W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

21 mar 2016, o 00:05

Obrazek Kosmos pełen jest kosmicznego śmiecia w wielu systemach. Asteroida o tymczasowej, katalogowej nazwie (731532) 2135 QF jest jedną z wielu, niewyróżniających się planetoid należących do głównego pasa asteroid niedaleko Progu Walhalli. Fizycy uważają, że jest ona pozostałością niegdyś formującego się tam układu, który nie zdołał się wykształcić we wczesnych etapach powstania wszechświata. Bogata w piezo, dorównuje rozmiarowi tej, którą wydrążono, by stworzyć stację Omega. Sama w sobie jednak, poza tym, nie przykuwa uwagi, a położona jest zbyt daleko od przekaźnika by ktokolwiek miał natknąć się na nią przypadkiem.
A mógłby dokonać interesującego odkrycia. Na asteroidzie położony jest dobrze rozwinięty kompleks wydobywczy stworzony przez przedsiębiorcę Westona Hamesa tuż po tym, gdy oficjalnie zniknął z mediów publicznych. Kompleks sięga głęboko wgłąb planetoidy, nie sposób jest więc z zewnątrz dostrzec jego faktycznych rozmiarów. Posiada kilka doków oraz niewielką ilość statków transportowych oraz prywatnych, służących do przewożenia piezo.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

21 mar 2016, o 16:38

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Stanęli w umiarkowanie oświetlonym korytarzu. Przez moment wnętrze mogło przypominać jej co poniektóre, względnie czyściejsze zakamarki wewnątrz Omegi. Niedbale szorowane ściany i podłoga ukazywały prześwity w oryginalnym ich kolorze, lecz wciąż standard wydawał się być kilkukrotnie niższy od tego, który Dubois widziała na Crescencie. Tam było co prawda surowo, wojskowo, lecz czysto. Atmosfera wewnątrz kompleksu była ciężka, powietrze gęste - kilka sekund poza statkiem a ona już zaczynała się dusić. Nie mogła jednak wiedzieć, jak duży wpływ na to ma stres.
Korytarz był pusty. Khouri wyszedł do przodu spokojnym, wolnym tempem, choć buty z hukiem uderzały o posadzkę. Ciężko było znaleźć na jego twarzy jakiekolwiek pozytywne emocje, lub choć odrobinę - cząstkę tego, kim dla niej był kilka godzin temu.
W jego jasnych oczach błyszczała nienawiść.
Nim przeszli do zakrętu, złapał ją za ramię. Delikatnie, choć stanowczo - mogła iść jako wolna kobieta, ale w tej chwili przybrał maskę osoby, która nigdy jej tego nie obiecywała. Możliwe, że potrafił oddzielić pracę od reszty, a w tym momencie znaleźli się w tej pierwszej sytuacji. Powód tego okazania, że posiada nad nią kontrolę, znalazła chwilę później - za zakrętem, pięć metrów od nich, znajdowało się przejście, przed którym stała dwójka mężczyzn. Obydwoje opancerzeni, choć pozbawieni hełmów. Ich sprzęt nie imponował wielkością jak w przypadku Khouriego, choć każdy miał na udzie kaburę z pistoletem. Jeden z nich, o ogorzałej twarzy, uniósł brwi, widząc idącego w ich stronę Nazira z Irene. Drugi wydawał się być obojętny - wpatrywał się we własną rękawicę, z której usiłował coś zdrapać. Możliwe, że zaschniętą krew, lecz to podpowiadała jej tylko wyobraźnia. Ochroniarze byli nadzwyczajnie schludni - ciemne pancerze wydawały się nie mieć żadnych znaczeń, póki nie podeszło się bliżej. Na klatce piersiowej każdego z mężczyzn widniała srebrna, duża litera H o zakończonych ostro końcach, przypominających kły.
- Najwyższy czas, Khouri - odezwał się mężczyzna stojący po lewej. Drugi, słysząc nazwisko swojego przełożonego, oderwał wzrok od własnego pancerza, prostując się. Ochroniarz po lewej przeniósł wzrok na Irene, marszcząc przy tym brwi i mrużąc drapieżnie oczy. - A ta dziwka czemu nie zakuta?
- A widzisz, żeby była uzbrojona, Orłow? - odezwał się szorstko Nazir, nie zwalniając tempa. W razie, gdyby nogi Dubois odmawiały posłuszeństwa lub ona sama zwolniła, ciągnął ją za sobą niezauważalnie. - Może skoro pięćdziesiąt kilo skóry i kości sprawia dla ciebie zagrożenie, to powinienem przenieść cię na inny post? Może na siódemkę?
Orłow nachmurzył się i jakby nieco skulił w sobie. Bąknął pod nosem nie trzeba, szefie i uruchomił omni-klucz, by przeprowadzić sobie znane tylko skany, którymi potwierdził tożsamość Nazira. Musieli na moment się zatrzymać i poczekać, aż pomarańczowy promień przejdzie przez całą sylwetkę szefa ochrony. Mężczyzna o ogorzałej twarzy wydawał się być całkowicie tym zadaniem pochłonięty, lecz jego towarzysz, gdy wreszcie doczyścił rękawicę, przeniósł badawcze spojrzenie na Dubois. Miał wąską, szczurzą twarz i wygolone po boku włosy, podobnie jak Khouri z tą różnicą, że był niezwykle jasnym blondynem. Nazir dostrzegł jego spojrzenie - nerw na jego nieogolonym policzku zadrgał.
- Wygląda na to, że wszystko w porządku. Hames już czeka - burknął Orłow, dezaktywując omni-klucz i usuwając się z przejścia. Drugi ochroniarz zrobił to samo, lecz nie spuszczał z Dubois oka - nawet, kiedy przeszła praktycznie tuż obok niego, co z pewnością nie mogło być ani komfortowe, ani nie niezręczne.
Drzwi przed nimi rozsunęły się, ukazując dużą, jasno rozświetloną salę urządzoną w irracjonalnie elegancki sposób. Pod ścianami stały podłużne stoły z rzędami krzeseł, przy których hologramy wyświetlały informacje ze świata, które, jak zauważyła Irene, wydawały się być nieco nieaktualne. Wiadomości sprzed kilku dni. Naprzeciw wyjścia, po lewej i prawej stronie ciągnęły się schody wzdłuż sali, prowadzące na balkonik wyżej, gdzie dostrzegła kolejną parę drzwi. Pomiędzy tymi schodami stało fotel i siedzący w nim, pochylony nad biurkiem mężczyzna, a nad nim zawieszone były spore monitory, również przedstawiające materiały z całej galaktyki.
Od razu dostrzegła coś, co sprawiło, że serce podskoczyło jej do gardła. Przy stolikach siedziało kilkunastu mężczyzn, pośród kłębów dymu, z papierosami w ustach. Wszyscy mieli na sobie czarne uniformy, ale nie zwrócili uwagi na przybyłą dwójkę osób. Zajęci byli nalewaniem sobie alkoholu. Od jednego stolika do drugiego szła właśnie kelnerka. Skromnie ubrana mulatka o ciemnych, kręconych włosach przeszła obok nich z wzrokiem wbitym w ziemię. Na jej szyi Dubois dostrzegła cienką obrożę. Jej spojrzenie było puste, a twarz kamienna. Podeszła do dwójki ochroniarzy i w milczeniu podała im kolejną butelkę, zabierając inne, puste. Nie śmiała podnieść na nich wzroku, nawet wtedy, gdy w jej kierunku poleciały niewybredne komentarze. Zgarnęła puste naczynia na tacę i przeszła do drzwi w rogu, prowadzących do pomieszczenia służbowego.
- Nazir! Nareszcie! - mężczyzna siedzący przy biurku wstał, z hukiem odsuwając fotel. Był przeraźliwie chudy - elegancki, brązowy uniform wisiał na nim jak na wieszaku, a we włosach dostrzegła pierwsze, siwe pasma. Rysy jego twarzy były ostre, drapieżne, a uśmiech, który wykrzywił jego usta, wydał się przez to przerażający. - I wykonałeś zadanie! Doskonale! Wejdź proszę!
Obszedł biurko pokonując kilka kroków w ich kierunku, lecz zatrzymując się na środku pomieszczenia. Nad jego głową na monitorach ukazywano właśnie hodowlę varrenów na Tuchance.
Głosy przy stolikach obok umilkły. Niewolnica nie wychylała się z pomieszczenia służbowego. Khouri, pomimo niepokojąco wesołej miny Hamesa, wpatrywał się w niego ponuro, nie puszczając ramienia Irene. Stał przy samym wejściu, ignorując jego zaproszenie.
- Jak kazałeś - krótko skomentował jego pochwałę szef ochrony. Weston podszedł jeszcze bliżej, przenosząc swoje spojrzenie na rudowłosą kobietę. W jego oczach pojawił się niezdrowy błysk.
- Ach, panna Dubois. Nie ma pani pojęcia, jak długo czekałem na tę chwilę - westchnął, kręcąc przy tym głową. Jak na razie jego słowa i ton były uprzejme, ale Dubois znała się na ludziach na tyle by widzieć, że nie ma do czynienia z przyjemną osobą. Ostatecznie Nazir określił go mianem maniaka.
- To ostatni raz, kiedy robię coś bez wszystkich informacji - oświadczył lodowatym tonem Khouri. - Kim ona jest?
Hames machnął tylko dłonią lekceważąco, nie spuszczając wzroku z kobiety stojącej przed nim. Jego twarzą targały emocje, zbyt szybko zmieniające się w inne by mogła określić jego stan. Nienawiść splatała się ze smutkiem, smutek z radością.
- Wybacz, przyjacielu. Nie mogłem ryzykować, że zabijesz ją zamiast tu dowieźć. - Uścisk Nazira zelżał. Został zbity z tropu - spojrzał kątem oka na Irene w zaskoczeniu, lecz nie zdążył wypowiedzieć pytania. - Musiałem wydać spory majątek na jakiekolwiek informacje o tobie, Irene. Handlarz Cieni był bardzo niechętny do współpracy. Zastanawiam się, dlaczego tak mu zależało na nietknięciu cię.
Pokręcił głową, dłonią drapiąc się po podbródku w zamyśleniu.
- Każdego można jednak kupić. Fakt faktem, kosztowałaś mnie więcej niż półroczna łapówka dla Przymierza, dzięki której zostawiają mnie w spokoju. - uśmiechnął się ironicznie, jakby właśnie opowiedział jej cięty dowcip. - Oczywiście, najemnik był problemem. Hound, prawda? Nazir będzie musiał się nim zająć, bo jest na naszym tropie przez tego okropnego Ikara. Ciężkie czasy.
Westchnął, rozkładając bezradnie ręce. Pod stolikiem jeden z ochroniarzy skomentował sytuację, bądź reportaż widniejący na monitorach - tak czy inaczej wywołał przy swoim stoliku gardłowy śmiech towarzyszy.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

