Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diana milczała tylko chwilę, po której usłyszeli jej siarczyste przekleństwo. Kilometr to może nie była spora odległość - zaledwie jedno ziarno Klendagońskiego piasku w skali kosmicznej, ale, biorąc pod uwagę warunki, w jakich podróżowali Tori i Carlos, na piechotę, to jednak robiło lekkie wrażenie. A także budziło niepokój, tak łatwo słyszalny w głosie kobiety.
-
Cholera, czemu tak daleko? - zdziwienie dość łatwo było rozpoznać. Nie brzmiało też na fałszywe. Choć burza miała negatywny wpływ widoczny gołym okiem na towarzyszach Vesser, ta sytuacja nie wydawała się być jej znana. Może dlatego, że zmieniły się osoby zaginione. A może przez krótki czas, który tu spędzili.
-
Szybko, Viyo - warknęła, gdy ustalili to, który z turian wsiądzie z nią do Bestii. -
Ja'antian, przekażę przez Vexa wzmacniacz, będzie przy śluzie wewnątrz. Spróbuj podłączyć go od środka. Wyłączyła swój komunikator tuż po wysłaniu prośby do Accthana o przesłanie jej lokalizacji Tori i Carlosa, i utrzymywanie nadawania tego sygnału do niej tak długo, jak tylko pozostanie w zasięgu - a przynajmniej póki turianin nie wzmocni ich sygnału i nie naprawi komunikacji, nim nie utracą jej na powrót, gdy stację otoczy burza.
Vex
Vex ubrał się sprawnie - po wyjściu na zewnątrz, kobietę zastał za kierownicą uruchomionego pojazdu. Dłonie trzymała mocno zaciśnięte na kierownicy, a hełm wciąż pozostał na jej głowie. Wewnątrz, w powietrzu, unosiły się drobiny piasku, niesione wątłymi podmuchami powietrza wydostającego się z systemu podtrzymującego cyrkulację powietrza w pojeździe.
Nie dostrzegł zbyt wiele otoczenia. Z jego perspektywy, gdy otworzyła się śluza prowadząca na zewnątrz, przywitał go huk i zamieszanie. Do Bestii dobiegł zanim wyszedł na otwartą przestrzeń i mógł rozeznać się w sytuacji. Po tym, gdy drzwi za nim się zatrzasnęły, pojazd wypruł do przodu, niemal pozbawiając go równowagi.
Po krótkiej chwili zniknęli Ja'antianowi z oczu, pozostając jedynie kropką nadajnika Diany, zbliżającą się powoli do dwóch, poruszających powoli, innych kropek.
Pogoda znacznie się pogorszyła. Normalnie jasny Klendagon klękał przed nadciągającą ciemnością, kalając atmosferę wirującymi drobinkami piasku, wdzierającymi się we wszystkie zakamarki pancerza Bestii, piaskując powierzchnię pojazdu. Wyjeżdżając z naturalnie osłonionego zagłębienia pośród skał, Viyo miał okazję dostrzec wielkość tego, co wkrótce miało uderzyć w stację badawczą.
Horyzont przykryła płachta nieregularnego, szarego dymu, przypominającego wzburzony, ciemny płyn, nieograniczony ściankami naczynia, w którym się znajdował. W miejscu na powierzchni, który przykrywał, z ziemi podnosiły się mniejsze lub większe lejki - spiralne, piaszczyste demony, kręcące się we wzburzonym centrum suchego oceanu, zalewającego pustynię metr za metrem.
Vesser nie podziwiała widoków. Prowadziła Bestię gwałtownie, wiedząc, jak mało czasu mają. Pojazd uderzał w większe zaspy, a w niektórych momentach turianinowi mogło się wręcz wydawać, że odrywa się od ziemi, unoszony gwałtowniejszym porywem wiatru.
Adrenalina była czymś, do czego Viyo był przyzwyczajony - czego skutki znał, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. A jednak siedząc na pokładzie Bestii narastał w nim pewien lęk, niepokój, rosnący z każdą sekundą, z którą do pojazdu zbliżała się gwałtowna burza. Ciężko było mu się dziwić - w takiej sytuacji mało kto pozostałby w pełni spokojny. A jednak kobieta prowadząca pojazd od momentu, w którym do niego wsiadł, aż do samego końca miała pozostać w jednej, tej samej pozie - jakby zamarła, trzymając w stalowym uścisku kierownicę, a w oczach mając lód.
