To jakiś żart, tak? Nie protestowała, oczywiście, że nie, za to uniosła wysoko brwi w wyrazie niemego zdumienia. Samo jej zaskoczenie było przy tym o tyle wygodne, że doskonale mogło udawać niewinność. Pytanie oskarżona o co? przecież ja nawet nie wiem, jak do takich satelitów podejść! zamiast i co, to już terroryzm? Bo przecież w przypadku Dagan rzeczywiste zdumienie było tego drugiego typu. Wynikało raczej z faktu, że do pełni antyterrorystycznej akcji brakowało tylko ściągnięcia jej z drzewa siłą, rzucenia na glebę i wytarcia jej twarzą mokrej ściółki leśnej. Rozbrajanie, odbieranie omni-klucza? Hej, przecież tylko wzięła sobie mapy! Nikt przez to nie zginął, nic się nie stało, jedynie...
Oczywiście, nic podobnego nie zamierzała mówić. W zasadzie, nie zamierzała mówić zupełnie nic. Wzruszyła lekko ramionami, potulnie oddała swój ekwipunek - tak, omni-klucz też, w tym przypadku licząc jednak na to, że wyłączenie sprzętu na rozkaz żandarmów przerwało połączenie z intranetem Przymierza - grzecznie dała się też skuć i poprowadzić dalej do... aresztu, tak?
- Rozumiem - rzuciła przy tym spokojnie, ani myśląc się awanturować, mdleć teatralnie czy cokolwiek. Przecież to i tak nie miało sensu, podobnie jak jakiekolwiek próby tłumaczenia się. Ktoś się dowiedział, coś przegapiła, trudno. Na jakąkolwiek walkę o siebie - w taki lub inny sposób - przyjdzie jeszcze czas. Na razie zwyczajnie nie opłacało się wychodzić przed szereg.
- Cóż, skoro tak, to róbcie swoje. - Ponownie wzruszyła lekko ramionami, przez pozostałą część drogi milcząc i zwieszając... Nie, wróć. Nie zwieszała głowy i nie robiła z siebie sieroty. Bohatera i męczennicy, oczywiście, też nie. Po prostu szła. Normalnie. Rozglądając się, gdy ją coś zaciekawiło, marszcząc czoło, gdy nad czymś się zastanawiała. Bez nadmiernego przeżywania swojej sytuacji. Choć serce łomotało jej w piersi nieco szybciej niż zawsze, a gdzieś z najciemniejszego kąta duszy zaczęły wypełzać obawy, że może tym razem trochę przesadziła - było w porządku. Jeszcze.
Rozmowy z eskortującymi ją żandarmami nawet nie próbowała inicjować. Może i nie byli potworami, może nawet któryś z nich raczyłby na jakiejś jej słowa odpowiedzieć (umysł sawantki szybko przeliczył odpowiednie prawdopodobieństwa), ale po co? Nie silmy się na sympatię wtedy, gdy byłoby to jawnie sztuczne i niepotrzebne. Oni robili swoje, a jej nie pozostało nic innego jak się podporządkować, przynajmniej tymczasowo.
Wyświetl wiadomość pozafabularną