W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Ja’antian Actthan
Awatar użytkownika
Posty: 125
Rejestracja: 19 sie 2015, o 17:46
Miano: Ja'antian Actthan
Wiek: 36
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianie
Zawód: Pilot myśliwca Siódmej Floty Turian, Porucznik Sz.
Postać główna: Zed'terco Galick
Lokalizacja: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt
Kredyty: 21.565

[Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt

23 mar 2018, o 22:55

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Silnik myśliwca wprowadził maszynę w delikatne wibrowanie, kiedy pilot uruchomił układ. Po chwili wszystkie kontrolki, które informowały o błędach, ucichły. Caryn był gotowy do startu.
- Orion 1, gotów - turianin rzucił słowa w eter. Nie musiał długo czekać by kolejne głosy eskadry odezwały się w słuchawce zgłaszając swoją gotowość.
- Mostek, tu Orion - pilot sprawnym ruchem przełączył radio na kanał ogólny okrętu.
- Tu mostek, zgłaszam się - zawtórował mu głos kobiety na stanowisku odpowiedzialnym za koordynację eskadr.
- Zgłaszam gotowość eskadry do startu.
- Przyjęłam, gotowość do statku, czekaj na rozkazy.
- Zrozumiałem, czekam.
Na kanale eskadry grzmiała dyskusja. Pozostali członkowie nie mając co zrobić w aktualnej chwili opowiadali żarty, zastanawiali się na głos nad przewidywanym przebiegiem walki. Standardowe jak na nich zachowanie. Jakby całkowicie im nie zależało na wyniku ćwiczeń. Jednak do czasu.
- Orion, tu mostek, wyprowadźcie myśliwce, lot wokół śródokręcia. Potwierdź.
- Orion, przyjąłem lot wokół śródokręcia, wykonuję - szybkie kliknięcie i dowódca mógł znów mówić do podwładnych. - Panowie, rozkazy, wylatujemy z brzucha i kołujemy wokół śródokręcia. Schody w lewo, ja prowadzę.
Kiedy tylko padły słowa dowódcy, wszelkie dyskusje ucichły. Po wydaniu rozkazów, każdy po kolei potwierdził zrozumienie polecenia i chwilę później maszyny po kolei wylatywały z pancernika. Ja'antian sprawnymi ruchami skalibrował ostatnie układy i ustawił się na czele grupy. Starając się utrzymać dość nieregularny tor lotu i prędkość, eskadra czekała niecierpliwie na dalsze rozkazy z mostka.
Teraz mogli się przyjrzeć bitwie z bliska. Ich okręt w towarzystwie czterech fregaty, musiał się nieznacznie wycofywać, w związku z ostrzałem prowadzonym przez wrogi pancernik. System celowniczy bezbłędnie podświetlił wrogą jednostkę i wszystkie rakiety jakie tamci wystrzelili. Porucznik szybko przemyślał taktykę jaką chce podjąć ich admirał. Z tego co widział wróg miał tylko jeden statek, co pozwalało spokojnie wygrać ze względu na przewagę jaką dysponowali. Jednak coś było tu nie tak, jeden samotny pancernik nie wiele zdziała, nawet pomimo siły ognia jaką posiada. Z pewnością w okolicy musiały znajdować się inne jednostki, czekające tylko na to, że dowódca "Gymiru" połknie przynętę i postanowi zaatakować pojedynczego wroga. Zgodnie z Ja'antianowymi przemyśleniami, szwadron statków wystrzelił w przestrzeń sieć czujników i pozostawił pole minowe, w nadziei, że wróg się na nie natknie podczas pogoni. Okręty sojusznicze w symulowanym odwrocie oddalały się od wroga. Ten jednak nie napierał. Czyżby zwietrzył podstęp? A może właśnie dali się wpakować w jego pułapkę, skupieni na jednym przeciwniku zbyt mocno, nie zauważyli po prostu podlatujących na dyscyplinie emisji innych statków? Cokolwiek wróg planował, porucznik nie mógł tego od razu rozgryźć, jakby coś pominął, drobny szczegół. Z drugiej strony to nie było jego zadanie, on miał się zając swoimi ludźmi i oczekiwaniem na rozkazy, a później jak najlepszym ich wykonaniu.
