Nexaron Dragonbite
Plan był prosty - każdy miał zająć się tym, w czym miał szanse się sprawdzić. Skoro z ich dwójki to Veratti była lepiej przystosowana do zadań technicznych, jasnym było, że przeszukaniem magazynu musiał zająć się Nexaron. Podczas, gdy towarzysząca mu pani doktor bez słowa zatrzymała się przed znajdującą się w pomieszczeniu konsolą i przystąpiła do sprawdzania jej możliwości, Dragonbite mógł bez trudu zabrać się do intensywnych, aczkolwiek ostrożnych poszukiwań. Z założenia nie dotykając skrzynek opatrzonych ostrzeżeniami o wysokiej toksyczności (ich zawartość niewątpliwie była zabezpieczona dodatkowymi mechanizmami chroniącymi samych zbiorników, dobranie się do których najpewniej przerastałoby nie tylko możliwości piratów, ale także kogokolwiek innego, kto chciałby dobrać się do zawartości bez odpowiednich upoważnień), pomijał także te, których opisy wyraźnie świadczyły o tym, że nie będzie tam nic przydatnego (jak chociażby paczkę, której nadawcą była
Angielska piwnica winna Quarles Harris czy druga, nadana przez
GLab, hurtownia szkła laboratoryjnego), zdecydował się wreszcie na otwarcie dwóch niepozornych pudełek.
Pierwsze z nich, opatrzone logiem hurtowni
Terry’s Enh., zaadresowane było na nazwisko Mary Ann Larette. Ostrożnie zwalniając standardowe blokady zamykające niewielką skrzyneczkę, po krótkiej chwili biotyk mógł unieść wieko pudełka i... Jego oczom ukazał się nowy, fabrycznie zapakowany
mikroskaner i wydana na niego roczna karta gwarancyjna.
Drugie pudełko było niewiele większe, zaś tym, co przekonało Nexarona do zainteresowania się jego zawartością, był adresat. Paczka miała trafić nie gdzie indziej, jak do Wydziału Administracji IFiGP. O tym, że otwarcie także i tej paczki było dobrym pomysłem, szturmowiec przekonał się zaraz po ostrożnym rozerwaniu tekturowego pudełka, jakie znajdowało się w standardowej skrzynce kurierskiej.
Identyfikatory. Stosik pustych, świeżo wydanych, czekających na uzupełnienie dowolnymi danymi. Wyglądały wprawdzie inaczej niż chociażby legitymacja Xaviera Mallory’ego a wyraźny nagłówek
WIZYTA GOŚCINNA wyraźnie świadczył o ograniczeniach, jakie mogły dotyczyć ewentualnych przywilejów gwarantowanych przez wejściówkę, tym niemniej - to wciąż było więcej, niż mieli dotychczas.
Podczas, gdy Nexaron zajmował się szperaniem po magazynie, Farimie udało się tymczasem zabezpieczyć im lokum. Jakkolwiek nie zechciała podzielić się informacją na temat tego, co dokładnie umożliwiała konsola, jedno stało się pewne - drzwi do magazynu, zarówno te prowadzące na zewnątrz, jak i te wiodące w głąb budynku, zostały zamknięte od środka. Kontrolki zajaśniały czerwienią, sama Veratti odetchnęła z ulgą. Nawet, jeśli sen tutaj nie miał należeć do spokojnych, to przynajmniej byliby zawczasu uprzedzeni, gdyby ktoś do pomieszczenia się dobierał.
