W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

[Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 18:39

Wytrzymałość Irene dzień 1
A<20<B<90<C
A - dotrwa do końca dnia
B - padnie
C - padnie i się nie podniesie
0

Wytrzymałość Irene dzień 2
A<20<B<90<C
A - dotrwa do końca dnia
B - padnie
C - padnie i się nie podniesie
2

Tajemniczy rzut MG:
<50
1
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 19:40

Kobieta westchnęła cicho, niemrawo grzebiąc łyżką w zupie. Upiła kilka łyków wody z małej szklanki. Jej ręce były przeraźliwie chude, jakby żywą kość oplatała tylko cienka warstwa skóry.
- Nie wiem. Nie wiem ile czasu minęło. Pół roku? Rok? - mruknęła cicho, widząc ruszającego w ich stronę strażnika. Lustrował stoły uważnym wzrokiem, który na moment zatrzymał się na ich dwójce. Niewolnica pochyliła głowę, a jej twarz przysłoniły brudne włosy. - I-imię? Jeden osiem trzy siedem dwa pięć zero dziewięć - wydukała z siebie, kręcąc głową. Na jej twarzy pojawił się strach przed przeciwnikiem, którego przecież przy nich nie było.
- Czemu nie jesteś metresą? Jesteś bardzo ładna - dodała nagle. Choć wspomniała o zawodzie polegającym na oddawaniu się, w jej oczach widniał szacunek, a nie pogarda. - Strażnicy by cię uwielbiali, może nawet nie oddaliby cię więźniom, jak pozostałych z bloku ósmego.
Dubois rozejrzała się po pomieszczeniu akurat w momencie, w którym strażnik dotarł na ich poziom. Ich spojrzenia się zetknęły - jego było zimne, nienawistne. Tkwiła w nim ta sama pogarda co wcześniej. Niespodziewanie sięgnął ręką ku jej głowie, łapiąc ją za włosy i przyciskając do stołu. Gdyby nie resztka posiadanych przez nią sił, pewnie jej twarz zanurzyłaby się w misce z zupą.
- Nie gadać! Żreć! - krzyknął, po czym ruszył dalej, pilnować pozostałych niewolników. Niektórzy szeptali pod nosem, lecz mało który odważył się podnieść wzrok zza własnego posiłku, pochłaniając zupę jak największy rarytas.
Chwila przerwy nie trwała długo - może piętnaście minut. Ku przerażeniu Dubois, po tym zostali wyprowadzeni na korytarz z pomocą poganiaczy. Bezmyślna masa, której musiała być częścią. Zaprowadzona została do świeżo napełnionego dyspozytora wody, kapo zajął swoje miejsce i wszyscy wrócili do mozolnej pracy. Powiedzieć, że była ona wyczerpująca, to mało. Ciężar wózka nie równał się ciężarowi psychicznemu, jaki wywierany był na jej umysł przez katorżniczą pracę i oglądanie cierpienia innych wokół, nawet, jeśli usiłowała się na tym nie skupiać. W bólu, lecz milczeniu upływały jej godziny. W tle, za sobą, słyszała huk bata, krzyki niewolników i riposty strażników. Widziała wyciągane z innych tuneli ciała, rozkoszując się chłodnym powietrzem przez kilka sekund, nim wracała do przypisanej jej dziury. Czas wyznaczała w kursach. Jeden, dwa, trzy. Pięć, dziesięć. Piętnaście. Nie czuła własnych nóg, nie czuła nawet rąk - wkroczyła w pewien stan katuszy, gdy zaczynało jej być wszystko jedno. Mogła zrozumieć apatię na twarzach niewolników.
Następnego dnia mogła nawet zrozumieć ich niechęć do buntowania.
Pod wieczór, po identycznie przebiegającej jak obiad kolacji, zaprowadzono ich do wspólnej łaźni, w której, w zimnej, pachnącej chemikaliami wodzie mogła się umyć. Niektórzy, odważni, pili wodę prysznicową, lecz stanowczo im to odradzano. Była oczyszczana syntetycznymi, trującymi środkami. Nie mogła liczyć na prywatność - znalazła się wśród innych, nagich kobiet, o pełnych blizn, wyschniętych ciałach. Nikt nie zwracał na nią uwagi, nie wychylając się z własnej bańki obojętności.
Prawdopodobnie dzięki własnemu wyczerpaniu widok bloku czwartego, na piątym piętrze, nie wywołał u niej aż takiego szoku. Podzielony na osobne pomieszczenia lecz pozbawiony drzwi, mieścił łącznie trzydzieści niewolnic. W jednym pokoju znajdowały się dwa, dwupiętrowe, metalowe konstrukcje, mieszczące łącznie osiem kobiet. Jedna musiała spać obok drugiej. Dubois leżała na krawędzi twardego posłania pod wypłowiałym kocem, drżąc z zimna, obok bardzo młodej dziewczyny o mysich włosach. Żadna nie chciała z nią jednak rozmawiać - jej towarzyszka odwróciła się do niej tyłem, zapadając w długi, niespokojny sen. Pora nocna trwała na asteroidzie sześć godzin, lecz nie wiązała się z odpoczynkiem.
Mogła dziękować zasadom zabraniającym luster w blokach, choć wciąż niemal czuła, jak jej włosy, wymyte w wypełnionej chemikaliami wodzie, kołtunią się i stają szorstkie w dotyku. Na jej bladej, zmęczonej twarzy pojawiły się sińce pod oczami, wskazując na stan wyczerpania, którego sześć godzin snu nie było w stanie wymazać. Dzień rozpoczęła nie od śniadania, ale od pracy. Te same rundki, ta sama trasa. Ci sami, zmęczeni ludzie, pierwsze oznaki poddania się niektórych z nich zwiastowały kolejne trupy dzisiejszego dnia. Stopy bolały ją, gdy deptała po kamieniach i nierównej powierzchni, a ręce paliły żywym ogniem gdy musiała przytrzymywać sobie wózek.
Kolejne godziny mozolnej pracy. Po wczorajszym dniu, zmęczone ciało Dubois odmawiało posłuszeństwa jeszcze przed obiadem. Na dłoniach pojawiły się pierwsze odciski, dostrzegła również krew, lecz wszystko bolało ją zbyt mocno, by była w stanie zlokalizować rankę ulokowaną na jej ramieniu - otarła się o ostrą krawędź skały. Gdy tuż przed obiadem wypchnęła dyspozytor na powierzchnię, przez sekundę myślała, że da sobie radę do posiłku.
Myliła się.
Dotarło to do niej gdy straciła nagle grunt pod nogami. Padła na ziemię, wyciągając przed siebie dłonie by nie uderzyć w powierzchnię głową. Jakkolwiek by nie chciała, sekundy mijały, a ona nie miała siły by podnieść się do góry. Skóra paliła ją żywym ogniem, siniaki, drobne skaleczenia, odciski i wyczerpanie, wszystko to sprawiło, że jej mięśnie zesztywniały.
- Ty! Woda! Do roboty, teraz! - nagle znalazł się nad nią nie kapo, lecz strażnik. Od razu odróżniła ciężkie, okute buty od tych marnych imitacji, które nosiła sama. Bucików o cienkich podeszwach, przez które kamienną podłogę czuła tak, jakby szła po niej boso. - NA NOGI, PSIE!
Próbowała. Uniosła się na rękach do góry i podwinęła nogi pod siebie, opierając się na kolanach. Wstanie wydawało się być czynnością niemal niemożliwą do spełnienia. Gdy utrzymywała się w ruchu, tam i z powrotem, wszystko jeszcze jakoś się odbywało, automatycznie. Ale kiedy zwolniła, zatrzymała się, nie była w stanie zmusić swojego ciała do rozpoczęcia na nowo.
Nagły, pomarańczowy błysk ukazał jej cień jej skulonej na ziemi sylwetki. Podnosiła się, powoli, ale zbyt wolno dla zniecierpliwionego i okrutnego strażnika. Huk wypełnił jej uszy, na moment ogłuszając. Otumaniona zdała sobie sprawę, że plecy ją zapiekły. Pieczenie szybko przeistoczyło się w ból, a ten w kolejną falę cierpienia, połączoną z dziwnymi wrażeniami ciepła tam, gdzie gorąca krew spływała po jej plecach.
Bicz strażnika powalił ją na ziemię, lecz wzniósł jej poziom adrenaliny jeszcze wyżej. Udało jej się, powoli, wstać, choć krew z jej twarzy odpłynęła całkowicie. Ciągnąca się od lewej łopatki nieco powyżej prawego biodra szrama miała zostawić po sobie bliznę. Jeśli kiedykolwiek dostrzeże swoje odbicie w lustrze, lub zdjęcie swoich pleców, zda sobie sprawę, że znamię wygląda bardzo podobnie do tego, które na swojej twarzy ma Khouri.
Strażnik zamachnął się, by zaatakować ponownie, ale nie zdążył. Poświata zniknęła, on sam odwrócił się, spoglądając w kierunku osoby, która przemawiała do niego przez słuchawkę. Szybko wyjaśniło się, dlaczego zaprzestał bicia:
- OBIAD!
Odsunął się od niej, ruszając w kierunku czoła prącej ku windom fali. Ona sama została wyminięta przez wychodzące z tunelu żywe trupy, zdolna do pozbierania się dopiero kilka minut później. Nie zmieściła się niestety do żadnej z wind, idąc z samego tyłu, czekała więc z mniejszą grupką, której nie udało się dopchać do pierwszych rzędów, na następny transport. Ten ewentualnie wyniósł ich wyżej - głównie starsi, którzy jechali wraz z nią do góry, wypruli do przodu bojąc się, że nie starczy dla nich jedzenia. Ona snuła się z samego końca. Obok niej szedł strażnik - wysoki blondyn, dość młody, o butnym spojrzeniu. Szedł z poganiaczem w dłoni, machając nim ostentacyjnie. Na jego karku po krótkiej chwili rozpoznała znany sobie, wytatuowany znak. Swastykę. Słyszała go gdy rozmawiał przez komunikator, akcent miał mocno brytyjski, lecz nie zmieniało to faktu, że znała już jego ideologię.
- Rusz się! - warknął, widząc, że odstają od grupy. Zaczęła dostrzegać szczegóły i odnogi korytarza, którym szła do stołówki wcześniej, pochłonięta przez ludzką masę zasłaniającą jej widok. Lustrując tak otoczenie, w pewnym momencie przed sobą dostrzegła kilku ochroniarzy. Minęli ich, rozmawiając żywo na jakiś temat. Praktycznie dotarła już do stołówki, gdy zza zakrętu wyszedł kolejny mężczyzna. Tego jednak poznała. Mówił coś pod nosem, prawdopodobnie do komunikatora, gdyż jego omni-klucz się świecił. Miał na sobie czarny uniform, do którego dopięte były niemalże wojskowe belki, których inni ochroniarze nie posiadali. Z daleka skrzyła się srebrna litera "H".
Khouri nie patrzył w jej stronę. Wzrok wbił w omni-klucz, idąc w jej kierunku i, jeśli niczego nie zrobiła, zwyczajnie ją mijając. Może gdyby odwrócił się wtedy, dostrzegłby mokry od krwi tył jej kombinezonu, przecięty uderzeniem bata.
Brytyjczyk pośpieszył ją, groźnie machając poganiaczem.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 20:27

