W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

[Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

14 cze 2015, o 17:32

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

14 cze 2015, o 18:33

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Najpierw nad ich głowami pojawił się jeden cień. Potem drugi, trzeci i kolejny. Bestie mknęły z zawrotną prędkością, tak, że poza zarysem skrzydeł i ogromną kulą ciężko było dostrzec jakieś szczegóły. Zmrok wcale tego nie ułatwiał, ale to nie było teraz najistotniejsze. Tu gdzie się zatrzymali było nieco więcej wolnej przestrzeni niż przez całą drogę do lęgowiska. Mimo wszystko gruzy i ruiny dawały jako taką formę schronienia na wypadek gdyby ktoś chciał uciec i się ukryć. Z tym, że po ludziach Caleba było widać, że wcale nie zamierzają się teraz gdziekolwiek stąd ruszać. Kilku z nich zerkało nerwowo na swojego przywódcę jakby oczekując znaku, ale mężczyzna tylko stał w pierwszym rzędzie ze skupieniem obserwując niebo i latające na nim z tym przeraźliwym rykiem stworzenia. Nieco dalej, gdzieś po lewej stronie całej czwórki dało się usłyszeć głuche dudnięcie, krzyki ludzi i potężne warknięcie. Niemal natychmiast po tym po prawej stronie trochę za ich plecami ogromny nietoperz spadł na stojących tam ludzi Caleba łapiąc trzech w łapy wynosząc do góry i puszczając z kilkudziesięciu metrów. Krzyczący ludzie spadli na ruiny i zamilkli zapewne już na wieczność.
Jess zniknęła im gdzieś z oczu i ciężko było stwierdzić gdzie kobieta się podziała, ale to w tej chwili było akurat najmniejszym problemem. Ogromny cień pojawił się zaraz przed trójką przybyszów i zaczął spadać wprost na nich. Dopiero teraz mogli dostrzec szczegóły tego jak wyglądała bestia. Faktycznie skrzydła były błoniaste jak u nietoperza. Ponadto orle nogi i ciągnący się za bestią jaszczurzy ogon pokryty łuskami dodawał wrażenia, jakby stwór był efektem jakiegoś nieudanego eksperymentu. Głowa za to przypominała niemal kropka w kropkę to, z czym się już spotkali przy samym wejściu do kolonii. Łeb identyczny jak u larwy. Na szczęście ani Hawk, ani Raiden, ani Gavos nie byli pasjonatami odkrywania nowych gatunków, dlatego zamiast podziwiać i analizować budowę bestii przeszli natychmiast do działania. Aktywowany przez Jeanette skok adrenaliny zadziałał niemal intuicyjnie i posłane w kierunku stwora dwa strzały okazały się na tyle celne, że można było dostrzec jak wbijają się w ciało. Tylko, że stwór wydawał się w ogóle tego nie odczuć, podobnie zresztą jak kolejny posłany tym razem przez Raidena strzał wstrząsowy. Kula biotyczna wytworzona dzięki zdolnościom Gavosa otoczyła trójkę na tyle skutecznie, aby zminimalizować to, co stało się potem.
Bestia zakołowała im nad głowami i z ogromną siłą wylądowała jakieś trzy metry od nich wyciągając łeb i rycząc przeraźliwie. Uderzenie było na tyle mocne by wytrącić ich z równowagi, co spowodowało, że na moment stali się całkowicie odsłonięci na wszelkie ataki. Stwór najwyraźniej dostrzegł swoją szansę. Jeszcze szerzej otworzył paszczę a prosto jego gardła wyskoczyła fala czegoś zielonego, co momentalnie uderzyło w walczących. Tym, czym okazał się być kwas, który skutecznie nadszarpnął im tarcze. Nietoperz pokręcił głową i zaryczał ponownie wżerającym się w głowy, okropnym dźwiękiem. Dookoła pola bitwy działy się podobne rzeczy, tylko nie było obecnie czasu na ich analizowanie. Musieli przede wszystkim podnieść się z ziemi i przejść do ofensywy, bo w tym stanie łatwo było o szybkie zejście.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

16 cze 2015, o 21:15

Zmrok, porykiwania tych latających gówien i krzyki ludzi Caleba, którzy rzekomo mieli im pomagać. Jak na razie robili za sztuczny tłum. Hawkins nie widziała za bardzo ich wkładu, pewnie dlatego, że próbowała dostrzec, gdzie zniknęła Jess.
Jeśli ta szmata znowu chce coś wywinąć...
Orle nogi?!
Oderwała się myślami niemal natychmiast, widząc przed sobą bezposrednie zagrożenie. Wcześniej, ot, tu strzelą, tam strzelą. A teraz jedno, wielkie bydle leciało prosto na nich, usiłując najwyraźniej upolować sobie któreś z trójki jako łakomy kąsek. Niezbyt uśmiechała jej się ta wizja, ale też myślami wciąż była przy Calebie i Jess.
Dopóki nie padła na ziemię, kląc w duchu jeszcze bardziej. Dobrze, że Gavos odpalił tę barierę, chociaż na dłuższą metę niekoniecznie samo to miało uratować im życia.
- Gdzie jest to kurewstwo?! - warknęła głośno i na kanale otwartym, chcąc dotrzeć przez komunikator do Caleba, który też zniknął jej z oczu.
Zabrakło jej oddechu gdy wylądowała na ziemi, jednak machinalnie podniosła się na równe nogi. Szukając większej formacji gruzu, za którą mogłaby się choćby częściowo osłonić, uruchomiła amunicję dysrupcyjną i posłała w kierunku potwora dwie Rzezie.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Nakmor Gavos
Awatar użytkownika
Posty: 245
Rejestracja: 18 paź 2013, o 20:34
Miano: Nakmor Gavos
Wiek: 269
Klasa: Adept
Rasa: Kroganin
Zawód: Krogański Szaman
Lokalizacja: Omega
Status: Członek załogi Wraitha
Kredyty: 7.492
Lokalizacja: Rzeszów

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

17 cze 2015, o 09:50

Łopot skrzydeł i pierwsze pojawiające się bestie wzbudziły w miejscowych niepokój. Jess zwiała ku irytacji kroganina, który miał zamiar przypadkowo wpakować jej garść kolców ze strzelby "ponieważ stanęła na linii ognia". Nie było zresztą czasu na rozmyślania i a raczej na działanie. Pojawił się ich główny cel lądując dość efektywnie w pobliżu i wywołując potężny wstrząs. Gavos poczuł się jak na Tuchance i choć ta matka nie była Miażdżypaszczą, to z pewnością dorównywała jej wielkością i zagrożeniem. W obu też przypadkach potrzebowali sporej siły ognia by pokonać to zagrożenie. Pozbierali się dość szybko z ziemi, po tym jak "lądowanie" posłało ich na łopatki. Kroganin bez namysłu wyrzucił przed siebie w kierunku bestii otwartą dłoń, tym samym posyłając w jej kierunku biotyczne uderzenie Odkształcenia. Domyślał się, że musi posiadać grubą skórę więc jej osłabienie w paru miejscach byłoby przydatne do przebicia się pociskami. W drugim ataku odpalił ostatni strzał z Graala i przeładował broń.
- Rusz się Hawk! Nie możemy zostawać na otwartym terenie.- rzucił do piratki chwytając ją lewą ręką za ramię i odciągając w bok, poza zasięg ciosu monstrum. Ale też poza zasięg rażenia broni ze statku. Bo nie wątpił, że Caleb będzie chciał wykorzystać nadarzającą się okazję i po namierzeniu wystrzelić w kierunku matki z orbity. A wtedy lepiej nie być w pobliżu.
ObrazekObrazekBonusy: +15% obrażenia od broni, +30% obrażenia wręcz (-1PA), +30% Tarcze, +35% obrażenia od mocy, -20% koszt użycia mocy, +15% prem technologicznaTheme /Battle ThemeVoice "Co zrobisz w przypadku zła, którego nie możesz pokonać sprawiedliwością ?
Zwalczysz zło złem, czy też zaakceptujesz fakt, że sprawiedliwość z nim przegrała ?
- Tak czy inaczej, zło pozostanie. "
Raiden
Awatar użytkownika
Posty: 63
Rejestracja: 27 sie 2014, o 18:28
Miano: Loki Nedari
Wiek: 34
Klasa: Szpieg
Rasa: Drell
Zawód: Najemnik, pilot
Lokalizacja: Gellix
Kredyty: 8.885

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

17 cze 2015, o 10:36

Rozpoczęła się zabawa. Łopot skrzydeł nie zwiastował nic dobrego i nic dobrego ich nie spotkało. Dziewczyna ich wielce, szanowanego przywódcy gdzieś zniknęła, wszędzie panował chaos a na domiar złego, jedno z tych latających mutacji postanowił zrobić sobie z nich przystawkę.
Sytuacja nie wyglądała za dobrze, dzięki kroganinowi obrażenia zadane przez monstrum nie były duże ale jednak jakieś. Dlatego Raiden uaktywnił Kamuflaż Taktyczny i starał się wyjść poza zasięg szponów potwora, jeśli tylko znalazł jakąś osłonę, od razu ukucnął za nią.
Potem uruchomił Skan Taktyczny na potworze starając się poznać jakie są jego słabe punkty i wystrzelił parę pocisków w stronę jego głowy by pokazać towarzyszom, że nie uciekł tchórzliwie.
Theme, Armor, Clothes, Voice ObrazekObrazek I Do what I Do, for the Love of It -Premia techniczna 10%
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