Minęły cale dni w ich subiektywnym odczuciu, nim Diana nie warknęła czegoś pod nosem, zmuszając turianina do koncentracji wzroku na krajobrazie. W oddali dostrzegli dwie, odcinające się od piasku sylwetki, wędrujące w stronę przeciwną niż ta, z której nadjeżdżali.
-
Co oni, kurwa, robią? - krzyknęła czarnowłosa. Dopiero gdy podniosła głos, Viyo uświadomił sobie, z jak wielkim hukiem piasek uderzał o metalową powierzchnię pancerza ich pojazdu, wypełniając uszy specyficznym dźwiękiem, zlewającym się wraz z czasem do białego szumu.
Jedna z sylwetek w tej samej sekundzie błysnęła na niebiesko - bariera wokół asari uaktywniła się, lecz cała jej energia szybko się ulotniła, przetransformowana w pocisk, który pomknął w stronę drugiej postaci, w nagłym i niespodziewanym ataku na Browna, z którego Tori z pewnością ciężko będzie się wytłumaczyć.
-
Wyjdę po nich - dodała, zatrzymując gwałtownie pojazd półtorej metra od stojącego w miejscu Carlosa.
Może nie chciała drugi raz popełnić błędu pozostania w pojeździe podczas gdy wszyscy pozostali byli na zewnątrz.
Tori, Carlos
Ostatnim, co pamiętali dokładnie, było wygrzebywanie ciała skrytego pod piaskiem. Drobiny przesypywały im się przez palce chronione rękawicami, spadając na ciemny, cywilny pancerz. Zmęczeni trudem, z jakim przychodziło, nawet ich dwójce, wyciągnięcie ciała spod powierzchni, opadli na kolana, ostrożnie badając przed tym grunt. Wzmacniacz odłożyli na bok, świadomi tego, że był priorytetem - choć te mogły zmienić się w każdej chwili.
Wraz z piaskiem, przez dłonie przesypywał im się również czas. Ryk burzy wdzierał się do uszu asari, a mocniejsze podmuchy niemal zdmuchiwały ją samą, choć przecież nie uderzały bezpośrednio w jej plecy, a barierę, którą wytworzyła wokół nich, by powstrzymać choć część nieprzyjaznych skutków zbliżającego się frontu.
Wijące się w oddali, piaskowe demony, wydawały z siebie odgłosy przypominające walkę, do której podstępne żywioły usiłowały skłonić również żołnierza. Karabin, ostrze, gołe pięści. Ilość amunicji, włączony program. Stan tarcz. W głowie Carlosa nastąpiło sprawdzanie własnej gotowości do walki, jak gdyby zbliżała się horda przeciwników, a nie siła, z którą walka byłaby bezcelowa.
Kobieta zamarła, gdy, przesunąwszy po powierzchni wizjera dłonią, odgarnęła zalegający nań kurz, zza którego trup obdarzył ją śmiałym spojrzeniem zielonych oczu, spoglądających na nią codziennie z lustra, w które zerkała po wyjściu z prysznica. Biotyczna bariera na moment osłabła, gdy, wytrącona z równowagi asari odskoczyła od leżącej skorupy, podczas gdy wszystkie zmysły odebrały obecność kogoś jeszcze. Jak gdyby leżąca, martwa Te'eria usiłowała zespolić się ze swoim żywym odpowiednikiem, przejąć władzę nad nowym, wciąż żywym i zdrowym ciałem, póki jej iskra nie zgaśnie.
Mężczyzna odsunął się, potrącony przez odskakującą Tori. Poirytowany jej zachowaniem, odsunął ją na bok, ignorując szepty niknące w szumie uderzającego o ich barierę piasku. Szepty, które wydobywały się z ust asari, mówiącej teraz do niego, do siebie, lub do kogoś jeszcze innego. Złapał męski pancerz pod ramiona i jednym, mocniejszym zrywem wydostał z zaspy, w której trup utknął wcześniej. Sięgnął rękawicą do wizjera wzmacnianego, bojowego hełmu i zerknął do środka.
Czarne spojrzenie gnijącego trupa przewróciło coś w sercu mężczyzny do góry nogami. Wywołało lęk, stres tak wielki, że w reakcji na niego ostrze mężczyzny wysunęło się, jakby trup w każdej chwili mógł ożyć. Pancerz marynarki Przymierza leżał jednak nieruchomo, obojętny na zbliżający się kataklizm.