- Metresą? - powtórzyła cicho, kiedy strażnik odsunął się. Mówiła już do swojej miski bardziej niż do kobiety obok, która nawet nie pamiętała jak ma na imię. Irene nie pamiętała swojego numeru, nawet nie wiedziała jaki jej przydzielili. Pewnie miała go gdzieś na kombinezonie, ale nie miała siły sprawdzać. Nigdy nie sądziła, że będzie marzyć o zostaniu niewolnicą-dziwką, ale w tym momencie to się wydawało fantastycznym pomysłem. Szybko zmieniło się jej postrzeganie herarchii na tej asteroidzie. Teraz to nie półnaga kobieta w gabinecie Hamesa była na samym końcu łańcucha pokarmowego. Okazywało się, że znajdowała się ona w nim bardzo wysoko. Dojadła do końca i powoli wypiła szklankę wody, delektując się nią, jakby piła wino za czterocyfrową kwotę. W sumie po wycieńczającej pracy była równie przepyszna.
Upływały godzina za godziną, choć Irene miała wrażenie, że stoi w miejscu. Nie było słońca, nie było nocy. Nikt na nią nie patrzył i nikt z nią nie rozmawiał. Była tylko cząstką bezimiennego tłumu, tą od wody. Kolejny posiłek już spędziła w milczeniu, choć znalazła kobietę przy której siedziała wcześniej i tym razem też zajęła miejsce obok niej.
- Jestem Irene - powiedziała cicho, kiedy żadnego ze strażników nie było obok. Nie chciała się z nią na siłę zaprzyjaźniać, ale jeden osiem trzy siedem dwa pięć zero dziewięć była jedyną, która odezwała się do niej tak zwyczajnie, nie dlatego że jej kazali, ani dlatego, że chciała rudowłosą za coś opieprzyć. Każdy kolejny posiłek planowała spędzić w jej towarzystwie. Dubois nie była samotniczką, potrzebowała innych do szczęścia. Nie za blisko i nie za długo, ale chciała mieć chociaż te piętnaście minut trzy razy dziennie, podczas których wiedziała, że kobieta obok zdaje sobie sprawę z jej obecności. Kiedy zorientowała się, jakie beznadziejne rzeczy sprawiając jej faktyczną przyjemność, opuściła głowę i skupiła się na zupie.
Gdyby nie była tak padnięta, pewnie by nie zasnęła. Poprzednią noc spędziła w ciepłym łóżku i obudził ją delikatny, czuły dotyk. Teraz... nie potrafiła sobie nawet wyobrazić większego kontrastu. Chociaż nie, w sumie potrafiła. Powinna się cieszyć, że nie spali tam, gdzie pracowali. Wyjątkowo sny, które przyszły chwilę po zaśnięciu, były przyjemniejsze od rzeczywistości. Każda z kobiet milczała, i pod prysznicem, i teraz, sprawiając, że Irene obawiała się, że wkrótce zapomni jak się mówi.
Drugi dzień był gorszy niż poprzedni. Zastanawiała się, kiedy zatrzyma się na jakimś stabilnym poziomie beznadziei. Za tydzień? Dwa? Kiedy już nie będzie mogło być gorzej, kiedy zaczną wypadać jej włosy, a skóra pokryje się jakimś syfem, złapanym od jednego z pijących? Kiedy oberwie z bicza za słabość? O tym szybko miała się przekonać. Naprawdę chciała wtedy wstać. Naprawdę próbowała, tylko była zbyt wolna. Jej krzyk przeciął powietrze jak pomarańczowy bicz ułamek sekundy wcześniej. Nigdy przedtem nie była ranna, jeśli nie liczyć skaleczeń. Nikt nie wbił w nią omni-klucza i jej nie postrzelił. Opatrywała ludzi, ale nie potrafiła wyobrazić sobie bólu, który towarzyszy takim ranom. Czuła, jak rozcięta skóra rozjeżdża się na jej plecach, kiedy ostatkiem sił napinała mięśnie, żeby się podnieść. Czuła jak krew zalewa materiał kombinezonu. Jej krew. Zostanie jej blizna. Ale nie miała już nawet siły płakać. Miała wrażenie, że ten jeden cios był właśnie tym, czego potrzebowała żeby w środku umrzeć już do końca.
Mimo, że strażnik obok trzymał gotowy do użycia poganiacz, na widok Khouriego zatrzymała się w miejscu. Szeroko otwartymi, przekrwionymi oczami wpatrzyła się w niego, nie mogąc uwierzyć, że faktycznie go widzi. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie przyszedł tu do niej i że nie obchodziła go masa więźniów. Nawet na nich nie patrzył, nic dla niego nie znaczyli.
- Nazir! - zawołała, najgłośniej jak potrafiła, na ile pozwalało jej zaschnięte gardło. Usłyszał ją? Musiał ją usłyszeć. - Nazir, proszę, muszę z nim porozmawiać.
W połowie zdania zmieniła jego adresata na strażnika obok siebie i zupełnie go olewając, ruszyła w stronę Khouriego. Może zareaguje, zanim Irene zdąży oberwać poganiaczem. Był jedynym, co jeszcze jakoś łączyło ją ze światem na zewnątrz. Nie minęły jeszcze dwa dni, a ona już zaczynała wariować, bo pierwsze co jej przyszło do głowy, to weź mnie na metresę, zamiast planowanego dotychczas pomóż mi uciec. Ale strzał z bicza, który sprawił, że jej jeszcze niezakrzepnięte plecy nadal krwawiły i pulsowały ostrym bólem, całkowicie ją już zniszczył. Tylko na mnie popatrz. Wiedziała, że miał uczucia, może mu się przypomną. A może podejdzie do niej tylko po to, żeby dać jej w twarz i zostawić ją tu samą. Już wystarczy. Nie chcę więcej.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 20:34

Refleks Irene
<30
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 21:00

Wyświetl wiadomość pozafabularną Gdy nagle się zatrzymała, blondyn również to zrobił. Nie było po nim widać zaskoczenia - tylko wściekłość, że głupia suka nie zachowuje się jak przystało. Otworzył już usta by krzyknąć, a ręka się uniosła do góry, gdy Dubois nagle wypruła do przodu.
Khouri podniósł na nią spojrzenie. Z ich trójki to on był zaskoczony - uniósł brwi, widząc lecącą w jego stronę kobietę. Nie miał jednak czasu zareagować. Blondyn wykonał swój ruch natychmiastowo - dopadł do Dubois, wprawnym ruchem kopiąc jej łydkę tak, by ją podciąć. Jej osłabione ciało poddało się temu atakowi natychmiast - runęła do przodu. Szkoda tylko, że już była w zasięgu Nazira, którego odruchem było złapanie jej, a nie wywinięcie się, by padła twarzą w dół na podłogę.
Właśnie przez to, mimowolnie, wciąż zaskoczony, złapał ją i podtrzymał. Trwało to jednak tylko sekundę, gdyż blondyn, zamroczony niedokończonym atakiem, krzyczał non stop.
- ATAK NA STRAŻNIKA! I TO NA KOMENDANTA! - ryknął wściekle, a ręka trzymająca poganiacz natychmiast wymierzyła cios. Nie przewidział tylko jednego - że Nazir ją złapie. Że ona zdąży do niego dobiec. W chwili, w której jej ciałem zawładnął elektryczny szok, Khouri również otrzymał wymierzony w nią cios. W tym zamieszaniu, wycieńczona, niemal nie zauważyła zmiany gdy jej policzek dotknął chłodnej podłogi. Wciąż mogła patrzeć na szefa ochrony, który również został porażony prądem i z wolna odzyskiwał władzę w mięśniach. O ile przy innych okazjach mogła widzieć jego furię, ta, która wstąpiła na jego twarz, przypominała moment zamordowania Rogera. Żyły uwypukliły się, a całe ciało napięło. Khouri był wściekły, a stojący nad nimi blondyn - przerażony efektem swoich działań.
- CARVER! - ryknął mężczyzna, wstając na równe nogi i dopadając do strażnika. Przepełniony wściekłością nie zwrócił uwagi na leżącą obok Irene, choć musiał ją w międzyczasie rozpoznać. Pchnął nazistę na ścianę, dłoń zaciskając na jego chudej szyi.
- Szefie, ja to robiłem w szefa obronie...
- Jaka jest kara za atak na strażnika? - warknął, nie zważając na dukania swojego podwładnego. Tamten jęknął tylko coś, co brzmiało jak ta brudna dziwka, co prawdopodobnie tyczyło się Irene. - Zadałem ci pytanie.
- Śmierć, sir.
- Śmierć.
Zakleszczone na szyi blondyna palce sprawiły, że ten poczerwieniał, usiłując się wyrwać. Prawdopodobnie nie był tak bezbronny w walce jak w tym momencie, lecz cała sytuacja nigdy nie miała na celu skrzywdzenie Khouriego, tylko Dubois i była wynikiem jego błędu. W hierarchii nie miał prawa więc przeciwstawiać się swojemu dowódcy.
- Więc według tego powinienem zapierdolić was oboje, nie? - na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech, choć z perspektywy Dubois mogło to tylko tak wyglądać. Równie dobrze mógł się po prostu skrzywić. Przez chwilę obserwował, jak podwładny kręci głową przecząco, nie wiedząc, co wypowiedzieć na swoją obronę, a co nie pogorszy jego sytuacji. - Idziesz na dziewiątkę, bo nie obroniłbyś nawet własnego łba - syknął, puszczając blondyna, który zaniósł się kaszlem. Odsunął się od ściany, stając obok Irene, lecz wściekłym wzrokiem mierząc strażnika, na którym wyładował swoją złość, zapominając o tym, że rudowłosa rzuciła się do niego pierwsza.
- Zamelduj się u Riviery.
Poprawił swój mundur, otrzepując go z kurzu osiadłego na podłodze. Dopiero wtedy przeniósł spojrzenie na leżącą na ziemi Irene. Utrzymał je jednak przez tylko kilka sekund, przywołując na twarz kamienną maskę. Być może dzięki Vertigo odgadłaby jego intencje lepiej. Zamiast tego musiała polegać na fakcie, iż nie podniósł na nią ręki za wykroczenie, tak jak blondyn. Stał tak chwilę, w czasie trwania której brytyjczyk doprowadzał się do porządku, jakby Khouri chciał coś powiedzieć. Zrezygnował jednak, odwracając wzrok i śpiesznym krokiem ruszając dalej tam, gdzie zmierzał na początku. Dubois nie została dana szansa pobiegnięcia za nim - na linii jej wzroku stanął strażnik, spoglądając na nią z prawdziwą nienawiścią w oczach. Nie zaatakował jej jednak, tylko warknął coś o wstaniu na nogi jak zwykle i doprowadził do stołówki.
Nie zastała na niej wcześniej poznanej kobiety. Być może siedziała gdzieś w kącie, skryta pośród innych, brudnych sylwetek tak, że Dubois nie mogła jej rozpoznać. A może po prostu była gdzie indziej. Na przykład w szpitalu, albo na jedenastce, na którą wynoszono trupy. Irene dotarła na stołówkę zbyt późno - nie pozwolono jej otrzymać swojej porcji właśnie z powodu swojego spóźnienia. Zmuszona została do odczekania następnych pięciu minut, by później wymaszerować razem z tłumem z powrotem do windy. Znowu na "dziesiątkę". Znowu do dyspozytora i tego samego tunelu, do smrodu ciał, promieniowania i ekskrementów.
Zamiast kapo na miejscu znalazł się jednak strażnik. Ten sam, który wcześniej uderzył ją batem. Teraz wpatrywał się w nią drapieżnym spojrzeniem, obserwując, jak podchodzi do wózka. Jeśli nie chciała wykonać kolejnych czterech rund - zmusił ją. W ten czy inny sposób, poganiaczem lub batem. Z jakiegoś powodu wolał tamto drugie. Zmęczenie jednak zmusiło ją do zwolnienia tempa, co szczególnie mu się nie podobało.
- Czego tak wolno? Niewygodnie? - warknął zaczepnie, podchodząc do niej powoli. Jego omni-klucz się zaświecił, lecz bicz jeszcze się nie pojawił. - Wody brakuje?!
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 22:03

