W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Ja’antian Actthan
Awatar użytkownika
Posty: 125
Rejestracja: 19 sie 2015, o 17:46
Miano: Ja'antian Actthan
Wiek: 36
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianie
Zawód: Pilot myśliwca Siódmej Floty Turian, Porucznik Sz.
Postać główna: Zed'terco Galick
Lokalizacja: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt
Kredyty: 21.565

[Hawking Eta -> Century] Klendagon

25 kwie 2017, o 18:49

Actthan przytaknął głową na słowa lekarki i podszedł do szafki wskazanej przez nią. Dzięki temu, że Tori wraz z Alaną wcześniej wszystko poukładały, teraz nie sprawiło mu problemu odnalezienie potrzebnych rzeczy. Każdy przedmiot lądował na blacie szafki. Kiedy już znalazło się tam wszystko, Ja'antian wziął to w garść i odwrócił się. Jego oczom ukazała się pani doktor, która nic sobie nie robiła ze swojego stanu. Pomimo wciąż sterczącego z boku pręta, Te'eria wstała ze stołu operacyjnego i starała się pomóc Dianie. Widząc to turianin szybkim krokiem podszedł do lekarki, odstawiając przygotowane medykamenty i sprzęt medyczny na stół operacyjny, na którym aktualnie powinna leżeć asari.
- Nie zgrywaj bohatera Tori - powiedział przyciszonym głosem, łapiąc ją delikatnie za ramię.
Pilot zdawał sobię sprawę z tego, że każdy czasem ma taki moment, że chce wszystkich uratować, nawet za cenę własnego życia. Motywy takiego działania mogły być różne, z miłości, z poczucia obowiązku, dla zasady. On jednak miał co do tego mieszane uczucia, z jednej strony bez wahania poświęciłby się dla swojej eskadry, lub aktualnych współpracowników, z drugiej jednak nie chciałby, żeby ktokolwiek oddał życie za niego. Uważał za głupie jeżeli ktoś chciałby za niego zginąć, była to bezsensowna ofiara, co innego tyczyło się jego własnego życia.
Turianin był już całkowicie zrezygnowany, asari była zbyt uparta, nie wiedział już jak przemówić jej do rozsądku. Bolało go to, że nie potrafi nic z tym zrobić. Trudno mu było określić, dlaczego nie może pogodzić się z tym. Może gdyby to był inny członek oddziału, łatwiej by mu to przyszło. Coś było w niej innego niż we wszystkich, czymś się wyróżniała. Tym czymś chyba było właśnie całkowite poświęcenie dla innych, pomimo swoich słabości. Czym innym było poświęcenie dziecka wychowanego z bronią tak jak Diana, lub turianina, albo żołnierza. Ona była od nich delikatniejsza.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ostatnio zmieniony 25 kwie 2017, o 21:17 przez Ja’antian Actthan, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazekARMOR ~ THEME ~ VOICE ~ NPC Pochłaniacze ciepła: 5 | W magazynku M-3: 15/15
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

25 kwie 2017, o 19:50

Vex nic sobie nie zrobił z protestów Diany, podtrzymując ją pod ramię i pomagając podnieść się na nogi. Znał stan w którym była, to poczucie "dam radę". Skrzydło medycznie szczęśliwie było niedaleko, a Ja'antian już prowadził szereg, bezpardonowo biorąc ranną asari na ręce. Wyglądało na to, że Carlos oberwał najmniej - albo był zbyt uparty by nie iść o własnych siłach - co było pozytywnym promyczkiem słońca w obliczu pozostałych strat. Korytarz poza śluzą spowity był w mroku rozświetlanym czerwonymi światłami awaryjnymi, a huk wiatru za grubymi ścianami stacji przypominał upiorne wycie dobijającej się bestii.
Wszyscy dotarli do ambulatorium chwilę później. Viyo pomógł Vesser położyć się w jednej z kapsuł, samemu ściągając rękawice i rzucając je na podłogę pod nogami. Kilka metrów dalej drugi porucznik robił to samo przy Tori, która słabym głosem dyktowała mu co ma robić i co gdzie znaleźć, a pręt sterczący spomiędzy jej żeber wyglądał koszmarnie.
- Nie dotykaj - rzucił cicho do Diany, gdy ta próbowała sięgnąć do twarzy. Ostre drobiny wizjera wciąż tkwiły w niektórych ranach, a po jej policzkach i czole ciekła krew. Dużo krwi. W przeciwieństwie do swojego rodaka, w ciszy zaczął zajmować się leżącą kobietą i zdejmować z niej zbędne elementy pancerza - głównie żeby upewnić się, że uderzenie nie wbiło pozostałych odłamków głębiej, uszkadzając bardziej witalne organy w miejscach, których obecnie nie widzieli. Złapał rzucony mu medi-żel i skinął głową, po chwili ociągania odstawiając go na razie na bok, do czasu aż się nie uporają z tym co tkwiło w ciele Vesser.
Kiedy obok niego, ledwo trzymając się na nogach, niespodziewanie pojawiła się Tori, drgnął zaskoczony. W pierwszym odruchu chciał złapać ją za ramię i siłą doprowadzić z powrotem do jej kapsuły lub poprosić o to Ja'antiana, ale dostrzegł determinację kobiety, przebijającą się przez mgłę bólu.
Była lekarzem. A on znał siłę obowiązku.
W milczeniu podtrzymał ją w pionie, pozwalając jej opierać się na jego ramieniu, gdy wprowadzała do systemu niezbędne parametry, dużo szybciej niż zrobiłby to on. Komentarz Carlosa, niespodziewanie łagodny i pozytywny jak na niego, był dodatkowym potwierdzeniem, że obecna sytuacja dotknęła ich wszystkich.
- Ciebie również potrzebujemy żywą, pani doktor - upomniał ją cicho, gdy konsola piknęła z informacją, że pacjent gotowy jest do zabiegu i gdy cały wymagany pancerz został z niej zdjęty. Zatwierdził komendę, a następnie przytrzymał asari i skinął na Ja'antiana, żeby pomógł mu doprowadzić asari z powrotem do roli pacjenta.
Kiedy obie kobiety znalazły się już w kapsułach medycznych, a ich życiu przestało zagrażać bezpośrednie niebezpieczeństwo, mógł zacząć normalnie myśleć. Oparł się o jeden ze stolików z narzędziami i przesunął dłonią po twarzy, zamykając na chwilę oczy, żeby uspokoić organizm napompowany adrenaliną. Za ścianami wciąż huczało, nad nimi przewalały się chmury piachu zdolnego zedrzeć ciało z kości w mgnieniu oka, a w okolicy uderzały wyładowania elektromagnetyczne, ale wyglądało na to, że chwilowo są bezpieczni.
- Mój program. Deszyfrował zablokowaną historię przeprowadzonych procedur i wpisów - odezwał się z opóźnieniem na pytanie Carlosa, które dopiero teraz się do niego przebiło. Nawet nie zauważył, że oprogramowanie zakończyło swoją pracę, ale to nie wydawało się w tej chwili najważniejsze.
- Brown, co się tam wydarzyło? Dlaczego wyszliście tak daleko od bazy i dlaczego Tori cię zaatakowała? - zapytał, opuszczając dłoń i przenosząc wzrok na mężczyznę. Jego następne słowa, wypowiedziane po chwili milczenia, sugerowały, że przynajmniej części się domyśla. - Ile pamiętasz?

Wyświetl wiadomość pozafabularną
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Carlos Brown
Awatar użytkownika
Posty: 211
Rejestracja: 19 lip 2016, o 16:05
Miano: Carlos Brown
Wiek: 49
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: OMEGA
Kredyty: 27.360
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

25 kwie 2017, o 21:05

Nie oderwał wzroku od danych, które jakoś nic mu nie mówiły. Trudno powiedzieć czy nie skupiał się na nich, czy nie rozumiał. Dla niego to było oczywiste, że się nie skupiał, bo wciąż rozmyślał o tym trupie, którego znaleźli. Niefajnie.
- Twój program skończył pracę.
Oznajmił, przenosząc wzrok na turiańca. Po pierwszym spotkaniu z tą rasą ludzie nazywali turian Skullface, czy jakoś tak, przez płyty na ciele i tatuaże czasami dodatkowo przypominające czaszki. Rozmawiał z kolonistami po zawarciu pokoju. Czachomordzi... Pasuje to do nich.
- Tori znalazła zwłoki. Upierała się by zabrać ze sobą, nie chciałem jej zostawiać samej w tej zawiei.
Wyjaśnił, odrywając się od logów i spoglądając na Vexa. Podrapał się po policzku i zmarszczył brwi, starając się przypomnieć co tam właściwie zaszło. To nie było wcale takie łatwe zadanie.
- Kopaliśmy by wyciągnąć trupa. Skurwiel miał cywilny pancerz, myśleliśmy że to ktoś zaginiony. Któreś z nas szarpnęło by wyciągnąć truchło z wydmy, a później...
Westchnął ciężko i dotknął czoła. Siniec powinien już rosnąć i zmieniać kolorek. Może faktycznie powinien ktoś na to zerknąć? Jak nie będzie znowu rzygał, to będzie dobry znak. Przy wstrząśnieniu mózgu u ludzi niekiedy występują wymioty. Nie by nigdy nie oberwał mocno w głowę... Na ulicy łatwo było w czasie bójki oberwać jakąś pałą albo cegłówką.
- Później pamiętam, że oberwałem czymś w głowę. Czułem się jakby to wyrwało mnie z jakiegoś transu. Bylem wściekły, naprawdę wściekły. Gdybym miał okazje, to pewnie i krogańca bym powalił. Ale zamiast tego widziałem jak niebieska zapieprza dalej w uszkodzonym pancerzu. Usiłowałem ją przytrzymać i zatrzymać. Kilka razy walnęła mnie biotyką, aż kontrolki zaświeciły. A później wy nas dorwaliście.
Prychnął i zerknął na hełm, który wciąż trzymał w dłoni. Niezły ten złom co zabrał z woja. Pewnie gdyby miał mniej szczęści, to by tego nie przeżył. Takie skurwiele jak on są jak karaluchy, byle kamień ich nie zatłucze. Tylko co się tam właściwie stało?
- W bazie głównej na zebraniu jaja se robiłem z teorią o indoktrynacji. Ale... A co jak to prawda?
Pokazał Vexowi uszkodzony hełm.
- To coś co mnie obudziło leciało z prędkością konwencjonalnego pocisku wystrzelonego z dwudziestopierwszowiecznej broni ziemskiej, coś koło prędkości dźwięku. Ewentualnie było ciężkie i leciało wolniej. Nie mniej uderzenie było w chuj mocne, jak postrzał. Gdybym oberwał słabiej, pewnie bym się nie ocknął i nie zatrzymał Tori. Cholernie nie podoba mi się, że coś może mi mieszać we łbie.
Wylał z siebie kilka kropli wściekłości, a później zrobił zamach by cisnąć hełmem o przeciwległą ścianę pomieszczenia. Powstrzymał się jednak i tylko warknął coś niezrozumiałego. Był zmęczony.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek Pochłaniacze do broni +2, Szansa na strzał krytyczny: +10%, Obrażenia krytyczne: +5%, Bonus do pancerza: +300
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

25 kwie 2017, o 23:05

Stojąc przy kapsule Diany wiedziała, że przeceniła swoje siły. Gdyby nie stojący obok Vex, dający jej oparcie, nie udałoby jej się utrzymać pionu. Tyle chciała zrobić. Chciała oczyścić ranę Vesser sama, bez udziału auto-doktora. Oczyścić. Założyć szwy. Jako rekompensatę za ból i cierpienie, którego doznała przez Tori. Za skradziony dysk i wykradzione prywatne tajemnice. Miało to być takie mentalne odkupienie. Jednak jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Dłonie zaczynały drżeć - skutek kombinacji podanego narkotyku, zmęczenia, szoku pourazowego i utraty krwi. Nie będzie w stanie opatrzyć ani Diany, ani Carlosa. Była zmęczona i słaba, czuła, że albo zaraz zaśnie, albo znów zemdleje. A gdy dodatkowo usłyszała uwagi obu turian skierowane do niej, poddała się. Nie była więcej w stanie zdziałać. Mogłaby więcej zaszkodzić niż pomóc - Dianie, Carlosowi, ale i sobie samej. Spojrzała w oczy najpierw Vexowi, potem Ja'antianowi i skinęła głową na znak, że przyjmuje ich argumenty. Pozwoliła Actthanowi podprowadzić się z powrotem do kapsuły, na której wcześniej leżała i pojękując z bólu ułożyła się w niej.
- Niech maszyna... oczyści rany Diany - wysapała do pilota, wciąż stojącego obok niej. - Potem podajcie leki - zamknęła oczy i oddychając ciężko mówiła dalej, instruując turianina - Epinefryna. I lidokaina. W stosunku 1 do 1. Podskórnie. W pobliżu ran... niewielkie ilości. - Zamknęła oczy, czuła,że znów zaczyna odpływać. Starała się przekazać pilotowi tyle informacji ile się da, zanim zemdleje. - Niech maszyna... założy szwy. Na to dajcie medi-żel. Carlos. Jemu skan głowy. I całościowy... na wszelki wypadek. Co do mnie... ustaw auto-doktora. "Procedury". "Zabiegi krwawe". "Laparotomia". "Uraz penetrujący"... "Usunięcie ciała obcego". I pełny skan... jamy brzusznej.
Przed oczami znów zatańczyły czarne płaty.
- Zanim uruchomisz procedurę... Chwyć ten pręt. I go wyszarpnij.
Powoli osuwała się w czerń. To nie było takie omdlenie jak wcześniej, w śluzie. Tym razem traciła przytomność. Miała tylko nadzieję, że mężczyznom uda się pomóc Dianie i Carlosowi.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ja’antian Actthan
Awatar użytkownika
Posty: 125
Rejestracja: 19 sie 2015, o 17:46
Miano: Ja'antian Actthan
Wiek: 36
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianie
Zawód: Pilot myśliwca Siódmej Floty Turian, Porucznik Sz.
Postać główna: Zed'terco Galick
Lokalizacja: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt
Kredyty: 21.565

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

26 kwie 2017, o 15:25

Turianin pomógł Tori w dojściu do kapsuły medycznej, starał się być przy tym delikatny, na tyle na ile było to możliwe. Ostrożnie położył pacjentkę na stole operacyjnym i zaczął wykonywać instrukcje, jakie powierzyła mu asari. W pierwszej chwili odstawił położone przez siebie leki i sprzęt medyczny na blat szafki obok kapsuły Diany. Następnie ustawił auto-doktora "procedury", "zabiegi krwawe", "laparotomia", "uraz penetrujący", "usunięcie ciała obcego". Nie było to zbyt skomplikowane, zwłaszcza, że wiedział jakie mają być ustawienia. Całość poszła mu szybko i sprawnie. W tak zwanym międzyczasie poprosił drugiego porucznika, o włączenie drugiego stołu i tym samym oczyszczenie ran ludzkiej kobiety z elementów szkła.
Kiedy już wszystko było w gotowości, a program wyświetlił zapytanie, czy rozpocząć zabieg, Actthan podszedł do leżącej doktor. Asari poczuła, gdy Ja'antian chwycił za sterczący z niej pręt. Nie był to niewiarygodnie wielki ból, ale dość odczuwalny, nawet pomimo zażytych wcześniej środków przeciwbólowych. Jedna ręka turianina zacisnęła się na pręcie, druga opierała się wokół rany. Pilot skomentował szeptem - To trochę... zaboli - następnie wziął głęboki oddech i z całej siły wyszarpnął przeklęty metal z ciała Tori. Sprawca bólu i dużego ubytku krwi wylądował na najbliższej szafce. Nie zwlekając długo, Antian zadał maszynie zadanie. Mechaniczne ramię kapsuły medycznej opuściło się i przystąpiło do pracy. Trzeba było mieć nadzieję, że wszystko pójdzie po dobrej myśli.
Teraz przyszedł czas na Dianę. Actthan ściągnął zakrwawione rękawiczki i położył je obok metalowego pręta, oczywiście odwracając je na drugą stronę. Jeszcze raz podszedł do pojemnika z silikonowymi rękawicami i założył świeże. Może nie było to idealne zachowanie czystości, ale zdecydowanie lepsze niż żadne, w ten sposób izolował swój materiał genetyczny, który mógł różnie zareagować z DNA człowieka. Mając już nową skórę na rękach, wziął strzykawkę i nabrał trochę pierwszego leku. Ostrożnie nakłuł miejsce w pobliżu rany i wstrzyknął zawartość pod skórę kobiety. Tak samo postąpił z drugim lekarstwem. Uporawszy się z medykamentami, podszedł do konsoli stołu. Tutaj również ustawił odpowiednie procedury, po czym nakazał maszynie działanie.
- Faktycznie brzmi dość chujowo. Nic więcej nie pamiętasz? - posłał pytanie w stronę Carlosa, opierając się o najbliższą szafkę. - Miejmy nadzieję, że chociaż część obrazów powróci w trakcie snu - opuścił wzrok zastanawiając się nad tym co przytrafiło się Carlosowi i Tori podczas ich wyjścia na zewnątrz. Teoria o indoktrynacji była tutaj najzasadniejsza, najbardziej pasowała do okoliczności. Ofiary w transie robiły zlecone rzeczy, tak jak piaskołazy wędrujące w raczej losowym kierunku. Może kierunek nie do końca był losowy, ale w takim razie dokąd szli? Co znaleźli by na końcu swojej trasy? Jakaś gethańska technologia? Albo coś związanego ze żniwiarzami, lub zbieraczami? Raczej nie, gethy nie posiadały takiej technologii, żniwiarze zostali pokonani, a zbieracze rzadko przejawiali jakąkolwiek aktywność. A co jeśli...
- Zmieniając trochę temat, jak się czujesz? - powiedział, powracając wzrokiem do człowieka.
ObrazekObrazekARMOR ~ THEME ~ VOICE ~ NPC Pochłaniacze ciepła: 5 | W magazynku M-3: 15/15
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

