W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2744
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

[Próg Walhalli > Micah] Trouge

30 gru 2016, o 18:08

Okoliczności istotnie nie sprzyjały żadnym, pozytywnym gestom. Otaczały ich trupy. Jej twarz była blada, a jej wyraz napięty. Nie czuła się, jak przy wykonywaniu jakiegokolwiek, innego zadania, w stylu tych, których często się podejmowali. Mouse, Naeem, kłamstwo przed własną załogą, wszystko to nagromadziło się w niej do tego stopnia, że czuła się na granicy wyłączenia. Brak jakichkolwiek emocji na twarzy mężczyzny sugerował, że on musiał czuć się podobnie. Chłód osłoniętej rękawicą dłoni przy jej rozgrzanym policzku nie wywołał w niej żadnej reakcji - nie, gdy jednocześnie słyszała jego szorstki głos, a na twarzy nie była w stanie niczego dostrzec, bo wszystko schowane było za wysokim murem.
Kiwnęła głową, zerkając na przypięty do jej paska pistolet. Będzie cieszyć się nim później. Mówił już zresztą o swoim. Może mogłaby taki dostać będąc na pancerniku Cerberusa, gdyby chciała. Ale nie chciała wtedy, nie chciałaby prawdopodobnie teraz. Cieszyła się, że jest przemalowany, bo dawało jej to złudzenie, że to, że go ma, nie jest powiązane z Iluzją. A było. Cała ta sytuacja była.
Widząc ochroniarzy na korytarzach, odruchowo chciała sięgnąć do broni. Zaklęła w myślach, nim zauważyła, że nikt nie krzyczy. Nikt nie strzela, ani nie biegnie. Anwyn faktycznie zajęła się tą kwestią. Nie ufała byłej żonie Ovesena na tyle, by nie trzymać pistoletu w dłoni, gdy szli, ani nie rozglądać się podejrzliwie, szukając zagrożenia wokół siebie. Jakkolwiek Trouge nie próbowało być ostoją dla wielu, dla niej było tylko gniazdem. Legowiskiem węży. Nigdy nie będzie wspominać go pozytywnie, bez względu na to, jak nie smakowałby jej szampan, czy jak dobrze bawiła się pierwszej nocy.
Zastanawiała się, czy gdy Naeem ją obserwował, przed ich pierwszym spotkaniem, na polecenie Iluzji, to czy widział ją już świętującą w Zaświatach czy innym klubie.
Czekała, aż wszyscy niepożądani wyjdą, obserwując kobietę z dredami. Anwyn przykuła jej uwagę na kolejną chwilę - dobrze, że niczego już nie chciała. Hawkins wolała już wylecieć z Trouge, zostawić to w cholerę i liczyć, że wszystko potoczy się samo.
Granatowowłosa nie potrafiła jednak skupić na sobie uwagi Jean na dłużej. Słowa kobiety z dredami były zbyt interesujące. Reakcja Rhamy również. Słysząc jej ostatnie słowa, nie była w stanie powstrzymać swojej reakcji, którą było parsknięcie śmiechem. Suchym, pozbawionym radości.
- Chciałabym zobaczyć, jak próbujesz - prychnęła, kładąc dłoń na ramieniu zbliżającego się w stronę Sii mężczyzny. Nie wiedziała, jaka historia ich łączy, ale nie chciała, by niszczył wypracowany, kruchy sojusz, rzucając się na kobietę, której informacje, koniec końców, nie okazały się zbyt istotne.
- Znalazłam kody dostępu Ovesena. Powinny dać ci kontrolę nad resztą stacji - oderwała spojrzenie od znanej Naeemowi kobiety, przenosząc je na granatową. - Zostaną ci przesłane gdy wszyscy wrócą na Wraitha - dodała, stanowczo. Nie planowała pokładać całego swojego zaufania w dobrej woli kobiety, która już dorwała się do władzy.
- Zabieramy też concierge - postanowiła, chcąc dotrzymać obietnicy danej Leah.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

30 gru 2016, o 20:59

Apiyo spojrzała na Hawk i wysoko uniosła brwi, gdy usłyszała jej parsknięcie śmiechem. Przesunęła spojrzeniem po jej sylwetce, rejestrując wszystko, począwszy od broni przypiętej do zaczepów pancerza, przez miejsce na brzuchu, gdzie powinna być rana po ataku Ovesena, teraz zasłonięta przez napierśnik, po zimne spojrzenie i niedbale związane włosy.
- Nie osobiście - odparła niechętnie.
Rhama zatrzymał się, gdy poczuł na ramieniu ciężar dłoni Hawk i zerknął na nią pytająco. Może nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że idzie. Wyglądał, jakby oparta o niego ręka była teraz najbardziej niekomfortową rzeczą na świecie. Albo mocno wziął do siebie jej reakcję w sypialni Svena, albo chciał zachować swoją przeszłość dla siebie, a teraz dopadła go ona w mało trafionym momencie. Albo zwyczajnie poczuł ból, bo niewiele niżej znajdowało się cięcie, które zadała mu Kaja.
- Myślałem, że to już za nami, Sia - odezwał się, odwracając się znów do ciemnoskórej kobiety. Nazywał ją innym imieniem, więc obecne musiała przybrać dopiero na Trouge. - Cerberus utrzymywał cię przez cztery lata. Potem zniknęłaś.
- Tak jakby kredyty miały rozwiązać każdy problem - Apiyo roześmiała się. - Dobrze wiesz, że to tak nie działa. A może nie wiesz - wzruszyła ramionami. - Ale teraz to nieważne. Tym razem udało ci się załatwić mi coś znacznie lepszego. Mam nadzieję, że się więcej nie spotkamy.
- Nie spotkamy się - odparł Rhama krótko, odwracając wzrok od ciemnoskórej kobiety i tym samym kończąc dyskusję. Ona pozwoliła sobie jeszcze na sarkastyczny uśmieszek, ale też nic więcej nie powiedziała.
Anwyn po długiej chwili namysłu skinęła głową. Gdzieś z tyłu najmłodsza z ich szóstki podeszła do nieprzytomnej i zasłoniła ją przed wzrokiem gości, po czym zabrała się za próby ocucania jej. Nikt jej nie powstrzymał, bo przecież to było zupełnie naturalne, że martwiła się o nią. Biorąc pod uwagę, że Leah opisała ją jako głupią i naiwną, mogła mieć zbyt prosty umysł, by dojść do wniosku, że może lepiej byłoby poczekać, aż Hawk i Rhama stąd znikną.
- Myślałam, że będziesz chciała osobiście dopilnować, żebym skontaktowała się z Iluzją - zdziwiła się niebieskowłosa. - Ale widzę, że bardziej martwisz się o życie swoje i swoich ludzi, niż o to, czy faktycznie dojdzie do naszej współpracy z Cerberusem. Dobrze, niech tak będzie.
Naeem zerknął na Hawkins, ale pozwolił jej kontynuować pertraktacje, mimo, że przecież był tutaj przedstawicielem Cerberusa i powinien domagać się dowodu, że wszystko dalej pójdzie zgodnie z planem. Może jednak nie chciał dokładać jej stresu. Widział w jakim jej stanie i nie miał wyjścia, jak zaufać pozostałym przy życiu żonom.
- Ją? - teraz Anwyn była już szczerze zszokowana i nawet nie próbowała tego ukrywać. Nawet Mira uniosła wzrok znad nieprzytomnej, widząc w tym coś zaskakującego. - Niewolnicę? Zabiłaś tylu moich ludzi i jeszcze chcesz zabrać niewolnicę? Chyba zwariowałaś.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2744
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