21 mar 2016, o 17:15

Odsunęła od siebie myśli o Khourim w chwili, kiedy wstała z łóżka w jego kajucie. Potem już była zbyt przejęta faktem, że lądowali, by zastanawiać się nad swoją relacją z mężczyzną. Może dlatego nie spodziewała się, że na pożegnanie obdarzy ją pocałunkiem. Odwzajemniła go, ale chyba tylko z zaskoczenia. Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale nie radosnego - w oczach miała rezygnację. Judaszowy pocałunek, zaraz przed oddaniem jej w ręce psychopaty. Wyprostowała się i bez słowa ruszyła do wyjścia.
Od momentu przekroczenia śluzy starała się zapamiętywać drogę, by w razie czego wiedzieć, jak wrócić. Rzuciła jeszcze tylko ostatnie spojrzenie do tyłu, w stronę statku. Wcześniej nie chciała na niego wchodzić, teraz nie chciała go opuszczać. Całość kompleksu była pewnie zbyt wielka, żeby udało się jej na szybko rozrysować sobie w głowie jego mapę, ale w jej wyobraźni stopniowo powstawał piękny obraz 3D korytarzy, przez które była prowadzona. Zaklęła w myślach. Nie wpadła na to, żeby poprosić Nazira o plan stacji, kiedy jeszcze mogła. Dlaczego na to nie wpadła? Zacisnęła zęby w irytacji. Nie drgnęła nawet, gdy w pewnym momencie oparł ciężką rękę na jej ramieniu, choć nie wiedziała, czy zrobił to po to, by zachować pozory, czy faktycznie obawiał się, że będzie sprawiać problemy.
Powstrzymała chęć splunięcia jednemu z dwóch strażników w twarz. Nie odzywała się, nie widząc powodu dla którego miałaby się wdawać z nimi w dyskusję i tylko mierzyła ich lodowatym spojrzeniem. Nie kuliła się, nie zwalniała, była wyprostowana i wściekła, a jej wzrok był równie pełen nienawiści, co ten Nazira. Przeniosła go na mężczyznę ze szczurzą twarzą. Miała szczerą nadzieję, że go nie spotka zbyt prędko ponownie. Wszystko w porządku. A co miało nie być w porządku? Sprawdzał, czy to nie jego klon, albo czy nie sprzedał w międzyczasie nerki?
Jej rozważania przerwało otwarcie się drzwi. Weszła do środka, rozglądając się po ekranach i bombardujących ją ze wszystkich stron informacjach. Co to było? Jakiś klub dla dżentelmenów gorszego sortu, tych z Terminusa, których nie wpuszczają już nawet do Zaświatów? Nie miała pojęcia, kim są ci ludzie. Nie mogła się nawet domyślać. Dopiero gdy jej spojrzenie wylądowało na mężczyźnie siedzącym centralnie naprzeciw wejścia, poczuła, jak szybko bije jej serce. A może przyczyną był widok jedynej tu kobiety, z obrożą na szyi? To takie tu były klimaty? Zacisnęła ręce w pięści, ale poza tym nie pokazała po sobie niczego. Zresztą poza strachem nie miała nic innego do pokazania, bo twarz Hamesa nic jej nie mówiła. Ot, brodaty i chudy facet. Nie miała pojęcia kim był. Jeśli kiedyś go już widziała, to był zbyt mało charakterystyczny, by go zapamiętała.
Wysłuchała jego efektownego powitania w milczeniu. Miała wrażenie, że pod ciężką dłonią Khouriego jej ramię płonie. Miała ochotę ją z siebie zrzucić, ale nie zrobiła tego, lodowatym spojrzeniem lustrując sylwetkę człowieka, który zlecił przywiezienie jej tutaj. Wszystkie mięśnie miała spięte do granic możliwości.
- Czego ode mnie chcesz? - spytała na tyle cicho, by nie usłyszał jej nikt inny. Nie miała ochoty bawić się w gierki Hamesa, który najwyraźniej wszystko robił na pokaz, a mężczyźni zebrani w pomieszczeniu stanowili jego widownię. Jej pytanie było proste i konkretne i takiej samej odpowiedzi oczekiwała.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

21 mar 2016, o 19:48

Wyświetl wiadomość pozafabularną Niezdrowy błysk w oczach Hamesa przybrał na sile gdy tylko odezwała się po raz pierwszy. Zupełnie tak, jakby wcześniej, stojąc i milcząc, pozwalała mu się wygadać, a teraz go sprowokowała - zwykłym odezwaniem się. Przez moment milczał, zastygły w napięciu z mocno zaciśniętą szczęką, by przedstawić na jego twarzy szeroki uśmiech chwilę później.
- Wiesz, kto jeszcze mnie tak spytał? Jeden z klientów i sponsorów. Niezbyt chciał pozwolić na to, by część również jego zainwestowanych pieniędzy przeznaczona była na moją prywatną vendettę. Musiałem go zabić. - sposób, w jaki wspomniał o zabójstwie jednego z kontrahentów, potwierdził jego brak szacunku dla ludzkiego życia, jak też, w tym wypadku, relacji biznesowych. Wszystko dla własnej zemsty. - Już od jakiegoś czasu was tropię.
Jego wzrok stał się zamglony - Weston pogrążył się w zadumie. Nazir nie spuszczał z niego wzroku w oczekiwaniu, aż ten wreszcie wyjawi powód, dla którego Irene znalazła się na tej asteroidzie.
- Jakże wielki był mój smutek, gdy dowiedziałem się, że załoga pirackiego statku, który odebrał mi tak wiele, nie żyje. Znowu przez tego cholernego najemnika - cmoknął, ponownie kręcąc głową, jakby przeczył czemuś, co mu powiedziała. Ręka Khouriego zacisnęła się mocniej na jej ramieniu. - Wszyscy zabici. - jego usta zadrżały, wykrzywione w mieszaninie śmiechu i wściekłości. Jego oczy były zimne jak lód. - Ale coś nie pasowało. Brakowało kobiety o pięknym głosie, damy do ratowania. Ocalona przez najemnika, jak się okazało. Musiałem się z nim skontaktować, od tego czasu śledził moje poczynania. Ale to nieistotne. Nie ważne, nie teraz... Teraz wreszcie tu jesteś.
Khouri nie patrzył w jej stronę. Z niedowierzaniem spoglądał na Westona, nie zdając sobie sprawy z tego, jak mocno ją trzyma.
- Ostatnia załogantka Harpii. Podzielisz los, który zgotowałem dla całej pirackiej bandy.
Uśmiechnął się słabo, przenosząc swój wzrok na mężczyznę. Nazir wpijał palce osłonięte rękawicą w ramię Irene z taką siłą, że mogła być pewna, iż zostawi to siniaki. Nie była w stanie się jednak wyrwać z żelaznego uchwytu. Na twarzy mężczyzny rysowało się zaskoczenie i coś jeszcze.
Coś, co wyglądało jak obrzydzenie.
- Widzisz, przyjacielu, dlaczego nie mogłem ci o tym powiedzieć. Śmierć jest zbyt wielką łaską, nie mogłem pozwolić, byś dokonał własnej zemsty i udaremnił moją. Musiałbym cię wtedy zabić, a bardzo tego nie chcę.
Westchnął głośno krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Patrzył to na spetryfikowanego Khouriego, to na Irene. Nie zwracał uwagi na ciszę w pomieszczeniu i obserwujących ich ochroniarzy. Nie obchodziła go widownia - a nawet jeśli, to cieszył się z efektu, który wywoływał.
- Muszę jednak ci podziękować. Zniszczenie "Danissy" umożliwiło mi zyskanie tak cennego kompana jakim jest Nazir, który w wyniku ataku stracił swoją żonę. Bez niego kontrola tego ośrodka nie byłaby możliwa.
Skinął w jej kierunku, a na jego twarzy przez moment odmalował się faktyczny szacunek i wdzięczność. Cokolwiek działo się w głowie Hamesa, był on przekonany o słuszności swoich działań i reakcji. Nie przeszkadzało mu podziękowanie wrogowi za jeden, mały plus w morzu minusów i powrót do nienawidzenia go chwilę później.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

21 mar 2016, o 20:31

Wyświetl wiadomość pozafabularną Czyli jednak chodziło o problemy, których narobiła sobie na Harpii. Słusznie się domyślała. Nie przypominała sobie ładunku piezo, ale w porządku, mogła o czymś nie wiedzieć. Zupełnie zignorowała jego uporczywe chwalenie się tym, ile wydał i poświęcił żeby ją znaleźć. Być może w innej sytuacji bawiłoby ją to, teraz jakoś nie do końca potrafiła się z tej drobnostki cieszyć. Może kiedyś, w przyszłości, jak znów będzie wolna. Bo fakt, że teraz nie była, docierał do niej coraz wyraźniej. Prawie czuła już obrożę zaciskającą się na swojej szyi, na wciąż świeżych siniakach.
Ponowne wspomnienie Hounda przywróciło ją do rzeczywistości. Tak, zabił wszystkich. Wtedy była zadowolona, że udało się jej przeżyć, ale to była tylko jedna, krótka chwila. Potem, kiedy zamkniętej w składziku udawało się jej zasnąć, przed oczami natychmiast pojawiały się martwe spojrzenia ludzi, których uznawała za przyjaciół. Oni wszyscy byli tak obojętni w stosunku do ludzkiego życia - wszyscy tacy jak Hound, jak Hames, czy nawet Khouri.
Nawet gdy jej groził tym czymś, co ponoć od dawna miał dla niej przygotowane, nie ugięła się, wciąż wpatrując się w niego wściekle, wyprostowana i z uniesioną głową. Był tylko przeszkodą na jej drodze, wystarczyło ją przeskoczyć, choć póki co nie wiedziała jak. Nie zareagowała też na zaciskający się coraz mocniej chwyt Nazira, choć to on pierwszy dał jej do zrozumienia, że w tym wszystkim jest coś jeszcze. Coś, czego zaraz się dowie i runie cała jej wypracowana pewność siebie.
I tak się stało. W jednej krótkiej chwili straciła grunt pod nogami, za jaki uważała obecność Khouriego i to, co działo się między nimi kilka godzin wcześniej. Danissa. Kolejna nazwa, która nic jej nie mówiła. Jeden z wielu bezimiennych statków, które ona tylko zwabiała, a potem siedziała grzecznie na pokładzie Harpii i czekała, aż chłopaki wrócą z łupem. To był transportowiec, czy jakiś osobowy? Kiedy to się stało? W jej życiu od tamtej pory wydarzyło się wystarczająco wiele, żeby dla niej to było dawno. Dla Nazira raczej nie. Większość nie zaczynała tak po prostu żyć od nowa, kiedy traciła bliskich. A on stracił przez nią.
Była przyczyną swojego beznadziejnego położenia bardziej, niż sądziła do tej pory.
- Ja... ja nie... - zaczęła, chcąc rozpaczliwie znaleźć coś, co mogłoby ją postawić w lepszym świetle, ale nie potrafiła. Nie po krótkim zerknięciu na Khouriego i zobaczeniu jego miny. Obrzydzenie? Do siebie, czy do niej? Odwróciła wzrok, a w szeroko otwartych oczach pierwszy raz obok nienawiści pojawił się strach. Była w dupie. Boże, była w tak czarnej dupie, że gorzej chyba być nie mogło. Poruszyła się nerwowo, chcąc pozbyć się zaciśniętej na ramieniu dłoni. Potem cała energia i determinacja opuściła ją, zostawiając po sobie pustkę. Długim wydechem opróżniła płuca z powietrza.
- To było dwa lata temu - odezwała się w końcu cicho i pokręciła głową. - Miałeś sporo czasu, żeby znaleźć sobie nową obsesję.
Tak bardzo nie chciała stać tutaj, na środku, na oczach obcych ludzi, chciała znaleźć się z powrotem na Crescencie i wszystko wyjaśnić. I tylko jemu. Teraz nie mogła, zresztą podejrzewała, że teraz ma ochotę bardziej skręcić jej kark, niż słuchać zmyślonych argumentów. Dlaczego nie trzymała się samych kradzieży? Na tym nikt nigdy nie ucierpiał.
Biedny Khouri. Pierwszy raz od dawna uderzyły w nią wyrzuty sumienia. Ale może dlatego, że wspomnienie jego rąk i ust było wciąż świeże. Przeprosiłaby, ale to by nic nie zmieniło.
- Nie miałam z tym nic wspólnego - syknęła. Szybkie kłamstwo, do którego wyjaśnienie wymyśli za chwilę.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