17 cze 2015, o 17:09

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

17 cze 2015, o 18:11

Sytuacja nie wyglądała zbyt różowo. Ludzi Caleba było coraz mniej, Jess gdzieś zniknęła a nad głowami latały im olbrzymie bestie. No i ta jedna, która stała centralnie przed nimi szczerząc kły i potrząsając głową. Gdyby ktoś z nich zerknął teraz na wprost zobaczyłby Caleba, a raczej jego nagie plecy, wspinającego się na pobliski budynek i wykrzykującego coś ku niebiosom. A czegóż innego można było spodziewać się po chorym fanatyku? Tylko, że oni mieli teraz inne problemy. Konkretnie jeden wielki, ziejący kwasem zaraz przed ich nosami.
Sytuacja jednak była dla nich bardzo korzystna, przynajmniej w perspektywie obecnego zagrożenia. Odpalone przez Hawk rzezie od razu trafiły stwora prosto w czerep wywołując jedynie falę kolejnego ryku, w którym bez problemu dało się zwietrzyć wściekłość. Dołożone przez Gaova odkształcenie sprawiło, że potwór zarył łbem o ziemię i załopotał skrzydłami. Odbił się od powierzchni i zakołował im nad głowami ledwo machając skrzydłami, po czym przymierzył się no nurkowania. Wyraźnie był osłabiony atakiem trójki, co jedynie spowodowało, że padł z powrotem na ziemię zdoławszy uderzyć tylko ich tylko ogonem zakończonym trzema kolcami. Pancerze zaskrzypiały i to w zasadzie było tyle.
Ciekawsze miało dopiero nadejść.
Dźwięk, który dotarł do nich ich uszy nie mógł być porównywalny z niczym innym. Przeciągłe, długie ryknięcie jakby struny pocieranej papierem ściernym odbiło się od ścian budynków. Ziemia zaczęła drżeć im pod stopami, a pozostałe latające bestie zakołowały tylko nad głowami oddalając się z miejsca walki. Podobnie i ta przed nimi. Caleb wyprostował się spoglądając przed siebie a na jego twarzy zagościło coś, co mogło być półuśmiechem. Zbocze góry na horyzoncie po ich lewej stronie osunęło się lawiną w dół, a potem usłyszeli dźwięk szarpanego na wierze płótna. Ogromnego płótna.
I wtedy się pojawiła.
Jak gejzer wody wybija się do góry, tak teraz potężnych rozmiarów głowa wynurzyła się ze zbocza, a zaraz potem za nią ciało, które wydawało się nie mieć końca. Caleb na górze zaśmiał się i krzyknął do Hawk:
- Dobra, pokaż, co potrafi to twoje cudo – odwrócił się poprawiając laser na barku i wymierzył. Z daleka nie wydawała się tak duża jak opisywała ją Jess, ale w miarę jak zbliżała się do nich nabierała rozmiarów i kształtów. Trójka na dole mogła się tylko modlić o to, żeby mężczyzna po pierwsze dobrze wycelował, a po drugie nie czekał zanim bestia zbliży się na tyle by i ich trafił pocisk z orbity. Ale Caleb nie czekał. Krótki namierzanie zdawało się trwać wieczność. Ludzie na dole wstrzymali oddech, część uciekła na widok matki larw. Część stała w bezruchu obserwując swojego przywódcę.
A potem stało się.
Przekazane przez Hawk dyspozycje na Wraitha zadziałały bez przeszkód i natychmiastowo. Gdy potwór był już na tyle blisko sam środek jego głowy został przeszyty atakiem z orbity, co poskutkowało dźwiękiem podobnym do plaśnięcia. Fala krwi i czegoś, co pewnie kiedyś było mózgiem rozprysło się w powietrzu. A kiedy ogromne cielsko opadło na ziemię ta ponownie zadrżała, a tuman kurzu wzbił się w powietrze.
I to było na tyle, jeśli chodziło o walkę, wielką bitwę.
Potem była tylko cisza, która zapadła nad nimi. Caleb zadowolony z siebie zeskoczył po budynku i podszedł do całej trójki.
- Koniec, dziękuję, do widzenia. A to chyba dla was – mruknął skinąwszy głową w prawo. Za niego wyszła Jess niosąca małą skrzynkę. Całość była zapieczętowana w jakiś sposób, który na obecną sytuację był nie do rozpoznania.
-Przeszłam się po wasz artefakt, żebyś się nie kłopotała – z szerokim uśmiechem wręczyła pudełeczko Hawk i minęła ją odchodząc.
- Wasz prom może podlecieć. Bariery zwolnione, dzięki za pomoc. Jakbyś kiedyś jeszcze chciała nas odwiedzić to śmiało – puścił jej oczko. – A reszta może wpaść na obiad.
On też ich minął i ruszył w stronę, z której przyszli. Reszta ruszyła w stronę matki larw, najwidoczniej mając już jakieś wytyczne od swojego szefa.
I to było w zasadzie wszystko.

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Raiden
Awatar użytkownika
Posty: 63
Rejestracja: 27 sie 2014, o 18:28
Miano: Loki Nedari
Wiek: 34
Klasa: Szpieg
Rasa: Drell
Zawód: Najemnik, pilot
Lokalizacja: Gellix
Kredyty: 8.885

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

21 cze 2015, o 10:32

Ostateczna walka przebiegła szybciej niż myśleli. Kiedy ich trójka skupiła się na plującym kwasem, monstrum. Tym czasem ich wielki przywódca zabawił się w Tarzana i zaczął się wspinać na budynek.
Dalej wszystko poszło gładko. Wytyczne przesłane przez laser uruchomiły działo, które usmażyło matkę, której głowa zaczęła wyłaniać się zza ruin.
Duży huk i euforia. Raiden opadł na kolana, adrenalina szybko opuszczała jego ciało powodując, że każdy mięsień zaczął odmawiać mu współpracy. Wtedy nadszedła Jess z Calebem i instynktownie wymierzył w nich swój pistolet. Z powodów "żywieniowych". Jednak po usłyszeniu jego słów, schował pistolet do kabury i przyjął nagrodę, może i nie z wdzięcznością ale z ulgą.
Nic nie mówił, kiedy odlatywali promem z tego okropnego miejsca też milczał. Dopiero gdy wysiedli na lądowisku, ponownie odetchnął z ulgą.
-No i to by było na tyle. - zwrócił się do dwójki piratów - Dzięki za pomoc, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś razem popracujemy.
Po tych słowach wyciągnął w ich kierunku rękę. Nawet jeśli nie odwzajemnili gestu, wziął skrzynię ze swoją częścią nagrody i poszedł w kierunku Stingera machając na pożegnanie.
Ogarnęła go nieopisana radość gdy znów siadał za sterami swojego statku. Uruchomił silniki a w głośnikach rozbrzmiała muzyka.
-No to co następne?
Zapytał sam siebie i ruszył w stronę gwiazd.
z/t

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Theme, Armor, Clothes, Voice ObrazekObrazek I Do what I Do, for the Love of It -Premia techniczna 10%
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

27 gru 2021, o 23:18

Obrazek REDUCTION Mistrz Gry: Marshall Hearrow
Gracze: Hawk, Tori Te'eria, Luna Reyes, Jaana
Prom sunął przez przestrzeń kosmiczną wioząc na swoim pokładzie w spokoju pasażerów. Każdy zmierzał w sobie tylko znanym kierunku załatwiać własne sprawy. Podróż upływała im w spokoju, każde z nich zatopione we własnych myślach lub też rozmowach ze współpasażerami. Sam prom miał krótką trasę przelotową i nic nie wskazywało na to, że coś mogłoby pójść nie tak. W kokpicie maszyny znajdowało się dwóch pilotów - jeden młodszy, najwyraźniej uczący się młodziak i drugi, bardziej doświadczony instruujący młodszego.
Gwiazdy w oddali zmieniały się w pojedyncze paski, kiedy mknęli przed siebie do miejsca docelowego. W pewnym momencie na holowyświetlaczach w kokpicie pilotów pojawiła się kontrolka ostrzegająca o awarii systemów paliwowych. Piloci póki co zachowywali spokój, ten bardziej doświadczony wstał z miejsca, przeszedł przez kokpit, potem miejsca dla pasażerów i otworzył drzwi do pomieszczenia technicznego. Niczego nie dał po sobie poznać, chociaż sytuacja nie napawała optymizmem. Być może wstępne przemyślenia pilotów skupiały się na fakcie, że system wyrzucił zwyczajny błąd a żadnej awarii nie ma. To były jednak czcze nadzieje.
Starszy pilot szybkim krokiem ruszył z powrotem do kokpitu, rzucił kilka zdań do młodszego, nerwowym tonem, które pasażerowie mogli wychwycić, jednak żadne z nich nie było w stanie wyłapać sensu całych zdań. Po chwili jednak z głośników odezwał się głos.
- Szanowni Państwo, mamy awarię systemów paliwowych, jesteśmy zmuszeni do awaryjnego lądowania na najbliższej, możliwej planecie - głośnik zaskrzeczał charakterystycznie i połączenie zerwało się. Hawk, jako, że wcześniej już była w tej części galaktyki łatwo mogła zgadnąć, że najbliżej będzie im na planetę Gellix. Ta, sama w sobie nie mogła jej się dobrze kojarzyć.
Po krótkiej chwili prom zmienił kierunek i zaczął zbliżać się do powierzchni Gellixa. Co bardziej spostrzegawczy mogli przez okno promu dojrzeć, że z ogona maszyny wydobywa się smuga kolorowej cieczy, którym zapewne było paliwo. Jaana siedząca najbliżej dostrzega to jako pierwsza.
- Prosimy zapiąć pasy i przygotować się do awaryjnego lądowania - głośnik zaskrzeczał po raz kolejny, promem szarpnęło i co bardziej nierozgarnięci, którzy nie zdążyli zapiąć pasów uderzyli głowami o metalowe wzmocnienia. Ktoś stracił przytomność, ktoś inny krzyknął, gdzieś polała się krew. W części pasażerskiej rozległ się ryk alarmu i wszystko zapłonęło czerwienią kontrolki informującej o niebezpieczeństwie.
- Kurwa, trzymajcie się - tym razem krzyk pilota dobiegł wprost z kokpitu, a nie przez głośnik jak wcześniej. Nie było im dane zastanawiać się głębiej nad tym co się dzieje, promem szarpnęło po raz kolejny, coś uderzyło w poszycie. Kolejne szarpnięcie, żołądki podchodzące do gardła wywołujące odruchy wymiotne.
A potem ciemność.
Dwójka ludzkich kobiet, młoda dziewczyna i niebieskoskóra asari odzyskały przytomność po dłuższej chwili. Pierwsza była Tori, po niej Jaana, następnie Hawk i Luna. We wnętrzu promu błyskało światło awaryjne, drzwi boczne były mocno wgniecione i lekko uchylone, tak, że do środka nawiewało chłód i śnieg z zewnątrz. Reszta pasażerów była albo nieprzytomna albo martwa, ciężko jednak było to ocenić na pierwszy rzut oka. Nikt z pilotów się nie odezwał.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