Nim się jednak spostrzegli, zza jednej z asteroid wyłonił się krążownik przeciwnika, który w krótkiej salwie rozstrzelał przyboczną fregatę "Stratos", grzebiąc tym samym pięćdziesięciu marynarzy. Pancernik zareagował najszybciej jak się dało wystrzeliwując salwę w stronę nowej maszyny. Nowy okręt odpowiedział na to parasolem antyrakiet. Mostek okrętu flagowego wydał kolejne rozkazy zmieniające szyk szwadronu. Skrzydłowe fregaty przeszły na tyły, chroniąc pancernik przed salwami pocisków pierwszego wroga, tym samym kryjąc się za większym kolegą. Atak nie ustawał, fale rakiet leciały na przemian z każdej strony, mostek nadal milczał w temacie rozkazów dla myśliwców. W tym czasie wrogi pancernik zwiększył ciąg i zaczął przyspieszać w stronę otoczonej eskadry. Sytuacja zdecydowanie nie należała do najlepszych. Pozostawione wcześniej pole minowe okazało się teraz przydatne. Dwadzieścia rakiet pomknęło w stronę nieostrożnego przeciwnika z niewielkiej odległości, jednak systemy walki punktowej w mgnieniu oka zadziałały niszcząc tyle rakiet ile się dało. Ostatecznie z dwudziestu, aż siedem zaliczyło trafienie. Porucznikowi siedzącemu w kokpicie Caryna, trudno było określić jakie straty poniósł przeciwnik. Komputer pokładowy pokazywał tylko szczątkowe dane.
Okręt flagowy wraz ze strażą tylną zbliżał się nieubłaganie do felernego krążownika. Wymiana ognia pomiędzy dwoma okrętami nie ustawała. Admirał wybierał pomiędzy złym a gorszym, nie wiedząc które jest które. Pancernik posłał jednej pocisk z głównego działa, który wywołał mocną falę na barierze przeciwnika. Wróg jednak nie stał bezczynnie, włączywszy główny napęd, bez dyscypliny emisji, rozpędził się wlatując za kolejne asteroidy. Utrudniło to zdecydowanie celne trafianie i wydłużyło czas oczekiwania na możliwość działania dla myśliwców.
Tym czasem kolejna fregata, "Hati", została rozniesiona w pył przez wciąż podążający za nimi wrogi pancernik. Sytuacja z trudnej przerodziła się w tragiczną. Nie dość, że eskadra "Gymiru" traciła przewagę, to na dodatek przybliżała się do przegrania bitwy. Ja'antian nie wiele miał też teraz do zrobienia, oprócz wspierania sojuszniczego G.A.R.D.I.A.N.a. Wcześniej symulowany odwrót, stał się rozpaczliwą próbą ucieczki. Admirał popełnił kilka błędów, które teraz decydowały o losach żołnierzy. Może gdyby zdecydował się podejść do samotnego przeciwnika, dałby radę pokonać go ze wsparciem fregat? Może, gdyby nie skupiał się tak na tym jednym punkcie, dostrzegłby ukrywający się krążownik? Teraz takie gdybyania nie miały sensu, zbliżał się koniec i trzeba było się mocno postarać, żeby go odgonić. Minuty mijały, a szwadron pod dowództwem "Gymiru" tracił kolejne jednostki, aż pozostał ostatni okręt flagowy, zbyt słaby żeby sobie poradzić, lub choćby uciec, zbyt dumny by się poddawać. Okręt walczył do końca wraz z krążącymi eskadrami myśliwców, starających się nadrobić przewagę przeciwnika, ostrzeliwując go torpedami, w nadziei, że lasery wszystkich nie wyłapią.
Po długiej, trwającej dwie godziny i szesnaście minut bitwie, "Gymir" przegrał.
W momencie trafienia przez laser myśliwiec odłączył napęd. Kiedy ucichły wszystkie strzały komputer pokładowy wypluł komunikat o wyniku starcia. Czerwony napis przegrana nie napawał Ja'antiana pozytywnie. Chwilę później całe zasilanie powróciło i Caryn mógł wrócić do brzucha swojego okrętu.
ObrazekObrazekARMOR ~ THEME ~ VOICE ~ NPC Pochłaniacze ciepła: 5 | W magazynku M-3: 15/15
Ja’antian Actthan
Awatar użytkownika
Posty: 125
Rejestracja: 19 sie 2015, o 17:46
Miano: Ja'antian Actthan
Wiek: 36
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianie
Zawód: Pilot myśliwca Siódmej Floty Turian, Porucznik Sz.
Postać główna: Zed'terco Galick
Lokalizacja: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt
Kredyty: 21.565

Re: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt

5 kwie 2018, o 19:43

Wyświetl wiadomość pozafabularną
- W tył, rozejść się - krzyknął dowódca, po czym wszyscy, jak jeden mąż, zasalutowali i wykonali rozkaz. Idealne zsynchronizowanie podczas wielu godzin musztry zaowocowało jednym trzaskiem butów wielu o kompozytową posadzkę.
Odprawa i sprawozdanie po ćwiczeniach nie trwała długo. Dowódca, Arethus Rel'en, podsumował co zrobiły obie drużyny, jakie popełniły błędy i jakie kroki muszą poczynić, żeby te błędy naprawić. Nie było oczywiście żadnej kary za przegranie bitwy, oprócz kiepskiego humoru do końca dnia, a ten tak szybko nie zamierzał nadchodzić.
