nie pił, a cała ta sytuacja musiała go całkowicie odwodnić. Oparł się o drzwi do innego pokoju. Chciał się tam przedostać jakoś, ale nie mógł zbyt dobrze ścisnąć dłoni na klamce. Kilka razy zjechała mu, kiedy był blisko ich otwarcia. W końcu jednak mu się udało. W salonie nie było chyba nikogo.
Bardzo powolnym krokiem zbliżał się do balkonu. Musiał odetchnąć świeżym powietrzem, coś musiało go zbudzić z tego marazmu. Tam też walczył z systemem otwierania, ale w końcu i one uległy jego próbom. Na zewnątrz była spora warstwa śniegu, która powiększała się przez ciągle padający śnieg. Postawił pierwszy krok, zapadając się w białą masę. Nie czuł nic, jakby jego skóra nie potrafiła zaakceptować tej temperatury. Powiem wiatru uderzył w jego twarz, prawie go powalając. Po kilku krokach, po łydki w śniegu stał i patrzył na budzące się miasto. Pewnie większość jego mieszkańców spędziła tę noc jak każdą inną, to samo można było powiedzieć o Strikerze.
Wyciągnął jednego papierosa, siłując się z zapalniczka by ją otworzyć. Odpalił w końcu papierosa, co zakończyło się jego głośnym kasłaniem. Kolejne zaciągnięcia szły już jednak coraz bardziej gładko, nie denerwując jego płuc i gardła. Stał, więc, tak po prostu patrząc na wszystko przed sobą. Nie wiedział nawet jak bardzo temperatura może być na minusie. Ten cały chłód, pozwalał mu jednak powoli dochodzić do siebie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 paź 2017, o 21:11

Na dworze wiało, i to mocno. Ale może to i lepiej, nocne zmęczenie było skutecznie ze Strikera wywiewane. Wiatr odrywał od niego wilgotną koszulkę i suszył jego plecy, co nie mogło skończyć się dobrze - ale z drugiej strony brak odporności psychicznej mógł wiązać się z doskonałą odpornością fizyczną, więc może nie groziło mu zapalenie płuc. Może dym, którym się zaciągał, uwędził mu układ oddechowy na tyle mocno, że zimowe powietrze nie robiło na nim wrażenia.
W pewnym momencie usłyszał za sobą otwierające się drzwi, a z mieszkania na zewnątrz wyjrzał nie kto inny, jak Wade. Musiała wyjść właśnie z łazienki, a widząc Charlesa na balkonie, bez kurtki, stwierdziła, że zainterweniuje. Niezależnie od tego, w jakich nastojach wczoraj się rozstali.
- Mówiłam ci, że możesz palić w domu - odezwała się.
Miała wysoko związane włosy, żeby nie zmoczyły się pod prysznicem i wciąż nieco zaspane spojrzenie. Trochę jak poprzedniego dnia, w domku na Islandii, kiedy opadła na kanapę i zabrała się powoli za kawę, stopniowo przekonując się do śniadania. Teraz śniadanie dostały tylko koty, a Wade, mimo prysznica, nie do końca była gotowa na nadchodzący dzień. Miała na sobie długi, czarny szlafrok, związany w pasie. Co pod spodem - tego nie było widać, poza wystającym z niego jednym kolanem nic nie rzucało się w oczy. Skrzyżowała nogi w kostkach i ręce na klatce piersiowej, w przeciwieństwie do Charlesa niezbyt zadowolona z temperatury na zewnątrz.
Znów, tak samo jak wczoraj, zmarszczyła brwi, patrząc na jego profil. Widziała, że coś jest z nim mocno nie tak, bo nie był w stanie tego ukryć. Ale nie pytała dlaczego, ani nie wnikała w szczegóły tego jak spędził noc. Sama nie mówiła też nic ani o sobie, ani o sukcesach czy porażkach w poszukiwaniu Emily.
- Wyglądasz źle - poinformowała go, jakby sam o tym nie wiedział. - Zrobię kawę.
Zamknęła z powrotem balkonowe drzwi i poszła do kuchni, zostawiając go samego. Nie było już ciepła w jej oczach, ani uśmiechu na jej ustach. Wróciła ta sama Sonya, którą spotkał w swojej restauracji i z którą lecieli na Islandię. Obojętna, niezadowolona. Z maską na twarzy. Skoro nie chciał z nią rozmawiać, co zaprezentował wczoraj, wychodząc w połowie rozmowy i znikając w gabinecie już do końca dnia, Wade wyraźnie nie zamierzała prosić o nic więcej. Miała tylko pomóc mu znaleźć rodzinę, tyle. To mogła zrobić dla każdej, pierwszej lepszej, spotkanej na ulicy osoby.
W kuchni włączyła ekspres, a potem przygotowała dwie kawy, nie poganiając Charlesa. Mógł sobie stać na balkonie ile chciał. Ona ze swoim gorącym, kofeinowym napojem usiadła przy kuchennym blacie i włączyła omni-klucz, wczytując się w coś, co na nim miała. Prawdopodobnie jakąś stronę w extranecie, bo nie pisała nic, więc nie mogły to być wiadomości. Drugi kubek stał obok, gotowy dla Strikera. Obok niego zostawiła mleko i cukier, bo nie wiedziała, jaką kawę pijał. Czarny kot siadł obok, na blacie i ocierał się teraz głową o jej ramię, co Sonya ignorowała, choć stanowili razem dość uroczy, nieco mroczny obrazek.
- Mamy lot za trzy godziny - poinformowała Charlesa, gdy znalazł się w środku. - Dobrze by było, żebyś się zebrał do tego czasu. Następny jest późno, dolecimy na noc. A nie wiem, czy będę mogła wziąć Ishtar. Raczej nie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

12 paź 2017, o 22:00

Stał na balkonie o wiele dłużej niż powinien. Nawet, kiedy wspomniała, że może palić w domu nie próbował się odwrócić. Nawet nie chciał wiedzieć, w jakim stanie jest teraz jego twarz. Pewnie taka jak zawsze, tylko bardziej zmęczona po tej nocy. Rozłożył lekko ręce biorąc na siebie cały wiatr. Z każdą, chwilą na zewnątrz czuł, że może to był ten moment, w którym powinien to skończyć. Nikt nie zgadnie, z którego piętra by wyskoczył. Uniósł lekko głowę, patrząc na niebo. Majestatyczny widok. Dlaczego by tego nie skończyć?
Nie potrafił, nigdy nie potrafił się zmusić do zrobienia tego ostatniego kroku. Tego, które by uwolniło go od tego wszystkiego. Próbował nie raz, ale zawsze sobie odpuszczał. Raz, kiedy już nacisnął spust broń się zacięła. Coś ciągle nie pozwalało mu na śmierć. Na tą jedyną i wymarzoną chwilę, której nie nadchodziła. Wręcz uciekała od niego najszybciej jak mogła.
Jego wewnętrzny głos starał się do niego przemówić. Żeby się odwrócił, porozmawiał z nią, chociaż spróbował wyjaśnić cokolwiek. Niestety był przytłumiany przez apatię, jego jedyną kochankę. Ona nie pozwalała mu na przejmowanie się takimi drobnostkami. Chociaż, ciepło wspomnień ostatnich dni czuł, to i one gasły w obliczu ostatniej nocy. Odchodziły, znikały jakby to wszystko nigdy nie miało sensu.
Wystrzelił papierosem z balkonu. Chciał popatrzeć, jak powoli unosi się na wietrze by w końcu wylądować gdzieś na chodniku. Opuścił głowę patrząc na podłogę. Przymknął delikatnie oczy. Cholernie zimne powietrze dawało mu się we znaki. Opatulało jego ciało, w delikatny całun. Odbudowywała się jego bariera, na cały ten świat.
Poruszył nogą. Czuł jak jego skóra u stop delikatnie już przymarzła do podłoża. Odczepił, więc i drugą. Musiał wrócić do środka, głos rozsądku był innym przyjacielem, który go nie opuszczał. Chociaż, w ostatnim czasie, tak samo jak on przechodził bardzo ciężki okres, uważając, że swoimi podpowiedziami pomoże Strikerowi. Cóż, mylił się dokładnie tak samo jak osoba, w której mieszkał.
Otworzył drzwi balkonowe wchodząc do środka. Jego stopy były już lekko sine, na spodniach osiadł śnieg, a on sam wyglądał jak tysiąc nieszczęść. Marniał w oczach. Zimne powietrze, mogłoby się wydawać miało mu pomóc i pomogło, ale tylko lekko ukoić jego wewnętrzny ból. Na zewnątrz wyglądał jeszcze gorzej.
Jeśli dobrze pamiętała, jego wygląd wtedy na Islandii, kiedy się rozsypał to nie wyglądało to jak teraz. To było na całkowicie innym poziomie. O wiele wyższym poziomie. Powolnie podszedł do stołu, spojrzał na cierpki brązowi napój. Nienawidził kawy i wspominał o tym nie raz, jednak i tak ją dostał. Może po prostu powinien to zaakceptować, że ludzie mają w dupie to, co on chce. Napił się łyka. Mogła zauważyć na jego twarzy niewielki tik. Jakby się skręcał od środka od smaku. To chyba była jedyna emocja, jaką tego dnia okazał.
- Jeśli nie chcesz ze mną lecieć to się nie zmuszaj. Nie jesteś mi niczego winna.
Głos miał oschły, lekko zachrypnięty. Nie było jednak w jego głosie agresji, czegokolwiek. Jego ton przypominał jak ten z restauracji. Bez uczuciowo. Planował powrót na Cytadelę i odpuścić sobie jakiekolwiek próby powrotu na jakiekolwiek tory normalności. Po prostu wolał to rozwiązać tak, niż żeby poczuła się, że całą jej robota poszła na marne. W głębi duszy, w taki sposób chciał się o nią zatroszczyć. Ten ostatni pieprzony raz. Nieudolny raz.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 paź 2017, o 05:56

