Kimiko nie wydawała się szczególnie przejęta faktem, że właśnie na szerokim balkonie, w ciepłych promieniach zbliżającego się już ku zachodowi słońca, rozgrywał się dramat. Lodowate spojrzenie, jakim raczyła Diega radna, też nie robiło na niej wrażenia. Zerknęła na mężczyznę i lekko przewróciła oczami, tak, że tylko przy bezpośrednim przyglądaniu się jej dałoby się tę reakcję zauważyć. Ale na szczęście - a może i nieszczęście - zarówno Rodriguez, jak i Iris przyglądali się teraz sobie nawzajem, drzwiom, chmurom, wszystkiemu tylko nie jej.
-
Boisz się jej, czy co? - spytała sucho, gdy weszła z Diegiem do sali bankietowej i była już pewna, że jej słów nie dało się wysłyszeć na balkonie. -
A ja ci mówiłam, że nic nie musi być oficjalnie. Nie spodziewałam się, że będziesz miał w planach zerwanie z Fel dla mnie, ale jeśli tego potrzebujesz, to w porządku - poprowadziła go do stolika, przy którym siedziała przedtem. -
Mam tylko nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że pojutrze lecę na Intai'sei. Na długo. I nie, nie wiedziałam że tu będzie, ojciec nie pokazywał mi listy gości - wzruszyła ramionami. -
A z tobą chciałam się tylko przywitać. Powinieneś być zadowolony, ostatnio przy każdym naszym spotkaniu narzekałeś na to, na jak krótkiej smyczy cię trzyma. Rozwiązałam twój problem.
Uśmiechnęła się uroczo, gdy dotarli do stolika i zajęła jedno z dostawionych krzeseł, pozwalając Rodriguezowi usiąść obok niej. I w tym krótkim momencie znów stała się cicha, spokojna, ujmująca, nie budząc żadnych podejrzeń ani w ojcu, ani w żadnym z pozostałych gości. Tylko Diego znał tę ciekawszą stronę jej natury, tę, która ukazywała się w innych sytuacjach niż oficjalne bankiety. I z całą pewnością nie w towarzystwie ojca.
Atsushi przywitał Rodrigueza równie emocjonalnie, co Whitacre'a, przedstawiając go pozostałym i nie zdając sobie najwyraźniej sprawy z relacji, jakie ten miał z jego córką (
przyjaciel rodziny, tak go nazwał). Kimiko zresztą nie dała po sobie niczego poznać. Z uśmiechem słuchała podziękowań, jakimi Yoshiyuki obsypywał obu mężczyzn, w zamyśleniu przesuwając palcami po nóżce kieliszka.
-
Pani chyba nie bawi się najlepiej - dopiero po chwili Faerie zorientowała się, że słowa były skierowane do niej. Paul Whitacre wyciągnął do niej dłoń nad stołem. -
Mogę prosić?
Nie zgodził się na odmowę, chwilę później już sunąc z Widmem po parkiecie. Nie było trzeba wiele czasu, by zaraz dołączyło do nich kilka innych osób i wreszcie sam środek sali przestał być tak okropnie pusty.
-
Chyba nie było się nam dane spotkać do tej pory - stwierdził, obserwując okolicę nad jej ramieniem. -
Czym się pani zajmuje? Przyznam, że sporo z zebranych tu twarzy jest mi znajoma, ale pani... Towarzyszy pani radnej? - uśmiechnął się do niej z góry. -
Dla towarzystwa, ochrony, sprawy biznesowe czy po znajomości?
Pytanie było zupełnie niewinne i raczej nie wyglądał na to, żeby się czegokolwiek domyślał, ale częściowo w sumie trafił. Tylko że nie zdawał sobie nawet z tego sprawy. Ot, pogawędka, by uniknąć wysłuchiwania Yoshiyukiego, któremu alkohol zaczynał powoli uderzać do głowy. Tak, była tu - powiedzmy - jako ochrona i teraz widziała, jak do stojącej samotnie na balkonowym moście kobiety, podchodzi szczupły, siwiejący mężczyzna. Nie wyglądał groźnie, można go więc było zignorować.
Chyba.
Za to Kiru nie mogła nie zauważyć, że jej klient wstał zza stołu i postanowił zaprezentować swoją obecność, nie bawiąc się już w podchody. I to w sposób najbardziej efektowny z możliwych. Baines stanął przed radną i skinął głową w geście przywitania.
-
William - przedstawił się, chwytając delikatnie dłoń Iris i całując jej grzbiet. -
A pani przedstawiać się nie musi. To dla mnie zaszczyt - jego głos był niski, a słowa wypowiadane powoli, jakby smakował każde z nich. Albo pilnował, by nie powiedzieć czegoś niewłaściwego. Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas, który przy dobrych wiatrach można by było wziąć za uśmiech. -
Nie sądzę, żeby pani o mnie słyszała, ale jestem współtwórcą projektu - rzucił to od niechcenia, jakby bardziej mu zależało na usprawiedliwieniu swojej obecności, niż chwaleniu się. -
Kobieta tak piękna jak pani nie powinna stać samotnie. Tancerz ze mnie marny, ale może dotrzymam towarzystwa? - sięgnął po kieliszek, których kilka trzymał na tacy kelner i gestem odesłał go do środka. -
Przynajmniej dopóki mój dawny przyjaciel nie spróbuje mnie stąd wyrzucić - swoim beznamiętnym spojrzeniem przesunął po powierzchni chmur. -
Jak się pani podoba?
Nie, nie wydawało się żeby Baines próbował sprawiać kłopoty, chociaż Kiru nie mogła już tak beztrosko tkwić przy barze, ignorując wszystko poza alkoholem i dziewczynką. Wypadało pilnować, czy przypadkiem pijany architekt główny nie wpadnie na jakiś durny pomysł, pozbawiając ją klienta i zapłaty.
-
Może... hm... może mrożony pyjak? - spytał w końcu kelner po chwili zastanowienia. Niełatwo raczej było usatysfakcjonować yahga w kwestii alkoholu. Sam fakt, że będzie musiał przygotować trzy razy większą porcję, budził zmartwiony wyraz na jego twarzy. -
Albo batariańskie wino?
Dziewczynka z powrotem wspięła się na stołek i znów oparła o kontuar, uważnym wzrokiem lustrując salę.
-
Twój kolega rozmawia z panią, która przyszła z asari, z którą tańczy mój tata - poinformowała Kiru zwięźle. Zrozumienie tego mogło zająć chwilę, ale wyglądało na to, że średnio zainteresowanym własną córką mężczyzną jest nie kto inny, jak Whitacre. O matce nie wspomniała - nie było jej tutaj, czy nie było jej wcale? Tymi informacjami już się nie podzieliła.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: piątek, godz. 24:00
Kolejność dowolna.