Oddziały rozchodziły się w swoich kierunkach. Marynarze zmierzali do własnych kajut, lub do mesy, gdzie chcieli się chwilę odprężyć. Ja'antian jako porucznik sztabowy i lider eskadry Orion miał jeszcze trochę do zrobienia. Papierologia była zawsze najgorszą częścią w jego mniemaniu. Opis przebiegu bitwy, sprawozdanie na temat sprzętu, ogólna ocena eskadry, personalne oceny każdego z pilotów. Dla niego było to tylko lanie wody i marnowanie czasu, który można było poświęcić na cokolwiek innego, dla dowództwa jednak miało to znaczenie. Takie dane mogły trafić do katalogu manewrów sekcji taktycznej.
Turianin przeszedł przez kilka korytarzy, wymijając innych i odmawiając kilku propozycją wspólnego wypoczynku. Starał się to robić grzecznie, ale nie zatrzymując się przy tym. W końcu im szybciej zacznie, tym szybciej skończy. Po wejściu do kajuty i zamknięciu drzwi, ściągnął pancerz. Klamra po klamrze, trok po troku i ostatecznie druga skóra trafiła na wieszak. Przeszedł następnie do łazienki, żeby opłukać z siebie cały pot. Wymyty ubrał się w codzienne ubranie, tym razem czarna koszulka i bojówki, również czarne. Wykonując kilka kliknięć przesłał nagranie z własnego pojazdu do komputera, żeby je na spokojnie obejrzeć i dołączyć do raportu. Westchnął głęboko i nie zwlekając dłużej przystąpił do pisania sprawozdania.
Słowa kiepsko układały mu się w zdania. Często wycinał fragmenty, żeby później napisać je w niezmienionej formie. Starał się sklecić jakiś przynajmniej podrzędny tekst, co jednak nie bardzo mu szło. Wielokrotne pisanie tego samego nie przynosiło żadnych efektów, oprócz narastającej frustracji. Po dwu godzinnych męczarniach odpuścił sobie.
Kolejnych kilka kliknięć zminimalizowało edytor tekstów i włączyło nagranie z bitwy. Ja'antian wpatrywał się w skupieniu, analizując przebieg całości. Starał się rozłożyć ją na najmniejsze cząstki na jakie był w stanie. Krok po kroku zastanawiał się co jego dowódca zrobił źle, czy było coś jeszcze oprócz tego co usłyszał na odprawie? Analizował również swoje rozkazy, próbował rozstrzygnąć czy były one dobre i co by było gdyby wydał inne. Postanowił wysłać zapytanie do taktyków o możliwe rozwiązania konfliktu. Wstukał w klawiaturę tekst i na chwilę się zawahał nad przyciskiem "wyślij". Przejrzał wszystko jeszcze raz, po czym przesłał plik. Na odpowiedź nie musiał długo czekać, w zaledwie kilkadziesiąt sekund później komputer wydał z siebie dźwięk informujący o przyjściu wiadomości. Zaczął przeglądać wiersze różnych możliwości, próbując sobie wyobrazić jakby wtedy wyglądało starcie.
Zanim jednak doszedł do połowy, rozległo się pukanie. W pierwszej chwili nie zrozumiał co się dzieje, ale kiedy osoba stojąca na zewnątrz zapukała jeszcze raz poderwał się z siedzenia i podszedł, żeby przywitać gościa, w międzyczasie wygaszając ekran komputera i odblokowując blokadę przy pomocy omni-klucza. Śluza przemieliła na spokojnie wysłane zapytanie, po czym komputer sterujący rozsunął z charakterystycznym sykiem drzwi. W progu ukazał się Septian, zastępca Antiana.
- Pomyślałem, że przyda Ci się chwila odpoczynku, więc wpadłem - nieznaczny uśmiech pojawił się na twarzy gościa. - Przyniosłem też coś - Septin wyciągnął zza pleców lewą rękę z dwoma napojami o niebieskim zabarwieniu, pochodzącymi z Thessi.
- Miło ze przyszedłeś - przełożony uśmiechnął się. - Wejdź - Actthan odsunął się na bok wpuszczając podwładnego. Ten wszedł, rozglądając się po pomieszczeniu, położył butelki na biurku, po czym usiadł rozluźniony na pryczy.
- Zacząłeś już coś pisać? - drzwi zasunęły się na nowo z sykiem, mechanizm zamka przemielił polecenie właściciela i następnie zmienił kolor z zielonego na czerwony, obwieszczając wszystkim, że drzwi są zamknięte i najpierw trzeba pukać. Porucznik usiadł wygodnie na swoim fotelu,opierając się bokiem na oparciu.
- Mhm - Antian mruknął tylko w odpowiedzi. - Jak sam kiedyś będziesz takie rzeczy pisać, to zrozumiesz jak to jest uciążliwe - skrzywił się.