29 gru 2021, o 02:11

Nigdy nie spodziewała się, że kiedykolwiek wróci na Gellix. Wydawałoby się, że minęły całe lata odkąd jej stopa po raz ostatni stanęła na śnieżystej powierzchni planety przy wejściu do Kurogaru. Od tamtego czasu wydarzyło się zbyt wiele by była w stanie przypisać tamte wspomnienia do aktualnych rozdziałów opowieści.
Cholera, chyba należały do zupełnie innej książki.
Więzienie pozostawiło po niej dość neutralne wrażenie, jednak artefakt, który z niego wyniosła, z każdym tygodniem wzbudzał w niej większą frustrację. Ciężko sprzedać było coś, co było jedną, wielką tajemnicą, a płacenie znawcom za identyfikację obiektu było tylko wyrzucaniem kredytów w błoto. Z czasem przestała zwracać uwagę na pudełeczko leżące w jej kajucie, zapominając o nim na co raz to dłuższe okresy czasu, pomiędzy którymi po nie sięgała. Wielkim zaskoczeniem więc była dla niej odpowiedź o znalezieniu kupca - w dodatku oferującego dwukrotność tego, co chciała, rzucając cenę absolutnie w ciemno. To oznaczało, że prawdopodobnie było to warte więcej niż się spodziewała - przynajmniej dla tej osoby. Z ambitnym planem wyszarpnięcia jeszcze kilku dodatkowych kredytów, spakowała się do wyjścia, długi czas zastanawiając nad transportem.
Ich prom był w naprawie, stojąc w doku, w którym tymczasowo byli uziemieni. Angażowanie Wraitha do tak krótkiej wycieczki było zupełnie nierentownym przedsięwzięciem. Kupiec wyznaczył termin i miejsce zaledwie kilka skoków Przekaźnikiem w bok, a na tej trasie latała cała masa cywilnych transportów, które mogły zabrać ją niskim kosztem na miejsce w kilka godzin.
Dlatego też, nie wiedząc jeszcze, że będzie tego żałować, spakowała się, zgarnęła pudełeczko i ruszyła do doków, gdzie weszła na pokład pierwszego promu, który przyjął ją pomimo jej uzbrojenia. Chciała myśleć, że dzięki temu tylko minimalizowała własne niebezpieczeństwo - podejmując decyzję nagle i wybierając niemalże losowy lot, nie planowała zbyt wiele, więc ciężko było przewidzieć jej ruchy.
To miał być krótki lot. Nie przywykła do podróżowania samej w ostatnim czasie, ale po szybkim przetasowaniu pasażerów wokół niej, rozsiadła się lepiej w swoim fotelu - na tyle wygodnie, na ile pozwalał jej pancerz. Większość trasy przebyła zerkając przez skromnej wielkości okno na zewnątrz lub drzemiąc, nieświadoma nadciągającego zagrożenia.
Pierwszą reakcją na dźwięk alarmu było pełne irytacji westchnienie. Drugą - sięgnięcie po spoczywający na jej kolanach hełm, który bezwiednie założyła sobie na głowę, ignorując panoszących w miejscach cywili. To nie tak, że nie bała się zagrożenia - alarmy tego typu w każdym wywołałyby dreszcz strachu, wspinający się po ramionach wraz z gęsią skórką. Bez względu na to, ile razy słyszała tego typu alert, za każdym razem spinała się w miejscu, szukając wokół siebie problemu.
Ale myśl, że mogłaby zginąć w tak absurdalny sposób, była zbyt nierealistyczna by miała zacząć panikować i mogłaby przysiąc, że to zadziałało lepiej niż wszelkie szkolenie, jakie Przymierze i kosmos mogły jej sprawić.
Chwyciła się wszystkiego, co mogła i co wydawało się stabilne, przygotowując na uderzenie. Wypowiadane pod nosem przekleństwa niknęły w huku wbijającego się w atmosferę huku i wrzaskach otaczających ją pasażerów. Raz wyszła poza statek. Raz.
Kurwa, raz.
Nie spodziewała się tego, jak mocny będzie impakt uderzenia. Ziemia wydawała się zbliżać stosunkowo powoli, nim nagle nie znalazła się bardzo, bardzo blisko, a śnieżny krajobraz mignął jej przed oczami, zastąpiony bezdenną czernią.
Pieprzone Gellix. Zadupie po środku niczego. Dlaczego tutaj?
Otworzyła oczy z trudem, czując pulsujący ból głowy w jej tyle. Gdy jej wzrok zajęty był ostrzeniem się na jej otoczeniu, do umysłu z wolna docierały inne bodźce. Obejrzała się bardzo powoli, bo świat wciąż nieco się chwiał, nim sięgnęła do swoich pasów i szarpnięciem się ich pozbyła, gdy te zablokowały się przez wgięte w boku promu płyty metalu.
- Jebać tę planetę - prychnęła pod nosem, z wysiłkiem przeciskając się do alejki pomiędzy siedzeniami.
Nie miała pojęcia co się stało, ale jej umysł powędrował od razu w tryb przetrwania. Nie wnikała w to, co było powodem ich awarii, nie rozglądała się nawet za bardzo po promie, uparcie, chwiejnie dążąc do wyjścia na zewnątrz. Nie wiedziała co się stało, ale wiedziała jedno - jeśli ktoś do nich strzelił, strzeli ponownie gdy zorientuje się, że nie wszyscy przeżyli.
Albo zejdzie na dół ich przywitać.
Tak czy inaczej, musiała stąd wyjść więc, kierowana instynktem, niemal automatycznie dążyła wyłącznie do tego. Ignorując pilotów, ignorując przypięte do siedzeń trupy, ignorując potencjalnych rannych proszących o pomoc, szła dalej, starając się po prostu wyjść. Rozejrzeć po sytuacji na bezpieczniejszym (w jej odczuciu) białym śniegu, przyjrzeć wrakowi i zdecydować co dalej. Z tego spalonego miejsca mogła jedynie liczyć straty, na co nie miała najmniejszej ochoty. Wszyscy wokół niej byli jej obcy. Ratunek kogokolwiek z nich był więc ich indywidualnym problemem, z którym nie chciała mieć wiele do czynienia.
Musiała się stąd wydostać i skontaktować z Wraithem. Była to potrzeba absolutnie prymitywna, podstawowa, silniejsza niż wszystko inne. Zbyt duży kawał swojego życia uciekała by teraz dać się złapać - Cerberusowi, Przymierzu, czy choćby pieprzonemu Blasto.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 188
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

