W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

29 cze 2018, o 15:35

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

29 cze 2018, o 16:07

Eshe wydawała się usatysfakcjonowana odpowiedzią. Dopóki Hawk nie zamierzała bez informowania Amslera wykraść połowy zawartości kliniki, dopóty kobieta mogła się z tym pogodzić i pomagać w poszukiwaniach implantu. Zakładała, że burmistrz się o tym dowie, tak jak powinien, choć miała podstawy przypuszczać, że czerwonowłosa ją okłamuje, tak samo jak okłamywała przed chwilą Benu. Z drugiej strony jednak Hawk jasno wybrała jedną stronę konfliktu, dla której obecnie pracowała i była to ta sama strona, po której była również Eshe. Tak łatwiej było uwierzyć, że jej akurat mówi prawdę.
Hawk pierwsza znalazła to, czego szukały. Implanty, które wziął dla siebie Rhama, nie były tu trzymane w pojedynczych egzemplarzach. Początkowo mogła obawiać się, że jedyne odpowiednie wszczepy znajdowały się w posiadaniu Benu, ale tak nie było. Znajome białe pudełko z odpowiednim numerem serii znalazło się w jej dłoni po pierwszych kilku minutach poszukiwań. Zabrało im to jakąś połowę czasu, który dała im Snyder, ale przecież nic innego w tamie nie mieli do roboty. Ciemnowłosa z pewnością nie spodziewała się, że w tym czasie sprawią, że straci jedyną kartę przetargową, jaką w tym momencie miała. Nie miała już niczego, co mogła im dać, nic, co byłaby w stanie im obiecać. Została sama, choć myślała, że wszyscy są po jej stronie. Jej rozczarowanie sięgnie nieba, gdy się zorientuje.
- Naprawdę? Nic nie mówił - zdziwiła się asari, by za moment zreflektować się i dodać: - W sumie nigdy z nim nie rozmawiałam. Pewnie jest więcej rzeczy, których o nim nie wiem - przestąpiła z nogi na nogę, przenosząc wzrok z implantu na Hawk. - On jest teraz po naszej stronie, prawda? Nie ma już nic wspólnego z Cerberusem. Nie wszyscy w to wierzą.
Satia była akurat kimś, kto lepiej niż inni była w stanie zrozumieć sytuację Rhamy, bo sama początkowo była po drugiej stronie barykady. Została przekonana do zmiany podejścia przez Ryanę Telvos, zmieniła więc również stronę, a później została zatrudniona przez Hawkins, która doceniła jej talenty, dając jej dużą szansę i kredyt zaufania. Jej podejście do Naeema było więc mocno ambiwalentne, bo nie ufała mu, ale widziała w nim siebie. Teraz w jej oczach pojawiło się zrozumienie, choć nie mogło one dotykać wszystkich aspektów funkcjonowania mężczyzny w załodze. Zwłaszcza tych, przez które implant stał się dla jej pani kapitan priorytetem.
- Stoimy przy wejściu, WI zablokowała drzwi, szybciej, Hawk - popędziła ją cicho Benu. Brzmiała przesympatycznie, jak zawsze. - Przyleciał jebany Joel. Musicie nas wpuścić do środka. Jeśli chcesz tych implantów, to się pospiesz.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

29 cze 2018, o 16:39

Złapała białe pudełko w ręce, oglądając je jeszcze pod światło by sprawdzić, czy to na pewno to. Znów mogła odetchnąć z ulgą - po raz kolejny. Odkąd tu przyszli, czuła, że cały czas gasi pożary, szczególnie gdy przybyła Snyder chcąc wszystko zepsuć. Schowała implant w bezpieczne miejsce, przy sobie. Jej nikt nie dotknie, nikt jej go nie zabierze. Nie było takiej opcji, nie gdy miała karabin w ręku. Arvuna była tylko przystankiem. Nie widziała na niej swojej śmierci - jeśli czekała ją w najbliższej przyszłości, to na pewno nie tu. Czuła to w kościach.
Westchnęła, napotykając wzrok Satii. To ona popełniła błędy, przez które Cerberus ich odnalazł. Nie wiedziała czy jej słowo cokolwiek teraz znaczy. Czy reszta załogi wątpiła w jej zaufanie i przestało być prawdziwym argumentem, na którym mogli się oprzeć? Czy musiała szukać twardych argumentów i dowodów na to, ze Naeem jest po ich stronie?
- Przy wejściu do załogi, to, czym zajmował się wcześniej przestało się liczyć. Ze wszystkich powinnaś wiedzieć to najlepiej, Satia - powiedziała już nieco łagodniej. Nie czuła się komfortowo wspominając Cerberusa przy Eshe. Technik niczego nie była w stanie zrobić, ale nazwa organizacji Iluzji stała się dla Hawkins niczym zakazane słowo, które zwiastowało przybycie kłopotów. - Jest z nami. Tak, jak jesteś z nami ty. Reszta będzie potrzebowała czasu, żeby się przyzwyczaić, ale ja już to wiem.
Miała bardzo dobre powody by wiedzieć. Tak samo, jak miała świadomość, że gdyby zniknęła ona, Rhama niekoniecznie zostałby na Wraithcie. Wręcz w to wątpiła. Nie dołączyłby też do załogi gdyby nie to, co ich łączyło. Drobny szczegół, o którym nie planowała nikomu mówić, ale który pewnie nie był trudny do zauważenia. Wystarczyła rozmowa z nim, której jeszcze większość osób na statku się nie chciała podjąć.
Głos Snyder wywołał jej uśmiech. Czuła się tak dobrze ze sobą przez to, że udało jej się zwieść Benu, że niemal nie pamiętała o tym jak tragicznie wyczerpane jest jej ciało. Wyszła z powrotem na korytarz, słuchając słów Charlie, wyobrażając sobie jak szeroki musi mieć uśmiech teraz na ustach, cholerna żmija.
- Obawiam się, że to nie WI je zablokowała. Nie mogła, skoro usunęliśmy ją zanim tu przybyliście, a tamę zamknęliśmy ręcznie - odparła niewinnie. Była pewna, że jej uśmiech teraz było wręcz słuchać po drugiej stronie linii. - Miałaś rację. Amsler ma dobre serce. Nigdy nie pozwoliłby na zatopienie podmiasta. Ale ja go nie mam.
Podeszła do windy ale jeszcze nie jechała, ani w górę ani w dół, zamiast tego czekając na reakcję Benu, która mogła jej podpowiedzieć co powinna zrobić dalej.
- Co ty na to, Charlie? Może otworzę ją na chwilę? - cmoknęła. Droczenie się sprawiało jej dziką satysfakcję.
- Myślę, że moi ludzie to docenią gdy już dotrą na statek. Bardziej niż dwa implanty. Możesz je sobie wsadzić w dupę, kochana - dodała, nie będąc w stanie utrzymać niewinności dłużej. Przypomnienie sobie o tym, co zaszło na zewnątrz dziesięć minut temu sprawiło, że powróciła do niej złość. I chęć zatopienia całego podmiasta tylko przez to.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

29 cze 2018, o 17:07

Akurat kwestią samego Naeema Eshe wydawała się zainteresowana najmniej. Ją obchodziło tylko to, co działo się na Arvunie, jak rozwijała się kwestia tamy i czy dadzą burmistrzowi to, za co im płacił. Jej wierność Amslerowi była godna podziwu, bo nawet temat zabranego stąd nielegalnie implantu nie mógł przejść przez jej czujne oko, dopóki Hawk nie obiecała jej poinformować później o tym człowieka, który ich wynajął. Wbrew pozorom akurat Masozi nie należała do tych, którzy mogliby uraczyć Hawk kolejną stertą kłamstw. Była całkowicie porządnym technikiem, dobrze wykształconym w tym co robił i oddanym Joelowi.
- Wiem - odparła cicho asari. - Wiem przecież.
Zamilkła na chwilę, przechodząc po stercie mechów. Jeden z nich obsunął się pod jej ciężarem, ale zręcznie z niego zeskoczyła, unikając upadku. Nie ruszała już broni, bo nie miały tutaj po co. Eshe też sprawdzała sobie coś na omni-kluczu, przez krótką chwilę zajmując się jakimiś swoimi sprawami.
- Powinniśmy dać mu szansę. Póki co jest... strasznie odcięty. A jak ma zostać, to nie powinien mieć tak jak miałam ja. Przeszłość nas nie definiuje, tak?
Westchnęła i skończyła temat, nie widząc powodu, by się nad nim rozwodzić. Jej zdanie na temat Naeema i tak było w tym momencie najmniej istotne. Miały wiele innych rzeczy, którymi musiały się zająć.
Benu nie spodziewała się słów, które usłyszała. Zamilkła na moment, pewnie zdziwiona i wściekła na siebie, że dała sobie wmówić taką bzdurę. Ale trzeba było przyznać, że słowa Hawk były wiarygodne. Jedynym, kto im zaprzeczył, był Daniel, ale on tylko nie mógł uwierzyć, że WI wydała jego nazwisko. Cała reszta, łącznie z Charlie Snyder, chłonęła opowieść Hawkins jak jedna wielka naiwna gąbka.
- Co? - warknęła w końcu krótko. W jej głosie pojawiło się niedowierzanie, a potem jad, którego trudno było się po niej w ogóle spodziewać. - Ty ruda dziwko... okłamałaś mnie? Teraz żałuję, że nie przestrzeliłam twojemu człowiekowi jego krzywej, poparzonej gęby. To byłaby ulga dla społeczeństwa. To co z twoimi ludźmi, hm, Hawk? Któremu coś nie działa i któremu nie zadziała już nigdy więcej?
- Charlie! - usłyszała gdzieś z oddali głos Amslera. Był lodowaty i konkretny, i najwyraźniej zbliżał się do Benu. Gdy wjechali na górę, usłyszeli walenie czegoś metalowego w drzwi, pewnie broni. Panel piszczał, gdy ktoś z zewnątrz dobierał się do niego. Eshe zareagowała momentalnie, podbiegając i podłączając się do niego, by osłonić go przed atakami. Nie zamierzała tu nikogo wpuszczać.
- Nie! - zaprotestowała Benu natychmiast, jak tylko padła propozycja ponownego otworzenia tamy. - Nie zrobisz tego. Kolejne twoje pierdolone kłamstwo. Nie otworzysz tamy. Nie otwieraj.
- Snyder, rzuć broń.
Benu warknęła wściekle, a desperackie dobijanie się do wnętrza tamy ustało. Może zrobiła to, o co ją poproszono.
- Ta tama należy do mnie. Do mnie, Joel, rozumiesz? Do moich ludzi. Ty masz całe swoje pierdolone miasto. I kogo wynajmujesz? Jebanych piratów, którzy cię okradli? Proszę - zamilkła na moment, może podając mężczyźnie dwa implanty, a może rzucając je do niego. Nie widziały ich, znajdując się po drugiej stronie drzwi. - Co wspaniała Hawk wyciągnęła z twoich cennych skrytek. Zabrałam to jej ludziom. A ty ufasz jej bardziej niż mi?
- Dolatujemy na miejsce. Co tu się, kurwa, dzieje? - odezwał się w słuchawce Deuce. Akurat jego pewnie Hawkins się nie spodziewała, ale z drugiej strony kto inny mógł przylecieć jej na ratunek, tylko po to, by mógł wypominać jej to do końca życia? - Co to za zbiorowisko? Gdzie jesteście? Nie widzę was.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