Oczywiście, że się tego spodziewała. Rzucając się rozpaczliwie w kierunku Nazira podejrzewała, że może oberwać poganiaczem, ale mimo wszystko liczyła na to, że uda się jej uniknąć porażenia. Czując, jak Khouri ją łapie, sama zacisnęła palce na jego bicepsie, próbując się podciągnąć. Kiedy zrobiła się niezdarna? Nie, to nie była jej wina, to ten drugi podstawił jej nogę, czy nie? Jej ręce były takie brudne. Przestała orientować się, co się dzieje wokół niej, a chwilę później do bólu przeszywającego jej plecy doszedł strzał z poganiacza. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że Nazir oberwał razem z nią, krzyknęła tylko znów - to było silniejsze od niej - i padła na ziemię, oddychając ciężko. Pewnie nie byłoby to tak straszne, gdyby nie miała rozciętych pleców. Wszystko się skumulowało. Nigdy przedtem nie czuła takiego bólu. Nigdy.
Nie ruszając się z podłogi obserwowała rozgrywającą się scenę. Dopiero wtedy zrozumiała, co zaszło, ale nie wywołało to u niej żadnej reakcji. Nie była usatysfakcjonowana ani przerażona. Po prostu, dotarło do niej, co zrobiła - co prawda niechcący, ale zawsze. Czy on ją teraz zabije? To by było lepsze, niż tkwienie w tym piekle przez następne lata, dopóki nie zostanie wyniesiona przez strażników.
Nie miała siły, by podnieść głowę i spojrzeć Khouriemu w oczy, ale nie musiała tego robić, żeby zorientował się, w jakim jest stanie. W końcu na pierwszym planie była długa szrama ciągnąca się przez jej plecy i krew pokrywająca kombinezon. Powoli oparła się na łokciach.
- Śmierć byłaby lepsza - nie określiła, czy mówi o strażniku, czy o sobie, po prostu wyrzuciła z siebie pierwsze słowa, które jej przyszły do głowy, dopóki jeszcze Nazir stał nad nią. Chciała, żeby coś do niej powiedział. Cokolwiek. Ale on tylko stał i patrzył na nią, jak na jakiegoś kosmitę. Gdy się odwrócił, żeby odejść, umarło w niej coś jeszcze. Nie sądziła, że w ogóle cokolwiek tam zostało, ale teraz okazało się, że owszem. - Dobrze było cię zobaczyć.
Była zbyt wyczerpana, żeby wysilić się na sarkazm w głosie, ale mógł się domyślić, że raczej nie zrobił niczego, co mogłoby sprawić jej przyjemność. Chociaż fakt, nie zabił. Miło z jego strony. I mimo, że faktycznie ucieszyła się na jego widok, to, że teraz obojętnie szedł dalej w swoją stronę zabolało ją bardziej, niż uderzenie biczem.
Pierdolony dyspozytor. Nienawidziła go bardziej, niż wszystkiego, na co w życiu się natknęła. Miała już dość, monotonne zadanie, wciąż robiła to samo, z coraz większą znieczulicą. Na początku było jej szkoda tych ludzi, a odpychanie ich od wody kosztowało ją wiele, teraz po prostu kopała jeśli było trzeba. Nawet w tak beznadziejnym stanie była silniejsza od nich. Nie było łatwo pracować dalej z pustym żołądkiem i pulsującą raną na plecach.
Przetarła twarz brudną ręką i uniosła puste spojrzenie na strażnika. Czego on znowu od niej chciał? Przecież robiła to, co kazali. Od ponad doby, w kółko to samo. Jeszcze za mało?
- Idę najszybciej jak potrafię - odparła. Mogła ugryźć się w język i po prostu przyspieszyć, ale może już psychicznie przestawała dawać radę. Przyspieszyła, ile mogła, ale to nie było to samo tempo, z którym szła wczoraj, za pierwszym razem. Miała wrażenie, że ręce zaraz jej odpadną. Może gdyby tak się stało, to mogłaby usiąść i odpocząć? Warte rozważenia.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 22:42

Wyświetl wiadomość pozafabularną Oczy mężczyzny rozszerzyły się w pomieszaniu szoku i wściekłości. Jego wyraz twarzy krzyczał, nie potrzebowała Vertigo by wszystko z niego wyczytać - jak śmiesz się do mnie odzywać. Starzec uczulił ją na to, by nawet nie patrzyła na strażników, a ona ośmieliła się odpowiedzieć. I nawet fakt, iż zrobiła to, co jej kazał, poniekąd, czyli przyspieszyła, nie mógł jej w tej sytuacji poratować. Mężczyzna zbliżał się nieubłaganie, a bicz natychmiast się aktywował.
- Do mnie pyskujesz, mała kurwo?! - krzyknął, bicz huknął. Minął jej twarz, w którą celował, zamiast tego uderzył o jej ramię, pozostawiając na nim krwawą pręgę i wyzwalając kolejną falę bólu. - Wracaj tutaj!
Szedł w jej stronę non stop, stając obok dyspozytora, który w furii pchnął w jej stronę. Wózek padł z hukiem na ziemię, a pod wpływem uderzenia kurek puścił. Woda zaczęła się z niego wylewać, co tylko rozogniło sytuację. Wokół Dubois robiło się błoto.
- Nauczę cię, kurwa, szacunku!
- HAYES!
Znajomy jej krzyk przebił się przez gwar sali, przez krzyki strażnika i krew szumiącą jej w uszach. Ciężko było się skupić w tej sytuacji, ciężko nawet utrzymać się na nogach. Kontury nieco się rozmazały, oczy zaszły łzami - pewnie przez unoszący się w powietrzu kurz. W jej polu widzenia pojawił się Nazir.
- Udało ci się tym razem - rzucił, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wyglądał na wymuszony. Khouri patrzył się na zaskoczonego strażnika, nie zwracając najmniejszej uwagi na Irene. Dla bezpieczeństwa nie odrywał spojrzenia od Hayes'a. - Masz przeniesienie na szóstkę.
Rzucił mu trzymany w dłoniach datapad, który strażnik złapał w locie, a jego omni-klucz się dezaktywował. Na krzywej twarzy umundurowanego pojawiła się szczera radość.
- Kurwa, szefie! Nareszcie z tego gówna! - zaśmiał się głośno, szczerze, a wszelka nienawiść zniknęła z jego twarzy. - Dziękuję! Tylko jeszcze, ta... - zerknął do tyłu zdezorientowany, szukając wzrokiem Irene, która stała w kałuży błota. Woda wciąż się wylewała z przewróconego dyspozytora. - Tę dziwkę trzeba szacunku nauczyć. Pyskuje.
Nazir zmuszony został wreszcie do przeniesienia swojego spojrzenia na rudowłosą. Jego wzrok był chłodny, wymuszony uśmiech zniknął. Poklepał strażnika po ramieniu, dodając krótkie - Ja się tym zajmę, co umożliwiło Hayes'owi opuszczenie ich w trzech susach. Praktycznie biegł do rampy, zadowolony z przeniesienia do, ewidentnie, lepszego poziomu niż dziesiątka, na której tkwili. Khouri nie spuszczał z Dubois wzroku. Skinął ruchem podbródka na przejście do jednego z zamkniętych pomieszczeń technicznych w hali.
- Chodź.
Próżno mogła szukać w jego głosie empatii czy dawnego uczucia. Szedł sztywno, przed nią, zakładając, że włóczy się gdzieś w tym samym kierunku. Spięty nie był w stanie udawać, że jest mu w pełni obojętna jej obecność, ale bez Vertigo u niej znacznie ciężej było czytać z jego twarzy i odgadywać intencje. Weszli do pustego, jeśli nie liczyć kilku skrzyń, pomieszczenia rozświetlanego jedną żarówką. Khouri zamknął drzwi za nią i głośno westchnął. Przez kilka sekund stał w pełnej ciszy, nie wiedząc, co do końca chce powiedzieć. Jego wzrok błądził po pomieszczeniu i ostatecznie natrafił na umieszczoną w rogu kamerę, na której się zatrzymał na dobrą chwilę. Wtedy drgnął, jakby nagle zaskoczył i przypomniał sobie co miał jej powiedzieć.
- Wiesz, to w zasadzie nie był nawet mój pomysł, żeby pójść do wojska - zaczął nagle kompletnie losowy temat, każąc jej się domyślać tego, o czym mówi, lub czekać aż dojdzie do puenty. - Naprawdę lubiłem tę cholerną historię. Rzucenie jej to był pomysł Cleo. Twierdziła, że te studia są kurewsko nudne i nie ma sensu w zgłębianiu przeszłości, kiedy można lecieć w kosmos i tworzyć przyszłość.
W pomieszczeniu było ciepło, lecz była to temperatura, do której Dubois przywykła. Khouri nie. Ruszył bardzo powoli w jej kierunku, od niechcenia podwijając rękawy swojego uniformu. Prawdopodobnie właśnie z powodu tej duchoty, choć z każdą chwilą pewność na to mogła u niej maleć.
- Pewnie nie prowadzilibyśmy tej rozmowy, gdybym po prostu na nich został - przeniósł wzrok z własnych dłoni na stojącą przed nim Dubois. Nie zatrzymał się tuż przed nią, szedł do przodu, zmuszając ją do cofnięcia się w okolice ściany. Dopiero wtedy przystanął. - Z drugiej strony, gdyby wciąż żyła, pewnie nigdy byśmy się nie poznali.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 23:34