Patrzyła na niego, gdy pił pierwszego łyka przygotowanej przez nią kawy i początkowo nie okazywała po sobie żadnych emocji, ale w pewnym momencie coś w jej twarzy się zmieniło - pojawiło się zrozumienie i frustracja. Tym razem to drugie nie wobec niego, a wobec siebie. Westchnęła ciężko i sięgnęła po kubek, zabierając go z rąk Charlesa i przysuwając do siebie.
- Zapomniałam - przyznała. - Zrobiłam z rozpędu, bo sobie zawsze robię. Zostaw. Wypiję dwie.
Podniosła się i włączyła czajnik, by zrobić herbatę. Tę pijał, była tego pewna, bo napar zrobiony wczoraj wypił i to całkiem chętnie. Potem wróciła do blatu, przy którym stał i stanęła naprzeciw niego, po drugiej stronie szafki. Pochyliła się nieco i oparła o blat, przez chwilę wpatrując się w jego szarą powierzchnię. W końcu westchnęła ponownie i wyprostowała się, unosząc wzrok na mężczyznę.
- Charles, posłuchaj - zaczęła, odgarniając z twarzy włosy, które wpadały jej do oczu. - Nie wiem, naprawdę nie wiem co wczoraj zrobiłam, ale naprawdę nie chciałam doprowadzić do tego. Nie chciałam, żebyś...
Zamilkła, nawet nie wiedząc jak to nazwać, bo nie wiedziała co się wydarzyło. Zamknął się na kilkanaście godzin, zły na nią, na siebie, na cały świat. Uznała, że to jej wina, bo jak mogła uznać inaczej? To z nią wtedy siedział i z nią rozmawiał. A teraz wyglądał tak, jak wyglądał, i cofał swoją prośbę o jej pomoc. Wyciągnęła ręce i oparła je na jego dłoniach, na blacie. Były lodowate, ale po wycieczce na balkon mogło to nie robić na Charlesie wrażenia.
- Wiem, że jest ci ciężko, z tym bagażem który musisz nieść i wiem, że nie mogę tego zrozumieć i pewnie nikt nie może. Ale nie rób tego. Nie odcinaj się. To w niczym nie pomoże - opuściła wzrok na ręce. - Mówiłeś wcześniej co innego. Mówiłeś, że...
Znów przestała mówić, chyba nie wiedząc które jego słowa powtórzyć. Zabrała dłonie, wsuwając je do kieszeni szlafroka. Spojrzenia nadal nie podnosiła, do momentu, w którym odezwała się ponownie.
- Czy to o wino chodziło? Nie lubisz, jak się pije? Czy o te meble? - spytała cicho. - Charlie, przepraszam. Nie chcę zostawać sama. Boję się zostawać sama.
Przyznała w końcu, siadając z powrotem na swoim poprzednim miejscu i sięgając jedną ręką do kota. Na jej twarzy w jednej sekundzie przesunęły się dziesiątki emocji, których normalnie po sobie nie pokazywała, ale przecież musiały się w niej tłoczyć po tym wszystkim, do czego doprowadziła. Nie była człowiekiem bez serca. Oparła się łokciem o blat i podparła głowę na ręce.
- Ale rób jak chcesz. Możesz lecieć sam. Tylko poleć, do Japonii, nie na Cytadelę.
Ostatnio zmieniony 13 paź 2017, o 14:28 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 paź 2017, o 12:43

Zabierając mu kubek z ręki, lekko się zdziwił. Przecież już pił tą kawę, nie musiała przecież go odbierać. Wciąż chyba był jeszcze otumaniony przez leki, bo rękę miał ułożoną tak jakby dalej miał napój w ręce. Spojrzał na dłoń, w której świeciła pustka i położył ją zwyczajnie na blacie.
Stuknął w niego palcami, sprawdzając jak dużą kontrolę ma nad nimi. Mogło być gorzej. Spojrzał na nią. Dalej nie wiedział, co w sumie powinien zrobić. Kiedy, była obok czuł, że powinien z nią zostać tak długo jak mu tylko pozwoli, nigdy więcej takiej szansy w życiu nie będzie miał. Wszystko w nim mówiło, że powinien uciekać. Najdalej jak się tylko da.
- To nie jest twoja wina, Sonya.
To było prawdą. Gdyby wiedział, jak bardzo w tej kwestii są do siebie podobni. Jak bardzo obydwoje biorą zawsze na siebie za wszystko winę, pewnie inaczej by się to wszystko potoczyło. On sam do końca nie wiedział, co sprawiło, że dostał ataku. Wiele wydarzeń, wiele momentów, które mogły spowodować wczorajszy wybuch. Poczuł jak znowu delikatnie pulsuje jego głowa. Tym razem mogło to być wszystko, ale nigdy nie miał jednego ataku po drugim, więc pewnie z wycieńczenia organizmu.
Poczuł jej ciepły dotyk. Nawet nie zabrał swoich dłoni. Patrzył na jej małe ręce. Były delikatne, gładkie. Nie takie jak jego. Zniszczone, zabrudzone czarnym atramentem. Chciał złapać ja za nie i już nigdy nie puścić. Nie potrafił jednak, coś go dalej blokowało. Jakakolwiek próba wykazania emocji, doprowadzała tylko do większego bólu głowy. Tym razem nie chciał już brać leków. Żadnych.
Słuchaj jej załamującego się głosu i kolejny raz, bariera wokół niego pękała. Roztrzaskiwała się jak atakowana ze wszystkich stron tarcza energetyczna. Stał tam tylko on. Nikt więcej, nic, co już nie osłaniało przed światem zewnętrznym. Ruszył lekko dłońmi, kiedy Sonya zabrała swoje. Nie był to najszybszy ruch, ale widać było jakby w ostatnim akcie desperacji chciał ze znowu złapać, dogonić.
- Nie wiem, co mnie wczoraj doprowadziło do tego stanu. Ciężko mi czasem kontrolować PTSD, nie mam na to wpływu. To moja wina.
Nie mógł uwierzyć w to, co mówiła. Jakim cudem, potrafiła się przed nim też tak otworzyć. Czym sobie zasłużył na tak dobre zachowanie z jej strony, dlaczego mu o wszystkim opowiadała. Większość ludzi, co najwyżej mówiła mu o swoich upodobaniach kulinarnych lub żeby spierdalał. Tym razem wszystko było inaczej. Całkowicie inaczej.
Bardzo powolnie przeszedł przez kuchnię widząc, że czajnik się zagotował. Zalał swoje herbatę. Trzymał nowy kubek w dłoniach, ogrzewając je. Stał tak. Zniszczony, brudny i bez żadnego pomysłu na przyszłość. Nie chciał lecieć sam, gdziekolwiek. Czy to na Cytadele czy do Japonii. Odłożył kubek. Odwrócił się w jej stronę. Powoli podszedł w jej stronę i ją objął.
- Przepraszam.
Nie chciał zostawiać jej samej. Może i miał swoje problemy, ale jeśli jej pomoże to może, nie skończy jak on. Jak ścierwo, którym jest. Z problemami, których nie potrafi rozwiązać. Wciąż, chciał wierzyć w to, że uda mu się jej pomóc, chociaż wątpiłby to wszystko miało pomóc jemu.
- Nie chciałem, by wszystko tak się potoczyło. I tak chciałem polecieć na Cytadele.
Cicho parsknął śmiechem. Bliskość innej osoby działała na niego bardzo kojącą, tym bardziej osoby, która mimo wszystko akceptowało go takim, jakim jest.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 paź 2017, o 15:35