- Pozostaje mi chyba tylko patrzeć na twoją zgorzkniałą twarz i się domyślać - szelmowski uśmiech pojawił się na twarzy podwładnego.
- Zobaczymy jak tobie pójdzie - Porucznik zmrużył oczy, jednak drobny uśmiech przemknął przez jego usta. - Jak na ten moment porzuciłem próbę sklecenia tego i zająłem się przeglądaniem nagrań - lekkim ruchem głowy wskazał na monitor komputera, po czym odwrócił się w tamtą stronę. Paroma kliknięciami wywołał po raz kolejny nagranie i przewinął je do momentu, który wcześniej zauważył. Stopklatka wyświetlana na ekranie pokazywała odległy jeszcze wtedy pancernik przeciwnika. Na pierwszy rzut oka na obrazie nie było nic ciekawego, ot odsłonięty pancernik i właśnie to był punkt.
- Przeciwnik zaryzykował wykrycie swojego okrętu liniowego tylko po to, żeby ukryć marsz pozostałych na nasze tyły.
- Że też wtedy na to nie wpadliśmy, ciekawe jakby wtedy wyglądało starcie - Septian pokręcił głową.
- Z tego co słuchałem na ogólnym to stary myślał, że to będzie pułapka, ale spodziewał się, że okręty będą ukryte bliżej matki. - Actthan sięgnął do jednej z butelek jakie przyniósł gość. Odkręcił zakrętkę i upił kilka łyków. Chłodny płyn spłynął powoli gardłem turianina, pozostawiając w ustach przyjemny, owocowy posmak.
- Ten drugi... Jak mu tam? Jallen? Jakoś tak. - Zastępca machną niedbale ręką. - Wymyślił sobie ładny podstęp. - Uśmiechnął się z uznaniem do przełożonego.
- Ale przy tym jaki ryzykowny - Antian spojrzał z dezaprobatą na Kasamara. - Takie coś mogło się udać jedynie przez niedopatrzenie nawigatorów - porucznik przeniósł z powrotem wzrok na monitor, jakby nie dowierzając, że plan przeciwnika zadziałał.
- No ale się udało, przez co przegraliśmy - pilot eskadry Orion uniósł jedną brew i skrzywił się nieznacznie. - Chociaż my robiliśmy tyle ile mogliśmy - wzruszył ramionami, po czym sięgnął po drugą butelkę, którą również odkręcił i wypił trochę. - A przynajmniej tak mi się wydaje.
- Więcej byłoby raczej trudno, taka mała eskadra jak nasza nie zmieni losów całej bitwy - uśmiechnął się ironicznie. - Lepiej się chyba nie dało. - Actthan upił kolejny łyk, po czym wpatrywał się przez moment w sufit.
- Ciekawe jak akcja podobała się naszemu gościowi - Septian przyłożył szyjkę butelki do ust i przechylił. Słowa jakie wypowiedział zwróciły uwagę porucznika, który natychmiast wyrwał się z zamyślenia i spojrzał ze zdziwieniem na znajomego.
- Jak to "gościowi"? - powiedział tak jakby nie rozumiał właśnie wypowiadanych słów. - Jakiemu gościowi? Mieliśmy gościa?
- A no tak, gościa - podwładny zmrużył oczy i pokiwał głową z politowaniem. - Jeden z moich kontaktów przekazał mi wiadomość, że jesteśmy obserwowani przez kogoś obcego - starał się mówić możliwie jak najbardziej mentorskim głosem. Wciągnął przy tym nogi na pryczę siadając po turecku i prostując plecy. - Jakiś wysoki z "dwójki", nie udało mi się ustalić czego chciał, ale z tego co wiem będzie tu jeszcze przez pewien czas, w którym mogę się dowiedzieć o co mu chodzi. - Spojrzał na swojego dowódcę lekko przechylając głowę.
Ja'antian nie odzywał się przez chwilę, wpatrywał się tylko w przestrzeń przed sobą, starając się zrozumieć o co może chodzić "dwójce". Wydawało mu się to dość dziwne, że obcy oficer, z Drugiej Floty Turian, zwanej przez marynarzy "dwójką", postanowił oglądać ćwiczenia innej floty. Jak powszechnie wiadomo, druga jest flotą typowo nastawioną agresywnie, biorą udział w poważniejszych misjach z o wiele wyższym poziomem zagrożenia, są głównie wykorzystywani do wydawania wojen. Co w takim razie taki drapieżnik jak oficer z "dwójki" może chcieć od takich owieczek z "siódemki"? Raczej to nie jest tak, że po prostu przyszedł popatrzeć, bo nudził się u siebie, za tym musiało stać coś więcej, tak samo jak za odsłonięciem pancernika...