21 mar 2016, o 20:54

Wyświetl wiadomość pozafabularną Mężczyzna prychnął pogardliwie, słysząc jej odpowiedź. Jego zaaferowanie i wkład w znalezienie jej, nawet, jeśli go nie doceniała, mogło jej dużo powiedzieć o tym, jak spora była ta obsesja. Zbyt wielka by po prostu odpuścić i znaleźć sobie inną. Szukał jej dwa lata, może mniej, w zależności od tego kiedy zaczął. I kiedy dowiedział się, że jednak nie cała załoga Harpii zginęła z rąk Hounda.
- Żadne kłamstwa ci teraz nie pomogą. Miałem sporo czasu, żeby dowiedzieć się o tobie wszystkiego. I wszystko przygotować - syknął, z obłędem w oczach. Na jego twarzy błąkał się uśmiech. - Wiem, że wiedziesz samotnicze życie, ale nie mogłem ryzykować. Nikt ci już nie pomoże, rozumiesz? Nikt.
Zamaszystym ruchem wyrzucił ręce do góry, odwracając się do niej tyłem. Na ekranach pojawiły się artykuły z ziemskiej stacji, na które mogła kiedyś natrafić, ale które szybko by pominęła. Wypadek we francuskim porcie kosmicznym. Dziesiątki zabitych, większości ciał nie da się zidentyfikować. Rodziny pogrążone w rozpaczy.
- Zadbałem o to, żeby nie został nawet powód poszukiwania cię. Handlarz Cieni pomógł mi znaleźć twoją rodzinę. Myślisz, że ile kredytów potrzebne było, by twój wściekły za ucieczkę i kradzież, były mąż potwierdził twoją śmierć w wypadku? Więcej, niż mu zabrałaś, ale dał się przekonać.
Khouri ściskał jej ramię z siłą, która pod odpowiednim kątem byłaby w stanie złamać jej kość. Bardzo chciał wyjść, ale jednocześnie unikał jej wzroku. Nie chciał słyszeć jej tłumaczeń, po prostu nagle zaczęło mu się gdzieś spieszyć.
- Nie zginiesz z mojej ręki, Irene Dubois. Jak powiedziałem, byłaby to zbyt wielka łaska dla kogoś, kto pozbawił mnie jedynego potomka. - skrzywił się, na jego twarzy widoczna była furia. - Jedyną osobą, która cię szuka, jest Hound. Ostatni problem. - skrzywienie przekształciło się w szaleńczy uśmiech. - Hej, ruszcie się! Zabierzcie ją! - odwrócił głowę, przenosząc spojrzenie na siedzących przy stolikach ochroniarzy. Niepewnie spojrzeli po sobie nim wstali - kiedy jednak podjęli już decyzję, ich twarze były zimne i kamienne. Dwójka podeszła do stojącej Irene, którą jednak wciąż trzymał Khouri.
- Zgnijesz w najgłębszej dziurze na tej asteroidzie, pracując do końca swojego życia, które zakończy tyfus lub promieniowanie! - spojrzał wyczekująco na szefa ochrony, który wydawał się zamknąć gdzieś za postawionym przez siebie murem, odgrodzony od świata rzeczywistego. - Nazir!
Mężczyzna spojrzał na nią przelotnie, obojętnie. W jego oczach nie było już blasku, nie było furii - tylko dezorientacja i chłód. Wydawał się być w tym momencie bardziej niedostępny niż dwójka, lekko wstawionych ochroniarzy, którzy mieli ją zabrać. Spojrzenie trwało może pół sekundy - po nim uścisk na ramieniu Dubois zelżał. Khouri cofnął rękę.
- Masz ładne dłonie. Delikatne. Gdyby nie twoje haniebne czyny, może zostałabyś sanitariuszką lub kucharką - westchnął Hames. Pokręcił głową i cmoknął, furia go na ten moment opuściła - w jego umyśle Irene była ucieleśnieniem zła, które nareszcie spotyka zasłużona kara. - Szkoda, że zdechniesz jak pies kilkanaście lat świetlnych od cywilizacji.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

21 mar 2016, o 21:27

Wszystkie błędy, jakie popełniła do tej pory, skumulowały się w jednym miejscu i w jednej osobie - w Hamesie, który stał teraz przed nią, czerpiąc chorą satysfakcję z tego, że wreszcie dopiął swego. Obrazy, które nagle pojawiły się na ekranach dookoła, uderzyły w nią z większą siłą, niż mogła się spodziewać. Była szczęśliwa w swojej beztrosce. Nie obchodziło jej nigdy, co działo się z załogami statków, które rabowali. Owszem, domyślała się, że byli ranni i może nawet były jakieś ofiary, ale nigdy nie zabijali z premedytacją. Nigdy. Oni nie byli tacy. Ona taka nie była. Jej spojrzenie zatrzymało się na informacji o katastrofie we Francji. Wszystko było zaplanowane, dokładnie dopracowane, ale trudno się było dziwić, skoro Hames siedział w tym od lat. Była zbyt nieostrożna, tyle rzeczy powinna była zrobić inaczej. Począwszy od przefarbowania włosów - chociaż tyle. Zmiana nazwiska, na stałe, porzucenie prawdziwej tożsamości kiedy jeszcze mogła, zamiast liczyć na to, że przecież i tak jej nie znajdą, bo galaktyka jest ogromna. No i Handlarz Cieni. Niewiele dla niego zrobiła póki co, prawda? Nie była jednym z istotnych agentów terenowych, do czego miała aspiracje, tylko pionkiem, których zapewne miał wiele. Zaczęło jej brakować oddechu.
Hound. Imię, które pozostawiało gorzki posmak w jej ustach, jedyna osoba której faktycznie się bała, teraz stawała się jedyną jej szansą na wybawienie. Absurd z chwili na chwilę stawał się coraz większy. Nie chciała go widzieć, nie chciała spotkać go nigdy więcej, a jednocześnie marzyła o tym, żeby wpadł tu w tym momencie ze swoimi ludźmi i po prostu wszystkich zabił. Poza Nazirem. Albo jego głównie. Zaczynała wariować.
- Nie - słysząc, co Hames chce z nią zrobić, zaschło jej w ustach. Chciała cofnąć czas, wrócić na Illium i nie posłuchać polecenia w wiadomości od HC. Chciała wrócić pod wodę Piny. Chciała być gdziekolwiek, byle nie w najgłębszej dziurze do końca swojego życia. - Nie, proszę, nie. Ja tego nie zrobiłam, nie miałam na to wpływu.
Jej wzrok przeskoczył na zbliżających się do niej mężczyzn. Nienawidziła ich każdym milimetrem swojej duszy i ciała, nienawidziła wszystkich tu obecnych i nienawidziła swojej głupoty. Fakt, że pozbawiła Hamesa potomka, jakoś jej nie zainteresował. Może to i dobrze, tacy ludzie nie powinni się rozmnażać. Czując, jak Khouri ją puszcza, miała wrażenie, że razem z ręką zabiera jej ostatnie szanse na wolność. Cofnęła się krok w tył, próbując odwlec nieuniknione i możliwie najdłużej unikać wyprowadzenia stąd, od jedynej osoby którą tu znała.
Od mężczyzny, któremu zabiła żonę.
- Nazir, proszę - ledwo była w stanie wydobyć z siebie głos. Wyciągnęła szybko rękę do Khouriego i złapała go za nadgarstek. Chciała, żeby na nią spojrzał. W jej oczach odmalowało się błaganie. Po raz pierwszy odezwała się do niego po imieniu, chcąc w ten sposób wybudzić go z odrętwienia. Zanim ją stąd zabiorą i wpakują w jakieś gówno. - Przecież nie jestem taka, wiesz o tym.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