- Ja wiem, co cię doprowadziło. Ja. Tylko nie wiem dlaczego - odpowiedziała, nie wyciągając rąk z kieszeni, choć zauważyła gest Charlesa. - Nie wiem dlaczego teraz, a nie wcześniej. Myślałam, że jakoś jest... nie najgorzej.
Westchnęła cicho. Skoro coś faktycznie sprawiło, że Striker miał swoje załamanie, Wade nie umiała przyjąć do wiadomości, że nie była to ona. Gdyby jednak wydarzyło się to zaraz po powrocie do domku, na Islandii, albo w innym momencie, bliższym wydarzeniom w fabryce czerwonego piasku, zrozumiałaby. Wczoraj wszystko było w porządku, nawet ona pozwoliła sobie na opuszczenie gardy, na wypicie całej butelki wina, a nie zrobiłaby tego, gdyby się czegoś obawiała. I wtedy wszystko się posypało. I najgorsze w tym wszystkim było to, że nie widziała Strikera złego, ale złamanego i wykończonego. Może dlatego nie umiała sobie z tym poradzić, u Burela kończyło się to napadami wściekłości, które choć bolesne, to łatwiejsze były do zrozumienia.
Obserwowała potem Charlesa zalewającego sobie herbatę, siedząc nadal na swoim wysokim kuchennym stołku. Milczała, ze smutkiem w oczach i kotem uparcie dopraszającym się miłości i ocierającym się o jej ramię. Dużo musiałoby wydarzyć się w jej życiu, żeby wyglądała tak źle, jak Striker, ale widać było po niej psychiczne zmęczenie tym wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnie kilka dni. Nawet jeśli chciała tego i była zadowolona ze skutków swoich działań, to wyrzuty sumienia wcześniej czy później będą musiały zebrać swoje żniwa. Każdy, kto nie był wyprany z emocji, przez to przechodził.
Z całą pewnością nie spodziewała się, że Charles ją przytuli. Może dlatego nie reagowała, gdy do niej podchodził, nie ruszyła się nawet, patrzyła tylko na niego wyczekująco. Może sądziła że idzie pogłaskać Watsona, albo odstawić obok niej kubek ze świeżo zaparzoną herbatą. Znieruchomiała, kiedy jego ramiona ją otoczyły i przez chwilę siedziała tak, sztywno, nie wiedząc jak zareagować. W końcu jednak wyraźnie doszła do wniosku, że były rzeczy, których słowami nie dało się wyrazić i należało do nich właśnie to wszystko, co działo się w ich głowach. Odetchnęła głęboko i po tych kilkunastu sekundach konsternacji odwzajemniła uścisk, opierając się czołem o jego klatkę piersiową. Milczała, w żaden sposób nie reagując na jego ostatnie słowa. Po prostu trwała tak, w jego objęciach znajdując zadziwiająco dużo spokoju. Kot zeskoczył z blatu i miauknął pytająco, ale wtedy kobieta też się nie poruszyła, jakby zakotwiczyła właśnie i zamierzała tak już zostać. Czas stał się czymś zupełnie nieistotnym, zwłaszcza od chwili, w której Wade pozwoliła sobie w końcu na okazanie słabości i jej oddech przestał być równomierny, a na jego koszulce, w miejscu o które się opierała, zaczęła tworzyć się wilgotna plama. Po tym wszystkim, po wizycie w szpitalu, nocy na Islandii, sprzątaniu domu po martwych znajomych, po przelocie do Kanady i wieczorze, którego nie rozumiała, Sonya wreszcie pozwoliła łzom płynąć. Przed chwilą otworzyła się przed Strikerem i teraz, kiedy ją przytulił, ciężko już było z powrotem wznieść tę zaporę. W końcu i ta chwila minęła, choć wydawało się, że trwała w nieskończoność.
- Idź pod prysznic, dobrze ci zrobi - powiedziała cicho. - Ja się pójdę ubrać.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 paź 2017, o 16:04

Ponoć, ponoć, jeśli ludzie przeżyją ze sobą jakieś traumatyczne przeżycie, walkę lub przez jakiś czas wspierają się w sytuacjach naprawdę trudnych, tworzy się między nimi jakaś specjalna więź. Inna niż przyjaźń czy przyzwyczajenie do innej osoby. Było to zrozumienie innej osoby, na całkowicie innej płaszczyźnie, spojrzenie na drugą osobą całkiem inaczej niż przez zwykłe czynności. Właśnie tak mógł opisać swoje zachowanie wobec Wade. Stała mu się bliska, jak operatorzy, z którymi spędził więcej czasu i przeszli razem piekło niektórych misji lub więźniowie z Bratwy. Pewne uczucie, którego nie dało się opisać tak po prostu.
Kiedy czuł, że objęcie jej mogło być trochę zbyt wielkim krokiem w ich relacji i zamierzał ją puścić, poczuł jak odwzajemniła uścisk. Jak jej głowa delikatnie dotknęła jego klatki piersiowej. Sam przez chwilę poczuł się jak rozpada. Nie pamiętał już, kiedy ktoś go obejmował. Było mu to całkowicie obce doznanie po tych wszystkim latach.
Usłyszał jej ciche płakanie. On bardzo dobrze rozumiał jak wiele w ostatnim czasie musiała przejść, nikomu niczego nie mówiąc. Bo jak opowiedzieć nawet znajomym swój szalony plan zemsty? Komu? Swoje koleżance z pracy od kotów? Charles, był jedyną osobą, która tam była i znała prawda. Nie wiedział jak wiele może wiedzieć Aaron, ale pewnie nie wszystko.
Nie zostawił jej tam, nie zabił. Postanowił zrobić coś wbrew swojemu modus operandi, nie zrobił nic, co często powtarzał w tych sytuacjach. Uznał, że chce jej pomóc. Nie spodziewał się tylko, że tak jak on, mogła czuć się aż, tak zestresowana.
Gładził ją delikatnie po plecach. Tylko tyle mógł jej dać w tym wszystkim. Dać jej ukojenie w swoich ramionach, zaskakujące za to było to, jak bardzo sam też tego potrzebował. Nie mógł jej teraz zostawić, tak jak ona na Islandii była przy nim w tych gorszych chwilach. Przytulił ją trochę mocniej, skoro tego teraz potrzebowała.
Jej cichy głos go zaskoczył. Tutaj przynajmniej się nie zmieniła. Zawsze musiała mieć wszystko pod kontrolą. Nawet wysłanie go pod prysznic, bo przecież mieli niedługo lecieć. Delikatnie uwolnił ją ze swojego uścisku. Spojrzał jeszcze chwilę na nią swoim zmęczonym wzrokiem, przez który przebijało się delikatnie ciepło.
- Wiem, wyglądam jak gówno.
Delikatnie się uśmiechnął. Jemu samemu było już trochę lepiej. Miał nadzieje, że jej też. Pewnie przez te ostatnie dni starała się nie okazywać swoich słabości tak jak on. Wziął jeszcze łyka herbaty i ruszył w stronę łazienki. Potrzebował tego prysznica jak nigdy.
Co ciekawe, w jego śnie ta łazienka wyglądała całkowicie inaczej. Nic dziwnego, poprzedniego dnia w ogóle w niej nie był. Po prostu wiedział gdzie jest. Rozebrał się ze swoich przepoconych ciuchów i rzucił je na zamkniętą toaletę. Spojrzał na lustro, na swoje odbicie. Naprawdę potrzebował tego prysznica.
Wziął go wyjątkowo, nie w letniej wodzie, a wyjątkowo ciepłej. Teraz dopiero uświadomił sobie jednak, że nie wziął swoich płynów i całej reszty. Wykorzystał, więc jej płyny. Po wyjściu z prysznica i wytarciu się w pierwszy lepszy ręcznik, może nawet i Wade, zauważył, że pachnie zniewalająco owocowo, wyjątkowo świeżo.
Podszedł ponownie do lustra. Wyglądał już trochę lepiej, ale musiał coś zrobić z fryzurą i niechlujną brodą. Na to pewnie będzie jeszcze czas. Póki co musiał się doprowadzić do porządku. Wyszykowanie do wyjazdu też nie powinno mu zabrać dużo czasu. Jako, że nawet się dobrze nie rozpakował.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 paź 2017, o 17:31

