Diego i Faerie
Tricia posłusznie ruszyła za biznesmenem. Jej przerażone spojrzenie wciąż utkwione było w wiązce, a gdy Diego jej ją wręczył, wydawało się że zrobi wszystko, byle tylko móc oddać ją z powrotem. Ale z jej twarzy nie schodziła zacięta, zdeterminowana mina. Tylko przyspieszyła nieco, nie zwracając uwagi na to, że sięgający kostek żwir może utrudniać mężczyźnie chodzenie. Zapięte do kolan buty pozbawiały ją tego problemu. Po oddaniu pojemnika uruchomiła omni-klucz i ponownie wyświetliła plan piętra.
-
To tutaj - wskazała punkt na mapie. -
Nie tak daleko, na tej samej ścianie. Ale musimy przejść dookoła - westchnęła. -
Jeśli to przeżyję, to nigdy więcej nie zgłoszę się do takiej roboty. Nigdy. Niezależnie od obiecywanej kwoty.
Pokręciła głową i oświetliła fragment ściany z kamienia, wkomponowanej między szklane elementy akwarium. Poprowadziła Rodrigueza wzdłuż niej, potem minęli kolejne duże zagłębienie, a później jeszcze jedną ścianę. Słychać było tylko chrzęst żwiru. Eleganckie buty Rodrigueza już dawno przestały takie być, obdarte przez niezliczone ostre kamyki. Za to światełko pulsujące w szklanym cylindrze... zwolniło? Nie, chyba nie. Ale czy poruszało się szybciej? Bez dokładnego sprawdzenia częstotliwości nie potrafił tego określić. W każdym razie nie wybuchło, to chyba było najważniejsze.
No i dotarli w końcu do drugiego urządzenia. Wyglądało identycznie jak poprzednie. Tak samo jak wcześniej, po krótkim poleceniu wydanym z omni-klucza Tricii, otworzyło półokrągłe skrzydła, a ich oczom ukazała się wiązka w przezroczystym pojemniku. Czerwone światło na górze migotało równomiernie, tylko szybciej. Zdecydowanie szybciej, niż w poprzednim.
-
Szlag... nie mamy czasu - zawahała się i w końcu wyciągnęła rękę. -
Daj, potrzymam - rzuciła niepewnie. -
Chyba że... chyba że mam ci pomóc z tymi kablami, ale ja... ja nie potrafię.
Stała tak, czekając na polecenie Rodrigueza, z wyprostowaną dłonią czekającą na cylinder.
Pik...
Pik...
Pik...
Dosłownie trzy sekundy później z urządzenia zaczął wydobywać się cichy, wysoki i równomierny dźwięk, w mroku i bezruchu akwarium wwiercający się im w uszy jak najgorszy koszmar. Między piknięciami mogli odliczyć niecałe dwie sekundy. Oczy Tricii niemal wyszły z orbit.
-
Tamto tak nie robiło - postanowiła podkreślić, jakby przypadkiem Diego tego nie zauważył.
Nie mieli na co czekać, nie mogli już czekać.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąZgadnij co :)
Tymczasem Faerie udało się utrzymać kontrolę nad dźwigami, ale sporym kosztem. Ktoś, kto usiłował przejąć od niej systemy, zdecydowanie znał się na rzeczy co najmniej tak dobrze, jak ona. Dobijanie się do wind ustało na chwilę, a konkretnie w momencie, gdy postanowiła zawirusować komuś omni-klucz. Nie skończyło się to tak, jak chciała. Wysłany przez asari program został przekształcony i wrócił do niej, a zmiany ID i wszelkie postawione firewalle w tym momencie okazały się bezużyteczne. Wyświetlacz urządzenia zamigotał i z głośnika wydobył się zgrzyt. Próba doprowadzenia omni-klucza do porządku skończyła się tym, że owszem, po chwili mogła działać dalej, ale ze sporymi utrudnieniami spowodowanymi przez śnieżący wyświetlacz, wyskakujące co chwilę okna i zamykające się te, których potrzebowała najbardziej.
Mógł ją pocieszyć fakt, że musiała wywołać spory chaos na tysięcznym piętrze, bo przekierowała połączenia tak, że ochrona przypadkowo uruchomiła alarmy, taki miły dodatek do panującego tam burdelu. Żeby tym na górze nie było zbyt przyjemnie.
A ochrona z niezmienionym zapałem przystąpiła do kolejnego szturmu na systemy wind, jednocześnie próbując przywrócić łączność.
