Wyświetl wiadomość pozafabularną
Coś w jej głowie kazało jej przestać. Zejść z biurka, wrócić na Wraitha, może zahaczyć znowu o centrum medyczne, skoro było względnie niedaleko. Powinna poradzić sobie z dotarciem tam bez sięgania po broń. Wystarczyła mała, paranoidalna myśl, że znowu traci nad sobą kontrolę, by ścisnęła kubek nieco mocniej, prawie go zgniatając.
Pokręciła głową.
Nie.
-
Nie musisz.
Ostatecznie, patrząc z odpowiedniej strony, nie siedziała na biurku, tylko się o nie opierała. Wspierała. Upiła łyk napoju, zajmując myśli tymi kilkoma saszetkami cukru, które wsypał do środka. Nie dawały jej spokoju - jak można było brać z natury gorzki napój i to w tak sztuczny sposób zmieniać? Bóg go opuścił?
Zaraz, mówi coś.
Przeniosła na niego spojrzenie, natrafiając na jego wzrok, skupiając się znowu na chwili teraźniejszej. SI? Od razu poczuła pokusę - jej usta otworzyły się, zanim zdążyła je powstrzymać.
-
Wraith jest obecnie na szczycie rozwoju wojny cybernetycznej, na jaki może dotrzeć przy pomocy żywych operatorów. SI podnosi go niemal dwukrotnie. Przydałaby się - westchnęła, mając nadzieję, że nie odbierze to jako "zrób mi SI", bo głupia nie była. Wiedziała, że to tak nie działa. -
Pewnie wymagałoby to od cholery czasu, pieniędzy i zaufania do Cerberusa, którego nie mam. Wolałabym nie skończyć w tej historii jak Quarianie we własnej przygodzie z tworzeniem samoświadomych maszyn.
Sam fakt, że nigdy nie żył na statku, wydawał się jej... mocno specyficzny. Nie pamiętała już, jak żyje się na "lądzie", nie umiała sobie tego wyobrazić.
-
Przyzwyczaisz się. Ostatni raz mieszkałam poza nim był kilka lat temu. Zresztą, w moim przypadku zostanie w jednym miejscu nie byłoby do końca strzałem w dziesiątkę.
Nawet, gdyby skorzystała z plików, które przygotował, wciąż nie mogłaby się przyzwyczaić. Chociaż kiedyś myślała, że nie będzie potrafiła żyć bez wojska - póki życie i wydarzenia brutalnie nie wyciągnęły jej z poprzedniego życia, wciskając w inne, obce.
Kolejny łyk. Już połowy płynu nie było, zaczynał stygnąć. Nieistotne - wciąż miała przed sobą jego ciemną barwę, w którą mogła się wpatrywać, póki Rhama nie odezwał się ponownie. Bała się kolejnej wymówki, która z pewnością by ją tylko wkurwiła - a jednak. Jej oczy podążyły znanym już torem, z powrotem ku zmodyfikowanej, ciemnej twarzy Naeema. Odczekała, aż skończy. Uśmiech z jej twarzy zniknął, a ona sama wpadła w trans - szukała odpowiednich słów. Znalazła je dopiero po kilku sekundach ciszy.
-
Wiesz, kim był jego właściciel? Błotniaka? Pewnie czytałeś w aktach, jak miał na nazwisko. Znasz przebieg jego służby - jej wzrok, może i zwrócony w stronę mężczyzny, nie był na nim skupiony. Patrzyła nie widząc. -
Chciał mnie dorwać. Nie możesz jednak wiedzieć, że bawiło go to prawie tak samo, jak wtedy mnie. Nie wiesz, że nazywał mnie kotkiem i był gotów splunąć mi w twarz nawet w chwili, w której przystawiłabym mu strzelający wybuchowymi pociskami karabin do głowy.
Pamiętała tę sytuację doskonale. Mężczyzna zachowywał się tak, jak ona miała według akt. Według tego, co Cerberus o niej wiedział. Idealny przeciwnik.
-
Na tym polega problem. Masz te swoje akta, ale tak naprawdę nic o mnie nie wiesz. Czytasz, że zabiłam dziesiątki waszych agentów, wyobrażasz sobie moją satysfakcję z każdego takiego zabójstwa, ale nie widziałeś, jak skąpani we własnej krwi wyzywali mnie od kurew, które prędzej czy później Cerberus dorwie.
Sama myśl o tym sprawiała, że w jej oczach pojawiła się nienawiść. Nie po to jednak to mówiła, by przypomnieć sobie, dlaczego powinna Rhamy nienawidzić. A może jednak? Jej mózg był dla niej zagadką zbyt wiele razy, by miała mu ufać w takich sytuacjach.
-
Weź mój rys psychologiczny. Co w nim przeczytasz? Że mam "pograniczne zaburzenie osobowości"? Że jestem chwiejna emocjonalnie, mam skłonność do nałogów i nie kontroluję swoich impulsów? Zainteresuje cię w ogóle, jak to wygląda, czy po prostu, jako pieprzony oficer, wyślesz za mną psychopatów, myśląc, że tylko na takich nie zrobię wrażenia?
Pamiętała jeden z listów gończych posłanych za nią przez Przymierze. Lista zaburzeń się ciągnęła, gdy wojsko, które kiedyś było jej rodziną, usilnie przedstawiało ją jako psychopatkę stwarzającą zagrożenie dla społeczeństwa.
Chyba właśnie wtedy uznała, że strach temu towarzyszący powinna zaakceptować i wykorzystać.
-
Spotkałam w życiu dziesiątki wysłanych przez Cerberusa zabójców. Brutalnych, rozsmakowujących się w przemocy i niedbających o skutki uboczne. Chyba już po piątym obiecałam sobie, że zabiję każdego kolejnego, choćby udawał pieprzone niewiniątko. I nagle trafiasz się ty.
Jej usta zadrżały, gdy Hawkins z trudem się uśmiechnęła. Wspomnienia nie przywołały w niej traumy - po prostu bycie dla niej szczerą odnośnie własnych odczuć i rozbawioną nigdy nie miało miejsca w jednej chwii.
-
I wydajesz się mieć jakikolwiek szacunek do mnie i mojej załogi. Cholera, nawet skruchę udajesz doskonale - z powrotem, tym razem już świadomie, spojrzała na niego. Chciałaby móc wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje, ale czasami z jego obojętnością to było niemożliwe, a Hawkins też nie była w tym zbyt dobra. -
Jesteś jakąś pieprzoną anomalią i nie potrafię tego rozgryźć. A nawet nie masz pojęcia jak bardzo bym chciała.
Uśmiechnęła się pod nosem, odwracając wzrok i wbijając go w ścianę naprzeciwko. Upiła kolejny łyk gorzkiej kawy - przedstawienie faktów jemu było jak przedstawienie ich sobie. Dobrze było znać powód, dla którego nie chciała w tym momencie wybiec i znowu zaszyć się w kajucie na własnym statku, a mogła zostać w jego.