21 mar 2016, o 23:16

Jej tłumaczenia się wywołały jedynie gorzki śmiech u jej oprawcy. Hamesowi słuchanie tego, co mógłby we własnej głowie dopasować pod błaganie o litość, sprawiało wręcz przyjemność i nie starał się tego ukryć. Na jego twarzy szalały emocje, w przeciwieństwie do stojących obok mężczyzn - dwóch w uniformach, trzeciego w pancerzu. Lekko podpici ochroniarze patrzyli na całą scenę z wyraźnym dystansem, nieowładnięci szałem chwili tak, jak ich pracodawca. Prawdopodobnie chcieli ją tylko zabrać tam, gdzie mieli i wrócić na miejsce, do alkoholu i ładnej niewolnicy. Sam fakt, że jedli w pokojach Hamesa mówił dość dużo o ich pozycji w hierarchii kompleksu. Tak jak ci stojący przed drzwiami, wyglądali dość schludnie - jeden miał tylko nieco czerwoną twarz, która cały efekt niweczyła.
- Oczywiście, że nie miałaś. Ty po prostu wabiłaś statki i czekałaś, aż kompani przyniosą ci kredyty. To chyba jeszcze gorsze - uśmiechnął się do niej radośnie, żwawo przy tym gestykulując. - Nie musiałaś pociągać spustu by być tak samo winna. Ja tylko niosę sprawiedliwość.
Skinął głową na dwójkę ochroniarzy. Jeden złapał ją za jedno ramię, drugi za drugie - pokonanie odległości kroku, na którą się cofnęła, nie było dla nich żadnym wyzwaniem. Obydwaj byli wysocy i prawdopodobnie mieli przeszkolenie bojowe pozwalające im na złapanie i przytrzymanie jej nawet, gdyby miała się wyrywać. Inna sprawa, że mogli nie mieć na tyle cierpliwości by po prostu wlec ją, szamoczącą się, za sobą, zamiast przyłożyć jej w głowę i pozbawić przytomności. Nie spodziewali się tylko tego, że ostatnim, co zrobi, będzie złapanie ręki ich szefa.
Khouri wyrwał jej rękę jak oparzony. Chyba nienawiść byłaby lepszą iskrą w jego oczach niż pustka. Nienawiść przechodziła z czasem. Mężczyzna cofnął się o krok, pozwalając dwójce podwładnych ją zabrać. Zanim to zrobili, dostrzegła, jak jego twarz się wykrzywia.
- Do tej pory zawsze wygrywałaś - zacytował ją ochrypłym głosem, odzywając się po raz pierwszy od dłuższej chwili. Patrzył na nią z wyraźnym trudem. - Dasz sobie radę, nie?
Stanął koło Hamesa. Jego dłonie zaciśnięte były w pięści, ale odwrócił wzrok, przenosząc go na wyświetlacze z przewijającymi się informacjami o niej. Wypuścił powietrze z ust.
- Odwiedzę cię za niedługo, Irene - obiecał Weston, uśmiechnięty. Na jego twarzy malował się triumf i była to ostatnia rzecz, jaką zobaczyła, nim siłą wyprowadzono ją na korytarz.
Dwójka ochroniarzy nie zwracała na nią większej uwagi, jakkolwiek nie starałaby się tego dokonać. Szli do przodu ciągnąc ją za sobą jak zwierzę, nie dbając o to, czy nadąża, czy nie. Skręcili, mijając przejście do Crescenta - gdyby próbowała się wyrwać, pistolety w kaburach mogły jej przypomnieć o tym, czego nie powinna robić. Skręcili w prawo, dopadając do windy - małej, dość eleganckiej, lecz również brudnej. Jeden z nich wcisnął odpowiedni poziom i zasłonił swoim ciałem panel, nie pozwalając jej dojrzeć ile opcji w ogóle było do wyboru.
Winda jechała krótko w dół. Dotarłszy na odpowiednie piętro, otworzyła drzwi, wyprowadzając ich na brudny, ciemny korytarz, rozświetlany tanimi jarzeniówkami. Cisza zniknęła - zastąpiły ją odgłosy spawania w oddali i gwar rozmów ludzi, których nie widziała. Ścianami wędrowały rury i przewody, gdzieniegdzie ukryte pod metalowymi płatami ścian lecz głównie nagie. Jej wędrówka nie była długa - ochroniarze przeszli do pierwszego pomieszczenia po lewej na ich drodze. Nie zdołała dojrzeć żadnych innych niewolników, ale coś mogło jej podpowiadać, że będzie miała ku temu wiele okazji. Weszła do jasnego, długiego pomieszczenia z dwoma stołami. Na każdym znajdowało się kilka pudeł, niepodpisanych, z czego część była zapieczętowana. Po drugiej stronie pokoju znajdowały się drzwi. Wejście zamknęło się za nimi, gdy dwójka ochroniarzy przeszła wgłąb i stanęła przy jednym z pudeł.
- Rozbieraj się.
Wyższy mężczyzna o czerwonej twarzy sięgnął do jednego z pudeł, wyjmując brązową odzież - bluzkę, bieliznę, spodnie, skarpetki i buty. Wszystko szorstkie i nieco za duże. Tkanina drapała skórę, drażniąc, nieprzyjemna w dotyku. Mężczyzna rzucił idealnie złożony komplet na wolne miejsce na blacie, czekając, aż rudowłosa się rozbierze nim go jej poda. Obydwaj patrzyli - prawdopodobnie sprawdzając, czy czegoś nie ukrywa, lecz ich wzrok z pewnością nie był obojętny w tym momencie.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

21 mar 2016, o 23:59

Nie, nienawiść nie była lepsza. Tak przynajmniej mogła mieć nadzieję, że gdzieś głęboko Nazir przechowa wspomnienia z Crescenta. Nie zabiła Rogera, chociaż mogła i właściwie powinna. Nie próbowała uciec... przynajmniej według tego, co wiedział. Nie poderżnęła mu gardła we śnie. Może wcześniej czy później przypomni sobie jej wzrok, może nie zapomni widoku, któremu z takim zadowoleniem przyglądał się w kokpicie. Może uzna, że jednak ma dla niej inną zemstę, swoją, i albo każe ją przyprowadzić do siebie, albo sam zejdzie do niej na dół. Cokolwiek, jedno działanie z jego strony i Irene byłaby szczęśliwa. Szczęśliwsza niż teraz. Co by się nie działo, prędzej przekona do czegokolwiek Nazira, niż Hamesa. Kiedy Khouri na nią spojrzał, pozwoliła łzom zalśnić w swoich oczach - płakanie na zawołanie nigdy nie było dla niej problemem. Teraz poza zaszklonym spojrzeniem nie zrobiła nic więcej, nie chciała robić z siebie ofiary, tylko z powrotem obudzić w nim uczucia, które wiedziała, że ma. Potem pozwoliła się wyprowadzić.
Ostatnie słowa Hamesa odbijały się w jej głowie echem, kiedy ciągnęli ją korytarzem w stronę windy. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, przestała udawać skrzywdzoną sierotkę, a na jej twarzy pojawiło się zacięcie, którego wcześniej tam nie było. Nie umrze tu. Znów zapamiętywała trasę, jaką szli, choć nie zobaczyła numeru piętra w samym dźwigu. Ile to mogło być poziomów? Dwa? Trzy? A może jechali szybko?
Niechętnie weszła do jasnego pomieszczenia, przeczesując je wzrokiem i zatrzymując się tam, gdzie ją postawili. Uniosła na nich nienawistne spojrzenie. Było ich dwóch i obaj mieli broń. Gdyby był jeden, bez pancerza, mogłaby zaryzykować. Teraz musiała robić to, co jej kazali, czyli to, czego nienawidziła najbardziej. Wykonywanie poleceń tych, którymi szczerze gardziła. Potem skupiła się na ubraniu, które leżało na blacie, czekając na nią. No chyba sobie kpili. I pewnie jeszcze miała postać nago, czekając, aż sobie ją obejrzą ze wszystkich stron, zanim pozwolą się jej ubrać. Jej spojrzenie pociemniało, ale rozpięła kurtkę i ściągnęła ją z siebie, by rzucić ją na blat przed dwójką ochroniarzy. Potem zdjęła buty. A potem zawahała się.
Ale wypracowana przez lata bańka obojętności uruchomiła się automatycznie. Nie myśleć o tym, co dzieje się z jej ciałem, po prostu stanąć obok i obserwować, albo zamknąć się w środku i nie wyglądać, dopóki nie będzie po wszystkim. Miała przynajmniej nadzieję, że nie będą chcieli czegoś więcej, poza patrzeniem, bo na tak szczelną bańkę obojętności nie była przygotowana. Rozpięła pasek spodni i zsunęła je z siebie, rzucając zaraz obok kurtki. Na tej samej stercie ubrań wylądowała zaraz czarna bluzka. Została w samej bieliźnie, zdecydowanie zbyt ładnej, żeby teraz świecić nią dwóm przypadkowym oprychom. I na tym skończyła, jasno dając im do zrozumienia, że na tym jej rozbieranie się skończyło. Mogła nałożyć brązowe łachy, ale przynajmniej na swoje własne gacie. Zacisnęła dłonie z powrotem w pięści, unosząc wyczekujące spojrzenie na tego, który trzymał przeznaczone dla niej ciuchy.
- Już - warknęła, wyciągając rękę przed siebie. Po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

22 mar 2016, o 13:32

Wyświetl wiadomość pozafabularną Dopiero gdy odmówiła zdjęcia bielizny, chcąc zachować swoją własną, na twarzy pierwszego z ochroniarzy pojawiła się frustracja. Wyraźnie nie był przyzwyczajony do stawiania mu oporu. Nim się obejrzała, natychmiast sięgnął do paska, zza którego wyjął coś, co wyglądało jak... elektryczny poganiacz. Taki sam, jakim często traktowało się zwierzęta. Nie paralizator, a najzwyklejszy poganiacz. To mogło jej powiedzieć tylko jedno - nie postawi na swoim.
- Wszystko zdjąć! - krzyknął, zamachując się poganiaczem by wywołać efekt. Nie planował jej uderzyć, jeśli natychmiast zdjęła również bieliznę. Jeśli odmówiła - nie szczędził jej bólu. Broń może nie była zabójcza, ale zdecydowanie mocniejsza od takich, którymi straszyło się bydło. Skutek uderzenia nią był podobny do porażenia średniej mocy paralizatorem. Natychmiastowy skurcz mięśni, utrata równowagi, padnięcie na ziemię. Z tym, że ten wywoływał jeszcze sporą dawkę cierpienia, którego mogła sobie oszczędzić zgadzając się na zdjęcie swojej bielizny. Jeśli tego nie zrobiła, dwójka mężczyzn nie planowała się z nią przekomarzać, tylko ją do tego zmusić. Choćby musiała być nim rażona więcej niż raz.
Koniec końców wyszło na ich. Czekali, aż włoży na siebie więzienny strój, po czym poprowadzili ją do następnych drzwi w tym pomieszczeniu. Przeszła do czegoś, co wyglądało na prowizoryczną salę szpitalną - zwykły, biały blat wyłożony papierem, dwie szafki z przyrządami medycznymi, kilka urządzeń i biurko, za którym siedział lekarz. Ubrany był w kitel, lecz ten był szarego koloru i nosił tę samą, srebrną literę "H" co na uniformach ochroniarzy. Widząc Dubois, odstawił kubek z kawą na blat, odkładając nań również trzymany datapad i westchnął, wstając.
- Długo wam to zajęło - mruknął do dwójki ochroniarzy, stając obok, lecz pozwalając, by ją trzymali. Zanim w ogóle spytał ją o to, kim jest lub jak się czuje, na dłonie włożył białe rękawiczki. Złapał za jej szczękę, wyciągając latarkę, którą poświecił jej po oczach. Bez żadnej delikatności obrócił jej głowę, patrząc do uszu i do nosa, a na koniec, zanim zdążyła zaprotestować, wpakował do jej ust palce, rozwierając je i patrząc na jej stan uzębienia tak, jakby oceniał wartość konia.
- Przytrzymajcie ją - dodał, odsuwając się. Nie zdejmował rękawiczek, pokierował ich w zamian za to na blat, na którym siłą ją położyli. Dwójka mężczyzn posturą dorównującym Khouriemu i lekarz sam w sobie, z pomocą, jeśli taka była potrzeba, elektrycznego poganiacza, przytrzymała ją przy blacie aż wysunęły się z niego metalowe obręcze, przytrzymujące jej ręce i nogi. - Przeskanujemy twoje ciało. Jeśli posiadasz jakieś implanty, zostaną one chirurgicznie wyjęte lub zablokowane, w zależności od ich umiejscowienia.
Jego twarz nie wyrażała absolutnie żadnych emocji. Podchodził do niej z chłodem i opanowaniem, dłonią sięgając ku stojącej koło blatu aparaturze i ustawiając jakieś jemu znane tylko parametry. Nie obchodziło go kim jest, jak się nazywa i jaką ma za sobą historię. Wykonywał swoją pracę bez śladu uwielbienia lub nienawiści do niej. Po prostu była, więc pracował.
- Nie mamy środków i czasu na sprawdzanie, czy znalezione protezy nie posiadają urządzeń namierzających, więc ich też się pozbędziemy. - na wyświetlaczu, na który patrzył, pojawił się jej szkielet w prześwietleniu. Urządzenie szukało nie tylko implantów, ale też rzeczy tak prostych jak wszczepy kolanowe umożliwiające ludziom chodzenie. W czasie, w którym doktor sprawdzał jej ciało pod kątem obecności obcych elementów, ochroniarz o czerwonej twarzy przeszedł do jednej z szafek, wyręczając lekarza w wyciągnięciu obroży. Identycznej jak ta, którą miała na swojej szyi niewolnica w kwaterach Hamesa. Położył ją na blacie koło Dubois, czekając, aż skan się skończy i będzie mógł ją założyć.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

