W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12100
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Próg Walhalli > Micah] Trouge

12 sty 2018, o 19:58

Wyświetl wiadomość pozafabularną Asari uśmiechnęła się złośliwie, widząc jego zaskoczenie. Nikt tutaj nie spodziewał się, że zachowała przytomność, a już na pewno nie Snow. Teraz ta leżała na podłodze, przygnieciona całym ciężarem T'Rei, która teraz akurat jeszcze postanowiła utrzymać ją przy życiu, ale w każdej chwili mogło się to zmienić. Wyglądała na wściekłą, głównie ze względu na swoją bezradność. Nie odrywała jednak spojrzenia od byłej komandoski i nie ruszała się, bo jednak nie chciała stracić głowy w ten najmniej przyjemny i ostateczny sposób.
Z jakiegoś powodu Bitya nie wzywała ochrony. W słuchawce Charlesa były tylko nieistotne wzmianki o nieistotnych kwestiach, nikt nie ruszył biegiem w stronę odosobnionej sali ćwiczeń w nie tak odległym korytarzu. Może chciała, by wszystko rozwiązało się samo. A może była tak wściekła na T'Rei i jej nieskuteczność, że nie miała nic przeciwko temu, by Striker zabrał ją sobie ze stacji - o ile mu się to uda. Nie ingerowała, a w jej oczach pojawił się błysk zainteresowania. Nie mogła być do końca normalna, biorąc pod uwagę, że dopiero co Charles ją dusił, ale z drugiej strony kto normalny mógł zarządzać tak patologiczną stacją? Może jednak realna groźba śmierci nie była dla niej żadnym niesamowitym przeżyciem i daleko jej było w tej chwili do katharsis.
- Nie wiem gdzie chcesz mnie zabrać, ale nie odlecę z Trouge - powiedziała asari, uśmiechając się nieprzyjemnie. Opuściła wzrok na Snow, która starała się odepchnąć wrogą rękę z omni-ostrzem, wciąż jednak na tyle ostrożnie, by nie doprowadzić do tragedii, której nie chciała bardziej niż ktokolwiek inny w tym pomieszczeniu. - Co, kochanie? I co po twoim szkoleniu na Thessii, co? Kiepsko to widzę. Przydałaby ci się nowa nauczycielka.
Uniosła spojrzenie na Strikera.
- Skąd wziąłeś pancerz? Bo nie pracujesz dla nas.
Zanim jednak Charles zdążył odpowiedzieć, drzwi rozsunęły się, a do środka wparował Kyle z uniesionym do strzału karabinem. Wbił wzrok w dwójkę kobiet, splecioną w tym dziwnym uścisku na podłodze, a potem na Strikera. T'Rei uniosła na niego zaskoczone spojrzenie i choć Snow nie zdołała dzięki temu zrzucić jej z siebie, to udało się jej szarpnąć na tyle, by uwolnić rękę. Jedną rękę, tylko tę, której potrzebowała.
Strzykawka iniektora wbiła się udo siedzącej na kobiecie asari.
T'Rei wrzasnęła.
Omni-ostrze przejechało po szyi czerwonowłosej, a po jasnej skórze Snow momentalnie spłynęła fontanna krwi.
Potem wszystko potoczyło się jakoś strasznie szybko. Błękitnoskóra po kilku sekundach walki ze specyfikiem, który znalazł się w jej krwiobiegu, osunęła się na podłogę. Susan złapała się za krtań, rozpaczliwie usiłując poradzić sobie z zalewającą ją krwią. Kyle krzyknął coś i dopadł do swojej podwładnej, szukając po schowkach w pancerzu jakiegoś medi-żelu, choć ciężko było stwierdzić, czy medi-żel będzie w stanie zabezpieczyć ranę na tyle, by Snow to przeżyła.
- Powinnam was zabić - odezwała się lodowatym głosem Bitya, która nagle znalazła się zaraz obok Strikera. - Ale teraz widzę, że pozbawiając mnie ochrony, pozbawiliście mnie też problemu. Mogło skończyć się różnie. Ktoś mógł zginąć. Ja mogłam.
Tylko głuche łupnięcie z tyłu świadczyło o tym, że Hunter zemdlał.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

