Szukając po szafkach maskę respiracyjną, zastanawiał się nad tym, kiedy tak właściwie będzie miał chwilę odpoczynku. Od kiedy tu byli, to wyłącznie biegał gdzieś, coś naprawiał, coś sprawdzał. Był praktycznie wszędzie i choć pełno też było tam innych osób, to wciąż czuł się sam. Ciągle miał wrażenie, że bez niego nic nie pójdzie do przodu i będzie trzeba uznać porażkę grupy w wykonywaniu tej misji, a co gorsza, także i jego porażkę.
Znowu to robię.
Potrząsnął głową, chcąc odgonić od siebie własne myśli. Kiedy przyjmował ofertę od Howarda, już wtedy obawiał się tego, że jego stare nawyki powrócą. Te same przez które miały miejsce tragedie na Ferr, Forgys i Raitaro. Musiał zacząć pokładać większą nadzieję w reszcie współtowarzyszy, a już najbardziej w Emmie. Tyle rzeczy jej nie powiedział od kiedy znaleźli się w obozie, a które powinien. Tylko jakoś nie było czasu.
- Jak to co z nią zrobię? Założę na twarz. - odpowiedział radośnie na zadane mu pytanie. Zdawał sobie sprawę, że to był słaby żart i kobiecie chodziło nie o maskę, a o ciało, ale jakaś poważna odpowiedź nie przechodziła mu przez gardło. Kiedy w końcu znalazł szukany przez siebie przedmiot, założył go na twarz i podszedł do zwłok, klękając przy nich na jedno kolano. Pixie w między czasie wyszła z pomieszczenia, zostawiając go samego.
Już patrząc na poziom rozkładu, Strauss był niemal pewien, że człowieka z trudem by rozpoznał w tym denacie. Żółć powoli podchodziła mu do gardła, dlatego przełknął ślinę i zaciągnął się głośno powietrzem, które było znacznie czystsze od znajdującego się w powietrzu i pozbawione było mikrobów i innego świństwa. Klęczał tak przez dobre pół minuty, nie mając pojęcia co zrobić, aż w końcu zrobił zdjęcie jedynemu ciału, jakie udało się do tej pory znaleźć w ogóle, od czasu pierwszych zniknięć. A potem przeżegnał się w typowy dla katolików sposób, pochylając głowę i splatając palce obu dłoni przed sobą.
- Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy. Broń mnie od wszystkiego złego i zaprowadź do żywota wiecznego. Amen. - taka modlitwa zdawać by się mogło, że powinna zostać zastąpiona przez inną, taką co by bardziej odnosiła się do osoby zmarłej, ale tak między Bogiem a prawdą, to technik bardziej obawiał się o siebie. Przecież równie dobrze to on sam mógłby za kilka godzin skończyć tak jak... kto to właściwie jest?! Przejrzał kieszenie ubrania, należącego kiedyś do żywej osoby i znalazł identyfikator należący do Laury Hobs.
Moment. To była kobieta?
Blondyn bardziej uważnie zaczął analizować wygląd ciała, aż mu się zaczynało robić niedobrze, ale niemal nie był w stanie zobaczyć w nim typowo kobiecego wyglądu. Potrzebował zacisnąć powieki, by próbować wymazać widziany przez siebie obraz. Bezsensowna próba, skoro musiał raz jeszcze otworzyć oczy i patrzeć na ciało, kiedy będzie je przygotowywał do transportu, ale taki już był. Schował identyfikator do kieszeni i ruszył do wyjścia, potrzebując zdjąć z twarzy maskę i napić się wody.
