W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12105
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Rdzawe Morze -> Karath] AZ-99

22 sty 2016, o 13:08

Rozkaz Vergulla przebił się przez odgłosy strzelaniny chwilę po pierwszym ataku jego zespołu na ocalałych przeciwników. Vasir przytaknęła, przyjmując polecenie bez spojrzenia w stronę kapitana. Spojrzała jedynie na Vexariusa, chcąc upewnić się, że jest on gotowy i mogą ruszać. Gdy ten dał jej odpowiedni znak, ruszyła do przodu, biegiem kierując się ku drzwiach, za którymi zniknęła Lindsay.
Dwójka żywych ochroniarzy natychmiast skierowała ku nim wzrok. Podniósł się krzyk - wybił się ponad wrzawę panującą w pomieszczeniu. Vex natychmiast poczuł, jak kule odbijają się z ogromną prędkością od jego barier kinetycznych. Natychmiast odpowiedział, celując w pierwszego, stojącego najbliżej mężczyznę - ten zachwiał się, jak gdyby impet uderzenia odwetowego niemal zniósł go na ziemię.
Następne, co turianin widział, to rozpalająca się błękitnym blaskiem sylwetka asari i mężczyzna padający na ziemię. Z perspektywy pozostałych członków drużyny - Vasir potraktowała dwójkę mężczyzn potężnym atakiem biotycznym, który może nie wyrządził im wiele szkód przez ich tarcze, lecz skutecznie dał jej i Vexowi chwilę na dotarcie do drzwi. Przeszkoda rozsunęła się przed nimi, otwierając przejście do następnego pomieszczenia.
Obrazek
Epilog
Wyświetl wiadomość pozafabularną

I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma. Ap (21, 1)
Pomieszczenie, do którego przeszli, okazało się być niczym innym, jak przedsionkiem. Podłużne, o ciemnej posadzce, na której nikły możliwe plamy krwi. Światło dobiegało z właściwego pokoju, od którego oddzielała ich pancerna szyba.
Przez tą właśnie szybę dostrzegli panele sterujące, wyświetlacze. Dostrzegli umieszczone na ścianach lampy. Wreszcie - dostrzegli Forester jeszcze zanim usłyszeli jej krzyk.
Przejście było otwarte - pozostawione naprędce uchylone, szklane drzwi poprowadziły ich natychmiast, po kilku schodkach w górę, na miejsce zdarzenia. Tym okazało się swoiste centrum informacyjne strefy S - samo jej serce. Na środku pomieszczenia, szamocząc się z nieznaną im, ludzką kobietą, stała Lindsay. Pomiędzy nią a wysoką, starszawą blondynką, warczącą pod nosem niezrozumiałe dla nich słowa, stał skulony, mały turianin.
Viyo nie zdążył zareagować. Dopiero gdy jego mózg przyswoił wszystkie informacje, w jego uszach rozległ się huk wystrzału. Nie pochodził on jednak on żadnej z dwójki kobiet. Forester była nieuzbrojona. A blondynka? Cóż, z pewnością nie mogła tego zrobić, gdy na oczach wszystkich czoło przebił jej pocisk. Czerwony, krwawy rozbryzg trafił stojącą najbliżej Lindsay po twarzy, plamiąc jej skórę - również kilka kropel wylądowało na przerażonym turianinie. Krzyknął on, kuląc się i szukając wsparcia u zszokowanej brunetki. Ta jednak, miast zająć się nim od razu, pokonała małą odległość udzielającą ją od upadającego, nieruchomego ciała blondynki.
- Maya! - zawyła, zupełnie zapominając o roli martwej już kobiety, z którą szarpała się o Mata. Foster przeniosła przerażony wzrok na Vexariusa, a wreszcie na Vasir. Asari trzymała uniesiony karabin szturmowy. Jej twarz pozostała nieprzenikniona za szybą hełmu.
Opuściła wreszcie lufę, postępując o krok naprzód, pokonując pierwszy stopień schodów. Przeniosła wtedy swe spojrzenie na idącego z nią porucznika.
- Jeśli naprawdę nadajesz się na Widmo, zrozumiesz, dlaczego to robię.
Widząc zbliżającą się asari, Lindsay natychmiast kucnęła, przytulając do siebie drżące ze strachu, małe ciało turianina, który cicho skomlał, chowając twarz w górnej części jej uniformu.
Vasir uruchomiła swój omni-klucz, pokonując kolejne kilka stopni schodów i wychodząc na samą górę. Sekundę później na urządzeniu porucznika pokazał się komunikat:
  • Wycisz swój komunikator.
Tela spojrzała na niego wymownie, co wskazywało na to, że nie powie ani słowa, jeśli Vexarius tego nie zrobi. Musiał, jeśli chciał dowiedzieć się czegoś o jej planach - a dotąd dość bierne Widmo najwyraźniej takowe miało.
Gdy upewniła się, że Vergull, Olga i generał nie mają prawa usłyszeć tego, co zamierzała powiedzieć, kontynuowała.
- Podstawową różnicą między byciem patriotą, a byciem bohaterem, jest ocena sytuacji. Patriota nie potrafi dokonać jej właściwie - przemówiła, a jej głos brzmiał ostro, niemal szorstko. - Widmo nie może być patriotą. Nie może przekładać ani honoru, ani więzi z własnym rządem nad sprawy całej galaktyki.

W tym samym czasie, Vergull i Olga kończyli załatwianie porachunków z pozostałymi ochroniarzami. Celny strzał w głowę pozbawionego tarcz mężczyzny wykonany przez Olgę zakończył jego żywot bezgłośnie. Drugi, leżący na ziemi, ranny i cicho kwilący, z trudem próbował doczołgać się do swojej broni, którą atak Vergulla wytrącił mu z ręki.
Do zadania kapitana należało zakończenie jego męki. Jeśli zamierzał zwlekać, widząc go, mężczyzna dokonał żywota niecałą minutę później.
Generał, wraz z dwójką, ocalałych żołnierzy, natychmiast ruszył w kierunku oddziału. Z jego klatki piersiowej sączyła się niebieska krew, lecz turianin szedł prosto, a broń trzymał pewnie. Skinął głową kapitanowi, nie chcąc zwlekać z dotarciem do wysłanego przez kapitana zespołu.

- Co z korytarzami? Kiedy się zawali reszta? Możesz to ocenić?
Nagłe polecenie wydane nie Vexowi, a Lindsay, otrzeźwiło kobietę. Skinęła głową, mamrocząc coś pod nosem - możliwie rozmawiała sama ze sobą, lecz równie dobrze mogła szeptać coś uspokajającego turianinowi. Odeszła nieco od Mata, podchodząc do konsoli. Z jej oczu lały się łzy a ciszę przerywały jej pociągnięcia nosem.
Kobieta o imieniu Mayi leżała w rosnącej kałuży własnej krwi, z wzrokiem utkwionym w suficie.
- Oni... nie skończyli. Nie zdążyli dokończyć procedury. Nie wszystkie ładunki wybuchowe zostały wysadzone.
Viyo, gdyby tylko skusił się na podejście bliżej, dostrzegł na konsoli ogromny licznik, zapalony na czerwono, wskazujący stale siedem minut trzynaście sekund. Wskazówki nie zmieniały się.
- Prawdopodobnie tylko dlatego jeszcze żyjemy. Możesz zainicjować ich odpalenie, jeśli wydam ci taki rozkaz? - pełen napięcia głos Vasir wywoływał u Lindsay drżenie. Niepewnie przeniosła swoje spojrzenie na porucznika, później na kobietę, a wreszcie na Mata. Patrząc na tę drobną, przerażoną sylwetkę, która uporczywie chciała przyjść i przytulić się do Foster, lecz odstraszało ją leżące między nimi ciało Mayi, Lindsay skinęła niepewnie głową.
- Zamknij szklane drzwi - poleciła stojącej przy konsoli kobiecie, która, spojrzawszy raz jeszcze na karabin trzymany przez Vasir, na leżące ciało blondynki, wykonała polecenie.
W tym momencie Vergull i Olga dotarli do drzwi. Skrzydła rozsunęły się, wpuszczając ich do przedsionka. Stanęli naprzeciw szklanej, pancernej szyby, za którą znajdowało się centrum dowodzenia. Dostrzegli za nią porucznika, Vasir oraz Lindsay z małym turianinem. Na ziemi leżało martwe ciało.
Lecz gdy Vergull podszedł do również szklanych drzwi, dostrzegł, że panel na nich jest zablokowany. Nie mógł dostać się do środka, co z pewnością wywołało w nim zdziwienie.
- Kapitanie? - przekazał swoje zdziwienie stojący za turianinem Adiustor, nie wiedząc, dlaczego nie wchodzą do środka. Dopiero, gdy dostrzegł, co Vasir robi, jego żuwaczki rozchyliły się w geście wściekłości.
Asari uniosła swój karabin i skierowała jego lufę na głowę stojącego obok, turiańskiego dziecka, którego oczy rozszerzyły się w jeszcze większym przerażeniu.
To samo przerażenie zresztą podzielała zarówno Lindsay, jak i dotarło ono do Vexariusa. Szok, poczucie zdrady - tego doświadczyli prawdopodobnie wszyscy. Vasir jednak wyglądała na spokojną. Jeszcze nie pociągnęła za spust, jeszcze nie zabiła źródła całego tego zamieszania.
- Nie chcę go zabijać. I nie zamierzam, jeśli nie dacie mi powodu. To niestety jedyna rzecz, która powstrzyma was przed zrobieniem czegoś głupiego - jej słowa nie były tym razem wyzbyte jakichkolwiek emocji. Mówiła dość przekonująco. Spojrzała na moment na Vexariusa i Lindsay, jak gdyby to przez nich Mat miałby zginąć. To oni ostatecznie, stojąc tuż obok asari, mogli wyrządzić najwięcej szkód w jej mniemaniu.
- Musisz mi wybaczyć, kapitanie. Podziwiam twoje umiejętności na polu walki i sama nie chciałabym znaleźć się w twojej sytuacji, ale wygląda na to, że nasze drogi się rozejdą w tym momencie - przeniosła swój wzrok na stojącego obok Valokarra. - Niestety generał nie może opuścić tej planety, z czym się z pewnością ze mną nie zgodzisz.
Jej mina była dość beznamiętna - mimo momentalnej furii, którą dostrzec mogli po mimice wspomnianego turianina.
- Skąd masz czelność decydować o tym, kto ucieknie z tego miejsca, kłamliwa cholero?! - ryknął, gestykulując przy tym trzymanym w dłoniach karabinem.
- Wiele się zmieniło, generale - pokręciła głową, zachowując spokój mimo faktu, iż Adiustor z pewnością go już nie miał. - Wojna się skończyła lata temu. Niepokoje pozostały. Ludzkość weszła w skład Rady Cytadeli, jest teraz istotną częścią galaktycznego społeczeństwa.
Valokarr na moment umilkł, jak gdyby trawiąc otrzymane informacje. Wiadomość dotyczące nowego składu Rady Cytadeli jeszcze bardziej przesunęła go ku granicy utracenia panowania nad sobą.
- To wszystko - objął rękami pomieszczenie, mając na myśli z pewnością cały kompleks. - To wszystko wina ludzi. Ich rządu! Muszą zapłacić za to, co zrobili. Nie masz za grosz honoru?!
Vasir jak gdyby straciła zainteresowanie Valokarrem na moment. Przeniosła swoje spojrzenie na Vexariusa, a było ono świdrujące.
- Ostatnim Widmem, które przeniosło sprawy własnej rasy ponad sprawy Rady Cytadeli, był Shepard - wyrzuciła z siebie, cedząc słowa, jedno po drugim. - Podczas bitwy o Cytadelę zdecydował o uratowaniu statków z drugiej, trzeciej i piątej floty Przymierza przed atakiem Suwerena. Ceną tej decyzji była śmierć Rady Cytadeli. Garstka własnych żołnierzy ceną jedynego rządu utrzymującego całą tę galaktykę w cholernej kupie.
Oczywiście, to był dość znany wszystkim, poza generałem i Lindsay, fakt. Kobieta słuchała tej wymiany zdań przerażona - to o Mata, to o siebie samą i o to, jak potoczy się ta dyskusja.
- Od tego czasu turianie przyspieszyli tempo budowy swoich pancerników. Za niedługo przekroczą limit ustanowiony przez Traktat z Farixen. Ludzie i Hierarchia są na skraju zimnej wojny.
Przeniosła swe spojrzenie na słuchającego tego generała. Jego twarz nie przeszła żadnej zmiany - wciąż pałał on nienawiścią.
- Kapitanie! - ryknął, jak gdyby to Vergull miał mieć jakiś wpływ na całą tę sytuację.
- Generał chce zemsty. Chce publicznego linczu i trupów. Personalnej vendetty. Nawet, jeśli ceną będzie kolejny konflikt.
Vasir nie mówiła tutaj o wojnie na tak małą skalę i tak krótkiej jak Incydent. Jak wyglądałby konflikt między dwoma rasami, których przedstawiciele tworzą część galaktycznego rządu?
- Nie dość, że nie zatrzymaliśmy tamtej wojny, to spowodujemy następną - mruknęła pod nosem kobieta, kryjąc twarz w dłoniach. Trzęsła się niemal tak samo jak sam Mat.
- Decyzja należy do was - zakończyła asari, przenosząc swoje spojrzenie na Vergulla, a potem na Olgę.
Oczywiście, sprawa była jasna - Vasir nie chciała ich zabić. Wymagała jedynie pozostawieniu na miejscu generała. Bohatera Hierarchii, obecnie noszącego na sobie ten sam pancerz, w którym Vex i Vergull oglądali go na widach.


