Gąbka delikatnie przylgnęła do twarzy, izolując w ten sposób oczy od innych świateł niż te wyświetlane na ekranach. Ja'antian rozparł się wygodnie w fotelu symulatora do złudzenia przypominającego ten z prawdziwej maszyny. Chwilę później wnętrze gogli rozbłysło informacją o ładowaniu programu. Pasek w szybkim tempie przesunął się od lewej do prawej, aż osiągnął pełną gotowość. Program bez żadnych próśb potwierdzenia chęci włączenia go, zaczął wyświetlać wnętrze kokpitu, które porucznik dobrze znał. Trzeba przyznać, że graficznie gogle dawały dobry efekt, nie było widać zgrzytów, lub niedociągnięć, symulacja była wykonana na najwyższym możliwym poziomie.
-
Jedynka, zgłaszam się - zakrzyknął do mikrofonu, żeby reszta oddziału wiedziała, że jego program już się wczytał. Parę sekund później z głośników dobiegły go głosy pozostałych. W tym czasie dowódca przeglądał dane jakie przygotowali mu taktycy. Przerzucał holograficzne wykresy pogodowe, wyświetlane płytki informacji geograficznych, oraz mapę.
Wedle deskrypcji znajdowali się na planecie o dużej gęstości atmosfery i ciepłym klimacie, oczywiście symulator zadbał również o oddanie tych warunków, nagrzewając kokpity do odpowiedniej temperatury. Florę można było porównać do ziemskich tropików, fauna jednak nie miała takich analogii. Zgodnie z raportem, nie było tu dużo komaro podobnych, ale dużo większych okazów drapieżników i równie dużo roślinożerców. Jedna z map przedstawiała rozlokowanie bazy sojuszniczej, oraz innych ośrodków wojsk turiańskich, ale także przypuszczalne pozycje żołnierzy wroga. Nałożywszy odpowiedine filtry Ja'antian mógł uprościć obraz zaznaczając tylko linię frontu i najważniejsze punkty. Dowódca mógł również przedstawić na mapie trasę przelotu, którą kilkoma kliknięciami wysłał do podwładnych.
-
Rozpocząć procedurę startową - powiedział spokojnym głosem przełączając w tym czasie odpowiednie przyciski.
Kiedy wszystkie kontrolki zgasły, a komputer pokładowy zameldował gotowość do startu, Ja'antian włączył zapłon, na co maszyna zareagowała niemal natychmiast delikatnymi wibracjami na początku, które chwilę później zostały zniwelowane. Turinin zameldował reszcie eskadry swoją gotowość i po paru sekundach otrzymał podobne komunikaty od nich.
-
Kurs 3-1-6-0, pułap patrolwy - dowódca rzucił w komlink, po czym sprawnym ruchem poderwał maszynę z ziemi.
-
Jest 3-1-6-0, pułap patrolowy - piloci odpowiedzieli chórem, po czym przeszli do wykonywaina manewru.
Turbiny maszyn zawyły donośnie, kiedy każdy z nich zwiększył ciąg przepustnicy. Myśliwce podniosły się do lotu niczym drapieżne ptaki szukające zdobyczy. Dobrze wyszkoleni żołnierze ustawili się w formacji klin.
-
Całkiem przyjemny byłby tu przydział - skomentował na ogólnym Septian. Dowódca mógł wręcz wyczuć jego pogodny uśmiech, pomimo że go niewidział z takiej odległości.
-
Też bym nie narzekał - zawtórował z ożywieniem Joraetrus. Maszyny w tym czasie szły stabilnie ponad koronami gęstych drzew porastających planetę, a dokładniej jej symulację. -
Pewnie i tak nigdy w taki miejsce nie trafimy.
-
Za raz, że nie trafimy - żachnął się Red. -
Ja trafię, Ty może nie. - Ja'antian spodziewałby się w tej sytuacji od Epiusa wydęcia warg. Myśliwce przemknęły nad kompozytową bazą polową, którą ledwo można było dostrzec okiem, nawet jeśli wiedziało się gdzie patrzeć. Płyty maskowania robiły swoje.
-
To jak już będziesz, to prześlij pocztówkę - Kasanar zachichotał pod nosem. Dowódca spojrzał na radar, który jak dotąd wskazywał położenie jedynie sojuszników. -
Co na to nasz porucznik? - nie trudno było wyczuć dyskretne oczko puszczone od zastępcy w stronę Ja'antiana.