26 kwie 2017, o 16:43

Porucznik wyprostował się, przestając opierać o stolik i zbliżył do kapsuły, w której leżała Tori. Jej utrata przytomności była niepokojąca, ale maszyna nie wyświetlała żadnych komunikatów ostrzegających o poważnym zagrożeniu życia, więc swoją uwagę przeniósł na logi, w które zagłębił się Carlos, przyglądając się jak mężczyzna dostaje się do kolejnych elementów systemu odblokowanych przez program.
- Nie widzieliśmy żadnych zwłok, gdy po was jechaliśmy – odezwał się po chwili milczenia. Fakt, że widoczność już wtedy była niewielka, ale czy nie dostrzegliby pancerza zakopanego do połowy pod piaskiem? Czy ciało mogło zostać z powrotem zakopane przez piasek przez te kilkanaście minut podczas których Tori i Carlos wybrali się na wycieczkę?
Jednym wyjaśnieniem była ułuda – kolejna halucynacja wywołana przez burzę. Z tym, że turianin nigdy nie słyszał, by ten sam miraż dostrzegały dwie różne osoby. Szczególnie różnych ras.
- Jeżeli faktycznie tam było, to teraz i tak już go nie znajdziemy – dodał ponuro, wsłuchując się w ryk piachu za ścianami skrzydła szpitalnego.
Pozostałych wyjaśnień żołnierza wysłuchał w ciszy, błądząc myślami dookoła tego co oznaczały. Lub co mogły oznaczać.
- Nie było was dwadzieścia minut. Zaszliście prawie kilometr w głąb pustyni. Z zapisów, które wygrzebałem od pozostałych mieszkańców stacji, wynika, że niemal wszyscy, którzy pracują na dalekich placówkach mieli okazjonalne zaniki pamięci i halucynacje – odezwał się po chwili, bardziej żeby uzupełnić luki w pytaniach Carlosa, niż że to miało obecnie znaczenie. Uniósł dłoń do twarzy i pomasował nasadę nosa, przymykając oczy.
- Zobaczę co da się z tym zrobić. Mam pewien pomysł – mruknął pod adresem ostatnich słów człowieka. Miał wrażenie, że powoli zaczynało się to stawać jego dywizją.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

3 maja 2017, o 19:24

Wyświetl wiadomość pozafabularną Kapsuły medyczne pracowały cicho na dwóch, przytomnych kobietach. To jednak po chwili przestało być takie oczywiste. Vesser oczy miała zamknięte, leżała nieruchomo, pozwalając, by aplikowano jej środki przeciwbólowe i nie zważając na to, czy podawało jej je ramię robota, czy ludzka, czy też turiańska, ręka. Chaos powoli ucichał, by wreszcie zniknąć po ostatnim krzyku asari.
Krzyku wywołanym samym dotknięciem pręta znajdującego się pomiędzy jej żebrami. Lekkie poruszenie metalem wywoływało ból tak ogromny, jakby przebijano ją po raz kolejny. Wyszarpnięcie go pozbawiło lekarkę tchu, który nie chciał wracać, a ona przez kolejne sekundy powoli miała wrażenie, że odpływa. Częściowo znalazła się poza granicą świadomości, lecz niektóre, stłumione bodźce przedostawały się przez mlecznobiałą mgłę, osłonę cierpienia i bólu, które wypełniały całe jej ciało i umysł.
Nie umarła na pustyni, lecz przy tak wielkim bólu ciężko było myśleć o tym jako o czymś więcej niż marnym pocieszeniu.
Mniej więcej w jednej chwili obie kapsuły zakończyły pracę. Procedura Vesser była znacznie bardziej skomplikowana, lecz mechaniczna dłoń z precyzją sztucznego tworu, automatycznie zajmowała się każdą raną, od tych głębokich, przebiegających niebezpiecznie blisko nerwu wzrokowego, aż do małych i nieistotnych zadrapań. Przy lekarce, znacznie bardziej omdlałej, by choćby syczeć z bólu, co czasem robiła Diana, robot wykonywał znacznie bardziej dokładne i rozległe skany, sprawdzając stan całej jej klatki piersiowej by upewnić się, że pręt nie pozbawił funkcjonalności jednego z jej organów.
Ciche piknięcia niemal zlały się w czasie, ale to Diana jako pierwsza usiadła, przytrzymując się ramy łóżka, na którym leżała. Wszystkie głębsze rany na jej twarzy były zszyte i precyzyjnie zasklepione. Na największej, koło lewego oka, znajdował się mały opatrunek. W niektórych miejscach skóra nieco napuchła, a czarny tatuaż przecięty był kilkoma, jasnymi smugami.
- Na czym stoimy? - spytała ochryple i cicho, po czym odchrząknęła. Brwi miała zmarszczone, choć leki przeciwbólowe musiały zacząć już działać. Z trudem opuszczała nogi na ziemię, potrzebując zdecydowanie więcej odpoczynku, co wiedziała ona, wiedziała Tori, lekarka, ale też widzieli wszyscy pozostali. - Muszę wrócić do centrum komunikacyjnego. Trzeba sprawdzić co z systemami, żeby wiatr niczego nie uszkodził.
Nie patrzyła na nikogo, zatrzymując się by odetchnąć. W tle wiatr zawodził surowo, lecz dopiero teraz zdawali się to słyszeć - wcześniejsza praca maszyn czy krzyki bólu skutecznie odwracały uwagę od nawałnicy, teraz uderzającej o pancerz otaczający stację, przywracając poczucie zagrożenia, w jakim byli wszyscy znajdujący się w środku, odgrodzeni metrem stali, który teraz wydawał się być niewystarczający.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Carlos Brown
Awatar użytkownika
Posty: 211
Rejestracja: 19 lip 2016, o 16:05
Miano: Carlos Brown
Wiek: 49
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: OMEGA
Kredyty: 27.360
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

3 maja 2017, o 23:00

- Pierdoły o omamach, Tori jak szaszłyk i ty z poharataną buźką.
Machnął dłonią, jakby odganiając od siebie niefajne myśli na temat duchów, trupów i indoktrynacji. Na jego twarzy siniak musiał przypominać już dorodną śliwkę, zarówno rozmiarem jak i kształtem. Uszkodzony hełm to kolejna naprawa do zrobienia jak będzie kasa, a tej zawsze jest zbyt mało by nią szastać bez opamiętania.
- Na reszcie się nie znam. Niebieska, albo chłopaki ci wyjaśnią o co chodzi.
Zbliżył się by pomóc jej wstać. Jemu też by przydało się skanowanie po wściekłym, nieświadomym, ataku asari. Do tego ten głaz mógł go uszkodzić, a wolał pozostać sprawny, inaczej nie utrzyma siebie i żona przestanie utrzymywać jego psa. Za córkę już nie płaci alimentów, za wielką, włochatą bestię co kilka lat temu im podrzucił, już tak. Clara, znaczy pies ma tak na imię, żre jakby to był lew. Tylko, że lew je raz na tydzień, ten pies dwa razy dziennie. Rozmiar się zgadza.
- Teraz mnie warto zbadać. Nic nowego nie mam do dodania, a wolę nie być jakoś mocno uszkodzony.
Był niemal pewien, że jest tylko potłuczony i nic wielkiego mu się nie stało. Chociaż pamięta jak jakiś jego kolega w szkole spadł z krawężnika, nie tak znowu wielkiej wysokości, a potem trafił do szpitala bo miał wstrząśnienie mózgu. W związku z tym musiał by leżeć ze trzy dni na obserwacji. Powód czemu to nie jest mile widziane jest nieco wyżej.
Nic nie mówił, ale miał nadzieję, że obie szybko wydobrzeją. Diana wyglądała na dość lekko ranną, kilka skaleczeń (nawet jeśli głębokie) raczej jej nie zabije. Tori co innego, przynajmniej pręt przeszedł na wylot i dało się go wyciągnąć. Pewnie trochę czasu minie zanim wróci do pełnej sprawności, ale takie są uroki pakowania się w kłopoty razem z wariatami (i obrywania za nich, bo miało się pecha). Flaszka wódy przyda się by uśmierzyć jej ból. To będzie ciekawy miks z prochami.
ObrazekObrazek Pochłaniacze do broni +2, Szansa na strzał krytyczny: +10%, Obrażenia krytyczne: +5%, Bonus do pancerza: +300
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

4 maja 2017, o 14:25

Porucznik w milczeniu przysłuchiwał się pracy obydwu kapsuł, a także wszystkiemu co im towarzyszyło - cichym jęknięciom Vesser, gdy ramię wyciągało co głębiej wbite odłamki pancernej szyby, urwanemu krzykowi Tori, gdy w końcu wydobyty został z niej ułamany pręt, szumowi analizujących systemów. Ponure myśli skierował w inną stronę, próbując skupić się na czekającym ich zadaniu. Zdawało się, że ostatnimi czasy ciągle przesiaduje w skrzydłach medycznych, pilnując rannych towarzyszy i słuchając jak pracują systemy medyczne. Strauss, Vasir, Mary. Ofiary galaktyki toczonej przez gangrenę. Albo przekleństwo jego pracy.
Gdy Carlos się odsunął, Vex zajął jego miejsce przy konsoli, kontynuując sprawdzanie logów zapisanych w pamięci kapsuły i powodów jej zablokowania. Kiedy chwilę później Vesser poruszyła się, a potem odezwała, przerwał na chwilę, by spojrzeć w jej stronę.
- Powinnaś odpocząć - powiedział krótko, ale tonem stwierdzającym fakt, a nie narzucającym wolę. Zdawał sobie sprawę z sytuacji w jakiej byli: wiatr, który wył na zewnątrz stacji, grożąc rozerwaniem jej pancerza i narażeniem ich na potwora czekającego w piaskowej zamieci, wciąż pozostawał zagrożeniem. Nie zginęli tam, ale wciąż nie byli bezpieczni. Nie mogli pozwolić sobie na luksus odpoczywania.
- Brown i Tori doświadczyli tego samego co pozostali geologowie, tego o czym rozmawialiśmy wcześniej - odpowiedział na jej pytanie, wracając spojrzeniem do konsoli i wznawiając pracę. - Zanik pamięci, omamy, znikające zwłoki. Carlos nic nie pamięta, zobaczymy co opowie doktor Te'eria jak się ocknie.
Gdy kobieta, pomimo swojego stanu, ruszyła w stronę centrum komunikacyjnego, Vex posłał porozumiewawcze spojrzenie swojemu krewniakowi. Nieme "dopilnujesz, żeby Diana nie zeszła nam gdzieś na korytarzu?". Bądź co bądź, teraz to Ja'antian miał największe obycie z nich w sterowaniu systemami stacji.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ja’antian Actthan
Awatar użytkownika
Posty: 125
Rejestracja: 19 sie 2015, o 17:46
Miano: Ja'antian Actthan
Wiek: 36
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianie
Zawód: Pilot myśliwca Siódmej Floty Turian, Porucznik Sz.
Postać główna: Zed'terco Galick
Lokalizacja: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt
Kredyty: 21.565

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

4 maja 2017, o 22:40

Drugi turianin również się nie odzywał i spoglądał co chwila na jedną, później na drugą z kapsuł. Urządzenia wydawały dźwięki pracy, delikatne mruczenie, czasem syknięcia i dźwięk pompek wstrzykujących leki pod skórę. Praca postępowała im szybko, zdecydowanie szybciej niż jemu kiedykolwiek mogła. W wolnej chwili zrobię sobie to zaawansowane przeszkolenie medyczne myślał, bezwiednie wpatrując się w twarz ledwo przytomnej asari. Alerty wyskoczyły na obydwu konsolach w podobnym czasie informując o finalizacji operacji. Można się teraz było przyjrzeć ich efektom. Antian podszedł do każdej z kapsuł, zlecając przeprowadzenie szybkiego skanu okolic ran, żeby upewnić się, że wszystko jest zrobione idealnie, a nie prawie idealnie. W tych warunkach trzeba było zadbać o pedantyzm, choć w przypadku uszkodzeń tkanki, zawsze trzeba było tak postępować, jeżeli była taka możliwość. Maszyny chwilę później zakomunikowały dobre wykonanie zabiegów, co dodatkowo uspokoiło turianina.
Nie zwracając uwagi na toczoną dyskusję wokół, Actthan wskazał ruchem głowy Carlosowi na ostatni stół, który teraz był sprawny i można było z niego skorzystać. Kiedy człowiek usiadł, pilot podszedł do konsoli kontrolującej maszynę. Pozaznaczał wszystkie potrzebne opcje i po raz kolejny zlecił kapsule wykonać skan tkanek. Postanowił, że trzeba zrobić pełny skan, nie ograniczając się tylko do miejsca uderzeń, lepiej mieć pewność, że wcześniej jakiś element pancerza Browna nie został uszkodzony tak, aby zrobić mu krzywdę. Przejrzał dane jakie wyświetliły mu się na ekranie, po czym podjął stosowne działanie. Jeśli trzeba było, zlecił wykonanie operacji, lub zastrzyków, jeśli nie, zostawił człowieka samego sobie.
- Za chwilę zajmę się centrum komunikacyjnym.Ty teraz odpocznij. Napij się kawy, zapal papierosa, albo pobij Vexa, jednym słowem odpręż się - zachichotał bardzo cicho, kiedy kierował te słowa do Vesser. Szczęki delikatnie drgnęły w geście uśmiechu, gdy zwrócił głowę do współbratymca. Pewnie porucznik Viyo nie tak sobie wyobrażał zatrzymanie kobiety. Choć jakby się nad tym zastanowić, mógł to być niezwykle ciekawy widok. - Zdążyłem już trochę poznać tą bazę, dam sobie radę sam - dodał dla upewnienia się, że Diana zrozumiała, że aktualnie nie jest potrzebne, aby się gdziekolwiek ruszała. Zadowolony z siebie i pracy jaką wykonał, ruszył bez dalszych słów w stronę centrum komunikacyjnego.
ObrazekObrazekARMOR ~ THEME ~ VOICE ~ NPC Pochłaniacze ciepła: 5 | W magazynku M-3: 15/15
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

