W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 16:30

Wyświetl wiadomość pozafabularną Strażnik, choć zachowywał się zdecydowanie milej od reszty, nie był zachwycony gdy usłyszał jej słowa. Prawdopodobnie dlatego, że wpojono mu kilka prostych rzeczy - niewolnik to nie człowiek. Gdy mówił, równie dobrze można go było traktować jak ujadającego psa. Kazać mu się zamknąć albo uderzyć poganiaczem, by złapał aluzję i nigdy więcej tego nie robił. Mimo wszystko, poprawił karabin w dłoniach, upewniając się, że jest odbezpieczony, jakby szykowali się na bitwę.
- Zaraz je dostaniesz - burknął wreszcie, nie patrząc w jej kierunku. Był to wyraźny znak dla niej, żeby siedziała cicho i czekała na rozwój zdarzeń. Cayne nie usłyszał tej krótkiej wymiany zdań, pochłonięty rozmową. Ta jednak skończyła się w chwili, w której do ich uszu doszły pierwsze odgłosy zza śluzy, za którą pojawił się statek. Mogła sobie go wyobrazić, bo kiedy minutę później drzwi hangaru zaczęły się otwierać, nie dostrzegła żadnych szczegółów jego konstrukcji. Tylko całą masę ciał.
Brudni, zmęczeni, ściśnięci w ładowni do granic możliwości. Przepychający się, przyszli niewolnicy, żądni przestrzeni i powietrza, którego przez tyle godzin, jeśli nie dni, nie mieli pod dostatkiem. Niektórzy padali na ziemię od razu, inny ruszali w stronę podwyższenia, a w miejscu zatrzymywały ich wycelowane w ich stronę karabiny.
- Spokój! - krzyknął głośno Cayne do tego zgromadzenia zmęczonych, poszarzałych twarzy. Większość osób natychmiast ucichła. Skończyły się krzyki Boże, powietrza! i Co się dzieje?. Niektóre słowa wciąż trafiały do Irene - Co z nami będzie?. Przyszli niewolnicy, choć umorusani, ubrani byli w swoje codzienne stroje, pozbawione znaczeń. Prawdopodobnie porwani byli z własnych domów lub kolonii, niektórzy mieli na sobie krótkie rękawki i pocierali zmarznięte ramiona, rozglądając się dookoła z przerażeniem w oczach.
- Podzielić ich - warknął Cayne do niewolników, wśród których stała Irene. - Zdolni do pracy na lewo, niezdolni na prawo. Ruszać się!
Pozostali niewolnicy natychmiast ruszyli do przodu, łapiąc pierwszych kolonistów za ręce i ciągnąć w lewą stronę. Pierwszy w rzędzie ustawiony został rosły mężczyzna, na oko czterdziestoletni. Za nim pojawiła się drobna blondynka, wytrzeszczająca oczy w niezrozumieniu sytuacji.
Jako pierwszy za niezdolnego do pracy uznany został kulejący staruszek. Pchnięty przez jednego z niewolników na prawo, usiłował otrzymać odpowiedź na jedno ze swoich pytań. Co z nim będzie? Gdzie jest? Co to znaczy, że nie może pracować? Jednak niewolnicy wiedzieli doskonale, że nie mogą się odzywać. Czuli na plecach spojrzenia strażników i wycelowane w nich lufy karabinów. Nikt nie straszył ich już poganiaczami.
Rząd po lewej rósł znacznie szybciej niż ten po prawej, lecz osób niezdolnych do pracy przy wykopywaniu piezo przybywało. Stanął tam dziesięcioletni, na oko, chłopczyk wraz ze swoim ojcem, który zamiast dłoni miał misternie wykonaną protezę. Irene wkroczyła w tłum, odsyłając powoli kolejnych, zdrowo wyglądających kolonistów na lewo, gdy nagle stanęła przed nią obca jej kobieta. Zdrętwiała ze strachu, pod dziwnym kątem trzymała swoje ręce. Uniosła błagalne spojrzenie na Irene, która, po podejściu do niej, dostrzegła, iż brunetka usiłuje rękoma zasłonić już delikatnie wydęty brzuch.
- Błagam, ja... Mój mąż jest zdolny do pracy. Ja... ja też mogę coś robić. Proszę - skomlała cicho, patrząc się ze strachem na rosnący rząd po prawej stronie, gdzie stali zbyt młodzi, zbyt słabi, zbyt chorzy lub zbyt starzy, by być przydatnymi dla Hamesa. Nie wiedziała, co stanie się z nimi, ale pod żadnym pozorem nie chciała tam trafiać.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 16:55

Patrzyła na wlewającą się masę, po raz kolejny od kilku dni dochodząc do wniosku, że przyszedł czas na schowanie się pod bezpiecznym pancerzem obojętności. To byli ludzie tacy jak ona, chociaż ona nie przyleciała tu w grupowym transporcie, ściśnięta w hangarze statku z całą resztą anonimowych twarzy. Wiedziała, że zaraz wszyscy dostaną te same paskudne ubrania i zostaną wysłani do pracy, która już całkiem pozbawi ich człowieczeństwa. Zdolni do pracy na jedną, niezdolni na drugą stronę. Po co Hames kupował niewolników jak bydło, hurtowo, bez sprawdzenia czy faktycznie się do czegoś nadają? Nie taniej by mu było zapłacić za transport ludzi, o których wiedział, że będą pracować? Nie sądziła, że aż tak mu wszystko jedno, ale zaskoczył ją jeszcze raz.
Ruszyła przed siebie. To zdecydowanie było lepsze, niż ciągnięcie wózka z wodą po wyboistym korytarzu i odkopywanie od niego co bardziej upierdliwych ludzi. Teraz patrzyła na tę dostawę nieobecnym wzrokiem. Nie spoglądała im w oczy, chcąc uniknąć przerażonych spojrzeń, bo za bardzo naruszały one jej pancerz, pod którym czuła się bezpiecznie. Ci, którzy byli silni, młodzi, szli na lewo. Starzy i dzieci na prawo. Starała się o tym nie myśleć. Dzieci nie zasłużyły na taki los, ale wiedziała, że jeśli wyrazi jakąkolwiek opinię na ten temat, sama wyląduje w tej grupie do wywalenia. Nie myśleć, nie zastanawiać się.
Kobieta, która ją zatrzymała przebiła się przez jej obojętność, ale nie dała tego po sobie poznać. Przesunęła spojrzenie na jej brzuch, a jej spojrzenie pociemniało. Urodzi tutaj? Co zrobią z dzieckiem? Na pewno nic dobrego. Potrzasnęła głową. To nie była jej sprawa. Chwyciła kobietę za ramię i popchnęła ją do grupy zdolnej do pracy. To była wczesna ciąża, miała jeszcze mnóstwo czasu. Może coś się wydarzy, zanim odbiorą jej dziecko. A jeśli nie, Irene i tak nie miała nic do tego. Wróciła do swojej bańki, która przez te dwa dni stała się grubsza i twardsza niż kiedykolwiek przedtem. Tu się już nie dało nikogo uratować. Gdyby się dało, Nazir uratowałby ją, skoro o niej pamiętał. Ale nie zrobił tego, wyciągnął ją jedynie z dziesiątki i zniknął, więc skoro on mógł tylko tyle, to Irene nie mogła nic.
Przesunęła kobietę i minęła ją, pochmurniejąc jeszcze bardziej. Nie pytać, nie rozmawiać. Co tym ludziom można było ukraść? Wszystko już im odebrali. Byli martwi, stawiając pierwsze kroki na asteroidzie.
Na prawo. Na lewo. Na lewo.
Miała nadzieję, że wyczerpanie, które wróci gdy leki przestaną działać, pomoże jej zasnąć. Irene nie była oprawcą. Nie chciała być, ale do takiej roli została przydzielona. Na złość? Może tak, może nie. Przynajmniej nie była już tą od wody.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 16:58

