Wyświetl wiadomość pozafabularną
Stanęli w umiarkowanie oświetlonym korytarzu. Przez moment wnętrze mogło przypominać jej co poniektóre, względnie czyściejsze zakamarki wewnątrz Omegi. Niedbale szorowane ściany i podłoga ukazywały prześwity w oryginalnym ich kolorze, lecz wciąż standard wydawał się być kilkukrotnie niższy od tego, który Dubois widziała na Crescencie. Tam było co prawda surowo, wojskowo, lecz czysto. Atmosfera wewnątrz kompleksu była ciężka, powietrze gęste - kilka sekund poza statkiem a ona już zaczynała się dusić. Nie mogła jednak wiedzieć, jak duży wpływ na to ma stres.
Korytarz był pusty. Khouri wyszedł do przodu spokojnym, wolnym tempem, choć buty z hukiem uderzały o posadzkę. Ciężko było znaleźć na jego twarzy jakiekolwiek pozytywne emocje, lub choć odrobinę - cząstkę tego, kim dla niej był kilka godzin temu.
W jego jasnych oczach błyszczała nienawiść.
Nim przeszli do zakrętu, złapał ją za ramię. Delikatnie, choć stanowczo - mogła iść jako wolna kobieta, ale w tej chwili przybrał maskę osoby, która nigdy jej tego nie obiecywała. Możliwe, że potrafił oddzielić pracę od reszty, a w tym momencie znaleźli się w tej pierwszej sytuacji. Powód tego okazania, że posiada nad nią kontrolę, znalazła chwilę później - za zakrętem, pięć metrów od nich, znajdowało się przejście, przed którym stała dwójka mężczyzn. Obydwoje opancerzeni, choć pozbawieni hełmów. Ich sprzęt nie imponował wielkością jak w przypadku Khouriego, choć każdy miał na udzie kaburę z pistoletem. Jeden z nich, o ogorzałej twarzy, uniósł brwi, widząc idącego w ich stronę Nazira z Irene. Drugi wydawał się być obojętny - wpatrywał się we własną rękawicę, z której usiłował coś zdrapać. Możliwe, że zaschniętą krew, lecz to podpowiadała jej tylko wyobraźnia. Ochroniarze byli nadzwyczajnie schludni - ciemne pancerze wydawały się nie mieć żadnych znaczeń, póki nie podeszło się bliżej. Na klatce piersiowej każdego z mężczyzn widniała srebrna, duża litera H o zakończonych ostro końcach, przypominających kły.
-
Najwyższy czas, Khouri - odezwał się mężczyzna stojący po lewej. Drugi, słysząc nazwisko swojego przełożonego, oderwał wzrok od własnego pancerza, prostując się. Ochroniarz po lewej przeniósł wzrok na Irene, marszcząc przy tym brwi i mrużąc drapieżnie oczy. -
A ta dziwka czemu nie zakuta?
-
A widzisz, żeby była uzbrojona, Orłow? - odezwał się szorstko Nazir, nie zwalniając tempa. W razie, gdyby nogi Dubois odmawiały posłuszeństwa lub ona sama zwolniła, ciągnął ją za sobą niezauważalnie. -
Może skoro pięćdziesiąt kilo skóry i kości sprawia dla ciebie zagrożenie, to powinienem przenieść cię na inny post? Może na siódemkę?
Orłow nachmurzył się i jakby nieco skulił w sobie. Bąknął pod nosem
nie trzeba, szefie i uruchomił omni-klucz, by przeprowadzić sobie znane tylko skany, którymi potwierdził tożsamość Nazira. Musieli na moment się zatrzymać i poczekać, aż pomarańczowy promień przejdzie przez całą sylwetkę szefa ochrony. Mężczyzna o ogorzałej twarzy wydawał się być całkowicie tym zadaniem pochłonięty, lecz jego towarzysz, gdy wreszcie doczyścił rękawicę, przeniósł badawcze spojrzenie na Dubois. Miał wąską, szczurzą twarz i wygolone po boku włosy, podobnie jak Khouri z tą różnicą, że był niezwykle jasnym blondynem. Nazir dostrzegł jego spojrzenie - nerw na jego nieogolonym policzku zadrgał.
-
Wygląda na to, że wszystko w porządku. Hames już czeka - burknął Orłow, dezaktywując omni-klucz i usuwając się z przejścia. Drugi ochroniarz zrobił to samo, lecz nie spuszczał z Dubois oka - nawet, kiedy przeszła praktycznie tuż obok niego, co z pewnością nie mogło być ani komfortowe, ani nie niezręczne.