12 sty 2018, o 20:46

Westchnął głośno, kiedy przed nim odegrała się scena, którą widział już nie pierwszy raz w swoim życiu. Operatorzy jak oni byli zbędnym elementem, nie wiedział jak wyglądało to w HK ale znał podejście Rosenkova. On na miejscu Susan zrobiłby dokładnie to samo. Ich życie od zawsze było spisane na straty. Patrząc jednak z szerszej perspektywy ilość żyjących operatorów zmniejszała się drastycznie. Zastanawiał się co teraz musiał czuć Kyle widząc swoją podwładną wykrwawiającą się na podłodze tej sali.
W końcu przyłożył dłoń do słuchawki.
- Kod 12B3 i 43D5. Podeślijcie transport medyczny, ja pozbędę się ciała.
Pierwszy kod oznaczał rannego cywila, drugi oznaczał trupa do utylizacji.Wzrok skierował w końcu na Bitye. Jedną z żon tej stacji, która mimo wszystko dalej była tak naprawdę na łasce najemników. Wyciągnął z kamizelki papierosy. Jego zachowanie było inne niż Kyle’a. Dla niego śmierć operatora to była codzienność. Zaciągnął się, wiedząc, że niedługo przybędzie wsparcie. On musiał szybko zniknąć z ciałem.
- Ty chyba dalej nie rozumiesz jak to działa. – Spojrzał na nią pustym wzrokiem. – Wynajęli nas abyśmy zabrali stąd T’Rei, jeśli stanęłabyś na drodze to wtedy zabilibyśmy też ciebie. Naszym zadaniem nie jest przeżyć, naszym zadaniem jest wykonanie założeń misji.
Przeszedł powoli nad ciało T’Rei. Musiał ją przecież stąd zabrać. I na pewno nie w tym mocno rzucającym się w oczy pancerzu. Różnica jednak była taka, że nie zamierzał popełnić tego samego błędu co Susan. Jego omni-ostrze szybkim ruchem wbiło się w kręgosłup. Miał tylko nadzieje, że nie jadła i piła zbyt dużo przed walką. Wolał, żeby nie wyciekło z niej wszystko w momencie, kiedy właśnie straciła panowanie nad swoim ciałem.
Zaczął rozbierać kobietę z pancerza za pomocą ostrza. Nie miał czasu by zrobić to normalnie. Po prostu odcinał kawałki ubrania i całej reszty. Im szybciej tym lepiej. W tym co robił można było zauważyć, że to nie pierwszy raz, kiedy robi coś takiego. Jednak jego wzrok był całkowicie skupiony. Nie chciał jej pociąć. Dodatkowe rany mogłyby przyciągnąć wzrok. Dlatego ranę na jej plecach ukrył pod warstwą medi-żelu.
Przerzucił ciało asari przez ramię. Dla niego była tylko malutkim ciężarem. Podszedł znowu to Bityi. Przyglądał się jej jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
- Ta dwójka trafi do waszego szpitala, ja zabieram ją. – Wskazał na Huntera i Susan. - To wydarzenie nigdy nie miało miejsca, prawda?
Spytał spokojnym głosem. Striker miał wiele wad ale zawsze jego słowo było święte. Jeśli kobieta nie stworzy im problem, to oni nie stworzą problemu jej. Prawda jest taka, że ona była tylko niepotrzebnym świadkiem.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12100
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