Czy ktoś się zorientuje <50
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 17:18

Wyświetl wiadomość pozafabularną Dostrzegła na twarzy kobiety ulgę, gdy niezbyt delikatnie została ona popchnięta do grupki ludzi zdolnych do pracy. Wyszeptała tylko dziękuję i czym prędzej ruszyła w stronę patrzącego na nią mężczyzny, który okazał się być jej mężem. Wciąż zakrywała swój brzuch - teraz, kiedy stanęła wreszcie przy swoim partnerze, otoczył ją ramieniem, teoretycznie przytulając, w praktyce ułatwiając ukrywanie swojego stanu.
Masa szybko została podzielona na dwa, nierówne rzędy, a niewolnikom kazano podejść pod ścianę po lewej. Prawdopodobnie by zminimalizować ryzyko porozumiewania się ich z kolonistami, bądź kradzieży. Irene stanęła równo z resztą, blisko strażników. W rzędzie po prawej stronie stało dwanaście osób. Cayne nie wyglądał na zadowolonego.
- Cholerni batarianie. Kolejny raz trefny towar, jeszcze więcej niż ostatnio - warknął, przyglądając się ludziom niezdolnym do pracy. Brunet przeniósł na niego swoje spojrzenie.
- Musimy zawiadomić Khouriego - odezwał się, cicho, ale stanowczo. Mężczyzna o wiecznie czerwonej twarzy nawet na niego nie spojrzał, choć wściekłość w nim narastała.
- Po cholerę? Żeby odpierdolił taki cyrk jak ostatnio? Takie rzeczy załatwia się szybko - żachnął się, mocniej łapiąc karabin. Rozejrzał się po pozostałych strażnikach. Nie mieli obiekcji, byli gotowi do wykonania rozkazu. Jakikolwiek by on nie był. - Cel.
Mężczyźni równo skierowali lufy karabinów na rząd przerażonych, w pewien sposób ułomnych ludzi. Dwunastka. Z czego czwórka to dzieci. Brunet szeroko otworzył oczy w szoku i oburzeniu.
- Nie masz rozkazu! - krzyknął, odmawiając wycelowania swojej broni w tuzin, którego jedyną winą było to, że nie przetrwają morderczych warunków asteroidy. - Khouri w życiu by na to nie pozwolił.
- A widzisz go tutaj, do jasnej kurwy? - Cayne wreszcie zmusił się do rzucenia brunetowi nienawistnego spojrzenia. - Nie ma go tu, bo jest zbyt, kurwa, słaby na odpowiednie załatwianie problemów.
Odwrócił głowę, wbijając wzrok w tłum. Nie tylko rząd po lewej, ale i po prawej stronie był przerażony. Niewolnicy stojący wraz z Dubois trzęśli się, przyklejeni do ściany, zmuszeni do bycia obserwatorami tego wydarzenia.
- Ognia!
To, co wydarzyło się później, wypełniał chaos. Ludzki wrzask zmieszał się z warkotem karabinów, wypluwających z siebie śmiercionośne pociski. Tłum zawirował, ludzie rozsypali się w obu rzędach, uciekając w obawie o własne życie. Ale nie było gdzie uciekać. Nie było drogi na zewnątrz. Była brudna ładownia, było podwyższenie ze strzelającymi strażnikami, były ściany. Ktoś wpadł na Dubois - nie miała nawet pewności, czy to był kolonista, czy niewolnik. Pomimo leków, jej ciało było wciąż osłabione i straciła równowagę, upadając na ziemię. Obcy mężczyzna upadł obok i natychmiast został w tej pozycji. Gdzieś przemknęła jej ciężarna kobieta, osłaniana własnym ciałem przez swojego męża, skulona na ziemi.
Ludzi niezdolnych do pracy już nie było. Ich zakrwawione ciała leżały bezwładnie w jednej kupie. Jakiś starzec leżał na małej dziewczynce, która trzymała się kurczowo nogi osoby za nią. Na ich klatkach piersiowych wykwitły czerwone plamy. Ale strzały nie ustawały. Chaos pozostał. Irene niczym w zwolnionym tempie obserwowała dalsze wydarzenia, przenosząc swój wzrok na podwyższenie w chwili, w której spadł z niego pierwszy strażnik. Jeden terkot karabinu ustał. Po chwili następny. To brunet, strzelał w plecy swoim towarzyszom z wyrazem czystej nienawiści na twarzy. Zdołał powalić dwóch, nim i na jego uniformie pojawiły się krwawe ślady, niemal niewidoczne na czarnej tkaninie. Padł na ziemię z głuchym jękiem. Strzały ustały.
- ZDRAJCA! - ryknął Cayne, podchodząc do leżącego i wymierzając w jego bok kopniaka. - Khouri skończy tak samo. Jesteście zbyt, kurewsko sła...
W przypływie pewności siebie nachylił się, by z pogardą wypowiedzieć słowa obelgi. Lecz brunet miał w sobie ostatki siły. Jego omni-klucz rozbłysnął, formułując nie bat, a ostrze, które wbiło się pomiędzy żebra jego przełożonego. Cayne ze świstem wypuścił powietrze z ust, odsuwając się natychmiast. Wycelował karabin w usiłującego się podnieść mężczyznę i krótką salwą zakończył jego życie raz na zawsze.
- Wyprowadźcie niewolników! Resztę zostawcie! - krzyknął do pozostałych przy życiu, dwójki strażników, dłonią uciskając zranione miejsce. Sam odwrócił się i pognał z powrotem do windy, znikając w przejściu gdy ci wyjęli poganiacze, kierując się na piątkę skulonych przy ścianie ludzi. Musieli jednak pokonać całą, rozszalałą masę kolonistów. Jeden z nich wzrok utkwiony miał tylko i wyłącznie w rudowłosej, do której powoli się zbliżał.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 17:46