29 cze 2018, o 17:32

Wygięła usta w tryumfalnym grymasie gdy usłyszała wyzwisko. Nareszcie, pomyślała, wyobrażając sobie jak uśmiech Benu znikał z jej pięknej twarzy. Żałowała, że nie ma jej u góry i tego nie widzi, choć pewnie gdyby dostrzegła uśmiech na twarzy czerwonowłosej to szybciej straciłaby cierpliwość. Warto było się powstrzymywać wcześniej, zdecydowanie. Nawet jeśli z początku nie wiedziała, czy dyplomacja doprowadzi ją gdziekolwiek, czy po prostu robi z siebie idiotkę i ktoś szybko zdemaskuje jej misterny plan.
Nie reagowała na jej pogróżki. Może uwaga dotycząca implantu by ją zabolała gdyby nie miała teraz jednego ze sobą. Naeem go dostanie, czy Amslerowi się to spodoba czy nie. Wolała mieć mężczyznę w pełni po swojej stronie, ale zbyt wiele już dziś przez niego przeszła żeby teraz oddać mu białe pudełko tylko dlatego, że o to poprosi. Nie, za wiele dla niego zrobiła. Za wiele zaryzykowała. Klinika była tego pełna. Dzięki niej, Joel odzyskał wartą miliony tamę. Jeśli nie podaruje jej wartego kilkanaście tysięcy implantu to zastanowi się, czy na pewno dobrą stronę wybrała.
- Nie? Bo co? - zadrwiła, słysząc jej protesty. - Bo ładnie mnie o to prosisz? Zastanowię się.
Prychnęła, wciskając przycisk na windzie gdy pozostałe dwie kobiety też do niej weszły. Podjechała do góry, nie na dół. Bardzo chciała zatopić wszystko, na czym Snyder zależało. Resztki logiki zmusiły ją do wybrania górnego piętra zamiast pójścia do stacji kontroli niżej, logiki i racjonalnego myślenia. Gdyby nie to, gdyby też nie obecność technik i Satii, pewnie wybrałaby drugą opcję, tylko z czystej nienawiści, którą czuła gdy tylko wizualizowała sobie ten cholerny uśmiech przed oczami.
Stanęła przed drzwiami, celując karabinem w przejście. Eshe może potrafiła ją zatrzymać, ale Hawk nie wiedziała, czy do końca tego chce. Wolała by Charlie udało się dobić, żeby wleciała prosto pod lufę jej broni. Tak bardzo by tego chciała, że aż skrzywiła się gdy dobijanie ustało. Z wolna nakręcała się coraz mocniej, słysząc głosy osób stojących po drugiej stronie drzwi, pamiętając leżącego twarzą w dół Sykesa. Nie powinna tak robić. Nie powinna czuć aż takiej wściekłości przez sytuację, z której nie wynikło koniec końców nic złego. Wyszła zwycięsko, kończąc powierzone jej zadanie, nie tracąc tamy w trakcie, ale w swoich żyłach czuła płynący jad.
Głos Deuce'a w komunikatorze sprawił, że otrząsnęła się w stanu, w który sama się wpędziła, tracąc kontakt z rzeczywistością. Miała wielką nadzieję, że nie przyleciał tu Wraithem, mimo wszystko. Z drugiej strony, czy na jego miejscu powstrzymałaby się przed czymś takim?
- Benu próbowała wpierdolić się do tamy. Amsler już tu jest. Jesteśmy w środku, zaraz wychodzimy. Jak to wygląda z góry? - uspokoiła go, zerkając na Masozi, a potem na asari stojącą obok, sprawdzając ich gotowość. Po tym przełączyła na chwilę kanał komunikacyjny, wybierając Joela.
- Otwierać? - spytała krótko, unosząc karabin wyżej. Tam, gdzie być może zastanie głowę osoby stojącej pod wejściem.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

29 cze 2018, o 18:09

- Cooo - zdziwił się Adams, albo to zdziwienie bardzo dobrze udał. Raczej to drugie. - Wiedziałem, że jak laska podoba się Nephiettowi, to nie może być normalna.
Standardowo, żartem usiłował rozładować atmosferę. Czy mu się udało, czy nie, to już zależało od Hawk. Żadna z pozostałych dwóch kobiet nie usłyszała jego komentarza i nie mogła go docenić.
- Wygląda tak, że stoją naprzeciwko siebie i mierzą do siebie, jak w tych starych vidach o kowbojach. Wszyscy poza Amslerem i Benu. Ci tylko stoją i gadają na środku. Lecimy skończyć z równowagą sił - zaśmiał się. - Lądujemy już. Mam dziesiątkę ludzi w promie.
Czyli nie przyleciał Wraithem. Po wyjściu z tamy Hawk nie miała zobaczyć swojego wielkiego statku, z czaszką wymalowaną na kadłubie, zawieszonego nad ziemią i ostrzeliwującego wszystkich ogniem ciągłym z dział. Deuce miał resztki rozsądku i postanowił z nich skorzystać, zabierając tylko pojazd z hangarów Wraitha.
- Proszę - odparł swobodnie Amsler, gdy zadała pytanie. - Tama jest nasza. Możecie wychodzić.
- Chuja, nie wasza - usłyszała odpowiedź ciemnowłosej, gdy Eshe otworzyła już drzwi, wpuszczając do środka ciepłe, popołudniowe światło i dźwięki rozmowy.
Widziała swoich ludzi, którzy schodzili teraz z trawiastego wzgórza z bronią gotową do strzału. Ludzie, których przyprowadziła ze sobą Snyder, zaczynali powoli opuszczać ręce i rezygnować z prób utrzymania swojej pozycji. Była dobra może przez moment, moment jednak minął z chwilą, w której zgodnie z umową wypuścili ludzi Hawk, pozwalając im wrócić na statek, a ją posłali po zapasowy implant z powrotem do tamy. No i na pewno do momentu, w którym przez Deuca i ściągniętych przez niego tu piratów ilość ich przeciwników stała się dwukrotnie większa.
Benu kipiała wściekłością. Kostki jej zaciśniętej na uchwycie karabinu dłoni zbielały zupełnie, a wzrok ciskał płomienie, gdy usłyszała otwierające się drzwi i zobaczyła wychodzącą z tamy Hawkins. Nie było już uroczego uśmiechu na jej twarzy. Wyglądała na dużo starszą, gdy znikał.
- Ty... przyleciałaś cholera wie skąd i myślisz, że możesz wpakowywać swoje brudne, pirackie łapska...
- Rzuć broń, Charlie - przerwał jej Amsler. W jego głosie brzmiało zmęczenie i irytacja, jakby takich tekstów słyszał w życiu już zbyt wiele, by robiły na nim wrażenie. - I przestań się pienić. Dobrze wiesz, że nic z tego nie będzie. Zabierz swoich ludzi i leć do swoich baraków. To jest moje ostatnie ostrzeżenie.
Benu skrzywiła się i przeniosła nienawistne spojrzenie na niego, by po chwili unieść karabin i ruszyć z nim w jego stronę. Nie doszła jednak daleko. Stojąca obok amslera asari - całkiem możliwe, że ta sama, która była wcześniej w parku - podcięła zagubionej we wściekłości kobiecie nogi i powaliła ją na ziemię. Chudy, wysoki mężczyzna pochylił się i spiął jej ręce za plecami standardowymi omni-kajdankami. Niektóre rzeczy się nie zmieniały, nawet w miejscu takim jak Arvuna.
- Zabierzcie ją - polecił cicho Amsler, pochylając się i podnosząc jej karabin z ziemi. Snyder nie przestawała się awanturować, ale zignorował to już zupełnie, przenosząc wzrok na Hawkins. Uśmiechnął się nawet lekko. - Zrobiliście to. Przepraszam za... problemy. Powinienem był spodziewać się ich wcześniej. Mogłem temu zapobiec, ustawić tu ludzi. Nie sądziłem, że przesadzi aż tak.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

