Jak miała zrozumieć, że był dobrym człowiekiem? Benu wyglądała na dobrego człowieka, a okazała się pieprzoną żmiją. Nie, żeby Hawkins tego nie przeczuwała. Nie ufała ludziom z pięknym uśmiechem przyklejonym na ustach na widok obcych ludzi. Wolała postawę Amslera, oszczędnego w emocjach, konkretnego i spokojnego niż Snyder, która była dziką kartą. Mogła okazać się wszystkim i okazała wszystkim, co najgorsze. A Pond poszedłby za nią w ogień. Wciąż pamiętała jak przekonywał ją do pozostawienia broni na zewnątrz, póki Charlie nie wpuściła ich do środka. Wydawał się wtedy jej prawą ręką, najwierniejszym psem. Czy powinno dziwić ją to, że teraz wrzucała go w najgłębszą dziurę byle tylko po jego truchle wydostać się na powierzchnię? Może. Ale wiedziała, że nie wolno było jej ufać i nie potrafiła wejść w skórę Daniela, żeby lepiej zrozumieć jego położenie.
- Tak, ludzie popełniają błędy. I płacą za to - odparła ponuro, czując, jak to jedno pytanie dotknęło jednej struny, której wolała, by nie ruszało nic. - Nie obchodzi mnie, gdzie jest jego miejsce. Może w areszcie, gdzie sam wpieprzył się idąc za Benu.
Przeniosła wzrok na pilota, podświadomie szukając w jego rękach pakunku. Czuła, że dobry humor i swoboda, z którą wcześniej oglądała ryby w akwarium, zaczynała z niej umykać. Nie chciała pozwalać, by wracające do niej wydarzenia z tamy zepsuły im dzień. Ale żeby móc zapomnieć o spotkaniu z młodszym Pondem, musiałby wreszcie zostawić ją w spokoju.
- Jesteście wszyscy jebanymi wężami. Nie pójdę wysłuchać kogoś, kto kłamał mi prosto w twarz - syknęła, odsuwając swój kubek z kawą gdy wyciągnął do niej ręce, choć napój był w tej chwili najmniej istotnym elementem tego wszystkiego. Wykorzystała słabość Benu. Oszukała ją wcześniej, w tamie. Nie potrafiła wyrzucić tej myśli z głowy, że teraz wkroczyłaby w podobną pułapkę. Ona ograła Snyder, teraz Daniel mógł ograć nią. Czy pójście do niego i porozmawianie z nim było oznaką wyrozumiałości czy głupoty? Chciałaby móc kogoś o to spytać, ale podejrzewała, że nie byłaby w stanie teraz nikomu uwierzyć. Nie po tym wszystkim. - Burmistrz jest idiotą, jeśli wypuści ją znowu - dodała, nie mogąc się powstrzymać. Benu nie powinna wychodzić na powierzchnię. Powinna gnić w celi aż jej piękna, młodo wyglądająca twarz zwiędnie, a uśmiech nigdy na niej nie zagości. Nienawidziła jej, nie życzyłaby jej niczego lepszego niż to.
- Ostatnim razem gdy Pond poprosił mnie o pomoc, skończyło się tym, że razem z nią wyjebał nas wszystkich. Ja też popełniłam błędy. Ale ja przeżyłam konsekwencje i mogłam z nich wyciągnąć coś wartościowego - prychnęła, podnosząc kubek do ust. Kawa nie smakowała już tak dobrze, gdy w ustach tkwiła gorycz wypowiadanych przez nią słów. - Może on też wyciągnie.