22 mar 2016, o 14:10

Nie zależało jej na zachowaniu bielizny aż tak, żeby dobrowolnie poddać się torturom, więc posłusznie zdjęła z siebie całą resztę, starając się o tym nie myśleć. Na szczęście mężczyźni nie chcieli od niej niczego, poza przebraniem się w paskudny kombinezon, więc wciągnęła go na siebie najszybciej, jak potrafiła, czując jednocześnie ulgę i obrzydzenie. Materiał był paskudny, nawet w dotyku.
Przeprowadzona do następnego pomieszczenia stanęła posłusznie w miejscu, nie szarpiąc się, bo wiedziała, że to się mija z celem. Już z samym Khourim miałaby problem, a trzech takich jak on nie była w stanie unieszkodliwić. Skrzywiła się ostentacyjnie, kiedy lekarz oglądał ją jak konia. To było jakieś piekło, najgorsze, co mogło się jej przytrafić. Nie była już Irene, ani Evą, ani Yvonne, ani żadną z pozostałych. Była anonimowym narzędziem, który należał do Hamesa, a ten w szarym kitlu upewniał się, żeby narzędzie sprawnie funkcjonowało. Gdy wpakował jej ręce do ust, przesuwając po zadbanych zębach, jej spojrzenie pociemniało jeszcze bardziej. Ciekawe ile takich jak ona tu widywali. Takich normalnych, nie jakiejś patologii skradzionej z kolonii w Terminusie. Warknęła cicho i szarpnęła głową, chcąc jak najszybciej skończyć to badanie.
Dopóki nie usłyszała o implantach. Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia, kiedy zaciągali ją na stół. Możliwe, że go nie zauważą? Nie po to wydała 60 tysięcy na wszczep, żeby teraz grzebali jej w głowie i wyciągali go stamtąd. Ale lekarz powiedział "w zależności od umiejscowienia". To było umiejscowienie, z którego się chirurgicznie nic nie wyjmowało. Po prostu nie, nie na jakiejś asteroidzie na zadupiu galaktyki, przez faceta który zapewne odbył praktykę na varrenach, narzędziami którym daleko było do sterylności. Błagam, nie.
Szarpnęła się, ale nie na tyle, żeby dostać poganiaczem. Pozwoliła się przypiąć, bo i tak nie miała wyjścia. Spojrzenie miała wbite w ekran, na który patrzył też lekarz. Nie miała protez, więc przynajmniej tyle dobrze, nie zdejmą jej nogi albo ręki tylko dlatego, że była sztuczna. Jej ciało było nienaruszone, poza jednym, małym Vertigo w czaszce. Może nie zauważy. Mógł nie zauważyć? W końcu wszczepiali go tak, by był niezauważalny. Czy niewykrywalny przez maszyny również?
A potem w zasięgu wzroku pojawiła się obroża.
To był jakiś koszmar.
Szarpnęła się w więzach. Nie będzie w tym chodziła, a jeśli uprą się, by jej to założyć, to sama to z siebie zerwie. Chociaż pewnie miało systemy namierzające i zabezpieczenia. Zaklęła w myślach, wciąż jednak milcząc. Nie miała im nic do powiedzenia.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

22 mar 2016, o 14:15

Wykrycie Vertigo
<30
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

22 mar 2016, o 15:16

Wyświetl wiadomość pozafabularną Urządzenie cicho pracowało, skanując pieczołowicie każdy fragment jej ciała. Zakończyło pracę dopiero po dwóch minutach, pikaniem zwracając na siebie uwagę doktora. Niepotrzebnie. Stał przy nim cały czas, oglądając na bieżąco wszystkie zdjęcia. Uniósł dłoń, palcem zataczając jakieś kółka i powiększając obrazy, zaznaczając albo charakterystyczne punkty, albo miejsca w jej ciele, które go zaciekawiły. Nad jedną kwestią siedział naprawdę długo - ochroniarze ze zniecierpliwieniem stukali butami o metalową powierzchnię, obserwując, jak lekarz stoi pogrążony w zadumie.
- Koerner - warknął jeden z nich, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Mężczyzna w szarym kitlu drgnął, przywrócony do rzeczywistości. Machnął ręką, bagatelizując szczegół, nad którym tak długo myślał.
- Niczego nie znalazłem - odrzekł krótko, wyłączając maszynę i odwracając się, by dotrzeć z powrotem do swojego biurka. Zgarnął jeden ze swoich datapadów. - Tak czy siak obroża powinna wszystko zagłuszyć. Możecie ją już założyć, wpiszę jej numer identyfikacyjny do bazy.
Pochylił się nad trzymanym urządzeniem i zmarszczył brwi, zajmując się wyświetlaną na nim treścią. Nie spojrzał na Irene, gdy jeden z ochroniarzy złapał z powrotem za obrożę, a potem chwycił za jej włosy i pociągnął do góry, odginając jej głowę od blatu i przy okazji kilka z pewnością wyrywając. Sprawnym ruchem przyłożył urządzenie do jej obolałej szyi, wokół której obręcz ciasno się zamknęła, wpijając boleśnie w miejsca naznaczone siniakami. Dioda zamrugała.
- Czy Hames zwariował? Do dziesiątki z nią chce iść? - doktor cmoknął i pokręcił głową. Podrapał się po głowie, podchodząc z powrotem do blatu, choć dwójka ochroniarzy wydawała się być dla niego bardziej interesująca niż leżąca na blacie rudowłosa. - Spójrzcie na nią, ona tam nie przeżyje dwóch dni. Nie mówiąc o tym, że będzie mocno nieefektywna. Dajcie ją do wody, najmniej wyczerpujące.
Ochroniarze skinęli głową. Przygotowali się na wypadek, gdyby nagle chciała się w ich stronę rzucić, zanim jeden z nich uderzył w przełącznik i obręcze wycofały się do środka blatu, uwalniając jej ręce i nogi. Niemal nie była w stanie tego zauważyć - przed oczami zaczęło jej ciemnieć, a świat zaczął wirować gdy tylko obroża się uaktywniła, a numer identyfikacyjny został jej przypisany. Efekt trwał może dziesięć sekund, zanim z powrotem mogła złapać równowagę i wrócić do rzeczywistości, ale nagłe osłabienie wywołało zmianę natychmiast. Ochroniarze wydali się jej zasłonięci kamiennymi maskami, bez śladu irytacji, który ich twarze nosiły wcześniej. Jedynie doktor wyglądał tak samo.
Vertigo przestał działać. Tak samo, jak jej omni-klucz.
- Możecie ją zabrać do pracy, jest czysta.
Znowu została złapana za ramię i pociągnięta w stronę wyjścia, za które ją wręcz wypchnięto. Zniecierpliwienie ukazało się na twarzach obu mężczyzn gdy przechodzili przez to samo pomieszczenie co wcześniej, wracając do windy. Tym razem dostrzegła piętra - znajdowali się na piątym. Było ich dwanaście, lecz sięgały w dół. Jeden z mężczyzn wcisnął opcję z poziomem dziesiątym. Najwyższe trzy były zablokowane i wymagały autoryzacji. Winda jechała tak samo szybko, jak wcześniej, sprawnie pokonując odległość pięciu pięter i lądując na odpowiednim. Nie dała Dubois czasu na mentalne przygotowanie się do widoku, który miała zastać. Obrazek Wraz z ochroniarzami wyszła do ogromnej hali, w której panował zaduch, a stała na miejscu położonym w pomieszczeniu najwyżej - małym balkonie, z którego mogła spoglądać na dół. Warstwa kurzu i pyłu docierała do polowy prowadzącej na dno pomieszczenia rampy, częściowo przysłaniając widok - a był on przerażający. Dziesiątki, setki brązowych kombinezonów tłoczących się przy nagich ścianach asteroidy bądź znikających w prowadzących w jej głąb korytarzach. Pomiędzy nimi, sporadycznie, pojawiały się nadzorujące pracę jednostki - więźniowie o czarnych kombinezonach jak i ochroniarze. Przy samym wejściu stało ich czterech, każdy ubrany w identyczny sposób. Każdy z karabinem w dłoniach.
- Nowa, do wody - lakonicznie zaraportował jeden z ochroniarzy, chowając poganiacz - takie samo urządzenie posiadał każdy ze strażników tutaj. Stojący najbliżej, niski człowieczek o spoconej od wysokiej temperatury wewnątrz hali twarzy, skinął głową, podchodząc do Dubois i zwalniając swoich towarzyszy, którzy wreszcie mogli wrócić do kwater Hamesa i czekającego na nich alkoholu. Ochroniarz nie spojrzał jej nawet w oczy - tylko wycelował lufę karabinu w plecy, każąc kierować się ku rampie.
Im niżej, tym cieplej. Tym więcej szczegółów widziała. Pracujących niewolników, teraz nie w postaci bezkształtnej masy, a faktycznych, mizernych ludzi. Sporadycznie przewijali się salarianie bądź asari, żadnych jednak turian. Wszyscy jednakowo wychudzeni, cienie siebie. Ich twarze były szare, zmięte, jakby od lat nie widzieli światła słonecznego ani nie dane było im się porządnie wyspać. Każdy ruch kosztował ich wysiłek, żadne nie zwróciło jednak uwagi na rudowłosą.
- Te! Stary! - krzyknął niski strażnik, przywołując do siebie jednego z niewolników, który właśnie zakładał prowizoryczny opatrunek na skaleczoną dłoń pewnej asari. Przywołany do siebie, wstał natychmiast i, lekko, i dziwnie kołysząc się na boki podszedł do dziewczyny. - Nowa, do wody.
Starzec skinął głową. Nawet, jeśli nie miał więcej niż pięćdziesięciu lat, wyglądał na osiemdziesiąt. Jego kościste, długie i chude dłonie pasowały do zapadniętych policzków. W szarych oczach brakowało mu blasku, który zgasł kilka lat temu.
- Za mną - rzucił cicho, niemal będąc zagłuszonym przez odgłosy wiercenia w skale. Poprowadził ją wzdłuż przenoszących kamienie ludzi ku jednemu z korytarzy prowadzących wgłąb. W pewnym momencie mijali ludzką kobietę - bladą jak ściana, o przedwcześnie wypłowiałych włosach i pooranej zmarszczkami twarzy. Łkała ona żałośnie, kuląc się na ziemi. Ostry fragment skały rozciął jej dłoń.
- NA NOGI! - wrzasnął stojący nad nią ochroniarz. Nie trzymał w dłoniach karabinu ani nawet poganiacza. Jego ofiara jęknęła pod nosem. Przeciętą dłoń przyłożyła do ust, ssąc chciwie. - Do pracy, psie!
Jego omni-klucz się aktywował. Okolica zapłonęła w pomarańczowym blasku, gdy z ręki strażnika uwolnił się energetyczny bicz. Z hukiem uderzył on w plecy pochylonej kobiety, zagłuszając jej wrzask. Stojący obok niej salarianin rzucił się, by pomóc jej wstać - kolejny huk. Kolejne uderzenie. Kolejna krwawa pręga, tym razem pozostawiona na policzku obcego.
- Na swoje miejsce!
Stary poprowadził Dubois szybciej do przodu, nie patrząc się na sytuację, która rozgrywała się obok.
- Nie patrz im w oczy. W ogóle nie patrz, jeśli nie musisz - polecił jej, docierając wreszcie do jednego z korytarzy. Wewnątrz płonął błękitny blask, a dalej unosił się dym. Ktoś krzyczał, ponaglając do pracy. Tunel nie mógł mieć więcej, niż pięciu metrów szerokości. - Musisz roznosić wodę. Wewnątrz kopią denaci. Każdy po dwa łyki na rundkę, nie więcej. Jeśli któryś weźmie więcej, dla wszystkich nie wystarczy. Jeśli któryś zasłabnie z odwodnienia, dorwie cię kapo - skinął głową dyskretnie, pokazując stojącego nieopodal niewolnika w czarnym uniformie. Miał przy pasie przypięty poganiacz, lecz na jego szyi również tkwiła obroża. - Tobie nie wolno. Rozumiesz? Weźmiesz wodę to kradniesz wodę. Za kradzież zabijają.
Obok starca znajdował się mały wózek, podobny nieco do wspomaganej taczki, lecz w pełni przekształcony w dyspozytor wody.
- I musisz biec bardzo szybko. Promieniowanie ogromne.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

