Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[ISLANDIA] Austurland

29 wrz 2017, o 19:03

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

29 wrz 2017, o 22:00

Wyświetl wiadomość pozafabularną Prawdopodobnie ktoś się tego spodziewał, ale nikt nie zareagował wystarczająco szybko, by powstrzymać Strikera przed pierwszym strzałem. Gdy wynurzył się zza swojej osłony, z twarzy Zane'a i Luca łatwo dało się wyczytać, że wiedzą, co chce zrobić. Tylko on był jeszcze nieskrępowany, nie był ranny ani otoczony tak, by nie móc zrobić kolejnego kroku. W wyrzutni były dokładnie trzy pociski, bo z pewnością przeładował w międzyczasie, gdy chaos zbliżał się do niego i Charles zaczynał rozumieć, w jak beznadziejnym położeniu się znajduje. Musiał być na to gotowy. I wtedy trzy wystrzały, jeden na każdego z nich. Powinno się udać.
Może i ci, którzy tu przyszli, nie pracowali wcześniej dla Rosenkova, ale nie byli też głupi. W momencie, w którym Striker uniósł broń, jedna seria z karabinu ściągnęła z niego tarcze. A zanim zdążyli zrobić mu większą krzywdę, najbliżej stojący mężczyzna rzucił się na niego i najzwyczajniej w świecie go przewrócił, całym ciężarem swojego ciała. Następny strzał nie trafił w Lucę, Burel też przeżył. Próba zabicia obu, a potem siebie, była skazana na niepowodzenie. A potem, uderzony czymś ciężkim w skroń, Charles stracił przytomność.

Gdy zaczynała wracać mu świadomość, zorientował się, że nie jest już w pozycji leżącej, ale siedzącej. Na krześle, których akurat w tym pomieszczeniu trzy się znalazły. Kiedy otworzył oczy, po swojej lewej stronie zobaczył nieprzytomnego Jannicka i wściekłego Burela, obu - tak samo zresztą jak Charles - przypiętych do krzeseł, na których siedzieli. Nie mieli możliwości ruszenia się z miejsca. W zasięgu jego wzroku znajdował się jeszcze człowiek w szarym pancerzu, rozmawiający z jednym ze swoich podwładnych. Nawet na nich nie patrzył. Siedzieli mniej-więcej na środku pokoju, przed nimi stała rozwalona wieżyczka, a trupy ściągnięte były w jeden kąt. Nie było wśród nich Sonii, ale też nie było jej widać nigdzie indziej.
W końcu nieznajomy zorientował się, że Striker odzyskał świadomość i podszedł do niego, powoli odpinając zaczepy hełmu. Zdjął go z głowy i utkwił zmęczone spojrzenie w Charlesie. Jeśli ten spodziewał się znajomej twarzy, musiał czuć się rozczarowany. Za ciemnym wizjerem hełmu ukrywał się zwyczajny mężczyzna, o ciemnej karnacji i krótkich, ściętych po żołniersku włosach. Był za młody na Rosenkova, na jego twarzy nie było jeszcze widać przejść, które odcisnęłyby się na nim piętnem. A może po prostu należał do tych, po których niczego nie było widać. Przyjrzał się Charlesowi, zachowując jednak bezpieczny dystans półtora metra, w razie gdyby ten postanowił na przykład rzucić się na niego razem z krzesłem i przegryźć mu tętnicę.
- Dobra, nie ma czasu, jak z resztą? - spytał, spoglądając na kogoś za plecami Strikera. W odpowiedzi zapewne na czyjś gest skinął głową i przeszedł do krzesła z Jannickiem. Szarpnął za oparcie i przeciągnął mebel razem z mężczyzną pod przeciwległą, białą i pustą ścianę, by zaraz potem silnym uderzeniem w twarz wybudzić nieprzytomnego. Luca jęknął i powoli podniósł głowę, najpierw wbijając spojrzenie w swoje kolana, a dopiero potem unosząc je na stojącego nad nim mężczyznę. Na jego twarzy pojawiły się emocje, ale daleko im było do strachu. Tak samo jak Zane, był wściekły. Zaczął coś mówić, ale to, co zaczęło dziać się za plecami Strikera, szybko sprawiło, że wściekłość zmieniła się w zaskoczenie i kompletne niezrozumienie. Cokolwiek to było, w tej chwili pozostawało tajemnicą.
Człowiek w szarym pancerzu chwilowo zostawił Lucę i przeszedł do zlewu wbudowanego w szafkę po drugiej stronie pomieszczenia, by przemyć zmęczoną i spoconą twarz zimną wodą. Przetarł ręcznikiem papierowym, który rzucił potem obojętnie na podłogę i nałożył hełm z powrotem. Zza niego dopiero dotarł do nich jego lekko stłumiony głos.
- Już?
- Tak - odpowiedziała mu Wade.
Trwało to może minutę, nie więcej. Szary pancerz podchodzący do Jannicka siedzącego bezradnie na krześle. Wściekłość na twarzy skrępowanego mężczyzny, jego rozszerzone źrenice i przekrwione oczy, celne splunięcie w sam środek wizjera swojego kata i równie celny strzał, z przyłożenia prosto w skroń. Bezwładne ciało Luca zwisło na krześle, trzymane na nim wyłącznie przez omni-kajdanki.
Oprawca obojętnie odciągnął trupa z tamtego miejsca i podszedł do Charlesa, łapiąc oparcie za jego plecami. Pociągnął go w bok, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę jego wielkość i masę, ale dał sobie z tym radę. Krzesło obróciło się, dając Strikerowi możliwość zobaczenia Sonii, która stała na środku, z uruchomionym omni-kluczem. Nie miała już na sobie pancerza, tylko kombinezon, rozcięty na boku i zastąpiony porządnym opatrunkiem. Była blada, wyglądała bardzo słabo, ale jej wzrok był lodowaty, a sylwetka spięta. Gdy spojrzała na Charlesa, coś się w tym zmieniło. Obok niej siedziało dwóch mężczyzn, ze zdjętymi hełmami, Aaron leżał obok - nieprzytomny, albo martwy. Oparta o ścianę stała jakaś kobieta, ale nie zdejmowała hełmu, nie dało się więc zobaczyć jej twarzy. Całej reszty tutaj nie było.
- Nie - powiedziała cicho, robiąc krok w ich stronę. Człowiek w szarym pancerzu zatrzymał się, odwracając pytająco głowę w jej stronę. Wade przez chwilę milczała, przygryzając policzek od środka.
- Sonya, do kurwy nędzy, co ty... - zaczął Burel, korzystając z chwili przerwy w egzekucji.
- Zamknij się, Claude - warknęła, jego imię wypowiadając z niechęcią, jakiej wcześniej Striker u niej nie słyszał. O dziwo, przestał mówić. Kobieta pokręciła głową. - Nie - powtórzyła. - Jego nie.
- To co z nim, kurwa, zrobisz? - szary pancerz gwałtownie postawił krzesło z Charlesem z powrotem na czterech nogach, w połowie drogi pod ścianę.
- Jego nie - powtórzyła z uporem Sonya. - Teraz Burel. I dzisiaj wszystko się kończy.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

30 wrz 2017, o 10:12

Wyświetl wiadomość pozafabularną Kiedy, zaczęła wracać do niego świadomość, starał się powoli otworzyć oczy. Dziwne było to, że nie czuł żadnego większego bólu głowy, pomimo tego, że kiedy delikatnie podniósł głowę by zobaczyć cokolwiek więcej niż stertę trupów, to poczuł zaschniętą krew na swoich włosach. Poruszał dłońmi, by od raz zauważyć, że teraz i on został też całkowicie spętany przez przeciwników.
Złapali wszystkich. Wszystko, co miało pójść nie tak, poszło nie tak. Do tego nie udało mu się wykonać ostatniego zadania. Nie dał rady zabić swoich byłych towarzyszy broni, plus przynajmniej był taki, że chyba nikt nie zamierzał wyciągać od nich jakichkolwiek informacji.
Wtedy jego wzrok skupił się już całkowicie na mężczyźnie w szarym pancerzu. Obserwował, każdy jego ruch, kiedy ten postanowił zbliżyć się do Charlesa. Szczególnie wtedy, kiedy zdjął hełm. Zwykły typ. W sumie sam, sobie się dziwił, czemu zakładał, że ich przeciwnik będzie wyglądał niczym jakiś prawdziwy zakapior. To był zwykły, typ, którego można było znaleźć w każdym miejscu w galaktyce.
Striker nie odrywał wzroku od jego oczu. Gapił mu się prosto w oczy. Nie, dlatego, że tak jak inni czuł gniew czy wściekłość, nie on już dawno temu był pogodzony z tym, że dojdzie do takiej sytuacji. On po prostu już taki był, a patrzenie komuś w oczy było czymś normalnym dla niego. Nawet w sytuacji takiej jak ta, nawet, jeśli miałoby to wywołać największy dyskomfort dla drugiej strony.
Pierwszego wzięli Luce. Ten tak jak Burel, wybuchł gniewem. Jedyną spokojną osobą z ich trójki był on. Po prostu siedział i zaakceptował stan rzeczy. Po prostu nie czuł niczego. Wszystko, co się działo wokół niego nie było w stanie nawet go poruszyć. Nawet wtedy, kiedy usłyszał głos Wade. Nie żeby był bardzo zaskoczony takim obrotem sprawy, zakładał taki scenariusz. To znaczy, zakładał, że nie można jej mimo wszystko ufać, ale nie spodziewał się, że ona może z nimi, aż tak współpracować.
Kiedy, usłyszał pierwszy strzał po prostu przeniósł wzrok na ziemie. Kolejny z nich, odchodził z tego świata. Kolejny zniszczony przez Rosenkova mógł przejść w stan spoczynku. Luca, nie zasłużył sobie na to, a Striker dobrze wiedział, że jego śmierć to jego wina. Wiedział też, że niedługo i on do niego dołączy. W końcu i jego koszmar się skończy już na zawsze.
Nawet, się nie ruszył, kiedy ktoś złapał za jego krzesło. Przez sekundę przeszło mu przez głowę myśl, jak kolesiowi udało się w końcu przesunąć go. Szybko zapomniał o tej myśli, kiedy zauważył Sonye. Patrzył na nią, przeszywał ją wzrokiem. Tym samym, co wcześniej. Zmęczonym, mętnym bez jakiejkolwiek iskry życia.
Na swój sposób cieszył się, że nic jej nie jest. Nawet, jeśli przez to miał być kolejną osobą, która zginie w tym ich dziwnym rytuale. Wspominał już o tym wcześniej. Nie zasługiwała na to, co ją pewnie spotkało i w jakiś sposób pewnie była to wina Rosenkova. W to chciał, chociaż wierzyć. Był zbyt zmęczony by ułożyć sobie bardziej ambitną historyjkę, w której po raz kolejny to on był po tej złej stronie. Może, zauważył innych, ale nawet nie poświecił im żadnej uwagi. Utrzymywał wzrok na niej.
Wtedy, zaczęła się mała sprzeczka pomiędzy głównymi bohaterami tej tragedii. On się nim nie czuł. On się czuł jak drugoplanowa postać. Jak ten przydupas głównego złego bohatera, który kręci się tu i tam robiąc swoje.
Im dłużej wsłuchiwał się w ich rozmowę tym bardziej tracił oddech. Dlaczego nie on? Czym sobie zasłużył, że akurat to nie on miał zginąć tego dnia. Dlaczego kolejny raz pieprzone szczęście dawało mu szansę żyć dalej, kiedy on tak bardzo nienawidził swojej egzystencji?
Rozpadał się po raz kolejny. Oczy miał szkliste. Już nie patrzył ani, na Wade, ani na typa w szarym pancerzu, czy na całą otaczającą go świtę. Cały jego pusty wzrok skoncentrowany był na podłodze. Już był gotowy w końcu umrzeć, nawet cieszyło go to. Ktoś miał w końcu ukrócić jego męczarnie. Zakończyć ten beznadziejny żywot i tak już od dawna martwego człowieka. Kolejny raz udało mu się uciec od wyroku.
Na brudny beton pod jego stopami, zaczęły powolnie kapać łzy. Cichy szloch, który dla większości osób mógłby być zinterpretowany, jako jakąś radość, że tym razem udało się zwierzynie przeżyć. Niestety nie było w tym żadnej radości. Był to prawdziwy smutek, ilość żalu, która wypełniała Strikera była wręcz nie do opisania.
Widział już późniejszy scenariusz. Wykończą Burela, a potem go tu zostawią. Będzie musiał kolejny raz całkowicie sam pozbierać się i zacząć wszystko od nowa. Po raz kolejny. Powoli stawało się to już jakimś interwałem w życiu Strikera, który sprawiał, że z każdym takim wydarzeniem, popadał coraz głębiej w stronę dna.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