29 gru 2021, o 16:17

Kto by się spodziewał, że Luna i garstka innych skończą tą podróż, w zamiarze, krótką i bezproblemową, na jakimś zlodowaciałym zadupiu, które chyba nie słynie z niczego poza tym, że było tam więzienie. Na szczęście nie miała okazji tam przebywać, znała ten kompleks więzienny tylko z barowych opowieści innych najemników, należały one do gatunku tych, których człowiek dzieli się dopiero po kilku kolejkach. Naprawdę urocze miejsce. Na pewno Luna nie spodziewałaby się, że tą podróż skończy w taki sposób, w swoich planach miała dotarcie niedługo do miejsca, gdzie pozna szczegóły swojego zlecenia, w końcu takie były warunki jej potencjalnego pracodawcy, by przybyła na miejsce zwykłym promem, tak by nie wzbudzać niczyich podejrzeń ani zainteresowania.
Dlatego Luna, nie spodziewając się długiej podróży ani w ogóle długiego wyjazdu, spokowała co najpotrzebniejsze i udała się do doków na wskazane miejsce. Kiedy przyszedł moment wejścia na pokład, Luna rozejrzała się po innych pasażerach, ale ponieważ nie zauważyła nikogo kogo by znała, ani nikogo bardziej podejrzanego niż przeciętnie, choć ogniste włosy jednej z pasażerek nie umknęły jej uwagi, skirowała się na swoje miejsce. Tuż po starcie wyciągnęła jedną ze swoich talii kart, którą wzięła ze sobą i dla zabicia czasu układała pasjansa, a kiedy zrobiła się spiąca, ucięła sobie krótką drzemkę.
Obudziła się jakąś chwilę przed ogłoszeniem alarmu. Trzeba przyznać, że nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, w końcu miał to być zwykły rutynowy lot, jednak nie traciła czasu i złapała się czego tylko mogła, jak i zaparła własnym ciałem by przygotować się na co najmniej twarde lądowanie. Raczej nie myślała o tym, że może zginąć, czarne scenariusze zazwyczaj zostawiała na sam koniec.
Pokryta śniegime planeta mignęła za oknem, by po chwili Luna mogła poczuć jak odpływa w odmęty ciemności. Ocknęła się jak się miało okazać chwilę później, z boląca głową nad lewą skronią.
-Puta madre.
Upewniła się, że wszystkie kończyny ruszają się bez zarzutu, nic nie jest złamane, po czym wypięła się z pasów i nie zwracajac uwagi zbytniej na tych, którzy mieli po prostu pecha i albo stracili życie albo byli w stanie, który wskazywał, że wkrótce dołączą do tych pierwszych. Nie była medykiem, nie umiałaby i tak nikomu pomóc, poza tym najważniejsze było, żeby wydostać się z tego wraku, bo tutaj nic ciekawego się nie stanie. Nawet jeżeli ktoś ich zestrzelił, bo i taka opcja istniała, i będzie chciał teraz dobić rannych, to większe szanse miala na zewnątrz niż w środku. Dlatego też ruszyła w kierunku najbliższego wyjścia, ewentualnie dziury w poszyciu promu i starała się wydostać na zewnątrz.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Jaana
Awatar użytkownika
Posty: 312
Rejestracja: 22 mar 2014, o 13:39
Miano: Marjaana Ritavuori
Wiek: 16
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: najemniczka
Postać główna: Rebecca Dagan
Lokalizacja: Aite
Status: eksperyment Cerberusa;
Kredyty: 71,850
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

30 gru 2021, o 17:05

To miał byś lot na urlop, taki był plan. Jaana, od czasu zamachu na Cytadelę wyjątkowo posłusznie stosująca się do wszystkich zaleceń Kristiana, sama wysunęła ten pomysł. Chciałabym pojechać na wycieczkę, stwierdziła przy którymś ze wspólnych śniadań, a na podejrzliwe spojrzenie małżeństwa Losnedahl roześmiała się cicho. No jasne. Na pewno wyobrażali sobie kolejne problemy, bo przecież głównie z nimi wiązało się towarzystwo Ritavuori. No i dziewczyna nie chciała przecież urlopów, była na nie jakby uczulona. Jedyne wyprawy, jakie witała z entuzjazmem, to te na kolejne akcje. No więc - jaką niby wycieczkę?
Spokojnie wyjaśniła, że turystyczną - i nie, nie, naprawdę, chciałabym odpocząć. Nie chodziło o żaden kolejny kontrakt, żadne wkradanie się w dalsze łaski Cerberusa, żadne przemyty, rozróby, słowem - nic, czym ostatnio się zajmowali. Potrzebowała wolnego, tak po prostu. Wolnego poza łóżkiem, żeby znów mogła poczuć, że... No, żyje. Jest w pełni sprawna. I w ogóle.
Zgodzili się. Kristian pokiwał głową nawet z ostrożnym zadowoleniem. Nie był przyzwyczajony do tego, że Jaana tak poważnie podchodzi do jego zaleceń, teraz więc, gdy dziewczyna faktycznie wzięła sobie do serca receptę na odpoczynek i żadnej roboty, mała, musiał być usatysfakcjonowany. Ostatecznie wspólnie wybrali odpowiedni kierunek - spośród broszur przeróżnych biur turystycznych wybrali kompleks, który rokował najlepiej - i wreszcie, parę dni później, Jaana ruszyła w drogę do portu, z którego miał odebrać ją hotelowy prom. Bo jak już odpoczywać, to all inclusive, w ośrodku odpowiednio luksusowym, nie? Wyjątkowo było ich na to stać, Ritavuori nie zamierzała więc niczego sobie żałować.
Wciśnięta w jedno z siedzeń promu - jeszcze tego niezbyt luksusowego - głową była już na wakacjach. W duchu zastanawiała się, na ile rozsądnie było wybierać się na nie zupełnie samą, szybko jednak spychała podobne rozważania na bok. Trochę samotności jej nie zaszkodzi, a i Kuguar może za nią trochę potęsknić. Taki Bjorn na przykład. Przyda mu się trochę powzdychać.
Z kalejdoskopu przyjemnych obrazów wyrwał ją alarm, nieoczekiwane komunikaty i - ledwo zdążyła odruchowo zaprzeć się czegokolwiek, co mogło utrzymać ją względnie w miejscu - katastrofa. Nim na parę chwil zatonęła w nagłej, nieoczekiwanej nieprzytomności, nie zdążyła nawet w pełni pojąć co się stało.
Skalę dramatu uzmysłowiła sobie po ponownym otrzeźwieniu. Powoli otwierając oczy i stawiając czoła tępemu pulsowaniu w głowie i plecach, szybko zrozumiała że, tak jakby...
Chuj z urlopem.
Gwałtownie wciągnęła powietrze. Podniosłaby się równie nagle, gdyby ostatki instynktu nie kazały jej zachować jednak odrobinę rozwagi. Ostrożnie wysondowując w jakim jest stanie, dopiero gdy upewniła się, że wszystkie kończyny ma na miejscu i generalnie pozostała raczej sprawna - dopiero wtedy rozpięła pasy i wygramoliła się do pozycji w miarę stojącej, lub przynajmniej takiej, by móc się w niej poruszać.
Nie była sama, to już coś.
Obrzuciła przelotnym spojrzeniem pozostałych, tak żywych jak i - chyba? - martwych, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na pilotach.
Nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajdują. Nie znała planety, na której się rozbili i... Cóż, nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Gdzie powinna iść? Gdzie szukać pomocy?
Wydostając się z fotela, ruszyła chwiejnie w kierunku pilotów. Starała nie przyglądać się mijanym pasażerom - nie chciała wiedzieć, ile trupów już nigdy z tego promu nie wyjdzie. Nie potrzebowała tej wiedzy do szczęścia. Jedyni, których stan względnie ją interesował, to piloci.
Jeszcze przed dotarciem do kokpitu spróbowała uruchomić omni-klucz. Nie wiedziała, czy narzędzie wciąż działało - w czasie katastrofy wiele mogło się uszkodzić. Mimo to musiała spróbować, bo... Na bogów, potrzebowała Kuguara. Znowu. Chciała wrócić do domu już, natychmiast. Nieważne, że dopiero co go opuściła.
Dotarłszy do kokpitu, ostrożnie nachyliła się nad jednym i drugim z pilotów. Musiała wiedzieć, czy żyją. Czy chociaż jeden z nich żyje. Bo jeśli nie, to... Potrząsnęła głową. Nie chciała myśleć o tym teraz. Jeszcze nie.
KUGUAR NPC PANCERZ

ObrazekObrazek

1x w ciągu walki lekki atak wręcz ma automatyczny sukces
+ 10% do obrażeń od mocy
+ 5% do obrażeń od broni
+ 10% tarcz
- 2PA za akcję zmiany broni
- 2 PA kosztu użycia medi- lub omni-żelu
- 10% na zakupy produktów Rady Serrice
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

30 gru 2021, o 22:08

Od zakończenia ostatniego ataku terrorystycznego na Cytadelę, zwanego początkowo przez nielicznych, a później przez chyba wszystkich “Glitchem” Tori nie mogła sobie znaleźć na stacji miejsca. Nie chodziło jednak ani o obszar zniszczeń “jej” Okręgu Zakera, ani o codzienne doniesienia prasowe i wiadomości w holo które 90% czasu antenowego poświęcały analizom, skutkom, przyczynom, śledztwom czy innym teoriom spiskowym związanym z wydarzeniem. Nie chodziło nawet o ilość ofiar i rannych, która była skutkiem ataku - wręcz przeciwnie. Tori nawet zgłosiła się do Huerty jako wolontariuszka pomagając rannym i poszkodowanym, wciąż jednak odwlekając decyzję o powrocie na etat. Jej mieszkanie nie istniało, tymczasowo mieszkała w udostępnionym jej niewielkim pokoju w hotelu, ale to także nie był problem. Najgorsza była jaka-taka rozpoznawalność jej twarzy - dzięki wiadomościom, holowizji i publikacji twarzy kilku osób, które podczas Glitcha zostały dostrzeżone spowodowało, że niemal nie było miejsca, gdy prędzej czy później ktoś nie zaczepiłby jej lub nie podszedł pytając “To pani?” Początkowo jej się to podobało. Potem zaczęło męczyć, W końcu - przeszkadzać. Postanowiła wziąć urlop, polecieć na jakąś odległą planetę - ogród z pięciogwiazdkowym hotelem, dyskretną obsługą i słoneczną plażą by przez kilka (naście?) dni oderwać się od rzeczywistości i szumu Cytadeli.