30 gru 2016, o 21:49

Idąc jej śladem, przesunęła spojrzeniem po kobiecie, dochodząc do wniosku, że prawdopodobnie nie próbowałaby zabić jej sama. Ten wniosek zresztą potwierdziła chwilę później, sprawiając, że wzrok Hawkins przetoczył się po suficie. Groźby wypowiadane przez ludzi, którzy nie potrafili spełnić ich własnymi rękami, nigdy nie wydawały jej się na tyle poważne, by choćby rozważała odczuwanie przez nich trwogi.
Trzymała rękę na ramieniu Naeema, bez względu na to, jak niezadowolony mógłby się wydawać z tego powodu. Cofnęła ją dopiero w chwili, w której kontynuowali rozmowę - raczej wiedział już, że nie chce, by posunął się za daleko. Nie musiała przypominać mu o tym cały czas, nie była jego matką.
Może gdyby nie była tak zmęczona, odczuwałaby ciekawość dotyczącą spotkania Rhamy i Sii w przeszłości. Ale teraz nie planowała pytać, szczególnie nie w towarzystwie kobiety, której to dotyczyło. Przeniosła więc uwagę na Anwyn i wzruszyła lekko ramionami.
- Powiedziałam ci wszystko. Jeśli jesteś rozsądną kobietą, wiesz, że powinnaś to zrobić.
Ovesen mógł zostać obalony i został. Musiała wiedzieć, że to dowód na to, iż każdy wzniesiony na wyżyny mógł zostać strącony na dno. Jeśli nie przez Hawkins, to przez kogoś innego.
Z jej ust wydobyło się bezgłośne westchnięcie, wywołane szokiem widocznym na twarzy byłej żony właściciela stacji. Nie sądziła, by Leah miała takie znaczenie. Z drugiej strony, kobieta wydawała przejmować się głupią ochroną.
- Miałaś wybór. Decydowałaś, które żony warto zachować przy życiu, a które pozostawić mi do zabicia. I zdecydowałaś - dłoń dzierżąca pistolet drgnęła, wskazując na nieprzytomną brunetkę. - Miała zginąć z resztą, a jednak pozwoliłam ci zadecydować o jej losie zamiast po prostu nie dzwonić do ciebie i nie zabić jej jak reszty.
Dla niej wymiana była prosta - Anwyn dostała coś ekstra, Jean też powinna. A chciała Leah.
- Jeśli jej nie chcesz możesz uczynić z niej niewolnicę. Concierge w zastępstwie. Wychodzisz na zero - wzruszyła ramionami ponownie. Nie podchodziła do tego emocjonalnie. Szukała w sobie gniewu lub irytacji, ale nie potrafiła ich znaleźć. - W dziesięć minut zniknę ze stacji, a ty dostaniesz kody, dzięki którym będziesz mogła ją kontrolować. Nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Nie dodawała albo, choć z pewnością w tonie jej głosu gdzieś się pojawiło po zakończeniu zdania. Nieme. Czekające, aż kobieta wypowie swój sprzeciw.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

30 gru 2016, o 22:49

Anwyn prychnęła z irytacją i machnęła dłonią.
- Nie zrobię z niej concierge. Będzie gwałcona na każdym kroku, jak upadła królowa wrzucona w plebs. I ja wiem, i ty dobrze wiesz jak funkcjonuje ta stacja. Lepiej byłoby ją zabić tutaj, na miejscu.
Mira na moment przestała ocucać nieprzytomną. Może doszła do wniosku, że nie powinna jednak być świadkiem tej rozmowy, bo nie skończyłoby się to zbyt dobrze dla jej zdrowia psychicznego. Niebieskowłosa zrobiła trzy kroki w jedną stronę i trzy z powrotem. Ale w końcu uniosła na nią niepewne spojrzenie. Jean przekonała ją już poprzednim razem i chyba miała na to szansę też teraz.
- Nie chodzi o to, że chcę wyjść na zero. Chodzi o to, że oddawanie ci niewolników, których Sven sam wybierał... - zamilkła, spoglądając na drzwi, za którymi gdzieś tam znajdowała się Leah. Dotarło do niej chyba, że Svena już nie było. I nieistotny był fakt, czy wybrał dziewczynę własnoręcznie, czy tego nie zrobił, bo tak czy inaczej cała władza, łącznie z tym aspektem, spoczywała teraz w innych dłoniach.
- Weź ją - machnęła w końcu ręką. - Ale ją jedną. Nie wiem co dla ciebie zrobiła, tak bardzo jej potrzebujesz, ale proszę. Nikt nie będzie was zatrzymywał.
Utkwiła spojrzenie w Rhamie, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Przez chwilę przyglądała mu się, jakby dopasowywała sobie jego wizerunek do obrazu szpiega Cerberusa, który miała w głowie. I wyraźnie jej on do niego nie pasował.
- Myślę, że ciebie może to interesować bardziej - zaczęła. - Za pół godziny otworzę kanał na połączenie z Iluzją. Jeśli będzie chciał nawiązać współpracę, może się skontaktować. Któraś z nas będzie czekać. Ustalimy warunki i takie tam. A teraz idźcie już - powiedziała, siadając z westchnięciem na jednej z kanap. Stres ją wykończył. - Nikt was nie będzie zatrzymywał.
Wszystkie sześć par oczu utkwione w nich. Kobiety czekały, aż zabójcy ich męża opuszczą apartamenty. Fakt, zrobili dla nich wiele, ale to nie znaczyło, że mieli teraz razem świętować. Bo nie było czego. Zmiana władzy wiązała się z problemami, a utrata męża - z żałobą, którą wypadało, żeby ogłosiły. Choć nie wiadomo, jak żałoba na tej stacji wyglądała. Naeem pierwszy odwrócił się i przekroczył próg, za którym czekał Red i dwie niewolnice. Leah stała oparta o ścianę, druga dziewczyna pod nią siedziała. Na widok Hawkins poderwała się z miejsca i wskazała pomieszczenie, w którym znajdowały się żony.
- Mogę już tam wejść? - spytała cicho, ostrożnie, domyślając się chyba co się wydarzyło i kto był tego przyczyną. I w przeciwieństwie do concierge nie chciała mieć z tym kimś do czynienia.
Leah jednak z przejęciem wpatrywała się w czerwonowłosą, czekając na wyrok. Bez problemu dało się wyczytać z jej oczu obawę o to, że zaraz dowie się, że jednak ma tu zostać, bo Hawkins nie będzie się nią kłopotać. Czekała na informację, która zmieni jej życie, na możliwość odwrócenia się i zostawienia Trouge za plecami.
- Co ze mną?
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2744
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

30 gru 2016, o 23:06

Nie obchodziło ją, co stanie się z brunetką. Nie wiedziała też, jaki pozostałe żony miały do niej stosunek. Równie dobrze mogły nie chcieć, by zginęła bez potrzeby, a to pewnie czekało ją na końcu tych wszystkich gwałtów, które też ciężko było nazwać owocnymi czy przynoszącymi jakiekolwiek korzyści. Skoro jednak kompletnie się dla nich nie liczyła, trudno. Hawkins wciąż stała przy swoim i nie planowała zmieniać zdania tylko dlatego, że już nie wychodziły na zero, w tym bilansie zabitych i ocalałych. Jak dla niej zdechnąć mogło całe Trouge, byle jakimś cudem i Iluzja dał jej spokój, i ona nie musiała zabijać każdego własnoręcznie. Zbyt dużo roboty.
Chciała powiedzieć, że Svena już tu nie było, ale nie musiała. Dostrzegła zrozumienie na jej twarzy i to właśnie sprawiło, że jej własne ciało nieco się rozluźniło.
Wyglądało na to, że nie będzie musiała już więcej przelewać krwi na tej stacji. Ani własnej, ani przeciwników. Powinna się cieszyć, tak nakazywała logika. Ale w tej chwili nie stać jej było nawet na przerwanie trwającej pomiędzy wypowiedziami Anwyn ciszy.
Kiwnęła głową, zarówno na potwierdzenie jej słów, jak i na pożegnanie. Nie interesowała jej ich rozmowa, kobiet i Człowieka Iluzji. Nie miała nawet jak przekazać mu informacji, musiał to zrobić Naeem.
Gdy tylko mogła, przesunęła wzrokiem ponownie, po raz ostatni już, po wszystkich, ocalałych żonach. Liczyła na to, że nigdy ich nie zobaczy - a w razie braku współpracy z Cerberusem, usłyszy jedynie o ich śmierci z rąk agentów.
- Cerberus prawdopodobnie nie szczyci się tutaj popularnością - mruknęła na koniec, ruszając do wyjścia. - Byłoby dobrze, gdybyście się nie chwaliły tym, jak przejęłyście władzę.
Nie chciała, by ktokolwiek dowiedział się o jej udziale. Nawet załoga. Może powinna im powiedzieć. Tak, powinna. Ale nie chciała, nie była w stanie. Gdy odlecą i wszystko będzie dobrze.
A co, jeśli obarczą ją winą za morderstwo Mouse'a? Może gdyby wiedział, że to nie wakacje, tylko kolejna misja, miałby się na baczności. Nie dałby się zabić.
Jej ciało zadrżało, a brzuch przeszła kolejna fala bólu. Medi-żel działał znakomicie, ale nie permanentnie. Był tylko chwilowym rozwiązaniem, a ta chwila już się kończyła. Gdy dostrzegła Leah i drugą niewolnicę, najpierw odsunęła się od drzwi, sugerując tej drugiej, by przez nie przeszła i zniknęła z korytarza.
- Podrzucimy cię gdzie chcesz. Wylatujemy za piętnaście minut - odparła, ruszając wzdłuż korytarza. Jakkolwiek była w stanie zamordować kolejne osoby byle wziąć Leah za sobą, tak teraz nie miała ochoty na nią patrzeć. - Możesz pójść z nią. Upewnić się, że dożyje do powrotu na Wraitha - mruknęła do Reda, kierując się w stronę windy, która zabierze ich z apartamentów.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