22 mar 2016, o 15:52

Kiedy usłyszała, że lekarz nic nie znalazł, ledwo powstrzymała się od westchnięcia z ulgą. Stęknęła głucho, gdy jej głowa została poderwana do góry i poczuła obrożę zaciskającą się na jej szyi. Nie. Siniaki wciąż tam były i wciąż czuła ból, potęgowany teraz przez nową ozdobę, do której musiała się przyzwyczaić. Nie. Gwałtownie wciągnęła powietrze, kiedy pociemniało jej przed oczami. Zazwyczaj nie mdlała, tym razem jednak to było silniejsze od niej i przez moment nie miała pojęcia, co się wokół niej dzieje - dopóki nie odzyskała nad sobą kontroli i nie spojrzała na ochroniarzy. Nie. Implant został zagłuszony. Nie miała go długo, ale zdążyła się już przyzwyczaić do przewagi, którą jej dawał w kontaktach z innymi. Teraz przewaga przepadła, tak samo jak możliwość skontaktowania się z Nazirem, kiedy już przestaną jej pilnować. Do samego końca liczyła na to, że nie ruszą omni-klucza, bo w końcu mógł być potrzebny do pracy, ale okazało się, że była w błędzie. Jęknęła i z rezygnacją pozwoliła się podnieść ze stołu. Kamuflażu już też nie uruchomi, by niezauważenie przejść korytarzem do któregoś z luków. Tarcze nie działały. Wszystko przepadło. To było niemożliwe, żeby wszystko kończyło się teraz, tutaj. W najgorszych koszmarach nie spodziewała się, że wyląduje w miejscu takim, jak to. Nawet za ciepłą kajutą Hounda zaczęła tęsknić.
Posłusznie weszła do windy, z rezygnacją wpatrując się w panel windy. Dwanaście. Jechali na dziesiąte, w dół kompleksu, pewnie na poziom wydobywczy. Kiedy otworzyły się przed nimi drzwi, prawie odebrało jej oddech. Miała zostać częścią masy, bez imion i twarzy, umierających od promieniowania albo z głodu. Wszyscy ubrani tak samo, unikający swoich spojrzeń, wykonujący zadania które powinny robić maszyny. Nie ludzie. Wmurowało ją w ziemię, ale oczywiście została popchnięta dalej i zmuszona do działania. Wśród tych wszystkich ludzi wyglądała, jakby urwała się z choinki, jedyna zdrowa, wyglądająca dobrze, nie wychudzona, a w jej wzroku były jeszcze jakieś emocje. Nie chciała wiedzieć, czego potrzeba, żeby te umarły.
- Chcę rozmawiać z Khourim - rzuciła sucho do jednego z dwóch prowadzących ją mężczyzn. Ochrona posługiwała się krótkimi poleceniami, ze składnią na poziomie przeciętnego vorche. Nie czekała na odpowiedź, bo wiedziała, że to nic nie da, po prostu nie mogła się powstrzymać, by tego nie powiedzieć. Podążyła za starszym mężczyzną, nie odwracając się nawet, kiedy usłyszała trzask bicza. Nie. Czy ona mówiła Nazirowi, że doświadczyła już niewoli? Gówna doświadczyła. Miała wrażenie, że wylądowała na najniższym poziomie piekła.
Wbiła wściekłe spojrzenie w dyspozytor wody. Co to, kurwa, jest? Miała biegać z wodą do końca życia? Czyli jak długo, dwa lata? Przeniosła wzrok na starego. Potem na kapo, stojącego trochę dalej. Nie chciała tego robić, nie chciała tu być, ale wiedziała, że jeśli będzie się stawiać, zwyczajnie ją zabiją. Zacisnęła pięści tak mocno, że paznokcie boleśnie wbiły się jej w skórę dłoni.
- Wychodzicie stąd w ogóle? - spytała cicho, podchodząc do dyspozytora, żeby nikt się jej nie czepił za bezczynność. Przerażenie zaczynało narastać w jej klatce piersiowej i czuła, że jeszcze chwila, po prostu ją z tej bezradności sparaliżuje. Obroża na szyi była ciężarem, jakiego nie znała. Hames był psychopatą, był szalony, może popełniła w życiu trochę błędów, ale nie zasłużyła aż na taką karę.
Nie zostanę tu.
Ruszyła przed siebie z dyspozytorem, do bólu zaciskając zęby. Próbowała nie myśleć o tym, że z pewnością nie była pierwszą, która tak sądziła. I na pewno nie ostatnią.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

22 mar 2016, o 23:21

Wyświetl wiadomość pozafabularną Nie mogło Dubois zdziwić to, że żaden z ochroniarzy nie raczył zabrać jej do Nazira. Prawdopodobnie nie mogła się tego nawet spodziewać. Jeden z nich prychnął tylko pogardliwie, szturchając ją by poruszała się szybciej. Gdyby każdy z niewolników mógł zobaczyć się z szefem ochrony na tej asteroidzie z pewnością wiele innych aspektów wyglądałoby w tym kompleksie nieco przyjemniej. A tym dla nich była - kolejną twarzą w tłumie, której nigdy nie zapamiętają. Częścią masy przewalającej się korytarzami ośrodka wydobywczego każdego dnia, pozbawioną godności, niższą rasowo.
Starzec przeniósł na nią dość nieobecne spojrzenie, gdy spytała go o tak prozaiczną rzecz jak wychodzenie z tego poziomu. Dopiero po chwili zrozumiał o co w ogóle go pytała.
- Tak - odparł lakonicznie, wytężając mózg by podsumować sobie wszystkie dane w głowie. - Trzy posiłki i sen. Nie śpimy tutaj.
Sama idea spania tu, na ziemi, wśród skał i ekskrementów zmieszanych z błotem, wydawała się niedorzeczną, lecz niewolnik nie wydawał się być zaskoczony tym, że w ogóle spytała. Prawdopodobnie w tym miejscu praktycznie wszystko było możliwe, a wiarę w to, że gorzej być już nie może, utracił kilka lat temu.
Dyspozytor wody był ciężki, a zamocowane do niego kółka blokowały się o najmniejszy kamyk na drodze - a ich było sporo. Wkroczyła w ciemny tunel idący w dół, ślizgając się na czymś, co, mogła mieć nadzieję, musiało być błotem. Nie mogła nawet za bardzo go puścić, nieustannie więc zapierała się nogami i pracowały jej ręce by zatrzymywać pojazd przy pracujących niewolnikach. Wyglądali jeszcze gorzej niż ci z głównej hali. Usta mieli spierzchnięte, twarze brudne od sadzy, popiołu i krwi, a oczy półprzymknięte. Choć niektórzy z nich musieli niegdyś być mężczyznami zdecydowanie większej od niej postury, teraz nie stanowili dla niej zagrożenia. Rzucali się łapczywie do kurka, chcąc upić nieco więcej niż dwa łyki - odpychała te ludzkie karykatury, słysząc ich jęki i błagania. Te jednak ustały gdy zjechała kolejne dwadzieścia, trzydzieści minut w dół. Otoczona promieniującym zewsząd piezo, rykiem pracujących maszyn, zaczęła dostrzec pierwsze, zwinięte w kątach ciała. Nie mogła wiedzieć, czy są to ludzie martwi czy dopiero umierający. Niektórzy się poruszali, nie mogąc wstać, zbyt osłabieni by pracować.
Konali z głodu, pragnienia, zmęczenia i promieniowania.
Zjazd na sam dół tunelu odebrał jej połowę sił i werwy, z którą wjechała do jego środka. Zajął jej około dwudziestu minut, choć nie miała jak śledzić czasu. Wewnątrz było gorąco, duszno - powietrze drapało w gardle, a świadomość tego, iż każdy czas był na wagę złota w tak skażonym miejscu popychała dalej ciało, choć spychała w najgłębsze zakamarki duszę.
Powrót na górę okazał się jeszcze gorszy. Dyspozytor musiała trzymać całym swoim ciałem by nie zjechał w dół i jej nie przygniótł, by ci, którzy byli w stanie wstać lub doczłapać się do niego, znowu upili kolejne, przepisowe dwa łyki. Nim z powrotem dostrzegła stojącego nieopodal starca minęło dwa razy więcej czasu, a wielka hala wydała się nagle nieco mniej przyjemnym miejscem.
To na dole docierała do ostatniego poziomu piekła. Tam, gdzie nie schodzili nawet strażnicy by patrolować. Tu, u góry, był zaledwie przedsionek.
Pokusa napicia się z dyspozytora była ogromna po dwóch, kolejnych rundach, po których kombinezon kleił się do jej spoconego od wysiłku fizycznego ciała. Po pierwszej przestała już czuć dłonie i łydki, teraz jednak, wychodząc na powierzchnię po raz trzeci, jej kończyny odmówiły posłuszeństwa. Opadła na ziemię chcąc tego, lub nie, przytrzymując się dyspozytora, który wcale z każdym kursem nie był wiele lżejszy. Stary dostrzegł, że upadła, a na jego twarzy odmalowało się przerażenie. Przez moment wydawało jej się, że wpatruje się w nią - dopiero po chwili dostrzegła, że w jej stronę idzie ubrany na ciemno więzień.
- Ty! Od wody! - warknął kapo, stając przed nią i patrząc na nią z nienawiścią. Choć sam nosił obrożę, zdołał wypracować sobie ten sam, pogardliwy wzrok co strażnicy. Patrzył na nią jak na zwierzę, nie na równego sobie człowieka. - Leży tam ktoś? Nie pracuje, choć powinien?
W jego dłoni szybko znalazł się poganiacz, lecz na razie nie został użyty na rudowłosej. Mężczyzna stał nad nią, domagając się odpowiedzi. Z bliska dostrzegła, że, choć wciąż chudy, wyglądał na lepiej odżywionego od reszty anorektyków w tym miejscu. Wyraźnie taka postawa i takie zadanie mu się opłacało.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 00:17