Iris i Kiru
Kiru nie była w stanie stwierdzić, czy przypadkiem jakichś dziwek i alfonsów tu nie ma - co było w sumie całkiem prawdopodobne - ale jeśli burdelu było jej za mało, coś jak na zawołanie spowodowało jeszcze większy. Zawyły alarmy, zagłuszając jej myśli i wywołując kolejny wybuch zamieszania wśród zgromadzonych przy stołach.
Yahg odepchnął ją od siebie brutalnie i warknął, podnosząc się powoli. Nie był ranny, został jedynie ogłuszony. Rękę kurczowo zaciskał na swoim pistolecie.
-
Niech się sami wyprowadzają - skrzywił się. Przesunął spojrzeniem po ochronie zebranej przy schodach, która wykrzykiwała teraz coś do awanturujących się ludzi. -
Ja mogę spróbować wyprowadzić siebie.
Wstał w końcu i wyprostował się. Był od Kiru wyższy o jakieś dwadzieścia centymetrów i teraz spoglądał na nią pogardliwie z góry.
-
Rób sobie co chcesz, ja tylko czekam na swój moment - mruknął i usiadł na pierwszym z wolnych, dużych krzeseł.
I dopiero kiedy wypuściła serię w ścianę, dodając do niej swój efektowny krzyk, wszyscy ucichli i skulili się. Może ludzcy ochroniarze plączący się przy gościach nie robili już na nich takiego wrażenia, zwłaszcza że od początku imprezy nic nikomu nie zrobili, nie licząc wybiegającego w swojej niezmierzonej głupocie barmana. Za to wściekły yahg mógł zrobić wiele. Prawda była taka, że nie wiedzieli jak wiele i lepiej było się dostosować, niż to sprawdzać.
W ciszy, zaburzanej już tylko przez wycie alarmów, Baines spojrzał na Kiru obojętnie, od razu wracając wzrokiem do Iris. On się nie skulił, nie zareagował. Wokół nich mogło dziać się wszystko, dla niego ważne było tylko to, co na przeciwko - radna i jej obietnice.
-
Oczywiście - skinął głową na pytanie o marynarkę. Biorąc pod uwagę, że stać go było na przekupienie ochrony i zbudowanie ładunków, pewnie miał takich dużo więcej. Albo mógł mieć, jeśli tylko by chciał. -
Detonacja ładunku wstrzyma się sama, jeśli twój obrońca i przyjaciel młodej Yoshiyuki zdąży.
Zamilkł na moment, świdrując Iris oceniającym spojrzeniem, jakby chciał wiedzieć na ile może jej zaufać. Postukał palcami w blat stołu, nie odzywając się nadal. Długo. Alarmy wyły, nad skulonymi ludźmi stała ochrona z Kiru na czele, a William czekał. Myślał.
-
W porządku - odparł w końcu i zerknął w stronę balkonu. Sylwetka dużego statku była coraz większa, znajdował się coraz wyżej. Wzrok mężczyzny wrócił do Iris i zsunął się w dół po jej twarzy, szyi i marynarce, której poły i tak nie zasłaniały wystarczająco wiele. Gwałtownym ruchem sięgnął przez stół i chwycił kobietę za nadgarstek, zanim zdążyła zabrać rękę. -
Ale my tu sobie zostaniemy.
Skinął głową do jednego z mężczyzn przysłuchujących się rozmowie, by przywołać go do siebie.
-
Wypuście naszych szanownych gości. Ci, których nie zmieszczą w tym wielkim paskudztwie co do nas leci, poślij schodami w dół. Niech sobie zbiegają przez pół godziny. Otwórzcie balkon i wypuście tam ludzi, ale nikt nie ma prawa dostać się do środka.
Ochroniarz pokiwał głową i odszedł szybko, by wydać rozkazy. Mimo ostrzeżenia Kiru, kilka osób podniosło głowy i z nadzieją przyglądało się mającym miejsce wydarzeniom. Ktoś ruszył w stronę balkonu, pewnie w celu odblokowania zamka. Dwóch krogan, stojących najbliżej za szybą, uśmiechnęło się paskudnie. Nie trzeba się było długo zastanawiać by dojść do wniosku, że ewakuacja raczej nie odbędzie się bez ofiar.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: środa, godz. 24:00
Kolejność dowolna.
Faerie, od teraz -15 do testów technologicznych, dopóki nie pozbędziesz się robaczka :P