31 gru 2016, o 14:30

- Nie zamierzam się chwalić - odparła jeszcze Anwyn, odwracając się już do nieprzytomnej. Rozmowa była skończona, nie było sensu jej na siłę kontynuować. Nigdy nie miały się przyjaźnić. - Szerokiej drogi.
Nie było potrzeby na więcej przemocy. Wystarczyło już śmierci, począwszy od Mousa, przez wszystkich kolejnych, których szlak zostawiła za sobą Hawk. Ale zemściła się za swojego członka załogi, to na pewno. Zabiła osoby odpowiedzialne za to bezpośrednio i pośrednio. Zemściła się za ranę, która teraz zaczynała boleć z powrotem. Długo jednak będzie odczuwać stratę.
Gdy druga niewolnica zniknęła, a Leah usłyszała odpowiedź na swoje pytanie, wypuściła gwałtownie powietrze z ust, a jej twarz wykrzywiła się w mieszaninie ulgi, niedowierzania i autentycznego szczęścia. Być może gdyby nie była tak znieczulona, jak była przez lata spędzone na Trouge, w jej oczach pojawiłyby się łzy radości. Teraz tylko oparła się o ścianę, na tę jedną, krótką chwilę, w której docierało do niej, że właśnie stała się wolna. Teraz, po raz pierwszy w swoim życiu. Mogła wybrać, dokąd leci, mogła zacząć nowe życie.
- Gdzie chcesz polecieć? - spytał cicho Red, podając dziewczynie ramię. Ta przyjęła je po chwili wahania, spoglądając na niego. Pozwoliła poprowadzić się w stronę doków, tym razem nie będąc już przewodnikiem, a zupełnie niezależnym pasażerem Wraitha.
- Nie wiem - odpowiedziała po chwili zastanowienia. - Na jakąś kolonię może.
Stadtford długo milczał, prowadząc ją w stronę doków. Hawk szła za nimi, a za nią snuł się w milczeniu Rhama. Zrobili to, co mieli zrobić, a jednak jakoś trudno było o satysfakcję. Nie miał nic do powiedzenia tutaj, teraz, na stacji i w towarzystwie tamtej dwójki. Nie wysilał się już nawet na próby nawiązania jakiegokolwiek kontaktu, choćby wzrokowego.
- Będziemy lecieć na Horyzont. Możesz tam zostać - zaproponował w końcu Red.
- Mogę - potwierdziła była już concierge.
Nie przywiązała się do rudego, a on nie przywiązał się do niej. Spędzili razem miłą noc i nic więcej. Darzyli się jakimiś tam pozytywnymi uczuciami, ale nie na tyle, by chcieć zostać razem na Wraithcie. Mężczyzna wyglądał na zadowolonego, że uda się im zmienić życie Leah. Przynajmniej jeden pozytywny skutek wizyty na tej stacji.
Dojście do doków wymagało wjechania na górę apartamentową windą i przejście do tych, których używali przez cały pobyt na stacji. W następnej znajdowało się kilka osób, które ze zdziwieniem obserwowały uzbrojonych i opancerzonych ludzi, ale skoro ochrona nie reagowała, to oni też przecież nie zamierzali. Faktycznie nikt ich nie zatrzymywał, choć w okolicy widzieli znacznie więcej strażników, niż normalnie, tak jakby przez zamieszanie we władzy wyszli z nor, w których przesiadywali dotąd.
- Masz jakieś swoje rzeczy, które chcesz stąd zabrać? - spytał jeszcze Red.
- Nie. Nie chcę nosić tych ubrań, które tu musiałam. Skądś wezmę nowe, może sprzedam ten pistolet... - odwróciła się do Hawk. - Mogę go z powrotem?
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2744
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

31 gru 2016, o 14:42

Nie czuła się usatysfakcjonowana widokiem ulgi na twarzy Leah. Chciała już tylko wrócić, niewolnica była tylko dodatkiem, który mógłby osłodzić nieco powrót na statek, gdyby nie był on tak beznadziejny sam w sobie. Czuła, jak na czoło wstępują jej kropelki potu, gdy początkowe, przypominające o ranie ukłucie przerodziło się w rwący, nieustanny ból. Szła do przodu, według siebie szybko, w praktyce tak, jakby odbywali spacer. Objęła własny brzuch dłonią, bezmyślnie, patrząc się naprzód. Dopiero gdy dotarło do niej, że wokół znajdowali się ludzie, wyprostowała się, zaciskając zęby.
Duma ponad wszystko.
Mogli zabrać Leah na Horyzont. Mogli też zostawić ją na Omedze lub Illium. Hawkins nie miała pojęcia, gdzie powinni polecieć najpierw i choć gdzieś w głębi duszy jak zwykle pragnęła wrócić na stację Arii, tak teraz nie była w stanie wymyślić jednego miejsca, w którym poczułaby się lepiej. Jakby takie nie istniało.
Przypomniała jej o pistolecie, który teraz leżał na łóżku Ovesena. Był nieistotny teraz, jak i wcześniej.
- Zostawiłam go w kajucie Svena - odparła, nie patrząc na niewolnicę. - Ale to był tylko Predator. Weźmiesz sobie jeden z tych, które mamy na statku.
Choćby Mouse z niego korzystał, a zbrojownia pękała od podstawowego wyposażenia. Mimo wszystko, pozostawienie jego rzeczy byłoby zwykłym marnotrawstwem, a wypuszczenie byłej concierge do obcej kolonii bez pieniędzy na utrzymanie się prawdopodobnie skutkowałoby jej powrotem do niewolnictwa - na przykład na Omedze. Gdzie może nikt nie zmuszałby jej do noszenia przeźroczystych sukienek, ale traktowana mogłaby być znacznie gorzej.
Milczała do samego końca ich spaceru przez Trouge. Posłała tylko wiadomość do całej załogi, informując, że wracają. Potrzebowała zapewnienia, że wszyscy są na miejscu, a Deuce szykuje statek do odlotu. No i Vinnet, ona też musiała czekać w stacji medycznej.
Zwolniła nie zdając sobie z tego sprawy. Gdy opuściła ją cała adrenalina, wraz z nią z jej ciała uleciała energia. Spojrzała na idącego obok, milczącego Rhamę, ale jego izolacja tylko pogarszała jej nastrój. Nawet, jeśli wywołana była jej zachowaniem. Wpadli w spiralę, z której ciężko było się wydostać - a ona na pewno nie miała na to siły teraz.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