6 maja 2017, o 00:16

Z szarej nicości, lepkiej nieświadomości stanu omdlenia wyszarpnął ją przeszywający ból towarzyszący wyszarpnięciu pręta tkwiącego w jej boku. Ja'antian starał się zrobić to zdecydowanie, lecz delikatnie, co zdecydowanie pogorszyło sprawę - czuła wyraźnie jak obce ciało wysuwa się z niej, sprawiając wrażenie jakby rozrywało jej wszystkie wnętrzności i łamało żebra. Z głuchym jęknięciem szarpnęła się w bok starając się nieświadomie obrócić, lecz silna dłoń turianina usadziła ją w miejscu. Chwilę później było po wszystkim. Tori, ledwo łapiąc oddech, wykończona bólem i cierpieniem, skrajem świadomości zarejestrowała brzęk odkładanego żelastwa i narastające buczenie mechanizmów kapsuły. Z sufitu opuściły się wąskie ryjki głowic skanerów medycznych i mechaniczne ramiona zakończone igłami strzykawek i ostrzami skalpeli. Poczuła ukłucie i świat przestał istnieć, gdy zaaplikowany przez automat anastetyk zaczął działać.
Gdy się obudziła było już po wszystkim. Wciąż leżała w kapsule, a ostatnie mechaniczne ramię chowało się właśnie w suficie. Środki przeciwbólowe wciąż krążyły w jej żyłach sprawiając, że czuła się błogo i lekko. Sięgnęła dłonią w miejsce, w którym z jej ciała nie tak dawno sterczał kawał stali, lecz jej palce natrafiły jedynie na metalowe spinki szwów założonych przez automat. Zdawała sobie sprawę z faktu, że gdy środki przeciwbólowe przestaną działać, ból zapewne powróci, ale na razie cieszyła się z jego braku. I z tego, że wciąż jest wśród żywych. Uświadomiła sobie nagle, że czuła strach przed śmiercią. Nie tam, na pustyni. Tam ogarnął ją jakiś stupor, nie docierały do niej żadne odczucia. Strach poczuła dopiero tu, kładąc się w kapsule. Irracjonalny, a jednak uzasadniony strach przed tym, że obrażenia wywołane wypadkiem okażą się tak groźne, że się już nie obudzi. Na szczęście tak się nie stało - i dzięki temu poczuła ogromną ulgę.
Odetchnęła głębiej i zerknęła w bok, w kierunku kapsuły Diany. Kobieta właśnie zsuwała się ze stołu, stając na własnych nogach, co zdecydowanie nie było rozsądnym pomysłem. Asari uniosła rękę, jakby chciała ją złapać i już otwierała usta by ją zbesztać za taką lekkomyślność, lecz przerwał jej głos Vexa mówiący o omamach i znikających zwłokach. Zmarszczyła brwi. Czyli ekipa ratunkowa nic nie dostrzegła. Nic nie znalazła. Ale przecież... zwłoki tam były. Miała je wciąż przed oczami, zagrzebane w piasku, w otartym przez piach pancerzu. Tylko, że niemożliwym był fakt, że te zwłoki należały do Tori. Owszem, to mogła być halucynacja. Nawet musiała. Albo po prostu były to zwłoki innej asari...
Wciąż bez słowa obserwowała, jak Ja'antian opuszcza pomieszczenie. Powinna mu podziękować. I przeprosić. Podziękować za pomoc i przetransportowanie jej do centrum medycznego spod śluzy. I późniejszą pomoc - przy opatrywaniu jej obrażeń. A przeprosić... W zasadzie powinna wszystkich. Przez głupi upór wpakowała w zasadzie cały zespół w niezłą kabałę i niebezpieczeństwo. Uniosła się na łokciach i spojrzała najpierw na siebie, a potem na pozostałą w pomieszczeniu trójkę osób. W głowie wciąż jej się kręciło od nadmiaru leków, ale miała nadzieję, że efekt ten wkrótce ustąpi. Pokręciła z dezaprobatą widząc uwalany w jej własnej krwi blat stołu operacyjnego, rozdarty, aż błękitny od krwi T-shirt i szeroką szramę z błyszczącymi metalem klipsami szwów.
- Diano - odezwała się słabym głosem w ciszy, która zapadła po wyjściu Actthana - Powinnaś odpocząć. Jako twój lekarz nie wyrażam zgody byś tak szybko zaczynała biegać po stacji. Chyba, że w kierunku łóżka. - Nie sądziła, że ludzka kobieta posłucha. Była chyba bardziej uparta od samej Tori. Ale spróbować nigdy nie zaszkodzi.
Przeniosła wzrok na turiańskiego porucznika. W zasadzie mogłaby spróbować... Pokazać mu co sama widziała tam, na pustyni. Ale czy powinna? Dzielenie się jaźnią było zarezerwowane jedynie dla wybranych, bliskich osób. Było jak obnażenie się, pokazanie całego swojego wnętrza. Bardziej intymne niż stanięcie przed kimś nago - oznaczałoby pokazanie swojego wnętrza, uczuć i marzeń... Ale może teraz było to potrzebne.
- Vex... - odezwała się nieco ciszej niż wcześniej - Asari potrafią... dzielić się niektórymi wspomnieniami. Przekazywać je... - zmieszała się nieco - To bardzo intymne i... I krępujące dla mnie, ale może dzięki temu zrozumiesz co tam zaszło. Na pustyni. Zobaczysz i poczujesz to, co ja czułam i widziałam. Jeśli zechcesz.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ja’antian Actthan
Awatar użytkownika
Posty: 125
Rejestracja: 19 sie 2015, o 17:46
Miano: Ja'antian Actthan
Wiek: 36
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianie
Zawód: Pilot myśliwca Siódmej Floty Turian, Porucznik Sz.
Postać główna: Zed'terco Galick
Lokalizacja: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt
Kredyty: 21.565

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

6 maja 2017, o 11:43

Wychodząc do dalszej pracy, turianin spojrzał jeszcze raz ukradkiem w stronę budzącej się asari. Uśmiechnął się niewyraźnie. Maszyna spisała się znakomicie, czemu po raz kolejny wyraził uznanie. Nie groziło jej już niebezpieczeństwo ze strony urwanej części poszycia, choć nie można powiedzieć, że jest całkowicie bezpieczna. Wciąż pozostaje kwestia zaginionych i zagadka związana z oddziaływaniem Klendagonu na umysły. Trzeba było się jak najszybciej dowiedzieć co jest powodem halucynacji, zmiany osobowości, tępego wsłuchiwania się w rozkazy z nie wiadomo skąd. Ja'antian miał pewną nadzieję, że Tori, lub Carlos ujrzą na powrót cel swojej wędrówki, usłyszą głos, który ich zmusił do tego, albo przypomną sobie coś jeszcze innego, podczas snu. Na pewno nie będzie to przyjemne, można to porównać z koszmarem sennym, a przynajmniej tak mu się zdawało, że tak będzie, w końcu podświadomość pracuje cały czas i w snach pokazuje różne obrazy. Współczuł im takiego losu, gdyby mógł, zamieniłby się z nimi.
Wrócił myślami do sytuacji otaczającej go. Trzeba było teraz sprawdzić co się popsuło przy uderzeniu pioruna. Coś przecież musiało się popsuć, można tylko trzymać kciuki, żeby to było coś nieistotnego np. system nagłośnienia, który wcześniej odmówił posłuszeństwa. Jednak, jeszcze w progu, zamarł w półkroku, słysząc ostatnie słowa Tori, po których nastąpiła chwila ciszy. Pokręcił głową odsuwając od siebie wszystkie domysły i przypuszczenia, jakie mu teraz zaprzątały umysł.
- Może przeniesiecie panie do kwater, żeby odpoczęły? - rzucił do Vexa i Carlosa odwracając tylko głowę w ich stronę. Miało to na celu w pewnym sensie usprawiedliwić jego postój, coś tak jakby sobie nagle przypomniał. Choć powód był zdecydowanie innej natury. Nie czekając dłużej, wyszedł na korytarz i skierował się w stronę centrum komunikacyjnego.
~Teraz Ci to przeszkadza, co? Przecież tylko pracujecie, nic więcej. Skup się lepiej na tym co robisz. Za niedługo to się skończy, wrócisz znowu na pokład, wszystko będzie po staremu.
~A co jeżeli nie? Jeżeli nic już nie będzie takie samo?
~Pierdolisz, zajmij się pracą, to Ci dobrze zrobi.
Wciąż idąc do pokoju łączności zaklął cicho na samego siebie w geście samokrytyki.
ObrazekObrazekARMOR ~ THEME ~ VOICE ~ NPC Pochłaniacze ciepła: 5 | W magazynku M-3: 15/15
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

6 maja 2017, o 15:23

Porucznik uniósł nieznacznie brew na słowa pobratymca, a jego wzrok na chwilę odbiegł na Dianę. Wątpił, żeby kobieta tak po prostu dała się zatrzymać w centrum medycznym, bez względu na to co zasugeruje lekarka lub drugi turianin. Znał jej typ. Dopóki było zagrożenie, dopóki nie przewracała się co dwa kroki - same słowa mogły nie wystarczyć.
- Mamy komunikatory. Możesz pomagać Actthanowi z kapsuły medycznej - dodał, błądząc spojrzeniem po znaleziskach w stacji medycznej Tori. Przesuwał palcem kolejne logi, przeskakując odnośniki i patrząc po datach.
Jego dłonie zatrzymały się jednak nad hologramami wyświetlaczy, gdy Tori odezwała się ze swoją propozycją. Jej głos wciąż brzmiał słabo, ale wyglądało na to, że środki nie otumaniły jej aż tak bardzo. Jednak z drugiej strony... Wiedział o czym mówi. Zdawał sobie sprawę z czym wiąże się jej sugestia. Nie była pierwszą asari, którą znał, więc rozumiał koncept takiego połączenia, chociaż nigdy go nie doświadczył. A przynajmniej wydawało mu się, że rozumiał, bo samo pojmowanie dla kogoś kto nigdy przez to nie przeszedł, z pewnością było ograniczone.
- To działa w obydwie strony, pani doktor - odezwał się po dłuższej chwili milczenia, wpatrując się w ekrany, ale nie widząc tego co wyświetlają. W jego głowie znajdowały się rzeczy, które niebezpiecznie było oglądać. Podzielenie się swoimi wspomnieniami i uczuciami z kobietą, którą znał od zaledwie kilku dni, było... Nie potrafił tego nazwać. Z drugiej strony wiedział jakiego poświęcenia Tori się podejmuje i wierzył w jej intencje. Wielokrotnie ich dowiodła. I wiedział, że dla niej to dużo większe otwarcie serca niż dla niego.
Przymknął oczy, pocierając nasadę nosa. W końcu jednak odwrócił się do kobiety, spoglądając na nią z uwagą.
- Tori, jeżeli uważasz, że to jest tego warte i pomoże... - zaczął mówić powoli, bardzo dokładnie dobierając słowa. - To możemy spróbować. Może twoje pełne wspomnienia są zablokowane i dzięki temu je odblokujemy. Ale domyślam się z czym to się wiąże. I rozumiem trudność twojej decyzji.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

7 maja 2017, o 00:25

Zamknęła oczy i położyła się znów na wznak. Wiedziała, że podjęta przez nią decyzja będzie obosieczną bronią - z jednej strony nie chciała się tak odkrywać i obnażać przed Vexem, z drugiej strony zdawała sobie sprawę z faktu, jakie połączenie jaźni dawało możliwości. Umysł asari działał w tym momencie jako swoisty mechanizm nagrywający - mogła pokazać swoje wspomnienia, obrazy i odczucia towarzyszące jej od momentu opuszczenia bazy. Mogła pokazać także wszystko to, co jej umysł zarejestrował przez te dwadzieścia minut których nie była świadoma. A to mogło być kluczem do wyjaśnienia co nią wówczas kierowało. Co ją pchało przez pustynię i kazało iść gdzieś w jej głąb, nie zważając na własne bezpieczeństwo i zmęczenie. Ale... niosło to również zagrożenie. Czy Vex będzie w stanie pozostać biernym obserwatorem? Czy tajemniczy zew, siła pchająca przez burzę Carlosa i Tori nie wpłynie jakoś na turianina? Czy zachowa pełnię władz umysłowych i sam nie doświadczy omamów?
Pozostawała jeszcze jedna kwestia - samo połączenie. Wyskoczyła z tym zanim zdążyła rozważyć wszystkie "za" i "przeciw". Łączenie świadomości było w jej przekonaniu czymś bardzo intymnym, niemal uświęconym. Dotychczas robiła to tylko dwukrotnie - jako dziecko, ze swoją matką. I za każdym razem było to opatrzone niemal ceremonią. Zdawała sobie jednak sprawę z faktu, że zrządzenie losu, przypadek, a może wola Athame, która sprawiła, że to właśnie asari dostała się pod wpływ tajemniczej siły i mogła teraz "odtworzyć" przebieg całego zdarzenia były nader fortunne. A Tori sama tej zagadki nie rozwiąże.
Westchnęła i otworzyła oczy, spoglądając na sufit.
- Nie. Nie jestem przekonana. Ale uważam, że to może pomóc. - powoli ześlizgnęła się z blatu stołu kapsuły i niepewnie stanęła na nogach. Odwróciła się w kierunku Diany, Vexa i Carlosa, zatrzymując spojrzenie na ludzkiej kobiecie. - Wierzę, że to pomoże odnaleźć Evelyn. I innych zaginionych - dopiero wypowiedziawszy te słowa zdała sobie sprawę z tego, że właśnie ujawniła przed Dianą fakt posiadania informacji, których posiadać nie powinna, więc szybko zmieniła temat. - Vex, nie oferuję ci seksu ani intymnego zbliżenia. Jest to inny rodzaj połączenia. Znam sporo żartów na temat sposobu rozmnażania asari opowiadanych przez przedstawicieli innych ras, ale... to nie będzie nic takiego. Potraktuj to jako odtworzenie widu z moimi wspomnieniami i odczuciami... ale nie tylko. Ja za to postaram się nie... to znaczy zminimalizować odczytywanie twoich uczuć i wspomnień. Na ile będę potrafiła, choć nie mam w tym doświadczenia.
Zerknęła na siebie, przygryzając wargę. Umorusana własną krwią, półnaga, w porwanej koszulce i na bosaka - zdecydowanie wolałaby najpierw doprowadzić się do stanu mniej-więcej normalności, ale wiedziała, że nie ma na to czasu. Albo, że jeśli zacznie się zastanawiać, to się rozmyśli. Lekko utykając ruszyła więc w kierunku turianina, stając przed nim na odległość kapsuły w której logach porucznik właśnie grzebał. Zdawała sobie sprawę, że było to to samo urządzenie, z którym problemy miała Alana, ale na razie nie miała zamiaru zaprzątać sobie tym uwagi. Vex i Ja'antian poradzą sobie z urządzeniem lepiej niż ona.
Oparła się dłońmi o osłonę kapsuły i pochyliła się, starając się zajrzeć turianinowi w oczy.
- Możesz jeszcze powiedzieć "nie". Zrozumiem. I... - zawiesiła na chwilę głos - I za taką decyzję również będę ci wdzięczna.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