12 sty 2018, o 21:19

Blondynka całkiem obojętnie patrzyła na wykrwawiającą się Snow. Jasna skóra leżącej na podłodze kobiety cała była teraz umazana krwią, a jej czarne ubranie, ciężkie i nasiąknięte, oblepiało jej ciało w ten nieprzyjemny, dobrze znany Charlesowi sposób. Pewnie nawet nie zwracała na to uwagi, zbyt zajęta próbami nabrania oddechu. Mogła to jeszcze robić, na tyle, by nie tracić przytomności, ale wyglądało to bardzo źle. Jej działanie było ryzykowne i musiała z tego ryzyka zdawać sobie sprawę.
- Rozumiem doskonale - odpowiedziała żona, nie unosząc na Charlesa wzroku. Nie powiedziała jednak nic więcej, całą resztę ewentualnego komentarza chowając głęboko w sobie i nie widząc powodu, by dyskutować teraz o czymkolwiek z nieznajomym najemnikiem. Znając życie wróci za chwilę do pozostałych i może wcześniej czy później podzieli się tą historią, a może w ogóle nie.
Przez chwilę patrzyła, jak Striker pochyla się nad nieprzytomną asari i obezwładnia ją jednym celnym ciosem. Potem jednak obróciła się w miejscu i po prostu wyszła z pomieszczenia, zostawiając ich tu samych. Nie interesowało jej, jak to się skończy. Dla niej najciekawsze już minęło. Musiała być lekko chora na głowę, nic innego nie wyjaśniało jej absurdalnego zachowania. Nie panikowała, nie protestowała, po prostu zadowolona z faktu, że może opuścić salę, zostawiła wszystko za plecami i poszła dalej jeść swoją kolację, rozmasowując tylko szyję po drodze. Charles widział jeszcze jak uruchamia omni i usłyszał, jak zgłasza brak ochrony, co poskutkowało natychmiastową reakcją dwójki pracowników, którzy pewnie znaleźli ją chwilę później i odprowadzili do stołu.
Fragmenty pancerza stopniowo odpadały od asari, odrzucane na ziemię. Była nieprzytomna i bezwładna. I taka była nadal, gdy do pomieszczenia wpadła grupa sanitariuszy, lekarzy, czy kogokolwiek tu zatrudniali do ratowania życia. Zmierzyli tylko obecnych spojrzeniem, po czym odepchnęli Kyle'a od Snow i zabrali się za stabilizowanie jej stanu. Obecność ochroniarza, jakim był Striker, sprawiła, że nie zadawali pytań.
- Snow tu nie zostanie - warknął do niego Symons, gdy wychodził z pomieszczenia z asari przerzuconą przez ramię. - Choćby skały srały, zabieramy ją z Trouge. Idź do hangaru, czekajcie tam na nas. Asari nie uciekną, dwie nie są w stanie się ruszać a trzecia jest zbyt głupia żeby na to wpaść - ruszył za ratownikami. - Czekacie na nas, jasne, Striker?
Wyciągnął palec w jego stronę, wbijając w niego intensywne spojrzenie. Mieli siedzieć w promie, zamknięci w hangarze, dopóki nie pojawi się w nim reszta grupy. Być może Kyle zmieni zdanie, jeśli pojawią się jakieś problemy, ale na chwilę obecną nie wyrażał zgody na opuszczenie przez kogokolwiek stacji.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

12 sty 2018, o 21:56

Stał w drzwiach z asari przerzuconą przez ramię. Przysłuchiwał się słowom swoje przełożonego. Prawda była taka, że to Symons dowodził, a nie Striker. Musiał wiec słuchać jego rozkazów. Typowe myślenie jakie zaszczepił w nim Rosenkov mówiło dość prosto, że to idiotyzm. Każdy dodatkowa minuta, którą tutaj spędzą była tylko zwiększeniem poziomu procentowego niepowodzenia operacji. Szczególnie teraz, kiedy mili już wszystkie asari i mogliby opuścić planetę. Snow przecież mogła się zabrać z Hunterem z tej planety. Poczuł się trochę dziwnie myśląc o nieprzytomnym mężczyźnie jako członku zespołu, dzięki, któremu wykonali to idiotyczne zadanie.
- Zrozumiano.
Odpowiedział bardzo krótko. Jednak w jego głosie można było wyczuć pewnego rodzaju rozdrażnienie, jakby nie zgadzał się do końca z tym rozkazem ale musiał go wykonać. Jeśli Symons tak postawił sprawę, on nie miał nic do powiedzenia. Teraz czekała go bardzo długa podróż z środka stacji, aż do hangaru. Z przewieszoną asari. Pewnie nikt go po drodze nie zaczepi. Wolał jednak nie usłyszeć jednak w słuchawce, że Bitya nagle postanowiła jednak wysłać na nich ochronę.
- Coma, wracam z przesyłką. Snow jest ranna, Symons rozkazał czekać, aż będziemy w komplecie gotowi do odlotu.
Głos Strikera brzmiał dokładnie tak samo jak te kilka lat temu, kiedy był jeszcze operatorem Rosenkova. Zero niepotrzebnych informacji. Wszystkie inne przekazywał jego ton głosu. Pewna umiejętność, którą znał każdy z nich. Nie mogli otwarcie rozmawiać więc specjalnie intonowali pewne słowa lub modulowali głos, tak aby wyrazić swoją opinię o tym co się dzieje. Oczywiście dowództwo wiedziało o tym ale wolało nie ingerować. Jeśli to pomagało im w komunikacji to nie trzeba było tego usuwać. I tak byli już wyjątkowo posłuszni w tym robili.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12100
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