-
Pocztówka to może być mało - Actthan starał się zachować jak największy spokój w głosie. Nie wyszło mu to najgorzej, ale też nie najlepiej. Zadarte w dół dzioby maszyn wręcz dotykały czubków drzew nad pozycjami sojuszniczymi.
-
Co innego jeśli w załączniku byłoby kilka zdjęć, na przykład jakiegoś innego dowódcy, który popełniłby ten błąd i Cię przyjął - w słuchawce dało się usłyszeć kilka stłumionych chichotów.
-
Jakiś na pewno by się znalazł - Quintentos na pewno wzruszył w tym momencie ramionami. -
Inaczej nie nazywałoby to się wojskiem. - Po tych słowach zapadła cisza w eterze. Każdy z nich dobrze wiedział, że Epius, jaki by nie był, miał w tym jednym rację. Wojsko pełne było idiotów, co gorsze zdarzało się, że Ci idioci zajmowali wysokie pozycje. Wszyscy dobrze pamiętali lot nad Tuchanką podczas rebelii krogańskich, kiedy właśnie mieli nad sobą jednego z betonem zamiast mózgu.
Z radarów zaczęły znikać ikony sojuszników, pozostały tylko cztery punkty symbolizujące szfadron "Orion". Maszyny sunęły cicho nad polaną, starając się wychwycić sensorami cokolwiek, co można było uznać za wrogie. Jednak nic takiego się nie pojawiało. Ja'antian jak dotąd był zadowolony z pracy sekcji taktycznej.
-
Kurs 5-3-7-2 - zakomenderował dowódca, po czym podwładni odpowiedzieli.
Piątka myśliwców, zgodnie z danymi jakimi dysponowali, wleciała w przypuszczalne pozycje wroga. Mimo to radary nadal milczały, nie wskazując żadnej żywej istoty, która mogła by być wrogo nastawiona.
-
Nanoszę zmiany na mapę - odezwał się aksamitnym głosem Nel, pierwszy raz jak do tej chwili.
-
Przyjąłem - Ja'antian skinął głową odruchowo, choć wiedział, że Lenyn i tak tego nie zobaczy. -
Kurs 5-3-1-3.
Samoloty delikatnie wzięły zmianę kursu, kładąc się na jedno skrzydło. Actthan po raz kolejny spojrzał na zegar radaru i po raz kolejny nic nie zobaczył. Najwidoczniej musieli się przemieścić na wschodnie skrzydło frontu. pomyślał, lub całkiem zmienili pozycje na zupełnie inne. Analityczny umysł starał się wyliczyć prawdopodobieństwo na to kiedy natkną się na pierwszych przeciwników. Obliczenia zostały przerwane przez pisk radaru, na którym zaczynały pojawiać się nowe czerwone ikony oznaczające wrogie kontakty. Skanery maszyny działały na tyle skutecznie, że potrafiły określić, czy jest to piechociarz, czy jakiś ciężki sprzęt. Oczywiście system nie był idealny i czasem się mylił.
-
Nanoszę - skomentował beznamiętnym głosem Nelick.
-
W końcu coś - żachnął się Kasamar. -
Zaczynało się robić nudno.
-
Okaże się jeszcze, że mają p-lotkę i skończy się spacerek. - Gdyby w tym momencie stali obok siebie i rozmawiali, Epius wzruszyłby ramionami.
-
Jak zwykle optymista? - zagadnął zastępca. Wrogie wojska jeszcze nie reagowały na intruzów, co mogło sugerować, że nic jeszcze o nich nie wiedzą. To był dobry znak. -
Nie strzelają to jest dobrze.
-
Może po prostu wciągają nas w zasadzkę? - odparł dość kąśliwie Red.
-
Twój niezwykły optymizm raczej nam nie pomoże w takiej sytuacji. - odparował Sianar swoim głębokim głosem.
Systemy myśliwca informowały o kolejnych kontaktach. Te pokrywały się mniej więcej z tym co było w rozkazie. Wróg wprowadził kilka marginalnych zmian, które udało się zauważyć Ja'antianowi. Lenyn co chwilę meldował o zminach wprowadzanych na mapę.
Zwiad wydawał się przechodzić idealnie. Eskadra wykrywała wrogie kontakty, zapisując zdobyte dane, samemu pozostając niewykrytą. Jednak to nie pozwalało pilotom na chwilę odpoczynku, lub nieuwagi. Przez cały lot nad pozycjami wroga, ale również własnymi, musieli bacznie obserwować radar i jego odczyty, nie mogli sobie pozwolić na przeoczenie jakiegoś alertu, bo mogłoby to przesądzić nad ich życiem. Musieli więc założyć, że dopóki nie posadzą maszyn, dopóty nie będą bezpieczni.