29 cze 2018, o 21:09

Ucieszyła się, że wziął prom. Nie chciała widzieć Wraitha latającego nad polami. Nie chciała by wszyscy inni go widzieli. Naeem kontrolował przepływ informacji z i na planetę, ale zawsze były jakieś dziury. Wyrwy, przez które jedna wiadomość mogła się prześlizgnąć. Już i tak zwrócili na siebie uwagę podmiasta, w dodatku taką, która nie była zbyt pochlebna. Czy zobaczą któregoś dnia dokujące statki Cerberusa? Czy po prostu dostaną wiadomość o tym, że ich ucieczka nic nie dała? Takie myśli gnębiły ją nieustannie. Przyczyniały się do tego, że nie mogła spać w nocy. Że widziała piaski Ankhty wokół siebie gdy tylko zamykała oczy. Nie była stworzona do takiego uciekania. Życie na granicy prawa było czymś, co przyszło jej z trudem, ale gdy wreszcie zaczęła to robić, przywykła. Stała się w tym dobra. Cerberus wykasował jej ostatni rok doświadczenia - udowodnił, że ma więcej środków i determinacji niż Przymierze by dorwać ją w swoje ręce. Wykorzystał, zniszczył statek, po czym przylepił jej uśmiech do twarzy i oddał życie, które zabrał, pozbawiając jej kontroli nad nim.
Widok Benu ją ocucił, przywrócił z rzeczywistości, do której powędrowały jej niespokojne myśli. Jej wściekłość ją cieszyła, choć wciąż miała ochotę na znacznie więcej w kwestii jej ukarania. Bała się, że Amsler ją wypuści. Każe wrócić jej do baraków, co zresztą zrobił. Gdy podniosła karabin i ruszyła w jego stronę, Hawk mimo wszystko poczuła zadowolenie. Nie ruszały ją jej wyzwiska. Cieszyła się gdy asari powaliła kobietę na ziemię, a kto inny spiął jej dłonie kajdankami. Należały jej się znacznie gorsze rzeczy, choć nie podzieliła się tą obserwacją, bo ona i Joel mieli zupełnie inne pobudki w tej kwestii.
Uśmiech Amslera niczego nie zmieniał. Podeszła, zadowolona obserwując swoich załogantów docierających do nich powoli. Cieszyła się, że przylecieli, nawet jeśli ostatecznie nie byli jej potrzebni w walce. Mogła na nich polegać, a to znaczyło dla niej więcej niż wszystko inne.
- Chciałeś odzyskać kontrolę nad tamą. Takie było nasze zadanie. I je wykonaliśmy - odparła, ściągając hełm. Musiała wyglądać źle. Nie widziała siebie samej, ale tak się czuła, że musiało to się odbić na jej twarzy. - O tym nie było mowy. Nie mieliśmy bronić tej tamy po tym, gdy wywaliliśmy z niej WI, przed dwunastką uzbrojonych ludzi. Wiesz co by się stało, gdyby Snyder nie była na tyle głupia by uwierzyć w moją bajkę? Historyjkę o tym, że kazałeś nam wyswobodzić WI, a nie kasować ją? I że nie może wejść do środka bez zalania podmiasta? Rzeź. Zaczynająca się od moich ludzi - skrzywiła się, opuszczając wreszcie rękę z karabinem. Teraz, kiedy był tu Joel, nie musiała się martwić o utrzymanie tamy. Teraz sam sobie mógł to zagwarantować.
- Tego nie było w umowie - podkreśliła dobitnie, po czym sięgnęła do swojego pasa, wyciągając z niego małe pudełko. - Uznam to za rekompensatę. Jeden z moich ludzi tego potrzebuje. Ten, którego Benu prawie zamordowała - uśmiechnęła się, po czym rozejrzała, szukając wzrokiem broni, których zostawiła reszta i wskazując ręką na Satię, by asari je wzięła ze sobą. Co jak co, ale Szpona na pewno nie mieli tu co zostawiać.
- Nie planowałam cię wydymać na implantach. Zamierzałam ci o tym powiedzieć - dodała obojętnie, przenosząc wzrok na Eshe. - Jak nie wierzysz mi, to spytaj swojej technik.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

30 cze 2018, o 13:06

Joel szybko spoważniał, gdy Hawk zaczęła mówić. Rozumiał jej złość i było to widać w jego czach. Niewiele mógł teraz zrobić, nie dało się cofnąć czasu i lepiej przygotować na przybycie Benu. Spojrzenie mężczyzny błądziło po jej twarzy. Może faktycznie było po niej widać jak bardzo jest zmęczona, bo wszystkie środki wspomagające już przestawały działać. Może miała podkrążone oczy i bardziej niż zwykle bladą skórę. Może frustracja odmalowana na jej twarzy razem z wykończeniem fizycznym i psychicznym tworzyła mieszankę, która zniechęcała do kolejnych uśmiechów.
- Wiem - odparł poważnie Amsler. - Zdaję sobie z tego sprawę.
Milczał przez moment, podczas gdy wszyscy wokół wyobrażali sobie wspomnianą przez kobietę rzeź. Nie mieli pewności, że by im się udało w szóstkę pokonać dwunastu ludzi z podmiasta, nawet gdyby trzej mężczyźni nie zostali ogołoceni z jakiejkolwiek broni. Całkiem możliwe, że ich umiejętności były lepsze, niż to, co potrafili przeciwnicy. Że z pewnymi stratami, ale zniszczyliby Snyder i mogliby wracać na Crescenta, nie przejmując się już niczym. Ale to na te właśnie straty Hawk nie zamierzała sobie pozwolić i o to była zła.
Mężczyzna spojrzał na trzymane przez nią pudełko i westchnął.
- Wierzę, Hawk. Kiedy Charlie rzuciła mi tamte pod nogi, moi ludzie je zabrali. Chciałem ci je oddać, jak wyjdziecie z tamy. Zresztą to samo powiedziałem jej. Po tych bzdurach, które jej skutecznie wmówiłaś, nie mam prawa odmawiać wam niczego. A na pewno nie jednego, czy dwóch implantów.
Skinął głową w stronę jednej z towarzyszącej mu kobiet i odebrał od niej dwa pudełka. Spojrzał na nie, porównując je z tym, które miała w dłoni Hawkins i bez namysłu rzucił jej czarne - to, którego jej brakowało. Benu warczała coś na ludzi, którzy wpychali ją właśnie do promu i przypinali do fotela. Jej najbliższe dni, może tygodnie albo i miesiące nie miały wyglądać tak różowo, jak planowała. Wykrzyczała coś na temat Ponda, który był odpowiedzialny za przeprogramowanie WI, więc i jego schwytano, choć on nie opierał się wcale, tylko ze szczerą nienawiścią wpatrywał się w kobietę, którą tak uwielbiał jeszcze trzy godziny temu. Prawdopodobnie jego lojalność została przez sytuację z tamą mocno nadszarpnięta.
Pozostali jednak stopniowo zbierali się do opuszczenia tego miejsca. Służby porządkowe wylegitymowały tylko każdego - nawet jeśli ktoś tego nie chciał, obecność stojących na wzgórzu piratów z bronią w ręku, będących tym razem po stronie prawa, skutecznie zniechęcała do ucieczki, albo większych protestów. Joel zerknął przez ramię, przesuwając spojrzeniem po tym, co działo się za jego plecami.
- Przelano ci już kredyty za akcję, zgodnie z naszą umową - powiedział. - Dostałaś całość, rozdziel ją między swoich ludzi. Eshe wraca ze mną. Masz WI?
Kobieta niepewnie skinęła głową. Nie skasowała jej, choć kłóciła się wcześniej, że to jedyne słuszne rozwiązanie. Argumenty Hawkins musiały jednak do niej przemówić. Może będzie negocjować, gdy przyjdzie jej poruszyć ten temat z burmistrzem. W międzyczasie Satia westchnęła i przypięła swoją broń do zaczepów, ruszając po wszystko, co trzech mężczyzn zostawiło na lądowisku.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

