Szeol Gate
Ostatnim, co dane było zrobić Biance, nim w rozmowę wtrącił się przybyły do sali lekarz, było uśmiechnięcie się i podziękowanie szczerym
dzięki. Choć ostatecznie nie wyciągnęli od kobiety żadnych mogących stanowić punkt zaczepienia konkretów, trudno było uznać tę rozmowę za stratę czasu. Nikt nie był w stanie przewidzieć, kiedy przyda się zdobyta dzisiaj sympatia Castellani i kiedy trafi się kolejna okazja, by jeszcze poznęcać się nad interesującym Gate’a tematem.
Nie ulegało jednak wątpliwości, że na ten moment rozmowa została zakończona. Wynikało to chociażby ze wspomnianego nadejścia doktora Tove, na widok którego pilot zerwała się z łóżka, ucałowała blady policzek Mony i zapewniając, że jeszcze ją odwiedzi, wymknęła się ku własnym obowiązkiem. Tym samym Szeol i Eberhardt mieli sami zmierzyć się z marsową miną, jaką uraczył ich na powitanie lekarz prowadzący nastolatkę.
Jakkolwiek była to pora dyżuru, do sali Mony nie wkroczył nikt poza Danielem. Wyraźnie dręczony czymś blondyn początkowo zaszczycił ich tylko uprzejmym
dzień dobry, dłuższą chwilę poświęcając potem przeglądaniu dokumentacji medycznej nastolatki. Gdy zaś wreszcie podniósł spojrzenie na pacjentkę, ta drgnęła niespokojnie. W spojrzeniu lekarza widać było wyraźną niepewność, a to nie wróżyło niczemu dobremu.
-
Zabierzemy cię teraz na frakcjonowanie. - Proste oświadczenie zamiast bardziej rozbudowanych zwrotów grzecznościowych czy towarzyskich tylko podkreślało atmosferę napięcia, jaka zaległa w sali wraz z pojawieniem się lekarza. Już wcześniej było wprawdzie widać, że
frakcjonowanie elektrochemiczne nie może być czymś przyjemnym, teraz jednak powodów do niepokoju było wyraźnie więcej. Jeśli sam lekarz się wahał, to musiało coś znaczyć. -
Twój ojciec podpisał już zgodę, gdybyś jednak chciała...
-
Nie - ucięła Mona gwałtownie, nie dając lekarzowi dokończyć. -
Zrobimy to badanie - stwierdziła stanowczo, wypowiedź kończąc jednak znacznie cichszym i znacznie mniej pewnym: -
Przecież i tak nie mam zbyt wiele do stracenia.
Doktor Tove odetchnął ciężko i skinął głową. Gestem zapraszając czekającą na korytarzu pielęgniarkę, bez słowa spoglądał, jak kobieta pomaga nastolatce przesiąść się na wózek i wyprowadza ją z sali. Nim jednak sam podążył za nimi, przystanął w pół kroku i obejrzał się na Szeola.
-
Myślę, że powinien pójść pan z nami - powiedział spokojnie, w kolejnej chwili opuszczając pokój i ruszając za wiozącą Monę pielęgniarką.
Pomieszczenie, do którego dotarli po krótkiej tylko przebieżce szpitalnymi korytarzami mieściło się w tym samym skrzydle, co oddział neurologiczny, jednakże w przyziemiu. Korzystając z obecnej na oddziale windy, w milczeniu zjechali na poziom -1, po wyjściu z ruchomej platformy trafiając niemal bezpośrednio na niepozorne, standardowe drzwi. Opisane mianem
Pracowni Elektrochemicznej były niewątpliwie celem wyprawy.
Wyraźnie spięta przez całą drogę Mona zdobyła się teraz na niemrawy, wymuszony uśmiech. Z założenia miał on pewnie uspokoić wszystkich naokoło, ale, jak łatwo się domyślać, jego skuteczność była marna. Zresztą, to samej Eberhardt przydałoby się jakieś wsparcie.
Samo pomieszczenie przedzielone było przeźroczystą ścianą na dwie części. Pierwsza, mniejsza z nich była pomieszczeniem dla prowadzącego badanie lekarza. Zaopatrzona w zestaw sprzętu monitorującego, pozwalała analizować wyniki na bieżąco, równolegle z wykonywaniem pomiarów. Druga część sali natomiast, do której prowadziły zamykane szczelnie drzwi w szklanej ścianie, była zasadniczym pokojem zabiegowym. Ustawiony na środku wysoki, wygodny fotel oraz towarzyszące mu ekrany monitorujące parametry życiowe pacjenta były w zasadzie jedynym obecnym wyposażeniem.
-
Proszę tu zaczekać - rzucił Tove w kierunku Gate’a, sam natomiast wszedł dalej, do części zabiegowej. Pielęgniarka zatrzymała już wózek obok fotela i pomagała właśnie Monie zająć przeznaczone dla niej miejsce. Lekarz skinął głową na jakieś zadane przez nastolatkę pytanie (szklana ściana okazała się być bardziej masywną, niż mogło się wydawać, nad wyraz skutecznie wytłumiała też dźwięk) i uśmiechając się uspokajająco, sięgnął do przymocowanych do fotela pasów. Zapinając je na ramionach, przedramionach, udach oraz w pasie dziewczyny, kolejną chwilę poświęcił na podłączenie do nastolatki sprzętu monitorującego. Gdy wyświetlacze rozjarzyły się, ukazując pracę serca, wentylację płuc oraz przewodnictwo elektryczne nerwów Mony, doktor sięgnął wreszcie po zasadnicze czujniki przeznaczone do frakcjonowania. Trzy przypominające długie, stosunkowo grube igły mierniki umocowane zostały pod skórą dziewczyny na lewym i prawym jej przedramieniu oraz powyżej lewego obojczyka.
Kiedy zaś wszystko znalazło się już na swoim miejscu, i pielęgniarka, i Tove wrócili do pierwszej części pomieszczenia, w której oczekiwał Gate.
-
W porządku? - Korzystając z zamontowanego w pracowni interkomu, lekarz pochylił się nad mikrofonem i spojrzał przez szybę na unieruchomioną, pobladłą Monę. -
Zaraz będziemy zaczynać.
Dotąd nastolatka trzymała się całkiem nieźle, ale teraz, gdy od badania dzieliły ją już tylko minuty, strach wreszcie wziął górę. Zaciskając mocno dłonie na poręczach fotela, świdrowała wzrokiem zajmującego się teraz kalibracją sprzętu Tove, w końcu spoglądając także na Gate’a. Jeśli nawet próbowała się uśmiechnąć, zmartwiałe mięśnie twarzy dziewczyny ani drgnęły.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąNa razie bez deadline'u, bo czekamy na Asaię :)