Chciała już otworzyć usta i odpowiedzieć natychmiast, ale powstrzymała się, maskując to głośnym westchnieniem. Zależało jej na tym, żeby Benu wolności nigdy więcej nie zobaczyła, ale musiała oddzielić własne złośliwości od logicznych argumentów, którymi mogłaby Amslera uraczyć. Nienawidziła jej tak samo, jak wtedy gdy spostrzegła jej uśmiech przed tamą. Jej wściekłość nie przemijała, nie w takich kwestiach, a furia stale odzywała się w tyle głowy gdy przypominała sobie leżących na ziemi mężczyzn, których wysłała na statek przez odniesione przez nich obrażenia.
Rozejrzała się obojętnie po jego gabinecie, oceniając go niewidzącym wzrokiem. Jej dłonie splotły się i oparły o brzuch, choć nie zdała sobie nawet z tego sprawy. Słowa Joela ją irytowały. Czy był naprawdę tak cholernie naiwny? Co nim kierowało? Był dobrodusznym wujkiem, czy osobą odpowiedzialną za całą kolonię? Do wszystkich podchodził w ten sposób?
Nie, w to ostatnie wątpiła. Od początku dziwnie wypowiadał się o Snyder. Założyła, że łączy ich jakaś przeszłość i zostawiła temat w spokoju bo jej nie dotyczył, ale teraz równie dobrze mógł zacząć i wcale jej się to nie podobało.
- Jej groźby pozostały groźbami dzięki mnie - odrzuciła krótko, pozwalając sobie na uśmiech, który z radością ani uprzejmością nie miał nic wspólnego. Czuła jak jej wzrok pozostał zimny, a brwi uniesione w niemiłym zaskoczeniu. Nie potrafiła udawać, że przyszła tu w innej sprawie, a Benu jej nie obchodzi, więc też nie próbowała. - Gdyby je spełniła, to nie ty wydawałbyś wyrok. Groziła mi i moim ludziom.
Może mało brakowało żeby ktoś z jej załogi stracił życie przez uroczą Charlie, a może brakowało bardzo dużo. Może była tylko od wymachiwania bronią i wielkich słów, a tak naprawdę akcja jej niezbyt wychodziła. To pasowałoby do tego, co działo się z WI - nawet tamy nie potrafiła przejąć własnoręcznie.
- Nikt nie zginął? - prychnęła, nie mogąc się powstrzymać. - Zhakowała WI, która odcięła tamę i zabiła wszystkich, którzy próbowali ją odbić. Masz na to zeznania Ponda i Wirtualnej Inteligencji. Nie pociągnęła żadnego spustu, ale morderstwo to morderstwo. Wasze prawo działa wybiórczo?
Przesadzała, ale on nie musiał tego wiedzieć. Nie zdziwiłaby się gdyby Snyder przybrała twarz anioła gdy tylko uspokoiła się w swojej celi. Pamiętała wrzaski, przy akompaniamencie których Amsler zgarniał ją i jej ludzi, ale każdego ponoszą czasem emocje. Niektórych łatwiej od innych.
- Tyle warci są dla ciebie twoi ludzie? Ci, którzy zginęli przez jej próby zagarnięcia władzy? - skrzywiła się, wbijając spojrzenie w już poirytowanego na wejściu Joela. - Słyszałam o was dziwne rzeczy. Widzę, że niektóre plotki są prawdziwe.