12 sty 2018, o 22:15

Kyle nie użył żadnego argumentu, a Striker żadnego nie oczekiwał, więc rozmowa skończyła się jeszcze zanim na dobre się zaczęła. Dowódca ich małej grupy wyglądał na wściekłego, choć trudno było stwierdzić na kogo tak naprawdę. Może wszystko skończyłoby się inaczej, gdyby wszedł do sali wcześniej. Gdyby Snow miała więcej siły w rękach. Gdyby miała na sobie pancerz. Gdyby Striker zainterweniował inaczej. Winę można było zrzucić na każdego, ale chyba nie było sensu tego robić, jeśli nie chcieli problemów w grupie. Nie było sensu oskarżać się nawzajem, trzeba było tylko wyciągnąć wnioski, a to już każdy mógł zrobić sam.
- Ja czekam - mruknął do słuchawki Coma, zupełnie nieprzejęty ranną Snow. - Hangar nadal mamy pusty. Jedna śpi, druga ogląda Gwiezdne Wojny.
Jego ostatnie kilkadziesiąt minut musiały być wyjątkowo nudne. Miał pilnować dwóch asari, które nie stanowiły żadnego zagrożenia i nie protestowały. Nawet nie trzeba było przetrącać im karków, po prostu podporządkowały się, czy to świadomie, czy też nie. Tylko T'Rei stanowiła problem i w sumie dobrze się stało, że w tej chwili już nie mogła sprawić im żadnej dodatkowej niespodzianki.
Plany stacji pokazały Charlesowi trasę, która pozwoliła na ominięcie głównej sali restauracji. Może i nikt nie zwróciłby na niego uwagi, ale z drugiej strony asari mogła zostać rozpoznana, a Bitya mogła już coś opowiedzieć, wyjaśniając swoją nieobecność. Nie, lepiej było uciec stąd inną drogą, przez zawiłe korytarze prowadzące w jedno z ramion i tam skorzystać z mniej uczęszczanej windy. Do środka zaraz po nim wszedł inny ochroniarz, niższy od niego o pół głowy i znacznie młodszy.
- Ardat-Yakshi, czy zaćpana? - spytał, opierając się o barierkę w windzie i wyciągając sobie papierosa z kieszeni pancerza. Widać plany poprowadziły Strikera do windy pracowniczej. Może to i lepiej, w pancerzu ochrony nie wyglądał podejrzanie, nawet ze swoją twarzą zakapiora. Tutaj nie było to uznawane za nic nadzwyczajnego. - To jest kurwa najgorsze, sprzątanie. Mówią ci, że jesteś w ochronie, ale zapierdalasz i ściągasz trupy z kanap. Chujowa robota.
Splunął pod nogi, nie przejmując się, że jego ślina zostanie tam pewnie na długi czas. Zmarszczył brwi, wbijając spojrzenie w macki z tyłu głowy asari. Dobrze, że nie widział jej twarzy, bo jeszcze by ją rozpoznał.
- Hej, jaki był twój najdziwniejszy trup? Mój to volus, któremu pękł kombinezon. Kurwa, te flaki jak wystrzeliły to myślałem że się porzygam. Nie wiem co on wziął, ale zdecydowanie za dużo. Jak przejedzona złota rybka.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

