godz. 9:45
Nexaron Dragonbite
Kilka spokojnych, względnie przyjemnych chwil zakłócił ból. Nie był to atak nagły, nie uderzył w Dragonbite’a niczym grom z jasnego nieba - raczej rodził się powoli w okolicach skroni, pełznął ku potylicy i w kierunku czoła, by powoli, acz uparcie objąć całą czaszkę. Tępy ból nie był intensywny i na ten moment dało się go znieść, trudno było jednak uznać go za coś komfortowego - tym bardziej, że nie sposób było stwierdzić, czy na tym się skończy. Na razie ani plecy, ani głowa nie utrudniały jasnego myślenia, może jednak dobrze byłoby przygotować się na to, że później nie będzie to tak łatwe?
Dragonbite, oczywiście, bezczynnym być nie zamierzał. Po chwili manipulacji przy wcześniej poluzowanych pasach uwolnił ręce zaskakująco łatwo, tym samym czyniąc pierwszy krok ku uwolnieniu się. Krok ten był wprawdzie jednym z łatwiejszych - pozbycie się więzów było niewątpliwie mniejszym wyzwaniem od przedarcia się (przekradnięcia?) przez tłumne, szpitalne korytarze, nie wspominając już o wyminięciu ochrony, tym niemniej pierwszy sukces można było uznać na przykład za dobry omen, bo czemu nie?
Same dodatkowe oględziny sali nie przyniosły zbyt wiele nowych odkryć. W jednej z dużych, stojących na parapecie donic można było wprawdzie zauważyć metalową podpórkę dla gibkiej, smukłej rośliny (podpórka ta była niczym więcej, jak kawałkiem grubszego druta zaostrzonym końcem wbitego w grubą warstwę ciemnej ziemi), trudno było jednak uznać to za satysfakcjonujące narzędzie czy broń. Najwyraźniej sale szpitalne zawczasu opróżniano z potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów.
Wbrew też nadziejom biotyka, Veratti na progu pokoju się nie pojawiła, co rzeczywiście pozostawiało szturmowca zdanego na własne zdolności - tymczasowo lub, gdyby Farimie coś się stało (lub gdyby zwyczajnie nie dała rady się uwolnić), na stałe.
Asaia Cassi
Przejmując od Cassi przyniesione próbki, Eldoran od razu przystąpił do pracy. Nim jeszcze padło pierwsze pytanie, salarianin ostatni raz rzucił okiem na wyświetlane na ekranie zestawienia, by w kolejnej chwili całą swą uwagę skupić już na procedurach przygotowujących pobrany materiał do szczegółowych analiz...
No, prawie całą uwagę. Choć bowiem zdawał się być całkowicie oddany swej pracy, nie przeszkadzało mu to w rozmowie. Nie spoglądał wprawdzie na Asaię, a tylko na przygotowane uprzednio do pracy stanowisko, bez wahania odpowiadał jednak na jej pytania, na każde z nich. Zasady zasadami, ale podejście Eldorana do tajemnicy prowadzonych badań było bardzo liberalne. Gdy zaś przydzielono mu Cassi za asystentkę, najwyraźniej nie widział już absolutnie żadnego powodu, dla którego miałby cokolwiek przed nią ukrywać. Był teraz jej nauczycielem mającym wdrożyć ją w trwające prace, a skoro tak, to przecież nie mógł ukrywać przed nią szczegółów.
- Nie. Biotyka nie stwierdzona - zaczął więc od pierwszego pytania, jednocześnie zajmując się próbkami krwi Nexarona. Korzystając z poustawianych przedtem w równym rządku odczynników, bez choćby jednego słowa wyjaśnienia przystąpił do preparowania odpowiednich komórek i substancji, które następnie poddane miały dalszym procesom. Już teraz widać było, że całość badań mogła być czasochłonna (lekko licząc, trzeba było kilku godzin, by z próbek uzyskać bardziej konkretne tabele czy obrazy), co jednak stwarzało doskonałą okazję do rozmowy - przynajmniej na początek.
