8 maja 2017, o 22:32
Turianin zatrzymał się w korytarzu słysząc głos ludzkiej kobiety. Westchnął teatralnie, tak żeby usłyszała, po czym cofnął się parę kroków, żeby spojrzeć na nią. Z tego co już zdążył zauważyć Diana, była bardzo uparta, o czym teraz przypomniała. Po części było zrozumiałe, dlaczego chce mieć nad wszystkim kontrolę, ale było to bardzo irytujące. Było to oznaką całkowitego braku zaufania, albo próba ochrony, tak czy siak, przeszkadzało mu bardziej niż źle dopasowane siedzenie w bardzo długiej podróży, co niestety czasem się zdarzała.
Wymiany z załogami innych statków, innych ras, były niemiły przeżyciem. Miało to na celu przeszkolić ich w nowych taktykach, korzystaniu z nowej broni, lub po prostu na zasadzie ćwiczenia manewrów z innymi rasami, taka wymiana militarna. Problem tkwił w tym, że ludzkie statki, a także innych ras, w żaden sposób nie były przystosowane do turiańskich potrzeb. Słaba wygoda w czasie snu, nie wygodne siedzenia w myśliwcach i stacjach bojowych. O tyle o ile zmiany między pancernikami siódmej floty nie były złe, jedynie co, to zmiana towarzystwa była dziwna, to nagła zmiana na ludzką fregatę odciskała się w pamięci. Choć korzyści dla obydwu flot przyćmiewały niewygody jakie musieli znieść żołnierze. Można było udoskonalić różne elementy taktyk, lub zachowań. Actthanowi jednak nie bardzo wystarczała myśl, że robi coś dobrego dla ogółu. Brak komfortu drażnił go równie mocno co wcześniej wymienia upartość Vesser.
Stojąc przy drzwiach założył ręce na pierś i z błyskawicami w oczach patrzył na kobietę. Wiedział, że to jej w żaden sposób nie przestraszy, lub nie przekona do zmienienia zdania, ale chciał w ten sposób wyrazić swoje niezadowolenie z jej zachowania. Zrozumiałby gdyby ona była jedyną osobą potrafiącą odczytać zawiły kod, jakim były odczyty czujników rozmieszczonych po całej stacji, ale nie była jedyna. Turiański pilot w równym stopniu, a przynajmniej bliskim, mógł to zrobić. Nie było dla niego problemem spojrzeć na kilka wskaźników, porównać ich z innymi i wyciągnąć wnioski. Było to zwyczajne zadanie, któremu podołałaby nawet ledwo zapoznana z konsolą osoba. On może nie był jakimś specem w tej dziedzinie, bo niedawno dopiero tu dotarli i niedawno dostał instrukcje korzystania. Mimo wszystko korzystał ze sprzętu dość długą chwilę, przez którą zdążył zauważyć kilka zależności. Poza tym był technikiem, może nie z krwi i kości, ale co nieco rozumiał, dlatego można przypuszczać, że potrafi wykonać te same czynności co Diana.
- Co Ci trzeba powiedzieć, lub co zrobić, żebyś łaskawie pozwoliła innym zrobić coś za siebie? Równie dobrze ja mogę się zająć sprawdzeniem systemów, w tym czasie Ty mogłabyś udać się na zasłużony odpoczynek. Zrobiłaś już dużo, lepiej idź spać, żebyś miała siłę ratować nam wszystkim dupe skoro tak bardzo Cię to kręci.
W jego głosie dało się wyczuć olbrzymie pokłady gniewu. Ja'antian patrzył się kobiecie prosto w oczy. Można było odnieść wrażenie, że gałki mu się skrzą od irytacji jaka się w nim nagromadziła. Pilot nie wierzył, że w ten sposób uda mu się przekonać Vesser, ale miał to bardzo głęboko. Nie miał zamiaru siedzieć i czekać, aż człowiek przewertuje wszystkie statystyki, syknie parę razy z bólu i pójdzie wreszcie odpoczywać po operacji. Może jej zdaniem to było tylko draśnięcie, może miała już gorsze rzeczy, ale teraz, kiedy mógł ją ktoś zastąpić na stanowisku należało tak właśnie zrobić. Aż za dobrze rozumiał potrzebę robienia wszystkiego po swojemu, ale nie za cenę własnego zdrowia. Jak dla niego podchodziło to już pod jakąś chorobę psychiczną, którą trzeba leczyć.
Z drugiej strony, Diana nie była jedynym takim przypadkiem. Wystarczyło tylko spojrzeć na "gorącą lekarkę asari", jak określił ją Vex, z czym Actthan jak najbardziej się zgadzał, żeby zobaczyć oznaki tej podłej choroby. Choć po głębszym zastanowieniu doszedł do wniosku, że on również jest dobrym przykładem chorego. Niestety, ale, jak widać, jest bardzo dużo przypadków tej dolegliwości u różnych ras. Wielu osobom nawet w wojsku się to zdarzało. Co drugi, jeżeli nie każdy, żołnierz miał bardzo duże poczucie obowiązku i za wszelką cenę dążył do wykonania zadania, nawet za cenę życia i nawet jeśli ktoś inny mógł to zrobić. Chyba tylko darmowa służba zdrowia, która panowała w niektórych ustrojach, nie starała się w żaden sposób pomagać pacjentom. Nie wspominajmy już ile im takie "nie pomaganie" dużo czasu zajmuje i ilu chętnych na taki "brak pomocy" jest.