Szybko minie im ochota na przytulanie się. Jak tylko zostaną przydzieleni do jakiejś pracy i zorientują się jak to wszystko tu działa. Kiedy dotrze do nich, że nawet jeśli kobieta donosi dziecko, to i tak nie będą mogli go wychować. A pewnie poroni, skopana albo ubiczowana za niewykonanie polecenia.
Kilka minut później, gdy zorientowała się co strażnicy zamierzają zrobić, obojętność na jej twarzy ustąpiła miejsca przerażeniu. Utkwiła spojrzenie w chłopcu, który jako pierwszy z dzieci wylądował po prawej stronie. Chcieli ich rozstrzelać? Wszystkich? Zacisnęła ręce w pięści, rozumiejąc już, dlaczego do tej pracy nie brali kobiet. Była tu za krótko, żeby się tym nie przejąć.
Potem padło znajome nazwisko, więc drgnęła, zerkając krótko na strażników. Khouri. Gdzie on był? Powinien znaleźć się tutaj, nie strzelało się przecież do dzieci, powinien coś z tym zrobić. I z słów czarnowłosego wywnioskowała, że zrobiłby, gdyby był na miejscu. Może i był słaby, a może po prostu miał w sobie resztki człowieczeństwa, tak samo jak ten czarny. Zamarła, widząc jak strażnicy odbezpieczają karabiny i w ostatniej chwili odwróciła wzrok.
To był błąd, bo chaos, który się rozpętał jednocześnie ze strzałami, powalił ją na ziemię. Długo nie podnosiła się, nie chcąc stawać na linii strzału, skoro jej tarcze nie działały. Widząc, że niektórzy ze strażników zaczęli spadać z podwyższenia, szeroko otworzyła oczy i z wysiłkiem w końcu podniosła się z podłogi. Czy to był bunt? O tym mówił Nazir? Czy po prostu jeden ze strażników uznał, że dłużej tego nie zniesie i postanowił sam rozwiązać ten problem. To było głupie, on był sam, a posłusznych było więcej, nic dziwnego więc, że w końcu padł martwy. Irene zrobiło się przerażająco zimno. Za dużo śmierci dookoła.
Ruszyli po nich, by wyprowadzić ich w sobie tylko znane miejsce. Rozejrzała się, szukając czegoś, czym mogłaby się obronić. Gdyby udało się jej podnieść jeden z karabinów poległych strażników, po prostu by zastrzeliła obu pozostałych, tak samo jak zrobił to czarny. Ale te były chyba zbyt daleko, mogła tez nie zdążyć, poza tym później zostałaby za to adekwatnie ukarana. Bo i tak nie ucieknie. Skrzywiła się, wyciągając rękę do chłopaka, który wcześniej przyglądał się jej z zaciekawieniem.
- Chodź - mruknęła, dopóki strażnik jej nie słyszał. - Wyjdźmy stąd, zanim zastrzelą i nas.
Może trochę się nim też osłaniała przed atakiem nadchodzącego powoli mężczyzny. Z jakiegoś powodu przerażał ją, choć rozkaz mówił o wyprowadzeniu niewolników, nie zabiciu ich. Ruszyła w stronę wyjścia, przeciskając się przez masę. To na pewno nie poszło tak, jak było planowane i czuła już, kto za to oberwie. Choć to nie była ich wina. Ale czy ktoś się tym przejmował?
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 17:51

Irene, przekonanie chłopaka
<30
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 18:20

Chłopak stojący obok niej zmusił się do oderwania wzroku od rozszalałego tłumu ludzi, choć zrobił to niechętnie. Wczepiony całym swoim ciałem w metalową ścianę nie dał się jej oderwać nawet siłą, zbyt przerażony by jej posłuchać. Pokręcił stanowczo głową, przenosząc wzrok z jej wyciągniętej ręki na zbliżających się strażników. Wiedział, czym karane jest nieposłuszeństwo i za bardzo bał się, że wpląta go w próbę ucieczki. Najwyraźniej dla niektórych nawet życie w takich warunkach było lepsze od śmierci. Tutaj w dodatku mógł coś spróbować ukraść, gdyby zdobył już doświadczenie w zajmowaniu się nowo przybyłymi. Jego drastyczna reakcja podpowiedziała Dubois, że jak na razie nie przywykł do czegoś takiego. Wcześniej stał w szeregu spokojnie, jakby niepierwszy raz znalazł się w tym doku, ale masakra, która właśnie się działa, była dla niego czymś zupełnie niepojętym.
Pierwszy strażnik dopadł wreszcie do Irene. Złapał ją za rękę i wepchnął w tłum, szturchając w plecy lufą karabinu jakby potrzebowała dodatkowej zachęty do odpychania kolonistów od siebie. Obok niej szli pozostali niewolnicy i kolejny ochroniarz. Przedarli się wreszcie do podwyższenia - kolejny raz poczuła na sobie wzrok strażnika i zwrócony w jej stronę karabin gdy przestąpili nad ciałami, koło których leżały karabiny. Drugi ochroniarz szybko je zgarnął, nie chcąc zostawić broni kolonistom, lecz nie próbował przeciągnąć swoich martwych towarzyszy na drugą stronę. Nie żyją, nie mogło ich to wiele obchodzić.
Dotarli do windy i wcisnęli się do środka. Jeden z ochroniarzy wstukał doskonale znany jej numer piętra, piąty. Milczeli, cicho dysząc, jakby przebiegli kilkaset metrów w swoim maksymalnym tempie. Na ich czole pojawiły się kropelki potu. Drzwi rozsunęły się, wypuszczając ich na pusty korytarz o dwóch rozgałęzieniach. Irene już, wraz z resztą grupy, ruszyła w prawo, kiedy poczuła na swoim ramieniu rękę ochroniarza.
- Nie. Ty idziesz do Hamesa - warknął, siłą obracając ją na właściwy tor i zmuszając do pójścia w drugim kierunku. Po przejściu kilkunastu metrów ucichło wszystko poza odgłosem uderzania ciężkich butów strażnika o posadzkę. Minęli kilka pomieszczeń, ale w tej części tego poziomu nikogo tutaj nie było. Zupełnie, jakby nikt nie zdawał sobie sprawy z rzezi, która działa się na samym dole.
- Szefie! - nagle krzyknął mężczyzna. Zza rogu wyszedł w ich stronę Khouri. Miał na sobie niemal cały pancerz, poza hełmem, a w jednej ręce trzymał torbę. Drugą schowaną miał za plecami. Zmarszczył brwi, widząc swojego podwładnego. - No, kurwa, oszaleli. Cayne kazał strzelać, to przecież strzelaliśmy, ale Jadinowi odpierdoliło i...
Nie dokończył. Irene widziała doskonale moment, w którym wyjął pistolet i wycelował go w jej stronę z nienawiścią w oczach. Huk odbijający się echem od pustego korytarza na moment ją ogłuszył, dezorientując, zmuszając do zamknięcia oczu w przekonaniu o własnej, rychłej śmierci.
Ale nie umarła. Obok niej, na ziemię, osunął się strażnik. Dziura na jego czole krwawiła, zalewając niewidzące oczy, gdy upadł bokiem na ziemię. Wyglądał na zaskoczonego. Khouri szybko do niej dopadł, chowając pistolet do kabury z wyrazem zacięcia na twarzy. Rzucił torbę gdzieś koło jej nóg. Dopiero teraz zorientowała się, że należała do niej. Wewnątrz wszystko zostało, cały jej ekwipunek i ubrania. Nawet głupia, turiańska książka.
- Cayne przeżył? - spytał cicho, łapiąc zwłoki pod pachami zanim krew zdążyła splamić podłogę. Stęknął, ciągnąc ciężkiego, martwego strażnika za sobą do drzwi obok, przechodząc do ciemnego, pustego przeznaczenia. Jeśli Dubois sama tego nie zrobiła, jak tylko rzucił go na ziemię to wrócił po karabin. Pokój wypełniony był skrzyniami. Khouri zamknął za sobą drzwi, blokując je i dopiero wtedy przeniósł spojrzenie na Irene, z szeroko otwartymi oczyma. Adrenalina krążyła w jego krwi i było to po nim widać. - Przebierz się. Tylko szybko. Zaraz wyłączę tę cholerną obrożę... - dodał ściszonym głosem, uruchamiając własny omni-klucz. Chyba przejście do konkretów było dla niego łatwiejsze niż kolejne przepraszam, choć prawdopodobnie rozmowa na temat tego, co właśnie się działo, była nieunikniona.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 21:08