Wade pokiwała tylko powoli głową, zgadzając się z jego ostatnim stwierdzeniem. Nie okłamywała go, nie twierdziła że wygląda świetnie, bo przecież miał pojęcie co robiły z nim noce takie jak ta. No i teraz miał jeszcze plamę na środku koszulki, której przyczyną była Sonya. Starła łzy z policzków i odgarnęła znów włosy, które się do nich przykleiły, a na końcu poprawiła szlafrok, który zjechał jej z kolan, gdy go nie pilnowała, odsłaniając nogi. Teraz to oboje wyglądali jak ucieleśnienie nieszczęścia, pewnie więc wyjście z domu dobrze im zrobi. Nie zatrzymywała go dłużej, ruchem głowy sugerując, że może iść. Sama też musiała potrzebować trochę czasu, by dojść do siebie i z powrotem nałożyć na twarz swoją obojętną, niezadowoloną maskę.
Kiedy Striker opuścił łazienkę, siedziała w tym samym miejscu, co wcześniej, pijąc drugą kawę i tak samo jak przedtem czytając coś na omni-kluczu. Włosy miała już rozpuszczone i była ubrana w czarny, raczej elegancki, skórzany kombinezon - nie taki, jak ten, który nosiła pod pancerz, ale typowo cywilny. Wyglądał jednak nietypowo, jak na to, co zazwyczaj Sonya nosiła. Chwilę zajęło mu dojście do tego, co właściwie stanowiło tę różnicę i w końcu rzucił mu się w oczy granatowy pasek, niby nic wielkiego, a jednak dziwny, bo nie czarny. Chyba też się pomalowała - raczej nie zaczęła w piętnaście minut wyglądać trzy razy lepiej, niż w chwili, w której Charles wszedł do łazienki. Ale zbyt dużej wiedzy na temat makijażu nie miał, więc mógł się tylko domyślać, czy to zasługa kosmetyków, czy twarzy odpornej na płacz. Może azjatyckie korzenie dawały jej tę przewagę nad innymi ludźmi.
- Nie mówiłam ci, Charlie - odezwała się, już normalnie, jakby nic się nie wydarzyło. - Mamy umówione spotkanie z twoją siostrą. Mamy się odezwać, jak dolecimy do Sendai. Pisała, że się dostosuje, nieważne o której będziemy.
Uniosła na niego pytające spojrzenie, jakby chciała dowiedzieć się, czy to dobrze, czy źle. Chciał, żeby pomogła mu skontaktować się z rodziną i właśnie to robiła, ale od tamtej pory zdążył już trzy razy się z tego pomysłu wycofać. Przecież nie planowała go do niczego zmuszać, to była jego sprawa i jego rodzina.
- Chcesz coś jeszcze zrobić przed wylotem? Ja muszę skoczyć kilka pięter niżej po pancerz, wczoraj go zaniosłam. Nie będę go ze sobą zabierać, ale nie zostawię też na tydzień, czy ile tam będę. Przydałoby się coś zjeść, ale to możemy już po drodze - zasugerowała, jak zawsze planując następne działania z wyprzedzeniem. Wade chyba bez planów nie umiała funkcjonować.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

13 paź 2017, o 17:57

Wyszedł z łazienki ubrany tylko w ręcznik. Jego nadzieja, że będzie wtedy jeszcze w pokoju okazała się niestety niepotrzebna. Ona już była w salonie gotowa do drogi, pijąc kolejną kawę. W dłoni trzymał swoje brudne ciuchy. Wyglądał już lepiej niż przez ten czas kilka minut temu. No i pachniał owocowo. Pewnie przez cały dzień nie będzie mógł się pozbyć tego zapachu.
Przyjrzał się przez chwilę Sonyi za nim ruszył do pokoju ubrać się i spakować. Musiał przyznać, że szybko się pozbierała po porannym wybuchu. Niestety, nie potrafił odczytać z jej maski obojętności czy jest lepiej czy gorzej. Wolał założyć, że lepiej. Tak było wygodniej.
Zakładał na siebie wszystko, co wyciągnął z torby. Wszystko miało ciemne barwy, wiec nie ważne jak bardzo wszystko wymieszał, zazwyczaj wyglądało to dość normalnie i nie rzucało się w oczy. Tak przynajmniej uważał, jego ubrania nigdy nie były jakieś super modne. Zwykłe.
- Mówiłaś jej, że chodzi o mnie?
Spytał. To w sumie go najbardziej zastanawiało. Jak przekonała jego siostrę do spotkania, rozumiał, że mogła użyć argumentu, że wie coś o jego bracie lub wie, że żyje. Jeśli tak było, to pewnie wiedział już o tym jego brat. Spotkanie mogło się okazać o wiele trudniejsze niż podejrzewał. Szczególnie jak zjawi się więcej osób z jego rodziny niż tylko, Emily.
Spakował wszystko do torby i wrócił do Salonu. Rzucił ją obok drzwi wejściowych, zabrał z kuchni kubek i usiadł na kanapie w salonie. Dopijał powoli herbatę, a na stole położył paczkę papierosów. Oczywiście od razu jednego zapalił. Czuł się już lepiej, nie tylko fizycznie. Miał atak, on minął i teraz mógł dalej kontynuować wszystko jak wcześniej.
- Chętnie zrobiłbym ci śniadanie, ale może zjedzmy dzisiaj po drodze. Jakoś ci się odpłacę, za jego brak.
Uśmiechnął się lekko paląc papierosa. Rozsiadł się na całej długości mebla. Czuł się o wiele lepiej, może jeszcze nie docierało do niego, aż tak, że to tylu latach spotka członka swojej rodziny. Przymknął lekko oczy, czując inny rodzaj zmęczenia. Chciało mu się dalej spać, ale nie tak jak wcześniej, tak zwyczajniej, normalniej. Zwykła drzemka, ale ta mogła poczekać do samolotu.
- Myślę, że jak załatwisz swoje sprawy to możemy w końcu wyruszać. W najgorszym wypadku pozwiedzamy Japonie.
Uśmiechnął się. Chciał żeby w najgorszym wypadku tak było, by spędzili ten czas razem. Zrobić coś innego niż to, co zazwyczaj robił on lub ona. Odciąć się od tego wszystkiego. Nie wiedział ile razem spędzą czasu, ale marzył by trwało to jak najdłużej. Jak ten poranny uścisk, który obydwoje postanowił na równe nogi.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

6 gru 2017, o 13:28

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Przez te kilka dni, które spędzili u jego siostry. Ani razu nie wspomniał o spotkaniu. Dobrze, się z tym krył. Zresztą teraz był wolnym człowiekiem. Mógł od tak sobie gdzieś wyjść. Nie wszystko przecież musiało być czymś tajemniczym. Niestety w przypadku Charles’a to spotkanie go trochę zmieniło. Jego rodzina raczej nie miała jak wychwycić tej wręcz niezauważalnej zmiany. Za to Sonya pewnie mogła. Dlatego chciał jak najszybciej wrócić do Montrealu. Wyjaśnić jej wszystko. Nie chciał jej oszukiwać. Nie potrafił.