30 wrz 2017, o 11:27

Wyświetl wiadomość pozafabularną Nikt nie zastanawiał się, co się z nim dzieje, bo nikt na niego nie patrzył. Każdy skupiony był teraz na Simardzie, który wyciągany był na środek, na miejsce uprzednio zajmowane przez chwilę przez Jannicka. Bezimienny w szarym pancerzu szarpnął nim i postawił go przodem do Wade, której twarz przypominała teraz zastygniętą maskę nienawiści. Minęła Strikera i stanęła bezpośrednio przed swoim dotychczasowym pracodawcą i poniekąd opiekunem, szokująco spokojna. Ciężko było w niej teraz znaleźć jakiekolwiek objawy frustracji i wściekłości. Teraz to była tylko spokojna, lodowata nienawiść, skutecznie hodowana przez lata.
- Sonya, co ty robisz - powiedział cicho Burel, ze wzrokiem utkwionym w swoją podopieczną. - Dogadałaś się z nimi? Kiedy?
Wade milczała, przyglądając się skrępowanemu mężczyźnie. Ten szarpnął się i zerknął na człowieka w szarym pancerzu, który teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej wydawał się odsunięty od rozgrywających się wydarzeń. Ot, stał obok, ale nawet broni nie zdjął z zaczepów przy biodrze. Sonya też jej nie miała, a to dodało Burelowi przekonania, że wcale nie musi jeszcze umierać. Zwłaszcza, że Charles przeżył.
- Daj spokój. Wiesz, jak było kiedyś. Wiesz to wszystko, powiedziałem ci przecież. Teraz jest inaczej, ani ja, ani Charles nie zajmujemy się tym, czym kiedyś...
Kobieta spojrzała na człowieka w szarym pancerzu i skinęła głową, a ten z rozmachem uderzył Simarda w bok głowy. Nie przewrócił się razem z krzesłem, choć niewiele brakowało. Za to zamilkł, orientując się, że rozmowa w niczym mu już nie pomoże. Zamknął oczy, po chwili wypluwając krew z ust.
- Nie powiedziałeś mi wszystkiego, Claude - znów wypowiedziała jego przybrane imię sarkastycznie, doskonale wiedząc, że nazywa się inaczej. - I dobrze o tym wiesz. Tak jak o tym, że nie jestem głupia. Myślałeś, że jak mnie przygarniesz tak blisko siebie, to nie zorientuję się, kim jesteś? Tyle razy mówiłeś że mam potencjał, którego mam nie marnować, więc proszę. Nie zmarnowałam.
Wyciągnęła rękę do bezimiennego, a ten odpiął ciężki pistolet od biodra i podał go jej. Kobieta odblokowała broń i uniosła w stronę Zane'a, który wbił teraz w nią wściekłe spojrzenie. Rozumiał już swoją sytuację. Rozumiał, że jest bez wyjścia. Kobieta, która miała być sposobem na naprawienie wszystkich przeszłych błędów, okazywała się jego zgubą. Błąd, który popełnił, był przeogromny.
- Mogłaś mnie zabić w biurze - warknął. - Mogłaś mnie zastrzelić każdego innego pierdolonego dnia.
- Mogłam - powiedziała cicho, niemal ciepło. - Dobranoc.
Potem huk wystrzału wypełnił pomieszczenie, odbijając się od ścian. Głowa Simarda odskoczyła do tyłu i tak już została, z krwawą dziurą ziejącą w miejscu lewego oka. I zapadła cisza.
Sonya wpatrywała się w trupa, dla którego jeszcze niedawno pracowała. Nikt się nie odzywał, nikt nie chciał przerywać tej chwili, która była wypełnieniem długo planowanej zemsty. Wade od dawna musiała wiedzieć, kim tak naprawdę jest Claude Simard i musiała szczerze go nienawidzić. Ale zabicie go tak po prostu w jego biurze skończyłoby się wyłącznie tym, że wylądowałaby w więzieniu na długie lata. Miałaby swoją zemstę, ale jej cena byłaby zbyt duża. Tutaj pozostawała bezkarna - wszystko złożyło się idealnie. Ciąg morderstw doprowadził ich w końcu do Strikera, Striker do odciętej od świata fabryki czerwonego piasku i Jannicka, a to wszystko przyciągnęło tu Burela, który planował raz a porządnie wszystko skończyć. I tutaj nikt nie będzie badał, czy przypadkiem jakaś Sonya Wade z Kanady nie maczała w tym wszystkim palców. Ktoś posprząta kompleks, znając życie na odchodne jeszcze go podpalą, jedynymi śladami pozostaną zwęglone zwłoki i nawet jeśli będą je badać, to nikt nie powiąże tego z nią. Setha nie było tu widać, Aaron był nieprzytomny. Tylko Striker w tej chwili jakkolwiek jej zagrażał, będąc świadomym tego, co się wydarzyło, a nie należąc do opłaconej przez nią grupy. Był sporym ryzykiem, które jednak z jakiegoś powodu zdecydowała się podjąć. Nawet jeśli tak bardzo pragnął śmierci.
W końcu westchnęła i oddała pistolet mężczyźnie w szarym pancerzu. Ten skinął tylko głową.
- Kredyty macie na koncie. Tak, jak się umawialiśmy. To już koniec - powiedziała, siadając na środku podłogi, w miejscu, w którym stała. Była ranna i zmęczona. - Pomóżcie mi tylko przetransportować Aarona do promu.
- Wade...
- Już, koniec, czego nie rozumiesz? To było tylko zlecenie, za które wam zapłaciłam. Długie i ryzykowne, cena była adekwatna. Teraz możecie zająć się czymś innym.
Mężczyzna przeszedł kilka metrów i kucnął przed nią, ściągając hełm z głowy. Był tyłem do Strikera, więc ten nie widział wyrazu jego twarzy. Wyciągnął rękę w stronę kobiety w geście, który prawdopodobnie miał prowadzić do odgarnięcia jej włosów z twarzy, albo jakiejś innej czułości, ale Sonya gwałtownie się odsunęła.
- Tylko zlecenie, Shay - syknęła. - I przysięgam, że jak mnie dotkniesz, to upierdolę ci rękę. Zabieraj swoich ludzi, zanieście Aarona do mojego promu i lećcie w swoją stronę.
- Kredyty są na koncie - odezwała się kobieta spod ściany, ze wzrokiem utkwionym w omni-kluczu. - Mówi prawdę.
Mężczyzna nazwany Shay'em przez chwilę jeszcze patrzył na nią, by w końcu westchnąć i podnieść się z miejsca. Jego ludzie zebrali się, najwyższy z nich bezceremonialnie przerzucił sobie Aarona przez ramię i chwilę później już ich nie było. Zostali tylko oni, we dwoje, z czego Charles wciąż przypięty był do krzesła. No i kilka trupów. Sonya zgarbiła się i ukryła twarz w dłoniach, przez długą chwilę nie ruszając się z miejsca. Mijały sekundy, minuty. Nie odzywała się. Wokół panowała martwa cisza.
W końcu z trudem wstała i powoli podeszła do Strikera, uruchamiając omni-klucz. Chwilę później był już wolny. Nadal nic nie mówiła, cofnęła się tylko i oparła biodrem o jedną z niskich szafek, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Może podejrzewała, że zaraz podniesie jedną z walających się wokół broni i zastrzeli teraz ją, ale wyglądała, jakby było jej wszystko jedno. Ona swój cel osiągnęła. Cała reszta, w tym jej życie, nie miała znaczenia.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

30 wrz 2017, o 13:10

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

30 wrz 2017, o 13:23

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Przyglądał się martwemu ciału Burela. Kolejne martwe ciało, kolejny wolny operator. To mógł być Striker, wystarczyło tylko, że to jego wysłali na misje, w której zginęła matka Wade. Jeden rozkaz Hogartha mógł całkowicie zmienić sytuacje w tym pomieszczeniu. To samo tyczyło się Luci, pracował razem z Zanem, ale to tego drugiego jedna głupia decyzja doprowadziła do śmierci tak wielu byłych operatorów. To jego idiotyczna decyzja, w której postanowił naprawić stary błąd sprawiła, że Striker siedział teraz tutaj. W zapyziałej piwnicy, przypięty do krzesła oraz szlochając. To nie był dobry dzień. Chociaż żaden z jego dotychczasowych nie był wcale lepszy. Ten wyróżniał się tylko większą ilością trupów i rozklejania się.
W końcu przestał szlochać. Rozsiadł się trochę wygodniej na krześle. Nie było go w pracy tylko 2 dni, więc jeśli ludzie tego całego Shaya nie zdemolowali lokalu to mógł wrócić dalej pracować i robić swoje. Jego szef wiedział, że zdarzało mu się znikać na parę dni i potem kontynuować pracę, więc zniknięcie na tak krótki okres nie powinno być problemem. Chciał znowu robić to, co lubił, a nie siedzieć tutaj. I czekać w sumie nie wiadomo, na co. Skoro i tak nikt nie zamierzał go zabijać to mógłby po prostu pójść do domu, pomimo tego, że jego dom był teraz w całkowicie innym systemie gwiezdnym.
Kolejna rozmowa sprawiła, że aż cicho parsknął śmiechem. Nie spodziewał się w tym miejscu takiego romantyzmu. Ach ta młodość. Bawienie się w najemników, tworzenie przyjaźni i związków, zbliżanie się do siebie. Co to była za głupota. Gdyby to nie Burel przygotowywał to wszystko tylko Striker, to kolega w szarym pancerzu właśnie by zdychał. Nawet Wade, która okazała się nie być po ich stronie nie mogłaby ich zatrzymać. Teraz już mógł sobie gdybać skoro karty leżały na stole i wiedział o wszystkim.
Po opuszczeniu pomieszczenia przez wszystkich najemników został tylko on i ona. Czuł jak jego ręce są już wolne. Automatycznie, nawet o tym nie wiedząc sięgnął do kamizelki po paczkę papierosów. Robił wszystko nauczenie, niczym pies Pawłowa. Odpalił i zaciągnął się nim tak mocno, że aż zaczął kaszleć. Może drobinki pyłu, dymu niewiadomego pochodzenia oraz samo uderzenie o ziemie, kiedy dostał czymś ciężkim w głowę odbiło się na jego i tak już zniszczonych płucach.
Przejechał dłonią po głowie, czując zaschniętą krew. Ktoś chyba naprawdę się postarał żeby położyć go jak najszybciej na ziemie. Spojrzał na dłoń. Gdzieś jeszcze coś musiało się sączyć po rękę miał czerwoną.
Spróbował wstać z miejsca. Trochę kręciło mu się w głowie, ale dalej był w stanie normalnie stać. Przyglądał się chwilę Wade, ale nie wyglądało na to, że ona będzie jakimkolwiek problemem w tym momencie. Nikt nie zabrał jego Graala, więc najzwyczajniej w świecie podniósł go z podłogi.
Podszedł do kobiety, trzymając broń w dłoniach. Nie zamierzał jej atakować. Może inni by tak zrobili, skoro przed chwilą zabiła ich towarzyszy. Jednak nie on. On dobrze wiedział, jak wszyscy byli bardzo winni swoich wcześniejszych czynów. Po prostu przez chwilą stał przed nią, aż w końcu mocno zachrypniętym głosem powiedział.
- Wcale, nie jest lepiej prawda?
On znał to uczucie już zbyt dobrze. Wiedział, że nawet, jeśli dopniesz swego to w przypadkach takie jak te to nic nie zmieni. Teraz, Wade, musiała wypełnić pustkę czymś innym. Po poświęceniu całego życia na zemstę nie będzie to takie proste, dokładnie tak jak było to już od kilku lat dla Strikera. Odłożył broń na plecy. Oparł się o ścianę obok niej.
- Zjadłbym coś.
Uśmiechnął się delikatnie. Taka była prawda, śniadanie tego dnia było dość skąpe i mniejsze niż przewidywał. Więc papierosem starał się zabijać rosnący w nim głód. Do tego nie było, co roztrząsać tego, co się tutaj wydarzyło. Nic nie dało się już zmienić, a osoba, która tak naprawdę zniszczyła sobie tutaj życie była Wade.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