Chciała tylko mieć tarczę, za którą mogłaby się schować. Może mało empatycznie, ale tutaj nikt nie myślał o niczym poza sobą, jeśli w ogóle myślał o czymkolwiek. Niektórzy skupieni byli na mechanicznym wykonywaniu swojej pracy, bez zastanawiania się nad niczym więcej, tak jak Irene, kiedy chodziła w kółko z wózkiem wody. Trudno było stwierdzić, by niewolnicy pracujący tutaj działali w ten sam sposób, ta praca była nieco mniej uwłaczająca, może dlatego sądziła że chłopak będzie miał na tyle dużo siły woli, by z nią pójść. Ale nie miał. Może spędził tu już więcej czasu, niż wydawało się na pierwszy rzut oka.
Ruszyła przed strażnikiem, czując lufę broni wbijającą się jej w plecy. Znajome uczucie, choć tym razem przejmowała się tym już dużo mniej. Jakkolwiek by nie była upokarzana, wciąż jednak pozostawała ważnym niewolnikiem, wszyscy o tym wiedzieli. Weston wściekłby się, gdyby ktoś ją zabił. Nie pozwolił na to Nazirowi, więc z całą pewnością nie pozwoliłby też jakiemuś przypadkowemu strażnikowi. Ale szła, chcąc po prostu opuścić to miejsce. Obdarzyła tylko leżące na podłodze karabiny tęsknym spojrzeniem. Nie używała takiej broni, ale w tej chwili chętnie by sprawdziła, jak leży w jej dłoniach i jak duży ma odrzut.
Zacisnęła zęby. Znowu do Hamesa? Czego on od niej chciał tym razem? Gdy odwiedził ją w szpitalu, nie powiedział jej nic konkretnego, poza tym, że Khouri jest narwany i że ma dla niej nową pracę. Teraz też zamierzał tylko pożartować i puścić jej oczko? Chyba że strażnik planował zwalić na nią całą winę za masakrę w hangarze. Ale przecież nic nie zrobiła, ona tylko wykonywała polecenia, to ten czarny postanowił się sprzeciwić. Nie chciała znów oberwać biczem.
Ani zostać zastrzeloną przez Nazira, który nagle wyszedł zza rogu. Gdy po nagłym wystrzale odzyskała słuch, najpierw zorientowała się, że lufa karabinu przestała się jej wbijać między łopatki, a dopiero potem uniosła wzrok na swojego... chyba wybawcę. Potem na torbę. Gdzieś w jej głowie zapalił się wątły promyk nadziei, ale nie pozwoliła sobie na przedwczesną radość.
Oczywiście, że podniosła karabin, kiedy ten tylko upadł na ziemię. Miała dość bycia bezradną i bezbronną, a skoro Khouri oddawał jej torbę, to znaczyło, że stąd uciekali. Zabierał ją. W myślach podziękowała Rosie za wszystkie chemikalia, które teraz krążyły w jej żyłach, bo gdyby nie one, pewnie padłaby na podłogę i leżałaby tak, a Nazir musiałby ją zanieść. Tymczasem nagły zastrzyk adrenaliny pobudził ją na tyle, by posłusznie wykonała polecenie. Bez zastanowienia, bez wstydu i jakichkolwiek dylematów rozpięła paskudny uniform i zrzuciła go z siebie z obrzydzeniem. Z torby wyjęła swój własny kombinezon i ciemnoszary pancerz, który szybko pozapinała na właściwych miejscach, w czasie gdy Khouri wyłączał jej obrożę. Prościej by było ją zdjąć, ale najwyraźniej wiedział co robił.
- Tak - odparła cicho. - Dostał omni-ostrzem między żebra, ale dobił tego czarnego i uciekł, krzycząc tylko po drodze żeby nas wyprowadzili.
Nie wiedziała dokąd pobiegł, może postanowił pożalić się Hamesowi. Nie spowiadał się ze swoich planów. Zacisnęła dłonie na karabinie, otwierając go i sprawdzając czy w środku jest pochłaniacz. Potem sprawnie zamknęła i odbezpieczyła. Wystarczająco wiele razy przyglądała się, jak robi to Hound, choć sama korzystała tylko z pistoletu, zresztą zasada była właściwie taka sama, jak w broni krótkiej. Czekała na moment, kiedy znów zrobi się jej słabo, informując o tym, że implant i omni-klucz z powrotem zaczął działać, wpatrując się w Nazira.
- Powiedz mi co się dzieje - zażądała. Już nie prosiła, proszeniem była już zmęczona.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