Wyświetl wiadomość pozafabularną
Olga Sidorchuk
Awatar użytkownika
Posty: 147
Rejestracja: 8 sty 2014, o 19:04
Miano: Olga Sidorchuk
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: służbistka SOC, pion Nadzwyczajnego Reagowania
Postać główna: Rebecca Dagan
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 18.570

Re: [Rdzawe Morze -> Karath] AZ-99

23 sty 2016, o 11:00

Ochroniarze nie mieli większych szans. Pomijając przewagę liczebną, była jeszcze przecież kwestia różnicy uzbrojenia czy... motywacji. Tę ostatnią można było wprawdzie rozstrzygnąć na korzyść ludzi, tylko czy aby na pewno? Turianie byli sfrustrowani. Zdesperowani. To napędzało lepiej niż jakakolwiek ideologia czy wiara.
Tak czy inaczej niewiele było trzeba by kompleks powitał kolejne martwe ciała. Dokonując egzekucji na jednym z żołnierzy Olga odetchnęła powoli i już w kolejnej chwili opuściła karabin. To by było na tyle... Przynajmniej tutaj. Bo wciąż przecież byli na AZ-99, nie w bezpiecznym wnętrzu statku. Wciąż mieli do rozwiązania parę spraw. Turiański dzieciak. Generał. To przecież nie mogło być tak proste.
I rzeczywiście, nie było. Po pójściu śladami Vasir i Vexariusa prędko przekonali się, że to... Koniec, tak? Tak. Finał był już w zasadzie na wyciągnięcie ręki. Z tym, że sięgnięcie po niego było wyzwaniem, a nie czynnością automatyczną. Bo wersje końca były co najmniej dwie. Co najmniej. A oni? Pewnie musieli wybrać jedną.
Nie, inaczej. Po prostu jedna decyzja miała zdominować drugą, w taki bądź inny sposób.
Co zabawne, Sidorchuk nie miała problemu z podjęciem swojej. Przecież tak naprawdę już się określiła, przecież jej postawa... Przecież dla niej była tylko jedna droga. Samobójcza? Być może, zważając na towarzystwo, w jakim obecnie się znajdowała. Być może, zważając na pancerną szybę jaka oddzielała ich od Teli i pozostałych.
Ale jednak to było proste. Teoretycznie podstawiona pod ścianą Olga poczuła ulgę. Tak, jakby konieczność bezpośredniego określenia się, stanięcia po którejś stronie - jak gdyby dokładnie tego było jej potrzeba. Dotąd unikała jakichkolwiek deklaracji, zamykając je we własnej głowie. Dostosowała się, w pewien sposób przejmując nawet przekonania turian - bo to było logiczne, widoki przemawiały przecież same za siebie. Z tym, że to nie zmieniało jej najsilniejszych przekonań. Nic nie mogło sprawić, że wychowanie, pobrane nauki, to wszystko, co Olgę definiowało - że po prostu wyparowałoby. Nie była chorągiewką. Nie była kimś, kto ugina szyję, podążając w najbardziej opłacalną stronę... Przynajmniej nie w sytuacjach tak ważnych, przełomowych. Bo teraz z tym właśnie mieli do czynienia, prawda? Rozstrzygnięcie, nic więcej.
To było łatwe, naprawdę łatwe. Musiała po prostu ubrać w słowa to, co dotąd tylko myślała. Albo nawet i tyle nie. Może nie trzeba było nic mówić?
Nie uniosła karabinu, bo i tak nie miałoby to większego sensu. Jeśli miałaby rozstać się z życiem - a to przecież było prawdopodobne, cholera, nawet gdyby założyła przyzwoitość Vallokiusa (choć nie, wcale tego nie zakładała) - to chciała to zrobić... Godnie? Gówno, nie ma czegoś takiego jak godna śmierć. A jeśli jest, to i tak nie dotyczyło Olgi. Rosjanka nie była bohaterką, do cholery. W ostatnich chwilach nie czułaby satysfakcji i nie, nie byłaby pogodzona z losem.
Ale to nic. To nic nie zmieniało.
Odetchnęła bardzo powoli i uniosła zwieszoną od dobrej chwili głowę. Tela Vasir. Lindsay Foster. I turianie, Vallokius, Valokarr, Viyo. Dwa obozy. Dwie strony jednego frontu. Dotychczasowa współpraca... To nie miało racji bytu. Nie na dłuższą metę, nie przy obecnych przekonaniach. Po prostu nie teraz.
- Ona ma rację - wyrzuciła wreszcie tonem wypranym ze wszelkich uczuć poza rezygnacją. Cofnęła się o krok ku szklanym drzwiom, jak gdyby w czymkolwiek miało to pomóc. Nie mogło, ale to też nie miało większego znaczenia. Obejrzała się na Widmo, pozwalając sobie na zmęczony, skryty za maską hełmu uśmiech. Spełzł on z jej twarzy gdy wróciła spojrzeniem do Vallokiusa, ale tak czy inaczej Sidorchuk była spokojna.
To nie mogło być proste... Ale było. Dla niej było. Zabawna sprawa, naprawdę.
- To wszystko idzie... - parsknęła cicho. W złą stronę, tak miała dokończyć. Patetyczne. Żałosne. - Nie ma mowy o jakimkolwiek postępie jeśli wciąż tkwimy w przeszłości. A tkwimy. Ludzie, turianie. Żyjemy tym, co było udając tylko, że jest inaczej. I nikt nie chce być tym, kto pierwszy uzna, że już dosyć. - Zaśmiała się krótko, bez wesołości. - Bo to równałoby się porażce, przynajmniej tak sobie to wyobrażamy. To byłoby przyznanie się do słabości... Do tego, że ma się wady. Egoizm. Upór.
Oparła się plecami o szklane drzwi. Miała dosyć, serdecznie dosyć.
- Kolejna wojna jest na wyciągnięcie ręki chociaż tak naprawdę jedynym argumentem za nią przemawiającym jest to, co już się stało. To żaden argument. Wydamy własnych bliskich na śmierć tylko dlatego, że już raz to zrobiliśmy? - Boże, to brzmiało beznadziejnie, musieli sobie zdawać z tego sprawę. - Zafundujemy sobie powtórkę z rozrywki tylko po to, by się odegrać? - Lekkim ruchem głowy wskazała przed siebie, mając na myśli cały kompleks. Potem pokręciła lekko głową i zwiesiła ją ponownie. Mogłaby teraz usiąść w kącie, zwinąć się w kłębek i wszystko przeczekać. Mogłaby. Chciałaby.
- Widmo ma rację - powtórzyła więc z westchnieniem nie zdobywając się na nic więcej. Szczerze mówiąc i tak nie sądziła, by jakiekolwiek słowa, jakikolwiek monolog miał sens. Każdy i tak musiał stawić czoła problemowi sam, we własnej głowie i we własnym sercu.
so much grenade!