Krzyknęła po raz trzeci, chociaż poprzednim razem obiecała sobie, że tego więcej nie zrobi. Ale nie była w stanie się przed tym powstrzymać. Zapomniała o tym. Zapomniała że miała na nich nie patrzeć, a co dopiero odzywać się. Po prostu spytał, więc odpowiedziała. Zawsze odpowiadała. Złapała się za ramię i cofnęła się, jeden krok, dwa. Wtedy przewrócił się wózek, więc z coraz większym przerażeniem wpatrywała się w powstającą kałużę. Była przekonana, że z tego się już nie wykręci, że strażnik ją skatuje. Cofnęła się jeszcze trochę.
Wtedy usłyszała znajomy głos i zobaczyła sylwetkę przez łzy. Nazir. Czyli jednak przyszedł tu po nią, tylko po co? Chciał jej pomóc, czy sam wymierzyć swoją sprawiedliwość? Czując, jak przyspiesza jej serce, obserwowała jego rozmowę ze strażnikiem. Skutecznie odwrócił jego uwagę od niej, za co była mu wdzięczna, ale nie wiedziała jeszcze, czy ma się cieszyć, czy przygotowywać na rychłą śmierć. Nieważne. Wszystko było lepsze, niż to.
Ruszyła za nim, starając się nadążyć, ale było ciężko. Była zmęczona, fizycznie i psychicznie, ranna i przerażona. Chociaż nie, przerażenie zaczynało z niej powoli spływać, zostawiając tylko nieziemskie wyczerpanie. To było nieistotne, nie obchodziło jej dokąd idą. Do Hamesa? W końcu uprzedzał, że ją odwiedzi, może jednak Khouri miał ją przyprowadzić na górę? Dokądkolwiek by się nie wybierali, nie zmusi jej do powrotu tutaj. Wychodziła stąd i nie zamierzała wracać. Powoli uniosła głowę do góry, wbijając wzrok w znajome plecy.
Zaraz po wejściu do pomieszczenia, usiadła na jednej ze skrzyń. Czuła, jak trzęsą się jej nogi, nie ze stresu, ale z absolutnego wykończenia fizycznego. Rana na plecach zasklepiła się od obiadu, ale ta na ramieniu była świeża i cholernie piekła. Wciąż zaciskała na niej rękę. Wzrok miała wbity w swoje brudne buty, ale gdy Nazir zaczął mówić, podniosła głowę. W milczeniu słuchała uzupełnienia historii, którą opowiadał jeszcze na Crescencie. Kiedy siedzieli razem, po obiedzie, pili whisky i palili jego papierosy. Jak dawno to było? Wydawało się strasznie odległym wspomnieniem.
Niepewnie podniosła się ze skrzyni, kiedy zaczął się zbliżać i cofnęła się najdalej jak mogła, czyli pod samą ścianę. Patrzyła, jak podwija rękawy, nie wiedząc już co ma ze sobą teraz zrobić. Nie miała dokąd pójść. Chciał ją pobić? Do nieprzytomności, za to, co mu zrobiła? Bała się odzywać, nauczona doświadczeniem z dołu. Mogła coś powiedzieć, czy Nazir też trzaśnie ją z bicza, jak upartego konia? Nie miała siły ustać na nogach, więc osunęła się po ścianie i usiadła na podłodze jak zepsuta marionetka, opuszczając głowę. Jeśli chciał ją bić, proszę. Dawno nie było jej już tak wszystko jedno.
- Przepraszam - zaschnięte wargi nie chciały współpracować. - Chociaż to pewnie nie ma znaczenia. To było dawno, nie myślałam...
Pokręciła głową. Wyjaśnienia nie miały sensu. Zresztą nie rozumiała, o co mu chodzi. Co z tego, że się poznali? Pokochał ją całym swoim sercem i z tej okazji pozwolił Hamesowi zesłać ją tu? Czy czegoś od niej chciał? Chciał z niej zrobić dziwkę, wysłać do Westona i kazać jej go zabić? Nie rozumiała. Twarz Nazira była maską, której nie potrafiła rozgryźć, nie bez Vertigo, nie przez łzy. Potrzebowała tego implantu. Albo i nie, w zależności od tego, jakie miał plany. Teraz nie mogła mu nawet uciec, już pomijając fakt, że nie miała dokąd, ale nie miała też siły. Krew z rozciętego ramienia spływała po zaciśniętych na nim, brudnych palcach.
- Zabijesz mnie teraz? - spytała cicho. To by było wygodne, wszystko przestałoby ją boleć.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 00:36

Wyświetl wiadomość pozafabularną Coś w fasadzie Khouriego pękło. Przez perfekcyjną, kamienną wręcz maskę przesączył się widoczny w ciemnych, również zmęczonych oczach ból. Nie mogła wiedzieć czym tak naprawdę był spowodowany. Wspomnieniami zmarłej w tragiczny sposób żony czy wręcz przeciwnie - widokiem jej złamanej, doprowadzonej na sam koniec wytrzymałości psychicznej i fizycznej? Przełknął ślinę bezgłośnie, co było jego jedyną reakcją na jej przeprosiny. Jego wzrok na moment odwrócił się od skulonej przed nim kobiety, wędrując w stronę rogu pomieszczenia. Kamera badała każdy jego ruch, podążając wraz z nim przez pomieszczenie w stronę ściany i skrzyń, na których ulokowała się krwawiąca rudowłosa. Policzek zadrgał nerwowo, dłonie zacisnęły się w pięści. Odwrócił spojrzenie, niechętnie wbijając je w siedzącą przed nim Irene.
- Nie myślałaś - przytaknął wymuszenie, stając praktycznie tuż przed nią. Powoli zniżał się do poziomu jej oczu, kucając na podłodze, w stronę której na chwilę oderwał wzrok. Teraz emocje targające nim były widoczne, gdy stał tak blisko. Całkiem możliwe, że kamera widoczna w rogu nie była w stanie ich dostrzec. A nawet jeśli - skąd mogli wiedzieć czego dotyczą? Żal po utracie różnie wpływał na ludzi. O ile w ogóle właśnie o to chodziło. - I nie, nie zabiję cię, Irene. Hames prawdopodobnie powiesiłby mnie, gdybym to zrobił. - jego głos był gorzki, cichy. Długo siłował się ze sobą by wykonać następny gest, który w żaden sposób nie okazał się przyjemny.
Złapał ją za podbródek, boleśnie wpijając palce w jej policzki. Powoli podnosił się do góry, zmuszając ją, by sama wstała na równe nogi - i pomagając w tym w bardzo nieprzyjemny sposób. Nie widziała na jego twarzy obrzydzenia ani pogardy, tak standardowych wyrazów u każdego, innego strażnika. Przez ostatnie dwa dni największym jej osiągnięciem było dostrzeżenie przez brudną kobietę na stołówce. Dla każdego innego nie było różnicy, czy była człowiekiem, czy psem, od których ją wyzywano. A w tej chwili osoba odpowiedzialna za to, w jaki sposób ta asteroida, mniej więcej, funkcjonuje, poświęcała całość swojej uwagi Irene.
I cierpiała niemal tak, jak ona sama, choć na zupełnie inny sposób.
Gdy wreszcie wstała, podparta ścianą i chwytem Khouriego, przez moment po prostu stał, lustrując wzrokiem jej zmęczoną i brudną twarz. Nagle zupełnie pasowało do niego obrzydzenie, którym obdarzył ją wtedy w kwaterach Hamesa. Tym bardziej, że skierowane było do siebie, nie do niej. Odchylił jej głowę nieco w bok, samemu pochylając się nad jej zgiętym, wyczerpanym od wysiłku i bólu ciałem. Jej policzek dotknął gorącej skóry mężczyzny, a na uchu poczuła jego oddech.
- Przepraszam.
Odsunął się tak nagle, że tak ciche słowa wydawały się być fantomową iluzją. Widziała go przed sobą zaledwie przez chwilę. Puścił jej głowę, odsuwając się tylko po to, by nagle w jej stronę nadciągnęła jego pięść. Uderzenie, które odczuła na własnym policzku, zwaliło ją z nóg, wspomagane przez poprzednie rany i wymęczenie. Padła na ziemię z głuchym hukiem, uderzając głową o metalową posadzkę. W jej oczach pociemniało. Fala bólu zlewała się w jedną - wydawało jej się, że zaraz po tym kopnął ją w brzuch, ale równie dobrze mógł znowu ją podnieść i po prostu wymierzyć w stronę jej żeber inny cios. Powoli zaczynało brakować jej oddechu - czy od uderzenia, czy od całokształtu sytuacji. Nie potrzebowała wiele. Po trzech uderzeniach zaczęła tracić przytomność, odpływając w piękny stan pozbawiony bólu. Przez mgłę widziała odsuwającą się od niej sylwetkę i krople krwi na podłodze. Z jej ust, nosa, ramienia, pleców? Skaleczeń na dłoniach? Zanim jej mózg wydedukował, iż pochodziła ona z przygryzionych od wewnątrz policzków, gdy w stresie mimowolnie zacisnęła zęby, Dubois przekroczyła ostateczną granicę między zamroczeniem a omdleniem, pozwalając, by problemy, choćby na chwilę, od niej odpłynęły.

Pierwszym co do niej wróciło był ból. Stary, znajomy ból, którego prawdziwe znaczenie poznała na asteroidzie. Pieczenie pleców, ramienia, gorzki posmak krwi w ustach i potworna migrena. Jeszcze zanim zdołała otworzyć oczy, widziała przed sobą plamy. Słyszała pikanie szpitalnej maszynerii, poczuła wbitą w zgięcie jej łokcia kroplówkę. Materac, na którym leżała, był twardy, lecz nie biło z niego zimno metalu, który tworzył jej posłanie w bloku. Udało jej się osiągnąć jedno - zrozumiała, gdzie jest. I trafiła tam, gdzie, przynajmniej przez pewną chwilę swojej pracy przy dyspozytorze wody, planowała.
Przełknięcie śliny przychodziło jej z trudem, tak samo zresztą jak otworzenie powiek, pod którymi zgromadził się piasek. Biały sufit zaatakował jej tęczówki, zmuszając do zamknięcia oczu na kolejne kilka chwil i podjęcie próby otworzenia ich ponownie, tym razem wolniej. Znajdowała się w sali oddzielona parawanem od pozostałych łóżek. Przy jej własny stało kilka maszyn monitorujących jej funkcje życiowe, oraz krzesło.
Na krześle siedział Khouri.
Mężczyzna oparł łokcie o własne kolana, pochylając się i podtrzymując własną głowę dłońmi. Oczy miał zamknięte i wydawał się nie zdawać sobie sprawy z tego, że w ogóle się obudziła. Przetarł twarz, na której widniało potworne zmęczenie. Musiała leżeć tu od dłuższego czasu - nawet jeśli Nazir przyszedł dopiero przed chwilą, co mogła podejrzewać po fakcie, że teoretycznie to on ją tutaj wrzucił, więc nie miał powodu by sprawdzić, czy w ogóle to przeżyła. Westchnął cicho, pogrążony w zadumie. Jego omni-klucz piknął, zwiastując otrzymanie nowej wiadomości, lecz zignorował go, oddając się chwili rozmyślań, która wkrótce miała się skończyć.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 01:08

Wstała, ciągnięta za brodę w górę, rękami podpierając się na ścianie. Jedna z nich zostawiała krwawe ślady. Nic nie rozumiała, skoro nie chciał jej zabić, ani nie chciał jej stąd uratować, po co w takim razie przyszedł. Bolało ją wszystko. Siniaki na szyi nie goiły się od zaciśniętej na niej obroży. Nogi od chodzenia z wózkiem, ręce tak samo, plecy po strzale z bicza, ramię też. Na dłoniach miała odciski, a teraz Khouri ciągnął ją niedelikatnie w górę. Stęknęła i stanęła prosto. On też kazał jej stać? Czy nie mogła tu chociaż na chwilę usiąść, albo się położyć?
Kiedy poczuła jego policzek przy swoim, jego ciepły oddech, przez chwilę myślała, że jednak wszystko będzie dobrze. Ale potem ją puścił i padł pierwszy cios, który powalił ją na ziemię. Nie była w stanie nawet zaprotestować, była zbyt wymęczona dwoma ostatnimi dniami, a jej omni-klucz nie działał, by mogła się obronić. Schowała twarz w rękach, bo to było jedyne, co podpowiadały jej resztki świadomości, chcąc uniknąć kolejnych uderzeń w twarz. Traciła przytomność, z jej oczu popłynęły łzy. Te same ręce, które teraz tłukły ją do nieprzytomności, nie tak dawno czule gładziły jej policzek. Wykrzywione we wściekłości usta - nie widziała ich, bo nie widziała już niczego, ale potrafiła sobie je wyobrazić - przesuwały się po jej nagim ramieniu, kiedy jeszcze nie było boleśnie rozcięte. Ale nie krzyczała już. Czekała, aż przestanie czuć. Hames dopiął swego - złamał ją, choć sądziła, że nic nie jest w stanie tego zrobić. A minęły dopiero dwa dni. Czy jej piekło się właśnie kończyło? Nie próbowała się powstrzymać przed mdleniem. Odsunęła się od bólu, wpadając w wyciągnięte, kojące ramiona ciemności.