24 mar 2016, o 23:08

Wstukał kilka poleceń na omni-kluczu, czekając chwilę na rezultaty. Po chwili dioda na obroży Dubois zgasła i dopiero wtedy Khouri podszedł te kilka kroków w jej stronę. Ostrożnie i na tyle delikatnie, na ile pozwalały mu rękawice, otworzył i zdjął z jej posiniaczonej szyi metalową konstrukcję. Ten krótki moment bliskości wykorzystał na tyle, na ile mógł - przeniósł na nią spojrzenie, napięcie na jego twarzy zelżało. Była bezpieczna, teraz. Zupełnie tak, jakby w ogóle się o nią martwił przez kilka sekund w ciągu ostatnich dwóch dni.
Odsunął się, rzucając martwe urządzenie w kąt. Było wytrzymałe - nie roztrzaskało się o ścianę, ani też o podłogę, w która uderzyło chwilę później. Khouri zdjął z zaczepu magnetycznego swój karabin, ignorując przypięty do kabury pistolet. I stał tak, obserwując, jak się ubiera.
- Czarnego? - powtórzył, marszcząc brwi. Prawdopodobnie najpierw pomyślał o kolorze skóry, dopiero później połączył elementy układanki w całość. Skrzywił się. - Jadin.
Zaklął głośno, odbezpieczając karabin i aktywując program amunicji specjalnej. Stanął przy drzwiach, gotowy do wyjścia w każdym momencie. Dopiero gdy zażądała odpowiedzi, oderwał wzrok od panelu na drzwiach, przenosząc go na rudowłosą. Napięcie wróciło.
- Za dwadzieścia minut Hames zorientuje się, że nie jestem sam. Tyle mamy czasu na dotarcie do doków - mruknął, unosząc dłoń, która zetknęła się z holograficznym panelem na drzwiach. - Potem będzie walczył. Na końcu uciekał. Jeśli ucieknie, wysadzi asteroidę.
Gdy dostrzegł, że jest gotowa, odblokował drzwi. Wyszli na zewnątrz korytarza, tym razem nie był on jednak cichy. Krzyki dobiegające do nich z daleka rezonowały wszystkimi odnogami. Jego omni-klucz rozbłysnął dwa razy - najpierw gdy Khouri połączył się za pomocą komunikatora z innymi strażnikami, później, gdy aktywował jakiś program, sprawiając, że jego pancerz rozświetlił się na czerwono na krótką chwilę.
- Za mną - rzucił do Dubois, ruszając naprzód, w stronę powrotną dla niego, czyli tą, z której nadszedł. Przeszli do pierwszego skrzyżowania i głosy, które słyszeli, stały się dwa razy wyraźniejsze. - Jesteś w stanie walczyć? - spytał ściszonym głosem, zerkając za róg, w odnogę, do której musieli przejść. - Nie wychylaj się jeśli nie.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

25 mar 2016, o 00:15

Jego mina, wyrażająca ulgę, sprawiła że zachciało się jej śmiać. Ale wciąż nawet lekki uśmiech przekraczał jej możliwości. Nie była w stanie tego zrobić, więc po prostu patrzyła na niego, z poczuciem absurdu. Potem jej wzrok przeniósł się na leżącą na podłodze obrożę i poczuła ogromną potrzebę całkowitego zniszczenia jej. Tylko nie mieli na to czasu, a z całą pewnością nie zamierzała zabierać jej ze sobą. Pamiątka z wycieczki na asteroidę. Fakt, że zdjął jej to z szyi, całkowicie przekonał ją do tego, by mu zaufać - nie to, że miała jakikolwiek wybór. Nie zwróciła uwagi na niezadowolenie Nazira z faktu, że Jadin nie żył. Dla niej to był jeden z wielu, nic nie znaczących strażników. Jedyną osobą z tych wszystkich dookoła, która stanowiła nieco większy punkt zaczepienia w jej życiu, był Khouri, którego nadal nie rozumiała.
- Powinien ją wysadzić w cholerę - warknęła. Nie myślała o tym, że w tym momencie znajdowało się tu mnóstwo niewinnych ludzi, którzy chętnie wróciliby do domu. Niewolników, z których większość na pewno nie godziła się na taki los, jeśli nie wszyscy. Kobieta w ciąży, którą posłała do pracy chwilę wcześniej. Po prostu była przekonana, że jeśli ta asteroida nie zostanie rozwalona na drobne kawałeczki, za moment znajdzie się ktoś, kto postanowi Hamesa zastąpić i wprowadzi nowe rządy terroru.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego wróciłeś, skoro teraz znów uciekasz? Jeśli chcesz do zabić, czemu nie zrobiłeś tego do tej pory? - rzucała pytaniami, jedno za drugim, schylając się do torby i wrzucając znaleziony karabin do środka, w zamian wyciągając Tłumiciela. Nie sądziła, że go tam znajdzie, ale najwyraźniej Nazir wrzucił go tam razem z książką. Okej, karabin wypróbuje innym razem. Zresztą to i tak miało niewielkie znaczenie. Nie wiedziała, ile wytrzyma, zanim leki przestaną działać.
Uruchomiła omni-klucz, czując gigantyczną ulgę kiedy zadziałał. Sprawdziła generator. Teraz czuła się bezpieczniej, teraz miała wrażenie że będzie w stanie uciec. Mogła nawet zabić po drodze kilka osób. Wypracowana przez te kilka dni obojętność wyłączyła w niej wszystkie opory. Najważniejsze było teraz wydostanie się stąd, a że wszyscy pracownicy asteroidy byli chorymi pojebami, to nikt nie będzie za nimi tęsknił. I jakoś jej myśli z tej zaszczytnej grupy wcale nie wykluczyły Nazira.
Ruszyła za nim, czując, jak adrenalina wspomaga resztki jej energii. Dwadzieścia minut, byle do doków. Gdy zaczęli się zbliżać do doków, spięła się, zaciskając palce na broni. Rzuciła Nazirowi lodowate spojrzenie.
- Jestem w stanie - odparła krótko. Leki sprawiły, że przynajmniej w najbliższym czasie nie będzie skatowanymi zwłokami, tylko w miarę przydatnym cieniem. Właśnie, cieniem. Uruchomiła omni-klucz, by włączyć program kamuflażu, kiedy będzie trzeba, zanim wychyli się zza rogu. W końcu potrafiła bardzo długo bawić się w chowanego i zamierzała z tego skorzystać. Dwadzieścia minut, do doków.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

25 mar 2016, o 11:32

Khouri jeszcze zanim natknęli się na pierwszych ochroniarzy, sięgnął do przyczepionego wcześniej do jego pancerza hełmu. Zanim wsunął go na głowę, obrzucił Dubois krótkim spojrzeniem, które już do niej nie wróciło, skupione na drodze przed nimi.
- Ja nie uciekam. Ty tak - odrzucił cicho, poprawiając wszystkie zatrzaski i upewniając się, że osłona głowy jest dobrze zamocowana w kołnierzu pancerza. - Jestem tu żeby zabić Hamesa i tylko po to. Dotarcie do tego punktu zajęło nam dwa lata, miałem rzucić to w cholerę i wypuścić kobietę, którą znałem dwa dni?
Cokolwiek miał przez to na myśli, nie kwapił się, by to wyjaśniać. Liczba mnoga potwierdzała jego poprzednie słowa - Hames miał się zorientować, że Khouri nie działa sam. Niewolnicy? Inni strażnicy, tacy jak brunet w dokach? Zwolennicy Nazira kontra zwolennicy Westona? Więcej pytań niż odpowiedzi, ale w końcu miała szansę na ucieczkę, prawda? Zresztą, natrafili wreszcie na skrzyżowanie, a z prawej odnogi korytarza dobiegała pełna emocji rozmowa. W kamuflażu taktycznym mogła się wychylić a, widząc za wizjerem pytające spojrzenie Nazira, przekazać mu na palcach ilu przeciwników. Trójka, uzbrojonych w karabiny i opancerzonych strażników. Stali przy przejściu do gabinetu doktora Koernera, który był zamknięty i kłócili się między sobą o to, co się dzieje. Khouri mocniej złapał karabin i przylgnął do ściany. Może i Dubois miała możliwość przejścia obok nich w kamuflażu z szansą na nie zostanie wykrytym, ale Nazir nie miał ani środków, ani postury, do tak pełnych finezji ruchów. Dał jej tylko kilka sekund na przygotowanie się, nim, cały napięty, uruchomił omni-klucz, wstukując sobie znane linijki kodu.
Chwilę później wychylił się i zaczął strzelać.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