ObrazekObrazek
75% na odrzucenie przy walce wrecz
+ 10% do obrażeń w walce wrecz
- 10% zmniejszony koszt użycia mocy
+ 10% celności broni przy użyciu celownika (+ 2 PA)
- 20% cen w sklepach

Vergull Vallokius
Awatar użytkownika
Posty: 254
Rejestracja: 30 cze 2013, o 00:06
Miano: Vergull Vallokius
Wiek: 37
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Wojskowy
Postać główna: William Kraiven
Lokalizacja: Karath
Status: Ex-kapitan 10. Oddziału Specjalnego / Kapitan jednostki Zwiadowczo-Uderzeniowej
Kredyty: 56.550
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Karath] AZ-99

23 sty 2016, o 16:04

Uporanie się z ludzkimi ochroniarzami strefy S przebiegło bez zarzutów. Co dziwne, Vergull spodziewał się znacznie większego oporu ze strony ludzi. Widać dużą część musiała już wcześniej zostać ewakuowana. Reszta, która tutaj została to była prawdopodobnie tylna straż, starająca się dopilnować by zniszczyć wszystkie dowody i również wyeliminować niepotrzebnych świadków. Forest była jedną z tych osób, której chcieli się pozbyć, uprzednio eksperymentując na niej. Teraz zostało tylko złapać pozostałą dwójkę, która zabrała turiańskie dziecko, zapewnić ucieczkę pozostałym przy życiu turian oraz zabezpieczyć tyle ile się dało. Kapitan po walce schował na moment swój karabin, przypinając do zaczepu kombinezonu. Widząc Valokarra, od razu skierował się w jego stronę, zaczynając już mówić podczas marszu - Generale, proszę zarządzić natychmiastową ewakuację - zaczął, zbliżając się do turianina coraz bliżej, dzieląc się z nim zdobytymi informacjami. Tudzież proponując dalsze posunięcia. Nie wiadomo było ile czasu im pozostało dopóki kompleks się nie zawali. Trzeba była się śpieszyć - Ludzie prawdopodobnie już to zrobili. Zostaliśmy tylko my - kontynuował, a gdy podszedł już bliżej niego, zauważył jego ranę postrzałową. Od razu załączył omni-klucz uruchamiając opcję zastosowania medi-żelu na turianinie. Jeśli generał przyjął go bądź nie, kontynuował dalszą wypowiedź, idąc krok w krok za nim - Ze względu na moje poprzednie poczynania, na zewnątrz mogą przebywać drapieżniki, polujące ze stu procentową dokładnością. Jedyna szansa przeżycia to dostanie się do ludzkich modułów. Przesyłam współrzędne i módlmy się do duchów, że na zewnątrz nie panuje już noc - załączył mapę, zerkając kątem oka na jednego z żołnierzy, który w tym czasie prawdopodobnie szedł za generałem. Zgrał mu dane, po czym Vallokius wyłączył wreszcie omni-klucz, sięgając po swój karabin, który zwolnił od zaczepów kombinezonu na plecach.
- Siderchuk, dołącz do szyku - odparł do kobiety, chwytając sprawniej karabin kiedy przechodził obok niej wraz z turianinami. Następnie wszyscy już przekroczyli drzwi, gdzie ostatni raz widziano ludzi Vallokiusa, biegnącą w pogoni za Forest. Ich odnalezienie na szczęście nie trwało długo, ale połączenie się z nimi okazało się być wielkim zaskoczeniem. Vasir stojąca i wpatrująca się zarówno w szybę oraz stojących obok niej Forest, turiańskiego dziecka wraz z Vexariusem. Szklana szyba, która oddzielała ich była niewątpliwie postawiona przez Lindasy stojącą przy konsoli. Nie wyglądało to tak jakby zrobiła to z własnej woli. Ktoś ją do tego zmusił. Już nawet zaczął się domyślać kto. Zwłaszcza, że ta osoba bez ogródek nakierowała swój karabin na turiańskie dziecko. Nawet jej słowa w żadnym stopniu nie uspokoiły kapitana, a wręcz wywołało u niego niesmak i odrazę. Tą samą jaką odczuł do ludzi po raz pierwszy odkąd dowiedział się o eksperymentach na jego rasie - Powinienem był się domyślić - odparł groźnie w stronę asari - Błąd zrobiłem myśląc o tobie inaczej - patrzył na nią z przymrużonymi oczami, oczekując wyjaśnień. Jego żuwaczki nieco się rozszerzyły ukazując zęby, a lewa żuchwa zaczęła drżeć. Wrogość wobec asari była tak ogromna, że tylko wizjer hełmu zasłaniał to wszystko. Jedynie słowa były wyznacznikiem podejścia do asari. Gdy zaczęła mówić co zamierzała zrobić, szala goryczy przepełniła się. W milczeniu, słuchał tej całej konwersacji. Nie przypuszczał, że widmo zgotuje im taki los, stawiając życie generała za życie przenośnego wirusa zdolnego z anihilować cały gatunek turiański. Widma. Ta jednostka rady, działająca poza prawem właśnie udowodniła jak bardzo jest niebezpieczna. Monitorują wszystko i wszystkich, myśląc, że są nietykalni. Czy właśnie ta olbrzymia władza tak zmieniła Sarena? Czy właśnie przynależność do tej struktury, wypaczyła jego światopogląd, sądząc galaktykę według jego uznania? Gdyby projekt Widm nie powstał, nie doszłoby do tych wszystkich wydarzeń, które miały miejsce przez te kilka lat. Widma miały za dużą władzę, a władza deprawuje. Gdyby tego było mało, zostali jeszcze ludzie. Kapitan spojrzał na Siderchuk, która poparła asari odnośnie zostawienia na śmierć generała. Powinien był się tego również spodziewać. Oboje są sobie warci. Ludzie, asari...za kogo oni się uważali?
- Myślicie, że wiecie co będzie najlepsze dla moich pobratymców? - warknął spoglądając to na Siderchuk, a to na Vasir - Że wiecie co jest dobre, a co złe? Nie wam sądzić nad losem innych. To sprawa Hierarchii. To one zadecyduje o losie generała i tej sytuacji. Moim obowiązkiem jest dostarczyć go żywego na Cipritine - odparł, mówiąc jednoznacznie, że nie zamierza dostosować się do zaleceń asari. Tak też spojrzał znowu na nią, odpowiadając tym razem dość chłodnie - Swoim postępowaniem nie różnisz się w żadnym stopniu od Sheparda ani Sarena. Myślisz, że zabicie generała powstrzyma gniew i frustrację tych wszystkich uwięzionych turian? Znajdą się inni podobni generałowi. Choćby ja. Musiałabyś zabić i mnie oraz wszystkich by powstrzymać to co nieuniknione. Być może wywoła to wojnę, nie mnie o tym decydować. Ani tobie. Tylko rada. Prawda wyjdzie na jaw co tutaj się wydarzyło. Nie masz na to wpływu. To nieuniknione. Cokolwiek teraz postanowisz, wiec widmie, że to ty właśnie stałaś się agresorem, a nie bohaterem ratującym galaktykę. Konsekwencje twoich działań będą dotkliwe - zakończył swój monolog, wiedząc, że dalsza rozmowa nie miała sensu. Reszta zależała teraz od asari i Viyo, bo tak naprawdę tak właśnie było. To ona obecnie dyktowała warunki, a turianin był jedynym w jej zasięgu ręki. Cokolwiek powiedzą, widmo ostatecznie zadecyduje co nastąpi. Kapitan nie chciał by mały turiański chłopiec stracił życie przez horror jaki doświadczył, ale jeśli ma poświęcać go za generała, to mógł zginąć. Cena była zbyt wysoka.
- Poruczniku - odezwał się do Viyo, spoglądając na niego - Otwórzcie nam przejście i chroń panią doktor. Od teraz to twój priorytet. Jeśli widmo zabije dziecko, stanie się wrogiem Hierarchii. Rozumiesz co to oznacza? - zadał mu pytanie twierdzące, wyraźnie dając mu do zrozumienia co miał w takim wypadku zrobić. To był również rozkaz skierowany w jego kierunku.
Koniec końców, wirus i tak będzie w chłopcu nawet po śmierci. Martwy czy żywy, jego ciało musi zostać dostarczone do stolicy wraz z Forest. Tylko tam turianie będą mogli opracować lek z panią doktor. Współpracując czy też zmuszając ją do tego. Zresztą Vallokius wątpił by ludzka kobieta by sama tego nie chciała. Sądząc po tym co doświadczyła, wiedział, że sumienie nakaże jej odpokutować winy. Zwłaszcza, że to jej gatunek doprowadził do wytworzenia wirusa. Naukowcy z tego ośrodka prawdopodobnie już wysłali próbkę do innego centrum badawczego, kontynuując dalsze badania nad szczepem wirusa.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek BONUSY: 20% zniżki przy zakupach [implant] | Raz podczas walki auto.sukces podczas testu na trafienie [implant]
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Karath] AZ-99