12 sty 2018, o 22:32

Samotny spacer po stacji był znacznie ciekawszy biorąc pod uwagę kogo niósł na ramieniu. Wolał nie wpaść na kogoś po drodze, chociaż w udawaniu kogoś kim nie jest szło mu bardzo dobrze. W innym wypadku nie udałoby mu się tak bardzo zbliżyć do swojego celu, a nawet do jednej z żon. Gdyby ktoś mu powiedział, że dostanie się do głowy stacji będzie tak proste to pewnie parsknąłby śmiechem. Dopiero, kiedy wyrosła przed nim winda, na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. W końcu zmierzał do końca tego zasranego burdelu.
Już drzwi windy miały się zamykać, kiedy do środka wskoczył najemnik. Striker tylko westchnął niepocieszony obrotem sytuacji. Jednak, kiedy zaczął rozmowę to wiedział już, że nie wysłali nikogo po niego. Więc musiał tylko dalej udawać, że jest ochroniarzem.
- To i to. – Parsknął śmiechem. – Ujeżdżała martwego turianina w jakimś zaułku. Kumasz? Martwego. Pierdolone zwierzęta. Dziwie się, że dostała pozwolenie na wejście.
Sam wyciągnął paczkę papierosów z kieszonki i odpalił jednego. W najgorszym wypadku będzie mógł korzystać z historyjek jakie udało mu się zdobyć wciągu swojej służby w Rosenkovie. Tam sprzątali przynajmniej raz na tydzień czyjś syf. Ten tutaj jednak okazał się być całkiem spory. Cieszył się, że i tak wyszli z tego w dość dobrym stanie. Jedna osoba to nie, aż taka duża strata.
- Taka praca stary, przynajmniej dobrze płacą. – Zaciągnął się. – Przy okazji, możesz też dupeczki pooglądać. Czasami się trafi jakaś gwiazdka, jak ten. Jak mu tam. Hunter. Można się pośmiać.
Uśmiechnął się lekko. Co jak co ale bardzo dobrze udawał ochroniarza, który odnajdywał się w tym co robi. Zresztą praca tutaj wydawała mu się całkiem prosta i odświeżająca, po tym co robił w swoim życiu. Sprzątanie trupów nie było takie złe. Oparł się lekko barierkę, jedną ręką trzymając ciało T’Rei.
- Najdziwniejszy trup. – Zastanowił się przez chwilę. – Tancerka spadła z balkonu klubowego i nabiła się na rurę do tańca. Jej wnętrzności dosłownie rozciągnęły się po całej długości rury. Wyglądała jak ludzka choinka bożonarodzeniowa.
Chciał już wyjść. W razie czego miał jeszcze T’Rei. Jeśli przyciśnie ją wystarczająco mocno w pasie to wyciekną z niej wszystkie wydzieliny od pasa w dół. Smród będzie straszny ale powinien pomóc w pozbyciu się nowego znajomego.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12100
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

12 sty 2018, o 23:29

Mężczyzna syknął z niedowierzaniem i pokręcił głową, przesuwając oceniającym spojrzeniem po nagiej sylwetce asari. Pewnie skoro pracował tu już jakiś czas, to takie widoki nie robiły na nim wrażenia. Pewnie przychodził moment, kiedy ciało przestawało być kuszące i tajemnicze, a miało się dość świecenia gołą dupą i człowieka zaczynały fascynować normalne ubrane kobiety.
- No, Hunter - mruknął chłopak po nosem. - Co one w nim widzą wszystkie? To jakiś żart. Pedalstwo takie że szkoda gadać.
Widać podzielał zdanie Charlesa na temat muzyka. Dym z jego papierosa stopniowo wypełniał windę, tworząc w niej chmurę dymu, której klimatyzacja nie wyciągała. Ale wystarczyło, że drzwi otworzyły się na wybranym przez niego piętrze, a od razu oddychanie zrobiło się łatwiejsze. Winda dotarła do jakiegoś segmentu pracowniczego i teraz na zewnątrz plątało się sporo ludzi, wyglądających wyjątkowo normalnie i pogrążonych w zwyczajnych dyskusjach, przy świetle przypominającym naturalne i w stosunkowej ciszy. Czyli jednak istniały na tej stacji miejsca takie, w których dało się żyć. Pewnie apartamenty żon też były całkiem przytulne.
- Dobra, to baw się dobrze, mniej ludzkich choinek ci życzę - machnął do niego chłopak i opuścił windę, nie trując mu już zbyt długo. Ot, pogawędka, bo najwyraźniej uznał, że lepiej porozmawiać, niż milczeć przez te kilka minut jazdy. W końcu winda przemieszczała się przez całe ramię stacji, to trochę trwało.
Gdy Striker wysiadł, nie znalazł się od razu w tym czerwonym korytarzu, w którym wysiadał do tej pory. Winda musiała pojechać w drugą stronę. Ale plany wskazywały na to, że nie miał wcale daleko. Tylko zamiast minuty spaceru czekało go tych minut dziesięć. Ciężar asari nie był jednak dla niego zbyt duży, więc szedł bez problemu. Osoby, które go mijały, nawet na niego nie patrzyły, z reguły w stu procentach zaabsorbowane nagim ciałem zwisającym mu z ramienia. Znalazł idealny sposób na jednoczesne przyciągnięcie do siebie uwagi i odwrócenie jej od swojej twarzy. Działało za każdym razem.
Hangar, poza zajmującym prawą część lądowiska promem, nadal był pusty. Drzwi pojazdu były uchylone, a ze środka od wejścia dotarły do Charlesa dźwięki mieczy świetlnych. Saana siedziała na brzegu pokładu, z długimi nogami wyciągniętymi przed siebie i patrzyła na ekran zawieszony pod sufitem. Wydawała się naprawdę zainteresowana, choć vid był stary i aż trudno było uwierzyć, że Coma faktycznie miał go ze sobą. Kto wie, może był fanem. Gdzieś w środku było słychać głęboki oddech drugiej asari, pogrążonej w upojnym, alkoholowym śnie.
- Łoo, co to jest - T'Lais poderwała się z podłogi promu, robiąc miejsce Strikerowi, by mógł wejść. - To jest ta z ochrony? Coś ty jej zrobił?
Wydawała się szczerze przerażona. Pewnie oczami wyobraźni widziała siebie w takim samym stanie, gdyby odważyła się zaprotestować i nie przystała na propozycję. Coma wyszedł z kokpitu i westchnął ciężko na widok nagiej asari.
- Weź jakieś ciuchy Snow - zaproponował, sięgając do leżącej przy ścianie torby. Stamtąd wyciągnął jakiś spory t-shirt, który obejrzał krytycznie. - To nie jest Snow - mruknął. Koszulka należała pewnie do Symonsa, ale mężczyzna wzruszył teraz ramionami i podał go Strikerowi, gdy ten tylko odłożył gdzieś nieprzytomną.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