30 cze 2018, o 15:40

Kolejne odetchnięcie z ulgą. Powinna je już liczyć. Nie bała się zemsty Amslera, ale chciała uniknąć robienia sobie kosy z obiema stronami na Arvunie. Mieli spędzić tu przecież jeszcze sporo czasu. Nie chciała myśleć o tym ile dokładnie, choć zastanowienie się nad tym było nieuniknione. Na razie chciała tylko spokoju.
Kiwnęła głową, przyjmując od niego drugie pudełko i chowając razem z pierwszym. Wszystko się udało. Z lekkimi stratami, bo dwójka odniosła obrażenia, ale nie były takie straszne. Zarobili coś, znaleźli implanty. Mimo wszystko było zadowolona z tego, jak wszystko się potoczyło. To zadowolenie sprawiło, że mogła ignorować wrzaski Benu i powstrzymać gorejącą w nią nienawiść do wywlekanej przez służby kobiety. Było cywilnie, ludzko.
- To by było na tyle - westchnęła, zabezpieczając swój karabin i sięgając do tyłu, pozwalając, by zaczepy magnetyczne przyciągnęły go do jej pleców, które nadal były lekko obolałe po uderzeniu w ścianę. Bała się wracać do swojej łazienki i spojrzeć w lustro, ale wielokrotnie było gorzej. Teraz czuła się dobrze z drapiącą skórą na szyi, strzelającymi przy przeciąganiu plecami. Nawet z tym zimnym potem zalewającym ją gdy pozwalała zmęczeniu zakraść się nieco bliżej. Czuła się spokojniej. Potrzebowała tej tamy. Potrzebowała przypomnienia tego, kim jest, do czego ona i jej załoga była zdolna. Głupiej satysfakcji z wykonania zadania i zdobycia kredytów, które mogła rozdzielić na pozostałych. Pomimo wyczerpania, była szczęśliwa, nawet jeśli teraz nie pozwalała tej świadomości do siebie dotrzeć.
- Masz dobrego technika, Amsler - dodała na koniec, odwracając się w kierunku pozostałych i omiatając spojrzeniem wejście do tamy przy którym stali. - Powinieneś więcej jej płacić.
Uśmiechnęła się do Eshe, na tyle, na ile była w stanie by nie wyglądało to sztucznie. Powinna być z siebie zadowolona. Wszystko poszło po ich myśli, nawet jeśli okupione było nerwami i strachem, a w kilku momentach mogło pójść bardzo nie tak, jakby tego chcieli. Patrzyła jak Satia zbiera broń i wszystko inne, co Benu kazała im zostawić, po czym kiwnięciem głowy przywołała ją do siebie.
- NIe popełnijcie drugi raz tych samych błędów - westchnęła, choć w sumie nie wiedziała po co. Joel mógł zrobić co tylko chciał, jej nic było do tego. Zanim znowu coś spieprzy z tą tamą, oni zdążą z Arvuny zniknąć - a przynajmniej takie miała wrażenie.
Odwróciła się, zgarniając asari ze sobą i ruszając do Deuce'a i pozostałych. Akurat pilota tu nie chciała widzieć, z logicznego punktu widzenia. Jej pełna emocji podświadomość chciała go zobaczyć, bo zawsze sprawiał, że czuła się lepiej, nawet jeśli tkwiła w morzu gówna.
- Dzięki za pomoc - uśmiechnęła się do reszty, patrząc na prom, którym przybyli. - Pomieścimy się razem?
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

30 cze 2018, o 16:14

Eshe odwzajemniła uśmiech, choć jej był znacznie szerszy. Komplement od Hawkins, która jednak miała pracujących dla siebie naprawę dobrych ludzi, musiał znaczyć dla niej wiele. I nawet jeśli początkowo zachowywała się ostrożnie i utrzymywała profesjonalny dystans, nie wiedząc czego może się spodziewać po kimś takim jak Hawk, to po wspólnej misji zaczęła darzyć ją szacunkiem, którego nie dało się udawać. Jej uśmiech był czymś, co prawie skutecznie odwracało uwagę od warknięć Benu, którymi odpowiadała na pytana funkcjonariuszy. Siedząca w otwartym promie ciemnowłosa odprowadziła Hawkins spojrzeniem, które mogłoby zabijać. Mimo to jednak piraci mieli po swojej stronie jedną z grup funkcjonujących na wyspie - to było lepsze, niż nie mieć żadnej, a zdobycie poparcia obu było przecież niewykonalne. Nie w sytuacji, w jakiej została postawiona.
- Może będę - odparł Amsler. Zabrzmiał poważnie, ale w jego oczach dało się zauważyć rozbawienie. Coś też mu się przypomniało. - A, przekaż proszę Rhamie, że jestem do jego dyspozycji. Pisał przed chwilą, że chciałby się spotkać. Wracam do biura i siedzę do dziewiętnastej. Jutro kończę wcześniej, bo jest święto, ale z rana też mnie znajdzie. Nie zdążyłem mu odpisać, musiałem wyjść.
Ludzie Hawkins odebrali od nich broń tych, którzy ranni polecieli na statek i przenieśli ją do promu. Powoli wsiadali do środka, zadowoleni zapewne, że nie musieli brać udziału w żadnej walce. To akurat było zasługą ich kapitan, która poradziła sobie z problemem bez unoszenia karabinu choćby raz. Nie dała się sprowokować i wytrącić z historii, którą opowiadała. Mogła zająć miejsce obok Deuca, który siadł standardowo za sterami i uśmiechnął się do niej tym samym uśmiechem, co zawsze. Przynajmniej to się nie zmieniało.
- Najwyżej będziemy dupą szorować po ziemi - odparł. - Daj spokój, nic nie zrobiliśmy.
Mimo jego słów, pojazd gładko podniósł się z wysokiej trawy, w której stał i którą częściowo zgniótł. Przez okno widzieli, jak ludzie Amslera wchodzą do tamy, tym razem już na spokojnie, bez paniki i gotowej do strzału broni. Po prostu zajmowali budowlę, pewnie zamierzając też osuszyć ją w środku i wyciągnąć stamtąd zwłoki. Sam Joel stał na szerokim chodniku przed wejściem, rozmawiając z Eshe. Hawkins widziała moment, w którym kobieta wyciągnęła pulsujący żółtym światłem dysk i wręczyła go burmistrzowi, mimo wszystkich swoich oporów.
- Przywiozłem ci coś na lepsze samopoczucie - rzucił pilot i pochylił się w prawo, otwierając schowek nad kobietą. W środku była butelka - nie była to może salariańska whisky, ale ludzka, zwykła. Mógł kupić ją w którymś z lokalnych sklepów w ciągu ostatnich dwóch dni, mógł też wygrzebać ją skądś na pokładzie Wraitha. - Wszystkiego najlepszego.
Z tyłu asari powiedziała coś, co sprawiło, że wszyscy się zaśmiali. Hawkins i Adams byli jednak nieco od nich oddzieleni, niewielką ścianką, która nie pozwalała wyraźnie słyszeć wszystkich rozmów. Dawało to im za to więcej swobody i spokoju, którego czerwonowłosej mogło brakować w ciągu ostatnich dwóch godzin.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

30 cze 2018, o 16:27

Przytaknęła, nie dając po sobie poznać, że odczuła konsternację słysząc słowa Amslera. Czego Rhama mógł od niego chcieć? Byłoby na tyle z nieutrzymywania między nimi sekretów. Miała tylko nadzieję, że nie uznał, że może coś chować za jej plecami bo ona nie powiedziała mu o głupiej propozycji Ponda. Była dla niej tylko tekstem na podryw, niczym ponad to, nie widziała w niej powagi, ani powodu do zazdrości. Ale wielokrotnie nie widziała rzeczy, które dla innych były czymś poważnym, więc musiała pogodzić się z tym, że nie dowie się niczego póki z nim nie porozmawia. Cieszyła się, że ma ze sobą implanty. Odebranie mu ich przez Benu musiało zaboleć - zabolało nawet ją, choć nie były przeznaczone dla niej. Dobrze, że Joel nie robił problemów.
Pożegnała się z nimi i trafiła pod prom. Czuła kwaśny posmak w ustach gdy morskie powietrze uderzało ją w twarz. Miała tylko nadzieję, że nie widać po niej absurdalnego zmęczenia, bo nie było całkowicie wywołane tym, co stało się w tamie. Pojedynek z mechami był wymagający, ale nie na tyle, by jej chciało się rzygać, a czuła narastające nudności gdy tylko pomyślała o jedzeniu choć jej żołądek był pusty. Pewnie była odwodniona. Tak czy inaczej planowała od razu po wejściu na pokład statku przejść do Vinnet, bo chciała sprawdzić w jakim stanie jest jej dwójka rannych. Pewnie znajdzie tam Naeema, będzie mogła dać mu implanty - a raczej przy nim dać je Veronique, która musiała lepiej wiedzieć jak i gdzie je przechować niż Rhama. Wolała, by je zobaczył na własne oczy zanim schowa je do szafki. To było coś fizycznego, namacalna nagroda za to, czego udało im się dokonać w środku tamy. Na resztę działały kredyty, ale wątpiła, by były jego motywatorem w takim samym stopniu jak na przykład Sykesa. Kto by pomyślał, że blisko było by faktycznie kogoś niósł. Przypomniał jej się żart, który walnął wchodząc do CIB kilka godzin wcześniej, kiedy jeszcze nie wiedzieli co na nich czeka.
Opadła na miejsce koło Deuce'a, pozwalając sobie na chwilę rozluźnienia. Wiązało się z opuszczeniem maski profesjonalizmu, ale wątpiła, by nawet przy rozmowie z Amslerem cokolwiek z niej jeszcze zostało. Lubiła Arvunę. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, a chłodny wiatr ustał, od razu zaczęło jej go brakować. Jeszcze nie zdążyła się nacieszyć planetą, nie wiedziała ile będzie miała na to czasu. I jak bardzo będzie teraz musiała na siebie uważać podczas jutrzejszego święta. Podmiasto świętuje przecież najlepiej, tak mówiła Benu.
- Hm? - słowa Adamsa wyrwały ją z zamyślenia. Złapała butelkę, przyglądając się jej spod zmarszczonych brwi. No tak. Niezawodny sposób na wejście w tryb relaksacji, choćby tu i teraz. Pokręciła głową, czytając z zainteresowaniem etykietkę. Ziemska. Dawno nie widziała ziemskiej whisky. Salariańska była podobna, ale znacznie łatwiejsza do zdobycia w miejscach takich jak Omega. - Z jakiej okazji? - spytała rozbawiona, przenosząc swoje spojrzenie na pilota. Nie miała pojęcia czego mogą dotyczyć jego słowa, może dlatego, że żyjąc na statku nie wiedziało się którego kalendarza mieli się trzymać.
W międzyczasie sprawdziła stan konta na swoim omni-kluczu, by podzielić łup zgodnie z umową i rozesłać do wszystkich, którzy zgłosili się do zlecenia.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