Jej mieszkanie w Kanadzie było dla niego pewną przystanią. Miejscem gdzie czuł się jak u siebie. Teraz już nie wiedział jak długo będzie ten stan jeszcze trwać. Nie wiedział jak zareaguje na wieść o tym wszystkim. Niby była to zwykła praca. Coś czym zajmował się Aaron, Borys i Seth ale nie do końca. Dużo milczał zastanawiając się jak zacząć tą rozmowę. Dlatego zaraz po rozpakowaniu się poprosił Sonye by usiadła z nim w salonie.
- W święta skontaktowali się ze mną ludzie, którzy mnie wykupili z więzienia.
Zaczął dość spokojnie. Chociaż, gdy na niego się patrzyło nie widać było spokoju, a jedynie frustracje, którą w sobie trzymał przez te wszystkie dni. Przejechał dłonią po swoim ramieniu, drapiąc się po łopatce. Widać było, że jest zakłopotany. Trudno mu było o tym rozmawiać.
- Dlatego wtedy musiałem wyjść. Spotkać się z człowiekiem, który wpłacił kaucje. Zaoferował mi pracę, aby spłacić dług. Wygląda to prawie tak samo jak to co robili ludzie Burela w Kassie. Co jakiś czas będę musiał lecieć na jakieś misje.
Spojrzał na swoje stopy. Nie było mu się dziwić, że czuje wstyd. Facet nigdy chyba nie prowadził takich rozmów. Nie z osobą, którą kochał i o którą się martwił. Przecież całe jego życie miało być teraz inne. Oczywiście wolny czas, który dostawał od nowego pracodawcy dawał mu dużo wolnej ręki w działaniu ale wciąż musiał latać na misje.
- Podpisałem kontrakt na dwa lata. Ja… - Chciał zapalić ale się powstrzymywał. – Musiałem to zrobić Sonya. Nie wiem, co by się stało gdybym tego nie zrobił. Nie mogłem zaryzykować bezpieczeństwa ciebie i mojej rodziny.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

6 gru 2017, o 14:39

Podróż minęła im szybko i sprawnie, tym razem bez płaczących dzieci i awanturujących się volusów, jakich często spotykało się w transporcie publicznym. Wejście do mieszkania, które dla nich obojga już teraz znaczyło wiele, było powrotem do domu, którego oboje potrzebowali. Nie tylko Charlesa zmęczyło te kilka świątecznych dni, w końcu Wade spędziła teraz mnóstwo czasu z nieznajomymi w sumie ludźmi, a przecież nie należała do wyjątkowo ekstrawertycznych osób i nieważne jak bardzo lubiła Emily, tak musiało ją to jednak męczyć.
Usiadła po wejściu na kanapie, jak tylko wygłaskała oba koty i nałożyła im nadprogramową porcję jedzenia jako rekompensatę za swoją długą nieobecność. Zareagowały tak samo, jak zawsze, jeden ogromną miłością, drugi fochem i sceptycyzmem. Później jednak Sonya siadła, tak jak ją poprosił i uniosła na niego pytające spojrzenie. Nie wiedziała czego się może po nim spodziewać, może myślała że temat będzie dotyczył lokalu, który był własnością Emily, a dokumenty tkwiły na omni-kluczu Strikera, czekając na jego podpis.
Gdy zaczął mówić, brwi Wade stopniowo zbliżały się ku sobie, a na jej twarzy pojawiała się złość i niedowierzanie. Nawet nie próbowała tego ukrywać, bo wobec niego mogła już być w stu procentach szczera.
- Co zrobiłeś? - spytała cicho, tak jakby dawała mu szansę na zmianę wersji. Nie doczekała się jej jednak. - Podpisałeś... kontrakt? Na dwa lata?
Patrzyła na niego wzrokiem, w którym przetaczało się tak wiele emocji, że trudno było mu wymienić je wszystkie. W końcu westchnęła i obróciła się, siadając już nie przodem do niego, a normalnie, prosto na kanapie, by oprzeć łokcie na kolanach i ukryć twarz w dłoniach. Gdy jednak po długiej chwili milczenia podniosła głowę z powrotem, okazało się, że daleko jej było do płaczu.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Tak po prostu postanowiłeś podpisać kontrakt na dwa lata, bez zastanowienia? Ile cię nie było, dwie godziny? - zepchnęła z siebie kota, który przyszedł do niej po miłość, na którą ona akurat w tej chwili nie miała nastroju. Watson miauknął, urażony. - Ciekawe, że podpisanie dokumentów darowizny zajmuje ci już prawie tydzień. Jestem za mało przekonująca?
Było jej przykro i nie ukrywała tego. Liczyła na to, że otworzy Charlesowi drogę do nowego, lepszego życia o którym opowiadał jej w restauracji w Sendai. Myślała, że tego chce, tymczasem z jej punktu widzenia okazywało się, że wszystko, co zrobiła, nie miało znaczenia.
- Dlaczego to przede mną ukrywałeś? Za głupia jestem, żeby zrozumieć, czy tak bardzo w dupie masz moje zdanie? - pokręciła głową, krzywiąc się. - Nie wiem czemu myślałam, że jestem dla ciebie czymś więcej, niż kochanką, ale najwyraźniej byłam w błędzie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

6 gru 2017, o 15:08

Czy czuł w tym momencie wyrzuty sumienia? Chyba bardziej niż kiedykolwiek. W przeszłości krzywdził ludzi ale nigdy nie swoich bliskich. To uczucie było znacznie bardziej przytłaczające. Trudniejsze w zrozumieniu. Trudne do opisania. Nie potrafił na nią spojrzeć. Po prostu skupiał wzrok na swoich stopach. Jednak nie mógł tego przemilczeć. Szczerze mówiąc nigdy jeszcze nie miał takiej rozmowy.
- Zastanawiałem się, Sonya. Co jednak miałem zrobić? Powiedzieć im żeby spierdalali, a potem czekać, aż ktoś z mojego otoczenia ucierpi lub zginie? To miałem zrobić?
Wstał z miejsca. Nie potrafił teraz usiedzieć. Musiał coś ze sobą zrobić. Miał mała nadzieje, że może zrozumie. Zrozumie, że to nie jest takie proste jak się może wydawać. Jakby kiedykolwiek jego życie było proste. Nie mogli się pojawić wcześniej, za nim Charles miał już plan na normalną przyszłość. Teraz wszystko stawało się znacznie bardziej skomplikowane.
Dopiero jej ostatnie słowa go naprawdę dotknęły. Nie wiedział za bardzo co ma powiedzieć w tej sytuacji. Była mu najbliższą osobą w życiu. Zamiast być wobec niej szczery. Powiedzieć jej to wcześniej. Postanowił to ukrywać. Powoli się gubił w tym wszystkim. W tym co robi. Przeszedł powoli w stronę wielkich okien z których mógł spojrzeć na panoramę miasta.
- Nie miałem wyboru.
W końcu powiedział coś bardzo zmęczonym głosem. Chciał mieć wybór ale życie nie pozwalało mu na to. Dla niego ta praca byłaby takim samym życiem jak poprzednie. Tyle, że spokojniejszym życiem oraz z zabezpieczoną przyszłością. Dla niej mogło to brzmieć jak idiotyzm ale on nie znał innego życia. Chciał zająć się restauracją, prowadzić normalne życie. Niestety nie mógł.
- Musiałem najpierw dowiedzieć się co planują wobec mnie, za nim podpisałbym dokumenty darowizny. Moja praca polegałaby tylko na wykonywaniu zleceń, kiedy by mnie potrzebowali to wszystko. Resztę czasu mógłbym poświęcić lokalowi.
Mówił szczerze, jednak w jego głosie można było wyczuć, że jest naprawdę spięty. Jakby starał się aby, każde słowo, które wypowiadał pasowało do sytuacji. Nie chciał też brzmieć jak żołnierz, za każdym razem jak się stresował uciekał do tego małego świata w którym wszystko łatwiej było opisać żargonem. Teraz nie była to jednak rozmowa z przełożonym czy członkiem załogi.
- Jesteś dla mnie kimś znacznie ważniejszym niż kochanka.I nie wiem jak możesz w to wątpić. – W końcu odwrócił się w jej stronę. W jego oczach krył się smutek. Bolały go jej słowa bardziej niż powinny. – Bałem się, okay? Bałem się twojej reakcji. Bałem się, że jak ci to powiem to po prostu postanowisz mnie zostawić okay?
Znowu odwrócił się w stronę okna. Musiał uspokoić oddech. Patrzył na swoje odbicie. Przez te kilka dni stał się całkowicie innym człowiekiem. Był żywy. Jeśli Sonya go zostawi to wszystko co udało im się dokonać pójdzie na marne. Charles nie wytrzyma długo w takim stanie. Wtedy po raz kolejny poświęci się czemuś co nie miało znaczenia całkowicie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