ObrazekObrazekARMOR ~ THEME ~ VOICE ~ NPC Pochłaniacze ciepła: 5 | W magazynku M-3: 15/15
Ja’antian Actthan
Awatar użytkownika
Posty: 125
Rejestracja: 19 sie 2015, o 17:46
Miano: Ja'antian Actthan
Wiek: 36
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianie
Zawód: Pilot myśliwca Siódmej Floty Turian, Porucznik Sz.
Postać główna: Zed'terco Galick
Lokalizacja: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt
Kredyty: 21.565

Re: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt

10 kwie 2018, o 18:13

Łyk gorącego napoju o mało przyjemnym smaku spłynął gardłem turianina. To co wszyscy nazywali kawą i zazwyczaj chętnie pili rano, żeby zyskać trochę energii i pobudzić się przed pracą, w wojsku działało podobnie, jednak nie należało do tak smacznych jak zwykła kawa i nie pił tego każdy. Z faktu, że biotyka nie była łatwą sztuką i bardzo wyczerpywała, osobą które się nią posługiwały zawsze rano podawano napój kawopodobny, który miał bardzo dużą wartość energetyczną, dlatego też Ja'antian popijał taki napój codziennie rano, od dwudziestu jeden lat. Dla jednych mogło to być dużo, dzień w dzień to samo, dla innych nie miało to znaczenia. Antian była na swoje szczęście jedną z tych osób, które nie miały problemu z monotonicznością, może też z powodu, że zawsze potrafił się dogadać z kuchnią, żeby jakkolwiek wzbogacili smakowo jego śniadanie.
Porucznik spojrzał na resztę swojego oddziału. Eskadra jadła w ciszy, pomimo, że cała reszta sali tętniła życiem. Widać było po nich, że wciąż mają kiepski humor po przegranej dnia wczorajszego. Tak samo jak i jemu samemu, trudno się było im z tym pogodzić, bo może nie należeli do najlepszych to zdecydowanie byli ambitni i nie chcieli tak łatwo przyjmować porażki. Tak samo jak i on, wiedzieli, że muszą się poprawić. Determinacja widocznie z nich emanowała. Całe śniadanie spędzili w ciszy nie wypowiadając ani jednego słowa, prócz przywitania.
Po zjedzeniu i przebraniu w stroje sportowe, przeszli do siłowni, która znajdowała się na stacji. W środku znajdowało się kilka bieżni, trochę ciężarów i parę innych maszyn do budowania masy mięśniowej i utrzymywania kondycji. Ćwiczenia od zawsze były ważne w wojsku, już od niepamiętnych czasów, a odkąd zaczęto podróżować między planetami stały się jeszcze ważniejsze, ze względu na liczne zmiany grawitacji i innych parametrów, które zdecydowanie utrudniają przyzwyczajenie organizmu do jednych warunków. Wojskowi, czy to piloci, marynarze, piechociarze, czy kierowcy, wszyscy oni starali się jak najczęściej zaglądać do tego miejsca, tak samo eskadra Orion ze względu na brak szczególnych rozkazów od dowództwa, podążała, ustalonym wcześniej, podstawowym planem dnia.
Już na miejscu zaczęli nieco trudniejszy trening niż przeważnie. Podnieśli sobie przysłowiową poprzeczkę. Tym razem zamiast podnosić te same ciężary co zawsze, łapali się o dwadzieścia kilo więcej, zwiększyli sobie również obciążenie na bieżni i rowerze stacjonarnym. Wszystko po to, żeby zrekompensować porażkę. Przez bite dwie i pół godziny wyciskali z siebie siódme poty, starając się robić wszystko sprawniej, szybciej i silniej. Nadal niewiele mówili, skupiali się na wykonaniu ćwiczeń perfekcyjnie. Z jednej strony dowództwo nie daje kar za przegranie ćwiczeń, ale to pewnie dlatego, że każdy turianin wie co ma zrobić, żeby następnym razem się poprawić. Nikt z przegranej drużyny nie mógł sobie odpuścić ćwiczeń, myśląc o tym, że gdy stanie się lepszy, jego oddział stanie się lepszy. Turiańskie przeszkolenie i dyscyplina. Każdy z nich został tak wręcz wychowany, żeby się doskonalić, więc nie było dziwota, że starają się bardziej niż zwykle, mieli to po prostu we krwi.
Po skończeniu pierwszej partii ćwiczeń, poszli planowo się przebrać i zmyć pot. Przerwa nie trwała długo, najwyżej dziesięć minut, nie mieli podczas niej możliwości faktycznego odpoczynku, mogli co najwyżej coś chwycić do picia, lub przegryźć coś. Ja'antian w swojej kajucie spojrzał jedynie na komputer z jeszcze niewysłanym raportem, ale nie miał teraz czasu na wysyłanie go, zwłaszcza ze względu na to, że pismo nadal wyglądało jak gniot i raczej parę minut przy nim zbytnio nie pomoże w uratowaniu sytuacji. Dlatego sprawnymi ruchami wzuł na siebie pancerz, zaczepił do pasa pistolet z amunicją ćwiczebną i czym prędzej wybiegł na miejsce zbiórki, które sam wyznaczył.