30 cze 2018, o 16:56

- No... jest święto jutro, nie? Na święta się daje prezenty. Nie wiem jakie tu mają zwyczaje, ale uznałem, że tak czy inaczej pewnie tego potrzebujesz. Zawsze pijesz jak wracasz z akcji.
Uśmiechnął się do niej. Znał ją już wystarczająco długo i dobrze, by wiedzieć o niej takie rzeczy, nawet jeśli ona nie zdawała sobie z tego do końca sprawy. Potem wrócił do pilotowania, bo jednak to on prowadził, nie decydując się na automat. W ten sposób mogli polecieć szybszą trasą, nie ograniczając się tym, czym ograniczone były taksówki, czyli odpowiednią drogą ani maksymalną prędkością lotu. Może więc nie miało to trwać pół godziny. W sumie z Wraitha dotarli tu dość szybko, odkąd Satia się z nimi skontaktowała.
Ilość kredytów na koncie zgadzała się z tym, co ustalili z Amslerem. Hawkins wzbogaciła się o pięćdziesiąt tysięcy kredytów, ale ta kwota nie miała trafić cała do niej. Po rozesłaniu wszystkiego do pozostałej czwórki zostało jej dziesięć, które i tak razem z implantami było całkiem miłą nagrodą za wykonanie zadania. Ze stresem mogła sobie poradzić, żadnych ludzi nie straciła, rany znienawidzonego przez WI Rhamy i broniącego do Nephietta nie były poważne. To był jeden z większych sukcesów i być może ich pobyt na Arvunie mógł teraz stać się znacznie przyjemniejszy.
Deuce osadził ich prom na parkingu przed portem. Wylatując do tamy musieli wynurzyć cały dok, by otworzyć go i wypuścić pojazd z hangaru Wraitha. Teraz jednak nad powierzchnią wody nie górowało ruchome lądowisko, statek był ukryty, a parkowanie promu z powrotem w hangarze mijało się z celem. W ten sposób przynajmniej mieli swój pojazd do poruszania się po wyspie, gdyby ktoś go potrzebował. Choć znając życie, Adams wcale nie będzie się chętnie nim dzielił.
W chwili, w której grupa trzynastu osób wyskoczyła z pojazdu, silny podmuch pachnącego morzem wiatru poderwało luźne kosmyki czerwonych włosów Hawkins w górę. Blond czupryną Deuce'a też szarpnęło, więc przytrzymał ją dłonią, niezadowolony, bo pewnie rano ją układał. Przez ostatnie dni Arvuna nie dawała zbyt wielu szans na kontrolowanie własnej fryzury. Przeszklona ściana portu upstrzona była kroplami, a ziemia wokół wilgotna, jakby dopiero co przestało tu padać. Przy wejściu, na jednej z ławek siedziała ich technik, zaczytana w jakichś informacjach na tutejszym terminalu. Skinęła głową do swojej kapitan i uśmiechnęła się później do kogoś, z kim była w nieco bliższych relacjach, a kto szedł gdzieś za Hawk. Ruchem ręki zaproponowała mu obiad, chyba współdzieląc z czerwonowłosą uczucie głodu.
Zejście do Wraitha się nie zmieniło. Nie zmieścili się w pierwszej windzie wszyscy, ale Hawk przepuszczono jako pierwszą, razem z Satią, Deucem i kilkoma dodatkowymi osobami. Asari nie odzywała się, również zmęczona, choć nie czuła na pewno syndromu odstawienia specyfików, jaki czuła w tej chwili Hawkins. Gdy otworzyła się przed nią duża brama doku, a przed oczami stanął dziób Wraitha, znacznie łatwiej było rozluźnić się już całkowicie, a zmartwienia dotyczące Asy zostawić piętro wyżej i daleko za plecami.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

8 lip 2018, o 12:56

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Rhama nie przypominał się jej, dając Hawk tyle czasu, ile potrzebowała, by przygotować się do wyjścia. Uznał przelot do jakiejś restauracji za świetny pomysł, choć chyba zapomniał o tym, która jest godzina. Musiało jednak znaleźć się miejsce, w którym dało się kupić coś świeżego, choćby pieczywo. W końcu mimo, że doba była dłuższa, w pewnym momencie musiał zacząć się dzień. Z drugiej strony dziś było święto, a z reguły w święta było różnie.
Spotkała Naeema gdy opuściła swoją kajutę. Szedł właśnie do niej, ale zapatrzony w omni-klucz, tak, że prawie jej nie zauważył. Wykorzystał ten fakt, w ostatniej chwili obejmując ją ramieniem i obracając się z nią z powrotem w stronę śluzy. Uśmiechnął się do niej lekko, ale puścił ją zaraz po tym, dochodząc do wniosku, że jej wcześniejsze słowa mogły równie dobrze być tylko słowami. W rzeczywistości udawanie poza ich kwaterami, że nic ich nie łączy, mogło być dla niej wygodniejsze, a jemu nie pozostało nic, jak się dostosować.
- Znajdziemy coś - powiedział cicho, przerysowanym, szarmanckim gestem wskazując jej wyjście. W jego oczach błysnęło rozbawienie, bo okoliczności za bardzo nie odpowiadały takim zachowaniom, w końcu opuszczali własnie piracki statek, ubrani też nieszczególnie elegancko. Minęła ich Satia, uśmiechając się lekko na ten absurdalny widok. Nie zagadała ich jednak, nie spytała dokąd idą, sama też ruszając głębiej w statek, w bliżej nieokreślonym kierunku.
Asa powitała ich chłodnym powietrzem, które pachniało burzą. Inną burzą, niż ta, jaką Hawkins znała z Ziemi czy innych planet. Gdy opuścili port, niebo zmieniało kolor z ciemnego fioletu na jasny róż. Poza słońcem, na horyzoncie widać było brzeg Dranena, gazowego olbrzyma wokół którego poruszała się Arvuna. Wszystko to przysłaniały pojedyncze chmury, zawieszone nisko nad powierzchnią wody. Taki widok wart był wczesnych pobudek.
- Słońce wschodzi - Rhama zauważył oczywistość, zapinając kurtkę przy pierwszym uderzeniu wiatru. Nie był on już jednak tak mocny, jak wczoraj, a i morze wydawało się spokojniejsze. - Nie wiedziałem, że o tej porze. Chodź, poszukamy gdzie da się coś zjeść.
Standardowo, skierował się w stronę taksówek. Wybrał też jedną z nich, małą, zamiast promu który wyleciał z Wraitha te kilkanaście godzin temu. Ich pojazd był za duży, by podnosili go z lądowiska tylko po to, żeby przemieścić się gdzieś we dwoje. Naeem wpisał w panel jakiś adres, który kobiecie niczego nie mówił - najwyraźniej znalazł go wcześniej, podczas gdy ona zajmowała się czyszczeniem pancerza. Taksówka uniosła się w powietrze i spokojnie ruszyła w stronę miasta, choć nie tak samo, jak wczoraj. Tym razem doleciała do brzegu, a potem dalej, wzdłuż niego. Po ich lewej stronie niebo było jasnoróżowe, po prawej - fioletowe. Dzień przychodził nad Asę powoli.
W końcu dolecieli do miejsca, które dla nich obojga jeszcze było obce. Klif, na którym wylądowali, przechodził nieco dalej stopniowo w skalistą plażę, po której teraz plątali się ludzie. Zawieszali coś na kamiennych ścianach, ukształtowanych przez wodę i wiatr. Przy wodzie biegała mała asari, podążając za falą, gdy ta oddalała się od brzegu i uciekając przed nią z piskiem, gdy zbliżała się ponownie. Rhama jednak nie pokierował czerwonowłosej na plażę, a do tyłu, do budynków stojących za ich plecami. Były niewielkie, nie murowane, a składające się z tych samych kontenerów, z których składało się podmiasto. Część jeszcze była zamknięta, ale w jednym właśnie podnosiła się roleta, a z drugiego na zewnątrz padało już jasne światło. Wysoki blondyn w grubej kurtce rozstawiał na zewnątrz krzesła, ustawiając je wokół prowizorycznych stolików, zrobionych ze ściętych i wyrównanych pni tych samych drzew, które widzieli w parku kilka dni wcześniej. Uniósł wzrok na nadchodzącą dwójkę, zerkając potem przez duże okno do środka swojego kontenera.
-Za dziesięć minut będzie świeże ciasto - powiedział wysokim, przyjaznym głosem. Wyprostował się i zmarszczył lekko brwi, przyglądając się Naeemowi, a potem Hawk. Uśmiechnął się do nich. - To o was słyszałem? Wy załatwiliście sprawę tamy? Przepraszam, pan jest... charakterystyczny. Moja siostra pracuje w policji, wczoraj mi opowiadała, co się działo.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