23 sty 2016, o 18:03

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=sYTAouyJyjQ[/youtube] Szybki bieg pod ostrzałem pocisków, tarcza generatora rozbłyskująca raz po raz błękitną poświatą, krótkie, zdławione okrzyki żołnierzy potraktowanych biotyką Vasir... i wszytko nagle ucichło, gdy wpadli po schodach do następnego przedsionka. Adrenalina pulsowała w jego żyłach, gdy wprawnie omiatał spojrzeniem salę, kierując karabin to w jedną, to w drugą stronę, by odpowiedzieć na potencjalny atak. Kątem oka zarejestrował szamotaninę dwóch kobiet oraz dołączającą do niego asari.
A potem rozległ się huk wystrzału.
Porucznik zamarł na chwilę, ale chwilę później dostrzegł osuwającą się ludzką kobietę i pojął co się stało. Ruszył obok Vasir na górę, nie komentując jej strzału. Lekarka, która porwała młodego turianina, była w tej chwili przeciwnikiem takim samym jak reszta, więc reakcja Widma niezbyt go obeszła. Nie po tym czego doświadczyli na dolnych poziomach. Być może sam zastrzeliłby blond włosą doktor, gdyby stanęła mu na drodze do uratowania Mata - jedynej znanej im nadziei na wytworzenie lekarstwa.
Dopiero komunikat wyświetlony na jego omni-kluczu sprawił, że przez jego żyły popłynął ciekły lód. Dłońmi sztywnymi z napięcia sięgnął do hełmu i wyciszył swój komunikator, doganiając asari na szczycie schodków. Jej wypowiedź o patriotyzmie, bohaterach i galaktyce tylko pogorszyła sytuację, a widmo czegoś strasznego wychynęło zza horyzontu, rzucając czarny cień na myśli Vexariusa. Opuścił nieznacznie karabin, bez słowa słuchając rozmowy między Vasir, a Lindsay, niemal podświadomie wiedząc co się stanie.
Pancerna szyba zasunęła się z sykiem, a serce turianina stanęło na krótką chwilę.
Koniec siedzenia okrakiem na płocie. Nadeszła chwila, do której dążyły wszystkie napięcia, wszystkie drobne starcia między kapitanem, a Widmem, wszystkie moralnie wątpliwe decyzje. Gdy asari skierowała karabin w stronę młodego turianina, on niemal bez udziału własnej woli uniósł własny, celując w Vasir. Niemal nie zauważył, że reszta oddziału dołączyła wraz z generałem.
- Vasir - odezwał się ochryple, ale nie bardzo wiedział co powiedzieć dalej. "Nie rób tego"? Na to było za późno. "Dlaczego?". Widmo wyjaśniła to doskonale, a nawet jakby tego nie zrobiła, potrafiłby się domyślić. Sam przecież zastanawiał się wcześniej do czego dojdzie, jeżeli Adiustor wróci do Hierarchii. "Zapłacisz za to"? To by oznaczało, że nie rozumie jej decyzji.
A, niech duchy będą przeklęte, rozumiał.
- Prosić turianina o to, by nie był patriotą, to tak jakby prosić, by nie był turianinem - odezwał się w końcu, z całej siły zaciskając palce na uchwycie karabinu. - Nigdy nie zależało mi na byciu bohaterem, Vasir. Powiedziałem ci to już wcześniej.
Zamknął na chwilę oczy pod maską. Gdzieś po drugiej stronie szyby słyszał słowa Sidorchuk, a potem kapitana. Dwie strony medalu, dwa spojrzenia na świat. Ale czego oczekiwał? Olga była człowiekiem, a Vergull turianinem, żołnierzem oddanym całym sercem Hierarchii. I pomimo tego, kobieta wykazała się nie lada odwagą, by otwarcie mu się postawić, wiedząc, że mężczyzna nie zapomni tej decyzji i że została zamknięta sam na sam z nim, oraz z generałem. Vexarius w tej chwili wolałby stanąć oko w oko z największym drapieżnikiem tej planety, będąc uzbrojonym tylko we własne dłonie, niż podejmować decyzję.
- Kapitan ma rację - odezwał się w końcu z wyraźnym bólem. - Śmierć generała nic nie zmieni. Planujesz zabić też resztę uwięzionych tu turian? Nawet bez Valokarra ich słowa wstrząsną galaktyką i poruszą niestabilne szalki wagi, popychając do wojennych działań. Nie tak silnie jak powrót generała, ale być może... być może wystarczająco by po czasie wywołać ten sam efekt. A zabicie ich wszystkich, to już nie bohaterstwo. To zwykłe ludobójstwo - dokończył głucho.
Zabić bezbronne setki, by ocalić miliony? Masowe morderstwo ku chwale galaktyki? Utrata imienia, honoru i własnego jestestwa w zamian za utrzymanie chwiejnego pokoju?
Miał wrażenie, że własnie coś w nim umarło.
- Vasir nie zamierza zastrzelić Mata, kapitanie. To tylko symbol - powiedział cicho, ale wystarczająco wyraźnie. - Krucjata generała to śmierć milionów. Utrata tego chłopaka to śmierć miliardów. Zmienią się gatunki, które umrą, ale liczby pozostaną te same. Istnienia zostaną stracone i spowodują chaos, który zmieni galaktykę. Vasir zdaje sobie z tego sprawę.
Tam gdzie wcześniej na jego sercu zaciskały się pazury, teraz została tylko pustka. Czarna dziura tkwiąca w piersi, głęboko pod pancerzem i pod skórą okrytą chitynowymi płytkami.
Vex opuścił karabin.
- Kapitanie... Praca z tobą była zaszczytem. Naprawdę. Z tobą także, panno Sidorchuk. Ty również masz rację. Jestem pewien, że w innym wcieleniu byłabyś turianinem... i to takim, którego z radością nazywałbym swoim towarzyszem broni. - Głos porucznika był głosem osoby, która zobaczyła swoją przyszłość. Głosem człowieka siedzącego okrakiem nie na płocie, a na ładunku wybuchowym, człowieka, który właśnie świadomie naciskał detonator.
Cofnął się od panelu kontrolującego pancerną szybę. Jego spojrzenie, chociaż skryte za maską, zwróciło się w stronę Vergulla.
- Przykro mi, ale nie wykonam pańskiego rozkazu. Jeżeli jednak pomimo tego wszystkiego uda wam się wydostać i generał przeżyje... Jeżeli po tym wszystkim dalej będziesz chciał go dostarczyć do Hierarchii... - Vex zawiesił na chwilę głos. Jego ramiona nieznacznie opadły. - Upewnij się, że nie jest zarażony. Ani on, ani żaden z jego ludzi, jeżeli ktoś przeżyje. Było wśród nich wielu kaszlących i wymizerowanych turian. Nie pozwól, by wirus w jakikolwiek sposób wydostał się z tej planety, bo nasz gatunek czeka zagłada. A cena, którą wszyscy w tej chwili płacimy, pójdzie na marne. Upewnij się.
Z tymi słowami odwrócił się od pancernej szyby.
- Cokolwiek zaplanowałaś, Vasir, lepiej zrób to szybko.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12105
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Karath] AZ-99

23 sty 2016, o 20:11

Wyświetl wiadomość pozafabularną Vasir milczała. Jej dłoń trzymająca z pewnością ciężki karabin nie uginała się pod jego wagą - nie drżała. Stabilnie wycelowana w głowę trzęsącego się i łkającego dziecka wydawała się wyrażać beznamiętność asari w tej chwili bardziej, niż praktycznie niewidziany przez nich wyraz jej twarzy. Słuchała. Skinęła głową ku Siderchuk gdy ta wyraziła swoje zdanie, tak podobne do zdania Widma. W tym czasie Foster stała przy konsoli, siłą odrywając własne ręce od twarzy. Rozglądała się po oddziale za szybą przerażona, słuchając pełnych nienawiści słów Vergulla. Nie znała kapitana, lecz sprawa buntu z pewnością wywołała u niej szok. Ostatecznie, jej los zależał o osób, które w jakiś sposób wygrają ten spór.
Asari przeniosła znowuż swój wzrok na Viyo, gdy ten wypowiadał swoje ostatnie słowa. Nie zamierzała komentować jego odczuć. W pewnym momencie, gdy przyznał rację kapitanowi, mogli dostrzec, jak ta wcześniej stabilna dłoń zadrżała, a kobieta cała się spięła. Ruch ten był bardzo dyskretny, lecz u żołnierzy, jak i funkcjonariuszki SOC, rozpoznanie przygotowania do walki przez przeciwnika nie było nowością.
- Foster, czy drzwi za nami zaprowadzą nas do korytarza ewakuacyjnego? - znowuż zabrzmiał jej głos. Stosunkowo spokojny - nie patrzyła na porucznika. Wręcz nie zareagowała na jego ostatnie słowa, wiedząc doskonale co powinna zrobić.
Lindsay wyrwano z wnętrza własnej głowy. Potoczyła wzrokiem po Vasir, po poruczniku, po małym turianinie, aż wreszcie po konsoli, do której znowuż sięgnęła drżącymi dłońmi.
- T-tak. Tam planowali wziąć Mata - wydukała z siebie głosem tak roztrzęsionym jak w tej chwili jej ciało. Asari skinęła głową na potwierdzenie przyjęcia informacji.
I w tym momencie jej ręka trzymająca karabin przy głowie dziecka odsunęła się. Złapała broń oburącz i choć jej dłoń się cofała, sam ruch w rejonie głowy turianina wywołał u Lindsay przerażenie wyrażone za pomocą głośnego westchnięcia.
- To tylko jeden ośrodek, kapitanie. Pozostali turianie znajdują się daleko w dole. Nawet, gdyby udało ci się wydostać, twój głos będzie niczym w porównaniu do głosu bohatera, który doświadczył takiej tragedii.
Natychmiast zrozumieli, co Vasir sugerowała - pozostawienie wszystkich turian. Nie tylko generała. Nie ratowanie nikogo, jeśli to ma powstrzymać konflikt, który, według asari, zbliżał się nieuchronnie.
- Foster, aktywuj odliczanie - rozkazała. Słowa przecięły powietrze niczym ostrze.
Lindsay wyraźnie się zawahała. Na ułamek sekundy nie poruszała się, jedynie przeniosła swoje paniczne spojrzenie na oddział za szybą. Przeniosła je wreszcie na Widmo i, natrafiając na skryte za szybką hełmu spojrzenie Vasir, jej dłoń wykonała ruch przy konsoli.
- Uwaga! Wdrożono procedurę zakończenia projektu. Wszelki rezydujący w ośrodku personel uprasza się o ewakuację zgodnie z protokołem 23C. Czas do zniszczenia obiektu: Siedem minut, jedenaście sekund...
Damski głos odezwał się z głośników w obu pomieszczeniach, w których znajdowały się podzielone strony jednego frontu. Generał nie potrzebował zarządzać ewakuacji - automatyczny komunikat miał to zrobić za niego.
- Ten ośrodek zostanie zniszczony za niespełna siedem minut. Przykro mi, Olgo. Kapitanie.
W słowach Vasir można było nawet dojrzeć malutki element faktycznego współczucia. W niczym nie miał on jednak pomóc - zarówno w oczach ludzkiej służbistki, jak i turiańskiego kapitana, rozgorzał strach.
- W związku z tą sytuacją, nie mogę przekazać wam turiańskiego dziecka. Zostanie ono dostarczone przed Radę Cytadeli, która zadecyduje o upublicznieniu niektórych faktów...
- Nie! - ryk generała potoczył się po małym przedsionku centrum strefy S, gdy sam turianin postąpił przed kapitana, lekko go odpychając i stając naprzeciw szklanej przeszkody. - Jedyna nadzieja ma zostać w rękach zdrajców?! - uderzył pięścią w szybę, a na jego twarzy gotowała się furia.
Vexarius mógł przy tym odnotować liczbę mnogą. W oczach generała jawił się jako zdrajca Hierarchii Turian.
- Co dla niego przygotuje Rada? Izolację? Badania przez niemych, ludzkich naukowców?! Viyo, nie masz za grosz honoru?!
Każdy jego krzyk spotykał się z aprobatą jego dwójki towarzyszy - i ich oburzeniem zachowaniem Vasir. Jeden z nich stanął za Olgą, po jej prawej stronie, przypadkiem lub też nie.
- Uwaga! Wdrożono procedurę zamknięcia projektu...
- Jesteście zdrajcami Hierarchii!
Foster załkała, niesiona sprzecznymi emocjami i niemożnością zareagowania. Stojący obok Mat wczepił się w najbliższą, a zarazem najdalszą od martwego ciała blondynki nogę - w tym wypadku w nogę porucznika Viyo.
- W tym momencie przesądziłaś o wybuchu wojny, której chciałaś uniknąć, Widmie - głos Adiustora zabrzmiał ciszej, lecz wciąż był on lodowaty. - Wasza zdrada nie pozostawia mi wyboru. Konsekwencje muszą zostać wyciągnięte.
Przeniósł swój wzrok na stojących za nim towarzyszy. Skinął głową na znajdującą się między nimi Olgę, jeszcze zanim zdążyła zareagować - zanim przez myśl przeszły jej podejrzenia o własnym niebezpieczeństwie.
- Zdjąć jej hełm.
Czując, jak broń wyrywana jest z jej dłoni, Sidorchuk sparaliżował strach. Każdy nerw jej ciała chciał jak najszybciej wydostać się z tego pomieszczenia, gdy jej ręce zostały unieruchomione przez dwójkę turian. Vallokius obejrzał się w jej kierunku, lecz między nim, a ludzką kobietą, stał generał. Generał o zdeterminowanym wyrazie twarzy.
Vasir milczała, widząc, jak zatrzaski hełmu funkcjonariuszki zostają otwarte. Chwilę później jeden z bezimiennych, również wyniszczonych długoletnią niewolą turian chwycił go i odrzucił, pozwalając, by potoczył się po podłodze nieco za kapitańskiego turianina, któremu generał nie pozwolił przeszkodzić. Wszystko działo się zbyt szybko.
Viyo widział zbyt dobrze twarz Olgi. Być może wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nie zdjęto jej hełmu. Teraz, mając niemal przed sobą kobiecą twarz, wiedział, że długo nie będzie mógł zapomnieć tego widoku. Jej otworzone szeroko, w przerażeniu i szoku oczy roniły pierwsze łzy, a usta rozwarły się w niemym proteście.
Sidorchuk czuła przerażenie tak wielkie, że jej potrzeba ratunku wydawała się być niemal zwierzęca. Nie chciała nawet walczyć - chciała po prostu uciec. Lecz trzymające ją dłonie były niczym z żelaza.
- Nie mogę nic wam zrobić. Nie, kiedy bezpiecznie siedzicie po drugiej stronie szyby. Ale mogę ukazać wam konsekwencje waszych czynów, widoczne na twarzy tej kobiety. - Valokarr uniósł swój karabin, stając obok Olgi i kierując lufę w jej czoło. - Do końca życia bądź świadomy, poruczniku, że twoje decyzje kosztowały życie członkini twojego zespołu.
Głos Adiustora był zimny, wyzbyty ze smutku czy współczucia. Sidorchuk powstrzymała się od łkania - na tę ostatnią sekundę jej życia, strach został zastąpiony spokojem w jej sercu. Jeśli miała umrzeć, chciała to zrobić godnie. Otworzyła wcześniej zaciśnięte w mimowolnym geście oczy i przeniosła swoje spojrzenie nie na Viyo, nie na Vasir. Nie na kapitana. Lecz na Adiustora.
- Uwaga! Czas do detonacji: sześć minut trzydzieści dwie sekundy.
Huk wystrzału dźwięczał w uszach kapitana, któremu nie pozwolono zareagować. Rezonował od ścian, lecz nawet stłumiony przez szybę, zbyt głośny dobiegł do uszu porucznika. W sercu obu turian rozgorzała wściekłość - nieumiejscowiona w żadnej osobie. Wściekłość na to, jak potoczył się los i na konsekwencje ich decyzji.
Wściekłość ta nie minęła, gdy ciało Olgi Sidorchuk opadło bezwładnie na ziemię, pozbawione życia.
- Nie! - krzyknęła Foster, dla której Olga, ludzka kobieta, która wybudziła ją ze śpiączki farmakologicznej, była najbliższą osobą z oddziału z innej planety. - Generale! Nigdy tego nie chciałam. Nie miałam wyboru. Nigdy nie chciałam. Nigdy nie... - łkała Lindsay, w której śmierć Olgi wyzwoliła potężną reakcję.
- Istnieje inne wyjście. Po drugiej stronie strefy S, przy barykadach oddziału. Przejście prowadzi przez mały szyb do korytarza ewakuacyjnego i...
Vasir zareagowała błyskawicznie. Kobieta pokonała dzielącą ją od Foster odległość i zamachnęła się kolbą własnego karabinu, celując w głowę ludzkiej kobiety. Lindsay nie zdążyła się cofnąć - uderzenie w jej potylicę natychmiast pozbawiło ją świadomości. Opadła z łoskotem na konsolę, przy której stała.
- Viyo, bierz dziecko - rozkazała Vasir, sama chowając karabin, by mieć wolne ręce. Złapała oparte o konsolę, bezwładne ciało Foster i z niespodziewaną łatwością podniosła je, przerzucając sobie nieświadomą niczego panią doktor przez ramię. - Ten korytarz powinien prowadzić do tunelu ewakuacyjnego.
Mówiąc to, truchtem, gdyż na szybki bieg nie pozwalało jej ciało naukowca, skierowała się do drzwi prowadzących na rozświetlony migającymi światłami awaryjnymi korytarz.
W tym samym czasie generał przeniósł swój wzrok z Vasir na Vergulla. Na jego twarzy nie można było doszukać się współczucia.
- Przykro mi, kapitanie. Nie dano mi innego wyboru.
Dwójka jego ludzi odsunęła się, otwierając drzwi, którymi mieli wrócić do poprzedniego pomieszczenia.
- Musimy wrócić po naszych ludzi. Możemy spotkać się w tunelu ewakuacyjnym - mówił nieco drżącym od emocji głosem, gdy wyszedł na zewnątrz, pozostawiając ciało Sidorchuk samo sobie.
- Możesz zabrać ciało Pańskiej towarzyszki, kapitanie - na moment zmienił temat, rozumiejąc, jak może to wyglądać. A nie chciał, by wyglądało jak prywatna zemsta na kapitanie - Olga poniekąd wyraziła swoje zdanie, zgadzając się z Widmem. To również przesądziło o jej losie. - My wrócimy po naszych ludzi.
Do zszokowanego nagłą śmiercią towarzyszki Vergulla z pewnością wszelkie informacje docierały nieco słabiej, lecz nieustannie odliczający głos w głośnikach dawał mu do zrozumienia jedno - czasu mają niemal w ogóle. Sześć, pięć minut? Ich droga tutaj ze strefy B zajęła im około czterech, a jeszcze korytarze ewakuacyjne. W tym z większą ilością ludzi. Szansa na uratowanie chociaż części była bardzo mała - a szansa na to, że generał zginie tam, na dole, próbując ich wydostać, znacznie większa. A to wszystko sprawiłoby, że śmierć Olgi i poróżnienie się z Vasir poszło na marne.
Istotnie, obok leżących, martwych ciał ochroniarzy o czarnych pancerzach, w ścianie biegł okratowany szyb. Zdjęcie jego osłonki nie było trudne. Szyb mierzył może metr wysokości i szerokości, stąd poruszanie się po nim zdecydowanie nie miało być szybkie. Nie był on długi - zaledwie dwa metry dalej widniało przejście do korytarza ewakuacyjnego. Lecz generał jak na razie nie planował się tam wybierać.
- Kapitanie? - odezwał się znowu Adiustor, stojąc przy wejściu do szybu, który sprawdził Vallokius. Wyraźnie oczekiwał od niego potwierdzenia na ich rozdzielenie się.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Olga Sidorchuk
Awatar użytkownika
Posty: 147
Rejestracja: 8 sty 2014, o 19:04
Miano: Olga Sidorchuk
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: służbistka SOC, pion Nadzwyczajnego Reagowania
Postać główna: Rebecca Dagan
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 18.570