Zgodnie z oczekiwaniami reszta oddziału również zbliżała się na miejsce, przez co dowódca nie musiał czekać więcej niż dwudziestu sekund, żeby wszyscy znaleźli się na zbiórce. Rzucił krótką komendę "baczność", za raz po niej "spocznij", oraz "kolejno odlicz". Zwyczajna formalność, którą wypadało wypełnić. Piloci jednak nie marudzili i posłusznie wykonywali polecenia.
- Na dziś, zgodnie ze wczorajszą zapowiedzią, zrobimy ćwiczenia na symulatorze - ogłosił przełożony do ustawionych z linii żołnierzy. Ja'antian zaplótł ręce za plecami i wydął pierś, przechodząc powoli przed frontem oddziału. - Przewidziałem dla nas dwa scenariusze, które oczywiście wysłałem wcześniej do taktyków, żeby ułożyli całość - zmierzył swoich podwładnych wzrokiem, wszyscy oni patrzyli hardo przed siebie i uważnie słuchali. - Pierwszy odbędzie się na stanowiskach VR, walka nad powierzchnią planety. Przesyłam wam dane na ten temat - po kilku kliknięciach w omni-klucz, pozostałe urządzenia odpowiedziały równym piknięciem informując o otrzymaniu wiadomości. - Na drugi natomiast wyjdziemy na zewnątrz, gdzie inna grupa ma swoje ćwiczenia, postaramy się im przeszkodzić. Wszelkie dane na ten temat również znajdują się w pliku, na końcu - porucznik zatrzymał się w miejscu i jeszcze raz zlustrował pilotów, który w tym momencie zajęci byli pobieżnym przeglądaniem danych. Odczekał parę chwil, żeby mieli czas na zapoznanie się ze wszystkim, po czym dodał - są jakieś pytania?
- Ja mam jedno - Quintentos nieznacznie podniósł rękę, jednak nadal był zapatrzony w linijki tekstu. - W temacie tego drugiego scenariusza, wróg wie o naszej obecności? - Red ostatecznie podniósł wzrok na dowódcę z pytającym wzrokiem.
- Spodziewają się przeciwników, ich dowódca przekazał im, że mogą liczyć się z oporem, jednak nie informował ich o ilości, jak i czasie, lub miejscu naszego ewentualnego ataku - Antian starał się rzeczowo odpowiedzieć na pytanie i tyle co wiedział, nic ponad to.
- A co z bronią? - tym razem podjął Marine. - Mamy dostęp do arsenału i tamtych pukawek?
- Udało mi się wyperswadować od starego jedynie kilka granatów, parę min i po maszynowej na łebka z trzema pochłaniaczami na ćwiczebną amunicję - Actthan skrzywił się delikatnie na myśl o tak małym wyposażeniu, jednak coś to zawsze nie nic. Niestety nie wiele więcej dało się już zrobić, trzeba było sobie radzić z tym co jest.
- Niezbyt wiele - mruknął zdecydowanie niezadowolony Joraetrus. Trudno się było mu dziwić w końcu zgodnie z raportem oddział przeciwnika był dwukrotnie większy. Dobre chociaż to, że mieli możliwość użycia min, to już dawało jakąś sensowną przewagę na zastawienie pułapki.
Po kolei zaczynały gasnąć następne omni-klucze. Pomarańczowy blask tracił na jasności, aż ostatecznie poświata całkiem zanikła. Wszyscy zapoznali się z raportem, przejrzeli uważnie dane pogodowe i wydane rozkazy. Nikt więcej nie wyglądał na takiego coby chciał zadawać pytania, scenariusze wydawały się proste. Co mogło być trudnego w przelocie patrolowym nad powierzchnią lasów deszczowych, gdzie pod pokładem teren zajęty miał być przez stacjonujące tam gethy? Nie raz wykonywali takie zadania, lub scenariusze, raz nawet brali udział w takiej misji, lecz zamiast gethów byli tam bandyci. Wszystko wydawało się im jasne, co w pewien sposób ucieszyło Ja'antiana. Nie chodziło oczywiście o to, że nie chciał im tłumaczyć, a o to że wolał, żeby sami już to wiedzieli.
Nie czekając dłużej, padła znowu komenda "baczność". W chwilę później dowódca przekazywał komendę "w lewo zwrot", oraz ''za mną marsz" i drobna, pięcioosobowa kolumna ruszyła sprawnym krokiem w stronę stanowisk rozszerzonej rzeczywistości, gdzie mieli zadanie do wykonania.
