Zarzuciła na ramię wrzynający się pasek swojej ciężkiej torby podróżnej i ruszyła wraz z całą grupą za Dianą. Słuchała udzielanych odpowiedzi i próbowała przez chwilę dopasować informacje na temat rozkładu dnia i dopasowania go do 54-godzinnej doby - niestety, nie do końca skutecznie. Godzina czterdziesta piąta oznaczała, że do tutejszej "północy" pozostało niemal dziewięć godzin. Posiedzenie zarządu o pierwszej, czyli za dziesięć godzin, pierwszy wypad o wschodzie słońca, o siódmej. Za szesnaście godzin. Potrząsnęła głową, lekko skonfundowana, wprowadziła informacje do swojego omni-klucza.
Vesser cały czas mówiła, odpowiadając na zadane pytania. Niektórych odpowiedzi udzielała niemal z bólem, jakby wbrew sobie, zaś odpowiedzi były ogólnikowe i nie wyczerpywały tematu. Tak, jak odpowiedź na pytanie zadane przez Tori. Co mogła oznaczać "niedyspozycja" lekarza, którego Tori miała zastąpić? Choroba? Wypadek? Atmosfera tajemniczości i niedomówień sprawiała, że asari zaczynała się obawiać tego miejsca.
Przechodząc przez pierwsze, kwadratowe pomieszczenie, Tori uśmiechnęła się i skinęła przyjaźnie głową w kierunku dyskutujących tam dwóch mężczyzn i asari. W końcu byli to przyszli koledzy z pracy. Teraz wszyscy stanowili zespół. Mężczyźni zamilkli na ich widok po czym odwrócili głowy, asari spuściła wzrok nie zaszczycając Tori nawet spojrzeniem.
Co tu się dzieje? Kiedy w końcu zaczniemy dostawać konkretne odpowiedzi?
Minęli centrum medyczne, szatnię, stołówkę i dotarli do kompleksu mieszkalnego. Jej towarzysze wymienili się namiarami na swoje omni-klucze, więc Tori dołączyła do nich. Rozesłała swoją częstotliwość, zapisała informacje otrzymane od pozostałej czwórki. Wymianę zdań na temat prowizorycznej strzelnicy wysłuchała z zainteresowaniem - w końcu i jej odrobina treningu by się przydała. Dawno już nie strzelała, a coś jej mówiło,że tutaj ta umiejętność może się przydać. W tej chwili bardziej interesowała ją inna forma treningu - na planie nie znalazła żadnej sali gimnastycznej ani siłowni. Gdy chciała teraz zapytać o to Dianę stwierdziła, że było już za późno - kobieta zdążyła już zniknąć. Szkoda. W wolnym czasie Tori lubiła się spocić przy ćwiczeniach fizycznych - dzięki temu mogła utrzymać formę, ale i odstresować i zrelaksować się.
Uśmiechnęła się do pozostałych i weszła do swojej kwatery zamykając za sobą drzwi i rozejrzała się po wnętrzu.
- Przytulnie - odezwała się do siebie samej. - I nareszcie ciepło.
Rzuciła torbę na łóżko, obejrzała łazienkę, wyjrzała przez otwarty panel okna na chaos drobinek piasku wirujących na zewnątrz. Westchnęła i zamknęła przysłonę okna. Rozpakowanie się nie trwało długo - pancerz (po wcześniejszym sprawdzeniu, czy faktycznie nigdzie nie pozostała żadna metka) powędrował do szafy, obok niej zawisła sukienka, którą asari zdjęła z siebie pozostając jedynie w samej bieliźnie. Miała ochotę wskoczyć pod gorący prysznic, żeby wygnać z siebie całe zimno, ale postanowiła najpierw rozlokować się w pokoju. Już po chwili reszta ubrań znalazła się również w szafie - równo poskładane w kostkę i posegregowane. Pochłaniacze ciepła, onmi- i mediżele powędrowały do dolnej szuflady biurka, w górnej znalazł się pistolet.
- Nareszcie jak w domu - uśmiechnęła się, rozebrała do końca i na bosaka potruchtała pod prysznic pozwalając, by gorąca woda obmywając ją wygoniła resztę chłodu i wyziębienia z jej ciała. Gdy w końcu wyszła z kabiny, zawinięta w czarny, kąpielowy ręcznik, przetarła zaparowane lustro i uśmiechnęła się, spoglądając sama sobie w oczy.
- Witaj na Klendagonie, Tori Te'eria. Mam nadzieję, że twój pobyt będzie przyjemny. No, dobra - dodała po chwili i przeszła do pokoju, stając znów przed szafą. - Standardowy dylemat dnia codziennego: "Co ja mam na siebie włożyć"? Obiecywałaś sobie, że nie będziesz tu nosić białego, moja panno, a tym czasem większość twojej garderoby to biel. Ciekawe, czy to indywidualne upodobanie czy wpływ wychowania babki?
W końcu zdecydowała się na czarne legginsy i białą (niestety), opiętą tuniczkę z krótkimi rękawami, sięgającą połowy uda, przez co od biedy mogącą być uznaną za sukienkę. Całości dopełniły lekkie buty i szeroki, czarny pasek zsunięty na biodra. Wahała się chwilę, ale ostatecznie przypięła do paska generator tarcz. "Na wszelki wypadek". Chwyciła jeszcze ocieplany (i również biały) bezrękawnik i była gotowa by zacząć zwiedzanie ośrodka.
- Najpierw centrum medyczne. Potem stołówka i kuchnia. A potem może się uda dowiedzieć czegoś na temat siłowni. - ułożyła sobie plan działania, po czym zakodowała zamek swej kwatery i wyszła na korytarz idąc wprost do centrum medycznego.