Niewiele pozostało w ich pamięci poza tym. Wrażenia słuchowe, dźwiękowe. Nagła fala światła, jaśniejszego niż wszystko, co widzieli dotychczas, która wygnała ich z dobrze znanego sobie terenu w otwartą przestrzeń. Światła, które pół minuty później zniknęło, pozostawiając ich w ciemności, pozbawiając wzroku. Obca siła gnała ich do przodu, badając, studiując tak podobne do siebie umysły dwójki tak różnych od siebie ludzi. Wrażenie bycia obserwowanym, podsłuchiwanym, umacniało ich potrzebę biegu.
Bariera Te'erii wkrótce zniknęła, gdy kobieta opadła z sił, lecz żadne z nich nie potrafiło dokładnie określić kiedy to się stało. Szli do przodu, wiedząc doskonale o tym, czego chcą, oraz gdzie mogą to dostać, lecz nie potrafiąc tego sprecyzować. To nie ryk Bestii, nie krzyki Diany, wytrąciły ich z transu.
Był to kamień wielkości pięści, porwany wraz z wiatrem, uderzający w bok głowy najemnika, przez który ten zachwiał się, krzywiąc z bólu, który wywołało nagłe uderzenie - nawet, jeśli nie został trafiony w czaszkę, skutek odczuł od razu. A po nim przyszły alarmy.
Najpierw jeden, który wziął za efekt uderzenia - być może utracił szczelność hełmu. Kolejne, kwitnące przed oczami Browna ikonki powoli cuciły żołnierza. Systemy podtrzymywania życia meldowały liczne uszkodzenia powierzchni wywoływane lecącym na nich piaskiem. Wiatr i ciśnienie osiągały skrajne wartości, odczuwalne w tyle głowy.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co dzieje się wokół niego. Przystanął, rozglądając się, a jego wzrok natrafił na szalejącą powierzchnię okalającego horyzont, szarego całunu nadciągającej burzy. Dotarło do niego, gdzie się znalazł.
Te'eria jednak nie ocuciła się sama. Gdy zmysły wróciły do Carlosa na tyle, by mógł sobie przypomnieć o jej obecności, asari była już kilka metrów dalej. Brnęła do przodu, choć jeden z mniejszych płatów jej pancerza niemal się oderwał, a bariery wokół niej nie było. Tori nieugięcie parła do przodu, nie zwracając uwagi na krzyki czy nawoływania. Dopiero gdy mężczyzna do niej dobiegł i złapał ją za rękę, zatrzymała się, a jej sylwetka błysnęła błękitem. Biotyczny pocisk uderzył go w klatkę piersiową, niemal pozbawiając równowagi gdyby nie to, że z kompletnie odwrotnej strony napierał na jego ciało wiatr.
Dopiero po tym, po kolejnej próbie, również do Tori powracała świadomość własnego istnienia. Coś tak oczywistego, stanowiącego podstawę rozumności gatunku, a jednak coś, co zatracili oboje podczas wędrówki, która nie pozostała w ich głowie, ulotna niczym piasek na wietrze.
Był też koniec tej podróży. Skryty wraz z wspomnieniami podróży za zasłoną powstałą wewnątrz ich głów, tak cienką, lecz namacalną. Czuli jej obecność, zupełnie tak, jakby wszystkie ich myśli, cele, pragnienia stworzone podczas ucieczki były na wyciągnięcie ręki, lecz jednocześnie o milimetr za daleko, by mogli po nie sięgnąć. Było to frustrujące uczucie - niemożność przypomnienia czegoś tak oczywistego, wydawała się być nie do pomyślenia.
-
TORI, CARLOS, CO WY DO CHOLERY ROBICIE?! - wrzask Diany zwrócił uwagę na pojazd, który nadjechał i, chwilę później, zatrzymał się obok ich dwójki. Pomimo stojącej obok Bestii, ciężko było powrócić do rzeczywistości - tak, jakby przez ostatnie pół godziny żyli w nieco innym świecie, innym stanie świadomości, a teraz tylko czas mógł pozwolić im na pełny powrót do świata, w którym żyli normalnie. Do stacji badawczej czy pojazdu, do Vexa, Diany i Ja'antiana - wszystkiego, co teraz wydawało się być odległą przeszłością, która ich nie dotyczyła.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąPowracamy wszyscy do gry. Pozdy deadline: jutro, północ. to jest środa, 19.