11 paź 2017, o 22:58
Ja'antian wpadł w pewne osłupienie słysząc, jak Tori domaga się prysznica. Niby dobry pretekst, żeby jakoś zyskać na czasie, ale w jego oczach dość głupi. Nerwowo spojrzał w stronę drugiego ochroniarza, który sięgnął do kabury. Powstrzymał się od zrobienia tego samego, żeby nie wywoływać niepotrzebnych sytuacji, przez którą mógł zginąć ktoś z drużyny. Mimo wszystko nie napawało go to optymizmem, że ochrona tak chętnie wyśle "list polecony", w stronę jednego z członków, już byłej, ekipy poszukiwawczej. "No bo skoro szefu mógł, to dlaczego ja nie mogę?" zaczął drwić w myślach z jednego ze strażników. Z drugiej jednak strony, co by było gdyby to właśnie on był jednym z goryli, czy też zachowywałby się w ten sposób? Może faktycznie to było dość naturalne. Może taki był mechanizm psychologiczny. Nawet jeśli to i tak trudno stwierdzić jakby się zachował na tym miejscu turianin, zwłaszcza taki jak Actthan, postępujący prawie turiańsko, który za pewne często zasłaniałby się honorem tylko po to by nie robić czegoś, a za zwyczaj przywiązując do niego małą wagę. W przypadku "zwykłych" turian honor to rzecz święta, co można zobaczyć na przykładzie Vexa, a przynajmniej tyle było widać dotychczas. W przypadku Ja'antiana honor był bardziej jak kodeks piracki, można się nim zasłaniać, ale nikt za bardzo o nim nigdy nie słyszał; proste narzędzie, które może służyć do wyjaśniania dlaczego coś się zrobiło i nikt nie ma do tego pretensji, o ile nie koliduje to z prawem.
Z zastanowienia wyrwał go głos jednego z ochroniarzy, aż dziwne było, że zna tyle słów. Pewnie miał jakiś syntezator mowy, prze który mówiła WI... Dość z żartów na temat inteligencji najemników, bo się jeszcze Carlos obrazi, a on jest przedstawicielem tego gatunku...
Chcąc, nie chcąc Actthan ruszył dalej w dół korytarza do doków. Odwrócił tylko delikatnie głowę w stronę Tori, ze zdziwionym wzrokiem, kiedy ta cięto skróciła strażnika. Nic co prawda nie powiedział, ale asari dokładnie wiedziała co chciałby teraz powiedzieć, dało się to wyczytać, z jego mimiki - "No proszę, kobieta mówiąca ludzkim głosem, niesłychane". Natomiast słowa Browna nieco go zawiodły, taka szybka i nagła zmiana frontu.
- Najemnicy - skomentował cicho, ale raczej nie na tyle, żeby nikt nie usłyszał. Pokręcił tylko głową w geście dezaprobaty.
Actthan miał o nich złe zdanie. W jego oczach nawet piraci są bardziej honorowi, bo przynajmniej trzymają się swojego frontu, a najemnik podąża głównie za pieniądzem. A wiecie ilu najemników trzeba, żeby zmienić żarówkę? Zależy ile płacisz... Nieważne. W takim świetle porównując Ja'antiana do stereotypowego najemnika, to się nagle okazuje, że ten turianin wykazuje się niezwykłym honorem. Mimo że na tle współbratymców jest wątłej reputacji. Daje mu to tyle, że ma mniejsze problemy moralne, ale nadal je ma w przeciwieństwie do najemników.
Zdarzają się jednak takie sytuacje jak te, w których pilot siódmej floty turian wolałby być zwykłym, nieczułym najemnikiem, który od tak podchodzi do śmierci niewinnej kobiety, z którą spędził trochę czasu. O ileż byłoby łatwiej w takiej chwili. Kilka rozmów i zwierzeń wystarczyło by chcieć pomścić jej śmierć. Ratowanie rodaka było kwestią prozaiczną i naturalną. Z tym nie było się co sprzeczać. Dlatego czuł wzmagający w nim gniew. Gniew na chwilową bezsilność. Mając wsparcie Tori i miejmy nadzieję Carlosa, który tylko się zgrywa przed ochroną, można względnie łatwo dokonać to co jest konieczne. Niestety jak widać to jeszcze nie był czas, żeby wykonywać jakiekolwiek akcje. Może będzie jakaś możliwość już na pokładzie. Trzeba mieć na to nadzieję.
