Po zejściu kilku stopni niżej po wysłużonym dywanie podrzędnego hotelu, Frost mógł przyjrzeć się bliżej rzezimieszkom i całej scenie. Widział wszystkich tak jakby z boku, ponieważ w takim układzie znajdowała się w tym budynku klatka schodowa. Napastnicy byli młodymi chłopcami, na oko między szesnastym a osiemnastym rokiem życia. Ich stroje i ogólne wizerunki w zamierzeniu miały wzbudzać strach i w przypadku osób niedoświadczonych w branży (jak np. Salarianin za biurkiem) spisywały się wyśmienicie, ale nie dla kogoś takiego jak znający się na walce najemnik. Wszyscy trzej mieli na sobie kombinezony motocyklowe z modnymi w tym sezonie naszywkami. Ich najprawdopodobniej chude ramiona skrywały skórzane kurtki, które mogły imitować mięśnie.
Jeden z chłopców nosił niemal neonowo czerwony irokez, którego co niektóre pasemka odznaczały się na różowo. Najwidoczniej nie szczędził także kredytów na piercing, ponieważ całą twarz poprzekłuwaną miał różnego rodzaju kolczykami, z czego ten na nosie, podobny do kolczyków kreskówkowych byków, robił największe wrażenie. Poza tym jednak miał dość chudą twarz, ale za to wydawało się, że jest hersztem bandy.
Dwaj chłopcy po jego prawej i lewej stronie nie wyglądali tak ekstremalnie. Stojący za Irokezem i jednocześnie najbardziej oddalony od Frosta przypominał młodego rekruta w armii. Twarz gładziutka jak pupka niemowlęcia zdradzała całkowity brak doświadczenia w walce. Jedynie włosy ścięte na jeża i kawałek koszulki khaki wystająca zza skórzanej kurtki mogły świadczyć o zainteresowaniu militariami.
Trzeci chłopak był skośnooki i jednocześnie najniższy ze wszystkich. Czarne włosy postawił do góry, co chyba miało dodać mu wzrostu. Jednak gdyby nie katana w jego delikatnych dłoniach, byłby całkowicie bezbronny.
Tymczasem na biurku salarianina ze starego radia brzęczała melodia, czasem puszczana w historycznych audycjach w radiu Fairbanks (
http://www.youtube.com/watch?v=glOpUt0OXwg ), a sam recepcjonista z podniesionymi do góry rękami prawie ogłupiał. Chociaż oczy jego zionęły niezgłębioną czernią, widać było, jak bezradnie i błyskawicznie rzucał wzrokiem to na strzelby wymierzone w jego wklęsłą klatkę piersiową, to na wspaniałego, potencjalnego wybawiciela na schodach. Nie mógł się zdecydować czy wołać ratunku czy płakać, a może przegonić przybysza w calu podlizania się napastnikom w obawie przed otrzymaniem śmiertelnego strzału.
Po słowach Frosta wszyscy zwrócili wzrok w jego stronę, ale odezwał się tylko z litewskim akcentem chłopak z irokezem:
- Nie. Nic nie widziałeś. A teraz wracaj do pokoju.- powiedział opanowany.
Chłopak z fryzurą na jeża dalej mierzył w Salarianina, a skośnooki zwrócił swoją strzelbę w stronę Frosta i ukrytej za rogiem Dalii.