25 mar 2016, o 15:43

Powoli zaczynało do niej docierać, co właśnie się działo. Czyli to była długo planowana akcja, a ona po prostu miała pecha, że wylądowała w samym jej centrum. A może szczęście? Gdyby Nazir przywiózł ją tu dwa miesiące, albo pół roku wcześniej, mogłaby tego nie przeżyć. Albo skończyłaby jako taki wrak człowieka, że nawet leki nie postawiłyby jej na nogi. Wtedy zresztą Khouri na pewno by o niej zapomniał. W końcu faktycznie, znał ją tylko dwa dni, niczego sobie nie obiecywali, niczego o sobie nie wiedzieli. Byli dwójką nieznajomych - bliskich sobie nieznajomych, ale wciąż.
Nie mieli czasu na rozmowę, zresztą Irene chwilowo też nie zamierzała tego roztrząsać. Jej oczy zalśniły niezdrowo, kiedy Nazir wspomniał o zabiciu Hamesa. Niczego nie chciała bardziej. Z czysto egoistycznych, personalnych pobudek, chciała go zobaczyć w takim samym stanie, w jakim skończył Roger. Wystarczyły dwa dni na najniższym poziomie piekła, żeby wyzbyła się skrupułów. Mógł jej powiedzieć, gdyby zdawała sobie z tego sprawę może łatwiej byłoby jej znieść to wszystko, bo wiedziałaby, że na coś czeka.
Trzech mężczyzn za załomem korytarza, a ich było dwoje. Ale tamci nie spodziewali się ataku i z całą pewnością nie spodziewali się, że z Nazirem będzie jedna z niewolnic, opancerzona i uzbrojona. Nie wiedziała, po której stronie stoją, więc zwyczajnie atakowała tych samych, na których rzucał się Nazir. Poczekała, aż będzie mogła po raz kolejny uruchomić program kamuflażu i dopiero kiedy ten się włączył, wychyliła się zza rogu. Zaabsorbowani strzelającym Khourim strażnicy raczej nie rozglądali się w poszukiwaniu dodatkowych przeciwników i podejrzanych załamań światła. Podbiegła do jednego z nich, po drodze wysuwając omni-ostrze i z całą siłą, na jaką było ją stać, korzystając z faktu, że na nią nie patrzył, wbiła mu je w podstawę czaszki. Chyba go nie znała, chociaż mógł być jednym z wielu przewijających się w jej okolicy, kiedy była już tak zmęczona, że nie miała siły podnosić wzroku. To za ten pierdolony dyspozytor. Jeśli po tym ciosie mężczyzna nie osunął się na ziemię, poprawiła drugi raz, krótkim szarpnięciem i odskoczyła do tyłu. I o dziwo nie robiło się jej już niedobrze, za dużo przeszła, żeby robiło to na niej wrażenie. Najbardziej by się ucieszyła, gdyby Nazir tę asteroidę wysadził, ale jeśli miała się ograniczyć do zabijania kolejno sługusów Hamesa, w porządku. To też ją uszczęśliwiało. Miała swoją małą zemstę.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

25 mar 2016, o 16:46

#oborze

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Irene:
full

Nazir:
Tarcze: 1037 - 160 = 337
Pancerz: 2050

Ochroniarz 2
Tarcze: 650-740=0
Pancerz: 750

Ochroniarz 3:
full
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

25 mar 2016, o 21:04

Khouri dostrzegł kątem oka, jak Irene nagle znika. Widział tę samą sztuczkę gdy pokazywała mu ją w jego kajucie, więc wielce się nie zdziwił, że obrała taką, a nie inną taktykę. Sam, chwilę po pokazaniu gotowości, wyskoczył zza rogu, natychmiast nakierowując swój karabin w stronę stojącego najbliżej z trójki ochroniarza. Huk wystrzału był ogromny - jego broń z pewnością nie strzelała lekkimi pociskami, podobnie zresztą jak pistolet, który kilka dni wcześniej praktycznie eksplodował głowę Rogera.
Oszołomiony nagłym atakiem ochroniarz nie miał prawa zauważyć załamania światła przy konturach poruszającej się cicho Dubois. Bez problemu przekradła się do przodu, nie wchodząc w trajektorię lotu pocisków wystrzeliwanych przez Nazira. Przebijające się przez skórę omni-ostrze dało pożądany efekt, choć nie zabiło mężczyzny na miejscu - odsunął się on w panice, usiłując uniknąć ataków Khouriego, jego głowa nie została więc przebita. Ostrze przesunęło się jednak po jego szczęce i fragmencie szyi, za którą natychmiast się złapał, upuszczając pistolet.
Chwilę później jego ciało eksplodowało po trafieniu wybuchowym pociskiem. Oderwane fragmenty pancerza poleciały na wszystkie strony, odbijając się od ścian czy nawet tarcz Dubois, nie robiąc im wielkiej krzywdy.
Nazir nie próbował się chować, do czego motywował go również nagły widok odsłoniętej Dubois. Na swoich niegdysiejszych podwładnych patrzył z czystą pogardą. Była ona zresztą widoczna po obu stronach. Ruszył do przodu, wymijając Irene i stając tak, że zasłaniał ją własnym ciałem gdy odskakiwała do tyłu. Miało to z pewnością bardziej zastosowanie praktyczne niż próba zabłyśnięcia jako mężny bohater - ochroniarze natychmiast odpowiedzieli ogniem, wystrzeliwując w jego kierunku salwy z karabinu, pistoletu, a później nawet wzmocnionego pocisku, tymczasem tarcze Nazira nie błysnęły po raz ostatni, zwiastując zniszczenie. Parł do przodu niczym czołg, pchany nienawiścią i pewnością siebie. Jego kolejny atak zniszczył osłonę drugiego z ochroniarzy, który cofnął się za swojego towarzysza, klnąc przy tym siarczyście.
Gdzieś w tle padł okrzyk zdrajca, powodując ponowne uniesienie się karabinu na Nazira, w stronę mężczyzny, który wykrzyknął to słowo. Sekundę później nacisnął spust.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