31 gru 2016, o 18:09

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

11 gru 2017, o 10:24

Wyświetl wiadomość pozafabularną

- Zapisałem się. I jak widać się przydaje, zresztą nie pierwszy raz - odparł Dieter obojętnie. Striker mógł nie wiedzieć, na jakie misje posyłano ludzi w czasach, gdy on siedział w więzieniu. To były dwa długie lata, przez które mogło zmienić się wiele. A skoro jego szkolenie z fizjonomii obcych ras miało im teraz w czymś pomóc, to chyba działało to im wyłącznie na plus. Na komentarz Charlesa o sztuce uwodzenia nikt nie odpowiedział, chociaż Kyle rzucił w jego stronę rozbawione spojrzenie, uznając te słowa za przytyk nie do nich obojga, a do samej Snow.
Reszta przelotu minęła w mniejszym lub większym milczeniu. Nie znali się jeszcze na tyle, by swobodnie rozmawiać i umilać sobie w ten sposób podróż. Nawet Susan, choć najbardziej wygadana z nich wszystkich, nie mówiła, gdy nie miała nic do powiedzenia. Mogli więc zająć się sobą, poczytać coś, posłuchać muzyki, pójść spać, albo przygotować sprzęt do opuszczenia promu. Gdy wcześniej czy później tym zajął się Charles, Kyle podszedł do niego, zainteresowany sprzętem z jakiego korzysta. Skomentował kilka jego wyborów, ale nie był krytyczny, uznając, że każdy wie najlepiej, czego potrzebuje w walce. Generator tarcz okazał się trafionym prezentem na początek współpracy, więc przynajmniej to się udało.
Gdy dolatywali do stacji, jej sylwetka robiła się stopniowo coraz większa, coraz lepiej prezentując się w przedniej szybie promu. Okręgi otaczające część centralną obracały się powoli, jasno odcinając się od ciemności otaczającej Trouge pustki. Początkowo była niewielka, gdy jednak perspektywa sprawiła, że stacja stała się znacznie większa od promu, a na jednym z okręgów dało się wyróżnić dobrze oświetlone doki, odezwał się cichy, kobiecy głos z głośników promu.
- Proszę się zidentyfikować.
Kyle sięgnął do panelu, otwierając połączenie głosowe, podczas gdy Snow doskoczyła do schowka przed fotelem pasażera i szybko wygrzebała stamtąd jakiś datapad, który podała mężczyźnie. Symons zmarszczył brwi, przez chwilę przyglądając się tekstowi, by w końcu odpowiedzieć.
- Julius Coombs, po odbiór ładunku.
Przez chwilę panowała cisza, po czym panel promu mignął, gdy kobieta z głośnika przesłała im wytyczne lądowania. Nie mieli przydzielonego swojego doku, bo te przeznaczone były dla dużych statków, ale dostali niewielkie lądowisko - póki co jeszcze puste. Może akurat dziś nic ważnego nie działo się na stacji i nie było tam zbyt wielu gości, co dla nich stanowiło znaczne ułatwienie.
- Witamy na Trouge, panie Coombs.
Kyle skierował prom do wskazanego doku i wylądował w nim gładko kilka minut później. Jedynym oświetleniem dużego hangaru były podłużne jarzeniówki pociągnięte wzdłuż łączenia sufitu ze ścianą. Dawały jednak wystarczająco dużo światła, by można było swobodnie poruszać się na lądowisku. Snow przeskoczyła z powrotem do tyłu i otworzyła swoją szafkę, by zacząć przypinać do kombinezonu elementy szarego pancerza. Symons zrobił to chwilę po niej, jak już osadził i zgasił prom.
- Cóż, nie zostaniemy przez nikogo powitani, bo nie jesteśmy vipami, jakim przydzielają niewolnice do oprowadzania po stacji - odezwał się. - Musimy poradzić sobie sami.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

11 gru 2017, o 13:44

Przelot bardzo mu się dłużył. Wolał już być na miejscu i działać, jednak zamiast tego musiał dalej się kisić w promie. Plus był jednak taki, ze przynajmniej mógł się w nim przemieszczać bez problemu.
Przez większość czasu siedział w fotelu nic nie mówiąc. Zastanawiał się nad tym jakim cudem Statner chce prowadzić ta grupę, nie dając im prawie żadnych danych. Informacje to były podstawy, które powinny trafiać od razu do nich. Najlepiej jak najwięcej i jak najbardziej szczegółowo. Powinien był ich tam wysłać znacznie wcześniej, załatwić lokal i dać im czas na obserwacje swoich celów. Bez tego mogli co najwyżej chodzić jak dzieci we mgle. Zdziwi się jeśli cała ta misja pójdzie jakoś gładko.
Zbliżając się do stacji wstał z miejsca. Przyglądał się wielkiej budowli. Im większa stacja tym lepiej. Łatwiej się ukryć, łatwiej wykorzystać jej zakamarki dla ich celów. Nie wiedział tylko jak wygląda to wszystko w środku. Nie znali nawet podstawowego rozkładu budynków, ani nawet nie otrzymali szczegółowej mapy stacji. Pewnie za dobre pieniądze mogliby nawet zdobyć plany techniczne, które na pewno ułatwiłyby poruszanie się po za widokiem innych.
Lądowisko też mu się nie podobało. Było na widoku. Wszystko co planował Statner zamiast ułatwić robotę tylko bardziej ja utrudniała. Oprócz prezentu, który wydawał się przydatny na dłuższą metę, cała reszta była jakimś nieporozumieniem.
- Miejmy to już za sobą.
Powiedział zakładając na plecy wyrzutnię. Plus był taki, że skoro to miejsce miało być tak bardzo nielegalne i ogólnie można było robić co się chce, to nikt się nie odezwie na temat jego broni.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

11 gru 2017, o 14:48

To prawda, nie mieli nic. Nie mieli rozkładu stacji, nie mieli konkretów na temat asari, faktycznie plątali się jak dzieci we mgle. Ale może ich wszechstronność miała sprawić, że poradzą sobie i w ten sposób. A może właśnie ich zaradność chciał sprawdzić Statner, testując ich skuteczność w momencie, gdy mieli praktycznie zerową ilość informacji. To było całkiem prawdopodobne, biorąc pod uwagę jak absurdalne były jego decyzje.
Pozostała trójka nie była wyposażona najgorzej. Nie mieli może sprzętów najwyższej klasy, ale nie korzystali też z podstawowych i ubogich wersji, jakich można było się zazwyczaj spodziewać po zwykłych najemnikach. Pewnie będą stopniowo przez Statnera uzbrajani i wyposażani w dobrej jakości sprzęt, jeśli mężczyźnie zależało na tym, by byli dobrze przygotowani - przynajmniej pod względem technicznym.
Symons zamknął za nimi prom i skierował się w stronę dużej bramy, która wychodziła z ich lądowiska na korytarz prowadzący do pozostałej części stacji. A ten zalany był czerwienią. Czerwone jarzeniówki oświetlały ich sylwetki, sprawiając, że kolory pancerzy, które mieli na sobie, wszystkie wyglądały identycznie. Mieli czerwoną skórę i czerwone włosy, a od czerwonej broni odbijało się czerwone światło. Byli tu sami, nikt ich nie powitał i nikt im nie powiedział w którą stronę iść. Kyle zaklął i po chwili zastanowienia ruszył w lewo, dochodząc pewnie do wniosku, że wcześniej czy później dotrą do jakiejś windy.
- Byle dotrzeć do środka stacji - rzucił. - Trzeba znaleźć jakiegoś tutejszego pracownika, albo niewolnika, który da nam plan stacji. To na pewno nie jest zabronione, skądś ludzie muszą wiedzieć którędy się poruszać i w którą stronę jechać, do cholery. A może gdzieś będzie jakiś terminal, jak na Cytadeli, z mapą. Nie pamiętam, ostatnio takich nie szukałem, byłem ze znajomymi którzy wiedzieli gdzie iść.
- Byłeś tu na wakacjach, Kyle? Nie wiedziałam, że jesteś małym zwyrodnialcem - mruknęła idąca obok Charlesa Snow.
- Wiedziałaś - parsknął śmiechem ciemnoskóry mężczyzna i z ulgą ruszył szybciej w stronę windy, która pokazała im się za załomem korytarza. Drzwi rozsunęły się przed nimi, wpuszczając ich do sporego i normalnie już oświetlonego dźwigu, który miał zabrać ich gdziekolwiek indziej. Panel błysnął jasnopomarańczowym światłem, dając im do wyboru kilka różnych opcji transportu - na szczęście znajdowały się wśród nich restauracja i klub, ale także hala koncertowa, park i fontanna. To wszystko mieściło się w jednym pionie środkowej części stacji. Do apartamentów vip jednak nie mieli jak się dostać bezpośrednio stąd, ale nie wiedzieli w sumie, czy będą potrzebować.
- Jedziemy najpierw do klubu - zdecydował Kyle i uderzył w panel, a drzwi zasunęły się.
Już w windzie słyszeli, że dojeżdżają do piętra klubowego. Muzyka grana tutaj różniła się znacząco od tej, którą słyszeli na Cytadeli czy w Omedze. Była transowa, dużo bardziej elektroniczna, a znacznie cięższy bas odzywał się w trzewiach. Gdy wyszli na zewnątrz, stroboskopy przesunęły się po ich sylwetkach w rytmie muzyki. Nikt jednak nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi, bo wpadając tu w pancerzach i z bronią nie byli wcale niczym nadzwyczajnym. Nie byli jedyni.
- Co za gówno - westchnęła Snow, nie dlatego, że klub się jej nie podobał, ale przez fakt, że otaczała ich co najmniej setka różnych asari, mniej lub bardziej opancerzonych i w różnym stopniu pijanych. - Coma, wykaż się.
Mężczyzna skinął głową i ruszył bokiem, przy ścianie, przyglądając się zarówno siedzącym, jak i tańczącym. Część klubu była oddzielona w formie lóż, większość jednak stanowiła jeden gigantyczny parkiet z mniej-więcej dziesiątką barów, wielkości pięciu Zaświatów razem wziętych.
- Przejdę się też. Zobaczę jak to tu wygląda. Może znajdę terminal albo kogoś z planami - rzuciła kobieta i w przeciwieństwie do Garrena odbiła w stronę parkietu.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