Re: [Rdzawe Morze -> Karath] AZ-99

23 sty 2016, o 22:53

Umieranie to zabawna sprawa. Nie sposób zliczyć ileż razy się nad nim głowiono, ileż traktatów na ten temat napisano i ileż dysput przeprowadzono. Gdy przestali zastanawiać się medycy - ci bowiem fizjologiczne oblicze zgonu rozwikłali już dość dawno - wzmożone wysiłki intelektualne podjęli na powrót filozofowie. Coś do powiedzenia mieli kapłani i psycholodzy, swoje trzy grosze dorzucali samozwańczy wizjonerzy jak też politycy. Analizowano, omawiano, szukano drugiego dna, argumentów mających ułatwić akceptację naturalnego porządku rzeczy lub odwrotnie - sposobu by porządek ten zakłócić. Sprawę zejścia na zmianę upraszczano i komplikowano, zależnie od królujących w danym czasie tendencji i przekonań. Śmiercią potrafiono karać lub oferować ją w postaci nagrody, obiecywano czekające po niej łaski lub oschle stwierdzano, że zgon to zgon, nie ma co drążyć tematu.
I wiecie co? Rzeczywiście nie było co się nad tym zastanawiać. W umieraniu nie było nic metafizycznego, a już z pewnością nic pięknego.
W jakimś sensie musiała spodziewać się, że tak to się skończy. Nawet nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że życie może się tak po prostu urwać, bez zapowiedzi i pytania o zgodę, musiała brać pod uwagę, że to się jednak może zdarzyć. Każdy normalny taką ewentualność przyjmuje, bo życie po prostu tak wygląda. Zwykły przypadek może zadecydować o tym, że jednego dnia jeszcze się obudzisz, ale kolejnego już nie. Nic w tym niezwykłego.
Spodziewanie się a pogodzenie z losem to jednak zupełnie co innego. Olga mogła się spodziewać, oczywiście. Ale nigdy - w perspektywie najbliższej przyszłości - nie mogłaby się z tym pogodzić. Ani teraz, ani za tydzień, miesiąc czy rok nie byłaby w stanie zaakceptować tego, że miałaby dotrzeć do takiej bądź innej mety. I nigdy, absolutnie nigdy nie mogłaby nauczyć się jak powitać ten moment... dobrze. Dumnie. Z poczuciem samospełnienia.
W ostatnich chwilach podobno życie przelatuje przed oczami - w przypadku Sidorchuk jednak tak nie było. Przebudzone, najbardziej prymitywne instynkty zaćmiły wszystko, co mogłaby teraz zobaczyć. Nie było rachunku sumienia. Nie było zestawienia plusów i minusów, tego, co zdążyła a czego nie zdążyła osiągnąć. Żadnych wspomnień rodziców, rodzinnego domu czy lat szkolnych. Nie, Olga za bardzo się bała by przeżywać coś tak wzniosłego. Jej duch, skuty okowami przerażenia, mógł co najwyżej uciec powoli, wypłynąć z niej w postaci kolejnych łez.
Nie myślała o tym, jak może zostać teraz odebrana. Nie zastanawiała się nad skutkami swego spojrzenia - pełnego paniki, żalu, bezradności - które odruchowo posłała Teli, porucznikowi Viyo czy wreszcie także Vallokiusowi. Nie myślała... Nad niczym. Można by powiedzieć, że duchowo umarła na kilka długich chwil przed tym, nim jej ciało osunęło się na podłogę sali.
Ostatni przebłysk świadomości nie przyniósł ze sobą objawienia czy nagłego spokoju. Rozstając się z życiem, wypuszczając z płuc ostatnie tchnienie nie mogła się uśmiechnąć, jak podobno niektórzy potrafią, ani też posłać oprawcom spojrzenia pełnego satysfakcji.
Nie, Olga Sidorchuk mogła tylko z rozpaczą stwierdzić, że zapewnienia o światełku w tunelu są kolejnym z najdotkliwszych kłamstw, jakimi ją karmiono.
so much grenade!