Wyświetl wiadomość pozafabularną Nie podejrzewała, że zgodzą się ją do niego zaprowadzić. Powiedziała to tylko po to, by może usłyszał że o tym rozmawiają. O niej. Jej prośba była absurdalna i być może będzie ich bawić jeszcze jak wrócą na górę. Próbowała, po prostu. Chciała go w jakiś sposób do siebie przyciągnąć, skoro jej omni-klucz nie działał przez to, co miała na szyi.
Skinęła tylko krótko głową, kiedy stary udzielił jej odpowiedzi. Nie wiedziała w sumie która godzina jest na asteroidzie i o jakich porach niewolnicy dostają jedzenie. Ile pozwalają im sypiać. Zastanawiała się, ile czasu musi tutaj spędzić zanim będzie mogła wrócić do choć minimalnie bardziej cywilizowanego miejsca. Miała tylko nadzieję, że o jedzenie nie będzie musiała się bić, ale doszła do wniosku, że pozwalanie na bójki nie opłacałoby się Hamesowi. Niewolnicy musieli być wydajni, prawda? I najlepiej, żeby wszystkich udało się utrzymać przy życiu najdłużej jak to możliwe. Nie tylko tych najsilniejszych.
Za pierwszym razem próbowała się jeszcze trzymać, choć miała wrażenie że to wszystko jej się śni. Chciała się obudzić z powrotem w hotelu na Illium, bez żadnej wiadomości od Handlarza Cieni i o tym wszystkim zapomnieć. Bo sny się zapomina. Ale choćby nie wiem co się działo, Irene się nie budziła, każdy krok stawiała w bolesnej rzeczywistości, z każdym krokiem tracąc część siebie i przestając wierzyć, że uda się jej stąd uciec. Ile czasu zajęła jej jedna taka trasa? Godzinę?
Przy drugim przejściu pozwoliła sobie na łzy, bo nikt na nią nie patrzył - dla tych, których poiła, była tylko obsługą dozownika i to jej wózek przyciągał całą uwagę. Ona mogłaby być każdym, nieważne czy kobietą, czy mężczyzną, czy w ogóle człowiekiem. Pierwszy raz od dawna z jej gardła wydarł się szczery szloch i pewnie usiadłaby tam i usiłowała się pozbierać, gdyby nie fakt, że musiała jednocześnie odpychać ludzi jak upierdliwą szarańczę. Świadomość promieniowania też robiła swoje. Nie mogła tam zostać, nie mogła przestać, bo to by ją zabiło tak jak tych ludzi, którzy nie byli w stanie już się ruszać. Nie mogła też przestać pracować na powierzchni, od razu oberwałaby poganiaczem albo biczem. Musiała iść. Cały czas.
Trzeci raz coś w niej zabił. Może właśnie dlatego padła na ziemię, kiedy wróciła na górę. Nie miała już siły pchać wózka, skoro nie potrafiła nawet ustać na nogach. To była trzecia godzina? Kiedy ich stąd wypuszczą? Kiedy dostaną jeść? A może teraz przychodziły godziny nocne? Chciała się położyć i już nie wstawać. To o to im chodziło? Żeby wymęczyć wszystkich na tyle, by już nie mieli siły na próby ucieczki? Oddychała ciężko.
Gdy jej wzrok napotkał spojrzenie kapo, z powrotem poczuła w sobie nienawiść i w sumie było to jedyne uczucie, które jej po tych trzech kursach pozostało. Nie była tą od wody. Miała imię i nazwisko. Może i nie miała nikogo bliskiego, kto by na nią czekał, ale miała życie. Chciała do niego wrócić, najlepiej teraz. Spróbowała podnieść się z ziemi i pokiwała głową.
- Tak - odparła, czując, jak suchy język przykleja się do jej podniebienia. Sama potrzebowała wody, najlepiej litra. Wiedziała, że nie dostanie. - Ci, którzy leżeli tam już jak zeszłam pierwszy raz. Ci, co pracowali, nadal pracują.
Nie wiedziała, czego on od niej chce. Miała powiedzieć, że nie i uniknąć chłosty, czy co? To nie była jej wina, robiła to co jej kazali, szła z tą pierdoloną wodą i kopała przymierających ludzi, żeby nie pili więcej, niż było im przydzielone. Była egoistką, owszem, ale nie aż tak. Nie wzruszały jej umierające zwierzątka, ani rozbryzgujące się na ścianie mózgi gwałcicieli. Za to traktowanie ludzi gorzej niż zwierzęta, tego nie potrafiła pojąć. Nie chciała na to patrzeć i nie chciała mieć z tym nic wspólnego. A może właśnie chciał ją sprawdzić? Za kłamstwo też tu zabijali? Kręciło się jej w głowie. Dobrze, że Nazir ją nakarmił przed wyjściem. Ciekawe, czy w ogóle Irene jeszcze dla niego istniała, czy wyparł z głowy dwa ostatnie dni lotu i cieszył się z tego, jak skończyła. W końcu zabiła mu żonę. Hames wiedział wszystko i wszystko mu powiedział. Jakiekolwiek próby wymyślania alternatywnych historyjek nie miały sensu.
- Muszę się napić - szepnęła. Dwa łyki, tak jak pozostali. Potrzebowała tylko zgody.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 14:24

Wyświetl wiadomość pozafabularną Mężczyzna nawet nie usłyszał jej słów o wodzie - prawdopodobnie i tak by jej nie pozwolił. Jego wzrok był nienawistny i szukał nim kogoś innego. Natrafił w końcu na grzebiącego nieopodal w kupce ziemi starca.
- Ty! Stary! Na nogi! - wrzasnął, powodując, że niewolnik podskoczył, wyrzucając łopatę. Spojrzał to na kapo, to na Irene, zdenerwowany. - No i co się gapisz?! Won na dół!
Stary mężczyzna skinął głową, posłusznie rzucając się do biegu. Koślawo przebierał nogami, a jego ciało niepokojąco chwiało się to na jedną, to na drugą stronę. W milczeniu jednak wyminął Irene, rzucając się do środka tunelu i gnając ile sił miał w nogach na sam dół. W tym czasie Dubois nakazano zostać na miejscu - ale stać, nie siedzieć. Gdyby tylko chciała odpocząć natychmiast wybijano jej to z głowy. Stary wrócił w przeciągu kilku minut, czerwony na twarzy, z wysiłkiem łapiąc kolejny oddech. Jedną rękę trzymał na klatce piersiowej na wysokości swojego serca.
- Dwóch martwych. Sześciu chorych albo zmęczonych. - wyrzucił z siebie na wydechu. Spojrzał z bólem w oczach na dyspozytor wody, nie śmiał jednak podejść i spróbować upić z niego choćby łyka. Wiedział jak to się skończy. Kapo skinął głową, choć nie wyglądał na zadowolonego.
- Biegnij po strażnika - rozkazał bez litości starcowi. Ten ponownie, choć mniej żwawo ruszył w stronę rampy. - Ruchy!
Strażnik nadszedł po chwili. Wysoki mężczyzna właśnie skończył katowanie dwójki schorowanych niewolników, a na jego twarzy malowała się odraza. Podciągnął spodnie za pasek po czym rozejrzał się, szukając odpowiednich ludzi wokół. Zawołał kilku, rosłych uwięzionych, odrywając ich od ich obecnej pracy. Wszyscy wyglądali niemal tak samo, z umorusanymi twarzami i dłońmi, o zbyt dużych kombinezonach.
- Martwych na jedenastkę. Umierających zabrać do doktora, niech oceni ich stan. Jeśli będą w stanie jutro pracować, odesłać na blok. Jeśli nie, pozbyć się.
Komunikat przeciął powietrze niczym ostrze, mrożąc krew w żyłach. Żaden z niewolników nie zdobył się nawet na ukazanie na swojej twarzy szoku lub przerażenia. Wszyscy stali spokojnie, zbyt przejęci własnym cierpieniem. Może zabijanie lub wyrzucanie zwłok tutaj, na dziesiątce, było dla nich niczym chleb powszedni? Kiedy Irene znieczuli się do tego stopnia? Ilu dni, tygodni czy miesięcy potrzeba było? Niewolnicy wraz ze strażnikiem zeszli wgłąb tunelu truchtem - jedynie mężczyzna w czarnym uniformie szedł spokojnie i powoli, doglądając całego procesu. Literka "H" na jego plecach zalśniła.
- Wracaj do pracy! - warknął w jej stronę kapo, widząc, że stoi dalej tak, jak jej polecono. - Przez pierwsze rundy nikomu wody. Jasne? Taka kara. Zabraknie jej to ciebie powieszą, nie mnie.
Jego głos pełen był jadu. Właśnie kazał Dubois odbyć kilka rund tam i z powrotem z ciężkim dozownikiem wody choć nie miała nikomu jej dać. Ani odrobiny. Zadanie nie miało najmniejszego sensu, ale nie pozwalało jej również odpocząć - w pewien sposób została ukarana tylko za to, że znalazła się w pobliżu kogoś, kto umarł z wycieńczenia lub nowotworu.
- Rusz się!
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 14:58