***
Marcus i Page poinformowali go, że znalazły się w magazynie szpadle, którymi wykopać można było odpowiednio głęboki dół i brezent w jaki zawinięto denatkę. To było karkołomne zadanie przy palącym słońcu tego globu i jego pierdzielonej grawitacji, ale wspólnym wysiłkiem oraz zmianowością przy kopaniu, udało się. Konrad był jedną z osób, które włożyły ciało Laury do grobu i zakopały go. Nie pokusił się o żadną publiczną modlitwę i nic z tych rzeczy, bo wątpił by kogokolwiek coś takiego obchodziło. W końcu obecnie religię traktowano jako relikt przeszłości i wolał się nie wychylać z tym, że jest wierzący. Na Zeto raczej coś takiego nie zrobiłoby wrażenia, ale co do pozostałych... bardziej chciał, by patrzeli na niego jak na technicznego specjalistę, niżeli bogobojnego oszołoma.
Otarł ramieniem pot z czoła i odgarnął przepocone kosmyki włosów, które zaczęły zasłaniać mu widok. Machanie szpadlem, czego skutkiem były też spocone plecy, uświadamiało mu to, dlaczego wolał lekką i przyjemną pracę jako technik we flocie, zamiast być robolem utyranym od rana do wieczora. To było zbyt męczące.
Quarianin w zasadzie wypowiedział na głos wszystko to o czym myślał inżynier, ale nie odważył się psuć powagi sytuacji. Tęczowa wyręczyła swojego faceta od odpowiadania na komentarz kosmity i tym samym można było zastanowić się co dalej. Do tej pory ekipa przeszukała jedynie dwa budynki, a pozostały jeszcze ze cztery baraki, które tylko czekały na to, by móc powiedzieć bez cienia wątpliwości, że mają przeszukane wszystko.
Pierwszy z baraków, gdzie nie trzeba było się trudzić z drzwiami, bo działały tak jak powinny, był jednocześnie całkiem dobrze oświetlony. Pierwsze z pomieszczeń robiło za jakieś połączenie salonu z kuchnią i jadalnią, które niezbyt zaskakiwało. Stan w jakim je zastali sugerował jednak, że opuszczano je w pośpiechu i to w trakcie posiłku dla niektórych. Po chrupkach dekstro można było stwierdzić, że w tym baraku mieszkał jakiś turianin, bo raczej quarianin żywiłby się zwykłą pastą, zamiast tego typu niehigieniczną bombą kaloryczną.
- Trzymajcie się w miarę blisko. - powiedział, trzymając cały czas broń w rękach. Jednego lwa już tutaj widzieli, więc może i rodzeństwo się gdzieś gnieździło w międzyczasie. Nie miał pojęcia dlaczego jest taki małomówny, bo od czasu wyjścia z ambulatorium, był bardziej jak lakoniczny, o ile w ogóle coś mówił. Dopiero po chwili zrozumiał, że jest zbyt zajęty myśleniem by mówić. Zbyt wiele rzeczy gnieździło się w jego głowie i przez to potrzebował wszystko sobie poukładać.
Przechodząc przez korytarz dostrzegł jedną interesującą ciekawostkę, a mianowicie to, że każde jedne drzwi były otwarte. Wszystkie co do jednych. W głowie mężczyzny zaświtała już myśl, czym mogło to być spowodowane i niezbyt mu się to podobało, bo tylko potwierdzało to co już podejrzewał.
- Page, skąd znasz Ważkę? - spytał tak ni z gruszki, ni z pietruszki, kiedy przechodził wolno korytarzem i mierzył lufą Huraganu do każdego z pomieszczeń, jakie mijali - Zdawałaś się nie być zadowolona z tego, że jest w okolicy. Powinniśmy się nią kłopotać?
Prawdę powiedziawszy to chciał zadać takie pytanie już dawno temu, ale dopiero teraz miał ku temu okazję. W miarę spokój był, że nie chciał już mówić o chwilowym braku widocznego niebezpieczeństwa.
Przechodząc obok jednego z pomieszczeń, zwrócił uwagę na dziecinny rysuneczek, który niepotrzebnie przypominał im o fakcie, że ci ludzie i obcy, byli tacy sami jak oni; mieli swoje domy i rodziny, oraz mniejsze i większe problemy. Konrad to wiedział i bez tego. Zdawał sobie też sprawę z tego, że zaginieni mogli już się nigdy nie odnaleźć w najlepszym przypadku, a o najgorszym to nie chciał myśleć, a co dopiero mówić na głos.
