Nie mógł się spodziewać pytania, które mu zadała, ale nie widziała jego reakcji, skoro w ogóle nie spoglądała w jego stronę. W dłoni, która oparła się o jej udo, wraz z wypowiedzeniem tych słów nic się nie zmieniło. Gwiazda dalej patrzyła na nią z nieba obojętnie, ludzie wciąż beztrosko tańczyli do rytmu. Życie wokół nich toczyło się dalej, tylko Hawk została wyrzucona ze swojego toru przez nieopatrzny cytat Adamsa.
- Pewnie tak - odpowiedział w końcu Rhama ostrożnie. W jego głosie słyszała niepewność, bo nie wiedział do czego Hawkins dąży. - Ale teraz raczej nie sądzę, żeby ktokolwiek dawał Ci drugą szansę. Jeśli kiedykolwiek nas znajdą, przylecą z zemstą, nie z chęcią nawiązania współpracy po raz kolejny. Poślą pluton egzekucyjny za nami wszystkimi. Nie wiem dlaczego poruszasz ten temat. Wyniósłbym Cię znowu, ale nie mam dokąd.
Żart był próbą rozluźnienia jej, niezbyt pasującą do poprzednich jego słów. Były one raczej zgodne z prawdą, bo Naeem jej nie oszukiwał - nie po tym wszystkim, co przeszli. Ale jego szczerość dzisiaj może była zbędna, może czerwonowłosa poczułaby się lepiej gdyby usłyszała uspokajającą formułkę, zapewniającą ją że nic im nie będzie i już zawsze będą bezpieczni.
Widząc, że kobieta nie umie się pozbierać, westchnął i zabrał dłoń z jej uda. Spakował jedzenie z powrotem do torby i wstał, wyciągając rękę w stronę Hawk.
- Chodź ze mną - pochylił się po jej dłoń, jeśli nie chciała mu jej podać, a gdy w drugą złapał ich kolację i dorzuconą do niej butelkę, poprowadził Hawkins w stronę zejścia z plaży, tego, z którego tu przyszli. Nic nie mówił, nie tłumaczył, po prostu szedł przed siebie, jak taran przebijając się przez niczego nieświadomych ludzi. Załoga została gdzieś daleko w tyle, choć pewnie widzieli jak ich dwójka wychodziła. To raczej nie było ostateczne opuszczenie imprezy, ale dopóki czerwonowłosa miała wszystkiego dość, Rhama nie zamierzał zmuszać jej do tkwienia na głośnej plaży. Nie wiedział tylko, że wcale nie chciała opuszczać jej razem z nim.
W milczeniu prowadził ją wzdłuż brzegu, przez jakieś pięć minut, zanim dźwięki plaży nie zostały tylko dudniącym w oddali basem. Linia skał, po których szli, podnosiła się coraz wyżej, coraz mocniej więc też wiało, a tu nie było tłumu, który rozgrzewałby powietrze. Zatrzymał się dopiero w momencie, gdy brzeg zawinął się, tak, że z miejsca do którego dotarli mogli obserwować plażę, którą opuścili. Zarwany kawałek kamienia był idealnym miejscem do siedzenia, więc Naeem zajął go z cichym stęknieciem, ściągając Hawk od razu obok siebie.
- Nikt nas tu nie znajdzie, Jean - rzucił w końcu, po długiej chwili milczenia. Patrzył na odległą zabawę, obojętnie, jakby wcale przed chwilą go tam nie było. - Pokażę ci coś. Chociaż lepiej by było na statku.
Jego omni-klucz rozjaśnił mrok, w którym siedzieli, a po kilku wpisanych komendach wyświetlił się nad nim cały ekran stale aktualizujących się danych, które bez kontekstu niewiele jej mówiły.
- Jestem w ich systemach cały czas. Uniemożliwiłem im kontakt z nami, ale kontroluję to, co się dzieje u nich. Wiem, kto pracuje nad tą sprawą i jeśli nie zatrudnili kogoś genialnego na moje miejsce, nie ma szansy, żebym został wykryty i wyrzucony - wyjaśnił, po czym wyłączył urządzenie. - Sprawdzam to kilkanaście razy dziennie. W każdej wolnej chwili. Kiedy budzę się w nocy - umilkł na moment. - Nie znajdą nas, a jeśli znajdą, będziemy mieli czas żeby polecieć dalej. Nie pozwolę mu zrobić ci nic więcej. Obiecuję, Jean.
Mogła czuć na sobie jego spojrzenie, nawet jeśli nadal unikała jego wzroku. Nie rozumiał tego, ale próbował. Z marnym skutkiem.
- Dlaczego teraz? - spytał jeszcze tylko, a w jego głosie zabrzmiała bezradność. Przecież wszystko było dobrze. Lepiej, niż dobrze. Nie rozumiał co się zmieniło tak nagle.
Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka