Gdy Hawk wspomniała tamę, Benu wzruszyła ramionami. Spoważniała, wzorem czerwonowłosej przechodząc z beztroskiej pogawędki do konkretów. W końcu nie przyszli tutaj na kawę, tylko ustalić to, co interesowało ich wszystkich najbardziej: tama. I oferta, którą podobno Benu dla nich miała, związana z tym opuszczonym obecnie miejscem.
- Nie, wrogości nie ma - odparła ciemnowłosa niechętnie, krzywiąc się lekko. - Ale nie ma też przyjaźni. Jak widać zresztą.
Strzepnęła z uda nieistniejącą drobinę kurzu i zerknęła na Scotta. Ten nie przyglądał się jej szczególnie intensywnie, zainteresowany otoczeniem tak samo, jak nowo poznaną kobietą. W tej chwili akurat wyglądał przez okno, patrząc na lądujący tam gdzieś prom. Z miejsca, w którym siedzieli, niewiele jednak było widać, poza tym, co znajdowało się na ich wysokości. Żeby zobaczyć resztę, trzeba było do okna podejść, a fotel był zbyt wygodny, by to dobrowolnie zrobić.
- Bo tama jest nasza. Przy podziale terenów była na naszej części. Amsler twierdzi, że należy do Asy. Gówno prawda - wyjaśniła Benu. - W tamie jest elektrownia i klinika. Z wyposażeniem, o jakim podmiasto może sobie tylko pomarzyć. O elektrowni nie wspomnę. Miasto ma to wszystko, ma kliniki i energię, Amsler się upiera tylko dlatego, że jest pierdolonym egoistą i walczy o poparcie. Co lepsze, niż odzyskanie tamy od bandy recydywistów?
Mogła mówić prawdę, nie mieli tego jak zweryfikować. Ale nie miała powodu, by kłamać. Potarła skronie palcami lewej dłoni, po czym ponownie sięgnęła po swój kubek. Piła dość szybko, zresztą jej kawa nie była duża.
- Mieszkańcy do pracy - parsknęła śmiechem. - Mieszkańcy zostali przeniesieni do innych miejsc, robią to samo, tylko gdzie indziej. Ich życie nie zmieniło się za bardzo. Amsler dba o nich bardziej, niż o własną dupę. Ale ja o swoich też.
Twarde słowa nie pasowały do niej z początku, później jednak dało się przyzwyczaić. Była bardziej konkretną osobą, niż ta, na jaką wyglądała. W końcu jednak Benu uśmiechnęła się lekko, zwłaszcza gdy usłyszała o tej mniej realistycznej wersji problemów w tamie, a w jej fioletowych oczach znów błysnęło rozbawienie.
- Nawiedzona, faktycznie. W sumie na to samo wychodzi, ciężko wejść do środka bez ryzykowania życia. WI jest dość nieprzyjazna. Groziła zatopieniem plaży. Nie wiem jak to się stało, nie wiem kto ją przeprogramował, wiem tylko że chcę mieć tamę z powrotem. Wszyscy chcemy.
Sięgnęła do szafki stojącej pomiędzy kwiatami i wyciągnęła z niej datapad. Podała go czerwonowłosej. Zawierał dane dotyczące miejsca sporu - całkiem szczegółowe plany tamy. Płytka danych miała wyłączoną możliwość przesyłu, więc Hawkins nie mogła ich sobie tak po prostu pobrać, ale mogła się im teraz przyjrzeć. Dolne piętra faktycznie były przeznaczone na elektrownię, w większości jednak zautomatyzowaną. Na dwóch górnych znajdowała się klinika, na pierwszy rzut oka większa niż szpital Huerty na Cytadeli. Nic dziwnego, że wszyscy jej chcieli. Do znajdującego się w niej sprzętu też przecież nikt nie miał teraz dostępu.
- Domyślam się, że piątka twoich ludzi będzie lepsza, niż dwudziestka ludzi Amslera. Być może dorówna piątce moich - uśmiechnęła się nieco szerzej. - Gdyby zebrać dziesiątkę najlepszych, mogłybyśmy przejąć tamę dla siebie.