- Minęły dwa tygodnie, nie dwa lata - odparła, po czym uniosła na Strikera podejrzliwe spojrzenie. Chyba nie umiała sobie zresztą wyobrazić siebie z czyjąkolwiek obrączką na palcu. Nie należała do kobiet, które marzyły o swoim wielkim weselu, tylko o zemście i zamordowaniu swojego pracodawcy tak, by uniknąć konsekwencji. - Nie masz żadnych moich zdjęć, prawda?
Upewniła się, jakby obawiała się, że zrobił jej jakieś, gdy nie patrzyła, albo nie wyglądała tak, jak chciałaby się pokazywać komukolwiek. Choćby teraz. Może Charlesowi podobała się zawsze, ale nie mogła czuć się najlepiej w za dużych, brudnych spodniach i włosach związanych w byle jaki kok, żeby tylko nie wpadały jej do oczu. W końcu z reguły starała się wyglądać lepiej, nawet tylko dla niego.
- A ty nie oszczędzasz - dokończyła za niego, chyba czytając w jego myślach. Westchnęła cicho, ale nie zamierzała teraz go upominać i robić mu za pielęgniarkę, ani rehabilitantkę. To była jego noga, zresztą nadal była na niego zła, bo po krótkiej chwili bliskości z powrotem unikała jego wzroku, a na jej twarz wróciła standardowa niezadowolona maska. To tym bardziej nie zachęcało do wyrażania jakiejkolwiek troski.
Przewróciła oczami, gdy powiedział do niej "kochanie". Nie pasowało jej to, nie teraz. Wciąż wyglądała, jakby nie mogła przyzwyczaić się do jego powrotu. Do faktu, że stał przed nią, z nastawionym nosem i kulejąc na jedną nogę, zwracając się do niej czule gdy zniknął bez słowa na dwa tygodnie i nie miała pojęcia, czy w ogóle jeszcze go zobaczy. Złość musiała się w niej kumulować od samego rana, kiedy wysłał jej obietnicę powrotu "gdy wszystko się skończy". Nic dziwnego, że wolała spędzić cały dzień na pracy fizycznej, niż gromadzić w sobie stopniowo coraz więcej negatywnych emocji.
- Tu jest tyle rzeczy, które mogą pójść nie tak, że nawet nie chce mi się ich wyliczać. Nie spiesz się z tym, Charles. Jeśli czegoś nie dopracujesz i cokolwiek pójdzie przez to nie tak... - pokręciła głową. - To jest Cerberus, nie jakaś pieprzona Czerwona Horda czy co tam kroganie założyli na Omedze. Mają środki i możliwości.
Nie dojadła do końca. Złożyła sztućce na środku talerza i wstała, podchodząc do blachy z ciastem, która dużo bardziej ją przekonywała. Upewniła się, że nie ma w nim jabłek i ukroiła sobie kawałek, który lepiej pasował do jej wina, niż obiad.
- Ale to prawda - stwierdziła. - Kto wie, może nawet ciebie by przyjęli. Mało który rekrut ma twoje umiejętności i twoje doświadczenie. A chyba lepiej... na pewno lepiej dla Przymierza, niż dla Cerberusa. Chciałbyś?
Na krótką chwilę w jej oczach pojawiło się zainteresowanie, ale szybko je w sobie ukryła z powrotem. Musiała przyzwyczaić się do chowania emocji w sobie przez te ostatnie dwa tygodnie. Pewnie nie stanowiło to dla niej zbyt dużego wysiłku, robiła to od zawsze i tylko ten stosunkowo krótki czas spędzony ze Strikerem i jego rodziną sprawił, że na jakiś czas przestała.