Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wystrzały podające z jednej strony, niosące duży huk i błysk wyładowań elektrycznych mechanizmu. Całość kumulowała się w małej kubaturze pomieszczenia, dając ogłuszający efekt. Chwilę później rozbłyski tarcz Darona, o które zawadziły wystrzelone kule, nie docierając tym samym do celu. Grymas na twarzy mężczyzny. Krzyk kobiety. Kolejny pocisk, tym razem z drugiej strony, wystrzelony z pistoletu. Głuchy trzask upadającego ciała kobiety. A wszystko to w zaledwie ułamki sekund.
Ja'antian nawet nie zdążył zareagować na to co się działo, nawet gdyby udało mu się, to nie wiedział jak. Diana padła martwa od jednego strzału z bliska w głowę. Nie dało się zaprzeczyć, że już nie wstanie, nie będzie kolejnym superbohaterem w stylu "zabili go i uciekł". Przez żywiołowość Carlosa, Vesser nigdy więcej nie postawi stopy na pokładzie Bestii, nie odnajdzie reszty zaginionych, swoich przyjaciół, może nawet kogoś bliższego. W tym jednym momencie wszystkie jej ambicje, cele, dążenia przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. To jakie miała zdanie na temat poszczególnych członków tej dziwnej drużyny, przestało kogokolwiek obchodzić. Mimo, że turianin nie złapał z nią zbyt bliskiego kontaktu, a szczerze mówiąc, ledwo ją poznał, było mu żal, że umarła. Wątpliwe, żeby miał popadać w rozpacz z tego powodu, ale to była niepotrzebna śmierć osoby, którą warto było poznać, dla jej ambicji, celów, dążeń.
Jednak teraz nie był czas na płakanie nad rozlanym mlekiem, a dokładniej kałużą krwi zbierającą się wokół głowy przewodniczki. Atmosfera zelżała tylko na moment, po czym wróciła do poprzedniego stanu gęstości. Sytuacja nadal była napięta, trzy osoby z wyciągniętą bronią palną, trzy kolejne z modami do omni-kluczy, lub innymi narzędziami zazwyczaj nie służącymi do mordu. Actthan jednak nie celował w Girbaha skupiał się na Carlosie, Vexie i dwóch ochroniarzach. Choć pistolet to trochę mało, żeby jakoś go skutecznie wykorzystać przeciwko tarczom, jednak dawał trochę przewagi, poza tym technika "szybkiego palca" była zawsze skuteczna, nawet jeśli mało celna.
-Co do tego "nie macie nic na mnie" - powiedział przedrzeźniającym tonem w stronę Darona, nadal nie odciągając broni, ani wzroku od czwórki - to się trochę mylisz. Mamy, aż trzech - turianin spojrzał kątem oka na Te'erię, która nie wydawała się, żeby kontaktowała - świadków morderstwa. Nie ważne, czy prowokowane, czy pod wpływem emocji, ważne, że ktoś zacznie zadawać pytania, może niekoniecznie wygodne - pilot zostawił myśl do dokończenia. Jego zdaniem, ktoś mógł dojść do jakichś ukrywanych faktów, lub też może narobić dużo problemów "szefowi". Tak czy owak skutki mogą być na tyle nieprzyjemne, że Antian uważał to za dość silny argument, a przynajmniej dostatecznie silny.
- Ty co prawda masz życie Tori, ale jak nam powiedziałeś, zależy Ci na tym, żeby ona przeżyła. Czyli jeżeli ona zginie zostaniesz bez odpowiedzi, której tak bardzo potrzebujesz i żeby ją zdobyć będziesz potrzebował kolejnej osoby, która będzie miała taką odpowiedź, a po skandalu z morderstwem będzie o to trudno. - Actthan przeniósł tym razem wylot lufy w stronę nieprzytomnej błękitnoskórej lekarki i trzymając pistolet w lewej ręce, spojrzał hardo w oczy ludzkiego mężczyzny. W jego spojrzeniu nie było widać grama strachu, a przynajmniej starał się to zgrabnie ukryć, bo pod przykrywką tego chłodu, tej zimnej kalkulacji i opanowania, krył się mały turianin, gdzieś w środku, który właśnie ryczał z powodu tak wielu, tak skrajnych i tak intensywnych emocji. - Zastanów się dobrze kto aktualnie rozdaje karty - syknął wręcz do Darona, a w tym syknięciu było czuć groźbę pociągnięcia za spust i zamordowania bezbronnej kobiety. Po tym wrócił spojrzeniem do pozostałych, coby nie zostali tak samopas i nie zrobili czegoś co mogło przeszkodzić w prawie pokojowych pertraktacjach.
Oczywiście Ja'antian nie byłby w stanie zrobić czegoś podobnego, kłóciło się to z nim. Blefował najlepiej jak potrafił, starając się zachować zimną krew. Strzelanie do bezbronnej, kobiety, którą zdążył polubić, byłoby olbrzymią głupotą, na którą mógł porwać się tylko całkowity psychopata, bez kręgosłupa moralnego. On taki nie był. Miał pewne zasady których nie zamierzał łamać ani, w miarę możliwości, naginać.
- Dogadajmy się jakoś, żeby każda ze stron wyszła z tego układu zadowolona.
Wyświetl wiadomość pozafabularną