Siedząc w promie wiozącym ją do portu, z którego wystartować miał właściwy statek wycieczkowy, wyobrażała już sobie słodki czas lenistwa, bez pośpiechu, planów i obowiązków i z jednej strony nieco ją to przerażało - nie była pewna, czy będzie w stanie po prostu nic nie robić i pogłębiać opaleniznę, z drugiej - czekała tego jak zbawienia, a urlop jawił się w jej myślach niemal jak rajskie doznanie. I gdy tak, błogo uśmiechnięta, ze słuchawkami na głowie wyobrażała sobie docelowe miejsce wypoczynku, jej spokojną sielankę marzeń przerwał sygnał alarmowy który sprawił, że Tori zsunęła słuchawki i wsłuchała się w głos pilota. Nie WI, której komunikaty były normą - tym razem to jeden z pilotów informował pasażerów o awarii... systemów paliwowych?

Pierwszym uczuciem była panika - ale ta szybko ustąpiła. Nie, to się nie mogło zdarzyć. Awaria zostanie wkrótce usunięta, lot będzie kontynuowany i już niedługo wylądują w miejscu przeznaczenia. Nutka niepokoju jednak pozostała - i niestety jak się już wkrótce okazało było to prorocze uczucie. Czas przyspieszył, kolejne komunikaty i ostrzeżenie zlewały się w chaos, promem szarpnęło po czym maszyna runęła w dół, czemu towarzyszyło wyciskające dech z piersi i napełniające przerażeniem uczucie spadania, po którym nastąpiła ciemność.

Otworzyła powoli oczy i pierwszym co dostrzegła było błyskające światło awaryjne. Mimo to potrzebowała chwili, by przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia. Potrząsnęła głową, spróbowała wstać ale fotel jej nie puścił - sięgnęła dłonią do zapięcia pasa bezpieczeństwa i rozpięła go, po czym ponownie spróbowała wstać. Poczuła chłód i rozejrzała się wokół. Kilka osób budziło się z krótkotrwałego omdlenia, pozostali byli wciąż... nieprzytomni? Martwi? Minęły ją dwie postaci kierujące się w stronę uchylonych, uszkodzonych drzwi - fala chłodu płynęła właśnie stamtąd. Przymknęła na chwilę oczy i dłońmi pomasowała skronie. Czuła rosnący ból głowy, ale zignorowała go - otworzywszy oczy aktywowała swój omni próbując nawiązać połączenie z policją, SOC czy kimkolwiek kto będzie na linii, sprawdzając czy łącze umożliwi jej wezwanie pomocy. Potem ruszyła w kierunku kabiny pilotów, przyglądając się mijanym po drodze postaciom i twarzom, starając się ocenić ilość pasażerów i wytypować tych, którym już za chwilę będzie próbowała pomóc. Piloci mieli jednak priorytet - jeżeli żyli, mogliby połączyć się z ewentualnymi ratownikami, znali ich pozycję, czy wreszcie mogliby podpowiedzieć jakie powinny być następne kroki. Wzięła głęboki wdech, starając się uspokoić rozkołatane serce i wytłumić nieco emocje. Nie mogła teraz się załamywać, nie powinna też pokazywać swojego strachu. Już za moment będzie musiała być znów lekarzem, opatrywać pasażerów, zamykać oczy tym, którym się nie udało i dodawać otuchy ocalałym...

W kokpicie natrafiła na dziewczynę - Tori nie była do końca pewna, ale wydało jej się, że zna tą twarz... No tak, Cytadela. I te nieszczęsne migawki na temat “bohaterskich” osób, które były medialnie promowane przez ostatnie dni. Tori była prawie pewna, że twarz tej dziewczyny również pojawiała się w tych doniesieniach. Widząc, jak dziewczyna nachyla się nad pilotami - prawdopodobnie również sprawdzając czy są cali, asari aktywowała skaner medyczny swojego omni i odezwała się starając, by jej głos nie zawierał w sobie strachu ani emocji, które nią szarpały. Lekarski profesjonalizm zaczynał się właśnie teraz.

- To powinno dać lepsze rezultaty. Powinnam zaraz wiedzieć nie tylko czy funkcje życiowe są zachowane, ale także czy nie mają obrażeń wewnętrznych - przesunęła wiązką skanera po obu pilotach, po chwili wykonała też skan dziewczyny - Spokojnie, jestem lekarzem. Tori Te’eria - przedstawiła się i uśmiechnęła lekko do kobiety, po czym zerknęła na omni czekając na wyniki skanu.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

4 sty 2022, o 23:35

Drzwi od śluzy wyjściowej były w lekko uchylone, wprawne oko Hawk mogło dostrzec że fakt ten wynikał z ich lekkiego uszkodzenia. Prawdopodobnie przy awaryjnym lądowaniu, jeśli takowym można było nazwać gwałtowne zdarzenie z podłożem, została wgnieciona część wyjściowa promu. Na pierwszy rzut oka wyglądało to znośnie na tyle że drzwi spokojnie można było otworzyć lekkim pchnięciem. Jednakże takowa próba kończyła się niepowodzeniem. Drzwi albo były zablokowane od zewnątrz albo systemy blokujące wyjścia wciąż działały w kokpicie pilotów.
Luna, która dołączyła do stojącej w śluzie Hawk, gdyby sama chciała spróbować szczęścia z otwarciem wyjścia skończyła by dokładnie w tym samym miejscu. Jeśli chciały się wydostać ze środka, musiały poszukać innej alternatywy.
Tori i Jaana, które obecnie znajdowały się w kokpicie pilotów miały więcej szczęścia. Jeden z nich, ten młodszy, który wyglądał na uczącego się pilotażu promu, był wciąż przytomny. Jego kolega nie miał tyle szczęścia, przy przechodzeniu z pomieszczenia do pomieszczenia, kiedy statek uderzył o ziemię, on sam roztrzaskał sobie głowę o niskie sklepienie wewnątrz kokpitu. Doświadczenie Tori w takich sytuacjach od razu wzięło górę i lekarka bez głębszego zastanowienia mogła stwierdzić zgon pacjenta. Ten młodszy natomiast miał paskudnie przebitą szyję kawałkiem lodowego sopla, który bardziej w tym momencie przypominał niemalże starożytną włócznię. Te'eria doskonale wiedziała, że gdyby próbować wyjąć przedmiot z szyi chłopaka skończyłoby się to natychmiastowym wykrwawieniem. Zresztą sytuacja w całym promie kształtowała się podobnie i tylko cudem należało określić fakt, że żadna z czwórki ocalałych nie odniosła większych obrażeń. Dokładnie takie właśnie informacje wypluł omni-klucz asari.
Promem od czasu do czasu wstrząsały podmuchy silnego wiatru, który nie ciężko było usłyszeć mimo zamknięcia w środku. Dodatkowo przez dziurę zarówno w drzwiach wyjściowych jak i przez tę spowodowaną wbitym w szybę kawałkiem lodu, do środka non stop nawiewało ostre, zlodowaciałe okruchy śniegu. Jaana zauważyła, że systemy sterujące są niesprawne, tak więc prom nie nadawał się do niczego poza awaryjnym wysłaniem sygnału SOS.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Jaana
Awatar użytkownika
Posty: 312
Rejestracja: 22 mar 2014, o 13:39
Miano: Marjaana Ritavuori
Wiek: 16
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: najemniczka
Postać główna: Rebecca Dagan
Lokalizacja: Aite
Status: eksperyment Cerberusa;
Kredyty: 71,850
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