11 gru 2017, o 16:45

Przed wyjściem sprawdził po raz ostatni czy wszystko dobrze się trzyma. Nie chciał, aby w kluczowym momencie odpadł mu jakiś kawałek pancerza bo nie był dobrze podczepiony. Co ciekawe, im bliżej im było do faktycznego rozpoczęcia misji tym bardziej zaczynał zachowywać się jak Coma. W pewnym momencie pewnie obydwaj wyglądali jak milczące posągi czekające tylko na rozkaz ataku. Nawet nie zamierzał komentować wymiany zdań pomiędzy swoich dowódcą, a Snow. W ich jednostce nie mieli nigdy czasu na jakiekolwiek kontakty między sobą, jak oni teraz. Kiedy jednak, już się zdarzały to nie można było mówić o jakichkolwiek przyjaźniach czy inny wsparciu. Po prostu pracowali ze sobą i tyle. Chociaż czasami zdarzali się bardziej rozmowni operatorzy.
Siedząc w dźwigu transportowym ostatni raz sprawdzał coś w swoim omni-kluczu. Patrzył na zdjęcia asari. Jakby chciał je sobie wręcz przedrukować do swojego mózgu. On niestety uznał, że zajęcia z rozpoznawania twarzy obcych są bezsensowne. Teraz dopiero odkrył jak bardzo się mylił.
Nie podobało mu się, że musi iść do klubu. Innego wyboru nie było. Tancerka wydawała się być najłatwiejszym pierwszym celem. Dopiero, kiedy rozsunęły się drzwi przeklął w swoich myślach. Fakt, że wcześniej musiał się kisić w klubie było dla niego problematyczne, ale siedzenie w takim miejscu wydawało mu się jeszcze gorsze.
Co ciekawe Striker prawie natychmiast zajął miejsce przy barze z którego był widok na cały klub. Robił to co umiał najlepiej. Rozpoczynał obserwacje. Liczenie ochroniarzy, uzbrojonych gości, poszukiwanie celu. Gdyby to była inna misja pewnie miałby kilka dni na obserwacje, a nie paręnaście minut. Miał nadzieje, że Dieter się chociaż wykaże. Jemu powoli obraz się zlewał w jeden wielki niebieski pijany ocean pół-nagich dup. Dosłownie.
Wyciągnął z kamizelki papierosy. Zamówił nawet energetyka takiego jak zawsze. Prosił tylko aby puszki nie otwierać wcześniej. Życie nauczyło go, że w takich miejscach różne gówna mogli ci dosypać do szklanki. Ta nieotwarta puszka wydawała mu się barierą nie do pokonania dla lokalnych dealerów narkotyków.
Odpalił w końcu papierosa i czekał. On w porównaniu zresztą, nie zamierzał póki co kręcić się po tym miejscu czując jak rośnie w nim gniew. Szczególnie, że nadchodził etap w którym będzie szturchany, dotykany, macany albo cokolwiek związanego z łamaniem przestrzeni personalnej.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

11 gru 2017, o 18:38

Symons zajął miejsce przy barze u boku Charlesa, opierając się łokciem o blat, ale nie zamawiając niczego. Pewnie dla postronnej osoby wyglądali jak dwóch najemników, którzy w przerwie misji przylecieli się tu rozerwać i właśnie szukali sobie kobiety na jedną przyjemną noc. A takich nietrudno było tu znaleźć sporo. Większość z nich była bardziej rozebrana niż ubrana, wyróżniały się też charakterystycznymi tatuażami i sposobem poruszania się. Jedna z nich, ludzka kobieta z czerwonymi dredami, opierała się właśnie dłonią o udo siedzącego niedaleko mężczyzny i mówiła coś do niego cicho, z wyjątkowo bliskiej odległości. Druga, szczupła drellka, z niemal identycznymi tatuażami na swojej zielonej skórze, jak te, które nosiła poprzednia, siedziała na kolanach starszego mężczyzny i pozwalała mu przysysać się do swojej szyi, stanowiąc nie tylko miłe towarzystwo, ale też całkiem miły środek halucynogenny. Ich usługi pewnie kosztowały tyle, ile oni mieli dostać za wypełnienie tego zlecenia, albo i więcej. Kilka osób siedziało na kanapach, całkowicie odciętych od rzeczywistości, ze wzrokiem utkwionym w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. Może któryś z nich był już martwy, tym jednak pewnie zajmowała się obsługa stacji. Niektórzy jeszcze inaczej reagowali na zażyte narkotyki, byli też tacy, których nosiło i rozpierała ich energia. No i byli też ci normalnie pijani.
Trudno było wychwycić w tłumie którąkolwiek z asari, jakich szukali. Nawet jeśli znajdowała się jakaś podobna z twarzy, miała zupełnie nie takie tatuaże, a gdy znajdowały się tatuaże, twarz wydawała się jakaś nie do końca podobna. I faktycznie z chwili na chwilę zaczynały się zlewać w jeden wielki, niebiesko-fioletowy, roznegliżowany tłum. Któraś wybiegła z niego, śmiejąc się, ale nie przypominała żadnego z ich trzech celów, a za nią ruszyła wysoka turianka, dorównująca wzrostem Charlesowi. Nie zatrzymały się, pędząc w stronę schodów. Tak jak cała reszta, nie wyglądały na trzeźwe.
- Tęskniłem za tym - mruknął Kyle, choć ciężko było stwierdzić, czy mówi szczerze, czy to był sarkazm. - Dobra, pójdę w drugą stronę. Mamy łączność radiową, gdyby ktoś zauważył którąś z nich, to nie możemy jej zgubić - odepchnął się z westchnięciem od baru i poszedł jeszcze w inną stronę, niż Snow albo Coma, zostawiając Charlesa samego.
Nie trzeba było czekać długo, by mężczyzna usłyszał obok siebie ciepły głos i poczuł słodki zapach dziwnych perfum. Asari, która z pewnością nie była żadną z trzech, ale na pewno tu pracowała, zajęła miejsce Symonsa. Uśmiechała się do Strikera wyćwiczonym uśmiechem, który pewnie wydawał się całkowicie naturalny naćpanym i pijanym bywalcom klubu, Charles jednak doskonale widział, jak bardzo jest on sztuczny.
- Jeśli nie chcesz tutaj siedzieć, mogę ci pokazać ciekawsze miejsca na stacji - zaproponowała, przysuwając się bliżej. Strój, który miała na sobie, nie pozostawiał zbyt wiele wyobraźni, ale w końcu taka była jej rola. - Mogę ci je też pokazać nie ruszając się z miejsca.
- Od tyłu wygląda nieźle, Striker, możesz poćwiczyć uwodzenie - odezwał się w słuchawce głos Snow. - Z tą raczej powinno nie być trudno.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