25 mar 2016, o 22:36

Broń Irene w żaden sposób nie mogła się równać z tym, czego używał Nazir. Chyba fascynowały go sprzęty, które były w stanie rozerwać przeciwnika na kawałki. Może lubił patrzeć na rozpryskującą się na ściany krew? A może po prostu uznawał to za najbardziej efektywny sprzęt. Tak czy inaczej, rudowłosa poczuła dziką satysfakcję, kiedy pierwszy strażnik osunął się na ziemię. Nienawidziła ich tu wszystkich, co do jednego i widok śmierci jednego z nich dał jej chyba więcej energii, niż wszystkie leki razem wzięte.
Wychyliła się zza pleców Khouriego tylko po to, by sprawdzić gdzie dokładnie znajduje się teraz mężczyzna, który został pozbawiony tarcz. Przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy nie podbiec i nie zrobić znów tego samego, znów zniknąć i przebić go omni-ostrzem - może ten nie odsunąłby się z wyznaczonej przez nią linii ciosu, może wycelowałaby w serce zamiast próbować dekapitacji. Wielu rzeczy musiała się jeszcze nauczyć, a ochrona stacji była doskonałymi królikami doświadczalnymi.
Jej omni-klucz błysnął, gdy posłała spalenie w kierunku mężczyzny pozbawionego tarcz. Podpalenie go było doskonałym pomysłem. Najchętniej spaliłaby tu wszystko, sama stojąc w kokpicie Crescenta i patrząc jak asteroida płonie. A Nazirowi nie zależało chyba na subtelności, inaczej nie korzystałby z takiej broni.
Póki co ignorując trzeciego ze strażników, z powrotem ukryła się za szefem ochrony - który, swoją drogą, chyba nie najlepiej wywiązywał się ze swoich obowiązków - i ponownie uruchomiła kamuflaż. Nie planowała biec jak szaleniec przed siebie, ale będąc niewidzialną, mogła pozwolić sobie na więcej, chociażby wycelować lepiej. Przesunęła się w korytarzu tak, by mieć na linii płonącego (lub nie) strażnika, w końcu za jednymi plecami nie mógł się chować przed ich dwójką... i wycelowała.
No, Tłumicielu, przydaj się wreszcie do czegoś. Broń była lekka i poręczna. Może nie zadawała takich obrażeń jak pistolet Nazira, ale Irene wolała trochę inną taktykę. Niekoniecznie wbicie się z buta w sam środek i porozsadzanie wszystkim głów. Cichy strzał. Nawet jeśli go w ten sposób nie zabije, to na pewno trochę go zaboli, może nawet chwilowo unieszkodliwi, a Khouri zajmie się resztą. Taką przynajmniej miała nadzieję.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

26 mar 2016, o 00:25

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

26 mar 2016, o 01:00

Omni-klucz Irene natychmiast odpalił odpowiednią sekwencję kodu, wytwarzając ogromne temperatury. Gdy poczuła, że pocisk plazmy gotowy jest do strzału, natychmiast wycelowała - dość niefortunnie, niestety. Ochroniarz akurat w tym momencie padł na ziemię, kucając, chcąc przymierzyć w głowę Khouriego. Założył oczywiście, że to jest jego najsłabszy punkt. Nie mogła widzieć reakcji szefa ochrony, gdyż zwrócony był do niej plecami. Tak czy inaczej, spalenie nie trafiło, zamiast tego osmalając spory kawałek metalowej ściany tuż obok pierwotnego celu. O ile cała asteroida nie zniknie w eksplozji, ktoś kiedyś może będzie przechadzał się tym korytarzem i zastanawiał, co do cholery spaliło pół ściany. Nie miało to być jednak zmartwienie Dubois - przynajmniej nic na to nie wskazywało.
Wreszcie stało się to, co było nieuniknione. Gdy zniknęła, mniej więcej w tym samym momencie tarcze Khouriego błysnęły w przedśmiertnym wybuchu zwiastującym ich koniec. W żadnym wypadku jednak nie zniechęciło go to do parcia naprzód - nie cofał się, nie staranował jej, próbując dotrzeć do osłony. Był już bardzo blisko stojącego z Argusem ochroniarza, który non stop w niego strzelał.
Chwila na obranie celu, względnie spokojna dzięki byciu niewidocznym, pozwoliła Dubois idealnie wycelować w głowę drugiego ochroniarza. Tłumiciel po raz pierwszy zadrżał w jej dłoni, niemal nie dając poczucia, iż nacisnęło się jego spust. Był zbyt lekki by mięśnie jej reki się napięły, niewelując koszmarny odrzut. Taki problem mógł mieć Khouri, ale nie ona. Krwawa plama wykwitnęła na czole mężczyzny, przebijając jego hełm chwilę po tym, gdy w te same okolice trafił kolejny pocisk Rzezi Nazira. Nie eksplozja jednak zabiła ochroniarza.
Zrobiła to Dubois.
Khouri natychmiast skierował lufę karabinu w stronę ostatniego z mężczyzn. Jego przeciwnik dzielnie trzymał przy sobie karabin, cofając się do tyłu. Nazir tracił cierpliwość. Niedbale wystrzelił kolejny, eksplodujący pocisk pod jego nogi - nic to jednak, gdyż ochroniarz zdołał odskoczyć do tyłu, unikając śmiercionośnych odłamków, choć jego tarcze nie błyszczały. Mimo założonego pancerza, przed dwójką przeciwników praktycznie nagi czekał na swoją śmierć, z determinacją wymalowaną na twarzy do samego końca.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