Skoro zaś to zostało uczynione, nie pozostało im nic innego, jak skorzystać z kilku pozostałych do świtu godzin. O tym, że nie warto pracować w nocy, Farima mówiła przez chwilę, snując domysły na temat prawdopodobnych dodatkowych zabezpieczeń - zamykania drzwi, z których i tak nikt w nocy miał nie korzystać czy patroli ochrony snującej się po korytarzach - oraz o znacznie łatwiejszej możliwości wykrycia (ostatecznie skoro w nocy wszyscy powinni spać, nagłe otwieranie się drzwi czy ewentualne zapalanie świateł z pewnością byłoby czymś niecodziennym i zastanawiającym). Potem zaś, z sapnięciem lokując się w jednym z kątów pomieszczenia, przeciągnęła się leniwie i informując, że dzień zaczynają około szóstej rano, rozsądnie oddała się w objęcia Morfeusza.
Skoro jutro miało być trudniej, powinni być przytomni.
Dzień 2.
godz. 6:40
Nexaron Dragonbite
Jakkolwiek sama noc była niespokojna - zarówno Dragonbite’a, jak i Farimę budziły najlżejsze szmery dochodzące z korytarza, czy to kroki, czy odległe głosy - poranek należało zaliczyć w zasadzie do udanych. Nikt nie dobijał się do drzwi, nikt nie próbował naruszyć założonych przez Veratti tymczasowych blokad - i chyba nikt też ich w ogóle nie zauważył. Choć należało się spodziewać, że magazyn raczej prędzej niż później wreszcie kogoś przyciągnie - ostatecznie zebrane tu przesyłki należało dostarczyć do adresatów - wychodziło na to, że mieli trochę czasu, by wcześniej się stąd zabrać.
Przeciągając się leniwie, pani doktor nie traciła czasu. Zbierając się z podłogi otrzepała uniform i przecierając zaspaną twarz dłonią rozprostowała plecy. Nie powitała się żadnym szczególnym powitaniem - ani
cześć, ani
dzień dobry, ani
pocałuj mnie w dupę - trudno było ją jednak za to winić. Byli na Tyrze. SRF w porównaniu do Instytutu był piaskownicą i kobieta musiała zdawać sobie z tego sprawę. Cokolwiek zamierzali tu zrobić, musieli być ostrożni. Miejsca na głupią brawurę było niewiele, podobnie na dumę samowystarczalnego pirata - będąc na terenie IFiGPu powinni korzystać z każdego ułatwienia, które udałoby im się uzyskać. A skoro tak, to z pewnością warto byłoby przyjrzeć się znalezionym poprzedniego wieczora identyfikatorom. Nie skorzystanie z nich - przynajmniej na początku - byłoby chyba marnotrawstwem okazji.
-
Pokaż te wejściówki - rzuciła więc Farima, tym samym zaczynając dzień bez nieprzydatnej, za to wykorzystujących czas kurtuazji i beztroskich rozmów. -
Wizyta gościnna... Nie ważne, i tak powinniśmy z nich skorzystać. - Zamilkła na chwilę, zmarszczyła lekko brwi i wreszcie spojrzała na Nexarona pytająco. -
Powinniśmy mieć jakąś historyjkę, dzięki której moglibyśmy dostać się jak najbliżej docelowych laboratoriów... Z tego, co mi wiadomo, interesuje nas skrzydło D, II i III piętro. Nie wiem jednak, gdzie dokładnie to jest. Strzelam, że najłatwiej byłoby dostać się przez to główne wejście, bo najpewniej tamten budynek jest jakąś poczekalnią, salą segregacji... Czymkolwiek. Musi być stamtąd łącznik do części służbowych. Chyba. - Veratti potrząsnęła lekko głową. -
Bez mapy niczego jednak nie wiem na pewno.
