Wyświetl wiadomość pozafabularną
Cayne wylądował tuż obok swojego martwego towarzysza - czy raczej podwładnego. Pierwszy, poległy snajper wykrwawił się w trakcie bitwy postrzelony, czy raczej eksplodowany przez Nazira. Ostatni pies Hamesa spojrzał na moment na leżące obok niego ciało, nie wydawał się jednak przejęty kolejną,
tragiczną śmiercią. Dla niego liczyła się tylko jedna osoba i to na jej zabiciu mu zależało. Zignorował kompletnie mordującą kolejnego jego kompana Irene. Była ważna dla Westona, nie dla niego. Nią mógł zająć się później - prawdopodobnie nie widział w niej nawet na razie wielkiego zagrożenia. To Khouri nim był.
-
Zdechniesz jak pies - krzyknął w furii. Jego silniczki napędowe uruchomiły się ponownie, gdy szykował się do kolejnego, morderczego natarcia na Nazira. Poprzednie szef ochrony odparł ostatkiem sił, kompletnie zniszczyło też jego tarcze. Prawdopodobnie nie mając żadnej osłony, drugiego by nie przeżył i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jego przegrzany już karabin po raz ostatni uniósł się, celując w klatkę piersiową Cayne'a. Ostatni, wybuchowy pocisk opuścił komorę, przecinając ze świstem powietrze i trafiając lecącą na Khouri'ego sylwetkę. Pancerz mężczyzny eksplodował w powietrzu, rozrzucając fragmenty palonej ceramiki i innych, sztucznych tworzyw wszędzie wokół, nim największa część jego ciała spadła na ziemię, prosto na biurko Westona.
W czasie, w którym Nazir zbliżał się, by potwierdzić śmierć - bądź spojrzeć swojemu przeciwnikowi po raz ostatni w twarz, Irene dopadła strzelającego do jej kompana ochroniarza. Wcześniej nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi - nagłe jej pojawienie się zdziwiło go, ale nie tak, jak wbite w jego ciało ostrze. W szoku wyrwał się do tyłu, zostawiając ją z krwią i aktywnym omni-kluczem. Jego własne urządzenie aktywowało się, gdy sam, odrzucając karabin, krzyknął głośno, ruszając w jej kierunku. Trafił. Tarcze nie powstrzymały takiego ruchu. Nie przebił się jednak przez jej pancerz, a jedynie przejechał po jego wzmocnionych płytkach na jej klatce piersiowej, zostawiając za sobą długą i głęboką rysę.
Nie zdążył ponowić ataku. Khouri, choć widział ją walczącą i właśnie wdrapał się na balkon, nie wystrzelił.
Nie przerwał. Ostatnie morderstwo należało do niej.
Nazir stanął obok, przenosząc na nią spojrzenie. Wizjer w jego hełmie był pęknięty od zabłąkanej kuli, ale nie przebity. Spoglądał zza niego zmęczony, ale zdeterminowany wzrok. Potężny pancerz bojowy Nazira wymagał sporej naprawy. Przez środek biegło paskudne nacięcie, które zostawił za sobą atakujący wręcz Cayne, z którego wypływała krew. Poza tym, niektóre z płytek wyglądały niemal na wgniecione, inne z pewnością były mocno poharatane. W niektórych miejscach wyglądał tak, jakby ciało pod nim zostało zmiażdżone, ale mężczyzna poruszał się względnie normalnie co sugerowało, że tylko wierzchnia warstwa tak się prezentowała.
Schował karabin, wyrzucając z niego zużyty pochłaniacz wcześniej. Hames nie stanowił dla niego zagrożenia, co mogło sporo jej powiedzieć o sytuacji. Walka się skończyła. Wyszli z niej zwycięsko. A wgłąb balkoniku, za drzwiami o pomarańczowym panelu, znajdowała się słodka zemsta.
Zhakowanie wejścia nie stanowiło dla niej problemu. Choć mogło być złożone, zbyt daleko dotarła by miało ją teraz powstrzymać. Pozostałe pary drzwi wydawały się prowadzić do sali gier i prywatnego doku. Panele obu świeciły na czerwono. Hames skrył się w swym gabinecie z polecenia Cayne'a, czego mogła się domyślać. Do profilu mężczyzny pasowała pewność tego, że zmiecie Nazira z powierzchni ziemi i uciekną razem na spokojnie.
Wreszcie, po minutach pełnych zniecierpliwienia, panel zmienił barwę na zieloną. Drzwi rozsunęły się ukazując im elegancko urządzony gabinet, którego większość mebli została przewrócona w ataku złości. W sekcji sypialnianej stało łóżko obok wystawnego barku pełnego drogich alkoholi. Pokaźne okno naprzeciw wejścia ukazywało im pustkę kosmosu.
Przed oknem, przodem do nich, stał Weston. Na jego twarzy błąkało się rozbawienie, na którego widok Khouri nie wytrzymał. W dwóch susach pokonał dzielącą ich odległość, z kabury wyjmując pistolet. Ten sam, potężny oręż, którego pociski miały siłę eksplodowania ludziom głów, tak, jak zrobiły to z Włoskim czerepem wieki temu na Crescencie. Nazir jednak nie skorzystał z niego w ten sam sposób, co kiedyś. Złapał go w inny sposób, kolbą wymierzając celne, mocne uderzenie w głowę niższego od siebie Hamesa, który, pod wpływem impetu i szoku, padł na ziemię.
Na tle czerni i otchłani, klęczał, spoglądając do góry na swojego oprawcę. Myślał, że jest nim Nazir.
-
Twoja żona byłaby z ciebie dumna, Nazirze - uśmiechnął się parszywie. Z rozbitego czoła wolnym strumieniem wydobywała się krew. -
Oddanie się kurwie, która przyczyniła się do jej śmierci. Mój Thomas niczego cię nie obchodził, wiedziałem to od początku. Ale nie sądziłem, że zrobisz to Cleo.
Sięgał po swoją ostatnią kartę przetargową - odwoływanie się do dawnych uczuć Khouriego. Mogła dostrzec na twarzy byłego szefa ochrony czystą, niczym niezmąconą nienawiść, z jaką spoglądał na klęczącego Westona, który z kolei przeniósł swoje spojrzenie na Irene.
-
Jesteś nic niewartą, pozbawioną sumienia dziwką i prędzej czy później Nazir to zrozumie - wychrypiał pełen pogardy, śmiało patrząc jej w oczy. -
Jesteś niczym, rozumiesz? Nawet poza tą asteroidą.
Trząsł się. Nie widziała u niego przerażenia - nie, emocje ponownie zmieniały się zbyt szybko. Raz była to pogarda, innym wściekłość, za którą podążało zniecierpliwienie. Prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co mówi - ważne, by w jakiś sposób jej dopiec, jakikolwiek. Nawet, jeśli były to tylko słowa, które nie raniły tak mocno jak bicz.
-
Zdechniesz w bólu i cierpieniu, którego jeszcze nigdy nie zaznałaś. Dziesiątka to było nic specjalnego, ty mała, brudna kurwo.
Drgnął, gdy Khouri nagle się poruszył. Mężczyzna złapał ciężkiego Oprawcę, pistolet o wybuchowych pociskach lufą we własną stronę, po czym przeniósł swoje spojrzenie na Irene. Dłoń dzierżąca broń wysunęła się w jej stronę w niemej propozycji.