Hound przesunął się nieco w stronę Alice, jakby chciał ją zasłonić przed spojrzeniem Irene. Nie chciał, by ją widziała - by dostrzegła twarz skrytą pod kapturem. Zresztą sama dziewczyna też nie była skłonna się ujawnić. Wolała stać i nasłuchiwać, okazjonalnie się trząść i walczyć o utrzymanie na własnych nogach. Cokolwiek zrobili Alice, z pewnością zmieniło ją z rezolutnej i głupiej dziewczyny w coś znacznie bardziej zniszczonego.
- Zapłacili za to - odpowiedział tylko Hound, roztrzęsiony. Drugie pytanie zbył. Przetarł dłonią twarz, krzywiąc się, jakby szorstkość rękawicy nagle zaczęła mu przeszkadzać. Gdy odwrócił się, patrząc na Alice, w blasku lamp błysnęła świeża blizna na boku jego głowy.
- A towarzystwo jest zbędne - wpatrywał się w Nazira z nienawiścią, może podszytą odrobiną zazdrości. Nie wiedział jakie łączą tę dwójkę stosunki, ale sam fakt, że Dubois z nim współpracowała doprowadzał Hounda do gorączki.
To był jego przysmak. Nie zamierzał się nim dzielić. Z trudem wybaczył jej, że tak długo zajęło jej dotarcie do niego. Tak długo uciekała, kosztując go jego załogę i stabilność psychiczną, o ile Hound kiedykolwiek taką posiadał. To widziała - przebaczenie w jego oczach, ukryte gdzieś za tym szaleństwem.
- A po co ty znalazłaś mnie? - ten niepokojący uśmiech powrócił na jego usta. Mężczyzna postąpił kolejny krok naprzód, zbliżając się do Irene. Grał bardzo pewnego siebie. Tak pewnego, że tylko Vertigo dostrzegało niebezpieczne znaki. Iskry, które mogły w każdej chwili wywołać pożar. - Sting jest bez ciebie pusty. Dobrze, że już się znalazłaś.
Rozłożył ręce na boki, w zapraszającym wręcz geście. Mina zrzedła mu dopiero gdy Irene znów przywołała imię Alice.
Nic jednak nie zwiastowało następnych wydarzeń.
Dziewczyna wypruła do przodu, popychając Hounda, który poddał się jej zupełnie tak, jakby wcale nie ważyła czterdziestu kilo. Jęknęła, odrzucając głowę do tyłu, z której zsunął się kaptur. Na ten widok Irene nie mogła się przygotować. Niemal całość twarzy Alice była kompletnie zniszczona. Pokryta czerwonymi, ropiejącymi bąblami, aż do połowy głowy, do której też brakowało sporych części włosów - jak gdyby ktoś wyrywał całe ich kłęby, tuż po tym, gdy dziewczyna została tak potwornie okaleczona.
- Po tym wszystkim... Po tym co JA przeszłam PRZEZ NIĄ, ty ją przyjmujesz?! - ryknęła, wyciągając ręce z kieszeni. Te też były czerwone, poparzone. - POWINIENEŚ JĄ ZABIĆ! SAM POWINIENEŚ ZGINĄĆ!
Rzuciła się na niego z paznokciami. Złapał jej wąskie nadgarstki bez żadnego problemu, przesunął ją przed siebie, przyciskając do własnego napierśnika i blokując ruchy. Szarpała się z wściekłością, rycząc przy tym z bólu, ale próbowała się wydostać za wszelką cenę.
- Biedna Alice, straciła rozum po tym ataku - westchnął Hound, spoglądając niemal z czułością na trzymaną w objęciach dziewczynę.