Wyświetl wiadomość pozafabularną
Pomimo pory, któraś ze zmian w centrum medycznym teraz trwała, a pozostali pracownicy mieli wolne. Na korytarzach było ich dość sporo - w odwzorowującym naturalne oświetlenie systemie lamp ciężko było doszukać się wad. Od razu czuło się nieco inaczej niż gdy przemierzali pustkowie w Bestii, choć świerzbiące uczucie pod płytkami pancerza pozostało odkąd dzięki burzy zagnieździło się w ich świadomości.
Lekarz słuchał spokojnie ich słów, zajęty przygotowywaniem wszelkiej aparatury, która mogła mu się przydać, nie podnosił wzroku znad małego ekraniku komputera, który sobie przysunął na kółkach do łóżka Tori.
-
Mam zająć się pacjentką, czy szukać po szufladach fiolek? - odparł z przekąsem, słysząc żądania turianina. Otworzył jedną z szuflad, w której istotnie znalazł kilka specyfików, ale nie takich, o których Viyo myślał - wyjął je wraz ze strzykawką, lecz bez pełnej konsultacji niczego nie próbował asari podać. Zamiast tego na monitorze odpalił skan jej ciała, który powinien wykazać wszystko to, o czym już powiedziała. -
A to ciekawe - dodał, gdy turianin wspomniał o ważnym odkryciu.
Ciało Accthana przeszyły w tej chwili dreszcze, a w ustach pojawił się kwaśny posmak. Pancerz robił się ciasny, zbyt ciasny dla mężczyzny, który czuł, że zaczyna się w nim gotować. Niewypowiedziane myśli kołotały się w jego głowie, podczas gdy organizm panicznie próbował je z siebie wydostać, w absurdalnym wstrząsie. Gdy Ja'antian otworzył usta, nie kwieciste słowa, a wymioty uderzyły o posadzkę centrum medycznego - coś, co skłoniło doktora do skrzywienia się.
-
Podaj mu wody - rzucił do Carlosa, który stał najbliżej. Turianinowi wskazane było siedzenie - jedno z krzeseł, blisko dyspozytora, z którego żołnierz mógł napełnić mu kubek.
Asari spodziewała się miliona pytań, lecz te nie padały w jej stronę. Doktor wydawał się być tak samo spokojny jak w dniu, w którym wraz z Alaną go poznały - zdystansowany. Być może widział zbyt wiele w swojej karierze, by przejmować się losem obcej mu kobiety. A może to, co stało się na zewnątrz, również go nie interesowało.
Rutland cichym poleceniem kazał Tori przestać się ruszać, gdy maszyna kończyła skan. Jej dłoń zawadziła o metalowe wypustki, wyczuwalne w powierzchni łóżka - miejsca, z których wysuwały się obręcze, mające przytrzymać kończyny możliwie niesfornego pacjenta na miejscu. W tej chwili były wsunięte do środka.
-
Niestety, bez zezwolenia pana Girbacha nie mogę ich wydać.
Odwrócił się tyłem do swojej pacjentki, sięgając do kolejnej półki po dozownik - małą strzykawkę.
-
Czy życzy sobie pani czegoś na złagodzenie bólu? - spytał bez życzliwości, dość obojętnie, niemalże oschle, patrząc na kobietę zza szkiełek okularów.
Drzwi prowadzące na korytarz otworzyły się z sykiem. Stanęła w nich Diana, ze zdeterminowanym wyrazem twarzy, za którym chowała czyhającą w oczach rezygnację. Pod pachą trzymała hełm - nie pasujący do jej obecnego pancerza, lecz z pewnością bardziej odpowiedni niż turiański.
Weszła do środka, stając po prawej stronie drzwi, naprzeciw łóżka Tori. Tym samym odsłoniła przejście, w którym pojawił się rosły mężczyzna, ubrany w uniform Kobo. Przy pasku miał zawieszony pistolet. Łypnął wzrokiem po pomieszczeniu i wszystkich siedzących wewnątrz, po czym przeszedł na drugi jego koniec, odwracając się w stronę przejścia, z którego za nim wyszedł Darron Girbach. Ten podszedł do łóżka Tori, stając praktycznie obok Diany. Jego twarz spochmurniała, dodając mu wizualnie lat.
-
Co się tam stało? - spytał cicho, świdrując spojrzeniem Vesser, która skrzywiła się na samą myśl o tym, że będzie musiała opowiadać. Widząc, że nie otrzyma od niej odpowiedzi, przesunął wzrokiem po pozostałych.
Za nim zamknęły się oba skrzydła drzwi, lecz zanim to nastąpiło, do środka wsunął się drugi mężczyzna w analogicznym uniformie co pierwszy, lecz o sięgających ramion, przetłuszczonych, ciemnych włosach. I przy jego pasie widniała broń. Stanął po lewej stronie drzwi, obserwując wszystkich, jakby ktoś nagle miał rzucić się w kierunku jego lub Girbacha.
Wyświetl wiadomość pozafabularną"do północy" nie znaczy "póki Hawk nie odpisze następnego dnia".
Deadline: piątek, 12:00, jako że ten post daję w nocy i większość z was przed ranem go nie przeczyta.