Pikanie. Czyli nie umarła.
Przez długą chwilę leżała nieruchomo, czerpiąc nieziemską przyjemność z samego faktu, że leży, a wokół panuje względna cisza. Wszystko nadal ją bolało. Powoli wracały do niej ostatnie chwile, zanim straciła przytomność, a razem z nimi strach. Nazir przerażał ją. Nigdy nie czuła wobec nikogo tak sprzecznych emocji, nie znała kogoś kto przywoływałby tak skrajne wspomnienia.
Powinnam leżeć na brzuchu. Rana na plecach bolała, dlatego ta pozycja nie była najlepsza, ale z drugiej strony całą klatkę piersiową miała obolałą po kopniakach. Nie mogłaby leżeć tak, żeby nie czuć bólu. Taka pozycja nie istniała. Spróbowała wziąć głębszy oddech, ale nie było łatwo. Miała wrażenie, że Khouri połamał jej żebra. Czy skoro była teraz tu, w ambulatorium Koernera, to znaczyło, że jak tylko wydobrzeje, wróci do pracy przy dozowniku wody? Mogła się tylko domyślać.
Albo mogła spytać Nazira, którego zobaczyła obok siebie, jak już udało się jej otworzyć oczy. Początkowo na jego widok ogarnęło ją przerażenie, ale szybko przeszło, bo coś było nie tak. Nie patrzył na nią z satysfakcją, nie przyglądał się w zadowoleniu skutkom swoich działań. Tylko po co ona się nad tym zastanawiała? Wciąż była niewolnicą na tej pierdolonej asteroidzie, a on był jej katem. Podniosła rękę do szyi, tę w której nie było wenflonu, by sprawdzić, czy nadal ma na sobie obrożę.
- Jak długo mogę tu zostać? - spytała cicho, właściwie wyszeptała, bo wydobycie z siebie większego głosu przerastało chwilowo jej możliwości. Dwa dni? Trzy? Zanim wszystko się wygoi i z powrotem będzie efektywna? Zamrugała, próbując pozbyć się piachu z oczu i przesunęła rękę na ramię, które wcześniej było rozcięte - chciała wiedzieć, czy jej to opatrzyli.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 01:29

Obroża wciąż znajdowała się na jej szyi, przypominając o niezmienności jej sytuacji w kontekście większego obrazka. Wciąż pozostawała niewolnicą Hamesa, nawet, jeśli przez moment odnalazła nieco więcej komfortu, nie musząc katorżniczo pracować. W końcu jeśli ból towarzyszył jej o każdej porze dnia, nie lepiej było znosić go w na łóżku, a nie przy dyspozytorze?
Khouri poderwał głowę do góry, z zaskoczeniem słysząc jej pytanie. Nie spodziewał się jej obudzenia, nie kiedy on tutaj jeszcze był. Nie, kiedy pozwolił sobie na moment słabości, w którym jego głowa opadła na dół, niepodtrzymywana wraz z pozorami za ścianą, która odgradzała go od reszty ludzi. Jego wzrok był przygaszony, a na twarzy ciężko było doszukać się czegoś choćby przypominającego satysfakcję. Wręcz przeciwnie. Był po prostu cholernie zmęczony.
- Ja... Dopóki nie przypiszą cię do innej pracy, tak myślę. Do tamtej już nie wrócisz. - zawahał się nim odpowiedział na jej pytanie. Westchnął ciężko, odchylając się na krześle do tyłu. Jego głowa powędrowała do góry, potylica uderzyła o szczyt oparcia krzesła a spojrzenie przeniosło na jasny sufit. Milczał przez dobrą chwilę, walcząc ze sobą po raz kolejny, nie wiedząc co chce przekazać i w jaki sposób powinien to zrobić. Minęła niespełna minuta nim znalazł odpowiednie słowa.
- Przez dwa lata obwiniałem za to siebie. Za to, co się stało - zaczął, cicho, choć niechęć bycia podsłuchanym nie wydawała się tego powodować. - Spodobało mi się wojsko. Bardziej, niż myślałem. Na służbie marzyłem o powrocie do domu, w domu wystarczyły trzy dni, żebym marzył o powrocie na statek. Nigdy nie umiałem tego pogodzić.
Moment szczerości to nie było coś, co w przypadku Nazira było zjawiskiem powszechnym. Jak na razie nawet w sytuacji, gdy teoretycznie między nimi układało się bardzo dobrze, a alkohol rozwiązywał język, najwięcej mówił o sobie wspominając w dwóch zdaniach o kierunku, który studiował. A teraz, choć uparcie odmawiał spojrzenia w jej stronę, wylewał z siebie tłumaczenia nie wiadomo po co. Jakby przed samym sobą, jak nie przed nią, próbował się usprawiedliwić.
- Miałem z nią być. Wtedy, na tym statku. Leciała na Ziemię - skrzywił się, usiłując wymusić na ustach wygięcie się w uśmiechu, lecz nie dało to zamierzonego efektu. Wyprostował się w krześle, odrywając wzrok od sufitu. Przesunął nim leniwie po aparaturze, po łóżku, a wreszcie dotarł do Dubois. Jej ramię było zszyte, a krew została zmyta. Zostały tylko siniaki. - Powiedziałem, że nie przyznano mi przepustki, o którą nigdy nie poprosiłem.
Jego omni-klucz natarczywie piszczał, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. On poświęcił kolejne kilka sekund na chłonięcie jej widoku - takiego, jaki sobą przedstawiała teraz. Wycieńczona, brudna, pobita. Takich rzeczy nie zauważał. Jej oczy w końcu się nie zmieniły, wciąż miały ten sam kolor. Nawet, jeśli spoglądała na niego z półprzymkniętych powiek.
- Muszę iść - mruknął, widząc czerwoną diodę na swoim komunikatorze. Nie ruszał się jednak z miejsca, zbyt pochłonięty rozmyśleniami by zmusić swoje ciało do natychmiastowej reakcji.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 02:21

Odetchnęła z ulgą. Nie będzie musiała już pchać przed sobą tego pieprzonego wózka. Nie będzie musiała odpychać umierających ludzi i zaraz po wyjściu pędzić z powrotem na dół, żeby nie oberwać biczem. Te dni zostawią w jej psychice ogromną skazę, zbyt dużą, żeby o nich zapomnieć. Była wrakiem człowieka i jeśli o to im chodziło, Hamesowi i Khouriemu, to zaplanowali zemstę doskonałą. Nawet nie potrafiła sobie teraz wyobrazić życia na wolności, nie wiedziałaby gdzie się podziać. Pewnie zgłosiłaby się do kliniki i za ostatnie swoje pieniądze wykupiła w niej pobyt z wizytami u lekarzy. I tkwiłaby tam, miesiąc, dwa, dopóki by się nie pozbierała. Ale teraz pozbierać się nie potrafiła. Zamknęła oczy, pozwalając znów łzom spłynąć po policzkach. To były łzy ulgi. Uszczęśliwiał ją fakt, że zostanie dziwką, pielęgniarką albo innym ubezwłasnowolnionym gównem, tak bardzo ją zniszczyli.
- Jakiej innej? - spytała, nadal cicho. - Zostanę metresą?
Powtórzyła jedyne, co utkwiło jej w pamięci z kilku zamienionych z inną niewolnicą słów. Zadawała Nazirowi kolejne pytania, przez co czuła się, jakby przeciągała rozmowę którą prowadzili na Crescencie. Zwłaszcza, że poruszał właśnie temat, którego do tej pory unikał. Ale Irene to już nie interesowało. Każde wspomnienie o Cleo było jak kolejny cios w żebra. Wiedziała, że kobieta nie żyła przez nią. Nie tylko, bo to nie ona wybierała statki, nie ona je atakowała i nie ona decydowała, kto zasługuje na życie, a kto nie. Ale częściowo owszem i pierwszy raz w życiu miała chyba z tego powodu wyrzuty sumienia. Khouri nie musiał wnikać w takie szczegóły.
Długo milczała, kiedy skończył opowiadać, wpatrując się w jasny sufit. Była głodna.
- To nie twoja wina - mruknęła, choć nie wiedziała po co. Nie pocieszała go, nie o to chodziło. Może zaczynało do niej docierać, do ilu podobnych sytuacji doprowadzili. Dlaczego nigdy nie spytała, czy zabijają? Tak bardzo przekonana była o tym, że kradną i tyle, a opustoszały statek wraz z załogą i pasażerami czeka potem na ratunek. Nie pamiętała tej konkretnej sytuacji, było ich zbyt wiele i chyba właśnie to było najgorsze - może gdyby była w stanie sobie coś przypomnieć, wiedziałaby jak się zachować.
Ale do tego wszystkiego dochodził jeszcze Khouri, który najpierw ją skatował, a teraz siedział tutaj i opowiadał o swoim życiu. Zacisnęła usta w wąską kreskę i poprawiła się na łóżku, co wywołało krótkie syknięcie z bólu - zapomniała o ranie na plecach, kiedy leżała nieruchomo łatwiej było o niej nie myśleć. Obróciła głowę w stronę mężczyzny, napotykając jego spojrzenie.
- Dlatego mi to zrobiłeś? - ledwie słyszalne pytanie wydostało się spomiędzy jej spierzchniętych warg. Nigdy jeszcze nie została doprowadzona do takiego stanu, a on jej jeszcze dołożył. - Nie ma zemsty, która byłaby wystarczająca, więc pewnie mam czekać na następny raz, kiedy postanowisz mnie skatować, aż w końcu stwierdzicie z Hamesem, że jestem wystarczającym cieniem człowieka, żeby pozwolić mi umrzeć?
Odwróciła wzrok, wbijając go w pikającą maszynerię. Próbowała patrzeć na jego dłonie, ale przestały się jej kojarzyć z delikatnym dotykiem. Próbowała skupić się na ustach, ale oczami wyobraźni widziała je skrzywione w nienawiści. Ramiona spięte wściekle, lodowate spojrzenie. Była głupia, sądząc, że będzie tu miała jego. Nazira. Jako jakieś oparcie, jako pomoc w ucieczce. Tymczasem on był gorszy niż Hound, bo tamten przynajmniej nigdy jej nie uderzył. Nie wspominając o całej reszcie.
- Chciałabym się napić - poprosiła. Potrzebowała tego bardziej, niż wyjaśnienia. On jej nie odmówi, prawda? Czy nawet na tym szpitalnym łóżku będzie ją katował? Ktoś już ciągnął go do pracy, obowiązki czekały, może byli inni, którzy zasłużyli na wpierdol, a może musiał się posłusznie zameldować u Hamesa i robić to, co stary każe. Spojrzała na niego z powrotem, jeśli zgodził się podać jej wodę.
- Dlaczego ciągle tu jesteś? To jest chore - mówiła o wszystkim, o niewolniczej pracy, kapo, strażnikach i warunkach, w jakich to wszystko się odbywa. A przy tym Khouri po prostu sobie chodził po korytarzach, ubrany elegancko i obojętny. Może skoro się już otwierał, to i do tego się przyzna. Co sprawiało, że człowiek dobrowolnie wracał do tego piekła? Skrzywiła się z bólu. - Nie zostanę tutaj.
Te same słowa, jak mantra. Może jeśli powtórzy je odpowiednio wiele razy, to sama w nie uwierzy.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 13:07