ObrazekObrazekARMOR ~ THEME ~ VOICE ~ NPC Pochłaniacze ciepła: 5 | W magazynku M-3: 15/15
Ja’antian Actthan
Awatar użytkownika
Posty: 125
Rejestracja: 19 sie 2015, o 17:46
Miano: Ja'antian Actthan
Wiek: 36
Klasa: Strażnik
Rasa: Turianie
Zawód: Pilot myśliwca Siódmej Floty Turian, Porucznik Sz.
Postać główna: Zed'terco Galick
Lokalizacja: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt
Kredyty: 21.565

Re: [Argos Rho > Feniks] Stacja Szczyt

18 cze 2018, o 22:38

Gąbka delikatnie przylgnęła do twarzy, izolując w ten sposób oczy od innych świateł niż te wyświetlane na ekranach. Ja'antian rozparł się wygodnie w fotelu symulatora do złudzenia przypominającego ten z prawdziwej maszyny. Chwilę później wnętrze gogli rozbłysło informacją o ładowaniu programu. Pasek w szybkim tempie przesunął się od lewej do prawej, aż osiągnął pełną gotowość. Program bez żadnych próśb potwierdzenia chęci włączenia go, zaczął wyświetlać wnętrze kokpitu, które porucznik dobrze znał. Trzeba przyznać, że graficznie gogle dawały dobry efekt, nie było widać zgrzytów, lub niedociągnięć, symulacja była wykonana na najwyższym możliwym poziomie.
- Jedynka, zgłaszam się - zakrzyknął do mikrofonu, żeby reszta oddziału wiedziała, że jego program już się wczytał. Parę sekund później z głośników dobiegły go głosy pozostałych. W tym czasie dowódca przeglądał dane jakie przygotowali mu taktycy. Przerzucał holograficzne wykresy pogodowe, wyświetlane płytki informacji geograficznych, oraz mapę.
Wedle deskrypcji znajdowali się na planecie o dużej gęstości atmosfery i ciepłym klimacie, oczywiście symulator zadbał również o oddanie tych warunków, nagrzewając kokpity do odpowiedniej temperatury. Florę można było porównać do ziemskich tropików, fauna jednak nie miała takich analogii. Zgodnie z raportem, nie było tu dużo komaro podobnych, ale dużo większych okazów drapieżników i równie dużo roślinożerców. Jedna z map przedstawiała rozlokowanie bazy sojuszniczej, oraz innych ośrodków wojsk turiańskich, ale także przypuszczalne pozycje żołnierzy wroga. Nałożywszy odpowiedine filtry Ja'antian mógł uprościć obraz zaznaczając tylko linię frontu i najważniejsze punkty. Dowódca mógł również przedstawić na mapie trasę przelotu, którą kilkoma kliknięciami wysłał do podwładnych.
- Rozpocząć procedurę startową - powiedział spokojnym głosem przełączając w tym czasie odpowiednie przyciski.
Kiedy wszystkie kontrolki zgasły, a komputer pokładowy zameldował gotowość do startu, Ja'antian włączył zapłon, na co maszyna zareagowała niemal natychmiast delikatnymi wibracjami na początku, które chwilę później zostały zniwelowane. Turinin zameldował reszcie eskadry swoją gotowość i po paru sekundach otrzymał podobne komunikaty od nich.
- Kurs 3-1-6-0, pułap patrolwy - dowódca rzucił w komlink, po czym sprawnym ruchem poderwał maszynę z ziemi.
- Jest 3-1-6-0, pułap patrolowy - piloci odpowiedzieli chórem, po czym przeszli do wykonywaina manewru.
Turbiny maszyn zawyły donośnie, kiedy każdy z nich zwiększył ciąg przepustnicy. Myśliwce podniosły się do lotu niczym drapieżne ptaki szukające zdobyczy. Dobrze wyszkoleni żołnierze ustawili się w formacji klin.
- Całkiem przyjemny byłby tu przydział - skomentował na ogólnym Septian. Dowódca mógł wręcz wyczuć jego pogodny uśmiech, pomimo że go niewidział z takiej odległości.
- Też bym nie narzekał - zawtórował z ożywieniem Joraetrus. Maszyny w tym czasie szły stabilnie ponad koronami gęstych drzew porastających planetę, a dokładniej jej symulację. - Pewnie i tak nigdy w taki miejsce nie trafimy.
- Za raz, że nie trafimy - żachnął się Red. - Ja trafię, Ty może nie. - Ja'antian spodziewałby się w tej sytuacji od Epiusa wydęcia warg. Myśliwce przemknęły nad kompozytową bazą polową, którą ledwo można było dostrzec okiem, nawet jeśli wiedziało się gdzie patrzeć. Płyty maskowania robiły swoje.