Tym bardziej, że sam Eldoran nijak nie reagował na napastliwy ton Asaii, ze spokojem stawiając czoła jej wątpliwościom. Jego odpowiedzi były krótkie, ale rzeczowe, pozbawione jakiejkolwiek emocjonalnej otoczki.
- Nie. Większość to chorzy, leukodystrofia globoidalna. Choroba Krabbego, szerokie spektrum zaawansowania. Dzieci, noworodki, ale też kilkuletnie. - Po przygotowaniu odpowiedniej mieszanki chemicznej, pierwsze probówki wylądowały w wirówce, w dłoniach Eldorana znalazły się natomiast następne. - Poza tym dorośli, biotycy. Wiele skutków ubocznych, powikłań, niewydolności układów nerwowych. Ochotnicy, zakwalifikowani na własne życzenie. Wbrew sobie tylko dwóch. I ten nowy, dzisiejszy.
Odchodząc na chwilę od stanowiska, Jaredra wyminął Asaię i w kilku krokach znalazł się przy jednej z obecnych w pracowni lodówek. Wyjmując stamtąd dwie niewielkie buteleczki - najpewniej kolejne odczynniki - zawartość których przez krótką chwilę oceniał, unosząc naczynia pod światło i wstrząsając lekko.
- Zostanie przebadany. Zdrowy, funkcjonujący biotyk, pożądana analiza piezo. Haieliv... Tak. Tak, możemy podać. Zależy od wyników, podobne testy jednak... Interesujące. Tak. Być może zostanie. Albo nie, wtedy „Czyściec”. Kara za przestępstwa. - Charakterystyczny dla salarian sposób mówienia był nieco problematyczny, nie na tyle jednak, by uniemożliwiać rozmowę... Czy raczej wywiad, bo w tej chwili do tego właśnie się to sprowadzało.
Wracając do stanowiska, ponownie sięgnął po odwirowane próbki. Pracował jak automat, a przez to, że stosowanych procedur nie wyjaśniał, dla nie pracującej na co dzień w laboratorium Asaii wszystko, co widziała, było czarną magią. Spokojnie można było założyć, że to, co czekało na nią samą - jej stanowisko pracy wciąż było gotowe, nieuprzątnięte - było najpewniej czymś prostszym i dobrze wyjaśnionym w leżących nieopodal instrukcjach.
- Dwadzieścioro troje dzieci i jedenaścioro dorosłych. Ludzie, turianie, asari. - odpowiedział bez zająknięcia Eldoran, jednak... Dziwne. Trzydzieści cztery osoby to bardzo mała próba, badania kliniczne wymagały zawsze większych, liczniejszych grup. Tak niewielka nie gwarantowała wiarygodności wyników, nie byłaby też uznana w procesie przyznawania lekowi stosownych atestów.
- Brak załamań jak w przypadku Hlv-1, ale wciąż zbyt mało danych. Wyniki niejednoznaczne, choć obiecujące. Rozwój choroby zatrzymany, szanse na przedłużenie życia: 65%. Zwiększenie potencjału biotycznego, wzrost co najmniej dziesięcioprocentowy. Interesujące wyniki testów biotycznych u osób nieeksponowanych na piezo.
Słowa Eldorana były jasne, choć... Pewnym problemem była konkretność Jaredry. Doktor odpowiadał tylko na to, o co został zapytany, nie mówiąc nic ponadto. Być może jeszcze bardziej precyzyjne pytania umożliwiłyby połączenie tego, co, choć już nieco mniej tajemnicze, wciąż pozostawało nie do końca jasne.
Oczywiście, można było też po prostu zaczekać na wyniki. Analiza porównawcza danych widocznych na ekranie oraz tych, które miano uzyskać z próbek pobranych od Dragonbite’a z pewnością miała odpowiedzieć na pewne pytania.
Wyświetl wiadomość pozafabularną