9 lip 2018, o 12:25

Zdążyła i z pancerzem, i ze wszystkim innym zanim stwierdziła, że więcej nie ma sensu czekać. Przed wyjściem z kajuty sięgnęła po przeczyszczony generator tarcz i przypięła go sobie do paska u spodni, po czym zgarnęła jeszcze skórzaną kurtkę. Przez chwilę wpatrywała się w kaburę z pistoletem, nietkniętym, niewymagającym sprawdzenia bo zrezygnowała z niego przy pójściu do tamy. Czy nawet na śniadanie nie była w stanie wyjść nieuzbrojona?
Biła się z myślami przez krótką chwilę. Narobiła sobie wrogów poprzedniego dnia - nie wiedziała jak złożone było podmiasto, jak wielkie są możliwości Benu i jak zawistna może być, chcąc dać jej nauczkę za oddanie konstrukcji Amslerowi i wykiwanie jej w tak pokazowy sposób. Może dzień po nie był wystarczającym odcinkiem czasu by poczuła się bezpieczniej wychodząc do Asy.
Wreszcie złapała i przypięła kaburę do uda, wciskając do środka zabezpieczony pistolet z nieużywanym pochłaniaczem ciepła. Do kieszeni kurtki wcisnęła odruchowo paczkę papierosów i ruszyła do wyjścia, niemal wpadając w wyjściu na Rhamę.
Uśmiechnęła się odruchowo, przysuwając do niego gdy sam zdecydował się odsunąć. Choć emocje nieco opadły, jedno już postanowiła i nie widziała powodu dla zmiany decyzji. To, że większość załogi była albo poza statkiem, albo spała w kajutach też trochę pomagało.
Parsknęła śmiechem na przerysowany gest, przechodząc przez śluzę na zewnątrz. Dok był zamknięty, ale powietrze i tak było zupełnie inne. Odetchnęła nim z uwielbieniem, ruszając do taksówki, która miała zabrać ich w jakieś miejsce. Im dłużej przebywała na zewnątrz, tym lepszy robił jej się humor, nawet po tak świetnym poranku. Czuła ssanie w żołądku, ale nie było wystarczające by powstrzymać ją przed zatrzymaniem się i napawaniem widokiem, przed którym stanęli wychodząc na zewnątrz.
Niebo inspirowało. Wyglądało jak coś, co ciężko byłoby jej opisać. Nieziemskie, różowe barwy i rąbek gazowego giganta wyłaniający się zza horyzontu tworzyły coś, co było na swój sposób znajome. Jak jeden z kosmicznych zachodów słońca, które kiedyś malował nie przywiązując wagi do tego, co w naturze mogło się faktycznie pojawić a co nie. Asa była czymś, co widziała w swojej głowie jako czystą fikcję, czego nie spodziewała się kiedykolwiek dostrzec na własne oczy.
- To jest niesamowite - mruknęła, wyrywając się z transu, z trudem przenosząc wzrok na czekającego na nią mężczyznę. Ruszyła za nim do taksówki, ale ciężko było jej oderwać wzrok od nieboskłonu - kątem oka tylko kontrolowała to, czy zaraz w coś nie wejdzie z hukiem. - Mogłabym siedzieć tu przez następne cztery godziny i na to patrzeć - dodała, ale burczenie w brzuchu przywróciło ją na ziemię bardziej niż cała reszta.
Chłonęła widoki gdy docierali na miejsce. Morze nadal wydawało się być takie abstrakcyjne. Szum fal słyszany był z daleka i działał uspokajająco, ale patrząc na głęboką toń, docierającą do horyzontu i jeszcze dalej, budziło się w niej coś innego. Chęć zobaczenia, co jest dalej, nawet jeśli mogła to sobie sprawdzić i miała świadomość tego, że poza wodą, Arvuna nie oferuje wiele innych rzeczy.
Niechętnie odwróciła wzrok od wody i plaży, na której trwały przygotowania, ruszając za Naeemem do jednego z budynków. O takiej porze mieli nieco spokoju, zarówno w środku lokalu i na zewnątrz. Miała tylko nadzieję, że zjedzą szybko i zdąży nacieszyć się widokiem zanim mieszkańcy wyleją się ze swoich domów.
Słowa mężczyzny sprawiły, że przestała z zaciekawieniem rozglądać się po stolikach stworzonych z pni, zamiast tego czujnie lustrując go spojrzeniem. Nie znała go, nie rozpoznała jego twarzy, przecież nie był jednym z ludzi Benu? Może Amslera? Jego pytanie było niewinne, ale poczuła wagę pistoletu na nodze i podziękowała sobie, że go wzięła.
- Tak - odparła krótko, spoglądając na Rhamę obok. - Ciasto brzmi dobrze - zasugerowała, widząc, że miejsce właśnie się otwiera więc będą mogli w nim zostać i coś zjeść.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

9 lip 2018, o 13:12

- Możesz na to patrzeć przez cały dzień - odparł Rhama. - Chociaż wschód się zaraz skończy. Może znajdą się dla ciebie inne rzeczy warte podziwiania.
Przez długą chwilę przyglądał się jej, spojrzeniem, z którego jak zwykle nie potrafiła wyczytać zbyt wiele. Nad czymś się zastanawiał, prawdopodobnie nad czymś związanym z nią, ale nie widział powodu, by dzielić się tymi myślami. Kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu, gdy z jej starannie splecionego warkocza wydostał się jeden kosmyk i unosił się teraz na wietrze, mimo jej wcześniejszych starań utrzymania włosów w porządku.
Właściciel, albo pracownik kontenera, w którym mieli kupić sobie śniadanie, gestem wskazał im krzesła, na których mogli sobie usiąść. Miejsce pozwalało im na podziwianie ruchomej, żywej powierzchni morza, choć plaży stąd nie widzieli. Niektóre, pojedyncze piski dziecka docierały do nich jednak nawet tutaj, choć ciche, odbijające się echem od skał.
- Świetna robota. Mam znajomą, która pracowała w tamie przed tym wszystkim. Na pewno się strasznie ucieszy, jak już do niej dotrą wieści. Różne rzeczy się o was mówiło, jak przylecieliście - wzruszył ramionami. - Wiecie jak to jest. Rzadko kiedy przylatują tu inne statki, niż dostawy, to słyszałem jak ludzie rozmawiali. Teraz się okazuje, że burmistrz wybrał dobrze - uśmiechnął się z zakłopotaniem i podrapał się po głowie. - Nie to, żebym mógł się wypowiadać na ten temat. Nie moja sprawa. Chcecie zjeść słodkie czy wytrawne? A, moment, menu.
Klepnął się w czoło w geście załamania swoim brakiem ogarnięcia i wrócił do swojej knajpki, przynosząc im za chwilę datapad z niewielkim wyborem dań. Były one raczej w formie przekąsek, ale na śniadanie też się nadawały. Kawę też mogli zamówić, jeśli mieli na nią ochotę. Wyglądało na to, że do zamówienia mieli tu coś w rodzaju tarty, z dowolnymi składnikami - mięsem, warzywami, owocami, albo całkiem deserowe. Naeem szybko wybrał sobie coś z mięsnych dań i oparł się wygodnie na krześle. Jego wzrok nie podążył jednak w stronę morza, a zatrzymał się na kobiecie, od której od samego rana ciężko mu było oderwać spojrzenie.
Blondyn nie zawracał im głowy więcej, rozumiejąc, że mogą chcieć porozmawiać sami, we dwoje. Zajął się przygotowaniem dla nich gorących napojów i dopilnowaniem pieca.
- Nie spodziewałem się tego po tobie - zauważył Rhama po chwili. - Nie myślałem, że tak spodoba ci się Asa. Że tak lubisz morze. Początkowo bałem się, że skoro nie ma tu śniegu, to będziesz zawiedziona - zerknął w bok. - To zupełnie nie jest klimat, do którego ja jestem przyzwyczajony. Ale mi też się tu podoba. Głównie dlatego, że podoba się tobie. Tylko liczę na to, że pogoda się poprawi.
Piski z plaży ucichły - może matka uspokoiła swoje dziecko, uznając, że dziewczynce wystarczy już tej rozrywki. Albo po prostu miała już dość krzyków, nieważne jak rozbawionych.
- Myślałaś o tym, jak by się to skończyło, gdybyśmy pomogli Benu? - spytał Naeem.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