Asaia Cassi
Intensywny początek dnia był czymś, co mogło skłonić do ponownego zastanowienia się nad słusznością swej decyzji. Poprzedniego dnia, po uzyskaniu dodatkowych szczepień udała się wprawdzie wprost do swojego pokoju, by zająć się pakowaniem i czym prędzej położyć spać, ale wizja tymczasowych przenosin do miejsca, o którym tak wiele się mówiło, nie pozwoliła jej zasnąć zbyt prędko. W efekcie, budząc się o skandalicznie wczesnej godzinie, była niewyspana, zaś udając się do portu - co najmniej w połowie nieprzytomna. Dobrze więc, że niczego od niej nie wymagano - po okazaniu nabytego poprzedniego wieczoru biletu i bezproblemowym przejściu odprawy mogła opaść na jedno z wolnych siedzisk w promie (ten był wprawdzie nieco bardziej luksusowy niż standardowe modele, ale wciąż daleko było mu do faktycznej limuzyny - większość usprawnień była czysto technicznych, mających wpływ na prędkość lotu i wytrzymałość maszyny), nie zmuszając jeszcze swego mózgu do nazbyt wysokich obrotów.
Sama podróż była jednak zbyt krótka - lot trwał nieco ponad pół godziny - by móc popracować nad swym niewyspaniem. Ponadto nie sprzyjały temu także warunki - zajęte było wszystkie dziesięć oferowanych przez prom miejsc i delikatny ścisk sprawiał, że trudno było mówić o szczególnej wygodzie.
Ostatecznie więc na Tyr dotarła wyglądając jak siedem nieszczęść, ale - to nic! Stawiając stopy na terenie przyległego do Instytutu portu wytrzeźwiała szybko. Była tu, gdzie nie każdego wpuszczano i... Prędko przypomniała sobie o nieścisłościach związanych z całą tą otoczką tajemnicy, niechęcią Sergia do pracy tutaj i ogólnym zamieszaniem, jakie wywoływało użycie nazwy
Haieliv.
A przecież ona mogła to zobaczyć. Chyba. Ostatecznie miała pracować przy tym właśnie projekcie. Przy projekcie, który przeniesiono na Tyr, żeby zająć się badaniami z dala od przewrażliwionych mediów i opinii publicznej.
O co tu tak naprawdę chodziło?
To było pytanie na przyszłość, bo w tej chwili musiała zająć się tematami bardziej przyziemnymi - jak chociażby zakwaterowaniem. Skoro asystentura obejmować miała przynajmniej miesiąc, z pewnością musiało być przewidziane mieszkanie. Ponadto należało oczekiwać, że ktoś zajmie się wprowadzeniem Asaii w szczegóły pracy i pomoże jej przebrnąć przez resztę biurokracji. W tym momencie nie pozostało jej więc nic innego, jak udać się do umieszczonej przy głównym wejściu rejestracji i tym samym nawiązać pierwszy kontakt z oficjalną stroną Instytutu.
-
Proszę. - Gdy po odczekaniu kilku chwil w ogonku czekających petentów nadeszła kolej Asaii, siedząca za ladą rejestracji kobieta uśmiechnęła się sympatycznie. -
Doktor Asaia Cassi. - Spoglądając na przedstawione jej przez asari papiery - w tym między innymi otrzymane od Nishy poświadczenie podjęcia pracy w Instytucie - rejestratorka prędko wprowadziła dane kobiety to tutejszego systemu, chwilę później wydając nowy, imienny identyfikator pracowniczy. -
Serdecznie witamy i życzymy miłego pobytu. - Przedstawicielka jednostki uśmiechnęła się szeroko i wskazała główne wejście - szerokie, przeszklone drzwi, obok których stacjonowała dwójka tutejszych ochroniarzy. -
Przypominam, że na teren obiektu nie wolno wnosić broni ani ostrych narzędzi bez stosownych uprawnień. Jeśli jest pani w posiadaniu tego typu przedmiotów, proszę pozostawić je u ochrony - budynek po lewej, na parterze.
Tak poinstruowana, Asaia ustąpiła miejsca kolejnemu petentowi. Teraz... Jakkolwiek patetycznie mogło to brzmieć, miało się teraz zacząć coś nowego. Co? Tego jeszcze nie wiedziała, ale nie ulegało wątpliwości, że miała się tego dowiedzieć bardzo szybko.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 16.06, północ