6 gru 2017, o 18:28

W przeciwieństwie do niego, Sonya nie opuszczała wzroku ani na moment. Wciąż patrzyła na niego z niedowierzaniem, jakby spodziewała się zaraz informacji, że to tylko słaby żart, choć jednocześnie wcale na nią nie liczyła. To, co Striker zrobił, na co zdecydował się bez najmniejszego uzgodnienia czegokolwiek z jej osobą, było dla niej nie do przełknięcia, nawet jeśli po części rozumiała dlaczego podjął taką decyzję, a nie inną.
- Nie, Charles, miałeś mi powiedzieć zanim tam poleciałeś podpisywać wszystko, co ci podłożą pod rękę - odparła, wyraźnie wciąż zirytowana faktem, że umowę o pracę podpisał, a umowy darowizny nie. - Miałeś spytać mnie co o tym myślę, a ja zaproponowałabym ci, żebyś spłacił tym ludziom dług i przestał im być cokolwiek winny. Nie wiem, czy by się zgodzili, ale nawet nie spróbowałeś! Nawet nie przyszło ci do głowy, że jest inne rozwiązanie, a nie przyszło dlatego, że stwierdziłeś, że nie jestem na tyle inteligentna, żeby zrozumieć powagę sytuacji, więc o niczym mi nie powiedziałeś, bo po co?
Ona nie wstawała, siedziała na swoim miejscu na kanapie. Koty gdzieś zniknęły, pewnie nieprzyzwyczajone do jakichkolwiek kłótni, czy podnoszenia głosu. Dłonie Sonii zacisnęły się na kocu na którym siedziała, choć jej złość pewnie nie robiła żadnego wrażenia na stojącym naprzeciwko mężczyźnie. Bardziej fakt, że miała do niego jakiekolwiek pretensje.
- Ile wynosiła ta kaucja? Charles, ja dostałam wszystko, co miał Claude - zamilkła na moment, po raz pierwszy przyznając się do spadku, którym nie chwaliła się wcześniej. Widać poczucie winy Burela było na tyle silne, że wybrał ją na swojego spadkobiercę. - Oddałabym ci cały, gdybym wiedziała, że ci to jakoś pomoże. Gdybym tylko wiedziała, mógłbyś ich spłacić, do cholery, zamiast podpisywać kolejny cyrograf. I nie mów, że nie miałeś wyboru, bo nawet nie pomyślałeś o tym, że mógłbyś go mieć. Podpisałbym? Mógłbym? - powtórzyła. - Mógłbyś, gdyby co?
Podniosła się z kanapy, gdy zasugerował, że obawiał się rozstania, którego nie potrafiłby już przeżyć. Nie uspokoiło jej to jednak, wręcz przeciwnie. Rozłożyła ręce w geście bezradności.
- Nie wiem, może przez to, że miałeś mnie w dupie jak się z tobą skontaktowali. Kiedy to było, w ogóle? Długo przede mną to wszystko ukrywałeś? - stanęła przed nim, opierając dłonie na biodrach. - Kurwa, Charles, czy ty potrafisz cokolwiek zrobić sam? Bez kogoś, kto mówi ci co masz robić ze swoim życiem? Dałam ci perspektywy, których nie miałeś, chciałam żebyś był szczęśliwy, chciałam żebyś spełnił marzenia o których mi opowiadałeś, chciałam ci przy tym pomóc i być obok ciebie w tym wszystkim. Mogłeś zrobić cokolwiek. Ale wygodniej mieć przełożonego, który prowadzi cię jak marionetkę, co? Wrócić na stare śmieci? Ręka sama rwała się pewnie do podpisu.
Odwróciła się i przetarła twarz dłonią, robiąc kilka kroków w nieokreśloną stronę. Nie wiedziała już co ze sobą zrobić. Była roztrzęsiona, choć pewnie nie potrafiła do końca przekazać słowami co tak naprawdę czuje. Próbowała, ale szło jej to marnie.
- Na twoim miejscu podjęłabym taką samą decyzję, Charles. Ale najpierw powiedziałabym tobie, jak tylko by się do mnie odezwali. I może, tylko może, udałoby się rozwiązać to inaczej. Ale tobie za wygodnie było zgodzić się na wszystko, żeby uniknąć jakiegokolwiek wysiłku. Jakiejkolwiek konfrontacji - odwróciła się do niego z powrotem. - Na dwa lata. Jaki masz okres wypowiedzenia? I kim oni są w ogóle?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

6 gru 2017, o 20:15

Zbieranie zjebów w Rosenkovie czy więzieniu było proste. Stałeś, potakiwałeś głową, a jak wkurwiona osoba się już uspokoi to wracałeś do siebie. Ta sytuacja była zupełnie inna. To nie był przełożony, szef, czy ktokolwiek taki. To była osoba, która chciała mu pomóc. Chciała być z nim pomimo jego przeszłości. Zamiast tego po raz kolejny popełnił ten sam błąd. Jeszcze nie wiedział czy błąd. Równie dobrze ta cała praca mogła nie być , aż tak zła.
Jej słowa jednak bolały go znacznie mocniej niż powinny. Tak samo jak słowa jego brata i siostry. Nie potrafił żyć normalnie. Zawsze musiał w jakiś sposób krzywdzić ludzi. W tym był po prostu dobry.
Nie skomentował jej pierwszego wywodu. Nie miał po prostu żadnych argumentów jak się bronić. Po prostu więc stał jak głaz w jednym miejscu. Przynajmniej nie miał ataku. Wtedy jego zachowanie mogłoby być całkowicie inne. Teraz był po prostu sobą. Charles, który cały czas musi ponosić konsekwencje swoich czynów.
- Bo nie miałem wyboru! – pierwszy raz podniósł głos w jej obecności. Chociaż jakby patrzeć z szerszej perspektyw on nigdy nie podnosił głosu. Cokolwiek by się nie działo nigdy tego ni robił. – To były trzy miliony. Trzy pierdolone miliony kredytów. Chociaż suma i tak może być większa. Oddali mi życie, które myślałem, że straciłem.
Trudno mu było to wytłumaczyć. Jakby nie patrzeć firma, która go uwolniła z więzienia dała mu znacznie więcej niż tylko wolność. Skutki tej inwestycji wpłynęły na jego życie. Znacznie bardziej niż mu się wydawało. Gdyby nie oni pewnie gnił by teraz dalej w więzieniu, czekając na koniec. Dostał dożywocie. Nie miał prawa opuścić tej instytucji. A jednak był teraz tutaj w mieszkaniu kobiety, którą kochał oraz z rodziną, która cieszyła się z jego powrotu. Jak mógł nie być im wdzięczny?
Próbował się opanować. Nie mógł się denerwować. Nie dlatego, że mogło się to źle skończy ale dlatego, że nie chciał być złym na nią. To ona w tym momencie miała całkowite prawo kazać mu wypierdalać z jej życia.
- W święta wysłali mi wiadomość. Potem było to spotkanie.
Miała racje i chyba dlatego poczuł jak coś w nim pęka. Nie potrafił żyć bez kogoś nad sobą. Jednak zamiast cokolwiek jej odpowiedzieć milczał zamykając się w sobie. Poczucie winy było silniejsze niż cokolwiek innego. Mógł jej przecież powiedzieć, że normalne życie prowadzi dopiero od dwóch tygodni, że starych nawyków nie jest się łatwo pozbyć. Przez osiem lat żył w właśnie. Czekała go ciężka praca, a ostatnie dni były dopiero prologiem.
- Musze przepracować dwa lata bez wcześniejszego zwolnienia. – Znowu przeniósł wzrok na swoje nogi. – Naukowo – badawcza firma. Nie wiem. Wolałem nie wiedzieć.
No tak. Charles jak zawsze wolał nie dopytywać o rzeczy, których nie powinien wiedzieć. Jednak w tym przypadku powinien był spytać.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

