Ziya'Maar
Trwająca kwadrans podróż, była spokojna i nic nie wskazywało na to, by coś się miało w tej kwestii zmienić. Inną rzeczą byli sami kapłani-wojownicy, bo jak długo kobieta żyła, tak pierwszy raz słyszała i widziała na oczy taką jednostkę. Zachowywali się raczej jak normalni żołnierze i tak jak oni siedzieli na swoich miejscach, sprawdzali broń, pancerze i ekwipunek, oraz modlili się o powodzenie misji. Przykładem tego był jeden z nich, który trzymając w obu dłoniach jakiś łańcuszek z przedmiotem, który trudno było dostrzec w jego dłoniach, a chyba miał dla niego ważne znaczenie odnośnie wiary, bo modlił się na głos, choć niezbyt głośno.
-
Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje; przyjdź królestwo Twoje; bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi. - mówił cicho i nim można się było obejrzeć, to kolejni z żołnierzy się przyłączali, dokańczając słowa modlitwy. Możliwe że Ziya i jej truriańscy załoganci mieli pierwszy raz możliwość zobaczyć, oraz usłyszeć ludzi modlących się na głos i to nie w miejscu ich kultu, ale na pokładzie Kodiaka lecącego ku niebezpieczeństwu nie tylko fizycznemu, ale też i psychicznemu. Widać i słychać było, że z każdym wypowiadanym słowem, cała modlitwa stawała się głośniejsza, a żołnierze wydawali się pokrzepieni, bardziej żywi i kolejne słowa wypowiadali z jeszcze większym zapałem. -
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego.
Na tych słowach wszyscy jak jeden mąż przerwali swoją modlitwę i spojrzeli na stojącego przy kabinie pilota, Konstantyna, który trzymał się jedna ręką uchwytu w suficie, by utrzymać równowagę.
-
Bo Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki. - powiedział dosyć donośnie, na co wszyscy zawtórowali mu
Amen. -
Słuchajcie, jesteśmy prawie nad miejscem zrzutu. Przesyłam wam na Omni-klucze mapę z punktem docelowym. Zielony punkt to my, czerwony nasz cel. Teren zurbanizowany. Słaba widoczność Nie chcemy zostać wykryci, więc strzelamy w ostateczności. Gotowość bojowa. Sprawdzić broń, włączyć emitery tarcz i niech Bóg nam błogosławi.
Żołnierze automatycznie sprawdzili broń, oraz włączyli tarcze, czekając na zielone światło. Podobnie zachowali się też Ruso i Jaerax, pokazując swoja gotowość do akcji.
Po niespełna dwóch minutach dało się odczuć, że Kodiak ląduje, a po dwóch kolejnych sekundach, drzwi się otworzyły i ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz.
Kiedy sama Ziya wyszła na zewnątrz, szybko mogla się domyślić, że za lądowisko robiło boisko sportowe z zieloną murawą i małymi trybunami. Gdyby nie filtry w wizjerze, to byłoby kiepsko, bo wciąż panowała noc, gwiazdy zasłoniły chmury, a na dodatek wszędzie było mnóstwo gęstego dymu. Silny wiatr niósł go od strony miasta, gdzie jeszcze szalały pożary. Nadzieję dawały jednak ciemne chmury, które się zbliżały, bo może deszcz coś na to zaradzi.
Na ten moment widoczność była fatalna i nie większa jak do piętnastu metrów, ale to mogła być wina otwartego terenu. Możliwe, że w ocalałych budynkach byłoby lepiej, lub na wyższym gruncie. A co do ocalałych budynków, to jak na razie widać było tylko jeden, do którego przylegało boisko. Z powodu złych warunków, trudno było określić jak wysoki, ale przynajmniej miał dwa piętra. Co do samego wyglądu, to nie był zbyt zmaltretowany.
Co do odgłosów otoczenia, sporo zagłuszał wiatr, ale nie wszystko. Choćby na ten przykład pożary, których łunę dostrzegało się po lewej stronie budynku; dochodzące z daleka terkoty karabinów szturmowych i szeroka gama, najprzeróżniejszych krzyków, wrzasków i lamentów.
Marines zdążyli już utworzyć bezpieczną strefę wokół Kodiaka i wypakować trzy skrzynie z tych, jakie ładowali wcześniej do środka.
-
Proszę pani. - odezwał się Konstanty, podchodząc do niej -
Prosiłbym, byś nie oddalała się ode mnie lub od moich ludzi. Wygodniej też by mi było, gdybym wiedział, jak się mam do ciebie zwracać.
Wyświetl wiadomość pozafabularną