Nieobecnym wzrokiem patrzyła na starego, którego kapo ganiał w tę i z powrotem. Targały nią sprzeczne emocje - było jej go szkoda, strasznie szkoda, a jednocześnie cieszyła się, że to nie ona musi biegać. Póki co nie była w stanie podnieść się na nogi, choć nienawistne spojrzenie mężczyzny w czarnym uniformie jasno dawało jej do zrozumienia, że długo nie poleży. Ani nie posiedzi. Wstała więc i oparła się o dozownik, chcąc choć trochę odciążyć nogi. Gdyby nie był taki ciężki i pchanie go nie wymagałoby tyle wysiłku, pewnie nie czułaby nawet bólu. Ale Irene nie była silna. Była szybka, zwinna, szkoda tylko że teraz to się jej do niczego nie przydawało, bo wszędzie, gdzie chodziła, zabierała ze sobą taczkę z wodą.
Osiem osób... z czego dwie martwe. Opuściła głowę, zamykając oczy. Codziennie kogoś stamtąd wyciągali? Czy raz na tydzień na przykład, a pozostali musieli pracować przy zwłokach, które przypominały im o fakcie, że skończą tak samo? Całe szczęście, że to nie ona miała przytargać trupy na górę. Chociaż tyle. A chorzy lądowali u lekarza. Tego samego, który badał ją? Może powinna doprowadzić się do skrajnego wyczerpania, licząc na to, że też pozwolą jej wrócić na górę? Koerner zbadałby ją i następnego dnia wróciłaby do pracy. Ale następnego, nie od razu. To znaczyło kilka godzin w lepszych warunkach, niż te tutaj. Odkaszlnęła sucho. Mogłaby nawet leżeć przypięta do stołu. Upodlili ją całkowicie, szybko zmieniając jej marzenia o nauce pilotażu w marzenia o wyjściu z gówna i nieumieraniu od promieniowania.
Po co miała pchać wózek bez dawania ludziom pić? Złośliwie? Skąd się brało tyle nienawiści? To wszystko było chore, cała praca opierała się na przerażeniu i przemocy, a Irene została wrzucona w sam środek. Nazir mógł nie wyciągać jej z celi. Mógł pozwolić Rogerowi ją zgwałcić, rozprawić się z nim później, a ją zostawiając do samego końca w tym ciasnym pomieszczeniu, przez kilka dni na wodzie i papce proteinowej. Przynajmniej nie przyzwyczaiłaby się do myśli, że Khouri jej pomoże. Próbowałaby uciec, postarałaby się bardziej i może by się jej udało. Powinna była zrobić wszystko, żeby opuścić Crescenta, zamiast próbować przekonać do siebie szefa ochrony. Nie pamiętała, kiedy ostatnio zrobiła tak duży błąd.
Skrzywiła się i popchnęła dozownik ponownie w korytarz. Skoro miała się wykończyć na tyle, by zabrali ją do Koernera, nie zrobi tego stojąc w miejscu i patrząc tępo w przestrzeń. Zastanawiała się ile wytrzyma bez wody. Może gdyby wzięła jednego łyka, to nikt by nie zauważył? Przecież na dole było osiem osób mniej, niż zakładała zawartość zbiornika. Naprawdę by ją za to zabili? Najwyżej dowie się, jak zabraknie jej siły woli. Póki co szła, czując palący ból w rękach i nogach. Próbowała rozszerzyć bańkę obojętności na tyle, by objęła to, co się właśnie z nią działo, ale to było trudne. Skupiła się na liczeniu kroków, to odwracało myśli od najgorszego.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 17:57

Paleni pragnieniem niewolnicy szarpali ją, gdy przechodziła obok, starając się ich ignorować. Zawodzili żałośnie, nie wiedząc, dlaczego, w swojej brutalności, odmawia im nawet tego - drobnych dwóch łyków wody, których potrzebowali by przeżyć. Wyminęła strażnika, a wreszcie i jego pochód. A był to pochód krwawy - najpierw dwójka niewolników niosł dwa, zwiędłe, martwe ciała. Dysząc ciężko wznosili się do góry, taszcząc swoich towarzyszy w niewoli, którzy umarli tak niegodną śmiercią w dole przypominającym piekło. Następnie szli ci, którzy podtrzymywali, bądź nawet przenosili, niezdolnych do pracy "denatów". Dubois nie mogła długo się dziwić dlaczego starzec wypowiadał się o pracujących w tym tunelu ludziach tak, jakby zostali skazani na śmierć. Prędzej czy później każdy, który tu przebywał, umierał. Czy to od katorżniczej pracy, czy promieniowania.
Całkiem możliwe, że spotka to również ją.
Musiała jednak odegnać smętne myśli, skupiając się na liczeniu kroków. Pierwsza runda, druga. Trzecia. Przy czwartej pozwolono jej zatrzymywać się przy słabnących mężczyznach, pozwalając im na przepisowe dwa łyki wody. Nie każdy rzucił się do dyspozytora tak chciwie, jak na początku. Niektórzy ledwie mieli siłę by do niej podejść ze swoich stanowisk, a ona nie mogła podejść do nich.
Po sześciu rundach jej nogi odmawiały posłuszeństwa, tak samo jak poddawała się wola. Jedyną osobą, która wciąż wykonywała swoją pracę z determinacją i nieustępliwością, był kapo, czujnie obserwujący każdy jej ruch. Krzykami poganiał ją by wracała gdy tylko stała na zewnątrz przez zbyt długi okres czasu, rozkoszując się ciepłym, lecz wciąż chłodniejszym niż wewnątrz tunelu powietrzem, które nabierała haustami. W porównaniu do piekła niżej, wydawało się jej niemal świeże. Prawie nie przesycone smrodem fekaliów i potu z brudnych ciał.
- Obiad!
Donośny komunikat rozległ się w całej hali gdy kończyła właśnie ostatnią trasę. Dyspozytor był już znacznie lżejszy. Nie chlupotało gdy podskakiwał na wybojach. Nawet, gdyby teraz, na koniec, chciała ukradkiem napić się wody, to zwyczajnie jej nie było. Ilość wewnątrz nie tyle była "w sam raz" - wody było zwyczajnie za mało, by starczyła dla wszystkich.
Z tą przerażającą prawdą w głowie wstąpiła do leniwie sunącego obok rampy tłumu. Niemal bezkształtna masa ludzi zbyt zmęczonych by odezwać się choćby słowem. Prowadzeni przez strażników do dwóch, wielkich wind towarowych, ścieśnieni do granic możliwości wpakowali się do środka, wjeżdżając o dwa poziomy wyżej. Każdy z niewolników twarz miał zapadłą, niosącą ślad wyczerpania i głodu. U żadnego nie dostrzegła radości bądź ożywienia na wieść o porze obiadowej. Przypominali nieco pochód żywych trupów.
Dotarli do wielkiej, obskurnej stołówki z długimi stołami ustawionymi w rzędy, przy każdym twarde i niewygodne ławy z obu stron. Niewolnicy zgromadzili się w kolejkach do dyspozytorów obiadu - Dubois również w jednej stanęła. Odbierali swoje odmierzone ilości pokarmu i każdy szklankę wody. Nikt jednak nie wydawał się tego kontrolować - strażnicy przechadzający się między stolikami nie zwracali na to żadnej uwagi. Na oczach rudowłosej czatujący z boku, rosły niewolnik o wciąż pulchnej twarzy wcisnął się przed młodego, wychudzonego chłopaka, ku jego oburzeniu nadstawiając swój własny talerz by dostać jego porcję. Dyspozytor był jednak bezlitosny i choć tamten usiłował odebrać swoją porcję ponownie, gdyż pierwsza została skradziona, nie dostał jej, a strażnik szybko wygonił go do stolika, gdzie ten, biały jak kreda, usiadł, popijając wodę. Na szczęście na Irene nikt w tej chwili nie polował, ani na jej jedzenie - dostała swój plastikowy talerz z czymś, co wyglądało na bardzo rozwodniony rosół. Zajęła wolne miejsce koło smętnej kobiety, grzebiącej łyżką we własnej misce.
Zupa smakowała... nijako. Na myśl Irene mogło tylko przyjść jedno - wzięto przypisany na niewolnika, mały bloczek proteinowy i rozpuszczono go w wodzie by był nieco bardziej sycący. Wcale nie zaspokoiła swojego głodu, jeśli w ogóle tknęła jedzenie.
- Masz bardzo ładne włosy - stęknęła kobieta siedząca z boku. Przypatrywała się Irene odkąd ta usiadła na tej samej ławce. - Kiedyś też takie miałam. - uśmiechnęła się smutno, gładząc swoje zniszczone i wypłowiałe kołtuny. Dawno straciły swój blask.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

23 mar 2016, o 18:22

Czuła się jak zaszczute zwierzę. Kapo patrzył na nią, jakby tylko czekał na moment, kiedy zatrzyma się i będzie próbowała odpocząć. A przecież tego nie wolno było robić! Jej praca, taka niesamowicie istotna, nie mogła zostać przerwana. To nic, że nie wolno jej było dawać ludziom pić, chodzenie z dyspozytorem tam i z powrotem, bez żadnego celu, było ważną częścią funkcjonowania tego miejsca. Szła, nie myśląc o tym, co robi, mechanicznie wykonując polecenia, bo kiedy tylko zastanawiała się nad czymkolwiek, zaczynała czuć ból i zmęczenie. Ciekawa była, czy Nazir już poleciał po Hounda. Czy posłuchał jej porady, by wziąć ze sobą kogoś jeszcze. Jeśli tak, może faktycznie pozbędzie się jedynej osoby, która szukała Irene. Ale najemników było całkiem sporo, na samym jednym Stingu ze dwadzieścia osób. Chyba, przynajmniej tak się jej wydawało. Gdyby Khouri sobie jednak nie poradził, Hound wyląduje tutaj i rozniesie asteroidę tylko po to, żeby znaleźć Dubois. Tylko czy da radę? Tutaj też ochrona była spora. Mogła tylko rozważać, ale co innego miała do roboty? Myśleć o innych, nie o sobie. To było całkiem zabawne - fakt, że z człowieka, przed którym od pół roku uciekała, Hound stał się rycerzem w złotej zbroi na białym koniu. Trudno się było dziwić. Wszędzie było lepiej, niż tu.
Słysząc wołanie na obiad, zerknęła na swój wózek. Zaklęła w myślach. Równie dobrze mogła się sama napić, i tak by nie wystarczyło dla wszystkich, a ona nie chciała umrzeć tak, jak ci, których dopiero co wynosili z korytarza. Im już nie dało się pomóc, dla siebie wciąż widziała jeszcze szansę. Bo przecież nie mogło się tak skończyć. To nie mogło być wszystko, ostatnie lata jej życia w pocie i w gównie. Nie tak dawno siedziała w sukni za kilka tysięcy kredytów, później wylegiwała się na plaży i luksusowym jachcie, teraz tkwiła na zapomnianej przez Boga asteroidzie i nie była już nikim.
Więc to była dopiero połowa dnia. Nie miała nawet siły stać i dobrze się składało, że w windzie był tłum, bo przynajmniej trzymał ją w pionie. Ławki, które ujrzała przy stołach, wydawały się jej chwilowym spełnieniem marzeń. Usiąść i posiedzieć. Nie zwróciła uwagi na kradzież obiadu, nie obchodziło jej to dopóki nie dotyczyło jej. Pobrała swoje i zajęła miejsce przy stole. Przed jedzeniem nie miała oporów, bo podejrzewała, że lepszego nie dostanie, więc protesty mijały się z celem.
Kiedy usłyszała słowa skierowane najwyraźniej do niej, uniosła wzrok na kobietę obok. Nie podziękowała za komplement, wpatrując się w jej włosy, skoro o tym mówiła. Potem spojrzała na jej zmęczoną twarz.
- Długo już tu jesteś? - spytała. Jej głos był zachrypnięty, bardziej, niż się spodziewała. Ciepła zupa pomagała, ale niewiele. - Jak masz na imię?
Wyprostowała się i przesunęła spojrzeniem po hali. Zapewne byli mocno pilnowani, ale mimo wszystko szukała szansy ucieczki. Ze wszystkich losów świata, najbardziej nie chciała wracać tam na dół. Jedne puste drzwi, trochę szczęścia na korytarzu, dotarcie do jakiegoś doku i ukrycie się w skrzyni. To był prosty plan, który pewnie ewoluuje jeszcze, ale póki co interesowało ją tylko jego rozpoczęcie. Uciec stąd. Co dalej, to się okaże.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”