6 gru 2017, o 22:35

Po raz pierwszy od początku tej dyskusji, Sonya zaniemówiła. Zwyczajnie nie wiedziała jak odpowiedzieć na kwotę, którą podał jej Striker i choć nie wyraziła swojego zdziwienia werbalnie, to nie musiała tego robić, by Charles wiedział jak bardzo ją to przerosło. Przez długą chwilę patrzyła na niego w bezruchu, tkwiąc tak jak stała przez dobre kilkanaście sekund.
- Mam prawie dwa - powiedziała cicho. Mimo to, nie była to jedna kwota, która mogłaby wystarczyć. Pewnie spodziewała się czegoś w granicach pół miliona, albo i jednego, ale trzy to było coś, co jednak dla nich obojga w tej chwili było nie do osiągnięcia. Znów przetarła twarz dłońmi i wbiła wzrok w bliżej nieokreślony punkt za oknem, zatopiona w myślach, które nagle, po tej informacji, zasypały ją lawiną nowych dylematów i dodatkowych problemów, pewnie w większości związanych jednak z osobą stojącego naprzeciw niej mężczyzny.
- W święta - parsknęła śmiechem, w którym nie było ani krzty rozbawienia. - W te święta, w które mówiłeś mi, że jestem najważniejszą osobą w twoim życiu? Płytkie są te twoje uczucia w takim razie.
Nadal nie rozumiała, jak mógł jej tego nie powiedzieć. Skoro tyle dla niego zrobiła, poświęciła cale swoje życie dla jego osoby - początkowo przez wyrzuty sumienia, później już ze względu na zupełnie inne emocje - a on postanowić podjąć taką decyzję za jej plecami.
- Nie spytałeś? - uniosła brwi z niedowierzaniem. - Nawet nie spytałeś dla kogo będziesz pracował? Charles, do cholery, po co ty masz głowę?
Warknęła już potem tylko coś niewyraźnego we frustracji i odwróciła się na pięcie, przechodząc do kuchni. W te kilkanaście ostatnich minut jej miły, beztroski nastrój po świętach pękł jak bańka mydlana. Nie tak to sobie musiała wyobrażać. Na pewno sądziła, że po powrocie do Montrealu będą mogli przejść się do pustego lokalu, który będzie już należał do Strikera, nie do jego siostry. Że zajmą się rozważaniem, co w nim zrobić. Jak go wyremontować. Charles wiedział już, że miała na to kredyty i była gotowa przeznaczyć je na jego restaurację, choć w sumie nie miała powodu, by to robić.
- Rzuciłam pracę, Charles. Spędziłam ostatnie dwa tygodnie na upewnieniu się, że przynajmniej u ciebie wszystko będzie okej. Ten jeden raz, mogłoby się nic nie spierdolić - w jej głosie brzmiała gorycz. - Poleciałam z tobą do siostry, poleciałam z tobą po brata, prawie umarłam ratując jego egoistyczną dupę, patrzyłam jak witasz się z matką, zastanawiając się co ja do cholery tam robię. Przez ostatni tydzień byłam w kontakcie z trzema prawnikami, z czego jednym voluskim, żeby kupić ten lokal na sensownych warunkach, po czym nie dość, że nie możesz postawić jednego podpisu, to jeszcze... myślałam, że przylecimy tu, a ty będziesz chciał zobaczyć jak to tam wygląda, ale nie, ty wyskakujesz mi z czymś takim. I po tym wszystkim, po tym co przeszliśmy razem, ty robisz coś takiego za moimi plecami? Wychodząc z założenia, że co, będę musiała się z tym pogodzić, a jak nie, to mnie zostawisz i polecisz sobie w swoją stronę? Nie zasłużyłam na to, żeby mnie przynajmniej o tym poinformować zawczasu? To co więcej muszę zrobić, Charles, żebyś mnie traktował na równi?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

6 gru 2017, o 23:14

Tak dużo pytań na których nie miał gotowych odpowiedzi. Zazwyczaj nikt się nim nie interesował więc jeśli cokolwiek planował większość ludzi odpowiadała „spoko” albo „twój wybór”. Jeszcze nigdy nie był, aż tak bardzo krytykowany za swoją decyzję. To zawsze on musiał sam siebie krytykować za błędy, bo nikomu nigdy nie zależało. Teraz wyglądało na to, że jednak komuś zależy. I chyba właśnie ta myśl sprawiała, że nie potrafił nic powiedzieć. Jak duże dziecko, które z łatwością potrafiło kogoś zabić ale nie potrafiło dobrze mówić lub samodzielnie się bronić przed słowami.
Pomimo tego, że Sonya dobrze wiedziała, że przeszłość nigdy nie da mu spokoju. Czy to w przenośni czy dosłownie. Nie mogła zrozumieć przez co przechodził on podczas tej kłótni. Myśli, które mówiły mu, że może jednak nadawać się do społeczeństwa powoli pękały. Nie dlatego, że tylko przeczekał poinformowanie Sonyi, ale dlatego, że wyolbrzymiał teraz swoją winę. Dla niego jej reakcja była czymś znacznie większym niż mogło jej się wydawać.
- Dobrze wiedziałaś, że nie uda mi się nigdy uciec przed przeszłością.
To musiał powiedzieć. Burel też pewnie myślał, że przeszłość to przeszłość. Rozmawiał z nią o tym. Ta wersja, gdzie musi pracować dla kogoś, nie była, aż tak zła. Przecież mógł teraz polować na niego ktoś jak Sonya. Po prostu wykończyć jego i wszystkich jego bliskich w imię jakiejś zemsty. Tu przynajmniej miał większe szanse na przeżycie.
Chciał coś zrobić. Nie wiedział co ma w sumie zrobić. Nie wiedział czy już powinien spakować swoje rzeczy, których nie było, aż tak dużo czy jednak wierzyć w to, że Sonya nie wykopie go za kilka minut z mieszkania. Patrząc jednak na rozwój sytuacji ta pierwsza opcja była bardziej prawdopodobna.
- Nie chciałem… - Westchnął cicho. – Nie wiem co wtedy myślałem. Spanikowałem. Nie chciałem cię w to mieszać. Po prostu chciałem cię chronić. Równie dobrze mogłem nie wrócić z tego spotkania żywy. – Spojrzał w końcu na nią wzrokiem pełnym zmęczenia i pewnej emocji, której trudno było teraz w nim szukać. – Jeśli moja śmierć wtedy mogłaby dać wam jakąkolwiek szansę to…- Znowu spojrzał na swoje nogi. – To dałbym się po prostu zabić.
Nie mogła wiedzieć ile Charles był wstanie poświęcić by tylko ona była bezpieczna. Na tą chwilę uznał, że podpisanie tego dokumentu było najlepszym rozwiązaniem. W końcu jednak ruszył w stronę sypialni. Tam znajdowała się jego torba. Nie potrafił wytłumaczyć jej jak bardzo jest mu ciężko w tej sytuacji. Czasami po prostu trzeba było podejmować pewne decyzje bez informowania innych. Jeśli cokolwiek stałoby się jej lub jego rodzinie to nigdy by sobie tego nie wybaczył. Nie chciał, aby ona cierpiała za jego błędu. Już i tak wycierpiała się za to co zrobił jej Rosenkov.
- Traktuję cię na równi, Sonya. Przepraszam, że nie jestem tak dobrym człowiekiem,
jakbyś tego chciała.

To były ostatnie jego słowo za nim wszedł do sypialni łapiąc za torbę. Dla niego sytuacja byłą już klarowna. Nie było tutaj miejsca dla człowieka jak on. Jego najpiękniejsze dni w życiu właśnie miały się skończyć. Miało wrócić to co już było. Kiedyś. Samotność, zmęczenie, depresja, apatia. Jego starzy przyjaciele, którzy na pewno powitają go z otwartymi ramionami.
Niestety Charles przez swoje spojrzenie na świat nie potrafił się odnaleźć w tej nowej sytuacji. Było to dla niego zbyt ciężkie by mógł to jakoś zrozumieć. Pierwszy raz od dawna, chyba od czasów początku w Rosenkovie, czuł się tak przybity. Powoli rozumiał po co był ten pogrzeb. Operator nie musiał słuchać swoich bliskich. Po prostu stawiał ich przed faktem dokonanym.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