ObrazekObrazek
75% na odrzucenie przy walce wrecz
+ 10% do obrażeń w walce wrecz
- 10% zmniejszony koszt użycia mocy
+ 10% celności broni przy użyciu celownika (+ 2 PA)
- 20% cen w sklepach

Vergull Vallokius
Awatar użytkownika
Posty: 254
Rejestracja: 30 cze 2013, o 00:06
Miano: Vergull Vallokius
Wiek: 37
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Wojskowy
Postać główna: William Kraiven
Lokalizacja: Karath
Status: Ex-kapitan 10. Oddziału Specjalnego / Kapitan jednostki Zwiadowczo-Uderzeniowej
Kredyty: 56.550
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Karath] AZ-99

24 sty 2016, o 14:38

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=dvKgMWNjRk0[/youtube] Teraz Vergull rozumiał to dziwne zachowanie asari kiedy po raz pierwszy zobaczyła schronienie turian. Powinien był się domyślić, że planowała tak to zakończyć. Nie zostawić żadnych świadków. Wyjść w jej chorym rozumowaniu na bohaterkę. Przeklęte niech będą widma, którzy myślą, że mogą manipulować wszystkimi dookoła. Przede wszystkim nie spodziewał się, że Viyo faktycznie zdradzi swoich pobratymców. Wszystko to co powiedział zarazem do asari, a potem do Vallokiusa to były puste słowa. Koniec końców, zdecydował się wybrać drogę asari. Poświęcić swoich pobratymców na rzecz pokoju między dwoma gatunkami. Takim zachowaniem udowodnił, że ścieżka, którą obrał, nie będzie różniła się również od tej co wybrał Saren. Serce być może mówiło co innego, ale poszedł krokiem brutalnej logiki. Poświęcić kilku by więcej mogło żyć? Tylko turianin wyprany z emocji nie mający wyjścia podjąłby taką decyzję. Wstydził się za niego. Nie odpowiedział nic, bowiem w jego oczach, był tchórzem. Mógł tylko patrzeć przez szybę jak oddalał się wraz z Vasir, turiańskim dzieckiem i Lindasy. Choć nigdy nie wybaczy już Vexariusowi za podjętą tutaj przez niego decyzję, tak miał nadzieję, że na Cytadeli przed radą, nie splami honoru turiańskiego. Teraz wszystko zależało od niego. Miał swoje zadanie, a kapitan miał swoje. Jednakże to co Vergull zobaczył po chwili, sprawiło, że kompletnie się pogubił. Coś w nim pękło. W sposób jaki generał postanowił zrewanżować się za zdradę porucznika i widma, był brutalny. Nie było tu ani krzty honoru. Siderchuk być może swoją decyzją zrobiła z siebie wroga u generała, ale to nie oznaczało, że należało wobec niej wystosować taką karę w zemście za czyny zdrajców. Jej wybór było tylko jej prywatną decyzją. Niczym więcej. Nawet nie zamierzała stawiać oporu. W końcu była porucznikiem SOC'u i zarówno człowiekiem. Wiedziała co jej gatunek tu zrobił, a mimo to postanowiła wyrazić swoje odmienne zdanie. Szanował ją za to. Choć egzekucja, którą na niej wykonał generał, pokazał jego prawdziwy charakter. Jego czystą nienawiść do ludzi, którą utworzył w sobie przez te wszystkie lata niewoli jako obiekt eksperymentalny. Nic nie stanie mu na drodze do jego krucjaty. Czarny cień przysłonił twarz Vallokiusa. Czy właśnie taką osobą może się stać w przyszłości? Po trupach do celu? Z zemsty? Zresztą czy właśnie tak nie postępował szukając separatystów odpowiedzialnych za śmierć jego bliskich? Kapitan mógł tylko patrzeć jak na jego oczach, Olga umiera. Nie mógł się ruszyć. Nie wiedział czy powinien zareagować w tej chwili. Już nie wiedział czy jakakolwiek reakcja z jego strony byłaby dobra czy zła. Nawet jeśli łamało to narzucone przez niego postanowienie. Przeprosiny generała zupełnie na niego nie wpłynęły. Schował karabin, przyczepiając go do zaczepu na plecach i biorąc martwą kobietę na ręce. Po tym, udał się zaraz za resztą turian. Gdy dotarł na rozwidlenie, gdzie Valokarr przystanął na moment wraz ze swoimi ludźmi oczekując na poparcie rozdzielenia, turianin przystanął na moment. Nie spojrzał na niego, zerkając na twarz martwej Siderchuk by znaleźć w niej coś co pozwoliłoby mu podjąć odpowiednią decyzję. Vallokius miał wahania pomiędzy obowiązkiem, a swoimi odczuciami względem niego. Tak jakby kapitan rzeczywiście miał jakikolwiek wybór na decyzję, która już została podjęta przez tego tutaj turianina. Turianie, którzy przebywali na dole, liczyli na niego. Zawierzyli mu życie, mając nadzieję, że wyzwoli ich. Jednak szansa na to by zdążyć uwolnić ich wszystkich bądź nawet garstkę, była praktycznie niemożliwa. Nie licząc, że prawdopodobnie żaden z tamtejszych rodzin nie miało żadnego kombinezonu. Bez nich wyjście na planetę było niczym posyłanie ich do komór gazowych. Pomimo tego, Vallokius doskonale wiedział, że Adiustor pomimo, że stał się nieobliczalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa w galaktyce, tak również musiał posiadać honor. Musiał. Bo czy turianin bez honoru nie jest najgorszym śmieciem?
- Generale, nie będę cię zatrzymywał. Turianie na dole liczą na pana, że przyniesie pan im wolność. Ocalenie. Jednakże zarówno ja jak i pan, musi sobie zdawać sprawę, że szansa naszych pobratymców jest zerowa - spojrzał chłodnie na Valokarra, dokańczając - "Poświęcić ich by przeżyć i powiedzieć o tym co tutaj się wydarzyło?" Taki scenariusz choć najgorszy, jest według mnie obecnie jedyną alternatywą, ale nie mnie o tym decydować pomimo, że uważam, że tak byłoby najlepiej - nie wierzył, że obecnie tak mówił o swoich pobratymcach, ale właśnie w takich sytuacjach turiańska logika dominowała najbardziej. Śmierć tutejszych turian nie poszłaby na marne, ale to brzemię nie on, a sam Adiustor musiałby dźwigać. Tylko czy byłby w stanie to zrobić? Czy duchy przeszłości nie podążałyby za nim wciągając go w paszczę jeszcze większego szaleństwa w którym już obecnie tkwił? Jego wiedza i doświadczenia są bezcenne, ale w rękach szaleńca mogą przynieść tylko samo zniszczenie - Ktoś musi powiedzieć w radzie o tym co tutaj się stało. Jeśli nie pan, to któryś z pańskich podkomendnych - zerknął na pierwszego, a następnie na drugiego z turian, którzy stali za generałem. Byli jedynymi świadkami będącymi przy życiu. Słowo Valokarra w radzie byłoby silną bronią w walce przeciw słowom widma, ale nie inaczej byłoby z jego ludźmi. Powołując Viyo na świadka, wciąż mieliby szansę na odzyskanie małego z rąk rady, a także kompromitując strukturę widm oraz Przymierza. Turianin nie mógł kłamać, ale czy tak będzie w przypadku Vexariusa? Czas pokaże jakim widmem chce się stać skoro tak bardzo tego pragnie. Jakkolwiek generał by zadecydował, Vallokius musiał się stąd wydostać, nawiązać kontakt z Hunterem, przygotować możliwą ekstrakcję dla siebie czy też innych, a potem podążyć czym prędzej na Cytadelę. Nawet jeśli asari miała rację, a jego jedyne słowa będą niewystarczające. Pomimo tego, musiał to zrobić. Tak bowiem nakazywał mu honor za poległych.
Ostatnio zmieniony 24 sty 2016, o 15:12 przez Vergull Vallokius, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek BONUSY: 20% zniżki przy zakupach [implant] | Raz podczas walki auto.sukces podczas testu na trafienie [implant]
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Karath] AZ-99

24 sty 2016, o 15:07

Porucznik jawił się jako zdrajca Hierarchii nie tylko w oczach generała, a również w swoich własnych. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego co zrobił. Równie dobrze mógł sam włączyć odliczanie, bo tego wymagała sytuacja. Teraz było już za późno na zmianę decyzji, ale nawet gdyby otrzymał taką możliwość... postąpiłby tak samo.
Zabić setki, by ocalić miliony.
Kiedy ludzie generała chwycili Olgę, ponownie odwrócił się w stronę pancernej szyby. W milczeniu wpatrywał się w przestraszoną twarz kobiety, w łzy spływające po jej policzkach, rejestrując wściekle wykrzywione żuwaczki starego turianina i lufę unoszącą się do czoła ludzkiej służbistki. Pustka, która zagościła w jego sercu, powiększała się z każdą sekundą, ale nie odwrócił wzroku, ani się nie odezwał. W chwili, w której podjął decyzję, wiedział, że skazuje tym samym również i Olgę.
I myślał, że ona również to wiedziała.
I pomimo tego postawiła się generałowi, a na ułamek chwili przed śmiercią, w jej oczach zagościł spokój.
Wystrzał karabinu, stłumiony przez grubą, pancerną szybę, zabił w nim kolejny kawałek własnego jestestwa. W milczeniu obserwował jak ciało kobiety osuwa się na ziemię, gdzie zastyga w bezruchu. Czy tak to miało wyglądać? Z każdą decyzją coś będzie w nim umierać, aż w końcu nie pozostanie nic z dawnego porucznika?
Aż w końcu stanie się taki jak Vasir?
Albo Valokarr?
Dopiero uścisk drobnych dłoni na własnej nodze wyrwał go z własnych myśli, zmusił do oderwania wzroku od martwej Sidorchuk. Bez słowa przełożył karabin do jednej ręki, a drugą podniósł chłopaka z ziemi.
- Obejmij mnie za szyję - powiedział cicho. Gdy asari ruszyła do przejścia ewakuacyjnego, po raz ostatni spojrzał w stronę swojego dawnego oddziału, akurat by zobaczyć jak Vergull podnosi ciało martwej kobiety.
A potem odwrócił się i ruszył za Vasir.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12105
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Karath] AZ-99