7 maja 2017, o 02:24

Konsola przy wcześniej wadliwej kapsule medycznej stanęła przed nimi otworem, lecz nie rozwiewała wszystkich wątpliwości od razu.
Poprzednich operacji było kilka - tak jak mówiła Diana, badaczom przytrafiały się głównie małe urazy - to, co stało się Tori, było przy tym czymś potwornym. Zasklepiane zadrapania, rutynowe skany i szczepienia. Jedno zwichnięcie barku, prawdopodobnie będące rezultatem pracy na Klendagonie, który teraz przestał być przyjemnym miejscem, o czym przypominał wyjący na zewnątrz wiatr.
Dopiero ostatnie logi, czego można było się spodziewać, wydawały się ciekawsze. Wszystkie pochodziły od jednej i tej samej osoby - lekarza. Fuji Namiyo widniał we wszystkich ostatnich sześciu logach, według których wykonał skan całego ciała, skan szczegółowy czaszki, manualny reset kapsuły, powtórny skan czaszki, oraz próbował rozkazać maszynie by rozpoczęła procedurę wydobycia ciała obcego ([Polecenie odrzucone. Nie wykryto obecności ciał obcych wewnątrz pacjenta.]). Ostatni wpis był chaotyczny, lecz sugerowało z niego, że mężczyzna wielokrotnie próbował resetować urządzenie, które na samym końcu zablokował, po czym próbował odzyskać dostęp do danych dzień później, lecz nie był w stanie doprowadzić maszyny do porządku. Wszystkie rezultaty skanów były dostępne dla Viyo, tak jak i nagrania z operacji, choć te zachowały się w uszkodzonej, szczątkowej formie.
Carlos w kabinie medycznej nie musiał spędzić zbyt wiele czasu. Wstrząs mózgu interfejs stwierdził od razu. Wykrył również inne, drobne zadrapania, oraz małe, linijne pęknięcie czaszki w miejscu, w którym kamień uderzył o hełm. Pancerz stłumił większość obrażeń, lecz nie wszystkie. Maszyna nie zakwalifikowała obrażeń jako zagrażających życiu i sprawnie podjęła leczenie, nie tłumacząc Carlosowi co robi, ani jak powinien obnosić się ze swoimi urazami. Na miejscowe obrzęki i zadrapania zaaplikowano mu chłodny, kojący w dotyku medi-żel, a dożylnie podano lek przeciwbólowy. Na małym ekranie pojawił się uśmieszek i zalecenie o odpoczynku, gdy kapsuła skończyła pracę.
Vesser westchnęła głośno, zatrzymując się z nieskrywaną ulgą przy wyjściu z centrum medycznego. Oparła się plecami o ścianę, wędrując spojrzeniem od Vexa, do Ja'antiana. Prośbę, czy też rozkaz Tori, kompletnie zignorowała, czego asari mogła się spodziewać.
- Wolę zobaczyć wszystko sama - odparła burknięciem, choć wyraz jej twarzy złagodniał. Może leki zaczynały działać, wprawiając ją w błogi stan wyzbyty bólu.
Jej brwi za to zmarszczyły się widocznie, gdy padła specyficzna propozycja Te'erii. Wbiła wzrok w panią doktor, przenosząc ją chwilę później na turianina, gdy ten postanowił odpowiedzieć, jakby nie do końca docierało do niej, że w ogóle usłyszała to, co było powiedziane.
- Nie będę komentować tego, jak popierdolone to jest, bo może macie rację - odparła po długim, głośnym wydechu, podczas którego zdążyła zebrać myśli. - Ale to nie jest niebezpieczne?
Uniosła dłoń do góry, przeczesując włosy, w których znalazło się sporo piasku. Skrzywiła się nieco, nie zwracając na to co prawda uwagi, ale w tej chwili miała sporo powodów by to robić.
- Nie wiemy, co stało się z wami na zewnątrz. Równie dobrze coś mogło zainfekować wam mózgi. Co, jeśli łącząc się z Viyo, zainfekujesz też jego? - spytała, przenosząc spojrzenie na asari. - Z tobą i Carlosem jeszcze sobie poradzimy. Ale jeśli więcej was będzie niezdolnych do ogarnięcia się na pustyni, niż reszty, to będzie cholernie problematyczne.


Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

7 maja 2017, o 12:13

Porucznik roześmiał się cicho, jednak był to głos pozbawiony wesołości.
- To byłoby coś, prawda? "Jedyną nadzieją na odkrycie prawdy o zaginionych geologach jest seks z gorącą lekarką asari! Bohater poświęca się dla dobra sprawy!". Przez chwilę myślałem, że wszechświat wreszcie znalazł się na właściwej drodze, Tori - odpowiedział, uśmiechając się oszczędnie. Odwrócił się tyłem do konsoli, opierając się o nią plecami i krzyżując ręce. Jego uśmiech zniknął, gdy wzrok przesunął się na Dianę.
Miała rację. Każdy z nich miał. Sugestia, że coś faktycznie infekowało ludzi, była sensowna. Jeżeli rzeczywiście mieli do czynienia z mikroorganizmem to najpewniej znajdował się on w unoszących się drobinkach piasku, będąc na tyle małym, że ignorował filtry hełmów; wyjaśniałoby to dlaczego Vesser nie zaraziła się przez tyle czasu, bo przecież głównie pilotowała Bestię, rzadko kiedy wychodząc na zewnątrz wraz z innymi. Jednak z drugiej strony, szansa na to, że nie zaraziła się przez te kilka lat mieszkania na Klendagonie... Wrodzona odporność? Czy kolejna teoria bez pokrycia? Co Fuji próbował znaleźć we własnej czaszce? A może był to tylko chaotyczny strzał człowieka tracącego rozum jak inni, wyobrażającego sobie, że coś fizycznego drąży mu umysł od środka?
Jeżeli coś zainfekowało Tori i Carlosa, to nic nie stało na przeszkodzie, by zrobiło to też z nimi.
- To będziemy wtedy wiedzieć więcej - odparł, gdy Diana ostrzegła, że takie połączenie może go zainfekować. Podjął decyzję; potrzeba uzyskania odpowiedzi okazała się po prostu zbyt silna. Ponownie przymknął oczy, pocierając nasadę nosa, po obrócił się i spojrzał na asari. Przez chwilę błądził spojrzeniem po jej ranach, po grubych szwach wyglądających spod rozciętej koszulki, po błękitnej krwi barwiącej materiał. Ledwo się trzymała na nogach, ale jednak gotowa była zrobić to co właściwe. Odwzajemnił jej spojrzenie i skinął głową.
- Prowadź, pani doktor.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

7 maja 2017, o 23:28

"Gorąca lekarka asari"? - uśmiechnęła się mimowolnie słysząc słowa Vexa. Jednak gdy chwilę później odezwała się Diana, asari spoważniała i przygryzła dolną wargę. Diana wypowiedziała na głos jej własne obawy - nie brała co prawda pod uwagę infekcji, lecz raczej podatności na tajemniczy, zewnętrzny wpływ. Niemniej jednak odczucia i obawy Diany i Tori były podobne. Asari odwróciła głowę i spojrzała przeciągle najpierw na stojącą przy drzwiach kobietę, potem na milczącego Carlosa leżącego w kapsule. Tak, bała się połączenia. Z kilku powodów, ale mimo wszystko gotowa była to zrobić. Była jedyną osobą mogącą pokazać to, co zarejestrował jej umysł - nawet, jeśli dla niej samej był to czas pozbawiony świadomości i wspomnień. Niedawne wydarzenia pokazały, że bezpieczeństwo na Klendagonie jest ułudą, że tak naprawdę wszyscy są narażeni na to "coś", co może namieszać w umysłach nie wiadomo kiedy. Może jej umiejętności pozwolą uchylić rąbka tajemnicy. I nawet, jeśli niechcący pokaże Vexowi więcej niż powinna i niż by chciała, to będzie to działanie w imię wyższego dobra - bo nie chodziło już tylko o uratowanie zaginionych. Chodziło także o uratowanie ich wszystkich.
Usłyszawszy głos Vexa odwróciła się znów ku niemu. Dostrzegła jego taksujące spojrzenie ślizgające się po jej nietypowym odzieniu i po ranie. Poczuła się ponownie mała i słaba. I zatęskniła ponownie za Cytadelą. Ale w tym momencie już się nie mogła wycofać ze swojej oferty. Decyzja została podjęta i zatwierdzona.
- Usiądź - wskazała mu pobliskie krzesło. - Będzie mi wygodniej patrzeć ci w twarz. Poza tym - nie wiem, jak zareagujesz. Możesz stracić równowagę, a to może zerwać kontakt.
Poczekała aż Vex usiądzie i stanęła tuż przed nim, wpatrując się w jego oczy. Dłonie położyła mu na ramionach i uśmiechnęła się lekko, mając nadzieję zamaskować uśmiechem niepewność i strach malujące się na jej twarzy.
- Postaram się skoncentrować na wspomnieniu czasu, który spędziliśmy z Carlosem od momentu wyjścia ze stacji. Dla ciebie to będzie jak przypominanie sobie własnych wspomnień, ale powinny być... bardziej żywe. I intensywne. I będą im towarzyszyły inne odczucia, nie tylko dźwięki i obrazy. Emocje, uczucia... sama zresztą nie wiem jak to odbierzesz. Ale mam nadzieję, że będąc widzem, a nie uczestnikiem tych zdarzeń, dostrzeżesz więcej. A może nawet będziesz w stanie zobaczyć to, co się ze mną działo w czasie, którego sama nie pamiętam. No i wszystko będzie trwało znacznie krócej niż trwało naprawdę. A teraz... Postaraj się odprężyć. I nie myśleć o niczym.
Zamknęła oczy, wsłuchując się w samą siebie. Teraz, mimo ran i zmęczenia, mimo strachu i niepewności, ignorując ryk wiatru za ścianami stacji i nerwową atmosferę, musiała maksymalnie skoncentrować się. Na swoich wspomnieniach, które chciała przekazać turianinowi, ale także na samym procesie. Wymagało to uwagi i skupienia... mimo, że sama nigdy nie nawiązywała takiego połączenia - zawsze była jedynie osobą "odbierającą" przekaz, wiedziała co musi zrobić. Może inaczej... jej umysł wiedział. Tak, jak wiedział co ma zrobić, by poruszyć ręką. By zmusić jej serce do bicia. Była asari i tą umiejętność miała wpisaną w genach.
Otworzyła na powrót oczy, ale nie błyszczały one teraz zielenią tęczówek. Były całkowicie czarne, jak połyskliwe kule koloru nocy, niewidzące, ale przyciągające spojrzenie Vexa jakimś hipnotycznym blaskiem. Wpatrzonemu w nie turianinowi wydawało się, że oczy lekarki są bezdennymi studniami, wciągającymi go w swą otchłań, dwiema miniaturowymi czarnymi dziurami pochłaniającymi bez reszty jego świadomość.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

8 maja 2017, o 19:04

Wyświetl wiadomość pozafabularną Turianin w milczeniu przesunął się w stronę krzesła, siadając na nim ostrożnie. Wciąż miał na sobie pancerz, wyłączając rękawice leżące na kapsule Diany.
"Postaraj się odprężyć".
Łatwej powiedzieć niż zrobić. Za ścianami stacji szalała wichura, piach zrywał płyty ochronnych warstw budynku, a półmrok rozświetlony wyłącznie przez światła awaryjne oraz diody kapsuły medycznej nadawał pomieszczeniu efekt grobowca. Porucznik skinął głową oszczędnie, poruszając nią najpierw na boki, próbując siłą woli rozluźnić zesztywniałe mięśnie karku; dowcipkowanie i flirt skrywały napięcie, które turianin nimi maskował. Im bardziej o tym myślał, tym miał gorsze przeczucia.
Kiedy Tori oparła mu dłonie na ramionach, wciągnął powoli powietrze, próbując się wyciszyć.
Łatwiej powiedzieć niż...
Asari otworzyła oczy, a on odniósł wrażenie jakby przez jego ciało przemknęło wyładowanie elektryczne. Dwie, bezdenne studnie, w które się wpatrywał, poszerzyły się i pochłonęły cały świat, gdy dwa układy nerwowe na uderzenie serca połączyły się w jeden, wymieniając się wspomnieniami.
*** ...Hologram wyświetlił Vexowi znaną mu już postać, przynajmniej z nazwiska - rosły turianin, odziany w pancerz lecz bez broni u boku, obrócił się właśnie w stronę własnego komunikatora, gdy dano mu znać, że odbiorca wiadomości jest na linii i ogląda.
- Poruczniku Viyo. Najwyższy czas - sucho i oficjalnie przywitał się niedawno mianowany na komandora Alxerion Famaris. - Ze względu na charakter waszego nowego przydziału, wymagana była komunikacja za pośrednictwem holoprzekaźnika w tym mieszkaniu. Jestem tu by poinformować porucznika, iż z ramienia rozkazu BRYG3//13//VXVO-112 zostajecie tymczasowo przydzieleni do 20. Oddziału Zwiadowczego Hierarchii Turian. Od dziś do końca powierzonej oddziałowi misji, w której będziecie uczestniczyć, zarówno waszym dowódcą jak i zwierzchnikiem jest kapitan Vergull Vallokius. W ciągu najbliższych 48 godzin oczekiwane jest wasze zameldowanie się na okręcie klasy korweta, "Hunter", znajdującym się w doku 17J w porcie kosmicznym Cipritine. Misja zaklasyfikowana jest jako tajna, czwartego stopnia, nie muszę więc dodawać, że...


...Viyo. - Asari skinęła głową na powitanie, choć minę miała dość znużoną. Jej naznaczona ciemniejszymi, fioletowymi plamkami zdobień twarz niebieskiego odcienia niosła ze sobą drapieżne rysy i zdecydowaną, wyprostowaną postawę. Miała jednak na sobie pancerz, czego w pakiecie komunikatora być nie powinno. Na naramienniku pancerza widniało logo Widm. Nie było przy niej żadnych bagaży, turianin mógł więc podejrzewać, że zostały już zabrane na pokład korwety.
- Nie sądzę, by było wiele więcej do przekazania ci w sprawie twojej kandydatury. Po wejściu na Huntera będziemy mieć około dwóch godzin na przygotowanie się, zanim przyleci pozostała dwójka z ExoGeni. Mam się upewnić, że będziesz w stanie funkcjonować i walczyć w taki sam sposób, gdybyś nie podlegał ciągłej ocenie. Ciężko będzie mi się zamienić w turianina, ale mam wrażenie, że to nie będzie problem. Niech fakt, że tu jestem, nie zaburza twojego opanowania bardziej, niż wizja wylądowania na pełnej trupów planecie. - uśmiechnęła się nieco szelmowsko, opierając bokiem o nieustannie otworzoną śluzę, w której stała, zawadzając przejście. - Nie jestem twoim zwierzchnikiem. Mogę być kompanem w boju gdyby coś urżnęło cię w tyłek, ale przede wszystkim moje zadanie to obserwacja i...


...Znaleźli się w ciemnej, wyłożonej szarymi płytkami sali. Na niegdyś jasnych ścianach, co metr, znajdowały się światła - tutaj włączone. Część migała, wszystkie jednak kąpały pomieszczenie w czerwonym, alarmowym blasku.
Schodząc na planetę, każdy nastawił się na jakieś archaiczne tajemnice - piramida czekająca na nich na powierzchni wyglądała na proteańską, a to z reguły oznaczało pradawną, fascynującą technologię, która wyjaśniałaby zainteresowanie Rady oraz szum wywołany dookoła obiektu.
Nikt nie spodziewał się odkrycia ukrytego, ludzkiego kompleksu w jej podziemiach.
- W czasie wojny milczą prawa - rzuciła cicho Olga, ruchem głowy wskazując słowa wyryte na ścianie. - Tak to się tłumaczy. Używaliśmy jej kiedyś... W roku Wojny Pierwszego Kontaktu. Ta sentencja widniała na sztandarach Przymierza. To nigdy nie miało dotyczyć praw wojskowych, raczej tych... etycznych. Moralnych. Nie było po co tego precyzować, wszyscy wiedzieli, o co tak naprawdę chodziło.


...Posadzka splamiona w błękitnej mazi, skąpana w jasnoniebieskim, bladym świetle niewielu działających lamp. Skrzynie porozrzucane po ziemi, puszki, puste już, wyczerpane pochłaniacze ciepła i... Ciała. Jedna, dwie, trzy pary zwłok, jedno ciało przewalone przez skrzynię. Wszystkie niczym marionetki, którym ktoś uciął wychodzące z ich kończyn sznurki - bezładnie rzucone na ziemię, z nienaturalnie wyciągniętymi rękami bądź nogami.
Pod ścianą jedno z trójki ciał poruszyło się. Odkaszlnęło, wymamrotało coś pod nosem i z jękiem podparło się na łokciach.
Turianin spojrzał po parze zwłok swoich towarzyszy, następnie przenosząc mętny wzrok na wejście, w którym stali. Źrenice natychmiast rozszerzyły się, tak jak i powieki w wytrzeszczu, a sam osobnik złapał za leżący obok niego karabin szturmowy.
- Stać! Zostać na swoim miejscu! - warknął, z trudem podciągając się na nogi.
Wyglądał jak wrak. Poszarzała skóra z jasnoniebieskimi, niemal burymi symbolami namalowanymi na jej powierzchni niegdyś musiała mieć odcień mocnego brązu. Spękana twarz, przypominająca nieco ludzkie zmarszczki, sugerowała podstarzały wiek osobnika, a jego wychudzona sylwetka i niepewny sposób, w jaki utrzymywał się w pozycji pionowej, sprawiały, iż Vexarius i Vergull poczuli podziw widząc swojego pobratymca z trudem podnoszącego się.
Oczywiście poza szokiem wywołanym jego obecnością.
Generał Adiustor Valokarr. Ten sam, którego podobizna wita młodych kadetów w połowie szkół oficerskich w Cipritine, na Palavenie.
Ten, który brutalnie i konsekwentnie zareagował w trakcie trwania Incydentu z Przekaźnikiem 314, dowodząc siódmą flotą prowadzącą główne oblężenie Shanxi.