6 sty 2022, o 10:35

Gdy dołączyła do niej asari - Tori - Jaana odetchnęła z ulgą. Skoro kobieta była lekarzem, to na pewno wiedziała lepiej, jak zająć się mężczyznami - lub przynajmniej jednym mężczyzną, tym młodszym, który z pewnością był żywy. Co do drugiego Ritavuori nie miała już takiej pewności, ale nie zamierzała też już sprawdzać - Te'eria miała do tego większe kwalifikacje.
- Jaana - przedstawiła się tymczasem cicho, zwyczajowo pomijając nazwisko. Na słowa kobiety skinęła tylko głową, ustępując jej pola i wyjątkowo spokojnie dając przeskanować także siebie.
Skoro piloci znaleźli się w rękach Tori, Jaana skupiła się na czymś, na czym znała się odrobinę lepiej niż na opiece nad pacjentami. Pochylając się nad systemami sterującymi - tak, by nie dotykać pilotów, niezależnie czy byli żywi czy nie - dziewczyna zmrużyła oczy. To jasne, że promu nie dałoby się podnieść do lotu - nie było to żadnym specjalnym zaskoczeniem. Wciąż jednak mogli nadać sygnał SOS, co z kolei jednak Ritavuori zdziwiło. Przyzwyczaiła się już do towarzyszącego jej nierzadko pecha, więc fakt, że coś - cokolwiek - jednak działało był miłą niespodzianką. Jaana bez wahania sięgnęła do panelu kontrolnego, by zacząć nadawać wezwanie o ratunek. Na dłuższą metę sami sobie przecież nie poradzą.
Z tą myślą w kolejnej chwili skupiła się też na własnym omni-kluczu. Prześlizgując się palcami po klawiaturze, spróbowała wywołać Kuguara. Gdyby udało jej się skontaktować z własną załogą, to rozwiązałoby wiele problemów. Może nawet wszystkie, gdyby mieli szczególnie dużo szczęścia.
Ostatnim, co przykuło ją uwagę, były systemy promu - znowu. Pozwalając, by jej omni-klucz w regularnych odstępach nadawał wzywający Kuguara, i by to samo, na dużo szerszym paśmie, robił sam statek, Jaana sprawdziła, co jeszcze może uzyskać z nie całkiem sprawnego latadła. Bo wiecie, z pewnością przydałyby im się na przykład... Mapy?
Byli nie wiadomo gdzie, na nie wiadomo jak długo. Gdyby mieli choćby ogólny schemat pobliskiego terenu, to już dawałoby jakieś pojęcie, co mogą ze sobą zrobić. Wiedzieliby, jak daleko są od jakiegoś zamieszkanego ośrodka - jeśli taki w ogóle tu istniał, Jaanie brakowało sporej ilości wykształcenia i nie wiedziała, czego tak naprawdę mogą spodziewać się po tej planecie - i gdzie ewentualnie mogliby znaleźć coś do picia. Podstawowe informacje, które odrobinę poprawiłyby ich sytuację.
W głowie Ritavuori stopniowo układał się też plan na kolejne kroki. Przeszukać prom, znaleźć zestaw ratunkowy - w którym, jak dobrze pójdzie, będą chociaż koce termiczne - i, co podobało jej się najmniej, sprawdzić także zwłoki pozostałych pasażerów. Zmarłym ich rzeczy już się nie przydadzą, a im, tym żywym, może jednak pomogą.
To jednak potem. Nie mogła robić wszystkiego na raz, a zbytnie wybieganie myślą naprzód sprawiało tylko, że zaczynała się bać. A nie mogła. Lęk nie byłby teraz dobrym doradcą, nie? Odepchnęła więc od siebie chwilowo niepotrzebne myśli, skupiając się tymczasowo na najpilniejszych zadaniach - obserwowaniu czy nie pojawia się jakaś odpowiedź na nadawany SOS (czy to ten z promu, czy przez jej własny omni-klucz) oraz ewentualnym szukaniu mapy, gdyby panel kontrolny statku pozwalał jeszcze coś poklikać.
KUGUAR NPC PANCERZ

ObrazekObrazek

1x w ciągu walki lekki atak wręcz ma automatyczny sukces
+ 10% do obrażeń od mocy
+ 5% do obrażeń od broni
+ 10% tarcz
- 2PA za akcję zmiany broni
- 2 PA kosztu użycia medi- lub omni-żelu
- 10% na zakupy produktów Rady Serrice
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

6 sty 2022, o 22:42

Nie wiedziała, na ile jej wojskowe wykształcenie, a na ile rozwijające się w głowie paranoja miały swój wkład w jej priorytetyzacji. Cichy głos w jej głowie podpowiadał jej jedno i tylko jedno zabezpieczyć teren. Nie miało to znaczenia jak wiele żyć uratują, jak wiele przydatnych rzeczy znajdą, ani jak wiele się dowiedzą jeśli za dziesięć minut w ich prom pierdolnie rakieta. Nie wiedzieli jaka jest sytuacja na zewnątrz, ani co spowodowało usterkę. Przez uszkodzone drzwi dostrzegała tylko, że Gellix było takie, jakim go zapamiętała - kurewsko zimne. Po drugiej stronie mógł czekać na nich pluton egzekucyjny. Prom mógł wylądować na szczycie przepaści lub na cienkiej powierzchni lodu.
Wszystko, co znajdowało się na jego pokładzie, nigdzie się przecież nie wybierało i mogło zaczekać. Hawkins wolała najpierw wiedzieć, ile czasu mieli i czy byli nim ograniczeni, nim spróbowała zrobić cokolwiek innego. Dlatego też jej priorytetem stało się wydostanie na zewnątrz i rozeznanie z sytuacji. Nie zrobi jej żadnej różnicy to, czy zacznie szukać kocy termicznych teraz, czy za dziesięć minut, a życie cywili dookoła niej absolutnie było jej obojętne.
Nie zamierzała też wywoływać Wraitha niczym innym, jak własnym omni-kluczem, czego od razu spróbowała. Zbyt wielkie ryzyko, że coś, co potencjalnie zestrzeliło ich w kosmosie, czekało na kolejny łakomy kąsek. Zbyt wiele razy wpadła w sidła własnej nieuwagi by teraz kierować się czymś innym niż czystą żądzą przetrwania - nie tylko dla siebie, ale i swojej załogi. Jeżeli szansa na to, by ktokolwiek wystrzelił w prom, istniała, choćby nikła, nie zamierzała wplątywać swojego statku nie wiedząc kto stał po drugiej stronie.
Lub, jakby powiedziała to swoimi słowami, nie była po prostu głupia.
- Musimy się stąd wydostać - warknęła do miotających się wokół ludzi, bez żadnych skrupułów wciskając się do kokpitu, choćby dosłownie miała stąpać po ścielących korytarz trupach. - Lekarz, a kurwa nie wie, że najpierw wyciąga się ludzi z rozwalonego skycara, a dopiero potem zaczyna ich leczyć? Równie dobrze ktoś może nas pierdolnąć drugi raz. Prom może się zwalić do krateru. Możemy mieć uszkodzony silnik, z którego właśnie wylewa się paliwo. Jesteśmy w metalowej puszce, z której nie ma ucieczki nie mając pojęcia o tym, co się stało. Chyba, że wiecie więcej ode mnie?
Spoglądała na uszkodzoną szybę kokpitu, niewiele przez nią widząc, ale zauważając coś istotnego - to, że była uszkodzona. Bez chwili zawahania sięgnęła po swoją strzelbę i podsunęła się bliżej, usiłując sprawdzić uderzeniem jej kolby, czy ta była na tyle krucha by człowiek był w stanie ją w jakiś sposób usunąć. Nie zamierzała się z nią siłować, jeśli nie miało to sensu - po prostu sprawdzić.
Kokpit przypomniał jej też o czymś, co zmroziło jej krew w żyłach.
Każdy statek miał zaprogramowane procedury wysyłania sygnałów SOS, jeśli te nie zostały uszkodzone w trakcie wypadku. Sama nie potrafiła zliczyć, ile razy taki sygnał zwabił jej piracką łajbę. Nie było nic lepszego niż czekający na obrabienie łup, który nie potrafił się ruszyć z miejsca, zupełnie bezbronny.
Ale wiedziała też, że sygnał mógł przywołać służby, których absolutnie nie chciała widzieć na swoje oczy. Nie zamierzała wracać do więzienia.
- Póki nie dowiemy się, co się stało, wyłączyłabym ten SOS - mruknęła, ale póki nie wydostanie się na zewnątrz, nie zamierzała skupiać się na niczym innym. Zabezpieczenie terenu było dla niej priorytetem. - Jesteśmy blisko Systemów Terminusa. Prom jest cywilny, wyślą wsparcie gdy tylko nie dotrze na czas do następnego portu, a SOS może zwabić cholera wie kogo.
Przyjrzała się konsoli, która niewiele jej mówiła. Nie miała doświadczenia technicznego większego niż podstawowe. Nigdy w boju nie musiała hakować żadnych systemów, bo zazwyczaj miała od tego ludzi. Dlatego też teraz, odruchowo, rozejrzała się po pomieszczeniu, napotykając wzrokiem pozostałych.
- Ktoś was zna się na tym? - burknęła, kolbą broni wskazując w połowie nieaktywne systemy kokpitu. - Da się otworzyć awaryjne wyjście w inny sposób, niż manualny?
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

6 sty 2022, o 23:50

Pierwszy wynik skanu był ciosem - starszego z pilotów Tori mogła już tylko polecić opiece Athame. Otwarte uszkodzenie głowy, urazowe uszkodzenie mózgu połączonego z wylewem krwi oraz kilka niezbyt groźnych urazów które niestety nie miały już znaczenia - mężczyzna był martwy prawdopodobnie już w chwili uderzenia promu w powierzchnię planety. Skan Jaany błysnął za to zielenią - nie licząc kilku siniaków i otarć, dziewczyna była w zaskakująco dobrym stanie jak na fakt, że właśnie przeżyła katastrofę statku kosmicznego. W najgorszej sytuacji znalazł się młodszy z pilotów - uraz szyi kwalifikował go do natychmiastowej operacji i to zdecydowanie z kategorii tych ratujących życie. Miał nieco szczęścia - lodowy szpikulec wbił się tuż obok tętnicy szyjnej, ale jej nie rozerwał - niewielki kawałek w bok, a mężczyzna konałby właśnie w rosnącej kałuży krwi. Mimo to, jego stan Tori zdecydowanie określiłaby jako “krytyczny” - pozostawienie sopla w ranie groziło urazem wtórnym, wkrótce mogła się też pojawić infekcja atakująca tak ranę, jak i mózg i organy wewnętrzne, usunięcie zaś tego nietypowego ciała obcego bez zaplecza medycznego, natychmiastowej transfuzji krwi i szycia wszystkiego co lód uszkodził tylko pogorszyłoby sprawę sprawiając, że mężczyzna w ciągu paru chwil dołączyłby do swojego starszego kolegi po fachu.