24 sty 2016, o 22:19

Wyświetl wiadomość pozafabularną Vergull Ciało podniesionej Olgi ciążyło Vergullowi. Powodem tego nie była jednakże waga kobiety w pełnym opancerzeniu, a narastające poczucie winy - jakoby jako dowódca zawiódł. Nawet, jeśli zupełnie nie miał wpływu na wydarzenia sprzed niespełna minuty, a Olga nie służyła pod jego dowództwem przez dłużej niż jedną misję. Tą, na której zginęła.
Adiustor przeniósł swój wzrok w stronę korytarza, którym do tego pomieszczenia wszedł pierwszy oddział. Wsłuchiwał się w słowa Vergulla i w miarę, jak kapitan przemawiał, generał markotniał.
Wreszcie spuścił głowę w dół, tak samo jak opadła wzdłuż boku wcześniej sztywno trzymana ręka dzierżąca karabin.
- Na duchy... chciałbym, żebyście nie mieli racji, kapitanie - mruknął, a z jego głosu zniknęła ta werwa i determinacja do dokonania zemsty.
Generał zamilknął, a po chwili, wreszcie okazał znaki słabości. Opadł z hukiem na kolana, jak gdyby całe jego ciało protestowało przed wykonaniem decyzji dla "dobra większości". Porzucenie kompanów w najcięższych dla niego, trzydziestu latach nie mogło być łatwym wyborem.
Do pewnego momentu wydawało się, że w ogóle go nie rozważał.
Przez dobre trzydzieści sekund, generał nie ruszał się z miejsca. Szepcząc pod nosem, z tego, co zrozumiał Vergull, generał łączył się z duchami własnego oddziału. Nie szukał jednak wsparcia w tym trudnym wyborze. Szukał wybaczenia.
- Powinniśmy iść - mruknął, przygnębiony i przytłoczony brzemieniem, które od tej chwili ciążyć będzie na jego sercu.
Pozwolił kapitanowi wraz z Olgą przejść, a jeden z jego ludzi pomógł przeciągnąć martwe ciało przez szyb. Respektowali decyzję Vallokiusa odnośnie wyciągnięcia z tego zawalającego się obiektu martwej, ludzkiej kobiety. Ostatecznie była ona częścią jego zespołu - turianka czy też nie.
Cała czwórka turian powoli przedostała się do korytarza ewakuacyjnego. Rząd lampek w podłodze rozświetlał im przejście, mrugając nieustannie alarmowymi sygnałami, a w uszach wciąż słyszeli dobiegający z kompleksu głos ludzkiej WI ogłaszającej detonację za już tylko cztery minuty.
Biegiem tak szybkim, na ile pozwalało to Vergullowi przy niesionym ciele, pokonywali dzielący ich od ośrodka kompleks, w przypływie adrenaliny nie zwracając uwagi na to, jak daleko sięgał tunel. Po lekkim skosie w górę biegli nim prosto, a w pewnym momencie metalowa posadzka ustąpiła błocie, w którym biegało się zdecydowanie ciężej. Światła zniknęły wraz z końcem zmodernizowanego odcinka, pozostawiając im latarki zamontowane w karabinach każdego z turian, choć w przypadku Vallokiusa i jego ograniczonych ruchów wiele nie pomogło to rozwiązanie.
Kilkadziesiąt, jak nie kilkaset metrów dalej, podłoże pod nimi zaczęło się trząść. Jeden z towarzyszy Valokarra na moment zwolnił, ulegając pokusie spojrzenia w tył, lecz generał natychmiast złapał go za rękę i pociągnął bliżej w stronę wyjścia. Czując, jak ciało ludzkiej kobiety coraz bardziej ciąży w słabnących od takiego wysiłku fizycznego rękach Vallokiusa, kapitan przyspieszył, niesiony do przodu adrenaliną i wizją zawalającego się za nimi tunelu.
I wreszcie, biegnąc praktycznie na ślepo od zaparowanego wnętrza hełmu, przepełnieni strachem i determinacją, dostrzegli wyjście. Odcinające się na tle jasnego nieba - zaledwie wąski otwór wychodzący w nieznanej im skale, w której połowicznie wydrążony był ostatni odcinek tunelu.
W tym też momencie, w którym Vergull niemal w ostatniej chwili wypadł na zewnątrz, uciekając z zawalającego się korytarza, uruchomił się jego komunikator.
- Kapitanie? Mamy sygnał, możesz dostroić... tak, tak właśnie. Halo, kapitanie? - głos Demrilla w słuchawce zdyszanego turianina brzmiał... obco. Jak gdyby Vallokius wrócił do świata, o którym dawno temu zapomniał. Rozejrzenie się po powierzchni AZ-99, po stosunkowo nieznanym mu terenie, w którym wylądował, było dość abstrakcyjnym przeżyciem.
- Kapitanie, udało nam się was zlokalizować, ale reszta zespołu nie odpowiada... Znajdujecie się niespełna trzy kilometry od obiektu X-239. Zwierzęta niemal dorwały się do Tarena i Villelixa poprzedniej nocy. Czekaliśmy z ich ewakuacją do samego końca... Zaczynamy właśnie przygotowania, pozostało niewiele czasu do zmierzchu.
Te słowa jakby uświadomiły Vergullowi ich sytuację. Generał, stojący nieco za nim, wraz z ludźmi wyraźnie zszokowany rozglądał się po powierzchni AZ-99, której nigdy nie widział. Oczy Vallokiusa przeniosły się z tego widoku na coś znacznie bardziej przerażającego - ogromne słońce, Karath, właśnie chyliło się ku zachodowi. Spora część jego tarczy widniała już za horyzontem, rozświetlając ten obszar nieba krwawą łuną.
- Kapitanie, wyznaczyliśmy punkt pomiędzy wami a obiektem. Musicie do niego dotrzeć, natychmiast!
Fakt, iż Demrill nie zadawał zbędnych pytań, nie powinien dziwić kapitana. Sytuacja była najwyraźniej ciężka, a okno czasowe, w którym musieli się zmieścić, było bardzo wąskie. Na omni-kluczu Vergulla, który, dla odmiany, zaczął normalnie funkcjonować w pewnym momencie, ukazała się prosta mapka topograficzna terenu przedstawiająca punkt ewakuacji - lądowisko niemal równo pomiędzy ich obecną pozycją, a tajemniczą piramidą.
Kolejny bieg był... ciężki. Pod koniec pokonanej trasy każdy nerw ciała kapitana wrzeszczał z bólu, a mięśnie domagały się odpoczynku. Ciężar odczuwalny ludzkiej kobiety niemal dorównał ciężarowi decyzji, którą podjął, a która spoczywała na jego sercu. Wykończony misją, zarówno psychicznie, jak i fizycznie, wraz z uratowaną trójką turian biegł niemal nie myśląc o tym, w które miejsce stawia krok. Jego ciało samo o tym decydowało, pozwalając mu skupić się na bólu, odczuwalnym w każdym aspekcie tego biegu.
Niemal przez mgłę pamiętał znajomy huk wchodzącego w atmosferę statku kosmicznego. Hunter wylądował płynnie w momencie, w którym ostatnie promienie Karathu rozświetlały powierzchnię, a na planecie zagościł zmierzch cywilny.
Demrill jako pierwszy zszedł po otwierającej się rampie hangaru. Wyraźnie zszokowany, lecz milczący odebrał niesione przez całą drogę przez wycieńczonego kapitana ciało. Rozpoznał w nim Olgę Sidorchuk. Nie zadawał jednak pytań. Widział wycieńczenie, którego doznał Vallokius. Natychmiast zabrał jego, jak i trójkę turian na pokład. Dowiedziawszy się z pewnością od Vergulla o możliwym wirusie, nie pozwolił im początkowo na przejście wgłąb pokładu.
Zaraz za nimi, również zdyszani i zmęczeni, na rampę wskoczyli Villelix i Taren.
- Wypełnię procedury, kapitanie - zapewnił Demrill o stworzeniu izolatki dla dwójki turian.
Generał, będący na skraju fizycznego wyczerpania, znacznie od Vergulla starszy, opadł na ziemię po zamknięciu się rampy. Usiadł na jednej ze skrzyń, głośno dysząc po tym maratonie. Nim poddał się diagnostyce medycznej, spojrzał po raz ostatni na Vergulla.
- Zabierz nas na Palaven, kapitanie - wychrypiał, a w połączeniu z tembrem jego głosu, tego typu wymowa była niemal niezrozumiana dla nieturian. - Powiadom patriarchę Dan... Któregokolwiek, który jest nim obecnie...
Po wypowiedzeniu tych słów, Quirill, który, mimo własnego wycieńczenia, natychmiast pragnął wypełnić swoje obowiązki, naprędce pokierował kapitana do pomieszczenia obok, w którym polecił zdjąć mu pancerz i wykonać na nim diagnostykę w pierwszej kolejności.
Ciało Olgi Sidorchuk na ten moment musiało pozostać w hangarze.
Zabawne, jak wirus mało obchodził w tej chwili Valokarra. Czując, jak mała cząstka w nim umarła tam, kilka kilometrów pod ziemią, obecnie myślami był gdzie indziej i nie obeszła go informacja, iż jego skan medyczny nie pokazuje żadnych anormalnych zmian w budowie w porównaniu do skanu przed misją. W przypadku generała i jego towarzyszy, których danych nie mieli, szukanie wirusa będzie musiało potrwać trochę dłużej.
Na zewnątrz czekał na niego Desan. Nie zamierzał wywierać na kapitanie presji ani wypytywać go o wydarzenia na powierzchni. Nie spytał nawet o ciało Olgi Sidorchuk, wiedząc, że jeśli kapitan własnoręcznie je przyniósł na Huntera, jej śmierć mogła nie paść z jego ręki.
- Startujemy z planety, powinniśmy wyjść z jej atmosfery za niecałą minutę - poinformował jak zwykle gotowy do pracy Demrill, czytając dane z trzymanego w dłoni datapadu i ograniczając je do minimum, które kapitan musiał znać. Z pewnością dlatego, by pozwolić mu na odpoczynek. - Dostrzegliśmy nieznany pojazd startujący z innego miejsca na powierzchni w momencie schodzenia, ale nie mogliśmy dokonać przechwytu bez ryzykowania waszego życia. Obecnie są oni w połowie drogi do przekaźnika.
Oczywiście, decyzja okazała się słuszna. Hunter ewakuował ich dosłownie w ostatnim momencie. Gdyby Desan postanowił przechwycić pojazd, który, jak Vergull podejrzewał, należał do Widma, nie wiadomo, czy udałoby się im przeżyć na powierzchni, w nocy.
- Zechcecie wiedzieć, kapitanie, iż Kersan ma się już bardzo dobrze i jest w pełni wybudzony od ostatnich pięciu godzin. - znowu, towarzysz zraniony niemal w innej epoce. Powrót do środowiska Huntera wydawał się być dla Vallokiusa niemal nienaturalny.
Demrill podniósł wzrok znad datapadu i przeniósł go na swojego kapitana.
- Potrzebuję jeszcze jedynie celu odlotu Huntera. Zalecam wybranie systemu z przyjazną nam stacją paliw, gdyż potrzebujemy podładować nasze rezerwy.