11 gru 2017, o 20:42

Nie tyle co czuł niesmak tą całą sytuacja, po prostu była mu nie na rękę. Przynajmniej w Czyśćcu czy na Cytadeli wszyscy zachowali jakiekolwiek resztki własnej godności. Tutaj trudno było powiedzieć czy ktokolwiek tutaj ma jeszcze godność. Chociaż, musiał przyznać, że ktokolwiek zajmował się tą stacją był pieprzonym geniuszem. Pewnie większość osobników tej sali można było nazwać zwykłymi pionkami, tak gdzieś tam wyżej wysyłanie swoich osobistych dziwek do wyciągania informacji mogło przynieść bardzo duże zyski. Czasy się zmieniały ale wciąż wykorzystanie kobiet do zdobywania informacji od nieprzytomnych mężczyzn było opłacalne.
Przeniósł dosłownie na sekundę swój wzrok na Kyle’a. Nie był zaskoczony, że był w takim miejscu. Pewnie gdyby im pozwalano to ludzie z Rosenkova też by tu latali. Chociaż potem pewnie wysyłano by tutaj oddział by po nich sprzątać. Niestety nie każdy miał tyle szczęścia co Striker. Niektórzy z nich bardzo szybko potrafili odreagowywać stres na zwykłych ludziach.
Dalsza obserwacja tłumu nie przynosiła żadnego pozytywnego rezultatu. To było jak szukanie igły w stogu siana. W tym przypadku to jak poszukiwanie dziewicy w burdelu. Dosłownie nikt nie mógł je tutaj znaleźć. Ani jej, ani tej drugiej, która też miała się kręcić w tym miejscu. Dlatego nienawidził pracować w takich miejscach. Nie bawiło go to po prostu. Zaciągnął się papierosem i otworzył napój.
Dopiero po chwili usłyszał głos kobiety obok siebie. Zastanawiało go jakim cudem to zawsze na niego musiało wypadać coś takiego. Chociaż tutaj było to bardziej zrozumiałe. Lepszy taki klient, niż żaden. Chociaż miał nadzieje, że jego wygląd odstraszy jakiegokolwiek potencjalnego rozmówcę.
- Pozwól, że podziękuje. – Zmierzył ja wzrokiem. – Preferuje kobiety o większym biuście.
Uśmiechnął się przepraszająco. Można było zauważyć, że jest on całkowicie trzeźwy co pewnie w takim miejscu musiało wyglądać naprawdę dziwnie. Zresztą bycie trzeźwym przez tak długi okres czasu przynosiło Strikerowi więcej problemów niż pożytku.
- Chociaż, poczekaj.
Zatrzymał ja na wypadek gdyby chciała odejść. Miał pomysł i na pewno był lepszy od chodzenia po klubie jak idiota w poszukiwaniu tej jednej jedynej asari jaka była im potrzebna. Obrócił się w jej stronę. Kurwa, gdyby nie turianie w klubie to pewnie znowu by się czuł jak chodzący taran. Chociaż i tak wzrostem potrafił być większy od niejednego turianina.
- Mam klienta o bardzo specyficznym guście wobec waszej rasy. Nazwałbym to chyba nawet fetyszem.
Westchnął kręcąc głową. Zaciągnął się kolejny raz papierosem. Trzeba było przyznać, że aktorem był nawet niezłym. Chociaż równie dobrze mógł być po prostu sobą.
- Wiesz jak to jest z tymi bogaczami i ich dziwnymi zachciankami. Więc sprawa wygląda tak. Był tutaj jakiś czas temu i zrobił zdjęcie tej kobiety.
Pokazał jej zdjęcie na data padzie. W sumie to mógł pokazać jej wszystkie trzy. I tak znajdowało się tam tyle informacji co nic. Wskazał jednak palcem akurat na tą, która mogła kręcić się w tym miejscu.
- Znasz ją może? Potrzebuje na nią namiarów. Oczywiście zapłacę ci za jakąkolwiek informacje.
Oczywiście, że zapłaci. A potem odbierze te pieniądze od Statnera jako koszta wykonania misji.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

11 gru 2017, o 22:17

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

11 gru 2017, o 22:48

Mimo jego odmowy, asari nie przestawała się uśmiechać. Przysunęła się jeszcze bliżej, gdy poprosił, by chwilę poczekała i była chyba bliska wsunięcia mu się pod ramię, ale gdy zorientowała się, że mówi poważnie i nie jest zainteresowany jej osobą, westchnęła cicho, spoglądając na jego omni-klucz. Zmarszczyła wytatuowane brwi, upodabniającą jej twarz do ludzkiej i skupiła się na osobie, która pojawiła się na wyświetlaczu.
- Ona jest nowa, nic jeszcze nie umie - zaprotestowała, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Nie schodzi jeszcze nawet z podestu, żeby podchodzić do gości klubu. Ale widać, że raz już zeszła, skoro tak dobrze ją ten człowiek zapamiętał.
Wydęła usta w niezadowoleniu, odsuwając się nieco od Charlesa i przeciągając spojrzeniem po klubie, głównie po asari pogrążonym w transowym tańcu na podwieszonych pod sufitem podestach i w szklanych gablotach. To mogło oznaczać, że szukana przez nich Saana T'Lais właśnie gdzieś tam się znajduje. Mieliby sporo szczęścia, gdyby pracowała akurat dzisiaj. Ale akurat na jego brak Striker z reguły nie narzekał.
- Jak zapłacisz, to może ją do ciebie przyprowadzę - uśmiechnęła się znów asari lekko. - Ale twój klient mógł przylecieć tutaj, do nas. Saana nie może wylecieć ze stacji, jak nie dostanie zgody od którejś z żon.
Nie wyjaśniła, co ma na myśli, pozostawiając to w sferze domysłów. Tak jakby Charles powinien to wiedzieć, skoro przebywał na Trouge, bo była to jedna z absolutnych oczywistości.
- Ale to już sam będziesz z nią ustalać. Ja tylko marnuję czas - nie miała jednak do niego pretensji. Z jej ust nie znikał przyklejony do nich uśmiech. - Musi być w jakiejś loży, bo nie widzę jej tu. Mogę się dowiedzieć w której, jak kupisz mi porcję creepera. Albo mi ją zafundujesz - wzruszyła lekko ramionami, uznając to za pomysł dobry jak każdy inny. - Trzysta.
Nie musiała mówić prawdy, ale nie musiała też kłamać w kwestii ceny narkotyku. Trudno się jej było w sumie dziwić, że zażywała, w jej zawodzie trudno było zachować trzeźwość, bo szybko mogło prowadzić to do załamania. A tak przynajmniej halucynogenny proszek wcierany w dziąsła znacząco poprawiał jej doznania, a przynajmniej je urozmaicał. Gdy otrzymała swoje kredyty, posłała Charlesowi całusa i odwróciła się, zostawiając go na dłuższą chwilę samego.
- Tu jest T'Ferr - odezwał się w słuchawce Coma. - Siedzi przy stole przy windach, ze znajomymi.
- Obserwuj ją, idę do ciebie - polecił Kyle i Striker zobaczył jego sylwetkę, która dotąd plątała się przy brzegu parkietu, przyspieszającą i ruszającą w stronę Garrena. - T'Lais jest wasza, Snow, Striker.
Niecałe trzy minuty później skąpo odziana asari wróciła do Charlesa, zaciskając w dłoni swój nabytek w postaci zielonego, próżniowo zamkniętego woreczka. Podała mu serwetkę z numerem loży i wynajmującym ją właścicielem - 68, Johnny Hunter.
- Powodzenia - niebieskoskóra kobieta mrugnęła do niego i ruszyła dalej, wbijając się w tłum.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