...Pogrążone w półmroku pomieszczeniu, mrugające niezdrowo lampy, dając ciemne, niebieskawe światło. Klatki. Wszędzie klatki. Zabudowane z trzech stron cele, dwa rzędy, z korytarzem pomiędzy nimi. Każda ze ścian-wejść do środka celi była oszklona i, jak mogli się domyślić, wykonana ze szkła pancernego.
Generał odwrócił się znów w ich stronę, a na jego twarzy dostrzegli maskę zasłaniającą jego drogi oddechowe.
- Przez wiele lat to był nasz dom - odezwał się, zmodyfikowanym przez aparat oddechowy głosem. - Początkowo warunki naszego życia były sprowadzone do warunków życia varrenów na Tuchance. Wiele razy próbowaliśmy powstać, lecz osłabieni i rozbici, nie mieliśmy szans. Gdy dowiedzieliśmy się, iż jesteśmy na dalekiej planecie bez szans na odlot, straciliśmy również nadzieję. Niektórzy z nas za przyzwoleniem ludzi wiedli namiastkę godnego życia. W zamian za lepsze porcje żywieniowe i czyściejsze cele, niektóre... przymusowo dobrane pary zajęły się reprodukcją. Byliśmy tu naprawdę wiele lat - kontynuował generał.
Tela minęła już pierwszą parę cel, omiatając je własną latarką.
- Mieliśmy wiele zrywów, lecz dopiero zawalenie się jednego z większych tuneli w okolicach tego kompleksu kilkanaście godzin temu dało nam jakąkolwiek szansę. Odcięło nas od pozostałych stref, a strażników od posiłków z ochrony. Niektóre instalacje pozostały nietknięte. To jest pierwsze pomieszczenie z tej strefy, które udało im się zagazować. Znajdowały się tu głównie kobiety i dzieci, których nie zdążyliśmy wyzwolić i przenieść do bezpiecznego odcinka.
Jego wibrujący głos wydawał się im martwy.
Jako pierwszy do jednej z cel podszedł kapitan. Oświetlając jej brudne wnętrze, wyglądające jak cela w turiańskim więzieniu, dostrzegł zwinięte w kłębek ciało. Drzwi do środka były otwarte, a martwy, niemal ciężki do rozpoznania turianin leżał na pościeli ubrudzonej niebieskimi plamami.
- Po wpuszczeniu gazu wysłali tu mały oddział przed nami, by dobił każdego nim zdążymy kogoś uratować. Ci słabsi wymarli na samym początku od trucizny w powietrzu, lecz niektórzy mieliby szansę.
Vex zbliżył się do drugiej celi. Mała półka i łóżko, jedyne meble w małym pokoiku, leżały porozrzucane chaotycznie po skąpanej w niebieskiej krwi podłodze. Metalowa półka wywrócona do góry nogami leżała tuż przy szklanej ścianie, na której nieco wyżej znajdowało się kilkanaście rys. Łóżko, rozbite na trzy części - ramę, materac i pościel, również znalazło się w nienaturalnym ustawieniu, jak gdyby ciśnięte z ogromną siłą o ściany, wielokrotnie.
Wzrok turianina natychmiast pomknął w dół, ku źródłu tej brutalnej siły, która z taką walecznością usiłowała zniszczyć ściany tego więzienia. Z węzłem zaciskającym się na jego gardle, Viyo dostrzegł rozłożone na ziemi, drobne, kobiece ciało.
Turianka leżała na boku. Jej martwy wzrok wwiercał się w porucznika, skierowany ku wyjściu tak, jak prawa dłoń, sięgająca ku niemu. Jej lewa dłoń zaciskała się na brzuchu, skąpana we krwi.
Kobieta o tak drobnej budowie nie mogła siłą własnych mięśni podnieść i ciskać tymi meblami. Oczywistym było, iż musiała zrobić to za sprawą biotyki. Viyo oczami wyobraźni widział, jak, czując truciznę sączącą się z wentylacji, usiłuje wydostać się na zewnątrz, by paść w końcu na ziemię. Nie umarła jednak od razu - wytrwała by dostrzec ludzkiego oprawcę, wchodzącego do środka celi i naciskającego na spust, posyłając jej śmiertelną salwę, która przebiła naturalny pancerz jej ciała, wbijając się w miękką tkankę.
Jedno mrugnięcie okiem, a twarz tej drobnej, turiańskiej biotyczki zmieniła się w tak doskonale mu znane lico Maerii, jego siostry. Niechciana mieszanka wściekłości i przerażenia przetoczyła się przez jego głowę, sprawiając, że mimowolnie postąpił o krok do tyłu od tego obrazu.
Pozostałe cele były takie same.
Turianka siedząca na ziemi, oparta o nocną szafkę z przestrzeloną głową. Mimika jej twarzy była ukryta, gdyż wtulała ona czoło w policzek dziecka. Mały turianin wydawał się wyglądać dziwnie - nie był gładki i różowy jak ludzkie dzieci. Wciąż był on dzieckiem przytulonym do klatki piersiowej trzymającej go matki, a oboje skąpani byli w niebieskiej posoce.
Wyżej, na łóżku, leżał turianin zwrócony tyłem do szklanych drzwi. W jego plecach znajdowała się dziura, on sam jednak wydawał się być niewzruszony - obejmował coś. Jakąś mniejszą postać, próbując schować ją i ochronić własnym ciałem.
Vex przesuwał spojrzeniem po zamkniętych celach, ale jego mózg nie potrafił - nie chciał - zrozumieć tego co widziały oczy. Nawet nie zauważył, że Olga odeszła na kilka kroków; jego towarzysze broni mogliby teraz krzyczeć, a baza mogłaby eksplodować dookoła, ale on pewnie nie zwróciłby na to uwagi. Horror, wraz z obrazami podsuwanymi przez wyobraźnię, wypalał się na siatkówkach jego oczu, tnąc głębiej niż jakiekolwiek omni-ostrze i dwa razy boleśniej.
Kiedy zaś dotarł do pomieszczenia skrywającego martwą biotyczkę, wpatrującą się w niego nieobecnym, pozbawionym życia spojrzeniem, coś w nim pękło.


...Pomieszczenie, terminal sterujący ładunkami wybuchowymi rozlokowanymi po całym kompleksie, młoda, przerażona lekarka i turiańskie dziecko noszące w sobie jedyny lek na śmiertelnego wirusa zdolnego wybić całą turiańską populację. Vasir trzymająca pistolet przy jego głowie. Stojący przy niej Viyo.
Szklana, pancerna szyba oddzielająca ich od kapitana Vallokiusa, Olgi i generała Vallokara.
Zdrada w najważniejszym momencie.
- Musisz mi wybaczyć, kapitanie. Podziwiam twoje umiejętności na polu walki i sama nie chciałabym znaleźć się w twojej sytuacji, ale wygląda na to, że nasze drogi się rozejdą w tym momencie - odezwała się Vasir i przeniosła swój wzrok na stojącego obok Valokarra. - Niestety generał nie może opuścić tej planety, z czym się z pewnością ze mną nie zgodzisz. Chce zemsty. Chce publicznego linczu i trupów. Personalnej vendetty. Nawet, jeśli ceną będzie kolejny konflikt.
Uratować setki zniewolonych turian, torturowanych latami przez ludzi czy poświęcić ich, żeby powstrzymać nadejście kolejnej wojny między Hierarchią, a Przymierzem?
- Poruczniku - odezwał się Vergull, spoglądając na niego. Jego głos był ostry, rozkazujący. - Otwórzcie nam przejście i chroń panią doktor. Od teraz to twój priorytet.
- Ona ma rację - wyrzuciła z siebie niespodziewanie Olga, głosem wypranym ze wszelkich uczuć poza rezygnacją. - Nie ma mowy o jakimkolwiek postępie jeśli wciąż tkwimy w przeszłości.
Ludzka kobieta, sama w otoczeniu turian, którzy znali tylko nienawiść. Gotowa na to co miała nadejść.
I on. Mający wybór: popełnić ludobójstwo i zabić setki własnych pobratymców by ocalić miliony, czy być wierny swoim ideałom.
- Kapitanie... Praca z tobą była zaszczytem. Naprawdę. Z tobą także, panno Sidorchuk. - Głos porucznika był głosem osoby, która zobaczyła swoją przyszłość. Cofnął się od panelu kontrolującego pancerną szybę. Jego spojrzenie, chociaż skryte za maską, zwróciło się w stronę Vergulla. Tam gdzie wcześniej na jego sercu zaciskały się pazury, teraz została tylko pustka. Czarna dziura tkwiąca w piersi, głęboko pod pancerzem i pod skórą okrytą chitynowymi płytkami.
Vex opuścił karabin.
- Niestety, nie wykonam pańskiego rozkazu.
- Foster, aktywuj odliczanie.

Wyświetl wiadomość pozafabularną

...Radna Irissa, prywatne apartamenty Cytadeli. On. Vasir. Stanowcze słowa płynące z ust Radnej asari.
- Pilot ostatniej ekspedycji, według naszych danych, zdołał uciec z powierzchni AZ-99 wraz ze statkiem. Tego samego pilota znalazł wasz oddział. Kobieta była martwa. Sugeruje to, iż z AZ-99 wydostał się ktoś inny, możliwie z wnętrza odkrytego przez was kompleksu. Udało nam się uzyskać informacje o ostatnim miejscu pobytu pilota, wciąż podszywającego się pod Carie Tayley. Jej odnalezienie i przywiezienie na Palaven z pewnością przyspieszy proces. Chcę, żebyście zajęli się tym, poruczniku, wraz z Widmem Vasir...


...Chimera, mesa statku Vasir. Asari westchnęła, przenosząc wzrok na alkohol wewnątrz napoju, niepierwszy raz zresztą tego wieczora. Podciągnęła nogi pod siebie, krzyżując je i siadając w już zupełnie luźny sposób na krześle. Może i było wygodne, ale Vasir wyraźnie nie mogła usiedzieć w jednym miejscu.
- Cel jest taki sam, zawsze. Obojętnie, czy żeby go wypełnić zrobisz dziesięć misji, czy dwadzieścia. Zabijesz dwóch czy dwustu.
Wciąż nie patrzyła w jego stronę, świadomie unikając kontaktu wzrokowego. Jak gdyby rozmawianie na względnie szczere i głębokie tematy było dla niej na tyle wymagającym przeżyciem, że nie mogła znieść dodatkowych bodźców w tej chwili.
- Wszyscy myślą, że galaktykę trzeba ratować przy wielkim kataklizmie. Że jest spokój i porządek pomiędzy wojnami i katastrofami. Gówno prawda - zmarszczyła brwi, obracając szklankę w dłoni. - Odkąd zaczniesz, aż do czasu, gdy skończysz robotę jako Widmo, będziesz powstrzymywał mniejsze i większe katastrofy. Galaktyka jest jak jątrząca się rana, a ty tylko zmieniasz opatrunki. Jeśli ciebie zabraknie - zrobi to ktoś inny.


...Życie składa się z momentów. Warto zapewnić sobie chociaż kilka, które można miło wspominać - odparł w końcu. Przez chwilę spoglądał na kobietę w milczeniu, przesuwając wzrokiem po jej tatuażach na twarzy, ciemnych oczach i latach ponurych widoków ukrytych w ich środku. Bez względu na to jak poznał Vasir, właśnie momenty takie jak ten próbował zapamiętać. Ją, rozluźnioną; jej śmiech, pozbawiony ironii; jej wzrok, pozbawiony obojętnego, nieczułego wyrazu.
- Nie jesteś robotem. Nikt z nas nie jest.


...Uśmiechnęła się zawadiacko, opierając łokieć o stół i podpierając sobie ręką głowę. Patrzyła na Viyo bokiem, a drugą dłoń położyła blisko butelki, w każdej chwili gotowa na polanie im kolejki....


...I najwyraźniej jestem bardzo, bardzo głupi.
- Cholernie.
Nie zdążyłby zareagować, nawet gdyby chciał jej przeszkodzić. Jak na względnie wstawioną, Vasir wciąż poruszała się cholernie szybko. Nachyliła się w jego stronę odrzucając wręcz kieliszek gdzieś na bok, mało interesując się jego losem.
Gorzki smak Rynkolu wciąż powoli zabijał jego kubki smakowe, a gardło paliło żywym ogniem, gdy asari złożyła na jego ustach pocałunek, który zdecydowanie potrafił osłodzić wrażenie pozostawione przez alkohol. Wstała z własnego krzesła, odsuwając je z hukiem. W jej oczach widział żądzę.
Chwyciła dłonią jego koszulkę przy samym kołnierzu nie czekając, aż sam wpadnie na pomysł wstania na równe nogi. Półmrok mesy rozświetliła błękitna łuna, gdy Vasir wspomogła się biotyką stawiając go do pionu. Po drodze Viyo zgubił gdzieś własny, pusty już kieliszek, ale było to chyba niewarte zachodu zmartwienie...

***


...Bieg przez spiętrzoną ciżbę przypominał przeciwstawianie się falom oceanu. Chaos i przepychanki przeszły w zamieszki, gdy w wściekły tłum spadła o jedna iskra za dużo. Pojedyncze okrzyki przerodziły się w nieokreślony ryk ogarniętych bezmyślnym szałem mas, wymieszane w różnych proporcjach z wrzaskami bólu i skandowaniem nowego hasła. Rozpychanie stojących mu na drodze ludzi trwało w nieskończoność; ktoś go popchnął, gdzieś padł strzał, kto inny upadł mu pod nogi, powalony przez anonimowego uczestnika walki. Droga przez tłum zamieniła się w walkę, a turianin klął pod nosem, starając się nie stracić z oczu hotelu. Uderzył kogoś opancerzoną pięścią, odrzucając ze swojej drogi, innego zdzielił kolbą karabinu.
Jeżeli tutaj panowała rzeź, to co mogło się dziać w hotelu?
Byli tak blisko. Tak blisko.
Gdy nagle tłum się przerzedził, a przed nim stanął kroganin nawołujący do reakcji, w żyłach Vexa zapłonęła zimna wściekłość. Nie na mężczyznę, który był jedną z tych wielu iskier, które roznieciły pożar; nie na strzelbę wycelowaną w swoją pierś; nie na pogardliwe słowa, którymi go uraczył.
Na świat. Na tą poskręcaną, brutalną rzeczywistość. Na los, który postanowił o tym całym szaleństwie.
Za plecami kroganina majaczył hotel, a w nim Tanya, która być może właśnie ginęła od innych, rozsierdzonych napastników.
Coś w nim pękło. Ponownie.


...Dotarł do pokoju numer siedem gdy usłyszał krzyk.
Przez pierwszą chwilę myślał, że krzyczała Tanya - tam, gdzieś w końcu korytarza, nękana przez szabrowników. Dopiero po upłynięciu sekundy dotarło do niego, że krzyknęła Vasir. Asari zdarzało się wcześniej wykrzykiwać rozkazy, zawsze w złości lub zniecierpliwieniu, ale nigdy nie słyszał, by krzyczała z bólu.
Teraz miał okazję.
Drzwi na końcu korytarza były tak blisko, że mógł dostrzec metalowe cyfry na środku metalowych skrzydeł i zielony blask panelu na ścianie. Cokolwiek się za nimi działo, decydowało o losie Tanyi. O losie uciekinierki, którą tak długo ścigali, a która okazała się być częścią smutnej, romantycznej historii. Historii, która pogrążyła to miasto w chaosie, gdy kobieta rozniosła wirusa, próbując uratować turiańskiego niewolnika eksperymentów, w którym się zakochała. Historii, która być może miała zadecydować o losie tysięcy następnych innych istnień.
Potrzebował tylko kilkunastu następnych kroków.
W jego komunikatorze Vasir jęczała cicho, być może umierając.
Piasek w klepsydrze przesypał się do końca, a na krawędzi szkła zatrzymały się dwa ostatnie ziarenka.
Porucznik oderwał wzrok od drzwi i odwrócił się do nich plecami, biegnąc z powrotem.