Pixie też wcisnęła się do tego samego pomieszczenia i razem zaczęli przeszukiwać je pod kątem interesujących rzeczy. Jedną z nich była książeczka o Proteańskich ruinach. Niezbyt praktyczny przedmiot, bo dużo więcej informacji można było umieścić na datapadzie, niżeli na kartkach z syntetycznego papieru. Przez chwilę obracał przedmiot w rękach i go przekartkował, by po chwili przekazać go kobiecie, która najwyraźniej bardziej zainteresowała się czymś takim.
- Coś do poduszki? - może słabo znał kolorową, ale nie pomyślałby w ogóle, że może ona się interesować pozostałościami po architekturze tej wymarłej rasy. Osobiście to bardziej był zainteresowany wciąż włączonym datapadem, który wyglądał na porzucony. Podniósł urządzenie z łóżka i przeczytał jeden z wpisów do pamiętnika, który na dodatek był niedokończony. Mówił on o ogólnej sytuacji mieszkańców i temu, że dosyć rygorystyczne przepisy bezpieczeństwa obowiązywały w obozie. Ktoś się starał, by wszystko było w porządku, ale poległ przy wypełnianiu tego zadania i wszyscy zniknęli bez śladu. Wspominane też były tunele w jaskini i dziwne wrażenie, że coś się tam zmienia na drobny ułamek sekundy. To było bardziej jak niesamowite, dlatego postanowił zgrać całą zawartość urządzenia na swój omni-klucz. Jeżeli ten datapad był używany wyłącznie jako pamiętnik z wpisami tekstowymi, to nie powinien zajmować dużo pamięci.
Będąc pochłonięty swoim znaleziskiem, Konrad nawet nie zauważył momentu, kiedy Emma wyszła z kwatery i przeszła do kolejnej z nich. Tam najwyraźniej znalazła coś ciekawego, bo dała o tym znać. Technik podszedł do drzwi i wychylił się przez nie, chcąc sprawdzić co tak właściwie znalazła i zobaczył jakąś dziwną planszę do gry z literami. Nie miał pojęcia co to właściwie mogło być, ale Pixie zdawała się kojarzyć tą grę. Może sama się nią kiedyś bawiła. No, ale raczej nie było nic dziwnego w tym, że dorośli ludzie bawili się w planszówki w tak nudnym miejscu jak to, bo każdy potrzebuje rozrywki.
Przyszła jednak kolej na przeszukanie kolejnego baraku, Zeto niemal przepchnął się do środka, chcąc mieć okazję do tego, by być pierwszym w budynku. Aż dziwne, że się jemu tak spieszyło do tego, skoro wcześniej kilka minut spędził siedząc na piachu, no ale to był on, więc nie było jak mu się dziwić. Warsztat był pierwszym pomieszczeniem jakie ich przywitało i aż poczuł, że mu się w nim spodoba. Rozglądał się po nim z uwagą, kiedy spokojnie i powoli stawiał kolejne kroki w środku. Nie by się czegoś obawiał, choć powinien, ale chciał jak najwięcej zapamiętać z niego, bo może tak właśnie wyglądałby jego warsztat na Horyzoncie.
Quarianin, ich drużynowa maskotka jak dziki podbiegł do jednego ze stanowisk roboczych, gdzie ktoś chyba konserwował rozłożoną broń i zaczął szperać, czy aby coś tam nie znalazłoby się dla niego. Hermetyczny najwyraźniej nic nie znalazł godnego swojej uwagi, bo zaproponował sierżantowi, by spojrzał na to, co tam było. Nic godnego uwagi, prócz paralizatora. Strauss podszedł do stołu i przyjrzał się co tam właściwie się znajdowało, by ocenić, że kilka z tych przedmiotów przyda się w jego działalności. Wciąż jednak był świadomy tego, że to wszystko są czyjeś rzeczy i nie powinni ich zabierać, ale... jakaś dziwna część jego natury była za tym, by coś sobie przygarnąć, tak jak to zrobili Zeto i Emma. Nawet ona była za tym i w dosyć łagodny i wyważony sposób, wspomniała o czymś takim, używając eufemistycznego słowa "Zabezpieczyć". Powinien skrytykować taką postawę, ale jakoś nie potrafił.