30 wrz 2017, o 16:39

Wyświetl wiadomość pozafabularną Ciężko było stwierdzić, czy faktycznie był to romantyzm, czy zwyczajnie Shay'owi w pewnym momencie zaczęło na Wade zależeć. W końcu z jakiegoś powodu przeznaczyła setki tysięcy kredytów - bo na pewno nie mniej - na grupę dobrych najemników, którzy będą polować kolejno na byłych operatorów Rosenkova i do tego wezmą na siebie całą winę. Jej twarz, jej nazwisko nigdzie się nie pojawiło. Gdy człowiek dowiadywał się, że Claude wcale nie jest jej bliski, a ona trzyma się przy nim tylko po to, by kontrolować ostateczny wynik swoich działań, okazywało się nagle, że kobieta nie ma nikogo. Swoje dwa koty, o których wspominała kiedyś Strikerowi. Żyła zemstą i cała reszta nie miała dla niej znaczenia. Nic dziwnego, że na co dzień była tak oderwana od rzeczywistości, zwłaszcza w towarzystwie Charlesa. Nic dziwnego, że tak wściekła się, gdy próbował im uciec. Nic dziwnego, że znalezienie Jannicka tak bardzo jej pasowało i że zgodziła się na cały plan, jaki powstał w głowie Strikera. Pasował jej.
Gdy wstał i podniósł broń, drgnęła, ale nie ruszyła się z miejsca. Utkwiła tylko spojrzenie w strzelbie, wyraźną ulgą reagując na widok wyrzutni przypinanej do zaczepów na plecach mężczyzny. Dopiero wtedy zorientowała się, że zadał jej pytanie, więc uniosła na niego niewidzące spojrzenie. Była blada, oczy miała przekrwione. Teraz bardziej niż wcześniej przydałby się Luca ze swoimi działającymi cuda specyfikami. Może przestałaby wyglądać, jakby miała zaraz zemdleć. Nie było co się dziwić, musiała się mocno wykrwawić.
- Jest lepiej - odparła cicho, jednocześnie kręcąc przecząco głową. Jakby nie potrafiła się zdecydować. - To jest... tak miało być, ten skurwiel wreszcie...
Utkwiła wzrok w trupie Burela i zamilkła. Ich relacja była mocno nienormalna i w końcu dobiegła końca. Tak, jak Wade tego chciała. Zabiła go za to, że zniszczył jej życie wcześniej i prawdopodobnie też za to, jak traktował ją na co dzień. Uniknęła konsekwencji. Jeszcze tylko musiała się stąd wydostać, wsiąść do promu i odlecieć, zostawiając za sobą zgliszcza.
Słysząc kolejne słowa Charlesa spojrzała na niego z nieukrywanym zdziwieniem, a gdy zobaczyła jego usta wykrzywiające się w uśmiechu, sama też w końcu parsknęła śmiechem. Stał nad nią, głodny i nie wiadomo z czego zadowolony, mimo że jeszcze chwilę temu niemal do samego końca planowała go zabić, tak samo jak całą resztę, choć nie był bezpośrednio powiązany ze śmiercią jej matki. Zaśmiała się znów cicho, ukrywając twarz w dłoniach, a kilka sekund później Striker mógł się zorientować, że Sonya jednak się nie śmieje. Po całym tym czasie, w którym na jej twarzy znajdowała się lodowata maska obojętności, albo niezadowolenia, w końcu nie potrafiła funkcjonować tak dłużej. Może i nie musiała. Rozpłakała się, widząc, że doprowadziła wszystko do końca, który planowała od dawna. Zemściła się na wszystkich, na których musiała, za śmierć swojej najbliższej rodziny. I teraz nie wiedziała co dalej. Stała, oparta o tę szafkę, ranna i wykończona, w rozciętym kombinezonie, w otoczeniu zwłok i obok człowieka, którego przecież wcale dobrze nie znała. Nie było lepiej. Nie mogło być. Ale ona też nie mogła się do tego przyznać.
Płakała bezgłośnie. Może nie chciała zaburzać otaczającej ich ciszy, a może nie umiała inaczej. Długą chwilę później jej omni-klucz zapikał ostrzegawczo i dopiero to zmusiło ją do otrząśnięcia się z tego stanu. Wyprostowała się i sprawdziła o co chodzi, by w końcu odezwać się, równie zachrypniętym głosem, co chwilę wcześniej Striker.
- Jak chcesz jeszcze kiedykolwiek coś zjeść, to musimy stąd wyjść - nie patrząc na mężczyznę, odgarnęła włosy z twarzy i odepchnęła się od biurka. - Zaraz aktywują się ładunki i kompleks będzie wysadzony w powietrze.
Ruszyła przed siebie powoli, zakładając, że Charles pójdzie za nią. Przecież nie miał tu nic do roboty. Minęli kilka trupów leżących w kącie, minęli krzesło z Jannickiem i martwego Burela. Kobieta rzuciła mu ostatnie spojrzenie i weszła po schodach, zostawiając całą tę przeszłość za plecami. Każdy krok wyraźnie sprawiał jej ból. Przeszła dzisiaj więcej, niż Striker, bo uczestniczyła w walce na górze. Ciekawe w którym momencie zmieniła strony. Znając życie, w ten sposób właśnie złapali Burela, bo jej zdrady nie mógł się spodziewać. Opierała się teraz dłonią o ścianę, wchodząc coraz wyżej.
Na górze oczom Strikera ukazało się istne pobojowisko. Nie wspominając o ścianach i meblach poznaczonych śladami walki, na podłodze leżało kilkanaście martwych. Wśród nich bez problemu rozpoznał Setha. Jego przystojne rysy twarzy teraz zastygnięte były w pośmiertnej masce i jakoś nie wyglądał już tak dobrze. Jego pancerz był zgnieciony, wchodził w ciało, miażdżąc klatkę piersiową. To na nim między innymi musiał skoncentrować się biotyk. Jeden z ludzi wynajętych przez Wade. Nie patrzyła na niego, po prostu przechodząc do drzwi wyjściowych i otwierając je bez wysiłku od środka.
Lodowate powietrze z zewnątrz uderzyło niemal natychmiast, przypominając, jak strasznie w środku śmierdziało, krwią, potem, spalenizną i śmiercią. Sonya miała na sobie teraz tylko ten swój cienki kombinezon, ale nie narzekała. Bez zatrzymywania się wyszła na zewnątrz, kierując się w stronę wysokiej skarpy, za którą musiał być ukryty prom. Powoli, z wysiłkiem zaczęła wchodzić na nią, ciasno krzyżując ręce na klatce piersiowej, bo wiatr był lodowaty. Jakoś w połowie drogi jej omni-klucz zapikał ponowie, więc zatrzymała się i odwróciła.
Seria wybuchów przeszła przez kompleks, a potem wszystko stanęło w płomieniach. Sonya chyba nie oglądała vidów akcji, by wiedzieć, że na wybuchy nie należy patrzeć, tylko odchodzi się od nich obojętnie. A może chciała przyjrzeć się, jak pali się budynek, w którym gdzieś tam na dole siedzi Burel z przestrzeloną przez nią głową. Oczy nadal miała zaszklone, choć teraz przyczyną mógł być wiatr, wiejący im prosto w twarze. Utrudniał patrzenie na ogień, przynosił ze sobą zapach dymu i odsłaniał bliznę, którą tak usilnie Wade na co dzień ukrywała.
- Muszę zawieźć Aarona do szpitala - odezwała się cicho. - Potem możemy znaleźć ci coś do jedzenia. A potem...
Przeniosła spojrzenie na Strikera. Było inne, niż przedtem. Badawcze i smutne jednocześnie.
- Nie wiem, co dalej. Nie zastanawiałam się, co będzie dalej - przyznała. - Przepraszam, Charlie. Chociaż wiem, że po tym, co zrobiłam, to gówno znaczy.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

30 wrz 2017, o 18:14

Striker postanowił się nie odzywać przez całą drogę nie było tutaj niczego do skomentowania. Po prostu po raz kolejny delektował się smakiem tytoniu oraz dymu który krążył w jego plucach. Nie tak sobie wyobrażał zakończenie tej calej historii tym bardziej że odpowiedzią na to wszystko była Sonya.
Rozumiał jej smutek, bo przez coś podobnego juz przechodzil. Moment w którym tracisz sens życia, cel który pozwalał iść na przód i robić swoje, teraz sie dla niej skończył. Musiała teraz zająć się czymś nowym, a w tym nie mógł jej pomóc. Zresztą, jak miał komuś pomóc odnaleźć sens w życiu skoro ledwo sam ogarniał swoje. Nawet to że był tu a nie gdzie indziej stało sie przez brak kontroli nad własnym życiem.
Zareagował czymś więcej niż milczeniem dopiero kiedy sie do niego odezwała. Sam nie wiedział jak to ma skomentować, dobrze jednak wiedział co powinien zrobic. Mianowicie spierdolic stąd jak najdalej i zapomnieć o tym wszystkim. Wrócić do swojego gownianego ale stabilnego życia, zamiast zostawać tutaj.
Westchnął w końcu głośno. Odpalil kolejnego papierosa. Jemu nie bylo zimmo. Dalej mial na sobie grubą parke, która bardzo dobrze spełniała swoje zadanie na tym mrozie.
- Jest okay, jedyne za co powinnaś mnie przeprosić to za zrezygnowanie z zabicia mnie. Naprawdę wierzyłem że to wszystko sie w końcu skończu.
Parsknal smiechem. Trudno było powiedzieć czy mówił to na poważnie czy żartował. Tu akurat sie nie roznili, ich emocje byly tak pelne skrajnosci, ze niektórzy by zwariowali spędzając z nimi więcej czasu.
- Zbierajmy się stąd, plus załatw mi numer do Levitina o ile go nie zabilas. Ja mogę przymknąć na to oko, ale chłopaki jeśli to sie rozejdzie zaczną na ciebie polować, pewnie najpierw zaczna od Shaya i nie chcialbym w jego skórze, jeśli by do tego doszlo. Więc zadzwonie do niego ze sprawa zalatwiona, a wszyscy ktorzy na nas polowali nie żyją.
Zaciagnal sie kolejny raz. Nie mial do niej żadnego problemu. Sam zreszta za bardzo tez nie rozumial dlaczego. Powinien ja zabic i pozbyc sie wszysykich ktorzy brali w tym udzial, teraz upolowanie ekipy Shaya wygladaloby calkowicie inaczej kiedy nie mieliby swojej wtyki. On jednak robil wszystko wbrew wcześniejszym naukom i samemu aobie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