...Powrót do portu przypominał ciąg dalszy koszmarnego snu. Prom wibrował lekko, wznosząc się pod niebo, a rany Vasir krwawiły, barwiąc tapicerkę na niebiesko. Porucznik czuł się pusty w środku, gdy spoglądał na ciało asari, na jej powyginany pancerz, na wyrwany naramiennik. Bezmyślnie zauważył, że nie wziął jej karabinu ani nie próbował odszukać hełmu, czym prawdopodobnie niesamowicie uszczęśliwi jakiegoś przyszłego szabrownika, który nie będzie obawiał się wkroczyć do krwawej łaźni....


...Dopiero w środku Rocinante mógł zaznać nieco spokoju, gdy powitała go cisza i niemal bezgłośny szum pracujących systemów. Złożył nieprzytomną Vasir do komory medycznej, odpinając przeszkadzające elementy pancerza i z zaciśniętym gardłem obserwując coraz to nowe, ostrzegawcze komunikaty na panelu.
Urządzenie było nowoczesne. Wciąż była nadzieja.
Wprowadzał kolejne zalecenia WI medycznej, aż w końcu aparatura rozpoczęła operację. Ciche buczenie lasera medycznego mieszało się ze zgrzytem metalowych ramion uzbrojonych w skalpel oraz aplikator substancji leczących. Vex oparł czoło hełmu o zimną szybę kopuły i zamknął oczy.
Kiedy wszystko się tak spierdoliło?...


...Przez następną godzinę miał okazję do kontemplowania wydarzeń w samotności i ciszy. Nie słyszał krzyków George'a błagającego o litość i dostęp do toalety. Nie słyszał już nawet pracujących robotów kabiny medycznej. Tylko cichy szum statku i własny oddech.
- Dziewięć i pół. - Cichy, nieco chrapliwy i drżący głos Vasir pośród tej ciszy zabrzmiał jak wystrzał, wypowiadając ich mały, prywatny żart. Asari połowicznie otworzyła już oczy, a spojrzenie wbiła w siedzącego obok turianina. Przez moment uśmiechnęła się krzywo, boleśnie.
Dawno nie czuł takiej ulgi.
- Kazałam ci po nią biec - zaczęła, cicho, przenosząc spojrzenie znowu na porucznika, na jego skryte za szybką hełmu oczy.
Mógłby przysiąc, jakie pytanie chciała zadać następne. Dlaczego wróciłeś. Uchyliła usta, gotowa je zadać, kiedy nagle zmieniła zdanie, odwracając wzrok i wbijając go w przestrzeń na wprost. Może go rozumiała i nie potrzebowała zadawać tego pytania.
Może na jego miejscu zrobiłaby to samo.
- A ja stwierdziłem, że nie podoba mi się ten rozkaz.
Przez kilka sekund w pomieszczeniu panowała cisza, gdy oboje nic nie mówili.

Wyświetl wiadomość pozafabularną

...Czas płynął leniwie przy hipnotyzującej muzyce i w przydymionej atmosferze. Kiedy niebieski drink znalazł się w jego szklance, skinął głową do barmana w niemym podziękowaniu i przysunął do siebie naczynie. Nie wiedział co przyniesie daleka przyszłość, ale zdecydowanie miał plany co do tej najbliższej. Schlanie się do nieprzytomności nie było najmądrzejszą decyzją, którą można podjąć na Omedze, a jednak nie przeszkadzało to znacznej większości tutejszego społeczeństwa w praktykowaniu tego typu rozrywek. Ci co zasypiali z głową na blacie, w najlepszym wypadku mogli obudzić się w pobliskim zaułku biedniejsi o wszystkie kredyty, własną godność oraz trzy do pięciu lat życia, w zależności od parszywości wypitego alkoholu. W najgorszym - mogli nie obudzić się wcale.
Brzmiało to jak plan.
- Hejka - zachrypnięty, ale wysoki głos z całą pewnością nie był męski. Dopiero przy dokładniejszej inspekcji Viyo zorientował się, że siedzi obok niego młoda dziewczyna, choć mocno zaniedbana i ubrana w definitywnie męskie ciuchy. Zdjęła czapkę, uwalniając spod niej krótkie blond włosy i uśmiechnęła się, wyciągając z wewnętrznej kieszeni kurtki coś, co przypominało jeden z ziemskich kwiatów, ale wykonany z giętej blachy. - Czekasz na kogoś? Może mały prezent na przywitanie? Kobiety lubią kwiaty, a ten nigdy nie zwiędnie. Ręczna robota, trzydzieści kredytów - uśmiechnęła się szeroko, nadzwyczaj przekonująco.


...Gdzie ona do kurwy jest? - warknął jeden z wkurwionych krogan.
- Zabieraj pysk, bo wsadzę ci w niego krzesło - odparł Vex do capiącego vorcha, który nachylał się do niego, mierząc strzelbą. Obrócił się na stołku i spojrzał na dowódcę grupy, gdy ten doskoczył do baru, chwytając metalowy kwiat. Na ten widok coś napięło się w nim niebezpiecznie; z jakiegoś powodu nie spodobało mu się to, że parszywy najemnik położył łapę na blaszanej ozdobie, traktując ją z taką prymitywną siłą jakby chwytał nieobrobiony kawałek stali. Zupełnie jak gdyby mężczyzna zerwał jedyny, prawdziwy kwiat, który jakimś cudem wyrósł na spalonej ziemi.
- I ty, Venrix, turiańce jebane, zaraz się wam grzebienie na lewą stronę wywiną od tego pierdolenia. Co to, kurwa, jest? Co to jest?
- A na co ci to wygląda? Odłó... - Brzdęk gniecionego metalu uciął jego słowa, gdy ozdoba zniknęła pod podeszwą krogańskiego buta. Przez kilka długich sekund wpatrywał się w pogiętą, bezkształtną blachę, w którą zamieniła się stalowa roślina, po czym uniósł powoli wzrok na mężczyznę.
- Nie powinieneś tego robić. Chciałem go kupić - mruknął gardłowo, po czym odsunął stołek i również się podniósł. Z drugiej strony kroganina, czerwonowłosa kobieta sformułowała głośno to, co w tej chwili poczuł i on.
Może zbyt wiele ostatnio napatrzył się na zniszczenie.
- Ruda i barman mają rację. Won albo poleje się krew.


...Bar był w ruinie. Połamane stoły, dziury po kulach zdobiące ladę niczym szwajcarski ser, alkohol rozlewający się z rozbitych butelek. I krew, barwiąca podłogę z wielu ciał.
Dziewczyna mogła mieć niewiele ponad dwadzieścia, może dwadzieścia trzy. Po prostu była bardzo zmęczona. I brudna.
- Mary Sones - uśmiechnęła się w końcu, jakby nic się nie wydarzyło i przedstawiła się elegancko, imieniem i nazwiskiem. - Powiedzmy, że nie do końca się dogaduję z naszymi uroczymi gangami. Mogłam im coś... hmm... ukraść. Informacje, powiedzmy.


...W milczeniu szedł za dziewczyną, słuchając jej opowieści i błądząc spojrzeniem po okrytych metalowymi płytami barakach, po prowizorycznych stoiskach i po rozległej hali. Kiedy między nimi przebiegły dzieci wołane na obiad, odprowadził je wzrokiem; w przeciwieństwie do czerwonowłosej, która miała minę jakby ktoś podsunął jej pod nos wyjątkowo śmierdzące gówno, które w dodatku zamordowało jej rodzinę, gdy była mała, jemu ten widok poprawił humor. Było dokładnie tak jak powiedziała Mary – Omega to łajno, nieprzystosowane do życia dla bardziej niewinnych jednostek. Dobrze było widzieć, że poza brutalnymi gangami, kurwami stojącymi pod co drugą latarnią i ćpunami dającymi sobie w żyłę w zacienionych zaułkach, istniało coś, co dawało chociaż niewielką nadzieję na lepsze życie.
Bez względu na to czy chodziło o ludzi, czy o inne rasy, przemknęło mu przez głowę, gdy zatrzymali się na chwilę, by Mary mogła porozmawiać z wątłą drellką. Bieda łączyła.
Mary stworzyła w trzewiach Omegi sierociniec, bezpieczną ostoję dla najbiedniejszych i bezdomnych. Dla dzieci, dla młodych. Już samo to czyniło z niej osobę tysiąc razy lepszą od niego oraz od Hawkins...


...Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi śluzy, przeszedł do mesy i odłożył hełm na stół. Widok wnętrza znajomego okrętu ukoił jego napięcie, pozwalając mu się rozluźnić. Tu nikt go nie zaatakuje z zaskoczenia, nikt nie spróbuje wrazić mu omni-ostrza pod żebro, nikt nie zacznie do niego strzelać. Nie bez wcześniejszego ostrzeżenia od SI.
- Etsy, znajdź mi wszystko na temat osoby o ksywce "Hawk" - rzucił w przestrzeń, odpinając z pleców karabin i odkładając go obok hełmu. Przeszedł do barku i wziął jedną ze szklanek. Adrenalina opadła, jak zwykle pozostawiając po sobie pragnienie odpoczynku i mrowienie mięśni. - Ludzka kobieta, charakterystyczne czerwone włosy, chociaż to ostatnie to nie warunek konieczny. Przeszkolenie bojowe, poszukiwana na Omedze i być może nie tylko, temperament yagha z drzazgą w dupie.
Uniósł naczynie do ust, przełykając łyk gorzkiego alkoholu. Poza tym Hawk dowiodła, że nie jest taka zła. Zagorzali przestępcy nie pomagaliby bezbronnej dziewczynie dostarczyć leków do sierocińca, prawda?
- Jeanette "Hawk" Hawkins. Byłe Widmo Rady Cytadeli, mianowana w 2185 roku i odwołana ze stanowiska kilka miesięcy później po zarzutach współpracy z organizacją terrorystyczną Cerberus. Z ramienia Przymierza oskarżona o dezercję, terroryzm i wielokrotne morderstwa. W artykule opublikowanym przez ANN 23 grudnia 2185 roku określana mianem niepoczytalnej, seryjnej morderczyni o psychopatycznych i antyrządowych zapędach. - Szklanka w jego dłoni zamarła przy ustach. Etsy kontynuowała swoim spokojnym, elektroniczym głosem. - Odpowiedzialna za zabójstwo Widma Calbourt. Obecnie poszukiwana licznymi listami gończymi za kradzieże, akty piractwa, zabójstwa oraz wandalizm. Powiązana z pirackim okrętem Wraith klasy fregata...
- Wystarczy, Etsy.


...Historia była skazana na powtarzanie się.
Droga przez klub i podróż promem przypominały znajomy koszmar, ten sam który śnił na jawie już wcześniej. Czuł jak Mary traci przytomność i odpływa, bo jej ciało w pewnym momencie stało się zupełnie bezwładne. Krew przeciekająca przez kurtkę Hawk moczyła mu ręce i koszulę, ale nie zwracał na to uwagi. Jeżeli ktoś by mu kiedyś powiedział, że w towarzystwie królowej piratów będzie wynosił umierającego szczurka Omegi z Zaświatów, by gnać z nim na złamanie karku do najbliższej kapsuły medycznej, tylko pokręciłby głową. A teraz nie chciał nawet myśleć o śmierci młodej dziewczyny.
Poza tym była czymś dużo więcej niż "szczurkiem Omegi".
Turianin milczał przez całą drogę, spoglądając na bladą twarz Mary. Z jakiegoś powodu przypomniał sobie o metalowej róży, która została zdeptana przez kroganina w Outpubie. O pojedynczym, niewinnym symbolu - zdewastowanym i przyrównanym do martwego kawałka złomu.
Czy szczurki Omegi dadzą sobie radę, jeżeli blondynka zginie? Czy cały sierociniec trafi szlag, a ich pomoc pójdzie na marne?
Drżenie promu i odgłos zmniejszanego ciągu oznajmiły, że dotarli do doku Elpis. Wysiadł kiedy tylko drzwi pojazdu się otworzyły, ledwo ten dotknął ziemi. Do swojego okrętu wpadli niemal biegiem.
Kabiny medyczne były już włączone, gdy przeszli przez mesę i trafili do skrzydła, do którego nie tak dawno temu przyniósł na rękach Vasir. Etsy działała szybciej niż którykolwiek z nich, prawdopodobnie włączając moduły kapsuły, jak tylko zobaczyła ranną dziewczynę na monitoringu śluzy. Kilkanaście sekund zajęło im ułożenie Mary w środku, a potem szklana osłona zasunęła się z sykiem.
Wyświetlacz pokazał dwadzieścia siedem procent. Wewnątrz mechaniczne ramiona rozpoczęły pracę, oczyszczając rany z krwi, skanując, przygotowując medykamenty i uruchamiając niezbędne procedury. Dwadzieścia siedem procent.
Powstrzymał chęć rozpierdolenia terminalu w drobny mak.


...Ja załatwię jeszcze kilka spraw i wylatuję. Daruję sobie na razie nie tylko Zaświaty, ale i całą stację. Nie obrażę się jednak jeżeli wspomnisz mnie raz czy dwa przy kieliszku - dodał, odbijając się lędźwiami od krawędzi stołu i prostując się.
Obrócił się w stronę Hawkins i przez chwilę mierzył ją długim spojrzeniem. Nie była przecież zwykłym najemnikiem, który pojawił się we właściwym miejscu we właściwym czasie. Nie, wciąż pamiętał historię, którą mu opowiedziała. I cienie, które czaiły się w jej przeszłości. Czy kobieta wróci teraz do swoich starych nawyków, do tych po których wszędzie wisiały listy gończe z jej podobizną? Czy to małe światełko, które w niej dostrzegł, ponownie zgaśnie, gdy wejdzie na pokład Wraitha, w towarzystwo reszty piratów?
Czy przy nich również z taką energią i pośpiechem ratowałaby umierającą, postrzeloną dziewczynę?
- Bez względu na to co mówi o tobie extranet i co sama o tym myślisz... jesteś w porządku, Hawkins.

***

...Hierarchia nie chciała go z powrotem.
A przynajmniej jeszcze nie. Naturalnie, kapitan nie napisał tego wprost. Odpowiedź zawierała wszystko to co porządna, służbowa odpowiedź powinna zawierać: zapewnienie, że przyjęli do wiadomości jego informację o gotowości do powrotu do służby, że cieszą się z jego poprawionego stanu zdrowotnego, że nic się nie zmieniło i że dalej jest członkiem oddziału.
I że dalej ma odpoczywać, zgodnie z rozkazem.
Etsy, chociaż miała wgląd w jego komunikator, milczała. Milczała zarówno wtedy, gdy stał w bezruchu, wpatrując się pustym wzrokiem w holograficzny ekran, jak i gdy złapał szklankę, która chwilę później roztrzaskała się o ścianie mesy. Milczała nawet, gdy przez następne kilka minut stał pośród szkła, zaciskając pięści. Kiedy w końcu się poruszył, w ciszy rozpalała światła w kolejnych modułach korytarza, aż dotarł do pomieszczenia, do którego przeniósł swój sprzęt z Palavenu.
A gdy ochłonął, gdy wyładował frustrację na zawieszonym w magazynie worku treningowym, gdy pozbierał kryształowe odłamki po rozbitej szklance... wyświetliła na jego komunikatorze ogłoszenie Korporacji Kobo.
Gdy próbował to skomentować, zaczęła przesyłać mu dane o pustynnej planecie, o samej firmie, o potencjalnych przeszkodach.
Nie da się dyskutować z kimś, kto wie lepiej od ciebie czego potrzebujesz. I w dodatku ma rację.