11 lip 2018, o 10:40

Kiwnęła głową w potwierdzeniu - wschód może i miał się zaraz skończyć, ale Arvuna oferowała całą masę atrakcji, które skrzętnie wyszukiwała wzrokiem. Najchętniej usiadłaby na pustej plaży wpatrzona w morze na całe godziny, ale wiedziała, że na razie mają jedzenie na głowie, zresztą długo nie wytrzymałaby ze swoim pustym żołądkiem.
Złapała kosmyk włosów unoszący się na wietrze, któremu udało się uniknąć upięcia i odgarnęła z twarzy, siadając na jednym z krzeseł wskazanych im przez właściciela. Obserwowała go gdy mówił, bo ją to uspokajało - tak jak wypowiadane przez niego słowa. Nie był zagrożeniem, choć czuła, że jej poprzednia paranoja była w pełni usprawiedliwiona i nie poczuła się głupio, że od razu tak się spięła. Uśmiechnęła się nawet do niego lekko, nie wiedząc co więcej ma powiedzieć by podziękować za komplement.
- Często macie tutaj takie problemy? - zagadnęła, zanim zniknął wewnątrz knajpki w poszukiwaniu menu. Od razu pogrążyła się w lekturze gdy w jej dłoniach pojawił się datapad, lustrując wszystkie, możliwe opcje i jako pierwszą wybierając tak czy siak kawę.
Po chwili studiowania, zdecydowała się na mięsne danie, którego część składników była jej znajoma, ale część nie. Zastanawiała się czy lokalne rośliny czy zwierzęta w Asie występują, a jeśli tak to w jakich ilościach i czy mieszkańcy integrowali je do swojej kuchni. Może po prostu wybrała ziemskie warzywa, których nie znała. Dawno nie była na dłużej w swojej ojczyźnie, przywykła do jedzenia wojskowego, o ograniczonej złożoności.
- Hm? - mruknęła znad urządzenia, którego zawartość jeszcze przeglądała po wybraniu dla siebie dania. Spojrzała na Naeema znad krawędzi datapadu, a później na bok, na widoczne w oddali morze. Nie zlewało się tak z niebem jak na Ziemi, nie teraz, z gazowym gigantem na horyzoncie i różowymi odcieniami wschodu. Światło odbijało się od tafli wody w spektakularny sposób, nawet obserwowane z takiej odległości, w jakiej siedzieli od brzegu teraz. - Śnieg jest przyjemny, morze jest piękne - odparła z lekkim wzruszeniem ramion, odkładając datapad na stół. - Tak wyobrażałam sobie światy poza Ziemią kiedy byłam dzieckiem. A potem większość okazała się z grubsza taka sama.
Jej paznokcie stuknęły o powierzchnię blatu. Niecierpliwiła się, bo była głodna. Dopiero co zamówiła śniadanie ale najchętniej już by je pochłonęła i przeglądała kartę z powrotem, myśląc o deserze.
- Amsler pewnie wywaliłby nas z doku, albo, z jego asertywnością, Benu udałoby się go przekonać żeby przetrzymał nas przez chwilę. Może też dostalibyśmy kilka poziomów tamy, jak teraz uzgodniłeś z Joelem. Po prostu należałaby do podmiasta - odparła, zastanawiając się. Nie wiedziała czy wiele zmieniłoby się w ich sytuacji. Na pewno staliby się częścią półświatka, ale podejrzewała, że z biegiem czasu piraci i tak odnajdą się w nim najlepiej.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

11 lip 2018, o 11:39

- Noo... niezbyt- odparł mężczyzna. Przez chwilę zastanawiał się co dodać do tej krótkiej wypowiedzi, ale ostatecznie nie powiedział nic więcej. Może do głowy przyszły mu inne, podobne sytuacje konfliktów między Amslerem a Snyder, ale nie były one warte uwagi, albo doszedł do wniosku, że nie będą one interesować jego gości.
Chwilę później przyniósł im kawę, która nie smakowała tak samo jak na Wraithcie. Miała specyficzny, ciężki do określenia posmak, prawdopodobnie wynikający z tutejszej wody. Była jednak dobra, może nieco bardziej słodka, ale po kilku łykach dało się do tego przyzwyczaić. Rhama i tak wsypał sobie do swojej kilka łyżeczek cukru, tworząc swój standardowy ulepek, który satysfakcjonował go chyba dopiero wtedy, gdy cukier przestawał się już w kawie rozpuszczać.
- Chyba widziałaś więcej ode mnie - stwierdził, unosząc wzrok gdzieś w stronę horyzontu. Wiatr powiał silniej i załopotał materiałowym dachem, rozciągniętym nad nimi. - Jestem w stanie ci w to uwierzyć. Chociaż są planety, które trudno mi wyobrazić sobie jako takie same, jak Ziemia. Tuchanka. Kahje.
Uśmiechnął się do niej, upijając łyka swojej kawy. Nie skrzywił się nawet odrobinę, choć pewnie zawartość cukru w jego krwiobiegu skoczyła właśnie o dwieście procent. Spoważniał chwilę później, gdy Hawk zaczęła rozważać jak skończyłaby się współpraca z Benu. On też musiał się nad tym wcześniej zastanawiać, choć nie było mu dane poznać przywódczyni podmiasta, więc nie miał pełnego obrazu. W rzeczywistości żadne z nich go nie miało. Przylecieli tu zbyt niedawno, by dobrze zrozumieć dynamikę funkcjonowania tej kolonii, która mogła być bardziej zawiła, niż im się wydawało. Hawkins wiedziała, że coś łączyło Joela z Benu, pytanie tylko czy byli dawnymi współpracownikami, przyjaciółmi, czy kochankami. Każda z tych opcji mogła mieć inne konsekwencje, z którymi teraz musieli radzić sobie między innymi oni. I poradzili sobie z nimi bardzo dobrze, póki co.
- Podobno podmiasto ma swój podwodny dok, który teraz jest nieaktywny, ze względu na rozdysponowanie energii elektrycznej z tamy. Myślę, że Amsler robi to celowo, by móc monitorować kto przylatuje do Asy. Rozsądne. I bezpieczniejsze dla nas - to była prawda, we współpracy z nim łatwiej im było się ukrywać, niż gdyby musieli robić to skłóceni z Joelem. Póki co wyszli na tym na dobre, Benu była gdzieś zamknięta i nie miała możliwości zemsty. Jeszcze. - Ta kobieta nie wygląda też jak ktoś, kto chciałby coś dobrowolnie oddać do użytku komuś innemu. Prędzej dostalibyśmy kilka kontenerów po drugiej stronie wyspy. Ten jej uśmiech...
Pokręcił głową. Nie załapał się na sympatyczną Snyder, w jasnym gabinecie z widokiem na plac, otoczoną kwiatami i zapachem świeżej herbaty, widział tylko uśmiechniętą psychopatkę która groziła jemu i dwóm pozostałym członkom załogi Hawkins śmiercią, by osiągnąć jakieś swoje cele. Trudno było potraktować ją obiektywnie.
- To była intuicja, czy przemyślałaś tę decyzję bardziej, niż o tym wiem? - uśmiechnął się, pochylając się i opierając łokciami o blat stołu. Kolejny podmuch wiatru rozwiał jego ciemne włosy, więc odgarnął je do tyłu. Wciąż było zimno, ale z drugiej strony dzień jeszcze na dobre się nie zaczął. Może koło południa wyjdzie trochę słońca, a wieczorem deszcz nie przegoni kolonistów z plaż.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

12 lip 2018, o 12:05

Zwiedziła dużo planet, ale nie zawsze w takich warunkach. Na ogół była na nich tylko biznesowo, nie mając czasu by spojrzeć w niebo i nacieszyć się tym, jak inne były. Tuchanka była jedyna w swoim rodzaju, ale była też zniszczona. Nie była utopijna, jak Asa, wręcz przeciwnie - była wszystkim tym, co chciałaby podziwiać z daleka, samej nigdy tego nie doświadczając. Ziemia, Illium, Korlus... Ostatnio i tak obracała się głównie po stacjach kosmicznych, nie globach. Omega oferowała jej wszystko to, czego potrzebowała ona i jej załoga - odpoczynek w miejscu bezpiecznym przez swą niebezpieczność, o ironio. A przynajmniej tak im się wydawało. Wciąż czuła odrobinę smutku, wspominając swoje pożegnanie ze stacją. Nie docierało do niej, że być może przez następne miesiące jej nie zobaczy. Czy będzie taka sama gdy wylądują w jej doku? Czy wszystko się zmieni, stanie się obca, nieprzyjazna? Zacznie jej przeszkadzać po komforcie, do którego przyzwyczai ją Arvuna?
- Kahje nigdy nie widziałam - przyznała od razu, myślami przechodząc na nieco inną, choć równie wodnistą planetę. - Tuchanka jest... specyficzna, ale raczej nie sprzyja relaksowi.
Sięgnęła po swoją kawę w odruchu, gdy poczuła powiew chłodnego wiatru na karku. Ciepły napój był zbawczy, nie tylko przez swoją temperaturę. Wzięła co prawda kurtkę, ale i tak czuła chłód - przyjemny, orzeźwiający. Wolała to niż gorąc, choć może nad morzem odczuwało się to zupełnie inaczej. Skąd mogłaby wiedzieć. Upiła łyk ciemnego napoju odruchowo, zauważając nieco inny smak niż ten, do którego była przyzwyczajona. Nigdy nie miała wielkich wymagań jeśli chodziło o kawę, niezbyt się też na niej znała, więc wiedziała tylko, że smakuje inaczej niż ta na Wraithcie, ale wciąż dobrze.
Kiwnęła głową, przyjmując informację o doku do wiadomości. Tego nie wiedziała wcześniej. Faktycznie wybrała lepiej - teraz byli po stronie, która kontrolowała jedyny sposób na lądowanie w Asie. W dodatku Amsler miał lekki dług wdzięczności, może wystarczający, by poinformować ich o próbie dokowania przez podejrzany statek, z którym oni mogą być podejrzani. Bardzo na to liczyła.
- Nie widziałeś jak uroczo uśmiechała się gdy próbowała nas przekonać do współpracy - odparła ze śmiechem, w którym ciężko było doszukać się rozbawienia. Nie lubiła tego uśmiechu. Nie potrafiła go sobie sama wizualizować teraz, widziała tylko jej grymas, gdy stała przed tamą. - Nic dziwnego, że tyle osób dałoby sobie uciąć za nią rękę.
Nie mogła wiedzieć co łączyło Joela i Benu, ale cokolwiek to było, nie przeszkodziło jej w próbie wydostania od niego tamy siłą. Nie dziwiła jej się - chciała zapewnić podmiastu przewagę, pewnie też postąpiłaby w ten sposób. Z drugiej strony, co należało się podmiastu od osoby, która wyniosła tę kolonię na własnych plecach, jak mówił Amsler?
- Rzuciłam kością - odrzuciła, uśmiechając się szelmowsko. Oparła łokcie o blat w lustrzanym odbiciu do jego pozycji, pochylając się też do przodu. Wiatr mierzwił jego włosy, nawet jeśli próbował je odgarnąć do tyłu. Doszła do wniosku, że jej tak podobają się bardziej, więc pogoda jej sprzyjała. - Biorąc stronę Snyder mieliśmy więcej do stracenia. Statek był w doku Amslera, który nas już tu przyjął. Na co byłoby nam te dodatkowe ileś kredytów gdyby Joel wywalił nas z Asy, a Benu nie miała poza pieniędzmi niczego innego do zaoferowania?
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