30 wrz 2017, o 18:54

Znów długo milczała. Ale oboje byli do tego akurat przyzwyczajeni, odkąd się poznali ich rozmowy nie były wcale dużo ambitniejsze. Ot, wymienienie się kilkoma zdaniami na krzyż i cisza. Nie była krępująca, była normą. Sonya zaczynała powoli szczękać zębami, więc w końcu odwróciła się od ognia i nieco szybciej zaczęła iść pod górę. W końcu za załomem jednej ze skał pojawił się fragment granatowej sylwetki promu, czekającego na nich na jednej z płaskich przestrzeni.
- Przestań - mruknęła, nie wiedząc, czy Striker mówi na poważnie, czy żartuje. Nie potrafiła wywnioskować tego z jego tonu, zwłaszcza, że parsknął śmiechem na końcu. Dla niej to wciąż było zbyt świeże i sama nie wiedziała, czy zrobiła słusznie.
Zerknęła na niego krótko, gdy zaczął mówić dalej i westchnęła, otwierając tylne drzwi promu. Wyciągnęła sobie stamtąd koc, który z pewnością widział lepsze czasy, ale przynajmniej był ciepły. Na Sonii nie robił wrażenia jego stan, podziurawiony i śmierdzący odkażającymi chemikaliami. Owinęła się nim po szyję, jednocześnie wchodząc do środka i sprawdzając stan Aarona. Mężczyzna jęknął, gdy dotknęła jego ramienia, co znaczyło, że żył, ale odniesione rany nie pozwalały mu na większą aktywność, niż leżenie i jęczenie. Musiał mieć niewiele czasu. Ale miasto nieopodal na pewno miało szpital, albo choćby małą klinikę. To też by wystarczyło.
- Załatwię - powiedziała cicho.
Wsiadła za stery promu i zamknęła drzwi, od razu włączając ogrzewanie. Jeszcze nie startowała, czekała aż odmarzną jej skostniałe po spacerze dłonie. Poprawiła się w miejscu i skrzywiła, niewątpliwie czując ból w miejscu, gdzie ją postrzelono. Obróciła się nieco w miejscu, spoglądając na Strikera. Jej zdecydowanie przydałby się nie obiad, a sen.
- Nie musisz tego robić. Shay i jego ludzie od początku wiedzieli, na co się zgadzają. Nie zostawiali śladów. Nie korzystali ze swojego sprzętu. A mnie z tym nie powiążą - stwierdziła, unosząc wzrok wyżej, niż oczy Charlesa i dopiero teraz zauważając, że coś jest nie tak z jego głową. Fizycznie. - Nic ci nie jest?
Wskazała na jego głowę i skrzywiła się, orientując się, że pytanie o jego samopoczucie jest słabe, w momencie, gdy jeszcze pół godziny temu rozważała zabicie go razem z resztą. Nawet jeśli się z nimi nie przyjaźnił, nie znaczyło to, że miał nie mieć do niej żadnych pretensji. Opuściła wzrok na stery.
- Pozwolenie ci żyć było głupie - powiedziała. - Ale nie mogłam... nie jesteś taki sam, jak Claude. On nigdy nie żałował tego, co robił. Wiem o tym lepiej, niż ktokolwiek inny. A ty... nie wiem - przetarła twarz dłonią. - Nie wiem, dlaczego to robisz. Powinieneś mnie nienawidzić za to, co zrobiłam. A przynajmniej być na mnie wściekły. Claude... Zane zawsze był.
Mężczyzna z tyłu jęknął znów, więc Sonya westchnęła i odpaliła prom, powoli zbierając się do startu. Dłonie trzęsły się jej z wyczerpania, mogli więc zakładać, że to nie będzie gładki start i miękkie lądowanie.
- Chciałam cię poprosić, żebyś dał mi chociaż Aarona odwieźć do szpitala, żeby mógł wrócić do rodziny. A potem sama bym sobie strzeliła w łeb, żeby oszczędzić ci roboty - mówiła cicho. - Powinieneś być wściekły. Zdradziłam was. Dlaczego nie jesteś?
Roztrzęsiona, wciąż jednak jeszcze nie ruszała pojazdu z miejsca. Spojrzenie, które teraz wbiła w Strikera, zdecydowanie nie należało do normalnych, ale poza wzrokiem nie wyglądała zbyt groźnie, owinięta w jasnoszary koc po samą szyję, zajmująca na fotelu pilota połowę tego miejsca, które na sąsiednim zajmował mężczyzna. Dziwnie jej było, w czymś, co nie było czarne.
- Dlaczego nie jesteś, Charles? - wysyczała, zła na niego, na całą tę sytuację, na Aarona, na martwych Setha i Borysa, na Burela, Islandię i prom, który nagrzewał się powoli. A najbardziej chyba na samą siebie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

30 wrz 2017, o 19:40

Tym razem głośniej parsknal śmiechem. Nie wiedział jak mocno jej umysł jest stary zmęczony i zaslepiony całą sytuacją, ale wystarczyłby chociaż jeszcze jeden taki Striker, który uznałby ze musi odnaleźć zabójców choćby nie wiem co to pewnie by ich wytropili i wyciągnęli od nich każda informację. Znal swoich braci lepiej niż ktokolwiek. Z każdego dalo sie wyciągnąć informacje, pewnie Shay by wyspiewal wszystko co by tylko chcieli wiedzieć.
-Jakby to pierwszy raz ktoś przywalil mi w leb czyms ciezkim. Co najwyżej mam jeszcze wstrzas mózgu, w najgorszym wypadku rośnie tam teraz goz ktory zabije mnie w przeciagu najbliższych godzin. Zobaczymy.
Nie skomentował za to jej zdziwienia jeśli chodzi o jego brak gniewu. On naprawde nie mial powodu by byc zlym w tej calej sytuacji. Siedział po prostu w pojeździe patrząc gdzieś na zewnątrz promu. Najbardziej szkodamu było w tym wszystkim tych którzy tego dnia zgineli niepotrzebnie. Już dawno temu nauczyl sie ze zemsta czy doprowadzenie do takich rzezi nigdy nie kończy sie dobrze. Zazwyczaj doprowadza do jeszcze wiekszej eskalacji przemocy, tym bardziej ze Wade nie wiedziala nawet jak z tym zyc.
Kolejny monolog i znowu milczał. Dopiero kiedy wysyczala jego imię zareagowal. I raczej kolejny raz w sposób który całkowicie nie miał sensu. Westchnieciem.
-Sonya, dlaczego mialbym byc na ciebie wsciekly? Wszyscy, którzy mieli do tego prawo już nie żyją. Mnie nie zdradzilas, w żaden sposób.
Jego logika byla dosc pokretna ale miala sens. Jakby nie patrzeć cała ta sytuacja nie zmienila jego zycia na lepsze czy gorsze. On po prostu skonczyl jako zwykly obserwator tych wydarzeń. Do tego nie zabiła go więc żadnej zdrady tam nie było, plus nie miało być z tego dla niego żadnych konsekwencji.
- I nie zamierzam cie zabijac, nie jestem potworem, ktory pastwi sie nad ofiarą.
Westchnął po raz kolejny i odpalił papierosa w aucie.
- Prawda, jest taka Sonya że w tym wszystkim stałaś sie dokladnie taka jak my. Będzie cie to prześladowac do końca twoich dni. Do tego nie wiesz jakie będą konsekwencje tej sytuacji, dokladnie tak jak nie wiedział o tym Burel. Będziesz próbowała uciec przed tymi myślami i przed tym co zrobilas, ale nie ma zadnej ucieczki. Dlatego właśnie - zaciagnal sie nie wiedząc jak to powiedzieć, co chcial w sumie powiedziec.- w jakiś sposób nie chcę żebyś jak ja musiała dźwigać ten ciężar sama.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