11 gru 2017, o 23:31

Słysząc o żonach przewrócił oczami. Jeszcze tego mu brakowało, żeby potrzebował zgody jakiejś burdel mamy na zabranie jej dziwki. Wolał już nie dodawać nic od siebie wiedząc, że i tak zaraz miał swoje informacje. Trzysta kredytów to nie była jakaś przerażająca suma. W ostatnim czasie nie miał co narzekać na swoją małą fortunę.
Odebrał od Asari kartkę. Spojrzał na nią i lekko się zdziwił widząc kto ją wynajmuje. Coś mu zaświeciło w głowie powtarzając sobie te dane w myślach. Brzmiało wyjątkowo znajomo. Nagle wszystko zaskoczyło i podrapał się po głowie.
- Nie ma takiej kurwa opcji.
Pokręcił głową. Jeśli naprawdę to był ten Hunter to robota właśnie stawała się znacznie trudniejsza. Miał nadzieje, że to po prostu jakiś creep, który lubił podszywać się pod innych. Jeśli jednak to był ten prawdziwy piosenkarz to pewnie będzie miał obstawę czy inne gówno. Striker nie był w humorze by zaczynać masakrę już tak wcześnie i to w klubie. Chociaż byłoby to ogromne ułatwienie w użyciu chaosu do ucieczki.
- Snow, kim są kurwa żony? Widzimy się w loży 68, ponoć tam siedzi T’Lais.
Spytał przez komunikator. Nie za bardzo wiedział czego ma się spodziewać niby po tych całych żonach. Powoli zaczął zmierzać w stronę loży. Próbował przejść bokiem aby uniknąć przeciskania się przez roznegliżowany i spocony tłum. Niedawno prał swoje uposażenie. Jednak jego znajdował się w takim miejscu, że musiał przez owy tłum się przebić. Jako że był dość niewymiarowy to przesuwały ludzi na swojej drodze. Bardzo cieszył się z tego, że ma rękawice.
Myślami jednak był już w loży. Zastanawiał się jak wyciągnąć stamtąd tą asari. Szczególnie, że pewnie będzie musiał jeszcze porozmawiać z tym całym Hunterem. Nie miał nic do niego. Czasami, kiedy przeglądał gazety w poszukiwaniu artykułów o jego siostrze natrafiał na informacje o nim. Wydawał się zwykłym typem. Na pewno by nie zostali znajomymi.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

12 gru 2017, o 00:50

- Dobra robota - pochwaliła go Snow, choć w jej głosie brzmiało rozbawienie. - Widzę, że sztuka uwodzenia nie jest ci tak obca, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Idę już, poczekaj na mnie przed wejściem. A żony? Nie wiem. Kyle, kim są żony?
- Mówiłem wam o matriarchacie rządzącym na stacji - odezwał się Symons. - Jeszcze nie tak dawno rządził tym wszystkim koleś który się nazywał Ovesen, był niezłym psychopatą. Z tego co słyszałem ostatnio, ktoś go zabił w jego własnej sypialni, jego żony przejęły władzę nad stacją. Nie wiem ile ich miał, pięć czy dziesięć, w każdym razie teraz to one są odpowiedzialne za wszystko co się tu dzieje. Chociaż od ostatniej mojej wizyty nie widzę, żeby się wiele zmieniło, ale ciężko stwierdzić po samym klubie.
Gdy Charles przechodził w stronę wskazanej loży, minął asari, która sprzedała mu informację o lokalizacji T'Lais. Siedziała teraz z szeroko otwartymi oczami, wpatrzona przed siebie. Siedzący obok mężczyzna obłapywał ją mało subtelnie, ale wydawało się, że nie robi to na niej żadnego wrażenia. To nie był już jednak problem Strikera, takie sytuacje można było zauważyć co pięć metrów, przy każdym stoiku inna patologia.
Snow szybko go dogoniła, zrównując z nim swój krok. Zerknęła na niego, ale nie uśmiechnęła się tym razem, tak samo jak on w końcu jednak podchodząc na poważnie do ich zlecenia. Ona nie miała pojęcia kto jest w loży, bo Charles jej tego nie powiedział. Może więc spodziewała się prywatnej imprezy w mniejszym gronie, albo bogatego biznesmena spełniającego swoje drobne zachcianki z piękną asari u boku. Ciekawe, że na stacji było szokująco wielu ludzi. Chyba faktycznie niektórzy przedstawiciele innych ras mieli rację, twierdząc, że to wśród ludzi rodzi się najwięcej osób bez kręgosłupa moralnego. Kobieta upewniła się, że jej strzelba leży dobrze u dołu pleców i w razie czego gotowa jest do użycia, ale nie dobywała jej, bo przecież mieli najpierw spróbować załatwić to bez zbędnego rozlewu krwi.
Loże oddzielone były w większości wysokimi, karmazynowymi kurtynami z grubego materiału. Ta, w której miała znajdować się T'Lais, nie była inna. Żadnej obstawy na zewnątrz jednak nie było widać. Może muzyk miał swoich ludzi w środku, a może był na tyle głupi, by uznać, że jej nie potrzebuje. I gdy rozchylili zasłonę, by wejść do wnętrza, ich oczom ukazał się dość kameralny skład - ciemnoskóra kobieta z dredami związanymi niedbale z tyłu głowy, dwie asari tańczące na stole i zapatrzony w ich płynne ruchy człowiek, którego znacznie łatwiej było zobaczyć na ekranie telewizora albo słupie reklamowym, niż na żywo.
- Skup się, Johnny - warknęła kobieta. - I rozpisz od nowa swój... co? - przeniosła wzrok na dwójkę, która właśnie weszła do ich prywatnej loży. Muzyk też oderwał spojrzenie od mieniących się w ciepłym, przygaszonym świetle sylwetek asari i utkwił wzrok w Susan i Charlesie.
- To jest pierdolony Hunter - powiedziała cicho Snow.
- A to jest prywatna loża - odpowiedziała kobieta, wstając z miejsca i w irytacji rozkładając ręce. Nie była uzbrojona, tak samo jak Johnny. Ten jednak na widok czerwonowłosej uśmiechnął się i machnął uspokajająco ręką na swoją towarzyszkę, która jednak nie usiadła.
- No poczekaj, Noel, nie bądź niemiła - odezwał się muzyk, uśmiechając się szarmancko i wskazując Snow miejsce obok siebie. Na Strikera zerknął tylko, a jego twarz wykrzywiła się na moment w wyrazie niechęci, ale tajemnicza kobieta w pancerzu znacznie skuteczniej przyciągała jego uwagę. - Wiesz, że zawsze bardzo chętnie poznaję nowych ludzi. W czym mogę wam pomóc?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