13 sty 2018, o 03:54

Pożegnał się z mężczyzną skinieniem głowy. Zazdrościł takim ludziom po raz kolejny, dlaczego on nie mógł teraz być na jego miejscu. Robić coś zwykłego. Robić to co oni. Zajmować się rzeczami przyziemnymi. Zabawnie brzmiało jednak, że sprzątanie trupów czy siedzenie w takim miejscu traktował jako coś normalnego. Patrząc jednak na całe jego życie, normalność nie była chyba nigdy dla niego pisana. Chciał po prostu wrócić już na statek i stąd odlecieć. Z Symonsem i Snow czy bez. Nie miało to znaczenia. Musieli wykonać misję.
Podróż do statku nie należała do najłatwiejszych. Nie dlatego, że czegoś się obawiał ze strony gości czy ochrony, czuł się po prostu źle będąc obserwowanym przez wszystkich dookoła siebie. Nie wiedział co niby tak mogłoby przyciągać w ciele tej asari. Dla niego nie było w niej nic specjalnego. Oprócz oczywistych problemów z psychiką, a zaraz przyszłych problemów z kontrolowaniem własnego ciała.
Nie do końca wiedział co się z nimi dzieje. Jeszcze kilka dni temu nie potrafiłby wrócić do tego czym się zajmował. Do tego co znał najlepiej. Miał mieć lepsze życie, lepszą przyszłość. Tak jak mówiła Sonya. Ta historia miała się skończyć szczęśliwie. Niestety przez głupotę oraz kontrakt przez najbliższe dwa lata mógł zapomnieć o lepszej przyszłości. O swojej spokojnej przystani w Montrealu. Jednak jeśli chciałby żeby tamten czas mógł powrócić musiał tylko przeżyć te dwa lata. Będąc jednak człowiekiem jakiego widziała w nim Wade czy jego rodzina nie przeżyłby dłużej niż parę dni. Musiał ponownie stać się człowiekiem takim jak Coma.
Wchodząc na statek czuł się już przytłoczony własnymi myślami. Tym co zrobił. Wyrzuty sumienia powracały. Niszczył innym życia w zamian za jakaś marną pensje. Oddawał swoją lojalnością ludziom, którzy potrafili go dobrze przycisnąć. Sonya była tego przeciwieństwem. Chciała mu pokazać lepszy świat. Nie podobało mu się w jaki sposób zakończył się ich związek, jak ich drogi się rozeszły. Mógłby spróbować do niej wrócić ale czy on tak naprawdę na nią zasługiwał? Przyniósłby tylko więcej cierpienia jakby wrócił.
Posadził asari na podłodze jak worek. Zresztą i tak jej było bez różnicy jakby ją położył. Nawet jakby ją połamał to nawet by nie poczuła. I to nie dlatego, że środek nasenny tak dobrze działał. Pustym wzrokiem śledził Come. Gdyby ktoś teraz wszedł na pokład to ujrzałby dokładnie dwóch takich samych ludzi. Których duszę zostały całkowicie zniszczone przez lodowaty mróz, który był dla nich codziennością. Samotność, której nie dało się opisać.
- Co?
Spytał. Co dziwne powiedział to po rosyjsku. Przyjrzał się koszulce. Na pewno należała do jakiegoś faceta. Westchnął głośno i spojrzał na Dietera.
- Wiesz, że jeśli to Symonsa to oznacza to tylko kłopoty?
Kontynuował wciąż po Rosyjsku. Związek w zespole był problemem. Nie pozwalał racjonalnie myśleć. Co też tłumaczyłoby zachowanie Kyle’a. Charles w ostatnich dniach zdążył się już przekonać jakim idiotyzmem jest walka z bliską ci osobą w jednej drużynie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12100
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