30 wrz 2017, o 21:01

Wade nadal nie rozumiała jego zachowania. Może zbyt wiele czasu spędziła z Simardem, który wściekał się o byle drobnostkę i wyżywał się na niej za swoje własne niepowodzenia. Była przyzwyczajona do świeżych siniaków i do kłótni, do prób uspokojenia rozmówcy i przekonania go, że złość nie ma sensu. Teraz to Striker był spokojny, a przecież miał być taki sam. Kiedy po niego leciała, wiedziała, że leci po drugiego Burela, tymczasem wszystko okazało się zupełnie inne. On okazał się inny. Nie umiała tego zrozumieć, w końcu nie taki miał być. I może właśnie przez to biła się teraz z myślami w swojej głowie, bo to nie do Claude'a Charles był podobny, ale do niej.
- Miałeś być - odparła cicho, gdy stwierdził, że nie jest potworem. Potwierdziła tym tylko przypuszczenia, że jednak nie tego się spodziewała.
Przetarła twarz dłońmi i długo ich od niej nie odsuwała, słuchając, co dalej odpowiada jej Striker. Oparta o zagłówek, z odrzuconą do tyłu głową i ukrytą w rękach twarzą, w tym kocu wyglądała jakby została wyciągnięta sprzed telewizora, w wieczór spędzony na oglądaniu vidów. Nie jakby właśnie doprowadziła do śmierci kilkunastu, albo i więcej osób. To chyba nie robiło na niej żadnego wrażenia.
- Nie będę chciała przed tym uciec - odparła zdecydowanie, opuszczając ręce na stery. Wzrok miała utkwiony przed sobą. Po ich prawej stronie zaczęła unosić się chmura dymu. Chyba powinni się stąd zbierać. Do takiego wniosku też doszła Wade, niezdarnie podnosząc prom z ziemi i ruszając w stronę miasta. - Nie po to tyle na to czekałam, żeby teraz żałować. Ludzie umierają. W tym zawodzie wiedzą, że śmierć czeka za każdym rogiem. Ja też wiedziałam.
Kompleks Jannicka zostawał coraz dalej za nimi. Cała ta akcja stawała się przeszłością dla nich obojga. Może i Charles nie miał wpływu na to, co się wydarzyło, a może miał większy, niż mu się wydawało. Gdyby nie odezwał się do Luci, nie znaleźliby się tutaj. Może zginąłby wtedy, w hotelu na obrzeżach Montrealu, zabity przez człowieka w szarym pancerzu, bo nie miałby okazji na rozmowę z Wade. A to ona podejmowała te decyzje. Ale Jannick nadal siedziałby wtedy w swoim małym raju, z grupą naćpanych kobiet i kupą czerwonego piasku. Trudno było teraz stwierdzić "co by było, gdyby". To, co się wydarzyło, było rzeczywistością i roztrząsanie ewentualnych innych rozwiązań nie miało teraz sensu.
Sonya parsknęła śmiechem, promem szarpnęło, więc szybko się zreflektowała. Wyszukała w nawigacji szpital i po prostu ustawiła autopilota, wychodząc z założenia, że nie nadaje się chyba teraz do prowadzenia jakichkolwiek pojazdów. Chciała coś powiedzieć, ale wyraźnie nie wiedziała jak zareagować na tę deklarację. Nawet nie patrzyła na Strikera. I ostatecznie nie powiedziała nic.
Prom wylądował na środku parkingu przed sporym, oszklonym budynkiem. Wade odkryła się z koca i ze stęknięciem przeszła na tył, gdzie leżał wciąż nieprzytomny Aaron. Odsłoniła prowizoryczne opatrunki, które ktoś mu zrobił jeszcze w kompleksie, a widząc jak bardzo przeciekają krwią, jęknęła, a na jej twarzy odmalowało się poczucie winy. To, którego twierdziła, że nie ma.
- Pomóż mi go zanieść na izbę przyjęć, albo pójdź po kogoś - poprosiła cicho.
Jeśli Charles się zgodził, pomogła mu bezpiecznie złapać Aarona i poszła za nimi do szpitala. Sama też potrzebowała pomocy, ale nic o tym nie mówiła. Przejęci pracownicy szybko znaleźli pomoc dla rannego mężczyzny, od razu orientując się w jakim stanie jest pozostała dwójka i ich też zabierając ze sobą, choć prowadząc gdzie indziej, niż nieprzytomnego. Wylądowali we dwoje na jednej sali, choć przedzielono ich półprzezroczystą, przesuwną ścianką działową. Na wszystkie pytania Wade odpowiadała tak samo - nie wiem, nie pamiętam. Lecieliśmy, dopóki nie znaleźliśmy miasta. Nie wiem kto nas zaatakował. Czy z Aaronem będzie wszystko ok? Nie wiem, nie wiem, nie wiem. W końcu przestali pytać. Ktoś nawet przyniósł jej sweter, który mogła nałożyć na siebie na chwilę po wyjściu ze szpitala, zanim dotrą do domku, w którym znajdowały się wszystkie ich rzeczy.
Spędzili tam dobrą godzinę. Sonya miała złamane dwa żebra, ale jej wewnętrzne organy były całe, więc nie zatrzymywali jej dłużej, niż musieli. Jej rana została oczyszczona i zaleczona wstępnie, choć na wszelki wypadek założono cienkie, rozpuszczalne szwy i opatrunek. Siedząc za tą ścianką, Charles ani razu nie słyszał, żeby narzekała. Jego również zbadano, ale faktycznie żadnych poważnych objawów nie miał, a w mózgu nic mu nie rosło, więc po prostu oczyszczono mu ranę i zabezpieczono cienką warstwą medi-żelu, informując, że stłuczenie jest rozległe, ale krwawić już nie będzie. Zostali poinformowani gdzie zgłosić napad i kogo poinformować o swojej sytuacji, pokierowani do służb porządkowych, a potem pozwolono im wyjść. Wade napisała do Aarona krótką wiadomość, której treści Striker mógł się tylko domyślać, po czym wróciła do promu i ponownie posłużyła się wygodnym autopilotem, wybierając znaną pojazdowi lokację - domek, z którego wyszli tego samego dnia rano. Ile mogło minąć od tamtej pory? Cztery, pięć godzin? Zmieniło się przez ten czas zdecydowanie zbyt wiele.
- Nie wiem co mam teraz robić - odezwała się w końcu Wade po drodze. - Czuję się jak gówno - nie dookreśliła, czy fizycznie, czy psychicznie, ale raczej chodziło o to pierwsze. - Powinnam cię odstawić na Cytadelę z powrotem, ale nie dam rady dzisiaj. Oddałabym ci prom, ale mam tylko jeden. Mogę przewieźć cię do portu, gdzieś tu musi być jakiś na całej Islandii, przynajmniej jeden, tylko przepraszam, naprawdę... muszę się teraz położyć.
Nie owijała się już w koc, bo dostała czyjś sweter. Pewnie po kimś, kto miał mniej szczęścia. Opuściła wzrok na gruby splot białej wełny.
- Jest jeszcze trochę jedzenia w domku. Może coś dla siebie znajdziesz. Z tyłu są też dwa worki czerwonego piasku. Możesz sobie jeden wziąć. Jak masz gdzie sprzedać, to spokojnie kilkadziesiąt tysięcy za niego dostaniesz.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

30 wrz 2017, o 23:59

Nie za bardzo chciał komentować jej odpowiedź. „Śmierć czeka za każdym rogiem”. Śmieszne. Ciekawe czy to samo potrafiłaby powiedzieć o swojej matce. Przecież, ona też wiedziała, że w takim zawodzie, jakimkolwiek by nie robiła, śmierć jest wszędzie. Oczywiście, rozumiał ją bardzo dobrze. Sam, też znajdował się w stadium wyparcia. Sam często starał się udawać, że to, co robił miało jakiś sens. Jakiekolwiek dobre strony. Pomimo tego, że z wieloma wydarzeniami już się pogodził i zdołał jakoś zaakceptować, niektóre dalej trwały w stadium wyparcia. Sprawiało, że przez większość czasu jego życie skakało pomiędzy trzema etapami. Gniewem, negocjacjami i depresją.
Ona wciąż byłą na etapie wyparcia. Czekała ją długa droga do normalnego życia.
Powietrze w aucie wypełniało się dymem papierosa. Palił go powolnie. Dokładnie na takiej samej prędkości pracował jego mózg. Spokojnie, wielu rzeczy nie rejestrując. Trudno było określić czy to ze zmęczenia, czy po prostu, dlatego że już było po wszystkim. Wszystko, dla niego miało powoli wrócić do normy. Do momentu, aż nie podejmie się kolejnego zadania.
Kiedy wylądowali i mógł zobaczyć stan Aarona, aż poczuł smutek w sercu. Facet nigdy sobie na to nie zasłużył. Był odpowiedzialnym mężem, który po prostu starał się wyżywić swoją rodziną pracując w ochronie. Nie mógł przewidzieć tego wszystkiego. Tak samo jak Borys czy Seth, różnica jednak była taka, że on wciąż żył.
Striker nie odpowiadał na żadne pytania. Po prostu dawał się badać lekarzom. Nie było sensu by dzielić się jakimikolwiek informacjami czy szczegółami. On wolał udawać, że dalej jest w szoku tym, co się wydarzyło. Było to lepsze rozwiązanie, skoro Wade postanowiło grać lub nie grać, tą przerażoną. Przynajmniej z jego głową było wszystko porządku. Żałował tylko, że uderzenie nie naprawiło jego ułomności. Takie rzeczy musiały się zdarzać chyba tylko na Vidach.
Powrót do domku też minął im w ciszy. Nie mieli, o czym rozmawiać, a Striker nie miał zamiaru rozgrzebywać niepotrzebnie jej świeżych ran. Zabawne, było to jak szybko odwróciły się ich role. Wcześniej to ona nie starała się babrać w jego przeżyciach, teraz on nie chciał tego robić jej .
Dopiero, kiedy jej głos odbił się od ścian pojazdu, przeniósł na nią swój zmęczony wzrok. Jeśli ona wyglądało jak gówno po stracie krwi, to on jeszcze bardziej przypominał ducha. Wyglądał na strasznie zmizerniałego na twarzy.
- Jest czas, w razie, czego sam sobie poradzę. Nie mam dwunastu lat Sonya, umiem o siebie zadbać.
Spróbował się lekko uśmiechnąć, co z jego zmęczonym wyrazem twarzy wyglądało dość komicznie. Im dłużej się z nim przebywało, tym mniej wydawał się być niebezpiecznym oraz brutalnym operatorem, a zwykłym zagubionym w tym wszystkim człowiekiem. Kiedyś, może i wolałby, aby wszyscy ludzie dookoła niego się go bali, czuli strach. Teraz? Teraz już mu było wszystko jedno jak go widzą wszyscy wokół.
- Dobrze, przygotuje coś na kolacje. A czerwony piasek sobie odpuszczę, wolałbym nie skończyć jak Luca.
Był powód, dla którego Striker nie pił. Szybko popadał w nałogi. Jeśli zacząłby ćpać czerwony piasek, to pewnie w ilościach tak wielkich, że nawet fabryka jego martwego towarzysza nie starczyłaby na zaopatrzenie jego nosa.
Po wylądowaniu wszedł od razu do domku przytrzymując drzwi dla Wade. Miał nadzieje, że jego torby dalej są w środku. Chciał się przebrać, zrzucić z siebie ten cały brud. Wziąć prysznic. Oczyścić się po tym wszystkim. On też potrzebował odpoczynku, ze względu na to, że zapowiadało się, że ich drogi szybko się rozejdą. Musiał być w formie, skoro miał znowu wrócić do siebie. Nie wiedział, czy tym razem nie zaczną polować stricte na niego.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

1 paź 2017, o 00:59

- Nie o to mi chodzi - Wade pokręciła głową, wzdychając. - Nie musisz go brać. Chyba że nie potrafisz sobie odmówić, wtedy nie proponuję. Tylko tyle mogę ci zaoferować teraz, w ramach jakiejś beznadziejnej... rekompensaty. Mogę też sprzedać sama i przesłać ci kredyty - westchnęła i potarła skronie palcami. - Im dłużej mówię, tym bardziej idiotycznie to brzmi. Zrób z tym co chcesz.
Nadal się nie uśmiechała. Tak jakby kobieta, która siedziała razem z Charlesem w nocy na zimnej skale i wpatrywała się w wędrującą po niebie zorzę, umarła razem z Sethem i Borysem. Wydawała się mniejsza, smutna. Jej włosy były poplątane od hełmu, wiatru i całej reszty, a nie miała jeszcze czasu i możliwości rozczesania ich. Doprowadziła do tego swojego upragnionego końca i z chwili na chwilę coraz bardziej wyglądała, jakby była gotowa przyznać Strikerowi rację w stwierdzeniu, że wcale nie jest lepiej. A może po prostu potrzebowała odpoczynku, tak samo jak on.
- Ja cię stamtąd zabrałam, uznałam, że powinnam też odwieźć z powrotem - powiedziała cicho. - Jeszcze mam uprawnienia, żeby zabrać Ishtar. Ale jeśli nie chcesz...
Wzruszyła ramionami, wbijając wzrok w domek, który pojawił się przed nimi. Mruknęła coś i przejęła stery od autopilota, bo ten próbował usadzić prom na poszarpanej skale, nie do końca wiedząc, gdzie znajduje się lądowisko. Nie każde było wpisane w nawigację. Poszło jej nie najgorzej, choć gdy rano jechali po zakupy lądowanie było znacznie łagodniejsze. Aaronowi wychodziło to zdecydowanie dużo lepiej.
Wszystko, co zostawili w domku, nadal się w nim znajdowało. Ciepłe wnętrze, wciąż wysunięty po wczoraj ekran i wiszący przy drzwiach płaszcz kobiety mógł przypomnieć nieco wieczór, tak inny od wszystkiego, co przeszli odkąd Wade pojawiła się w El Jefe. Ona się wtedy śmiała, a i on nie był takim gburem jak na co dzień. Może gdyby poznali się w innych okolicznościach, nawet by się polubili. Teraz Sonya unikała spojrzenia Strikera, nie dlatego, że nie chciała na niego patrzeć, ale przez to, że bała się co zobaczy. Może i nie miała poczucia winy wobec tych, którzy stracili dziś życie - tak przynajmniej twierdziła - ale wyraźnie miała je wobec niego.
Pozwoliła mu pierwszemu zająć łazienkę, sama w tym czasie po prostu opadając na kanapę i w bezruchu czekając, aż sama będzie mogła z niej skorzystać. Gdy Charles wyszedł spod prysznica, Wade siedziała w takiej samej pozycji, w jakiej się znajdowała gdy pod niego wchodził. W oczach miała pustkę.
- Ja chyba nic nie zjem - uprzedziła, wybudzając się z zamyślenia na widok mężczyzny. - Nie gotuj dla mnie.
Zaglądając po drodze do "swojej" sypialni, zgarnęła stamtąd kosmetyczkę i stertę ubrań, po czym na długo zajęła łazienkę. Szum płynącej wody się nie kończył, więc cokolwiek Striker robił na kolację, zdążyłby przygotować to sobie dwa razy i dwa razy zjeść. W końcu prysznic się wyłączył i kilkanaście minut później kobieta wyszła z łazienki, przebrana z kombinezonu w swoje skórzane spodnie i czarną bluzkę na ramiączkach. Kombinezon wrzuciła do śmieci, a sweter złożyła i odłożyła na jedną z pustych półek, dochodząc do wniosku, że może komuś się tu przyda. Był biały. Ona takich nie nosiła.
Wyglądała bardzo źle. Siniaki, które wczoraj widział Charles, dziś nabrały kilku nowych kolorów tęczy. Do tego pojawiło się kilka zadrapań, starta do krwi skóra z lewego łokcia. Wydarzenia w kompleksie nie potraktowały jej ulgowo. Odniosła resztę rzeczy do sypialni i wróciła do salonu, z medi-żelem w dłoni. Podeszła do Strikera.
- Mam prośbę - powiedziała cicho, wbijając wzrok w tubkę. - Wolę zasmarować rany, niż obudzić się z niespodzianką, bo na przykład szycie jest niedokładne. Tylko nie dosięgam z tyłu prawą ręką, a lewej nie mogę tak zgiąć.
Podała medi-żel mężczyźnie i odwróciła się, podciągając bluzkę do przodu. Strzał przeszył ją na wylot, miała szczęście, że nie przebiło jej płuca. Od tyłu była dziura wylotowa, więc poszarpana i znacznie brzydsza niż ta, którą mogła z przodu zobaczyć sama. Ale nie musiała o tym wiedzieć. Zszyli ją sprawnie, choć na pewno zostanie po niej blizna.
- Wiem, jak to wszystko wygląda - westchnęła. - Zaraz nałożę bluzę.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