Teraz jednak szli i z każdym kolejnym krokiem gniew, wzgarda i bezsilność wzrastały w Actthanie, domagając się jakiegoś czynu. Krew powoli zaczynała się gotować w żyłach, adrenalina spinała mięśnie, oddech przyspieszał. Turianin mimowolnie zacisnął pięści i spoglądał raz na jednego, raz na drugiego ochroniarza wilkiem.
- Jak to jest pracować dla gnidy, która morduje z zimną krwią przyjaciół, dla jakiegoś tam Oka? - zagadał do któregoś z eskorty. - Nie pomyśleliście, że was też może to czekać? Oczywiście, że nie. Pewnie jesteście święcie przekonani, że znaczycie cokolwiek dla niego - wydął wargi w grymasie pogardy. - Jesteście tylko pisakiem, nic nieznaczącym pyłem, którego pełno na tej pierdolonej planecie.
Zacisnął mocno szczęki, przymknął na chwilę oczy, wziął głęboki oddech. Powoli wypuszczając powietrze zaczynał się uspokajać, wiedział, że jeżeli tego nie zrobi, może dojść do strzelaniny, a teraz byli trochę za daleko od celu i było zbyt dużo świadków. Z resztą kto wie, czy ci świadkowie, też przypadkiem nie mają podobnego podejścia do Darrona, jak eskorta. Wtedy to już byliby całkowicie pogrzebani, gdyby tylko coś spróbowali zrobić agresywnego.
Ukradkowe spojrzenia reszty pracowników nic nie mówiły na temat ich zamiarów w razie jakiegoś konfliktu na linii eskorty i eskortowanych. Takie dziwne unikanie spojrzenia mogło świadczyć, albo o strachu, albo o niechęci. Tak czy owak nie nastrajało to do jakichkolwiek działań. Próba wywołania buntu, która przyszła turianinowi na myśl była pozbawiona sensu w takim środowisku. Z resztą, próba zrobienia czegokolwiek przeciwko Girbahowi, było pozbawione sensu. Ci ludzie i nieludzie, kobiety, i mężczyźni zdawali się być oddani swojemu pracodawcy, i prawdopodobnie zrobiliby wiele, aby powstrzymać kogoś z zewnątrz od głupot.
Tego typu dywagacje można by prowadzić w nieskończoność, niestety nic z nich nie wynikało, podsuwały tylko pewne możliwości, ale nie dawały w żaden sposób gwarancji, że będzie tak lub inaczej. Najłatwiej byłoby to sprawdzić organoleptycznie i chyba to jest jedyny sposób - przekonać się na własnej skórze. Ja'antianowi jednak nie widziało się prowokowanie straży do ataku, żeby sprawdzić swoje przypuszczenia. Życie było o wiele ważniejsze, niż satysfakcja z poprawnego rozumowania.
- Co w ogóle jest w tym Oku, że nie przeszkadza wam, to jak łatwo was wymienić na innych? Czym ono jest, że musiała za nie zginąć Vesser?
Jak to jest możliwe, że dla jakiejś ułudy nie przeszkadza im takie niecywilizowane podejście. To jak pogoń za nieuchwytnym, jak marchewka zawieszona na kiju, który mamy przypięty. Chyba, że Oko nie było tylko mirażem, senną jawą, o której wszyscy mówią, a faktycznie czymś. Tylko czym? Bronią? Maszyną? Przedstawicielem starożytnej rasy? To i tak nie usprawiedliwiało dlaczego Diana i prawdopodobnie inni zginęli.