Mimo sporego krwawienia, na razie postanowiła pozostawić lodowy szpikulec w ranie, licząc na szybką pomoc i służby ratownicze, które przecież muszą się po nich zjawić. Zniknięcie promu musiało zostać odnotowane, piloci prawdopodobnie nadali już sygnał ratunkowy, a jeśli nie, są tu zapewne bardziej technicznie ogarnięte osoby niż ona sama - one się tym zajmą. Teraz musiała nieco ustabilizować pacjenta, jeżeli ten przeżyje wystarczająco długo by poczekać na ratowników, jego wiedza na temat tego co się stało, co załoga już zdążyła zrobić by zaalarmować wszystkich wokół, bądź jakie są standardowe procedury w takich przypadkach jak ten - mogła być na wagę złota. W przewieszonej przez ramię zabranej jako bagaż podręczny torbie oprócz miliona mniej i bardziej potrzebnych przedmiotów jak zwykle miała to, co określała mianem “zestawu awaryjnego” - kilka podstawowych leków, bandaż i kilka tubek medi-żelu. Bez wahania sięgnęła teraz po jedną z nich by z grubsza zabezpieczyć ranę pilota, nakładając na całość bandaż, który po pierwsze - miał unieruchomić sopel, po drugie - zabezpieczyć ranę. W kabinie panował chłód nawiewany przez uszkodzone okno, liczyła więc na to, że sopel nie roztopi się w ciągu kilku najbliższych chwil. Na szczęście mężczyzna był nieprzytomny, więc mogła bez przeszkód zająć się swoją pracą.

- Znasz się na tym? - rzuciła podczas aplikacji żelu do Jaany widząc, jak ta pochyla się i próbuje coś wykrzesać z konsoli - Cokolwiek działa? Dasz radę wysłać sygnał alarmowy lub z kimś się skontaktować? Ten mężczyzna potrzebuje natychmiastowej pomocy. Pasażerowie też. Liczy się każda minuta...

Była w trakcie bandażowania, gdy do kokpitu wpadła jak burza kolejna kobieta - chyba jedna z tych, które Tori widziała jak próbują dostać się do włazu statku. Jej gwałtowne ruchy i agresywna wypowiedź sprawiły, że asari ściągnęła brwi i zagryzła wargę, kończąc opatrunek zanim jej odpowiedziała.

- Gdybym go ruszyła przed udzieleniem pierwszej pomocy wykrwawiłby się na śmierć nim zdołałabym go wyciągnąć z promu - wyprostowała się i spojrzała groźnie wprost na rudowłosą - Przede wszystkim trzeba pomóc rannym. Spieszy ci się? Musimy uruchomić systemy alarmowe, jeżeli faktycznie prom zaraz ma trafić szlag, musimy wezwać pomoc. Ucieczka na ślepo i panika nie pomogą. A co do metalowej puszki - droga wolna, sprawdź w jakim statek jest stanie. Na zewnątrz jest śnieg i lód, jak długo przeżyją ranni? A co z włazem?

Na to ostatnie pytanie odpowiedź miała już po chwili - kobieta kolbą swojej broni próbowała wybić uszkodzoną szybę, zatem wyjście w normalny sposób raczej w grę nie wchodziło. W głowie Tori zaświtała myśl, ale na razie odsunęła ją na bok. Ta kobieta była zdecydowanie zbyt pyskata i gadatliwa, dodatkowo każde wypowiadane przez nią zdanie i każdy pomysł był absolutnie sprzeczny z myślami lekarki.

- Chyba oszalałaś albo podczas katastrofy uderzyłaś się zbyt mocno w głowę! Musimy wezwać pomoc! Nie możemy czekać, jak myślisz, ile czasu zajmie im znalezienie nas i dotarcie bez klarownej informacji o naszym położeniu? Ile osób nie doczeka przybycia ratowników? Spokojnie, musimy współpracować, panika nic tu nie da! - dodała po chwili widząc, jak kobieta miota się po wnętrzu kokpitu.

Westchnęła. Nie na to liczyła myśląc o oderwaniu od Cytadeli i urlopie. Prom to zdecydowanie nie był elegancki kurort, na zewnątrz też nie czekała na nią słoneczna plaża i przystojni kelnerzy serwujące zmrożone drinki z parasolką. Jedyne co zgadzało się z jej wyobrażeniami o nadchodzącym wypoczynkiem było słowo “zmrożone”. Z tym, że liczyła bardziej na kostkowany lód w drinkach niż na to morze bieli wokół i lodowe sople przebijające załogę.

- Odsuńcie się wszyscy, spróbuję coś zrobić z tym oknem... - mruknęła. Jej ciało spowiła błękitna poświata wyładowań biotycznych, a ona sama - odczekawszy aż pozostali odsuną się z jej drogi i na w miarę bezpieczną odległość - wyciągnęła rękę w kierunku okna, generując biotyczne uderzenie, które w założeniu miało jeśli nie całkowicie wybić uszkodzone okno, to przynajmniej utworzyć wyrwę na tyle dużą, by ktoś mógł się przez nią przecisnąć. Najlepiej ta ruda zołza. Niech na coś się przyda i spożytkuje swoją energię na sprawdzenie pojazdu od zewnątrz i całej okolicy.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 188
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

7 sty 2022, o 02:14

Fakt, że drzwi wejściowe uległy wgnieceniu w trakcie ich niezbyt przyjemnego i nieplanowanego lądowania, w rezultacie czego nie było możliwości by je otworzyć jedynie powiększył irytację Luny. Była zdania, że trzeba się jak najszybciej stąd wydostać, nie mają pewności czy takie lądowanie nie uszkodziło zbiorników z paliwem i nie znajdują się na chwile przed wybuchem, wcale nie było to takie nieprawdopodobne, na przestrzeni lat słyszało się o wielu takich historiach. O innych scenariuszach jak na przykład to, że znajdują się na cienkim lodzie, bądź czekający na zewnątrz pluton egzekucyjny wolała na razie nie myśleć, jeden negatywny scenariusz zdecydowanie wystarczał by zmobilizować ją do działania. Chłód dochodzący na pokład statku nie zwiastował nic przyjemnego, ale to nie był w tej chwili najważniejszy problem, mogli to ogarnąć po tym jak już będą wiedzieć czy nie czeka ich mało przyjemna śmierć w płomieniach.
Życie innych obchodziło ją o tyle, o ile mogli być do czegokolwiek przydatni, czyli na pierwszy i drugi rzut oka były to w sumie cztery osoby licząc z nią samą, gdyż nikt inny nie wstawał ze swojego fotela. Ranni, którzy nie mogli się w jakikolwiek sposób przyczynić do poprawy ich sytuacji, a co gorsza stanowili pewne obciążenie, zupełnie jej nie interesowali.
Skierowała się więc do kokpitu i oparła się o jego wejście, jako, że robił się już tam spory tłum.
-Na medycynie się nie znam, ale wiem, że trzeba przynajmniej sprawdzić czy zaraz nie wybuchniemy, paliwo może wyciekać z każdą sekundą, którą tutaj tracimy. A jak wszystko pierdolnie i stanie w płomieniach to ani bandażowanie ani wysyłanie SOS na nic się nie zda. Jak się rozeznamy, że ten wrak jest stabilny, można wrócić do takich zabaw. powiedziała, bardziej spokojnym tonem niż rudowłosa, bo antagonizowanie innych do siebie już na początku to nie był dobry pomysł, lepiej by reszta zobaczyła sens w takim działaniu. Tym bardziej, że lekarka zdawała się upierać przy twierdzeniu, że zostanie w środku i próba ratowania tych, którzy i tak niedługo umrą zamiast rozeznania się w sytuacji było dobrym pomysłem. Niemniej nie czas teraz na kłótnie.
Pomyśleć, że miała dotrzeć na miejsce i odebrać kolejne łatwe zlecenie za całkiem pokaźną ilość kredytów. Zamiast tego utknęła w metalowej puszce, która może wybuchnąć na lodowatej planecie. Przedostający się do środka chłód i lodowy szpikulec wystający z szyi jednego z pilotów boleśnie przypominały jej o niezbyt przyjemnym, lodowatym położeniu.
-Ja się mogę tym zająć. Z SOS bym poczekała, nie wiemy czy ktoś na przykład nie przechwyci tego sygnału i nie skończy się to źle dla wszystkich. odparła na pytanie rudowłosej. Jednak wcześniej asari postanowiła spróbować rozbić okno więc zgodnie z jej poleceniem odsunęła się nieco. Kiedy już wykonała swoje, niezależnie od wyniku jej działań, podeszła do konsoli, chcąc dokładnie sprawdzić, jeżeli nie udało się jej zrobić dziury w oknie o odpowiednich rozmiarach, to czy istnieje możliwość otwarcia jakiegokolwiek innego włazu, po drugie chciała sprawdzić, które systemy były wciąż funkcjonalne, czy jakiekolwiek systemy diagnostyczne na przykład działają i można sprawdzić czy paliwo wycieka albo na jakim terenie się znajdują, czy to zmrożone jezioro, stabilna ziemia, a może skarpa. Jeżeli uda się udowodnić, że nie grozi im natychmiastowe niebezpieczeństwo, będzie można na przykład zająć się zbieraniem przydatnych rzeczy na pokładzie.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