1 paź 2017, o 12:39

Powoli do niego docierało jak bardzo dziwna staje się ta cała sytuacja. Szczególnie dla niego. Nie potrafił być na nią zły, bo nie miał powodu. Ale czy na pewno? Gdyby taka sytuacja miała miejsce jeszcze kilka lat temu, to pewnie byłby już w połowie drogi do bazy. Oczywiście nie oszczędziłby Sonya’i czy Aarona. Zabiłby ich oboje, jakby nie patrzeć oboje byli świadkami tego wydarzenia. Potem zacząłby polować na tego całego Shaya zbierając w tym celu wszystkim możliwych żywych operatorów. Oni nie oszczędzaliby nikogo, ale myśl, że musiałby wrócić do tego całego świata chaosu oraz zniszczenia sprawiała, że znowu poczuł to dziwne uczucie wewnątrz siebie. Pewnego rodzaju nostalgie.
Wchodząc do środka, złapał za swoja torbę. Musiał się przebrać i wziąć ten prysznic. Do tego starał się ukryć swoją ranę postrzałową na ramieniu. Nie chciał, aby lekarze zadawali mu jakieś pytania wiec musiał się tym zająć samemu. Już Aaron będzie miał przesrane, kiedy doprowadzą go do ładu. Apropo oddziału uderzeniowego Kassy. Będą musieli posprzątać ich domek ze wszystkiego. Nie można było zostawić jakichkolwiek dowodów, że tutaj byli.
Prysznic, przyniósł mu ulgę. Zmywanie z siebie resztek krwi, potu oraz brudu było naprawdę oczyszczającym przeżyciem. Właśnie tego potrzebował po tym całym dniu. Przyglądał się znowu swojemu ciału. Krople spływały po jego wielkiej sylwetce. Z rany na ramieniu sączyła się powolnie krew. Psychicznie czuł się trochę lepiej, ale fizycznie było nienajlepiej. Był przyzwyczajony do długich działań w terenie, ale dzisiejszy dzień był o wiele gorszy, niż to na początku zakładał.
Zatamował w końcu krew medi-żelem i bandażem. Wiedział, że przez to rana nie zagoi się zbyt pięknie, ale nie miało to większego znaczenia, biorąc pod uwagę jak bardzo już jego ciało było zniszczone. Szkoda mu było tylko tatuażu, który, przez nową ranę zostanie całkowicie zniszczony. To też nie miało już znaczenia. Do więzienia nie miał zamiaru wracać, więc to, co symbolizował malunek raczej go już nie obchodziło.
Przebrał się w grube luźne spodnie dresowe i koszulkę. Spojrzał na siebie jeszcze raz w lustrze. Jego spojrzenie znowu stało się puste. Za każdym razem, kiedy spotykało go coś takiego jak dzisiaj, czuł jak staje się coraz bardziej martwy w środku. W końcu opuścił łazienkę.
Widok Wade był dla niego dość przytłaczający. Widział w niej siebie. Siebie, jeszcze kilka lat wcześniej. Z zabijaniem jakoś dawał sobie jakoś radę, nie czuł żadnych wyrzutów. Jednak to sytuacje takie jak te, kiedy w raz ze swoimi ludźmi musiał wykorzystywać i porzucać innych, zawsze zostawiało pewną skazę, której nigdy nie dało się wyleczyć. Teraz to ona trafiła w ten sam syf.
Nie śpieszyło się jej z prysznicem, tak jak Strikerowi nie śpieszyło się z czynnościami, jakie wykonywał w domku. Jedyne, co zjadł to resztki wczorajszego posiłku. Zrobił sobie i jej herbatę. Raczej jej będzie już chłodna, kiedy wyjdzie spod prysznica. Sam usiadł na rozłożonej kanapie. Na stoliczku położył popielniczkę.
Odpalił telewizor, szukając kanału z wiadomościami. Eksplozja kompleksu, raczej nie przejdzie bez echa. Teraz musiał tylko znaleźć jakikolwiek kanał, który by o tym informował. Nie zajęło mu to zbyt wiele czasu. Lokalna telewizja właśnie znajdowała się na miejscu eksplozji, gdzie w tle zastępy straży pożarnej gasiły zgliszcza budynku. Pewnie, kiedy skończą i odkryją, co wydarzyło się w środku ściągną wszystkie jednostki policji, a może nawet Przymierze żeby zbadało sprawę. Wolał wtedy nie być w okolicy.
Papieros tlił się powolnie w jego dłoniach. Przyglądał się reportażowi z wielkim zaciekawieniem. Jakby wcale go tam nie było jeszcze kilka godzin temu. Przeżywał coś takiego już nie raz. Zdarzało mu się, że ich akcje były później pokazywane w telewizji. Czuł się wtedy naprawdę dziwnie, wiedząc, że nikt nie dojdzie do prawdy tego, co się wydarzyło.
Spojrzał na Wade, kiedy opuściła prysznic. Przyglądał jej się. Obserwował wręcz każdy jej ruch, dopiero po chwili sobie odpuścił uznając, że nie ma to żadnego sensu. Wrócił wzrokiem na telewizor. Zaciągnął się wypuszczając powoli dym z płuc. Nawet, kiedy do niego zagadała dalej gapił się na reportaż.
Wziął od niej żel bez żadnego słowa. Nie pierwszy zdarzyło mu się opatrywać kogoś lub pomagać, kiedy rany w miejscach gdzie mało, kto mógłby sobie z tym poradzić. Nalał sobie trochę medi-żelu na dłonie. Delikatnymi ruchami zaczął nacierać ranę. Wszystko robił bardzo spokojnie i dokładnie. Zawsze tak było, kiedy już się za coś brał to robił to wręcz perfekcyjnie.
- Sonya, to nic takiego.
Wziął trochę więcej medi-żelu. Musiał wszystko robić palcami, bo jeśli zacząłby to robić całą dłonią to pewnie upaćkałby jej połowę pleców. Nawet jak siedział to nie był od niej niewiele niższy. Spojrzał, więc na jej siniaki. Wyglądało to naprawdę źle. Nie chciał wiedzieć, w jaki sposób Burel się na nie wyżywał, ale nie wyglądało to najlepiej. Zaczął sie nawet zastanawiać, czy w ogóle powinno mu być, chociaż trochę przykro, że zginął z jej rąk. Szkoda mu było, Luci. Do niego mu było o wiele bliżej, niż do Zane’a.
- Sonya. – Westchnął głośno, nie chciał jej dobijać, ale wolał jej to powiedzieć teraz. – Te pojazdy, które wyjechały z kompleksu. To byli cywile, kazaliśmy im się wynieść za nim uderzyliby ludzie Shaya.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