12 lip 2018, o 12:42

- Trochę żałuję - odparł Rhama, próbując wyobrazić sobie uśmiech Benu. Ten zwykły, któremu nie towarzyszyło celowanie w głowę Sykesa. Kobieta potrafiła być ujmująca, jeśli tego chciała. Przywołanie go w wyobraźni, gdy nie widziało się go przedtem, było zadaniem niewykonalnym.
Naeemowi chyba nie do końca odpowiadało to, co wiatr robił z jego włosami, ale nie miał na to wpływu. Odkąd się poznali, minęło kilka miesięcy, wydarzyło się wiele, jeszcze więcej sie zmieniło. Przy tym wszystkim włosy też mu urosły, więc zaczesywał je do tyłu, bo nie dało się już ich ustawić do góry, jak wcześniej. Po chwili zrezygnował ze swoich marnych prób, z frustracją odmalowaną na twarzy.
- Masz szczęście w kościach w takim razie - stwierdził. - Skończyliśmy na tym lepiej, niż zakładałem. I wszyscy są cali. Przyznam, że obawiałem się gorszych konsekwencji wejścia do tamy. Za dużo takich odważnych jak my już tam zginęło. A Nephiett ostatecznie jest cały, mnie noga poboli i przestanie.
Wyprostował się, zabierając ręce ze stołu gdy mężczyzna przyniósł im dwa gorące aluminiowe pojemniki, znad których unosiła się para. Ustawił je na dzielącym ich pniu i podał sztućce, po czym wrócił do środka by zająć się wyciąganiem z pieca pozostałych placków. Miały one kształt prostokąta, z aromatycznym farszem otoczonym mocno słonym ciastem. I raczej oboje byli w stanie się nimi najeść, bo nawet jeśli na obiad byłoby to już za mało, to na śniadanie porcja pasowała idealnie. Rhama westchnął z błogością po pierwszym kęsie, zamykając oczy i na tę krótką chwilę zapominając o przeszkadzającym mu wietrze. Teraz w końcu mógł pozbyć się ssania w żołądku, z którym męczył się właściwie od wczoraj. Przez moment jadł w milczeniu, uznając to za priorytet. Dopiero gdzieś w połowie z powrotem uniósł wzrok na czerwonowłosą, a później za nią, prawdopodobnie na niebo. Robiło się już zupełnie jasno, róż i ciemny fiolet znikały z nieba, a zastępował go ten jasny, który widzieli wczoraj. Dziś było mniej chmur, gazowy gigant nie chował się więc za nimi, dumnie górując nad horyzontem.
- Opowiedzieć Ci piękną legendę związaną z tutejszym morzem i dzisiejszym świętem? - zaproponował, opierając się wygodnie i resztę swojego śniadania dojadając już powoli, od niechcenia, nie spiesząc się z niczym. - Jest związana z jedną ze starych bogiń asari, która ma na imię Asa - skinął głową w bok, w stronę miasta. Jasnym było od czego wywodzi się jego nazwa. - Ciężko znaleźć w sieci informacje o tym dlaczego akurat asari i czemu ta. Oficjalnie była patronką morza i handlu, więc do Arvuny pasuje idealnie. To opowiadają dzieciom, o świętowaniu dawnych legend i kolorowej tradycji. Ale wiem też skąd naprawdę się to wzięło - w jego oczach błysnęło rozbawienie. - Amsler przyleciał tu z całą grupą. Była z nimi asari, która którejś nocy niechcący naćpała się czymś tutejszym tak bardzo, że naga wyszła z wody do pracującej grupy kolonizatorów, twierdząc że jest boginią Asą i błogosławi to miasto. Zostało - uśmiechnął się szeroko. - Ciężko było to wyciągnąć od Amslera, ale wiedziałem o co pytać. Prosił, żeby nie mówić tego dzieciom. Tamte owoce usunęli z miasta i z oficjalnych upraw.
Pochylił się, zaglądając do swojego pustoszejącego powoli naczynia. Coś tam jeszcze było, więc wbił widelec w resztki.
- Data kalendarzowo się zgadza z tamtym wydarzeniem. Mały żart rządzących kolonią, stał się świętem niezależnym od wierzeń i przekonań mieszkańców, które kochają tu wszyscy. Trafiliśmy na Arvunę w dobrym momencie.
Ostatnio zmieniony 15 lip 2018, o 13:43 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2743
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Rozpadlina Kalestona -> Aysur] Arvuna

15 lip 2018, o 13:00

Musiała przyznać, że też nie spodziewała się takiego szczęścia po swojej stronie. Miała złe przeczucia od samego początku, gdy podejmowała decyzję a propos tego komu zaufać. Czuła, że nie wszystko pójdzie po jej myśli, ale to było normalne - mało kiedy szło. Może dlatego była tak zaskoczona gdy udało im się pokonać WI, a później nawet przekonać Benu i rozwiązać wszystko bez rozlewu krwi. Nie miała powodów dla słodko gorzkiego uczucia, które na ogół towarzyszyło jej po misjach i różnych zleceniach - teraz wszystko było dobrze, a większość problemów, które widziała, tworzyła sobie sama w głowie. Świadomość tego nie odbierała im niestety powagi.
Nie zdążyła nic odpowiedzieć - gdy na stoliku pojawiły się dwa dania, odebrało jej mowę. Zaciągnęła się uradowana zapachem świeżego wypieku, mieszanki smaków, do której od razu się dorwała, chwytając za sztućce. Im dłużej tu siedzieli, im więcej kawy upijała, tym jej głód zmieniał się w fizyczny dyskomfort, uczucie kurczącego się żołądka, z którym coraz ciężej było jej funkcjonować.
Milczała, zajęta jedzeniem, przynajmniej na początku. Powinna zwolnić, ale zamiast tego pochłonęła połowę dania w kilka minut, czując się od razu pełna przez swój pośpiech. Westchnęła błogo, opadając na oparcie krzesła i odkładając widelec obok, opierając go o aluminiowy pojemnik na krótką chwilę, by napić się kawy i nabrać sił przed resztą tarty, czy cokolwiek to było.
- Hm? - mruknęła, podnosząc na niego wzrok znad śniadania. Uznała to za dobry moment na dłuższy postój, więc z powrotem oparła łokcie o drewniany blat, chwytając gorący kubek z kawą.
Parsknęła śmiechem słysząc o prawdziwej, mniej przyjaznej dzieciom i mniej podniosłej historii. Podobała jej się, bardziej niż wielka bogini Asa, na której cześć nazwano kolonię. Amsler w końcu był człowiekiem, dziwiłaby się, by pozwolił na tak mocny wpływ kultury asari w czymś, co powstało między innymi dzięki niemu.
- Brzmi lepiej niż się spodziewałam - odparła z rozbawieniem, wracając do jedzenia, ale pilnując już by nie pochłaniać wszystkiego jak smok. - Jak stara jest ta kolonia? Wygląda na ogromną. Nie wyobrażam sobie nawet zaczynania czegoś takiego od zera.
Pokręciła głowa, odkładając kubek z powrotem na miejsce. Rozejrzała się, patrząc, jak zmienił się kolor nieba nad ich głowami. Wschód już się kończył, przychodził zwykły dzień - tylko trochę dłuższy i bardziej różowy od Ziemskiego.
- Szczególnie tutaj, na takiej planecie - westchnęła, nabijając kawałek mięsa na widelec. Stwierdzenie, że Arvuna jej się podobała było niedopowiedzeniem. Jak na razie uwielbiała to miejsce, uwielbiała jego klimat, widoczne w oddali morze, powietrze tak inne od powietrza Omegi, Nos Astry, a szczególnie hermetycznego Wraitha. - Spodziewałam się w pełni ludzkiej kolonii, a tu proszę. Asari spotkaliśmy nawet w tym parku.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Wróć do „Galaktyka”