8 sty 2022, o 20:34

Zanim Hawk i Luna zauważyły, że sygnał SOS nie powinien być nadawany Jaana, która znalazła się w kokpicie przed nimi uruchomiła działajace protokoły. Nie było to nazbyt trudne, nawet jak dla młodej dziewczyny, gdyż po pierwsze sygnał praktycznie uruchomił się sam, jedyne co to nacisnęła duży czerwony guzik na konsoli. Cóż, któż by tego nie zrobił? Samo wzywanie pomocy nie było nazbyt skomplikowane, jednak już odwołanie SOS wiązało się z pewnymi zabezpieczeniami, prostymi bo prostymi ale jednak. Wcześniej jednak pod uderzeniem kolby Hawk szyba ukruszyła się lekko znacząc szkło pajęczyną pęknięć. To było wystarczająco dużo aby Tori już bez problemu poradziła sobie z tym swoją biotyką. Szyba pękła roztłuczona na milion kawałków, a do środka wpadło lodowane powietrze owiewając je natychmiast i znacząc oddechy obłokami pary. Jedno było pewne, na zewnątrz było piekielnie zimno a na domiar złego dopiero teraz poczuły jak silny i porywisty wieje wiatr. Pomimo szczelnie zamkniętych pancerzy chłód było czuć wyraźnie, a otulone jeszcze z każdej strony blachą skycara mogły liczyć chociaż na osłonę przed podmuchami. Na zewnątrz zdecydowanie było o wiele gorzej.
Część szklanych odłamków wpadła do środka i posypała się na konsolę sterującą. Jeśli Luna chciała grzebać w systemach musiała chociaż trochę oczyścić sobie panel ze szkła. W ten sposób mogła wrócić do operowania przy panelu. Przeskakując przez kolejne okna śnieżącego nieco i zdeformowanego holoekranu Reyes natrafiła na polecenie sterujące drzwiami wejściowymi. Konsola informowała o ich uszkodzeniu i chociaż dawała możliwość otwarcia nic więcej się nie wydarzyło. Jedyne na co mogły liczyć to ręczne, awaryjne otwarcie przy samych drzwiach. W końcu te były zaopatrzone w włącznik ręczny w razie jakiegokolwiek wypadku. Systemy diagnostyczne również działy, co po chwili Luna mogła zauważyć przeskakując przez kolejne okna głównego sterowania. Paliwo rzeczywiście wyciekało, jednak nie mogła stwierdzić czy właśnie to spowodowało wypadek czy jednak zbiornik został uszkodzony przy lądowaniu. Z rzeczy, które zdecydowanie powinny przyciągnąć jej uwagę, był komunikat, na który natrafiła zaraz po przejrzeniu systemów paliwowych.
Poziom wody 40%
Oprócz tej enigmatycznej informacji wyświetlił jej się schemat całego promu, który w 70% podświetlony był na czerwono informując o stopniu uszkodzenia poszczególnych elementów pojazdu. Jedno było pewne - tym raczej nie wydostaną się z planety.
Zarówno sygnał Jaany jak i Hawk nadawany do ich statków wyszedł z ich omni-kluczy i to by było na tyle. Żadnej zwrotki, żadnego potwierdzenia o otrzymaniu wiadomości, żadnego zgłoszenia z zewnątrz. Jeśli ktokolwiek dostał ich informację o sytuacji nie mogły się liczyć na jej potwierdzenie. Przeszukując z drugiej strony panel kontrolny Jaana natrafiła na informację o aktualnym położeniu. Planeta, na której się znalazły zdecydowanie nie była w żaden sposób ujęta na trasie promu, którym podróżowały. Jedynie mapa galaktyczna, bardzo ogólna, pokazywała informację, że obecnie znajdują się na Gellixie. Hawk doskonale znała tę planetę i również doskonale wiedziała z czym wiąże się przebywanie tutaj. Zmutowane larwy wychodzące z lodowych ścian, tajemnicza sekta mówiąca zagadkami, kolonia karna funkcjonująca jak podziemne miasto i matka ćma, którą uśmierciła tutaj wraz z Calebem, samozwańczym królem miasta skazańców. W przeświatch pamięci mogła odnaleźć informację o lodowej pustyni ciągnącej się tysiącami kilometrów i zwieńczonej górami nie do przebycia.
Pomimo starań Tori, która spisała się jak na warunki panujące niemalże idealnie, życie z drugiego pilota uchodziło na jej oczach. Próbował coś powiedzieć, coś im przekazać jednak z jego gardła wychodził jedynie chark i gulgot spowodowany zalewaniem płuc przez krew. Sytuacja z tyłu promu również nie była zbyt ciekawa, po chwili obecności w kokpicie asari mogła stwierdzić, że poza ich czwórką nikt więcej nie przeżył.
Kolejny podmuch wiatru zatrząsł skycarem i pojazd nieco zsunął się z podłoża, tak że lodowy kolec przebił zwłoki pilota wbijając się jeszcze głębiej w ciało i fotel. Jeśli chciały przeżyć, musiały wydostać się na zewnątrz. Chwili kiedy wszyscy skupili się na wychodzeniu z promu, Hawk poczuła jak artefakt zabrany na wymianę na Gellixie zaczął lekko wibrować. Jeśli wyjęła go z kieszeni bez wątpienia mogła stwierdzić, że pulsuje on lekkim, ciemnoniebieskim światłem.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

8 sty 2022, o 23:25

Reakcja Tori była naturalna. Miała dużą ilość sensu, szczególnie z jej punktu widzenia. Hawkins mogła się domyślić, że jeśli asari jest lekarką, to prawdopodobnie do samego końca zostanie przy rannych usiłując uratować jak największą ich ilość - a przynajmniej tych, których uratować się dało.
Problem w tym, że Jeanette nie interesowało absolutnie nic poza własnym przetrwaniem. Ani lekarka, ani cywile, ani sytuacja, która rozwijała się za ich plecami. Nie była skora do wejścia w buty bohaterki, śmiało zgarniającej leżące wokół wkrótce-zwłoki by wyciągnąć je na zewnątrz. Zbyt wiele widziała w swoim życiu trupów by wiedzieć, że żadna z tych śmierci nie miała znaczenia. Nie dla niej. Ale nie zamierzała asari odciągać od czegokolwiek - kobieta miała prawo do swoich decyzji, nawet jeśli według Hawkins były błędne. Zamiast tego, przez krótką chwilę obserwowała jej poczynania, nim ta wstała, zajmując się wreszcie zalegającą przed nimi szybą.
Chłód był nieprzyjemnie znajomy. Gellix tkwił w odmętach jej pamięci jak wydarzenie, z którego wyszła znacznie mniej ucieszona niżby się z tego spodziewała. Planeta była lodową pustynią, w której nie chciało się natrafić na drugą, żywą duszę - głównie dlatego, że poza osadami czy koloniami, wszystko inne było tu człowiekowi wrogie.
- Znam tę planetę - odezwała się wreszcie, wyglądając na zewnątrz i natrafiając na ten sam, znajomy widok, który nie nastrajał optymizmem - brak cywilizacji w zasięgu wzroku. - Pomoc nie nadejdzie zbyt szybko.
Gdy prom drgnął, wygięła usta w grymasie złości. Wojskowym nawykiem dobyła omni-klucza, z którego wysunęły się połyskujące pazury, którymi planowała się złapać stabilnego gruntu gdyby to wszystko miało spaść w cholerę.
Dopiero po tym, gdy prom znów zamarł jak nieporuszona wiatrem struktura, rozejrzała się po swoich towarzyszkach. Nie było sensu w ucieczce w pojedynkę - jeśli zostały tutaj same, a wokół nich znajdowały się setki kilometrów pustki, im więcej ich się ostało zdrowych, tym lepiej.
W ostateczności jedną zjedzą, pomyślała ponuro, ale nie traktując tej koncepcji poważnie.
- Musimy zabrać z promu wszystko, co przydatne, zanim osunie się z lodowiska - zakomunikowała, choć wiedziała, że zdają sobie z tego sprawę. Śmierć pilota była gwoździem do trumny w takim samym stopniu, w jakim lodowy kolec był zakończeniem jego żywota.
Nie było już kogo ratować.
- Żywność, wodę, która została. Coś do budowy schronienia... - zamarła, ze zdziwieniem sięgając do kieszeni, w której wyczuła drgający artefakt.
Cokolwiek to było, musiało poczekać.
Ruszyła na zewnątrz, chcąc przyjrzeć się sytuacji lepiej, ale też odnaleźć stabilny grunt, w który mogłaby wbić pazury na wypadek osuwiska reszty terenu.
- Dwie silne mogą was łapać, dwie szybkie i lekkie mogą przeszukiwać - zasugerowała, mierząc sylwetki kobiet. Nie oczekiwała, by wykonały jej polecenie jak służbistki ani jej załoga, ale wiedziała, że w swoim rozbudowanym, ciężkim opancerzeniu nie powinna robić z siebie przeciwwagi na końcu promu, jeśli chciały cokolwiek z niego wyciągnąć.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Wróć do „Galaktyka”