1 paź 2017, o 14:05

Opuściła głowę, wbijając wzrok gdzieś w okolice stojącego przed nią stolika kawowego. Striker musiał już przyzwyczaić się do tego, że nie odpowiadała na jego słowa od razu, ale najpierw milczała długo, trawiąc wszystko we własnej głowie. Zwłaszcza od chwili opuszczenia kompleksu.
- Wiem - powiedziała w końcu cicho. W jej głosie brzmiało tylko zmęczenie. - Wiem, Charlie.
Odwróciła się, odbierając tubkę od Strikera i poszła odnieść ją do swoich rzeczy, nie opuszczając jeszcze bluzki, bo chciała, żeby medi-żel zaschnął jak należy, skoro rezygnowała z opatrunków. Jakiś czas grzebała w swoich torbach, przeglądała ich zawartość i wyciągnęła z nich ostatecznie kilka datapadów. Rzuciła je wszystkie na łóżko i spaliła krótkim wyładowaniem z omni-klucza. Nie musiała ich rozwalać, wystarczyło usmażenie wnętrzności, by nie dało się z nich niczego odzyskać. Potem ściągnęła na dół materiał bluzki i naciągnęła na siebie czarną bluzę, tę samą co wczoraj, która ukryła wszystkie obrażenia na jej ciele. Wilgotne po prysznicu włosy, dotąd spięte w wysokiego koka, żeby nie wpadały w medi-żel, teraz rozpuściła, pozwalając im swobodnie schnąć.
Wrzuciła skwarki datapadów do kosza w kuchni i wróciła do salonu, ostrożnie siadając na kanapie, obok Charlesa. Krzywiąc się z bólu, zarzuciła nogi na stół i westchnęła, wbijając spojrzenie w wiadomości. Wtedy też zauważyła czekającą herbatę, a gdy domyśliła się, że jest ona dla niej, wymruczała podziękowanie i podniosła kubek, by wypić prawie połowę za jednym zamachem.
- Myślałam, że dłużej im zejdzie z zauważeniem pożaru - stwierdziła. - Chociaż w sumie w szpitalu spędziliśmy dużo czasu.
Przez chwilę przyglądała się informacjom i blond prezenterce, która z przejęciem opowiadała teraz o ilości narkotyków znalezionych w zgliszczach i o podejrzeniach, co mogło być przyczyną wybuchu. Szybko powiązali to z możliwymi porachunkami w narkotykowym świecie, w reakcji na co Sonya nawet uniosła w półuśmiechu kącik ust. Więcej pytań póki co pojawiło się w związku z kilogramami czerwonego piasku, niż z trupami z kulkami w głowie. Ale może do nich się jeszcze nie dogrzebali. W końcu Wade zrezygnowała i uruchomiła omni-klucz, by przełączyć na inny kanał. Gdzieś leciał akurat jeden z nowych vidów akcji, z turiańskiej serii o oficerach SOC. Niewiele miały one wspólnego z rzeczywistością, o czym najlepiej wiedział mieszkający na Cytadeli Charles, ale było nakręcone dobrze i przyjemnie się to oglądało. Sonya jednak osunęła się po kanapie i oparła głowę o zagłówek, zamykając oczy. W vidzie trwała właśnie jedna z pierwszych scen, jakieś przesłuchanie awanturującego się człowieka. Wade nie patrzyła, tylko słuchała, czerpiąc niewątpliwą przyjemność z tego, że była czysta, opatrzona, było jej ciepło i w dłoniach trzymała kubek, a nie broń. I powoli przestawała obawiać się jednak złości ze strony Strikera, bo gdyby miał się na nią wściekać, już by to zrobił. Gdyby miał ją zabić, też. Miał do tego więcej niż jedną okazję. I mimo że nie rozumiała jego spokoju, nie był on czymś, co by jej przeszkadzało, wręcz przeciwnie.
- Będziesz teraz moim sumieniem? - spytała. - Planujesz przypominać mi, co zrobiłam źle, kto przeze mnie umarł, chociaż nie powinien, jak bardzo powinnam teraz odpokutować za swoje błędy? Chcesz poczekać, aż się złamię i wpadnę w depresję, żebyś mógł powiedzieć "a nie mówiłem"?
Poprawiła się w miejscu, skrzyżowała nogi w kostkach. Otworzyła oczy i utkwiła spojrzenie w ekranie.
- Pogodziłam się ze stratami jeszcze zanim się pojawiły. Przez kilka miesięcy, nie myślałam o niczym innym, jak o tym, żeby odstrzelić Claude'owi ten jego uśmiech od twarzy. Za każdym razem, kiedy zaciskał na mnie łapy, myślałam o tym, że już niedługo nie zaciśnie ich na niczym. Że będę patrzeć, jak umiera, tak jak on patrzył na moją mamę. Pamiętam to. Widziałam to. Schowała mnie w szafce, Claude nie wpadł na to, żeby szukać dziecka. Znalazła mnie później policja.
Napiła się znów, patrząc, jak wsadzają przesłuchanego człowieka do celi i aktywują pole siłowe, zamykając go w środku.
- Wszędzie bym poznała tę twarz. On o tym nie wiedział. Obudziły się w nim insynkty opiekuńcze, kurwa mać. Szkoda, że z tak spierdolonym charakterem nie potrafiłby naprawić swoich błędów, choćby skały srały - rzadko mówiła tak dużo, ale może doszła do wniosku, że skoro Striker został w to wszystko wciągnięty, to należą mu się wyjaśnienia. - Kiedy do mnie przyszedł, pierwszym moim odruchem było rzucenie się na niego i uduszenie go na miejscu. Ale wiedziałam, że nie mogę. Jak sam mówił, nie jestem głupia. Jego ufność we mnie była tym, co go w końcu zgubiło - uśmiechnęła się krzywo. - Brzmi poetycko. Rzeczywistość jest bardziej brutalna.
Przekręciła głowę, spoglądając na siedzącego obok Charlesa. Na jego profil, nieodgadniony i wciąż obcy.
- Teraz mi znowu powiesz, że zemsta nie pomaga. Że stałam się taka jak on, jak wy, że będę jeszcze cierpieć. Że to był błąd, a ty o tym wiesz lepiej, niż wszyscy inni. Tak powiesz, prawda? Że jestem dzieckiem, które bezmyślnie bawi się bronią i nie wie, jakie mogą być tego konsekwencje.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

1 paź 2017, o 15:13

Nie patrzył na nią. Wzrok miał wbity w telewizor. Oglądanie spalonej ziemi było hipnotyzujące, tym bardziej, że kolejny raz nikt nie będzie potrafił domyśleć się tego, co dokładnie wydarzyło się w budynku. Zostanie to pewnie zinterpretowane, jako zwykłe porachunki i tyle. Nawet trupy z kulami w głowie, będą pasować do schematu. Problem zacznie się wtedy, kiedy zaczną szukać głębiej. Jeśli ciała nie zostały rozerwane lub zmasakrowane wybuchem, ktoś zacznie je i tak badać. Zaczynając od klasycznej metody, czyli po uzębieniu, na skomplikowanych badaniach DNA kończąc. Jeśli trup Setha, Borysa lub Burela naprowadzi śledczych na Kasse to wszystko całkowicie się sypnie.
Nawet, kiedy, się przed nim otworzyła nie patrzył na nią. Nie było takiej potrzeby. Nawet sam nie wiedział, że przez takie zachowanie mógł dodawać nawet więcej dramaturgii do tej sceny. Jeśli coś nie było związane z jego pracą, to jego brak doświadczenia w normalnym funkcjonowaniu dawał się we znaki.
- Nie, nie planuje. Nie jest to moja rola w tym wszystkim. Uwierz mi, nie sprawiłoby mi to żadnej przyjemności, jeśli na końcu musiałbym powiedzieć „a nie mówiłem?”.
Rozsiadł się wygodniej. Dziwne było to jak bardzo był zrelaksowany i spokojny. Jakby wszystko po nim spłynęło jak po kaczce. Jakby cały ten dzień się nie wydarzył. To wyglądało jak scena z jakiegoś filmu, gdzie główny bohater rozmawia z jakimś nieistniejącym bytem, który po prostu jest. Niczym wytwór jej umysłu. Zwykła halucynacja.
- Nie spodziewałem się po Burelu takiej fuszerki.
Sięgnął po puszkę energetyka. Zostały mu jeszcze dwa z rana. Leżały sobie spokojnie obok kanapy. Złapał za jedną i posadził się wygodniej na swoim miejscu. Ręką, w której trzymał papierosa otworzył puszkę i wziął łyka. Westchnął tylko, kiedy papieros wylądował w jego ustach.
- Cóż, chciał odkupić swoje winy. Ciekawe jak długo musiało to go zżerać. Zabić kogoś to nie problem, inna sprawa jak wiesz, że jego dziecko patrzyło jak to robisz.
Pociągnął kolejnego łyka. Opowiadał o wszystkim jakby to było nic takiego. Nie wiedział jak dawno się to wydarzyło. Określenie dziecko, to bardzo długi okres czasu. Więc nie wiedział czy gmera w świeżej ranie, czy w takiej, która już dawno temu przestała być większym problem. Kolejny raz zaciągnął się papierosem. Coraz większa kupka popiołu zbierała się na końcówce.
- Nie powiem nic z tych rzeczy Sonya. Bo ty już dobrze znasz odpowiedzieć na to wszystko. Dobrze, wiesz ile osób musiało zginąć przez twoją zemstę. Oczywiście to był twój plan, ale ja na twoim miejscu po prostu wsadziłbym mu kulę w łeb i miał to z głowy. Ty postanowiłaś się pastwić nad Burelem, zbliżyć się do niego i dopiero wtedy uderzyć. Trochę to okrutne nie uważasz?
Striker miał jeden talent, o którym już wcześniej przekonał się Burel. Uderzał zawsze tam gdzie najbardziej bolało. Nie obchodziły go konwenanse czy obchodzenie się delikatnie z ludźmi. Jeśli chciała usłyszeć prawdę to ją mówił. Nie było sensu się okłamywać i zrzucać winę na innych. Było to też jego największym gwoździem do trumny. Nie potrafił zrzucić swoich win na otoczenie czy Rosenkova. Sam w tym brał udział i dobrze, wiedział, jakie będą to konsekwencje.
- Burel chciał odkupić swoje winy, to prawda. Nie był w tym najlepszy, ale chociaż próbował. Sama zresztą mówiłaś, że każdy zasługuje na drugą szansę. Pewnie, gdybyś mu o wszystkim powiedziała wszystko potoczyłoby się inaczej. W imieniu zemsty wolałaś jednak milczeć i brać wszystko na siebie. Wiem, że to brzmi jak puste frazesy, ale jeśli się zastanowisz to wiesz, że mogę mieć rację. Zane był jedyną osobą, która tak naprawdę sklejała twój świat w całość.
Westchnął. Kawałek popiołu spadł na jego koszulkę. Wzrok miał pusty i dalej zmęczony. Patrzył się na serial. Chciałby być policjantem z SOC. Mieć takie życie. Jeździć radiowozem, badać sprawy czasem nawet uczestniczyć w jakiś większych akcjach. Robić coś, co miało jakiś większy sens. Przestać bawić się w najemnika i latać po zadupiach kosmosu walczyć w jakiś, mikrowojenkach.
- Prawda jest taka, Sonya, że obydwoje jesteśmy samotnymi ludźmi, którzy starają się nienawidzić samych siebie trochę mniej.
Na twarzy wyrósł mu dziwnie ciepły uśmiech. Czegoś takiego jeszcze nie widziała. Właśnie może na tym polegało to pogodzenie się ze światem. Pogodzenie się z tym, kim się tak naprawdę jest. Striker był przez całe życie tym złym, kiedy tak naprawdę w środku był normalnym dość ciepłym człowiekiem. Ona za to była tą dobrą, która postanowiła w imię zemsty poświęcić wszystkich swoich bliskich.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

1 paź 2017, o 17:14

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

1 paź 2017, o 17:56

- Cóż, ja też się nie spodziewałam. Byłam przekonana, że nie wyjdę stamtąd żywa. Mieli dokończyć robotę nawet, jeśli ja bym już nie mogła - napiła się znów, jakby ta jeszcze ciepła herbata była lekiem na całe zło jej świata. A może po prostu dobrze się czuła, gdy coś jednak wpadało jej do żołądka. Mimo to nadal nie wyglądała, jakby planowała cokolwiek jeść. Mówiła o swojej śmierci jak o czymś zwyczajnym, jak o zepsutym pistolecie i wymienieniu go na nowy. Nic dziwnego, że śmierć Borysa i Setha nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Była gotowa na każde poświęcenie, nawet na oddanie życia po to, żeby ktoś wpakował Burelowi kulkę w łeb. To nie świadczyło zbyt dobrze o jej zdrowiu psychicznym, ale hej, Charles był ostatnim, żeby ją pod tym względem osądzać.
- Okrutne - zgodziła się, jednocześnie nie wyglądając na szczególnie tym przejętą. Parsknęła śmiechem. - Próbował? Dał mi kredyty. Rekompensata życia.
Zamilkła później, gdy dotarło do niej, jak dużo Charles ma racji. Burel sklejał jej życie w całość, przede wszystkim dawał jej cel. Teraz go straciła i faktycznie tym samym zaczynała dryfować w pustce, bez żadnych powodów, bez żadnych dążeń. Siedziała w domku na Islandii, z dala od wszystkiego, co wiązało ją z poprzednim życiem i równie dobrze mogła być w każdym miejscu wszechświata. Z drugiej strony w Kanadzie czekała na nią praca, nadal przecież była zatrudniona w Kassie, to się nie zmieniło tylko dlatego, że Simard nagle zniknie. Pytanie tylko czy pracowała tam dlatego, że chciała, czy ze względu na niego.
Uśmiechnęła się, gdy Striker wypowiedział ostatnie zdanie. Przez długą chwilę patrzyła w stronę ekranu, ale jej wzrok skupiał się gdzieś za nim, zupełnie nie rejestrując tego, co działo się w vidzie. Nie wiązała ich żadna wspólna przeszłość, ale jednak byli do siebie zaskakująco podobni. Teraz w szczególności.
- To prawda, jesteśmy, Charlie - odparła cicho, a smutny uśmiech nie znikał z jej twarzy. W tej chwili przestawała być pracownikiem Kassy, kobietą zaprzyjaźnioną z grupą uderzeniową Simarda, jego podwładną i trochę podopieczną. Przestawała mieć korzenie, swoje miejsce na ziemi, stawała się wyrzutkiem, takim samym, jakim był Striker. Choć w przeciwieństwie do niego, ona doprowadziła do takiego stanu rzeczy dobrowolnie.
- Jeśli nie zamierzasz odpłacać mi za to, co zrobiłam, ani zbluzganiem mnie, ani... nie wiem... zastrzeleniem mnie we śnie, to możemy skończyć ten temat - zaproponowała. - Chociaż do końca dzisiejszego dnia udawać, że nic się nie wydarzyło. Dopóki nie będę musiała jeszcze mierzyć się z nieprzewidzianymi konsekwencjami, chciałabym odpocząć. Może dzisiaj, po raz pierwszy od kilku miesięcy, będę w stanie normalnie zasnąć.
Ponownie przekręciła głowę na oparciu w stronę Charlesa, przyglądając mu się w zamyśleniu. Cokolwiek działo się teraz w jej głowie, akurat tymi przemyśleniami się nie dzieliła. Obserwowała go, dłoń z papierosem poruszającą się mechanicznie w stronę ust i z powrotem, wpatrzone w telewizor oczy.
- Czy dla ciebie cokolwiek się zmieniło? - spytała w końcu. - Czy Rosenkov zrobił ci tyle, że to był tylko jeden z wielu, niczym niewyróżniających się dni? - dopiła herbatę do końca i ze stęknięciem odstawiła kubek na stół. - Jestem tylko nic nieznaczącym przystankiem na twojej drodze, który mógł skutkować śmiercią, ale ostatecznie skończyło się jak się skończyło? - zamilkła na moment, odwracając głowę z powrotem. - Nie powinnam chyba narzekać na swoje życie, skoro na tobie wydarzenia dnia dzisiejszego nie robią żadnego wrażenia.
Westchnęła i zdjęła nogi ze stołu, powoli podnosząc się z kanapy. W końcu leki przeciwbólowe, które dostała w szpitalu, przestaną działać i już całkiem nie będzie mogła się ruszać.
- Nieważne - odpowiedziała sama sobie i poszła do kuchni, zrobić sobie kolejną herbatę. W końcu mieli skończyć ten temat, a ona i tak nie wiedziała jak w ogóle ma się do Charlesa odnosić. Dopóki był środkiem do celu, układ był dla niej prosty i oczywisty. Teraz przestawał być.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