Wyświetl wiadomość pozafabularną Pokręcił głową, przecząco, ale nie zmusił się do skomentowania jej pytania o zostanie metresą. Wydedukował, że musiała o tym stanowisku usłyszeć od innej więźniarki. Chyba w tej, podstawowej kwestii udowadniał, że albo nie ma zamiaru jej ratować, albo w jego głowie powstał bardzo dziwny plan. Powinien w końcu posiadać władzę pozwalającą mu na zabranie jej dla siebie, jako kochanki, prawda? Nienawiść Hamesa mogła temu przeszkodzić co prawda, ale na razie nawet nie słyszała o tym, by próbował. Weston był pewien, że Khouri nienawidzi jej z całego swojego serca a Nazir nie zrobił nic, by go wyprowadzić z błędu. Po prostu teraz, gdy stał, widziała na jego twarzy przygnębienie zamiast wściekłości, co mogło wskazywać na wiele rzeczy.
Przysunął się bliżej. Stał wciąż, nad nią, obserwując jej pokaleczone ciało skryte pod szpitalnym ubraniem. Wiedział, że prawdopodobnie nie chce go teraz widzieć, ale nie mógł się oprzeć. Uniósł dłoń, powoli, tak, żeby jej nie przestraszyć i pogładził ją po skołtunionych, brudnych włosach, nie patrząc w jej oczy. Trwało to może ułamek sekundy.
- Nie było innego wyjścia - mruknął tak cicho, że równie dobrze mógłby to wyszeptać. I tak musiała wytężać słuch by zrozumieć jego słowa. - Naprawdę nie było. Nie teraz.
Westchnął cicho, odsuwając się od niej i podchodząc do zlewu. Nie było tu żadnego dyspozytora wody, jedynie umywalka. Znalazł plastikowy kubek, który w połowie wypełnił. W przeciwieństwie do wody spływającej z pryszniców w łaźni, ta nie pachniała chemikaliami. Musiała być czysta, skoro Khouri bez żadnej obawy podał jej ją by mogła się napić. Czekał, aż osuszy plastikowe naczynie, by potem je zgnieść i wyrzucić do śmieci, nie zostawiając żadnych oznak, że ktokolwiek pozwolił sobie na takie łamanie przepisów.
- Już prawie koniec - odezwał się nagle, stając do niej przodem przy ścianie, do której dosunięty był parawan. Gdzieś w tle usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, kobiece głosy. Męskie krzyki.
- Pamiętam o tobie.
Jego głos był cichy. Na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech, gdy stał tyłem do krzyków i zbliżającego się zamieszania, które pojawiło się w szpitalu. Miał może sekundę, może dwie, na spojrzenie na nią po raz ostatni.
- Jest tu!
Baldachim nagle z hukiem się odsunął, ukazując dwójkę mężczyzn w czarnych uniformach. Jednego z nich rozpoznała od razu, tego z czerwoną twarzą, który zaprowadził ją do doktora po raz pierwszy. Na ich twarzy malowała się wściekłość, ale nie była ona skierowana w ich stronę.
Ochroniarz Hamesa pchnął Khouriego przed siebie, przystawiając mu lufę pistoletu do gardła. Nazir zmusił się do ironicznego uśmiechu i ostentacyjnie uniósł ręce w geście poddania się. Drugi z mężczyzn wyminął ich i podszedł do łóżka Dubois. Zmierzył spojrzeniem ją, potem aparaturę przy niej, a następnie całe pomieszczenie.
- Żyje! - krzyknął głośno, do kogoś, kto dopiero szedł w ich stronę. Nieznanym okazał się być Hames. Weston nieśpiesznym krokiem przeszedł wokół parawanu, podchodząc do przytrzymywanego przez dwójkę uzbrojonych ochroniarzy Khouriego. Cmoknął i pokręcił głową, jak zażenowany rodzic, który nakrył dziecko na uwaleniu ściany kredkami.
- Po prostu musiałeś dokończyć sprawę, prawda? - westchnął cicho. Nazir wyrwał rękę natychmiast, gdy strażnik o czerwonej twarzy go złapał, próbując przytrzymać. Broń przystawiona nad jego grdyką wydawała się go nie obchodzić. Nie zamierzał dać się obezwładnić. - Wiedziałem, że będziesz próbował się na niej wyżyć, ale nie spodziewałem się tego.
Patrzył na swojego podwładnego przez krótką chwilę, po czym przeniósł spojrzenie na Irene. Wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że zdarza się. Machnął ręką do swoich podkomendnych . Jeden z nich odstąpił od Nazira, ale ten o czerwonej twarzy wciąż trzymał palec na spuście. Khouri uniósł brwi i skrzywił się ironicznie widząc jego upór.
- Nagle wyhodowałeś sobie jaja, Cayne? - wyrzucił z siebie z pogardą, do której pasowałoby splunięcie na czerwoną twarz, od czego się powstrzymał. Wspomniany ochroniarz odsunął wreszcie, powoli, pistolet od gardła swojego dowódcy i, ze wściekłością w oczach, schował broń do kabury. Nazir uśmiechnął się drwiąco, poprawił górę uniformu, strzepując nieistniejący kurz i skinął głową Hamesowi. Przez ułamek sekundy tylko spojrzał na Dubois, tuż przed tym, gdy odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Miejsce przy łóżku, na krześle, postanowił zająć Weston. Wydawał się być równie zmęczony co Nazir, lecz na twarzy miał uśmiech.
- Musisz mu wybaczyć, ciężko nad nim zapanować - zaczął niewinnie, przyglądając się swoim paznokciom. - Raz wszystko w porządku i nawet mam wrażenie, że nie jest na ciebie zły, raz coś mu nagle odpierdala i zaczyna się wściekać. Bardzo impulsywny, bardzo.
Mężczyzna znowu pokręcił głową, ponownie przypominając zatroskanego rodzica, którego dziecko nie zachowuje się porządnie. Odwrócił wzrok od swoich szorstkich, naznaczonych latami pracy dłoni i uniósł go na leżącą obok niego rudowlosą.
- Niestety, na poziomie dziesiątym mieliśmy mały incydent, więc zostajesz przeniesiona. Nie będziesz już nosić wody - uśmiechnął się w pewien dziwny, drapieżny sposób, który nie sugerował niczego dobrego wynikającego z jej nowego przydziału. - Za kilka godzin powinnaś dostać wypis. Mam nadzieję, że zapomnimy o całej sprawie - dodał i, jak gdyby nigdy nic, puścił jej perskie oczko.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 13:47

Drgnęła, kiedy ręka Nazira zbliżyła się do jej twarzy i zamknęła oczy. Nie chciała na niego patrzeć. Była w stanie to zrozumieć, powoli docierało do niej dlaczego to wszystko się stało. Pamiętała oko kamery, do którego Khouri się odwrócił, zanim pobił ją do nieprzytomności. To mógł być jedyny sposób na wydostanie jej stamtąd, bez ściągania na siebie gniewu Hamesa. Chciał jej pomóc, ale jednocześnie pozostać posłusznym. Na tej asteroidzie to agresja była prawem i w tym momencie Nazir wymierzył jej sprawiedliwość, w sposób, który przemawiał i do niego, i do Westona. Ale mimo wszystko jego dotyk nie działał już tak jak przedtem i raczej długo nie rzuci mu filuternego spojrzenia, które sprawiało, że tracił głowę. Nie wiedziała czy jeszcze umie się uśmiechać.
Chwyciła kubek z wodą i wypiła ją łapczywie, czerpiąc z tego nieziemską przyjemność. Jej zaschnięte usta powoli wróciły do normalności. Jedna rzecz, która jej nie bolała, z całego poranionego ciała. Nie podziękowała, bo nadal czuła się jak zwierzę, które utrzymują przy życiu tylko po to, by zapewniała rozrywkę. Zresztą nie chciała mu dziękować za nic. Nawet jeśli w ten fantastyczny sposób wyciągnął ją z dziesiątki, to podziękowania jakoś nie były na miejscu. Tak bardzo chciała zasnąć. Oparła się z powrotem i uniosła na niego krótkie spojrzenie, zanim do stacji medycznej wpadł tłum.
- Zauważyłam - odparła, ale nie miała siły odpowiedzieć uśmiechem na uśmiech, choć gdzieś w środku narastało w niej szaleństwo. Ciekawe co Nazir by zrobił, gdyby wybuchła niepowstrzymanym śmiechem. Ale nie zrobiła tego, za bardzo bolały ją żebra.
Potem obserwowała rozgrywające się przy jej łóżku sceny, na widok Hamesa spinając się natychmiast. To on zesłał ją na sam dół i on na pewno odczuwał chorą satysfakcję ze stanu, w jakim się znajdowała. Słuchała jego słów w milczeniu. Kiedy Nazir opuścił pomieszczenie, powrócił jej przejmujący strach, ale nie pokazywała go. Nie chciała dać Westonowi kolejnego powodu do zadowolenia, więc patrzyła tylko na niego pustym wzrokiem.
- To znaczy dokąd?
Chciała wiedzieć, czym tym razem będzie miała się zajmować. Nie sądziła, by nagle uznał, że można ją dać do lżejszych zadań. Raczej znajdzie kolejne, równie męczące. Zadała pytanie, bo nie sądziła, że przywali jej biczem tak, jak strażnicy. Był ponad to. Uśmieszki i puszczanie oczka, co najmniej jakby była tu gościem, nie niewolnikiem. Przeniosła wzrok na sufit. Kilka godzin? To było tyle co nic. Nie zdąży się wyleczyć, rany się nie zagoją, siniaki dopiero zaczną powstawać. Przynajmniej była czysta, bo umyli ją, ale wiedziała że nie da rady dalej wykonywać ciężkiej, fizycznej pracy. Bała się. Co znaczyło "już prawie koniec"? Tak bardzo chciała spać.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 14:11