- Pomyślimy o tym, jak wykonamy zadanie. Do tego czasu pamiętajmy, że te rzeczy są czyjąś własnością. - mówił to ciągle patrząc na rozłożone na stole części różnych broni, bo nie chciał spojrzeć póki co na którąś z osób mu towarzyszących. Chwycił za to leżącą przed nim baterię, po czym wyciągnął rękę z nią za siebie - Zeto, to ci się przyda do paralizatora.
Nie minęła chwila, a jakiś nowy, kobiecy głos odezwał się na ich kanale. Inżynier zamrugał kilka razy, by odwrócić się do reszty towarzystwa i zobaczyć jak Zeto zaczyna gawędzić sobie o czerwonym piasku na jego skradzionym statku i ciele jakiejś dziewczyny, schowanym pod pokładem. Najwyraźniej jego WI powiedziała trochę więcej niż chciałby kosmita.
- Mogę zaproponować ci kilka dodatków co sprawią, że jej wymowa nie będzie taka sztywna i robotyczna. Będzie bardziej naturalna. Rozmowa z nią byłaby wtedy bardziej przyjemna dla ucha. Jak z jedną z kobiet na sekscomie. - chyba trochę bardziej powinien się przejmować tym co tak właściwie usłyszał, ale jak na razie to nie chciał się mieszać w jego prywatne sprawy. Potrzebował być skupiony na misji, a nie na pobocznych problemach z kolejnym przestępcą w drużynie, który trzymał pod podłogą ciało nieletniej dilerki.
Idąc dalej i eksplorując kolejne pomieszczenia, jego kochana Swift znalazła identyfikator pewnej Mary Johansen, która zamiast być czarna, na identyfikatorze była żółta.
- Szpieg? - zapytał patrząc na swoją kobietę i chcąc się upewnić, czy oboje myślą o tym samym. To miałoby sens, gdyby przed porywaniem osad, umieszczano w nich swojego człowieka. Wszystko to pokrywało się z tym, co już wcześniej ustalił i chyba przyszła najwyższa pora na to, by pogadać na poważnie. Ale tylko z Pixie. Zamknął więc drzwi od kwatery w której razem byli i gestem dłoni pokazał kolorowej, by odcięła komunikator. On zrobił to samo ze swoim.
- To co widzieliśmy na nagraniach. Ten szum, te zakłócenia w obrazie, co to ciągnęły się przez piętnaście minut, według zegara monitoringu trwały zaledwie trzydzieści sekund. - już mówiąc na głos swoje myśli, zdawał sobie sprawę z tego, jak niedorzecznie musiało to brzmieć - Musisz popatrzeć na to z otwartym umysłem. Ciało w ambulatorium zdegradowane do takiego stopnia, że wygląda jakby było tam dłużej niż powinno, nawet przy warunkach jakie tu panują. Do tego jeszcze skorodowane panele słoneczne. - oblizał obie wysuszone wargi i przełknął ślinę przed tym, co miał powiedzieć - Ktoś korzysta z niezwykle zaawansowanej technologii kompresji czasu, by porywać ludzi.
Podświadomie przygotowywał siebie na to, że Emma go wyśmieje. Cholera, on sam by coś takiego zrobił jeszcze ze dwa lata temu. Nic takiego w znanym wszechświecie nie istnieje, a tutaj by było.
- To może być coś co zostało znalezione w tutejszych ruinach. Jakiś niesamowity artefakt.