1 paź 2017, o 19:19

Polubił przebywanie z nią, chociaż dla niej pewnie nie miało to większego znaczenia. Striker był Strikerem, dziwnym tworem, który codziennie musiał radzić sobie z przeciwnościami losu na swój dziwny sposób.
Obydwoje mieli ze sobą naprawdę wiele wspólnego. Może tylko Charles był o wiele bardziej doświadczony w niektórych sprawach. Tych oczywiście niezwiązanych z przyjemnościami sprawach. Codziennie, każdego ranka jakoś sobie radził z tym, że znowu musi wstać i robić swoje, pomimo tego wszystkiego, co zrobił w życiu.
Trochę go zdziwiło zachowanie Wade. Miał problem z odczytywaniem emocji. Oczywiście wiedział, kiedy ktoś jest zły albo zadowolony, ale nigdy nie potrafił dostrzec tych małych przebłysków. Tych subtelnych gestów, które tak wiele osób bez problemów odczytywało.
- Mam taką nadzieję, ja już nie pamiętam, kiedy ostatni raz się dobrze wyspałem.
Delikatnie się uśmiechnął jednak dalej jego twarz zwrócona była w telewizor. Był jakby nieobecny. Może po prostu chciał żeby tak było. Wolał się odcinać od ludzi. Czuł, że są podobni, ale wiedział, tworzenie z ludźmi jakichkolwiek więzi nie kończyło się dla niego dobrze. Zazwyczaj kończył cholernie źle.
Siedział w ciszy. Nie wiedział, co powiedzieć. Tym razem to on musiał odpowiedzieć na pytania, które już nie raz zadawał sam sobie. Przeniósł wzrok na podłogę. Zastanawiał się długo nad czymś. Jakby to, co zaraz miał powiedzieć miało kolejny raz złamać jakąś barierę, którą zdążył zbudować wokół swojej osoby. Rzadko, kiedy zdarzało mu się opowiadać o sobie, chociaż przy niej szło to jakoś łatwiej. Może, dlatego, że od samego początku nie była do niego nastawiona negatywnie lub traktowała jak śmiecia, jakim się czuł.
- To nie do końca jest tak Wade. Rosenkov. – Westchnął głośno. W międzyczasie zaczął szukać swojej paczki papierosów.- Rosenkov ściągnął do mojego życia prawdziwe piekło. Jednak z tym nie ma problemów. Jedyne, czego nigdy sobie nie będę mógł wybaczyć to, że podczas tego wszystkiego całkowicie dałem się wyprać z jakichkolwiek emocji.
Oczywiście odczuwał niektóre, szczególnie gniew i smutek. Jednak nie odczuwał ich nigdy całym sobą. Zawsze to szybko mijało. Nie potrafił się cieszyć czymkolwiek dłużej niż pięć sekund. Emocje, te dobre, zawsze przemijały za szybko. Umiejętność zbliżania się do innych ludzi była dla niego strasznie trudna. Dlatego, też nie mógł uciec od takiego życia, jakie teraz prowadził. Nie umiał wrócić do społeczeństwa.
Przeniósł na nią wzrok. Spojrzenie miał wypełnione smutkiem oraz żalem. Jednak na jego twarzy znajdował się uśmiech. Ten sam dość ciepły uśmiech. Wypełniony jakaś taką nadzieją.
- Chciałbym żeby tak było Sonya. Żeby to wszystko było tylko nic nieznaczącym przystankiem. – Zaciągnął się świeżo odpalonym papierosem. – Jednak tak nie jest.
Przyglądał się jej dalej. Kiedy tutaj przybył miał nadzieje, że to będzie kolejne zlecenie, które nic nie zmieni w jego życiu? Zrobi swoje i wróci do siebie. Nic specjalnego, przecież w jego życiu nic już przecież nie było specjalne. Wszystko było tylko przeżyciem kolejnego dnia. Teraz tak nie było.
- Jesteś pierwszą osobą. – Znowu westchnął, wyglądał jakby mówiło mu się naprawdę ciężko. – Której opowiedziałem swoją historie. Tą prawdziwą. O Rosenkovie, o tym, co tam przeszedłem, o tym, jakim człowiekiem się przez to stałem. Przez ostatnie lata, bałem się, że jeśli taki dzień kiedykolwiek nadejdzie to druga osoby uzna mnie za największego potwora.
Pochylił się do przodu, twardo patrząc w ziemie. Teraz mówiło mu się naprawdę ciężko. Jakby każde słowo przechodzące przez jego krtań powoli sprawiało mu ból. Ukrywał swoje problemy przed wszystkimi, w sumie to przed nikim, bo nawet nie miał nikogo bliskiego. Po prostu trzymał to w sobie. Niby z każdym słowem czuł się lżejszy, ale wciąż czuł, że moment, w który ktoś znowu go zostawi na pastwę losu był coraz bliżej.
- Nie wiem, czy wtedy mówiłaś prawdę czy nie. O tym, że mogę wrócić do społeczeństwa, ale dało mi to na swój sposób pewną nadzieje. Że może. – Zamilknął na chwilę. – Że może, wciąż jest dla mnie jakaś nadzieja by zacząć normalne życie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [ISLANDIA] Austurland

1 paź 2017, o 20:18

- Tak, tylko ja miałam na myśli... - zaczęła w połowie zdania Strikera, chcąc wytłumaczyć swoje słowa, ale zrezygnowała, pozwalając mu mówić dalej. Zatrzymała się w kuchni, ze swoim kubkiem w dłoni, przyglądając się mężczyźnie. Stąd nie widziała jego twarzy, ale on nie widział też jej. Z braku dźwięków mógł się domyślać, że patrzyła na niego, chwilowo zapominając o wodzie. W końcu nie o to pytała. Miała na myśli wyłącznie to, że dzisiejszy dzień obrócił jej życie do góry nogami, w raczej negatywnym sensie i zastanawiała się, czy w przypadku Charlesa było podobnie. Nie pytała o znaczenie swojej osoby dla niego, tylko o znaczenie samych wydarzeń. Teraz głupio już było to tłumaczyć.
W końcu ruszyła się z miejsca. Zza Strikera dotarły dźwięki włączanego czajnika i wsypywanej świeżej herbaty. Pozwalała mu mówić, nie wtrącając się w ten monolog, a wracając do pokoju dopiero w momencie, w którym wspomniał jej słowa z dnia poprzedniego.
- Nie ma tak, że mówiłam prawdę, albo kłamałam - odparła, nie siadając jeszcze, ale stając obok niego. - Tutaj zresztą żadnej prawdy nie ma. To nie jest odgórnie ustalone, to zależy od ciebie. Claude wrócił do normalnego życia, ale jako że był spierdolony, to szybko się ono skończyło. Ty nie jesteś taki jak on - nieświadomie przycisnęła dłoń do miejsca, w którym pod warstwami ubrań znajdowała się jej rana. - Nie wiem. Nie znam cię. Ale wydaje mi się, że... jest w tobie coś więcej, niż pustka po Rosenkovie. Głównie dlatego, że gdyby tego czegoś nie było, to byś jej w ogóle nie zauważał. Tak jak nie widział jej Claude. Może czas ją czymś wypełnić?
Stęknęła i usiadła naprzeciwko Strikera, na brzegu stołu. Czekała, aż zagotuje się woda, ale nie miała siły stać w miejscu.
- Naprawdę pierwszą? - spytała, wracając do poprzedniego tematu. - Może dlatego, że swoje już wiedziałam. Inaczej byś nie rozwijał tematu. A co do bycia potworem, to cóż, wiesz jak wyglądasz. To wrażenie nie bierze się znikąd.
Gdy Charles na nią spojrzał, uśmiechała się. I już nie smutno, jak poprzednio, ale ze szczerym rozbawieniem. Striker nie dość, że był wysoki, to jeszcze generalnie większy od wszystkich dookoła. Od niej w szczególności. Nie należała do niskich kobiet, ale to nadal nie były dwa metry wzrostu. Do tego twarzy Charlesa daleko było do klasycznych rysów Setha. Musiał o tym wiedzieć, skoro co jakiś czas jednak patrzył w lustro. Wade jednak nie powiedziała tego po to, żeby zrobić mu przykrość, ale pozwoliła sobie na drobny przytyk, zakładając, że tak też jej słowa zostaną potraktowane.
- Nie wiem, Charlie. Ja nie widzę potwora w tobie, widzę kogoś kto nie zasłużył sobie na wszystko, co musiał przejść. Ale przecież nikt nie każe ci tego przechodzić jeszcze raz. Powinieneś zostawić to za plecami, skoro wiesz, że możesz. Nie masz jeszcze stu pięćdziesięciu lat, żeby uznać swoje życie za przegrane - woda się zagotowała, więc kobieta wstała i przeszła do kuchni. - Bo wydaje mi się, że nie jesteś jeszcze tak zniszczony, jak zniszczony był Claude. A nawet jeśli, to niektóre rzeczy da się naprawić, jeśli wie się jak. On nie wiedzał.
Wróciła ze świeżą herbatą i z powrotem opadła na kanapę. Za szybko. Skrzywiła się.
- Nie jestem psychologiem. Umiem ci przetłumaczyć co chcesz z dialektu asari, ale nie umiem wytłumaczyć ci tego. Ja na pewno nie zamierzam zamknąć się teraz w skorupie i katować się wyrzutami sumienia. Może będą mi się oni wszyscy śnić, może będą dni, które przepłaczę we frustracji. Ale dopiero teraz mogę zacząć żyć. Kiedy nie ma Burela.

Wróć do „Ziemia”