Hames uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby tylko czekał aż zada mu to pytanie. Gdy Khouri wyszedł, obydwaj jego ochroniarze przystanęli przy parawanie, nie chcąc włączać się w dyskusję bo wiedzieli, że Westonowi by się to nie spodobało. W każdej chwili jednak byli chętni do zareagowania - w końcu Dubois mogła wyglądać na słabszą niż była. Nawet jeśli teraz praktycznie nic nie mogła zrobić, w ich głowach zawsze było to ryzyko, które musieli brać pod uwagę. Ryzyko, że w szaleńczym akcie rzuci się na Westona z paznokciami, lub może kawałkiem metalu, który zabrała z któregoś miejsca na asteroidzie. W końcu wśród kamieni, błota i gruzu ciężko było dostrzec co jest morderczą bronią, a co nie, a strażnicy nie mieli jak obserwować każdego ruchu z setek niewolników. Nawet, jeśli bardzo się starali i na ogół odnosili sukcesy. Sam terror sprawiał, że niewolnicy nie mieli wielkiej ochoty na próby buntów, nie mówiąc już o strachu, który paraliżował na samą myśl o zostaniu przyłapanym. Zabranie czegoś z miejsca pracy, nawet kamienia, można było w mentalności pracowników asteroidy podciągnąć pod kradzież.
- Nie będę psuć ci niespodzianki ani robić niepotrzebnych nadziei - odrzucił obojętnie, prostując plecy i wyciągając się w krześle. - Będziesz jednak pracować pod okiem Cayne'a, więc Khouri nie powinien sprawiać problemu.
Wskazał głową na stojącego przy wyjściu ochroniarza, który łypnął tylko złowrogo na Dubois i odwrócił wzrok, lustrując tę część szpitala, której nie mogła zobaczyć.
- Tymczasem pozwolę ci się przygotować mentalnie na powrót do pracy. Jeszcze się zobaczymy! - zakończył rezolutnie, wstając z krzesła. Wydawał się być w bardzo dobrym humorze. Sprężystym krokiem wymaszerował, wymijając obojętnie swoich ochroniarzy, którzy ruszyli za nim w stronę wyjścia.
Przez kilka minut Dubois leżała sama, zmuszona do kontemplacji jej obecnej sytuacji i niepewnej przyszłości. Wkrótce nadeszła jednak pielęgniarka, przechodząc pod jej łóżko i po drodze zasuwając parawan, którzy mężczyźni pozostawili nieco dalej niż wcześniej. Niewolnica miała na sobie obrożę, jak też szary strój. Wyglądała dość abstrakcyjnie, była bowiem dość krępą kobietą. Włosy związane miała niechlujnie w kok na szczycie głowy i początkowo nie zwracała na rudowłosą uwagi, sprawdzając notatki lekarza i wszystkie aparatury monitorujące jej stan.
- Kobieto, ty to masz szczęście - westchnęła, czytając z jej akt wyniki skanu medycznego. - Nawet jednego, pękniętego żebra. Żadnego uszkodzenia organów wewnętrznych. Pomyślałby ktoś, że jak facet się wkurwi, to skutki będą gorsze. A ty tylko poobijana. I przecięta batem, to już zaszyliśmy.
Mówiła o tym takim tonem, jakby plotkowały o zupełnie losowej sprawie, wyjętej z życia codziennego szpitala. Na przykład o przystojnym pacjencie lub lekarzu. Kobieta zerknęła w jej stronę.
- Gdybyś nie padła to byś wyleciała w pizdu pół godziny później, jak reszta - pokręciła głową, przenosząc się w stronę kroplówki Irene. Z szafki wyjęła kilka specyfików podpisanych nieznanymi dla Irene nazwami i powoli zaczęła jej aplikować kilka z nich, nucąc przy tym coś cicho.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 14:38

Pod okiem Cayne'a? O nie. Nie wiedziała co było gorsze, czy to, że zostanie przydzielona bezpośrednio pod tego typa, czy... w sumie za dużo było tego, by wymieniać. Wszystko było tu piekłem, żadne z miejsc nie było dobre, więc zastanawianie się nad tym nie miało sensu. Hames nadal nie powiedział jej czym miała się zajmować, ale chyba właśnie dostała mały awans. Fantastycznie, zawsze chciała awansować z niewolnika na lepszego niewolnika. To było spełnienie jej marzeń.
Owszem, chciała rzucić się na niego, ale nie byli sami, a ona nie miała broni. Gdyby mogła uruchomić omni-klucz, po prostu poderżnęłaby mu gardło. To on był odpowiedzialny za wszystko, co widziała na dziesiątce, za to jak wyglądali ci ludzie, za to że umierali i wyrzucano ich jak śmieci. Za to że niewolnikom nie wolno było rozmawiać i że dostawali batem za minimalne nieposłuszeństwo. Nawet nie nieposłuszeństwo, po prostu za wszystko. To on siedział na szczycie tej piramidy i Irene wiedziała, że poczułaby szaleńczą satysfakcję z zrzucenia go z jego tronu. Pierwszy raz chyba wspomnienie omni-ostrza wbijającego się w ciało było przyjemne, bo wyobrażała sobie jak przebija Hamesa. Może i miała nienawiść w spojrzeniu, kiedy wychodził, ale to dobrze. Trudno, żeby darzyła go jakimkolwiek innym uczuciem.
Pielęgniarka, która pojawiła się później, tak bardzo nie pasowała do tego wszystkiego dookoła, że Irene zamrugała tylko niepewnie, obserwując jej ruchy. Wiedziała dlaczego nic poważnego się jej nie stało. Nazir bił tak, żeby bolało, nie żeby ją połamać. Może dlatego, że faktycznie to była tylko gra, a może chciał zostawić to sobie na następny raz, kiedy przyjdzie ją stłuc. W końcu o niej pamiętał. Patrzyła na pielęgniarkę, czując ulgę. To przez to, że z nią rozmawiała? Pierwsza osoba od czasu kobiety w stołówce, która się do niej bezinteresownie odezwała.
- Tak, mam szczęście - szczęście, które miało ją aktualnie głęboko w poważaniu. Co z tego, że nie miała nic złamanego, jak za kilka godzin będzie musiała wrócić do jakiegoś kolejnego piekła. Zawsze jakoś wygrzebywała się z problemów, teraz jednak zdawała się nimi przytłoczona w tak wielkim stopniu, że nawet to jej słynne szczęście w niczym nie pomagało. Przyglądała się krzątającej się pielęgniarce. Była taka normalna. Jakby wcale nie była stąd.
- Co się tam stało? Co ze wszystkimi ludźmi? - spytała cicho. Chwila rozmowy, to było takie miłe. Bez wiszącego nad głową strachu. A może była w błędzie? Może kobieta wcale nie miała ochoty odpowiadać na jej pytania i zaraz wyrwie jej wenflon z ręki za bezczelność?
- Znasz Cayne'a? Powiedzieli mi, że będę teraz pracować pod jego nadzorem. Czym on się zajmuje? - pielęgniarka mogła to wiedzieć, przynajmniej przygotowałaby się psychicznie tak, jak zalecał Hames. Posłuszna, pokorna Irene. Mógł być z siebie dumny.
- Jak masz na imię? - powtórzyła pytanie, na które nie odpowiedziała jej kobieta w kuchni. Z jakiego powodu chciała usłyszeć, że ktoś tu jeszcze zachował jakąś tożsamość inną niż cyferki. Irene teraz na przykład nie była już tą od wody. Ciekawe kim zostanie za kilka godzin. Swojego numeru nie pamiętała, choć pewnie znalazłaby go na karcie.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 14:52

Kobieta zaaplikowała kolejne środki do kroplówki Dubois, po każdym czekając i obserwując, jak wędruje wąską rurką do wenflonu, a z niego, przez igłę, do jej żył. Były różnokolorowe. W międzyczasie przerwała nucenie, słysząc jej pytanie. Uniosła brwi w zaskoczeniu, jakby nie rozumiejąc, jak Irene takie wieści mogły ominąć. Przypomniała sobie jednak o tym, że leżała nieprzytomna tutaj, w szpitalnym łóżku. Rudowłosa mogła dostrzec na twarzy pielęgniarki idealnie moment pojęcia tak prostej rzeczy.
- Wybuch był przecież! Nikt nie wie, co dokładnie się stało, ale pewnie gaz. Ale kto podpalił? Wszyscy tam szaleją, najróżniejsze historie już słyszałam. Rozwaliło całą dziesiątkę, wszystko w pizdu - powtórzyła swoje, chyba ulubione, sformułowanie, podając kolejny specyfik. Pokręciła głową i wypuściła powietrze z ust. - Setka niewolników tam pracowała. Wrócili dopiero z obiadu. Wszyscy zabici, wszystko w pizdu. Nawet strażników rozwaliło. I windy szlag trafił. Mówię przecież, że idealny moment znalazłaś, żeby padać na ziemię i do szpitalnego wyra. Pół godziny później i ciebie też by w pizdu wywiało.
Mówiła zupełnie tak, jakby to była decyzja Irene, by została pobita i skierowana do szpitala. Kiedy załatwił jej tę niesamowitą przygodę Nazir, którego teraz tutaj nie było. I który pamiętał, choć mogła interpretować na wiele sposób co dokładnie i w jaki sposób. Słysząc nazwisko Cayne'a, pielęgniarka natychmiast wbiła wzrok w leżącą rudowłosą. W jej oczach Irene dostrzegła błysk.
- Cayne'a? Toż jedna z najlepszych fuch! Może nie dla kobiet, ale chryste panie! - przejęła się, zapominając na moment o tym, że w dłoni trzyma pustą strzykawkę i wymachuje nią, żywo gestykulując. - On się zajmuje rozładunkiem nowych niewolników. W zamkniętym doku, ma się rozumieć, więc nie idzie uciec nawet gdyby szturmem tysiące waliły na statek. Ładownia odcięta kompletnie. W każdym bądź, nowi często mają przy sobie sporo rzeczy. Zaufanym więźniom każą to segregować, choć ty na początku pewnie będziesz tylko sprzątać... Trochę psychikę może to zryć, ale kwestia przyzwyczajenia. Może sobie coś ładnego zwędzisz. O ile cię nie złapią, wtedy byłoby szkoda.
Wciąż mówiła swobodnie, odkładając strzykawkę. Igłę wrzuciła do śmietnika, przejmując się zasadami higieny i BHP w miejscu, w którym poziomy niżej ludzie leżeli we własnym gównie, niezdolni do podniesienia się.
- Rosa jestem. Doktor kazał zaaplikować ci większą dawkę leków, żeby cię postawiło na nogi za dwie godziny. Będziesz sztucznie pobudzona i minie, ale prawdopodobnie dopiero wieczorem.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 15:20