Turianin przeniósł na chwilę zaciekawiony wzrok na pobratymca z panią doktor. Widok był bardzo dziwny i w ten sposób interesujący. Antianowi nigdy nie zdarzyło się widzieć czegoś takiego, choć parę razy słyszał, lub czytał, o takim łączeniu się. Z tego jak opisała to Tori, wynikało, że faktycznie jest to całkowite obnażanie się w całkowitym znaczeniu tego słowa. Taka całkowitość do całkowitości, czy jakby to inaczej powiedzieć. To tak jakby stać się tą drugą osobą, lepiej się już tego nie da opisać. Tak to wyglądało ze strony turiańskiego pilota, który wiedział niewiele. Sam obraz tego, jak już pisałem, był dziwny. Bijące głębią czerni oczy asari i wpatrzony w nie Vex. Zastanawiające jak się teraz czuli. Zagubieni? Nieswojo? Nadzy? Jedno jest pewne, już nigdy nie spojrzą na siebie w ten sam sposób jak jeszcze parę godzin temu. Już nic nie będzie dla nich takie samo. Ciekawe jakby on się czuł na miejscu współbratymca, pewnie trochę skrępowany. Było tyle rzeczy o których nie chciał nikomu mówić, tyle rzeczy o których wolałby zapomnieć. Prawdopodobnie drugi turiański porucznik też miał coś co wolałby ukryć przed światem, jakieś swoje ciemne strony o których wolałby nie wspominać. Każdy coś takiego ma.
Wrócił z powrotem spojrzeniem na ludzką kobietę opierającą się o ścianę obok niego. Ogień nie zniknął z jego oczu, nawet pomimo odbiegnięcia myśli do pary, wymieniającej się myślami i uczuciami. Wciąż ten sam gromiący wzrok wbił się głęboko w twarz Vesser. Przypuszczał, że odpowie mu pogardą, lub własną irytacją. Tego się po niej spodziewał, to był najbardziej prawdopodobny scenariusz. Raczej wątpliwe, że kilka słów wypowiedzianych takim tonem, mogło zmienić jej postępowanie. Gdzieś w głębi siebie Antian czuł, że to się skończy jakąś poważniejszą kłótnią. Tak jak to było wcześniej w kwestii dowodzenia, co było dziecinnym zachowaniem z ich strony. Teraz jednak, gdyby kobieta chciałaby się kłócić, uznałby tylko ją za dziecko z pretensjami.
Jego zdaniem zdrowie było najważniejsze i trzeba było je chronić. Dlatego często nie wypełniał rozkazów, które w znacznym stopniu narażały jego, lub jego oddział na możliwe urazy i obrażenia. W takich chwilach musiał sam wziąć ster w ręce i zrobić to tak, żeby wszyscy przeżyli bez szwanku. Wtedy jednak miał moc sprawczą, w końcu był porucznikiem, a nie jakimś byle chujkiem z poboru. Mając wysokie stanowisko można było łatwiej dbać o wszystkich. A kierując się starą ludzką maksymą "wasal mojego wasala nie jest moim wasalem", tylko on odpowiadał za niesubordynację, co dawało kolejne zabezpieczenie dla reszty. Tutaj jednak wszyscy byli równi, albo równiejsi. Nie dało się po prostu powiedzieć "zrób to i to, to jest rozkaz". Każdy tu miał swoje zdanie, zazwyczaj odrębne od pozostałych. Trudno było określić, czy wszyscy robili sobie na złość, czy też uważali, że tak będzie lepiej. Prawda była prawdą, że nie uważał się za jedynego trzeźwo myślącego w zespole. Były sytuacje w których nie potrafił dobrze ocenić co powinien zrobić, np strzelanina z mechem, kiedy to postanowił wyłączyć komunikator. Ostatecznie przyznał się sam przed sobą, że to była głupota, ale co zrobisz? Czasu przecież nie cofniesz. Choć jakoś daleko mu było do przyznawania się publicznie.
Przestąpił z nogi na nogę, oczekując od Diany jakiejś reakcji. Przygotowywał się na coś w stylu "za kogo ty się uważasz!", albo "gówno mnie obchodzi co sobie o mnie myślisz! I tak zrobię po swojemu!". Przeczuwał, że może to nie być łatwa rozmowa, ale musiał nastąpić. Turianin miał dużą nadzieję na to, że jednak kobieta zmieni zdanie i pójdzie do łóżka. Jadnak była na to nikła szansa. Nikt nie zmienia się w tak krótkiej chwili. Pełen niepokoju i gniewu patrzył się na Vesser w napięciu co się za raz wydarzy. Po raz kolejny przestąpił z nogi na nogę. Nie ważne jaki ona by nie przybrała wyraz twarzy, nie zamierzał odwracać wzroku. Włoży całą wolę, żeby wytrzymać ciężkie spojrzenie jakiego się spodziewał po kobiecie.