Uśmiech Rhamy stał się znacznie szerszy, gdy i Hawk się roześmiała. Rzeczywista historia święta, choć absurdalna, nie musiała mieć wpływu na jego przeżywanie przez kolonistów. Każda okazja była dobra do picia, nawet jeśli wiązała się ona tylko z pechowymi owocami, zjedzonymi w nieodpowiednim momencie w odległych czasach.
- Z tego co wiem, tę kolonię założyły asari wiele lat temu - powiedział mężczyzna. - Ale opustoszała. Później została przejęta przez ludzi, w tym Amslera. Za jakimś tam porozumieniem obu stron, naturalnie, stąd tutaj asari. To też wyjaśnia normalną zabudowę, przynajmniej w centrum miasta.
Skinął głową w stronę kontenera, przy którym siedzieli. Być może kiedyś Asa składała się tylko z takich, ale musiało to być dawno, zanim jeszcze asari postawiły tu część obecnych budynków, a Joel ze swoimi ludźmi je rozbudował kilkanaście, może kilkadziesiąt lat później. Naeem nie powiedział jednak, kto odpowiedzialny był za stworzenie kopuły, pod którą funkcjonowała kolonia. Może nie wiedział, może tego w ogóle nie sprawdzał, bo ta kwestia go nie interesowała.
Wśród tutejszej ludności asari nie przeważały, ale bez problemu dało się je spotkać niemal w każdym miejscu. Pierwsza, na jaką trafili, przeganiała ich z parku podczas złej pogody, druga była członkiem oddziałów Amslera, teraz jedna - młoda - biegała po plaży, do niedawna piszcząc z radości ze względu na goniące ją fale. Łatwo było się domyślić, że drugim z jej rodziców jest któryś z ludzi, mieszkających na plaży. Może kobieta, która wieszała światełka na klifie, skoro nikogo innego tam nie było. Generalnie kolonia o tej porze dopiero powoli budziła się do życia, daleko jej jeszcze było do tłoku. Tego pewnie mieli się doczekać wieczorem, bo nawet zła pogoda nie powstrzyma ludzi przed opuszczeniem domów w dzień taki, jak ten.
- Asari są wszędzie - dodał Naeem, przełykając ostatni kawałek swojego śniadania. Złożył sztućce w środku i przykrył aluminiowe naczynie papierową serwetką, którą zaraz potem i tak musiał łapać ze względu na mocny wiatr. Zrezygnował więc z tego i po prostu skupił się na kończeniu kawy.
- Mamy jeszcze mnóstwo czasu. Chcesz się przejść potem i poszukać czegoś do wynajęcia na plaży? - zaproponował. - Albo pójść do tego akwarium pod Asą. Dziś trochę się przejaśnia, może będzie lepiej widać co pływa za szybą. Zasugerowałbym znalezienie jakiegoś alkoholu i ciekawego miejsca, w którym można by go wypić, ale jest... - zerknął na omni-klucz. - Jest po siódmej. To trochę za wcześnie na picie. Ewentualnie można zaczepić tutejszych i spytać, jak można sobie zorganizować czas. Tego faceta, na przykład.
Skinął głową w stronę restauracji, przy której siedzieli, o ile można było ten kontener w ogóle nazwać restauracją. Odkąd mężczyzna zniknął w środku, nie wychodził już do nich, skoro go nie wołali. Wolał dać im trochę swobody i prywatności, której prawdę mówiąc poza kajutą niewiele mieli na co dzień.
- Albo poszukać tych owoców, które kryją się za legendą - zasugerował, rzucając czerwonowłosej jeden z tych zadziornych uśmiechów, które nie zdarzały mu się często.