12 gru 2017, o 01:56

Przechodząc przez tłum po jakimś czasie przestał sie już w ogóle bawić w jakąkolwiek delikatność. Nawet nie zwracali na to uwagi jak ich wręcz popychał by zeszli mu z drogi. Wszyscy tutaj byli zbyt napaleni lub naćpani by mieć do niego problem. Im szybciej to załatwią tym szybciej będzie mógł się stąd wynieść.
Chociaż w głowie ciągle się zastanawiał nad tym jak w sumie rozwiążą problem związany z tymi całymi żonami. Pewnie będą tak samo nawiedzone jak ich były maż. Kurwa, gdyby to był Rosenkov to po prostu zapłaciłby tym cipą tyle ile by chciały, a oni by ją tylko odebrali. Dla Statnera jednak takie działanie chyba było zbyt trudne do wyobrażenia sobie. Żeby tacy ludzie jak oni mogli pracować w stu procentach to też trzeba było włożyć trochę wkładu własnego niż tylko ślepa wiara, ze oni zrobią wszystko za niego. Chyba teraz zaczęło do niego docierać jakim idiotyzmem jest praca dla tego człowieka skoro nawet nie wie co robić. Zaczynał się zastanawiać czy nie lepiej byłoby żeby spotkał go jakiś wypadek i ktoś inny zajął jego miejsce.
Nawet jeśli by się te całe żony nie zgodziły na wymianę to wtedy by wysłano duży oddział żołnierzy na tą stację. Wtedy nie musieliby się pierdolić w tańcu. Zniszczenie czyjegoś interesu wcale nie było, aż tak trudne. Wystarczyło tylko uderzyć tam gdzie najbardziej bolało. Wystarczyłaby trzydziestka operatorów do zrobienia w tym miejscu takiej rzezi, że nikt by tutaj już nie przyleciał. Podłożyliby ładunki w najbardziej uczęszczanych miejscach i po robocie.
Do tego przy zadaniu takim jak to powinna być ich co najmniej dwunastka. Po cztery osoby na jedną Asari. Szczególnie, że nie była to wcale misja eskortowa jak im mówiono. Jak mówiono jemu. Nic dziwnego, że był wkurwiony.
Zauważył, że nagle obok niego pojawiła się Susan. Jego wzrost miał jeden plus. Można go było znaleźć każdego miejsca. Mało, który człowiek jest wzrostu prawie dorosłego kroganina. Sprawdził wyrzutnię na swoich plecach. Też wolał mieć ją w pogotowiu, chociaż nie wiedział czego się spodziewać wchodząc do loży.
Żadnej ochrony jednak tutaj nie było. Po prostu nic. Pokręcił głową wiedząc, że po prostu muszą wejść do środka. W sumie nie chciał. Wolał nie wiedzieć co się dzieje w środku. Miał po prostu przeczucie, że w środku nie siedzi żaden Hunter tylko koleś z kompleksami, który lubi się do niego upodabniać.
W końcu weszli do środka. Nie było tam jednak niczego dziwnego. No może oprócz braku jakiejkolwiek ochrony, co Striker uznał od razu za debilizm. Jednak to nie on zarządzał bezpieczeństwem tego całego burdelu. Lekko uniósł brwi, kiedy zobaczył, że na kanapie siedzi ten Hunter. Ta prawdziwa gwiazdka nowoczesnej muzyki, przy której szesnastoletni dziewczynki dostają spazmów.
- No kurwa jest.
Westchnął pod nosem. To całkowicie utrudniało sprawę. Nie mogli go od tak po prostu zabić w najgorszym wypadku. Taka opcja w ogóle by nie przeszła. Smród by się za nimi ciągnął, aż do końca życia. Nie mówiąc już o najemnikach z Torgue, którzy zaczęli by na nich polować za zszarganie opinii stacji.
Przeniósł wzrok na tancerki. Najważniejsze było namierzenie celu. Nawet jeśli taka sytuacja by ich spowolniła to nie na długo. Przynajmniej będą już mieli jakiś punkt zaczepienia do dalszej obserwacji. Potem znowu wzrok na siedzącą dwójkę.
Jakby potrzebował spotykać kolejną gwiazdę na swojej drodze. Już ledwo co wytrzymywał czasem ze swoją siostrą, to jeszcze teraz musiał się męczyć z kolejną. Widząc jednak jego niechęć wiedział już, że to nie on tutaj będzie tym co rozmawia z gwiazdeczkami.
Popchnął delikatnie Snow w stronę mężczyzny samemu stojąc dalej w miejscu ale przyjmując pozycję na ochroniarza. Przynajmniej w taki sposób dawał jej szansę na stworzenie jakiejkolwiek wiarygodnej historyjki. On najchętniej rozwaliłby wszystkim w tym pomieszczeniu i opuścił to miejsce. Chyba pierwszy też raz nie chciał nawet wymawiać swojego nazwiska. Chuj wie ile było Strikerów w kosmosie, ale akurat jedna musiała być sławna. Jeśli się poznali to na pewno poinformuje ją o tym prędzej czy później. W takich momentach cieszył się, że nie przypomina żadnego ze swojego rodzeństwa.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

12 gru 2017, o 10:29

Trudno było stwierdzić, która z tancerek jest właściwą, bo światło nie padało na ich twarze, zresztą odwrócone były do Charlesa tyłem. Ale Snow zdecydowanym krokiem weszła do środka i stanęła po drugiej stronie stołu, na którym stały asari, oparła dłonie o biodra i zmarszczyła lekko brwi. Potem uruchomiła omni-klucz na moment, jakby chciała sprawdzić która z nich dwóch pasuje do wizerunku, który mieli zapisany. I wtedy na jej twarzy błysnęła satysfakcja. Czyli znaleźli tę właściwą. Przynajmniej to poszło po ich myśli.
- Musimy zabrać jedną z twoich tancerek - odezwała się. - Niestety jest potrzebna gdzieś indziej.
- Wparowaliście do mojej loży bez pytania, bez uprzedzenia, w pancerzu i... z bronią? - Hunter wychylił się ze swojego miejsca, spoglądając na czerwonowłosą. Jego wzrok przesunął się po okolicy jej bioder, znajdując w końcu strzelbę u dołu jej pleców, choć strasznie długo mu to zajęło, ze względu na okolice, w jakiej się owa strzelba znajdowała. - No z bronią. I zabieracie tancerkę, za którą zapłaciłem.
Ruchy asari stały się nieco inne, mniej zmysłowe, znacznie bardziej spięte. Nie wiedziały o którą z nich chodzi. Jedna z nich zerknęła przez ramię, zauważając Charlesa. Rozpoznał kształt i kolor tatuaży i drobne cechy charakterystyczne jej twarzy. Było to łatwiejsze, gdy wiedziało się, że to ona. Wyglądała na młodą, ale z drugiej strony one w większości wyglądały, w rzeczywistości będąc pewnie cztery razy starszymi od patrzących.
- Johnny, dajże spokój, niech sobie ją zabiorą - mruknęła Noel.
- Sama daj spokój. Możemy się umówić że oddam ją wam, jak odłożycie broń i siądziecie na chwilę, porozmawiać jak ludzie. Pół godziny i możecie zabierać którą chcecie, albo i obie. Albo możecie wyjść teraz i wrócić po asari za dwie i pół godziny, kiedy skończy się czas za który zapłaciliśmy. Albo mogę wezwać ochronę stacji, która nie lubi, jak się robi problemy z pracownikami takimi jak one.
Uśmiechnął się szarmancko i ponownie wskazał im wolne miejsca. Wyraźnie było tu wcześniej więcej osób, bo na stole stały puste butelki, kieliszki i wysokie szklanki. Teraz została ich dwójka. Snow uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale uśmiech ten nie sięgnął oczu, których jasne spojrzenie utkwiła w Charlesie. Mimo wszystko jednak nie chcieli robić problemów. Nawet jeśli pozostałej dwójce uda się bez problemu przejąć handlarkę, wciąż zostawała komandoska. A gdyby narobili sobie kłopotów już przy przejmowaniu T'Lais, wszystko byłoby później znacząco utrudnione. Kobieta z westchnięciem przeszła do stołu i usiadła przy nim, ruchem głowy wołając też Strikera. Jak już musiała się socjalizować, wyraźnie nie zamierzała tego robić sama. Nie odpięła jednak broni.
- Noel... Stone? Ty jesteś perkusistką, nie? - spytała.
- Taa - odparła kobieta leniwie, opróżniając jakiś kieliszek, chyba nawet nie swój.
- Więc po co wam jest moja tancerka, co? - spytał Johnny, przysuwając się do Snow i obejmując ją ramieniem. Kobieta wyraźnie nie była za dobrze wyszkolona w sztuce uwodzenia, bo skrzywiła się tylko dziwnie, zamiast utrzymać na twarzy sympatyczny uśmiech. - I to, że wy znacie nas, to mnie nie dziwi, ale może wy byście się przedstawili?
- Snow - rzuciła krótko kobieta.
- Pięknie pachniesz, Snow - mruknął Hunter.
- To impregnat do pancerza.
- Jezus, Johnny, kiedyś ktoś ci urwie te łapy klejące się do wszystkiego, co się rusza. To po co wam ona w ogóle? - powtórzyła pytanie, unosząc wzrok na Strikera.

Wróć do „Galaktyka”