26 mar 2016, o 01:19

Zaklęła w duchu, widząc, jak plazma uderza w ścianę i osmala spory jej fragment. Brakowało jej umiejętności? Nie, przecież powinna trafić i trafiłaby, gdyby mężczyzna nie kucnął. Nie miała szczęścia, przynajmniej jeśli chodziło o spalenie, bo cała reszta sytuacji póki co rozwijała się doskonale. Kamuflaż na szczęście zadziałał bez zarzutu, praktycznie jak zawsze i kiedy pocisk z jej broni przebił strażnikowi czaszkę, na jej twarzy pojawił się ledwie widoczny, ale jednak uśmiech. W oczach, ukrytych za interfejsem, błysnęło coś nowego. Zniszczyli ją? Chyba tak, chyba nawet bardzo mocno. Nie poczuła ani jednej negatywnej emocji, która wiązałaby się z tym, że właśnie odebrała komuś życie. Oni zrobili jej gorsze rzeczy. Teraz widok drugiego ciała padającego nieruchomo na ziemię jednak był tą jedną, jedyną rzeczą, która jeszcze na asteroidzie potrafiła wywołać u niej trochę szczęścia. Euforię potęgował fakt, że żaden z mężczyzn nie zaatakował jeszcze jej. Nie chciała, żeby Nazir padł, oczywiście, bo wtedy nic by nie osiągnęła, ale poczucie bezkarności napędzało ją do działania.
Weszła w kamuflaż jeszcze jeden, ostatni raz, decydując się na to samo działanie, co na początku. Liczyła na to, że Khouri odwróci uwagę strażnika - w końcu to on był tu groźny, to on miał pancerz jak średniowieczny najemnik i broń, która rozsadzała czaszki. Irene była tylko cieniem, wymęczoną niewolnicą która z jakiegoś powodu była nie tam, gdzie powinna. Powoli ruszyła w stronę przeciwnika, czekając na pewność, że mężczyzna skupia się na Nazirze. Miała czas, już dawno ulepszyła program kamuflażu na tyle, by działał dłużej niż trzy sekundy i teraz mogła z tego skorzystać. Okrążyła strażnika, obserwując go czujnie, a z jej omni-klucza wysunęło się ostrze. Tym razem musiała trafić.
Dopadła do niego od tyłu, albo od boku, jeśli inaczej się nie dało i z całą siłą, jakiej dodawała jej wściekłość, wbiła je w jego klatkę piersiową. Nie była medykiem, nie miała pojęcia gdzie dokładnie, co do centymetra znajdowały się organy wewnętrzne, ale celowała mniej-więcej w serce. Jeśli było trzeba, znów poprawiła krótkim szarpnięciem.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

26 mar 2016, o 01:23

Irene [KAMUFLAŻ] [6 PA]
90 = 90%

Szansa na trafienie: < 90%

0

Irene [CIĘŻKI ATAK: OMNI-OSTRZE] [8 PA]
50 + 40 [poświęcone PA] = 90%

Szansa na trafienie: < 90%

2

OBRAŻENIA (OMNI-OSTRZE)
400 * 1.5 [kamuflaż] = 600

Ochroniarz 3
Tarcze: 0
Pancerz: 750 - 600 = 150

Irene [LEKKI ATAK: OMNI-OSTRZE] [8 PA]
50 = 50%

Szansa na trafienie: < 50%

1

Fakje. Umarł in style.

Ochroniarz 3
Tarcze: 0
Pancerz: 0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Gdzieś w przestrzeni] (731532) 2135 QF

26 mar 2016, o 01:30

Nazir wstrzymał się. Może dostrzegł delikatne załamanie światła gdy przeszła obok niego. Może uznał, że kobieta ma prawa dokonać własnej zemsty. Ochroniarz właśnie gotował się do strzału. Widziała, jak unosi dłonie, przygotowując karabin do kolejnej salwy wycelowanej w szefa ochrony.
Omni-ostrze weszło idealnie w łączenia ceramicznych płytek na jego plecach. Zagłębiło się w mięso niczym w masło, z łatwością, która mogła przerażać. Tak niewiele siły potrzeba było do odebrania komuś życia. Mężczyzna stęknął cicho, zaskoczony, usiłując przeciwdziałać grawitacji, która zepchnęła go na kolana. Z rany obficie wylewała się krew. Nie spojrzał za nią. Może nie był w stanie odwrócić się do tyłu - patrzył na Khouriego, który spoglądał na niego z taką samą nienawiścią w oczach. Trwało to może ułamek sekundy. Po tym Dubois wiedziała, że należy dokończyć robotę. Że klęczący strażnik to nie martwy. Rozświetlające przestrzeń wokół nich na pomarańczowo omni-ostrze wcięło się w grdykę mężczyzny, tuż ponad jego kołnierzem odchodzącym od napierśnika, z niemal taką samą łatwością, z jaką wbiło w jego płuca.
Dopiero gdy ostatni oddech opuścił klatkę piersiową trzeciego ochroniarza, Khouri opuścił karabin. Wokół nich nastała cisza. Koerner, o ile w ogóle wciąż znajdował się w swoim gabinecie lekarskim, nie wyszedł na zewnątrz by sprawdzić co się dzieje. Nie zainteresowały go ani strzały, ani krzyki stojących przed drzwiami do niego prowadzącymi strażników. Zdrajca.
Mężczyzna był wściekły. Zlustrował wzrokiem korytarz, szukając tego, co zresztą szybko znalazł. W rogu, tuż przy skrzyżowaniu, schowana była kamera monitoringu. Niemal taka sama, która obserwowała każde ich poczynania na poziomie dziesiątym, w osobnym pokoju o nieznanym przeznaczeniu. Tym, w którym Khouri pobił ją do nieprzytomności. Tym razem jednak nie postępował tak, by oglądająca go osoba czuła satysfakcję lub spokój ducha. Uniósł broń jedną dłonią, pomimo ciężaru Napastnika, a jej lufę skierował prosto w oko któregoś z ochroniarzy, lub też automatycznego systemu. Ktokolwiek sprawował teraz pieczę nad monitoringiem, lub grzał dupę w odpowiedim schowku. Huk, który nastąpił po tym, był ostatnim odgłosem wystrzału, jaki mogli usłyszeć w tej części korytarza. Z kamery nie zostało praktycznie nic poza ciemnym śladem, dość podobnym, choć nie tak rozległym, jakie zostawiło jej Spalenie.Przeładował swój karabin, zużyty pochłaniacz odrzucając z impetem. Uderzył z hukiem o ścianę i spadł na ziemię już jako bezużyteczny śmieć. Dopiero wtedy przeniósł swój wzrok na Dubois. Oddychał ciężko.
- Dalej może być ich więcej, ale tylko jeszcze jeden korytarz i doki. Potem będziesz bezpieczna - wychrypiał, odkaszlując, jakby zapomniał na chwilę o czymś tak trywialnym jak przełykanie śliny. Ignorował kompletnie rysy, które pozostawiły po sobie pocisku pistoletu i karabinu na jego napierśniku i naramienniku. Ba! Jedna z nich nawet zdobiła szczyt jego hełmu, ale nie zwracał na to uwagi. Prawdopodobnie nawet w ogniu bitwy nie zauważył momentu, w którym ta szpecąca metal blizna powstała, gdyż miejsce, w które uderzyła kula, znajdowało się znacznie powyżej jego wizjera.
- Uważaj na siebie.
Ciche słowa wypowiedział nie patrząc w jej kierunku, jakby licząc na to, że w ogóle ich nie usłyszy, ale on poczuje się lepiej z faktem, że je wypowiedział. Przeniósł swoje spojrzenie na drzwi prowadzące do skrzydła szpitalnego.
- Lekarz pewnie wciąż tam jest. Masz coś do załatwienia? - spytał, jak gdyby nigdy nic, obserwując broń i sprawdzając, czy nic się w niej nie zacięło. Wyraźnie jej tym samym zasugerował, że jeśli ma jakieś szybkie porachunki z doktorem bądź pielęgniarkami, to może pomóc jej w załatwieniu ich. W mało przyjemny sposób.

Wróć do „Galaktyka”