Zgodnie z mapą myśliwce zaczynały zbliżać się do pozycji wojsk sojuszniczych, oraz do miejsca lądowania. Zostały im może dwa punkty do przelecenia, żeby się kierować w stronę bazy. Z jednej strony nie dużo, licząc z tym ile już przelecieli, z drugiej te mogły być gorsze.
-
Baza wroga, oznaczam, 56,72-34,20 - powiedział w momencie, kiedy Actthan spostrzegł na skanerze właśnie taką sygnaturę. Chwilę później zawyły ostrzeżenia i panel główny myśliwca wykwitł purpurą. -
Zostaliśmy wykryci, - stwierdził lakonicznie Nelick, gdyby ktoś nie zauważył.
-
Rozproszyć się i oznaczyć cele, - zakrzyknął dowódca w mikrofon. -
Trzymać się z dala od p-lotek.
Ja'antian zwiększył ciąg maszyny nie martwiąc się tym, że zostanie wykryty, bo przecież już i tak wróg o nim wiedział. Turbiny zawyły, kiedy myśliwiec wdrapywał się na coraz wyższy pułap. Na monitorze radaru, pozostałe myśliwce eskadry również wykonały swoje manewry oddalając się od siebie. Chwilę później komputer oznaczył pięć startujących maszyn wroga.
To były dosłownie ułamki sekund wydłużające się do kilkunastu sekund, kiedy mózg turianina obliczał najbardziej optymalną strategię starcia. Ja'antian pracował na zwiększonych obrotach wybierając i odrzucając kolejne pomysły. Komputer symulacji za pewne pokazywał teraz dla zewnętrznych obserwatorów zwiększone tętno, oraz zdecydowanie większy poziom adrenaliny. Jednak nie był to w żaden sposób stan niebezpieczny, a raczej taki do którego ciało Actthana było przyzwyczajone.
Wrogie myśliwce zaczęły się przemieszczać, zbliżając do eskadry, kiedy ta walczyła o życie unikając brawurowo ostrzału ziemia-powietrze dział przeciwlotniczych, rozstawionych już na pozycjach. Na całe szczęście nie były to wszystkie działa jakie się znajdowały na tym terenie, ponieważ część była jeszcze nie rozstawiona. Nie trzeba było długo czekać, aby wrogie maszyny związały ogniem turiańskie myśliwce, utrudniając im uniki.
Przecinające powietrze torpedy i wiązki akceleratorów masy zamontowanych na samolotach podnosiły jego i tak wysoką temperaturę. Huk wybuchów i świst silników zagłuszały rozkazy padające na powierzchni, przez co piechociarze musieli do siebie krzyczeć, żeby cokolwiek zrozumieć, jednak z perspektywy kokpitu było dość cicho. Pancerz oddzielał grubą zasłoną wnętrze od panującego na zewnątrz chaosu, co pozwalało pilotom na skupienie nie przerywane ogłuszeniem. Komputer pokładowy wyświetlał co chwila różne komunikaty, pokazywał na bieżąco wysokość, ciśnienie i inne parametry, sztuczny horyzont skakał jak oszalały. Mimo to Ja'antian w spokoju przerzucał okna komend, wpisując w niektóre polecenia, bez problemu panując nad własną maszyną. Dowódca podawał co chwilę rozkazy do podwładnych i odpowiadał na ich zawiadomienia. A walka trwała.
-
Zestrzelenie! - zakrzyknął triumfalnie do komlinka Epius, co chwilę później potwierdził komputer wyświetlając teraz o jedną maszynę mniej i wypluwając odpowiedni komunikat.
Sytuacja szwadronu "Orion" rysowała się teraz w nieco lepszych barwach. Tym zestrzeleniem zyskali przewagę jednego wolnego myśliwca, który w żaden sposób nie jest związany walką, przez co może wspomagać innych skutecznie eliminując wrogie maszyny. Jednak problemem pozostawały wciąż strzelające p-lotki, których ognia nie dało się unikać w nieskończoność. W końcu jakiś mniej lub bardziej szczęśliwy pocisku musiał dopaść którąś z maszyn turiańskiej eskadry.
