Jillian uruchomiła skanery powierzchni, powoli przesuwając się po orbicie. Mieli cały obszar planety do sprawdzenia, bo sygnatury statku siostry T'Lais mogły znajdować się absolutnie wszędzie. Naturalnie, w międzyczasie coś jadła. Asari rzuciła okiem na pogryzane przez nią małe batoniki, pewnie zastanawiając się ile takich dziennie kobieta była w stanie zjeść. Nie wyglądała jak ktoś, kto pochłania aż tyle, a wiedziała przecież, że ludzie mieli jakąś szaloną skłonność do tycia, którą asari akurat na szczęście nie musiały się martwić.
-
Podobno zimą na Palavenie temperatura sięga minus sześćdziesięciu - odpowiedziała Zinne na obawy turianina, odwracając się do niego. Miała ręce skrzyżowane na klatce piersiowej, usiłując zachować spokój, ale zaciśnięte na własnych ramionach dłonie świadczyły o tym, że raczej go zachować nie potrafi. -
Nie będziemy musieli tam długo zostawać. Jak znajdziemy statek, zrobię tylko szybki rekonesans. Może Kiara jest na pokładzie, tylko ma problem z systemami. Wtedy lada moment będziemy mogli odlecieć. Tylko... tylko niech się znajdzie.
Wróciła do pilnowania ekranu, na którym wyświetlały się wyniki skanu. Póki co odczyty były praktycznie zerowe. Ot, co jakiś czas informowały o miejscu dobrym do wydobycia jakiegoś surowca, znajdującego się tam w dużych ilościach, ale nic nie wskazywało na to, że jednostka należąca do Kiary gdziekolwiek tam się znajduje. Inna sprawa, że sprawdzenie całej powierzchni globu nie było zadaniem na dwie minuty.
W końcu jednak skaner zawył, informując o wykryciu czegoś nietypowego. T'Lais prawie podskoczyła w miejscu i pochyliła się nad rudowłosą, opierając dłoń na jej ramieniu.
-
Tutaj! Tu, wylądujmy gdzieś. Powierzchnia wydaje się w miarę płaska, chyba damy radę - poleciła, jakby Jill nie była w stanie sama wpaść na ten pomysł. Ale trudno był się dziwić jej ekscytacji. Martwiła się o siostrę, a teraz była coraz bliżej odnalezienia jej i rozwiania swoich obaw. Oni też powinni być zadowoleni. W końcu obiecała, że jeśli zabiorą Kiarę z Alrumter, zapłaci im dwa razy więcej. A te kilka tysięcy kredytów piechotą jednak nie chodziło.
O'Brien weszła w atmosferę i posadziła statek na środku pustej skały. Przez wizjery kokpitu widać było okolicę - jakieś góry w oddali, urwisko po lewej stronie. Planeta nie była ani trochę przyjazna, życie na niej wydawało się niemożliwe. A jednak to tutaj starsza T'Lais postanowiła przeprowadzić swoje wykopaliska. Na samym środku, przed nimi, stała niewielka jednostka cywilna, prawdopodobnie należąca właśnie do asari. Nie miała żadnych oznaczeń, nie była uszkodzona, nie wyglądała nawet podejrzanie. Przy opuszczonej rampie ustawione były skrzynie i dwie lampy, podpięte do prądu kablem pociągniętym ze statku. Teraz wyłączone.
-
To... to wygląda zupełnie normalnie - stwierdziła Zinne i uniosła omni-klucz. -
Ale ja mam tutaj kontakt z siecią. Nie wiem czemu ona nie miała. Czemu nie ma. Idę się przebrać. Za dziesięć minut schodzimy z pokładu.
Ostatnie jej słowa zabrzmiały jak rozkaz, nie jak prośba. Ale faktycznie, tak czy inaczej trzeba było zejść na powierzchnię. I te niecałe dziesięć minut później stała już przy wyjściu, ubrana w jasnoniebieski pancerz. Kiedy opuścili rampę, do środka wpadło lodowate powietrze, ale nie poczuli tego w swoich szczelnych kombinezonach. Tylko systemy poinformowały wszystkich o nagłym spadku temperatury.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: niedziela, północ.