Wyświetl wiadomość pozafabularną Vex Małe, wychudzone dziecko rozpaczliwie wczepiło się w turianina, powstrzymując łkanie, jak gdyby nie miał już czym płakać. Nie chciał patrzyć na ich drogę, gdy biegli - natychmiast schował twarz i mocno zamknął oczy. Przez cały ten okres nic nie mówił.
Viyo był wdzięczny, że Mat zamknął oczy. Tuż po wyjściu przez drzwi, po lewej stronie dostrzegli gruzy z zawalonego sufitu. Spod kilku kamieni wystawały powyginany w nienaturalny sposób, ludzkie kończyny.
Lindsay nie odzyskała przytomności, nawet przy podskakiwaniu jej ciała i obijaniu się głowy o opancerzone plecy asari w trakcie biegu. Poruszali się zmodernizowanym i oświetlonym korytarzem, który kiedyś możliwie faktycznie wydrążony był w czasach wydobywania na planecie surowców. Teraz, mając wiele podpór, wyposażony był również w głośniki.
- Czas do detonacji: trzy minuty, dwanaście sekund. Cały personel proszony jest o przejście do punktu ewakuacyjnego.
Światła lamp alarmowych umieszczonych w podłodze mieniły się wielorakim blaskiem, kierując ich non stop naprzód. Oddech stawał się coraz szybszy w miarę, jak ciało poczynało się męczyć, lecz gnało pchane adrenaliną i zwykłym strachem.
Ich tunel, w przeciwieństwie do tego, którym w tym czasie podążał Vergull z generałem, nie skończył się jednak błotem. Zamiast tego, dostrzegli ogromny napis "PROM EWAKUACYJNY #1", zaraz obok loga Przymierza i cytatu, tak dobrze im znanego, który przetłumaczyła im nieżyjąca już Olga.
- Pakuj ich - warknęła Vasir ochrypniętym od wciąganego w zawrotnym tempie, suchego powietrza.
- Czas do detonacji: jedna minuta, trzydzieści dwie sekundy.
Vasir rzuciła wręcz Lindsay na jedno z siedzeń. Prom ewakuacyjny okazał się być dość małą korwetą, zdolną pomieścić co najmniej dwanaście osób w przedziale ładunkowym. Do przedziału dołączona była kabina pilota, odgrodzona jedynie szybką, przez którą wszystko można było usłyszeć. Asari natychmiast zajęła tam miejsce.
Drzwi zatrzasnęły się, gdy stare, lecz wyraźnie niedawno odświeżane mechanizmy załadowały interfejs w kokpicie, ukazując dość zautomatyzowany system. Asari po kilku sekundach zorientowała się w podstawach sterowania pojazdem.
- Przypnij gdzieś Foster. Musimy wynieść się stąd ekspresowo - zakomunikowała porucznikowi, uświadamiając mu przy tym, że wciąż wczepione w niego dziecko również powinno zostać jakoś "zamocowane" do siedzenia. Na szczęście przy każdym z siedzeń widoczne były zatrzaski spełniające rolę pasów. Usadzenie Lindsay na miejscu było prostym zadaniem - okazała się nie ważyć zbyt wiele, co wyjaśniało, jak Vasir zdołała tak długo z nią biec.
Korwetą szarpnęło. Z zawrotnym przyspieszeniem oderwała się od swojego lądowiska i pomknęła dalej wydrążonym, znacznie większym tunelem, który rozchylił swoje wrota w chwili aktywacji systemów pojazdu. Światełka awaryjne migały w szybie w kabinie pilota, rozświetlając panującą w przedziale ładunkowym ciemność.
Jeden z paneli, które się aktywowały, wyświetlał dobiegające końca odliczanie, a we wnętrzu transportera dalej przemawiał kobiecy głos.
Kilka sekund później poruszania się w tunelu, w ciemności naprzeciw rozpoczęły rozchylać się drzwi. Nie mogli widzieć, w jaki sposób zamaskowane były od zewnątrz tak, by nikt ich nie znalazł. Wiedzieli jedynie, że ich wyjście pojawiło się na ich drodze zaledwie chwilę przed tym, jak eksplozja rozerwała znajdujący się głęboko pod ziemią kompleks, grzebiąc dziesiątki turian, których wychudzone lub starcze ciała niemal wypaliły się na siatkówce porucznika, wraz z obciążającą jego serce winą.
- Detonacja ładunków. Projekt Exodus został zakończony - poinformował ich wyzuty z emocji głos WI, gdy poczuli pierwsze drżenia ziemi, nim korweta wychynęła na powierzchnię.
Przez wizjery pojazdu do środka wlało się światło dzienne, ukazując im zakurzone siedzenia ustawione w dwóch rzędach, apteczkę na ścianie oraz skrzynkę oznaczoną jako suchy prowiant i zapas wody na podróż dla trzynastu osób, łącznie z pilotem. Na ścianie tylniej przedziału ładunkowego znajdowały się przysłonięte wizjery, które porucznik mógł otworzyć.
Sprawdzając bezpieczeństwo tego wylotu, dostrzegł, że zarówno Mat, jak i Lindsay, byli pozbawieni przytomności. Dziecko najwyraźniej osiągnęło swój limit przyjętego szoku i zemdlało, gdy Vex był zbyt zajęty rozmyślaniami o tym, czy w ogóle uda im się uciec na czas i nie zwrócił uwagi na więdnące w ciemności ciało.
Mat i Forest mieli jednak stały, wyczuwalny puls, mogli się więc o nich na dłuższą metę nie martwić.
Wciąż panował dzień, lecz słońce chyliło się już ku zachodowi. Vasir, nieustannie badająca możliwości pojazdu, zdecydowała się natychmiast kierować ich, pod odpowiednim kątem, w niebo. Osiągając pierwszą prędkość kosmiczną potrzebną do ucieczki z AZ-99, przez dosłownie moment w tylnych wizjerach (jeśli porucznik zdecydował się je odsłonić) zamigała im błyszcząca, idealna powierzchnia piramidy, otoczona porozrzucanymi w błocie modułami. Całość sprawiała wrażenie pochodzenia z bardzo dalekiej przeszłości - z czasów, gdy Viyo był nieco innym turianinem. Zupełnie, jakby na powierzchni tej planety, a raczej pod nią, pozostawił fragment samego siebie.
Pojazd drżał, gdy przebijał się przez atmosferę planety, pokonując jej grawitację. Po kilkunastu minutach znaleźli się już w przestrzeni kosmicznej, co było dość abstrakcyjnym przeżyciem dla Vexariusa. Nie mógł sobie wręcz wyobrazić, jakim będzie dla dwójki nieprzytomnych teraz pasażerów.
- Kieruję nas do Przekaźnika i prosto na Cytadelę - przemówiła Vasir, oglądając się na nieprzytomną dwójkę. Odezwała się po raz pierwszy od wyjścia z tunelu. - Widzę Huntera na radarach. Podchodzi do lądowania na planecie.
Oznaczało to dwa możliwe zakończenia - albo statek wracał po Vergulla z generałem, którym udało się uciec na czas, albo też po pozostawionych przez nich wcześniej w centrum badawczym załogantów. Pytanie które rozwiązanie pasowałoby Vexariusowi bardziej? W kwestii Vasir nie miał się co zastanawiać.
W zasięgu ich omni-kluczy pojawiła się zawieszona dość daleko, lecz zawsze, boja komunikacyjna, z czego Vasir natychmiast skorzystała. Pochłonięta własnym komunikatorem nie angażowała się w rozmowę, lecz odpowiadała na możliwe pytania. Może taka była jej metoda na radzenie sobie z emocjami?
Tak czy inaczej, lecieli w stronę Przekaźnika, którym następnie Vasir zabrać miała ich na Cytadelę. Pytanie, czy Viyo chciał kontynuować podróż z nią?

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Karath] AZ-99

25 sty 2016, o 22:20

Ucieczka przed detonacją zapisała się w pamięci porucznika jako chaotyczny pokaz slajdów. Wycinki obrazów, zmieniające się niczym w automatycznym wyświetlaczu, były wystarczające by zrekonstruować na ich podstawie co się wydarzyło, ale podczas ostatnich siedmiu minut umysł Vexariusa nie był w stanie zarejestrować nic więcej. Napięcie, podjęta decyzja, śmierć Olgi, śmierć setek turian, zdrada Hierarchii dla idei większego dobra... Mężczyzna biegł za asari, sterylne ściany przesuwały się po obu stronach, jego własny, urywany oddech wewnątrz hełmu zagłuszał wszystko dookoła, a umysł skupiał się tylko na stawianiu kolejnych kroków oraz wiotkim chłopcu, ciążącym mu na ramieniu. Pamiętał rampę promu, zasuwającą się za nimi, gdy znaleźli się na pokładzie; narastający szum silników, kiedy Vasir uruchomiła pojazd; cichy trzask zatrzasków pasów, którymi przypinał bezwładną Lindsay, a potem Mata.
Szarpnięcie przyspieszenia, wciskającego go w fotel, gdy prom ewakuacyjny przedzierał się przez warstwy atmosfery.
A jednak, jakaś część jego mózgu pozostała aktywna, odmawiając otępiałej bierności. Ta sama, która zawsze analizowała i wytykała błędy, ta sama która szukała potencjalnych rozwiązań i wyjść, ta sama, której cichy szept podsuwał chłodną, pragmatyczną logikę wszędzie tam, gdzie emocje miały wątpliwości. Viyo przełączył blokadę osłon i obserwował jak rozsuwają się na boki, ukazując oddalającą się powierzchnię AZ-99.
Nigdy nie dowiedzieli się skąd wzięła się piramida.
Gładka, błyszcząca w słońcu maska, która wcześniej skrywała makabryczne zbrodnie i eksperymenty, a teraz masowy grób.
- Statek musi przejść kwarantannę - odezwał się po słowach Vasir, nie odrywając wzroku od malejącej planety. Jego własny głos brzmiał jakoś obco w jego uszach. I martwo. - Foster powiedziała, że "Mat oparł się jako jedyny", czyli wiemy, że wirus też został mu podany. W najlepszym wypadku zwalczył go z organizmu, ale w najgorszym wciąż może być zarażony. I zarażać innych.
Gdy okręt wyrównał lot, turianin odpiął swoje pasy. Omni-klucz zakomunikował połączenie z najbliższą siecią, ale porucznik to zignorował. Dla niego świat mógłby teraz nie istnieć.
Wiadomość o Hunterze była... nie był pewien jak ją przyjąć. Jakaś jego cząstka odczuła ulgę na myśl, że kapitan mógł przeżyć. Co jednak będzie sądzić jego załoga? To, że go znienawidzą, było bardziej niż pewne, chociaż porucznik zdążył polubić część z nich. Jego inna cząstka osunęła się głębiej w pustkę, świadoma, że mogło to oznaczać, że poświęcenie turian poszło na marne.
Nie, nie na marne. Mieli Mat'a. A to zmieniało wszystko. I wciąż mogło zapobiec wojnie, chociaż w sposób dużo bardziej... nieprzyjemny.
Nie odezwał się na wzmiankę o Cytadeli, ale też nie zaprotestował. Tamten kierunek był jedynym jaki mogli w tej chwili obrać, a jego los został związany z Vasir w momencie, w którym odwrócił się plecami do pancernej szyby odgradzającej go od reszty oddziału.

Wyświetl uwagę administratora
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”