6 gru 2017, o 23:53

- Wiedziałam i nie mówię ci, że popełniłeś błąd. Mówię, że w tym wszystkim zapomniałeś, że masz w życiu teraz więcej ludzi, niż samego siebie - odparła i choć same słowa mogły zabrzmieć spokojnie, to Wade już spokojna nie była. Stojąc w kuchni, wyciągnęła z którejś szuflady swoje papierosy i odpaliła jednego prawie natychmiast. Powietrze szybko wypełnił słodki zapach. Pewnie jednak słaba dawka uspokajającego ziela, zawarta w tym, co paliła, nie była w stanie zadziałać natychmiast i pomóc w tej chwili.
- Nie chcę, żebyś umierał, Charlie - powiedziała, ruszając za nim do sypialni. - Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś nie wrócił. Dlatego nadal uważam, że powinieneś był mi o tym powiedzieć. Chociaż po to, żebym wiedziała że dostałeś tę wiadomość. Że coś takiego może się stać. Pewnie ponarzekałabym chwilę, spróbowałabym cię przekonać do czegoś innego, ale widzę teraz że nie ma innego rozwiązania, więc po prostu siedziałabym zestresowana, czekając aż wrócisz, a potem uniknęlibyśmy rozmowy takiej jak teraz. Bo wiedziałabym...
Zamarła w progu sypialni, kiedy zorientowała się, co Striker robi. Szeroko otwartym oczami wpatrywała się teraz, jak wyciąga swoje rzeczy z półek w szafie, które nie tak dawno dla niego zwalniała. Jak wrzuca je do torby, stopniowo wynosząc się z jej życia, choć przecież wcale go z niego nie wyganiała. W końcu ludzie kłócili się ze sobą tylko wtedy, gdy im na sobie nawzajem zależało. Gdy byli dla siebie ważni. W innych przypadkach kłótnie nie miały sensu i zwykle do nich nie dochodziło. Sonya przecież należała do najspokojniejszych osób, jakie Charles znał, a teraz chyba po raz pierwszy widział ją w takim stanie.
Teraz stała, milcząca, w drzwiach, wyglądając jakby właśnie zawalił się jej świat. Twierdził, że jest dla niego ważna, ale gdy postawiła mu te zarzuty, on potwierdzał je w tym momencie wynosząc się z jej życia, bo stawało się to dla niego za trudne. Pewnie uznała, że według niego nie ma o co walczyć.
- Co robisz? - spytała cicho. - Zostawiasz mnie?
Jej dłonie zacisnęły się w pięści, a papieros, którego trzymała między palcami prawej ręki upadł gdzieś w międzyczasie na podłogę, chwilę później gasnąc i zostawiając na niej ciemną plamę.
- Lepiej było, jak się nie odzywałam, tak? I jak robiłam wszystko tak, jak ty chciałeś? Jak tobie się podobało? - zrobiła krok do tyłu. - Myślałam...
Nie dokończyła. Zmarszczyła tylko brwi i odwróciła się, zostawiając go w sypialni samego. Może nie chciała, żeby na nią patrzył, a może to ona nie chciała patrzeć na niego.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

7 gru 2017, o 00:21

Widząc jej reakcje całkowicie przestał pakować swoje rzeczy. Po prostu patrzył w drzwi w których przed chwilą stała Sonya. To nie tak miało wyglądać. To historia miała mieć szczęśliwe zakończenie. To on po raz kolejny przez swoje dziwne zachowania doprowadzał do takich sytuacji. Ona po prostu była zła, za to, że jej o tym nie poinformował. Spojrzał znowu na swoją torbę. Nie zdążył jej nawet zapakować do połowy. Nie powinien był tego robić. Nie przed wyjaśnieniem tej sytuacji.
Przejechał dłońmi po swojej twarzy. To wszystko było znacznie cięższe niż przewidywał. Nie wiedział już co ma w końcu zrobić. Dlatego też, dalej kucał w tej samej pozycji ze wzrokiem wpatrzonym w torbę. W końcu jednak złapał za rączki torby i przesunął ją powolnie z powrotem do szafy. Ucieczka kolejny raz nie była rozwiązaniem. Po prostu musiał się w końcu zacząć bardziej starać.
W końcu wstał z miejsca. Powolnym krokiem podszedł do framugi drzwi, gdzie dalej leżał niedopalona cygaretka. Podniósł ją z Ziemi.
Wzrokiem szukał Sonyi. Podszedł powoli do kuchni wrzucając resztki do kosza. Oparł się dłońmi o blat. Wiedział, że gdzieś ona stoi gdzieś za nim. Obiecał jej, że zawsze będzie przy niej, a przed chwilą chciał zrobić coś co cokolwiek zaprzeczało wszystkiemu co mówił.
- Nie umiem radzić sobie z problemami. – Powiedział cicho. – Zawsze uciekałem, jeśli problem zaczynał mnie przytłaczać. Nigdy nie musiałem się liczyć z uczuciami innych, bo nikogo nie interesowały moje.
Ścisnął dłońmi blat kuchenny. Tak mocno, że, jego knykcie stały się całkowicie białe. Jeśli to co mówił wtedy, kiedy byli sami w sypialni u jego siostry, było czymś osobistym to teraz było to chyba jeszcze bardziej osobiste. Nie potrafił otworzyć się nawet wtedy, kiedy musiał rozmawiać z psychologami przez te wszystkiego lata. Może gdyby to zrobił, to może jego psychika nie skończyła by tak źle.
- Kocham cię. Wiem, że jest ci ciężko pewnie być z kimś takim jak ty ale każdy dzień, który spędziłem z tobą uratował moje życie, moja duszę. Ktoś taki jak ja, nigdy nie zasługiwał na kogoś takiego. Przepraszam, że kolejny raz cię zawiodłem tym co zrobiłem. – Ścisnął blat jeszcze mocniej. – Ja naprawdę chce się zmienić, być lepszym człowiekiem. Kimś godnym ciebie. Po prostu muszę się jeszcze wiele rzeczy nauczyć na nowo.
Nie był zły. Był po prostu załamany, że do tego doprowadził. Nigdy się nikt o niego nie martwił. Nie rozumiał tego. Chciał zrozumieć ale nie potrafił. Wiara w bycie śmieciem była o wiele silniejsza. Nie widział w sobie nawet trochę tego, co mogła w nim widzieć Sonya.
- Nie chce odchodzić, chciałbym zostać już tutaj na zawsze. Tylko z tobą. – Westchnął głośno powoli rozluźniając chwyt. – Jeśli jednak będę musiał odejść to zrozumiem.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [KANADA] Montreal

7 gru 2017, o 00:45

Gdy opuścił sypialnię, Wade była w kuchni. Drżącymi dłońmi ponownie wyciągała papierosy z szuflady i chowała je do kieszeni płaszcza. Nie była już ubrana tylko w cienką bluzkę i czarne jeansy, miała na sobie swoje wysokie buty i płaszcz. Po jej twarzy widać było, że cała ta sytuacja ją przerosła, że nie udało się jej już tym razem powstrzymać łez. Uniosła wzrok na Charlesa, gdy ten pojawił się w kuchni, nawet pewnie nie zauważając, że po niej posprzątał. Pewnie w emocjach nawet nie pamiętała, co zrobiła z poprzednim swoim papierosem.
Słuchała, co mówił, ale nie odpowiadała. Za to gdy już schowała cygaretki do kieszeni, sięgnęła do jednej z górnych szafek i wyciągnęła z niej butelkę z winem. Pierwszą lepszą, na jaką trafiła dłonią, bez patrzenia nawet co bierze. Striker nie topił problemów w alkoholu, ale ona nie wiedziała w tym najmniejszego problemu. Widziała go za to w jego osobie.
- Nie zawiodłeś mnie tym, co zrobiłeś, tylko tym, czego nie zrobiłeś, Charles - odezwała się w końcu zachrypniętym głosem. Odchrząknęła. - Pewnie, że zostałbyś ze mną. Już się rozbieram i wskakuję do łóżka. To chyba jedyne, do czego jestem potrzebna. Ewentualnie mogę polecieć z tobą do Londynu, żeby poklepać cię po ramieniu, jak ci będzie źle.
Nadal była zła za to, jak ją potraktował, choć z jego punktu widzenia wyglądało to zupełnie inaczej, niż z jej. Wsunęła sobie butelkę do dużej kieszeni swojego płaszcza i zapięła go szybko, kierując się w stronę wyjścia z mieszkania. Nie potrafili się porozumieć, a ona nie miała siły na to wszystko. Pewnie w tej chwili kwestionowała wszystkie swoje dotychczasowe wybory, skoro dla Strikera nie miało znaczenia nic co dla niego zrobiła.
- Duszę sprzedałeś z powrotem. Czego chcesz się nauczyć na nowo? Proponuję zacząć od tego, że kiedy ktoś podporządkowuje całe swoje życie pod ciebie, bo mu na tobie zależy, to argumentem w pierwszej poważnej kłótni nie jest zabranie rzeczy i wyprowadzenie się. Nie będę cię prosić, żebyś ze mną został, Charles. Skoro nie widzisz powodu, żeby ze mną rozmawiać o rzeczach tak ważnych, jak ten kontrakt, albo rozwiązywać problemy w sposób inny, niż ostentacyjne pakowanie się, to ja nie widzę sensu w tej rozmowie. Szkoda tylko, że wszystkie słodkie słówka okazują się nic nie warte. I nie wiem dlaczego mnie to dziwi.
Dźwięk jej obcasów oddalił się, gdy przeszła za ścianę, do przedpokoju. Nie szła na balkon, zamierzała wyjść z domu, choć nie powiedziała dokąd.
- Nie wiem, kiedy wrócę. Nie musisz czekać - rzuciła jeszcze i drzwi wyjściowe zatrzasnęły się za nią z hukiem.

Wróć do „Ziemia”