Wyświetl wiadomość pozafabularną
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ja’antian Actthan
Awatar użytkownika
Posty: 125
Rejestracja: 19 sie 2015, o 17:46
Miano: Ja'antian Actthan
Wiek: 36
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianie
Zawód: Pilot myśliwca Siódmej Floty Turian, Porucznik Sz.
Postać główna: Zed'terco Galick
Lokalizacja: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt
Kredyty: 21.565

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

8 maja 2017, o 22:32

Turianin zatrzymał się w korytarzu słysząc głos ludzkiej kobiety. Westchnął teatralnie, tak żeby usłyszała, po czym cofnął się parę kroków, żeby spojrzeć na nią. Z tego co już zdążył zauważyć Diana, była bardzo uparta, o czym teraz przypomniała. Po części było zrozumiałe, dlaczego chce mieć nad wszystkim kontrolę, ale było to bardzo irytujące. Było to oznaką całkowitego braku zaufania, albo próba ochrony, tak czy siak, przeszkadzało mu bardziej niż źle dopasowane siedzenie w bardzo długiej podróży, co niestety czasem się zdarzała.
Wymiany z załogami innych statków, innych ras, były niemiły przeżyciem. Miało to na celu przeszkolić ich w nowych taktykach, korzystaniu z nowej broni, lub po prostu na zasadzie ćwiczenia manewrów z innymi rasami, taka wymiana militarna. Problem tkwił w tym, że ludzkie statki, a także innych ras, w żaden sposób nie były przystosowane do turiańskich potrzeb. Słaba wygoda w czasie snu, nie wygodne siedzenia w myśliwcach i stacjach bojowych. O tyle o ile zmiany między pancernikami siódmej floty nie były złe, jedynie co, to zmiana towarzystwa była dziwna, to nagła zmiana na ludzką fregatę odciskała się w pamięci. Choć korzyści dla obydwu flot przyćmiewały niewygody jakie musieli znieść żołnierze. Można było udoskonalić różne elementy taktyk, lub zachowań. Actthanowi jednak nie bardzo wystarczała myśl, że robi coś dobrego dla ogółu. Brak komfortu drażnił go równie mocno co wcześniej wymienia upartość Vesser.
Stojąc przy drzwiach założył ręce na pierś i z błyskawicami w oczach patrzył na kobietę. Wiedział, że to jej w żaden sposób nie przestraszy, lub nie przekona do zmienienia zdania, ale chciał w ten sposób wyrazić swoje niezadowolenie z jej zachowania. Zrozumiałby gdyby ona była jedyną osobą potrafiącą odczytać zawiły kod, jakim były odczyty czujników rozmieszczonych po całej stacji, ale nie była jedyna. Turiański pilot w równym stopniu, a przynajmniej bliskim, mógł to zrobić. Nie było dla niego problemem spojrzeć na kilka wskaźników, porównać ich z innymi i wyciągnąć wnioski. Było to zwyczajne zadanie, któremu podołałaby nawet ledwo zapoznana z konsolą osoba. On może nie był jakimś specem w tej dziedzinie, bo niedawno dopiero tu dotarli i niedawno dostał instrukcje korzystania. Mimo wszystko korzystał ze sprzętu dość długą chwilę, przez którą zdążył zauważyć kilka zależności. Poza tym był technikiem, może nie z krwi i kości, ale co nieco rozumiał, dlatego można przypuszczać, że potrafi wykonać te same czynności co Diana.
- Co Ci trzeba powiedzieć, lub co zrobić, żebyś łaskawie pozwoliła innym zrobić coś za siebie? Równie dobrze ja mogę się zająć sprawdzeniem systemów, w tym czasie Ty mogłabyś udać się na zasłużony odpoczynek. Zrobiłaś już dużo, lepiej idź spać, żebyś miała siłę ratować nam wszystkim dupe skoro tak bardzo Cię to kręci.
W jego głosie dało się wyczuć olbrzymie pokłady gniewu. Ja'antian patrzył się kobiecie prosto w oczy. Można było odnieść wrażenie, że gałki mu się skrzą od irytacji jaka się w nim nagromadziła. Pilot nie wierzył, że w ten sposób uda mu się przekonać Vesser, ale miał to bardzo głęboko. Nie miał zamiaru siedzieć i czekać, aż człowiek przewertuje wszystkie statystyki, syknie parę razy z bólu i pójdzie wreszcie odpoczywać po operacji. Może jej zdaniem to było tylko draśnięcie, może miała już gorsze rzeczy, ale teraz, kiedy mógł ją ktoś zastąpić na stanowisku należało tak właśnie zrobić. Aż za dobrze rozumiał potrzebę robienia wszystkiego po swojemu, ale nie za cenę własnego zdrowia. Jak dla niego podchodziło to już pod jakąś chorobę psychiczną, którą trzeba leczyć.
Z drugiej strony, Diana nie była jedynym takim przypadkiem. Wystarczyło tylko spojrzeć na "gorącą lekarkę asari", jak określił ją Vex, z czym Actthan jak najbardziej się zgadzał, żeby zobaczyć oznaki tej podłej choroby. Choć po głębszym zastanowieniu doszedł do wniosku, że on również jest dobrym przykładem chorego. Niestety, ale, jak widać, jest bardzo dużo przypadków tej dolegliwości u różnych ras. Wielu osobom nawet w wojsku się to zdarzało. Co drugi, jeżeli nie każdy, żołnierz miał bardzo duże poczucie obowiązku i za wszelką cenę dążył do wykonania zadania, nawet za cenę życia i nawet jeśli ktoś inny mógł to zrobić. Chyba tylko darmowa służba zdrowia, która panowała w niektórych ustrojach, nie starała się w żaden sposób pomagać pacjentom. Nie wspominajmy już ile im takie "nie pomaganie" dużo czasu zajmuje i ilu chętnych na taki "brak pomocy" jest.
Turianin przeniósł na chwilę zaciekawiony wzrok na pobratymca z panią doktor. Widok był bardzo dziwny i w ten sposób interesujący. Antianowi nigdy nie zdarzyło się widzieć czegoś takiego, choć parę razy słyszał, lub czytał, o takim łączeniu się. Z tego jak opisała to Tori, wynikało, że faktycznie jest to całkowite obnażanie się w całkowitym znaczeniu tego słowa. Taka całkowitość do całkowitości, czy jakby to inaczej powiedzieć. To tak jakby stać się tą drugą osobą, lepiej się już tego nie da opisać. Tak to wyglądało ze strony turiańskiego pilota, który wiedział niewiele. Sam obraz tego, jak już pisałem, był dziwny. Bijące głębią czerni oczy asari i wpatrzony w nie Vex. Zastanawiające jak się teraz czuli. Zagubieni? Nieswojo? Nadzy? Jedno jest pewne, już nigdy nie spojrzą na siebie w ten sam sposób jak jeszcze parę godzin temu. Już nic nie będzie dla nich takie samo. Ciekawe jakby on się czuł na miejscu współbratymca, pewnie trochę skrępowany. Było tyle rzeczy o których nie chciał nikomu mówić, tyle rzeczy o których wolałby zapomnieć. Prawdopodobnie drugi turiański porucznik też miał coś co wolałby ukryć przed światem, jakieś swoje ciemne strony o których wolałby nie wspominać. Każdy coś takiego ma.
Wrócił z powrotem spojrzeniem na ludzką kobietę opierającą się o ścianę obok niego. Ogień nie zniknął z jego oczu, nawet pomimo odbiegnięcia myśli do pary, wymieniającej się myślami i uczuciami. Wciąż ten sam gromiący wzrok wbił się głęboko w twarz Vesser. Przypuszczał, że odpowie mu pogardą, lub własną irytacją. Tego się po niej spodziewał, to był najbardziej prawdopodobny scenariusz. Raczej wątpliwe, że kilka słów wypowiedzianych takim tonem, mogło zmienić jej postępowanie. Gdzieś w głębi siebie Antian czuł, że to się skończy jakąś poważniejszą kłótnią. Tak jak to było wcześniej w kwestii dowodzenia, co było dziecinnym zachowaniem z ich strony. Teraz jednak, gdyby kobieta chciałaby się kłócić, uznałby tylko ją za dziecko z pretensjami.
Jego zdaniem zdrowie było najważniejsze i trzeba było je chronić. Dlatego często nie wypełniał rozkazów, które w znacznym stopniu narażały jego, lub jego oddział na możliwe urazy i obrażenia. W takich chwilach musiał sam wziąć ster w ręce i zrobić to tak, żeby wszyscy przeżyli bez szwanku. Wtedy jednak miał moc sprawczą, w końcu był porucznikiem, a nie jakimś byle chujkiem z poboru. Mając wysokie stanowisko można było łatwiej dbać o wszystkich. A kierując się starą ludzką maksymą "wasal mojego wasala nie jest moim wasalem", tylko on odpowiadał za niesubordynację, co dawało kolejne zabezpieczenie dla reszty. Tutaj jednak wszyscy byli równi, albo równiejsi. Nie dało się po prostu powiedzieć "zrób to i to, to jest rozkaz". Każdy tu miał swoje zdanie, zazwyczaj odrębne od pozostałych. Trudno było określić, czy wszyscy robili sobie na złość, czy też uważali, że tak będzie lepiej. Prawda była prawdą, że nie uważał się za jedynego trzeźwo myślącego w zespole. Były sytuacje w których nie potrafił dobrze ocenić co powinien zrobić, np strzelanina z mechem, kiedy to postanowił wyłączyć komunikator. Ostatecznie przyznał się sam przed sobą, że to była głupota, ale co zrobisz? Czasu przecież nie cofniesz. Choć jakoś daleko mu było do przyznawania się publicznie.
Przestąpił z nogi na nogę, oczekując od Diany jakiejś reakcji. Przygotowywał się na coś w stylu "za kogo ty się uważasz!", albo "gówno mnie obchodzi co sobie o mnie myślisz! I tak zrobię po swojemu!". Przeczuwał, że może to nie być łatwa rozmowa, ale musiał nastąpić. Turianin miał dużą nadzieję na to, że jednak kobieta zmieni zdanie i pójdzie do łóżka. Jadnak była na to nikła szansa. Nikt nie zmienia się w tak krótkiej chwili. Pełen niepokoju i gniewu patrzył się na Vesser w napięciu co się za raz wydarzy. Po raz kolejny przestąpił z nogi na nogę. Nie ważne jaki ona by nie przybrała wyraz twarzy, nie zamierzał odwracać wzroku. Włoży całą wolę, żeby wytrzymać ciężkie spojrzenie jakiego się spodziewał po kobiecie.
ObrazekObrazekARMOR ~ THEME ~ VOICE ~ NPC Pochłaniacze ciepła: 5 | W magazynku M-3: 15/15
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Hawking Eta -> Century] Klendagon

9 maja 2017, o 23:42

W jednym oddechu, w jednym uderzeniu serca czas stanął w miejscu. Nie było już otaczającej jej rzeczywistości, nie było bazy, burzy, Klendagonu, wszechświata... była czarna, bezkresna przestrzeń pozbawiona czasu i materii, w której trwała pozbawiona ciała jaźń Tori, spokojna i pozbawiona lęku. Nie była jednak sama - był tu jeszcze ktoś. Inna jaźń, z którą miała się połączyć. Której miała przekazać pamięć i wiedzę. To Vex, turianin... Czuła jego obecność tak, jak się czuje czyjeś spojrzenie wwiercające się w tył głowy. Nie widziała, ale właśnie... czuła. Ale jaźń turanina milczała, nie chciała nawiązać dialogu. Tori sięgnęła więc ku niej i objęła psychicznym uściskiem, prosząc, by ją wpuściła do środka. A wówczas...
Obrazy. Uczucia. Emocje. Umysł Vexa zalał ją taką ilością wspomnień, że poczuła, jakby zaczęła spadać w otchłań bez dna, rozpaczliwe walcząc o jakikolwiek trwały punkt oparcia. Wspomnienia Vexa stawały się jej wspomnieniami. Czuła nadzieję, zwątpienie, wściekłość i determinację, pożądanie i strach, widziała krew, czuła ciężar broni w swych rękach, wagę podejmowanych decyzji. Była żołnierzem, bohaterem, desperatem, kochankiem, straceńcem, wojownikiem...
- To nie tak miało być! - krzyknęło coś w niej.
Siłą woli powstrzymała natłok wspomnień - obrazów, uczuć i szarpiących nią emocji. "To nie tak miało być." To ona miała coś pokazać Vexowi. Kolejny wysiłek umysłu i strumień wspomnień popłynął w drugą stronę, teraz to asari uwolniła falę własnych emocji i towarzyszącym jej obrazów, która zalała Vexa. Jednak ku przerażeniu Tori nie było to tylko to wspomnienie, które chciała pokazać. Przerzucała je, segregowała, starając się rozpaczliwie znaleźć to jedno, o które jej najbardziej chodziło...




Czuła na skórze policzka dotyk szorstkiego pancerza jej ojca, ale nie było to niemiłe uczucie. Podniosła gwałtownie głowę odrywając swój policzek od jego i otworzyła oczy, które napotkały spojrzenie błękitnych, roześmianych oczu jej ojca. Wybuchnęła perlistym śmiechem dziecka szczęśliwego ze wspólnej zabawy z rodzicem.
Znajdowali się na podłodze salonu w ich mieszkaniu na Manae, a Tori wciąż jeszcze dyszała ciężko po wspólnych wygłupach i łaskotkach, którymi próbowała pokonać i powalić ojca na ziemię. Udało się jej, a teraz siedziała okrakiem na piersi ojca, napawając się zwycięstwem.
- Poddaję się - wysapał Atyrus i rozłożył ręce na boki. - Poddaję się. Wygrałaś.
- Mamo, pokonałam tatusia! - mała, najwyżej kilkuletnia asari siedząca na piersi turianina odwróciła głowę w kąt pokoju, gdzie przy dużym, holograficznym wyświetlaczu zapełnionym jakimiś schematami i notatkami, pracowała piękna, dystyngowana, niebieskoskóra kobieta. Mimo skupienia towarzyszącego jej pracy, słysząc triumfalne obwieszczenie córki odwróciła głowę i spojrzała na zaległą na podłodze dwójkę najbliższych jej osób.
- Niesamowite! - odezwała się miękkim, melodyjnym głosem, uśmiechając się szeroko - Pan major uległ jednej, niedoświadczonej w boju asari?
- Niedoświadczonej? Nie powiedziałbym - turianin roześmiał się w odpowiedzi i wstał z podłogi, podnosząc córkę w powietrze i przyglądając się krytyczne wciąż chichoczącej istotce - Nasza córka mogłaby poskromić stado varrenów!
- Mamusiu, mogę mieć varrena? - podchwyciła dziewczynka - Choć takiego malutkiego,
prooooszę...

- Może kiedy indziej - Nadari, matka Tori wstała zza holoterminala i podeszła do męża i córki. - Na razie proponuję się pobawić w wygłodniałe varreny i zjeść obiadek - złożyła pocałunek na czole córki, po czym stanęła za mężem i objęła go w pasie, przytulając się całym ciałem do jego pleców.
Tori natychmiast zapomniała o chęci posiadania "malutkiego varrena". Patrzyła z uśmiechem na swoich rodziców - lubiła taki widok. Mama i tato przytuleni do siebie, szczęśliwi. Pragnęła, by tak było zawsze.