13 sty 2018, o 13:40

- Co? - odpowiedział Coma na komentarz Strikera, marszcząc brwi i wpatrując się w niego niepewnie. W końcu w jego oczach błysnęło zrozumienie. Pokręcił głową. - To Symonsa, ale cała torba jest Symonsa. Mają takie same, pomyliły mi się.
To nie tłumaczyło więc jednak zachowania Kyle'a, gdy Snow została ranna. Może był do niej przywiązany w inny sposób, a może po prostu nie przedkładał jednak powodzenia misji nad dobro swoich ludzi. Nietypowy dowódca, ale też nietypowy oddział. A ich lojalność wobec człowieka, który im to wszystko zlecił, wciąż jeszcze pozostawała niewielka.
- Oni nie są parą - dodał Coma zdecydowanie.
- To jakieś wasze dziwne ludzkie narzecze? - spytała asari, przyglądając się, jak ubierają nieprzytomną w długą koszulkę, żeby zakryć nagość jej ciała. - Translator tego nie łapie. Śmiesznie brzmi.
Wróciła potem do oglądania vidu, zaabsorbowana nim na tyle, by nie przejmować się faktem, że obok niej może dziać się coś niewłaściwego. Nie widziała go wcześniej, bo nie wszystkie ziemskie vidy zyskiwały sławę ogólnogalaktyczną, w szczególności starsze niż 2100. Przestarzałe efekty specjalne jakoś nie przeszkadzały jej wyjątkowo.
Czas mijał strasznie powoli. Sekunda za sekundą, minuta za minutą, a przez drzwi hangaru nie przechodził ani Symons, ani tym bardziej Snow. Ale chyba walczyli o jej życie, bo gdyby już je straciła, ich dowódca wróciłby tu sam i kazałby im startować. Tymczasem minęła godzina, potem półtorej. Saana opróżniła swoją butelkę do zera i włączyła sobie kolejną część Gwiezdnych Wojen, bo ta, którą oglądała, właśnie się skończyła. Dieter czytał coś, nie zwracając większej uwagi na Charlesa, bo nikt nie kazał mu się z nim zaprzyjaźniać. Na ich lądowisku panowała cisza, bo odcięte było od hałasu wnętrza stacji.
W pewnym momencie na omni-klucz mężczyzny przyszła wiadomość. Mógł spodziewać się, że nadawcą jest Kyle, więc z pewnością otworzył ją natychmiast. Przychodziła jednak zupełnie od kogoś innego, a jej treść stanowiła zaprzeczenie wszystkiego, co w tej chwili działo się wokół Strikera. Jak przebłysk z innego życia.
Przepraszam, Charlie.
Nie napisała nic więcej. Nie prosiła, żeby wrócił, nie pisała że chce się spotkać, nie zadawała pytań o to, gdzie teraz jest i co robi. Pewnie żałowała słów, które wypowiedziała w gniewie, a Charles znał ją już na tyle, by wiedzieć, że duma nie pozwoli jej na dopytywanie czy do niej w ogóle wróci.
Dosłownie minutę po otrzymaniu wiadomości hangar otworzył się, a do środka wszedł Kyle, niosąc czerwonowłosą na rękach. Była nieprzytomna, wciąż pod wpływem silnych środków, ale na szyi miała porządny opatrunek, wiec chyba ktoś doprowadził ją do stanu pozwalającego jej na opuszczenie Trouge. Symons musiał się o to postarać. Jego twarz wciąż wykrzywiona była w wyrazie wściekłości, gdy wchodził do promu i rozglądał się w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby ją położyć. Ostatecznie przeszedł do kokpitu i zgonił Dietera z miejsca pasażera, by rozłożyć fotel do pozycji półleżącej i tam przypiąć Susan. Coma zaklął pod nosem, gdy zobaczył w jakim stanie jest kobieta, ale nie skomentował tego w żaden inny sposób.
Chwilę później Kyle bez słowa zajął miejsce kierowcy i włączył systemy pojazdu, zamykając też drzwi. Prom uniósł się i po krótkiej wymianie zdań z kontrolą lotów, opuścili w końcu ten przybytek grzechu i rozpusty, jakim była stacja Trouge.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Próg Walhalli > Micah] Trouge