- Wybuch...? - powtórzyła niepewnie. Co go spowodowało? Przez myśl jej przeszło, że Nazir mógł to zrobić, żeby nie mogła tam już wrócić. Bo pewnie gdyby dziesiątka pozostała nienaruszona, Hames z powrotem posłałby ją do pracy przy wodzie. W końcu tak miała skończyć, na najniższym poziomie, w gównie i błocie. - I nikt nie przeżył?
Może tak było dla nich lepiej. Umrzeć raz, a porządnie, szybko, zamiast konać dniami w skalnych korytarzach. Wysadziło ich w pizdu, wszystkich, łącznie z kobietą numer coś tam zero dziewięć. A może nie dziewięć, Irene nie pamiętała. Łącznie z kulejącym starcem i młodą dziewczyną o mysich włosach. Miała nadzieję, że część kapo i strażników zginęła razem z nimi. Może nawet wszyscy. Ta myśl uspokoiła ją nieco i oddaliła roztrzęsienie, które ogarnęło ją po wizycie Westona. Albo podawane przez kobietę leki zaczynały działać, w końcu były dostarczane dożylnie, więc działanie bylo natychmiastowe.
- Raczej nie jestem zaufanym więźniem - skrzywiła się, przenosząc wzrok z powrotem na sufit. Sprzątanie nie było takie złe, chociaż nie wiedziała jeszcze co właściwie każą jej robić. To było tylko przypuszczenie. Co miałaby sobie ukraść? Najlepiej karabin. Ładne ubrania jej nie interesowały, biżuteria czy coś w tym stylu nie miała tu żadnej wartości. A może u Cayne'a miała? To był trochę inny poziom piekła, z nowymi zasadami, których dopiero będzie się miała nauczyć.
Czyli kobieta miała imię. Dobrze było to usłyszeć. W sumie to było logiczne, pielęgniarka była żywiołowa i pełna energii, a tak nie wyglądali ponumerowani ludzie tam, skąd przyszła.
- Już za dwie godziny mam wstać? - szepnęła. W jej oczach odbił się ból. - Myślałam że pozwolą mi tu zostać przynajmniej jedną noc.
Nie miała siły. Cokolwiek Nazir miał na myśli, mówiąc że już prawie koniec, wolała doczekać do tego na szpitalnym łóżku. Może planował wysadzić całą asteroidę w powietrze? Nikt by za nią nie tęsknił. Zostałaby po niej pustka w kosmosie. Jedno takie miejsce mniej, to byłby sukces, mały krok w dobrą stronę. Nie byłoby Hamesa i dziesiątki, i dozownika wody. I piezo do wydobycia przez ludzi traktowanych gorzej niż zwierzęta. Ktoś powinien to zrobić.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 15:41

Rosa przytaknęła, może zbyt żywiołowo tym razem, biorąc pod uwagę obecny temat ich rozmowy. Krzątała się przy szafkach, zdejmując gumowe rękawiczki i wrzucając je do śmietnika. Umyła ręce przy tym samym kranie, z którego Khouri nalał Irene wcześniej wody. Zdezynfekowała najpierw dłonie wiszącym nad umywalką specyfikiem i bardzo długo szorowała, choć teoretycznie Dubois nie była niczym zarażona. Nawet jej nie dotknęła, ale przyzwyczajenia robiły swoje. Pewnie sporo gorszych przypadków miała wcześniej i teraz został jej taki odruch. W takich warunkach wszelkie choroby zakaźne musiały przenosić się w ekspresowym tempie, a biorąc pod uwagę poziom technologiczny, jaki widziała choćby w gabinecie lekarza, istniała szansa na to, że więźniowie umierali na tak prozaiczne choroby jak tyfus, na który dawno już wynaleziono skuteczne metody.
- Nikt. Strażników tam z dziesięciu było, każdy padł. Hamesowi chyba bardziej zależało na niewolnikach. Teraz będzie musiał ich dokupić, bo brakuje. I to ilu! Cała produkcja stanie na kilka dni.
Choć mówiła tak entuzjastycznie, ciężko było stwierdzić, czy jest to spowodowane radością z problemów Westona. Równie dobrze Rosa mogła po prostu lubić plotkować, co robiła w tej chwili, więc z równą chęcią opowiadałby jej o tym, jaką zupę zjadła wczoraj, albo która niewolnica ostatnio awansowała do roli kurtyzany.
- Za dwie godziny, tak. Takie rozkazy naczelnika, przykro mi złotko - puściła jej oczko i uśmiechnęła się pocieszająco, ale było to jedyne, co mogła dla niej zrobić. I co zresztą chciała. Skończyła krzątać się po jej wydzielonym skrawku przestrzeni na terenie szpitala i po chwili zostawiła Irene całkowicie samą.
Przez najbliższe dwie godziny nikt nie przychodził. Co jakiś czas anonimowy pracownik zaglądał do środka by sprawdzić, czy żyje, albo czy nie spróbowała wstać. Dochodziła już do sił, mogła nawet chwilę się zdrzemnąć. Ból pozostał, ale wrażenie, że nie jest w stanie się ruszyć, minęło wraz z danym jej czasem. Rosa wpadła na moment, przynosząc jej świeży, nowy komplet więziennych ubrań, a chwilę potem zza parawanu wyszedł nieznany jej ochroniarz. Średniej wysokości mężczyzna do pleców przyczepiony miał, na magnetycznym zaczepie, karabin szturmowy. Czarne, zmierzwione włosy obcięte były niedbale, lub też niedbale odrastały po wygoleniu ich niemal na zero. Jego twarz była spokojna - w oczach nie tańczyły ogniki nienawiści ani pogardy. Wydawał się być odcięty od swojego życia i obecnego zadania. Spojrzał na Dubois wyczekująco.
- Wracasz do pracy - zakomunikował lakonicznie, czekając, aż wstanie. W porównaniu do Cayne'a wydawał się być niemal miły, choć widać było, że samopoczucie Irene było mu wysoce obojętne.
Poprowadził ją samą korytarzem ku innej windzie. Znajdowała się na poziomie piątym. Wokół biegali strażnicy, niewolników praktycznie nie dostrzegała. Każdy zajęty był własnymi problemami, z których większość musiała być powiązana z wybuchem, z którego nie zdążyli się jeszcze otrząsnąć pomimo kilkunastu godzin, w czasie trwania których ona była nieprzytomna. Winda zjechała na poziom siódmy, będący niedaleko, a sam strażnik, nie krzycząc na nią jeśli szła nieco wolniej, lecz żwawo pospieszając, zaprowadził ją do sporej hali, w której czekało pięciu innych niewolników. Wszyscy byli mężczyznami, każdy ponuro wpatrywał się we wrota doku, w którym się znaleźli.
Pomieszczenie było bardzo prosto zbudowane. Znajdowali się na podwyższeniu, za plecami miała wyjście na korytarz i do windy. Na podwyższeniu stali również strażnicy - rozpoznała Cayne'a i czwórkę stojących w rzędzie, innych ochroniarzy, do których dołączył brunet, który ją tutaj przyprowadził. Każdy w dłoniach trzymał nie poganiacz, lecz karabin - odbezpieczony i gotowy do strzału.
Dalej i niżej, wgłąb pomieszczenia, nie było żadnych przejść, niczego poza gołymi, brudnymi ścianami. Dopiero na samym końcu znajdowała się śluza, pod którą ustawiał się statek drzwiami do ładowni. Obecnie wrota były zamknięte. Caynes przekazywał polecenia komuś innemu przez komunikator, a niewolnicy stojący obok niej, przed linią, w której ustawili się strażnicy, stali jak posągi. Żadne z nich nie cieszyło się na myśl o możliwym zwędzeniu sobie czegoś ładnego. Jeden mężczyzna, czy raczej chłopiec, który wzrostem jej dorównywał, zerknął w jej stronę, posyłając jej badawcze spojrzenie, jakby chciał spytać, czy to jej pierwszy raz. A może po prostu zastanawiał się co w tym miejscu robi kobieta.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 16:11

Informacja o tym, że produkcja na kilka dni się zatrzyma, wywołała u Irene krótkie ukłucie satysfakcji. Takie miejsce jak to, opierające się tylko i wyłącznie na wydobyciu piezo, bez możliwości funkcjonowania całej części pracowniczej, była tylko bezużyteczną skałą, lecącą sobie przez kosmos. Hames musiał być wściekły. Być może kilka dni wcześniej uśmiechnęłaby się z zadowoleniem, ale teraz tylko odetchnęła głęboko i zamknęła oczy. Dobrze było to usłyszeć.
Dwie godziny, które jej zostały, w większości przespała. Kiedy się obudziła, czuła się dużo lepiej, ale nie wiedziała, czy faktycznie dzięki tej zdecydowanie za krótkiej drzemce, czy dzięki lekom, krążącym w jej krwiobiegu. Jeśli to drugie, to wolała się nie zastanawiać w jakim będzie stanie, kiedy te przestaną działać.
Przebrała się w nowy, czysty zestaw, a po jej plecach przeszedł dreszcz obrzydzenia. Kojarzył się jej on z ostatnimi dwoma dniami, ze smrodem skalnych korytarzy i plamami krwi. Ten był zupełnie świeży, ale mimo wszystko wkładała go niechętnie. Coś z tyłu jej głowy protestowało, bo zdawało sobie sprawę z faktu, że to się nierozerwalnie łączy z powrotem do pracy. Ale energia, jakiej dodały jej leki, z powrotem obudziła w niej determinację. Nie była już na samym dnie piekła, była trochę wyżej. Coraz bliżej wyjścia. Uniosła wzrok na mężczyznę, czując ulgę na widok obojętnego wyrazu jego twarzy. Zerknęła jeszcze tęsknie na łóżko, w którym spędziła najlepsze dwie godziny swojego pobytu na asteroidzie. Wciąż była obolała, ale nie tak bardzo. Musiała dostać sporą dawkę leków przeciwbólowych, by funkcjonowała sprawnie. W końcu niewolnicy musieli być wydajni. Szkoda tylko, że stać ich było na specyfiki do ambulatorium, bo oszczędzali na wodzie dla tych na dole.
Co takiego niezwykłego było w tym, że dla Cayne'a pracowała teraz kobieta? Chodziło o to, że kobiety są słabe fizycznie, czy psychicznie? Na dziesiątce nie miało to znaczenia.
- Nie wiem, co mam robić - powiedziała cicho do czarnowłosego strażnika. - Nikt nie wydał mi poleceń.
Liczyła, że dostanie je od niego, skoro się upomniała. Z tego, co mówiła pielęgniarka, Irene wywnioskowała wiele różnych rzeczy, z których żadna nie musiała mieć niczego wspólnego z rzeczywistością.
Odwzajemniła spojrzenie chłopaka, ustawiając się w rzędzie, ale poza tym nie zrobiła nic więcej - nie uśmiechnęła się, nie odezwała się do niego. Nie miała ochoty oberwać poganiaczem za próby rozmowy tam, gdzie nie były one mile widziane. Coś czuła, że krótka pogawędka z pielęgniarką wyczerpała limit na tydzień.
Chociaż może nie tydzień. Nazir powiedział, że już prawie koniec. Chyba właśnie te słowa napędzały ją do tego, by jeszcze dać z siebie coś więcej i po prostu nie zrezygnować. Czekała, wpatrując się w drzwi hangaru.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”