* * * * *

Powietrze było półprzejrzyste, pełne kurzu i dymu. Oświetlenie mrugało, część lamp nie działała. W ścianach widniały dziury i głębokie wyrwy, na podłodze zalegał gruz i szczątki mebli. Tori była przerażona. W uszach wciąż jej dzwoniło echo eksplozji, która sprawiła, że cały kompleks zatrząsł się w posadach. Dym gryzł w gardło i szczypał w oczy. Oczy, z których i bez tego płynęły ciurkiem łzy. Szła, a raczej była ciągnięta za rękę przez Nadari. Matka Tori rozglądała się niepewnie i ostrożnie robiła krok za krokiem, kierując się w stronę laboratoriów. Za kolejnym załomem korytarza leżały turiańskie zwłoki odziane w niegdyś biały, teraz niemal granatowy od krwi fartuch laboratoryjny, na widok których Tori krzyknęła, przerażona.
- Nie patrz na niego - Nadari szepnęła do córki pociągnęła ją dalej. Pistoletem, trzymanym w wolnej dłoni zatoczyła łuk, celując w kolejne otwory po wyrwanych z zawiasów drzwiach. Korytarzem poniosło się echo wystrzałów - najpierw pojedynczych, potem całych serii. Odgłosy wystrzałów zbliżały się do nich szybko, a Nadari rozejrzawszy się niepewnie pociągnęła córkę w kierunku najbliższego pomieszczenia, wycofując się z korytarza.
- Siedź tutaj, schowaj się. I bądź cicho - wepchnęła przerażoną Tori do środka, lecz nim zdążyła schować się sama, zza załomu wyskoczył potwór.
Humanoidalny stwór, odziany w pozbawiony hełmu, szary pancerz bojowy, z wielkim karabinem w dłoni wyskoczył z rozpędem zza załomu korytarza i zatrzymał się jak wryty na widok asari. Jego czterooka twarz wyszczerzyła w złym uśmiechu ostre jak igły zęby, karabin skoczył do góry mierząc w Nadari. Głośny krzyk odwrócił jego uwagę - stojąca w progu pomieszczenia Tori uwolniła swój strach w najbardziej oczywisty sposób - krzyk rozpaczy i przerażenia poniósł się echem po korytarzu, kupując stojącej w korytarzu asari cenne sekundy czasu.
Wciąż trwający krzyk zmieszał się z wystrzałem. Jednym, potem drugim i trzecim. Batarianinem szarpnęło, uśmiech na jego twarzy zmienił się w szczere zdumienie, z ust popłynęła mu krew, po czym zwalił się ciężko na podłogę, o kilka kroków od zamarłych ze strachu Tori i jej matki. W korytarzu pojawiły się dwie kolejne postaci - turiańscy żołnierze, również odziani w bojowe pancerze.
- Doktor Te'eria - odezwał się jeden z nich do stojącej wciąż bez ruchu asari. - Musicie iść z nami. Pani i pani córka. Tutaj nie jest bezpiecznie. W kompleksie są wciąż jeszcze batariańscy terroryści.
- Mój mąż. - głos Nadari drżał strachem - Gdzie on jest?
- Major Kasril nie żyje - odpowiedział po chwili ten sam turianin. - Zginął w eksplozji... Przykro mi.

* * * * *

Tori bywała już wcześniej na Thessii, ale nigdy w takich okolicznościach. Zawsze były to wakacje, spędzane z matką i ojcem, pełne radości, śmiechu i szczęścia. Wizyty u babki były niemiłą koniecznością - Cyeria Atyrusa traktowała niemal z pogardą, a swojej córce robiła wiecznie wyrzuty z powodu tego związku i pracy na Manae. Tori zaś traktowała z wyższością, nie pozwalając się do siebie zbliżyć emocjonalnie. Dlatego większość pobytu na Thessii spędzali albo w górach, albo nad jeziorem Bisel, łowiąc nad ranem lodowe ślimaki i obserwując, jak uciekają przed pierwszymi ciepłymi promieniami słońca w lodowatą toń jeziora.
Tym razem jednak było inaczej. W walizce, którą miała ze sobą, nie znajdowały się przygotowane przez matkę ubrania na wakacje, lecz jej cały dobytek. Wszystko, co miała. I nie miała tu spędzić dwóch tygodni, lecz... całe życie. Z babką. Jedną z Matek Zakonu Athame.
- Chuda i niedożywiona - skomentowała Cyeria taksując Tori niechętnym spojrzeniem. - Wyglądasz jak... turianka.
- Ja też się cieszę, że cię widzę, babciu - Tori nie podnosiła wzroku, a jej głos był cichy.
- Licz się ze słowami, młoda panno - głos Cyerii zamienił się w syk. - I pamiętaj, że nie jestem twoją babcią. Masz mówić do mnie Wielebna, albo Matko, jak inne nowicjuszki.
- Nowicjuszki? - tym razem Tori uniosła głowę, wpatrując się w twarz matki swojej matki. Surową, pociętą zmarszczkami, zaciętą. Twarz, którą miała jeszcze wielokrotnie nienawidzić. Z ust której wielokrotnie jeszcze miała słyszeć obelgi i wyzwiska od swoim adresem. I oczy, niemal identyczne jak jej własne, jak oczy jej matki, lecz zimne i nieprzystępne jak skorupki lodowych ślimaków.
- A jakże by inaczej? Zostaniesz kapłanką Athame. Będziesz kontynuować rodzinną tradycję. Nie jak twoja niewdzięczna matka, która postanowiła związać się z tym turiańskim...
- To mój ojciec - syknęła Tori. Zaczęła rodzić się w niej wściekłość.
- Co z tego? Pomnika mu za to nikt nie postawi. A teraz zbieraj się, bo korzenie tu zapuścisz. Pokażę ci twój pokój.

* * * * *

Drzwi otworzyły się z cichym szumem po wpisaniu kodu podanego w wiadomości od pośrednika i Tori weszła do środka rozglądając się ciekawie. Mimo zmęczenia była wciąż naładowana ciekawością i podekscytowana faktem, że jej podróż dobiegła końca i oto ona - mały, nic nie znaczący pyłek wobec majestatu Galaktyki, znalazła się w jej samym sercu - na Cytadeli. Gdy tylko więc przestąpiła próg, rzuciła trzymane w rękach dwie - sporych rozmiarów - torby podróżne na ziemię i rozpoczęła zwiedzanie. Z niewielkiego przedpokoju weszła do surowo urządzonego salonu. Widać było wyraźnie, że zapewnione przez pośrednika "minimalne umeblowanie i wyposażenie w niezbędne sprzęty" faktycznie było "minimalne".
Niby nic specjalnego, ale mieszkanie spełniało aż nadto wymagania Tori. Było nawet za duże - przyzwyczajenie z Akademii Wojskowej, gdzie we czwórkę miały do dyspozycji jeden pokój i współdzieloną z koleżankami zza ściany kuchnię i łazienkę. Zaś pokój, który zajmowała mieszkając jeszcze u babki był mniejszy niż sypialnia jej nowego mieszkania. Surowość wyposażenia potraktowała jako wręcz zaletę - w jej mniemaniu mieszkanie powinno być przede wszystkim funkcjonalne.
Wróciła szybko pod drzwi, przyłożyła dłoń do zamka, zakodowała nowe hasło i ciągnąc za sobą swoje dwie torby wróciła do salonu.
- Obejmuję to mieszkanie w posiadanie - odezwała się, omiatając raz jeszcze cały pokój długim spojrzeniem, jakby obwieszczając wszystkim sprzętom, że właśnie stały się własnością młodej asari.
Otworzyła jedną z toreb i wyjęła z niej niedużą ramkę na holozdjęcie. Postawiła je na ławie przed sofą i spojrzała na nie z czułością. Zdjęcie przedstawiało turianina obejmującego piękną asari. Oboje wpatrywali się w trzymaną przez asari na rękach małą, niebieską istotkę o zielonych, ciekawych świata oczkach.
- Mamo, tato - odezwała się ponownie Tori wciąż patrząc na zdjęcie - Witajcie w moim nowym domu.

* * * * *

- Doktor Michel, chciała się Pani ze mną widzieć?
- Tori. - rudowłosa kobieta podniosła wzrok znad ekranu terminala i spojrzała na wchodzącą - Usiądź, proszę.
Czekając aż asari zajmie miejsce na krześle przed jej biurkiem, oparła łokcie na blacie. Asari zasiadła na krześle i splotła dłonie na kolanach zastanawiając się nad celem tego nagłego wezwania.
- Jak Twój pierwszy pacjent? Przepraszam, że musiałam Cię wezwać tak szybko i oderwać Cię od pracy, ale mam pewną propozycję - spojrzenie poważnych, zielonych oczu świadczyło o tym, że sprawa, z którą Chloe wezwała Tori była zgoła inna, ale lekarka nie chciała od razu od niej zaczynać.
- Dziękuję, ale niewiele mogłam jak na razie zrobić. Była to w zasadzie konsultacja i skierowanie pacjenta na dodatkowe zabiegi... Co prawda odkryłam pewne nieprawidłowości w jego dokumentacji, ale sądzę, że zostanie to wkrótce wyjaśnione.
- Dobrze... - doktor Michel nie wnikała dalej, zerknęła tylko na ekran swojego terminala. - Tori, przejdę od razu do rzeczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że to Twój pierwszy dzień u nas i nie poznałaś jeszcze naszej placówki, jak również nie miałaś jeszcze okazji poznać do końca naszej misji i trybu pracy, jednak mam dla Ciebie pewną propozycję.
Tori skinęła głową ściągając nieco brwi. Czy zrobiła coś złego? Niewłaściwego? Miała nadzieję, że już pierwszego dnia nie podpadła na tyle, żeby jej kontrakt został rozwiązany. Przecież nawet nie zdążyła nic zrobić... Przestraszyła się, że pierwszy jej dzień pracy w Huercie może okazać się ostatnim.
- Jak wiesz, nasza placówka stara się świadczyć opiekę medyczną w jak najszerszym zakresie - kontynuowała Chloe, nieświadoma burzy emocji towarzyszącej asari. - Wiąże się to również z pracą w pozamiejscowych pacówkach oraz delegowaniem naszych lekarzy do zadań... powiedzmy... specjalnych. Służba na statkach, organizowanie opieki medycznej w koloniach...
Palce doktor Michel zatańczyły na klawiaturze i na ekranie terminala wyświetlił się jakiś dokument.
- Dostaliśmy zapytanie od Korporacji Kobo w sprawie możliwości oddelegowania któregoś z naszych lekarzy na zasadzie kontraktu do udziału w projekcie badawczym na planecie Klendagon w klastrze Hawking Eta. Nie ukrywam, że nie mam nikogo wolnego w tej chwili, kogo mogłabym wytypować, mogę również ich zapytanie zignorować. Postanowiłam jednak zapytać Ciebie, czy nie chciałabyś w takim projekcie uczestniczyć. Masz przeszkolenie wojskowe, co jest Twoim dodatkowym atutem przy tym kontrakcie... Oczywiście byłabyś oddelegowana przez naszą placówkę, Twoja współpraca z Kobo odbywałaby się wciąż w ramach stażu.
Tori w pierwszej chwili nie zrozumiała, potem słowa Chloe zaczęły powoli do niej docierać. Kontrakt? Klendagon? Gdzie to w ogóle jest?
- Myślę, że jest to dla Ciebie spora szansa - rudowłosa kobieta potraktowała przedłużające się milczenie Tori za wahanie. - Nie chcę Cię namawiać, ale z jednej strony da Ci doświadczenie związane z pracą w surowych i nieprzewidywalnych warunkach, z drugiej zaś - poparte będzie dodatkowym wynagrodzeniem, które oferuje korporacja.

* * * * *

Stała nieco z boku i obserwowała zachowanie i mowę ciała pozostałych rekrutów klendagońskiego zespołu. I słuchała ich wypowiedzi, co powoli budowało w niej wizerunek ludzi, z którymi najprawdopodobniej przyjdzie jej spędzić trochę czasu. "Łatki". Była to jej wada - a może i zaleta? Przyklejała napotkanym osobom "łatki", jakby mentalne sticky-notes, charakteryzujące ich. Pierwsze wrażenie tworzyło w głowie Tori obraz, który później dość trudno było zmienić. Nie było to niemożliwe, ale trudne.
Mruknięcie Carlosa będące przytyczkiem na temat jej stroju skwitowała jedynie wzruszeniem ramion. Musiała się ugryźć w język, żeby nie rzucić jakiejś kąśliwej uwagi w odpowiedzi. To jak się ubiera to jej prywatna sprawa, a tym razem chciała wyglądać elegancko, na pierwsze spotkanie ze swoimi nowymi pracodawcami. Wykorzystała więc jedyne wyjściowe ubranie które znajdowało się w jej garderobie. To, że było jej przez to zimno, nie ulegało wątpliwości, ale był to jej własny wybór, a może głupota? Skrzyżowała ręce na piersiach, okrywając dłońmi pokryte gęsią skórką ramiona. Zadecydowała, że nie sięgnie teraz do torby po cieplejsze okrycie, bo byłoby to oficjalne przyznanie się do porażki. Wytrzyma.
Gdy odezwała się turianka, odwróciła wzrok od Browna, przyklejając mu w myślach pierwszą "łatkę". "Burak". Słuchając wypowiedzi Luccarius, przechyliła głowę i uśmiechnęła się lekko. "Oddziały wsparcia medycznego. Zatem żołnierz i lekarz polowy w jednym. Mogę się wiele od niej nauczyć, jeśli mi pozwoli". No właśnie - jeśli. Jak na razie jej postawa i lakoniczna wypowiedź nie sprawiały wrażenia, żeby turianka tęskniła za zawiązywaniem bliższych znajomości. "Odludek" - pojawiło się na "łatce" przypiętej Luccarius, jednak Tori zaraz zatarła to słowo, zastępując je innym. "Wycofana".
Jako trzeci odezwał się turianin z blizną. Spojrzenia Actthana i Tori spotkały się przez sekundę i asari dostrzegła w jego wzroku jakby coś znajomego. Coś, co przypomniało jej dziecięce czasy. Potwierdziła to lakoniczna, ale rzeczowa i konkretna wypowiedź turianina. "Wojownik". Ostatni turianin - wyższy od swojego poprzednika - był z pewnością ciekawą postacią. Było jednak w nim coś dziwnego... Jego wypowiedź w stosunku do Browna była nieco uszczypliwa. Z jednej strony pokrywało się to z odczuciem samej Tori, która sama chciała odgryźć mu się za jego wcześniejszą uwagę, z drugiej - Viyo nie został do tego sprowokowany. Zachowywał się trochę jak kaleka, obwiniający wszystkich wokół o swe kalectwo. "Gburek".
Przygryzła dolną wargę, słuchając dalszych wypowiedzi. Jak na razie potwierdzały one trafność przypiętych "łatek".
"Mam nadzieję, że wszyscy się z czasem nieco rozkręcą..." - odwróciła głowę w kierunku Diany. "Łatkę" z napisem "najemniczka" przypięła jej już na schodach, teraz tylko pozostało obserwować czy poprawnie.

* * * * *

Gdy otworzyły się zewnętrzne drzwi śluzy, wyszli na gwałtowne, lodowate uderzenia wiatru które niemal ścięły Tori z nóg. Wiatr i wirujący piach, a dokładniej niesamowite wycie wichury i jej siła sprawiająca, że ciężko było utrzymać prosty kierunek marszu oraz przypominający odgłos gwałtownego gradu dźwięk piachu uderzającego w poszycie kombinezonu były jedynymi objawami nadchodzącej burzy - niebo widoczne u wylotu przypominającego kalderę pierścienia skał, wewnątrz którego znajdowała się stacja było wciąż jeszcze było czyste, kontrastując w jakiś niesamowity sposób z tym, co ich otaczało.
- Jesteśmy na zewnątrz - krzyknęła do komunikatora, zerkając jednocześnie na skaner swojego omni-klucza. Nie było na nim śladu jakiegokolwiek technicznego obiektu - skanery miały zdecydowanie mniejszy zasięg niż te zamontowane w samej stacji. A jeżeli Diana była w stanie zlokalizować oderwane urządzenie, nie mogło ono znajdować się zbyt daleko. Tori zrobiła kilka niepewnych kroków oddalając się od stacji, oceniając siłę burzy. W zasadzie stawianie bariery mogło jeszcze chwilę poczekać - zawsze istniało ryzyko, że utrzymywanie jej przez zbyt długi okres czasu wyczerpałoby Tori zbyt szybko, a wówczas Carlos musiałby do bazy zaciągnąć i wzmacniacz i asari. Obracając się w lewo i w prawo, wciąż wpatrzona w wyświetlacz onmi-klucza, skanowała okolicę, poruszając się powoli w kierunku środka kaldery. Nogi szybko się męczyły, wyciąganie stóp zapadających się niemal po kostki w gnany wiatrem piach, próba utrzymania się na nogach przy każdym kroku przeciwstawiając się naporowi wiatru - zdecydowanie nie była to najlepsza pora na spacery. Kątem oka widziała idącego o dwa kroki od niej Carlosa, również skanującego okolicę...


Wyświetl wiadomość pozafabularną
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”