Drzwi przed nimi rozsunęły się, ukazując dużą, jasno rozświetloną salę urządzoną w irracjonalnie elegancki sposób. Pod ścianami stały podłużne stoły z rzędami krzeseł, przy których hologramy wyświetlały informacje ze świata, które, jak zauważyła Irene, wydawały się być nieco nieaktualne. Wiadomości sprzed kilku dni. Naprzeciw wyjścia, po lewej i prawej stronie ciągnęły się schody wzdłuż sali, prowadzące na balkonik wyżej, gdzie dostrzegła kolejną parę drzwi. Pomiędzy tymi schodami stało fotel i siedzący w nim, pochylony nad biurkiem mężczyzna, a nad nim zawieszone były spore monitory, również przedstawiające materiały z całej galaktyki.
Od razu dostrzegła coś, co sprawiło, że serce podskoczyło jej do gardła. Przy stolikach siedziało kilkunastu mężczyzn, pośród kłębów dymu, z papierosami w ustach. Wszyscy mieli na sobie czarne uniformy, ale nie zwrócili uwagi na przybyłą dwójkę osób. Zajęci byli nalewaniem sobie alkoholu. Od jednego stolika do drugiego szła właśnie
kelnerka. Skromnie ubrana mulatka o ciemnych, kręconych włosach przeszła obok nich z wzrokiem wbitym w ziemię. Na jej szyi Dubois dostrzegła cienką obrożę. Jej spojrzenie było puste, a twarz kamienna. Podeszła do dwójki ochroniarzy i w milczeniu podała im kolejną butelkę, zabierając inne, puste. Nie śmiała podnieść na nich wzroku, nawet wtedy, gdy w jej kierunku poleciały niewybredne komentarze. Zgarnęła puste naczynia na tacę i przeszła do drzwi w rogu, prowadzących do pomieszczenia służbowego.
-
Nazir! Nareszcie! - mężczyzna siedzący przy biurku wstał, z hukiem odsuwając fotel. Był przeraźliwie chudy - elegancki, brązowy uniform wisiał na nim jak na wieszaku, a we włosach dostrzegła pierwsze, siwe pasma. Rysy jego twarzy były ostre, drapieżne, a uśmiech, który wykrzywił jego usta, wydał się przez to przerażający. -
I wykonałeś zadanie! Doskonale! Wejdź proszę!
Obszedł biurko pokonując kilka kroków w ich kierunku, lecz zatrzymując się na środku pomieszczenia. Nad jego głową na monitorach ukazywano właśnie hodowlę varrenów na Tuchance.
Głosy przy stolikach obok umilkły. Niewolnica nie wychylała się z pomieszczenia służbowego. Khouri, pomimo niepokojąco wesołej miny Hamesa, wpatrywał się w niego ponuro, nie puszczając ramienia Irene. Stał przy samym wejściu, ignorując jego zaproszenie.
-
Jak kazałeś - krótko skomentował jego pochwałę szef ochrony. Weston podszedł jeszcze bliżej, przenosząc swoje spojrzenie na rudowłosą kobietę. W jego oczach pojawił się niezdrowy błysk.
-
Ach, panna Dubois. Nie ma pani pojęcia, jak długo czekałem na tę chwilę - westchnął, kręcąc przy tym głową. Jak na razie jego słowa i ton były uprzejme, ale Dubois znała się na ludziach na tyle by widzieć, że nie ma do czynienia z przyjemną osobą. Ostatecznie Nazir określił go mianem maniaka.
-
To ostatni raz, kiedy robię coś bez wszystkich informacji - oświadczył lodowatym tonem Khouri. -
Kim ona jest?
Hames machnął tylko dłonią lekceważąco, nie spuszczając wzroku z kobiety stojącej przed nim. Jego twarzą targały emocje, zbyt szybko zmieniające się w inne by mogła określić jego stan. Nienawiść splatała się ze smutkiem, smutek z radością.
-
Wybacz, przyjacielu. Nie mogłem ryzykować, że zabijesz ją zamiast tu dowieźć. - Uścisk Nazira zelżał. Został zbity z tropu - spojrzał kątem oka na Irene w zaskoczeniu, lecz nie zdążył wypowiedzieć pytania. -
Musiałem wydać spory majątek na jakiekolwiek informacje o tobie, Irene. Handlarz Cieni był bardzo niechętny do współpracy. Zastanawiam się, dlaczego tak mu zależało na nietknięciu cię.
Pokręcił głową, dłonią drapiąc się po podbródku w zamyśleniu.
-
Każdego można jednak kupić. Fakt faktem, kosztowałaś mnie więcej niż półroczna łapówka dla Przymierza, dzięki której zostawiają mnie w spokoju. - uśmiechnął się ironicznie, jakby właśnie opowiedział jej cięty dowcip. -
Oczywiście, najemnik był problemem. Hound, prawda? Nazir będzie musiał się nim zająć, bo jest na naszym tropie przez tego okropnego Ikara. Ciężkie czasy.
Westchnął, rozkładając bezradnie ręce. Pod stolikiem jeden z ochroniarzy skomentował sytuację, bądź reportaż widniejący na monitorach - tak czy inaczej wywołał przy swoim stoliku gardłowy śmiech towarzyszy.