13 sty 2018, o 16:59

- Miejmy taką nadzieję. – Sam miał taką nadzieje. Jeśli jednak było inaczej, nie chciał nawet sobie przypominać tych chwil Omedze gdzie wbrew jakiejkolwiek logice rzucił się na pomoc Sonyi. Przecież to co wtedy zrobił było zaprzeczeniem tych wszystkich lat spędzonych w Rosenkovie. Wtedy nawet nie pomyślałby o udzieleniu pomocy. Szczególnie, że szansa przeżycia takiego upadku była naprawdę mała. Pokręcił w końcu głową starając się nie myśleć teraz o tamtych wydarzeniach.
W końcu musiał przebrać z tego kombinezonu ochrony i schować zdobyczną zjawę. Raczej człowiek, który leży teraz w parku nie obudzi się zbytnio zadowolony z utraty tak drogiego sprzętu. I tak miał dużo szczęścia. Charles go nie zabił, a akurat takie zazwyczaj rozwiązanie wybierał. Jednak pewne zachowania zostały w nim zaszczepione przez Wade. Ona, pomimo tego, że uważała się za złą osobę to całkowicie nią nie była. Zabijanie innych nie zawsze jest złe, czasami idą za tym szczytne cele. Czy to była zemsta, której teraz żałowała czy turiańscy separatyści na omedze. To byli źli ludzie, tacy jak Striker. To co on robił teraz, znowu podchodziło pod coś co raczej trudno byłoby nazwać szczytną ideą.
Wyszedł na zewnątrz po raz kolejny siadając gdzieś na nadającym się do tego fragmencie pancerza pojazdu. Odpalił papierosa, a głowę oparł na swojej dłoni. Czuł się wyjątkowo zmęczony. Nie fizycznie ale mentalnie. Nie tak miała pójść ich pierwsza misja, nie tak też miała wyglądać jego przyszłość. Jedyną krew jąka miał widzieć to na stole kuchennym przy krojeniu świeżego mięsa. Nie tutaj. Na zadupiu galaktyki. W tym pieprzonym burdelu.
Nie było tego po nim widać ale poczucie winy było silne w jego osobie. Gdyby zareagował wcześniej to Snow by się nic nie stało. Jeśli to przeżyje to pewnie cała wina za to spadnie na niego. Przecież nikt nie będzie obwiniać jej. Charles wiedział, że to ona była głównym winowajcom swojego stanu ale to był plan Strikera. Irytowało go to też. Jak na zwykłego członka załogi musiał opracowywać zbyt dużo planów. To nie powinno być jego zadanie.
Nagle usłyszał dźwięk komunikatora. Miał nadzieję, że to w końcu Kyle. Siedzenie bezczynnie w hangarze nie należało do najprzyjemniejszych, a tym bardziej do najbezpieczniejszych. Nie mieli pewności na ile mogą zaufać Bityi, chociaż ta wciąż nie robiła nic by utrudnić im opuszczenie stacji.
Kiedy jednak zobaczył od kogo przyszła wiadomość oraz jej treść przez plecy przeszedł mu zimny dreszcz. Dlaczego? Dlaczego jej na nim tak zależało. Nie rozumiał tego. Jego umysł nie potrafił tego pojąć. Też czuł się winny tego dnia ale postawił jak zawsze tą misje wyżej niż cokolwiek innego. Jego palce chciały już odpisać na wiadomość jednak otwierające się drzwi od hangaru oderwały go od tej czynności. Widok Kyle’a ze Snow już całkowicie odwróciły jego uwagę od wiadomości. Wiedział, że będzie musiał coś z nią zrobić potem, teraz musiał się skupić znowu na dostarczeniu asari.
Rzucił na ziemię kolejnego papierosa. Leżała już na niej niezła kupka niedopałków. Wrócił do środka i zajął miejsce gdzieś na tyłach pojazdu. W jakiś sposób cieszyło go, że Snow jednak żyje. I tak pewnie będzie miał we własnym dowódcy wroga do czasu, aż misja się skończy.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905

Wróć do „Galaktyka”