Po kolejnych minutach starcia po czole dowódcy zaczynały spływać pierwsze krople potu. Pomimo, że wiedział, że nie jest w sytuacji zagrożenia zdrowia, lub życia, organizm reagował w ten sposób. Nie dało się z tym nic zrobić, była to zwykła podświadoma reakcja, za pewne związana z podnoszącą się temperaturą ciała.
-
Dostałem, uszkodzenie prawego skrzydła, wraz z wyrzutnią rakiet na nim! - wykrzyknął w słuchawce Sianar.
-
Kasamar, uszkodzenie dyszy silnika. - Zastępca ewidentnie stłumił przekleństwo w ustach.
-
Actthan, przyjąłem, kurs 4-2-6-3, - odkrzyknął trochę zbyt żywiołowo dowódca -
uciekniemy ziemi.
Zgodnie z rozkazem, eskadra zaczęła powoli oddalać się od stanowisk przeciwlotniczych, których zaczęło przybierać na ilości w ciągu starcia. Myśliwce wykonywały piękne piruety w powietrzu, co dla obserwatora nie znającego się na lataniu, mogło wydawać się łatwe.
"Orion" już nad swoimi pozycjami przejął na nowo inicjatywę starcia. Teraz przewaga jednego myśliwca była istną przepaścią. Jeden wolny samolot w sytuacji ponad własnymi terytoriami dawał na prawdę dużo. Piloci oczywiście to wykorzystali, zmuszając wrogów do działania na swoich maksymalnych osiągach. Turianie dawali przeciwnikom bardzo mało miejsca do manewrów, zasypując gradem pocisków, tych z powietrza, jak i tych z ziemi. Zubożała wroga eskadra jednak nie dawała sobą tak łatwo pomiatać, pokazała swoją lepszą stronę poważnie uszkadzając myśliwiec Epiusa, co ten oczywiście zgłosił z lekką paniką w głosie. Na szczęście nie doszło do straty jednego członka oddziału "Orion".
Dowódca podał kilka kolejnych rozkazów, zmieniających taktykę, tak aby wykorzystać w pełni potencjał dział przeciwlotniczych. Zmiana okazała się słuszna, parę minut później kolejny z myśliwców wroga zaliczył kontakt z podłożem po wcześniejszym postrzale. Szala przechyliła się całkowicie na stronę turiańskiego dowódcy, tylko głupiec przegrałby w takiej sytuacji.
Wróg jednak widząc swą beznadzieję, postanowił się wycofać. Trzy pozostałe myśliwce, mające już kilka śladów walki, robiły zwroty i uniki, a wszystko teraz po to, żeby uciec zdrowo z opresji. Sprawa jednak nie była taka prosta jak im się wydawało. "Orion" miał znaczną przewagę w powietrzu, nie wspominając o tej na ziemi.
Ostatecznie jednak za sprawą dużego szczęścia, trzy pozostałe myśliwce wyrwały się ze szponów turiańskiej eskadry i wróciły do swoich. W tym czasie "Orion" odpuścił pościg, widząc, że to byłoby bezsensowne posunięcie, Actthan zakomenderował powrót do bazy.
Piątka zwycięskich maszyn sunęła pokiereszowana przez przestworza w kierunku końca symulacji. Eskadra wyglądała dumnie pomimo paru mniej lub bardziej poważnych uszkodzeń poszycia. Ja'antian ucieszył się w duchu ze skuteczności swojego oddziału. To był dość spory sukces, nawet pomimo faktu, że była to tylko symulacja. Symulacja na tyle dobra i na tyle skomplikowana, że wygranie można było uznać za taki sukces.
Myśliwce osiadły na płycie lądowiska. Ciche brzęczenie silnika ucichło, zastąpione zupełną ciszą. Kilka kliknięć w klawiaturę świetlną pozwoliło wysłać zebrane informacje dowództwu. To był koniec na dziś.
Biotyk ściągnął z oczu gogle i lepką od potu już gąbkę. Przetarł oczy leżącą nieopodal szmatką, po czym wyłączył program symulacyjny. Na ekranach przed każdym z kokpitów symulatora, wyświetlił się wynik ogólny drużyny zaklasyfikowany jako 82/100, oraz oceny poszczególnych pilotów, ze słownym opisem dobrych, jak i złych akcji. Wszystko to sterowane skomplikowanymi algorytmami. Actthanowi przypadł wynik 87/100, na co turianin lekko prychnął, nie przywiązując do niego większej uwagi.
Po skończonym treningu żołnierze mieli chwilę czasu na wzięcie szybkiego prysznicu, później mieli obiad.