- To jak już będziesz, to prześlij pocztówkę - Kasanar zachichotał pod nosem. Dowódca spojrzał na radar, który jak dotąd wskazywał położenie jedynie sojuszników. - Co na to nasz porucznik? - nie trudno było wyczuć dyskretne oczko puszczone od zastępcy w stronę Ja'antiana.
- Pocztówka to może być mało - Actthan starał się zachować jak największy spokój w głosie. Nie wyszło mu to najgorzej, ale też nie najlepiej. Zadarte w dół dzioby maszyn wręcz dotykały czubków drzew nad pozycjami sojuszniczymi. - Co innego jeśli w załączniku byłoby kilka zdjęć, na przykład jakiegoś innego dowódcy, który popełniłby ten błąd i Cię przyjął - w słuchawce dało się usłyszeć kilka stłumionych chichotów.
- Jakiś na pewno by się znalazł - Quintentos na pewno wzruszył w tym momencie ramionami. - Inaczej nie nazywałoby to się wojskiem. - Po tych słowach zapadła cisza w eterze. Każdy z nich dobrze wiedział, że Epius, jaki by nie był, miał w tym jednym rację. Wojsko pełne było idiotów, co gorsze zdarzało się, że Ci idioci zajmowali wysokie pozycje. Wszyscy dobrze pamiętali lot nad Tuchanką podczas rebelii krogańskich, kiedy właśnie mieli nad sobą jednego z betonem zamiast mózgu.
Z radarów zaczęły znikać ikony sojuszników, pozostały tylko cztery punkty symbolizujące szfadron "Orion". Maszyny sunęły cicho nad polaną, starając się wychwycić sensorami cokolwiek, co można było uznać za wrogie. Jednak nic takiego się nie pojawiało. Ja'antian jak dotąd był zadowolony z pracy sekcji taktycznej.
- Kurs 5-3-7-2 - zakomenderował dowódca, po czym podwładni odpowiedzieli.
Piątka myśliwców, zgodnie z danymi jakimi dysponowali, wleciała w przypuszczalne pozycje wroga. Mimo to radary nadal milczały, nie wskazując żadnej żywej istoty, która mogła by być wrogo nastawiona.
- Nanoszę zmiany na mapę - odezwał się aksamitnym głosem Nel, pierwszy raz jak do tej chwili.
- Przyjąłem - Ja'antian skinął głową odruchowo, choć wiedział, że Lenyn i tak tego nie zobaczy. - Kurs 5-3-1-3.
Samoloty delikatnie wzięły zmianę kursu, kładąc się na jedno skrzydło. Actthan po raz kolejny spojrzał na zegar radaru i po raz kolejny nic nie zobaczył. Najwidoczniej musieli się przemieścić na wschodnie skrzydło frontu. pomyślał, lub całkiem zmienili pozycje na zupełnie inne. Analityczny umysł starał się wyliczyć prawdopodobieństwo na to kiedy natkną się na pierwszych przeciwników. Obliczenia zostały przerwane przez pisk radaru, na którym zaczynały pojawiać się nowe czerwone ikony oznaczające wrogie kontakty. Skanery maszyny działały na tyle skutecznie, że potrafiły określić, czy jest to piechociarz, czy jakiś ciężki sprzęt. Oczywiście system nie był idealny i czasem się mylił.
- Nanoszę - skomentował beznamiętnym głosem Nelick.
- W końcu coś - żachnął się Kasamar. - Zaczynało się robić nudno.
- Okaże się jeszcze, że mają p-lotkę i skończy się spacerek. - Gdyby w tym momencie stali obok siebie i rozmawiali, Epius wzruszyłby ramionami.
- Jak zwykle optymista? - zagadnął zastępca. Wrogie wojska jeszcze nie reagowały na intruzów, co mogło sugerować, że nic jeszcze o nich nie wiedzą. To był dobry znak. - Nie strzelają to jest dobrze.
- Może po prostu wciągają nas w zasadzkę? - odparł dość kąśliwie Red.
- Twój niezwykły optymizm raczej nam nie pomoże w takiej sytuacji. - odparował Sianar swoim głębokim głosem.
Systemy myśliwca informowały o kolejnych kontaktach. Te pokrywały się mniej więcej z tym co było w rozkazie. Wróg wprowadził kilka marginalnych zmian, które udało się zauważyć Ja'antianowi. Lenyn co chwilę meldował o zminach wprowadzanych na mapę.
Zwiad wydawał się przechodzić idealnie. Eskadra wykrywała wrogie kontakty, zapisując zdobyte dane, samemu pozostając niewykrytą. Jednak to nie pozwalało pilotom na chwilę odpoczynku, lub nieuwagi. Przez cały lot nad pozycjami wroga, ale również własnymi, musieli bacznie obserwować radar i jego odczyty, nie mogli sobie pozwolić na przeoczenie jakiegoś alertu, bo mogłoby to przesądzić nad ich życiem. Musieli więc założyć, że dopóki nie posadzą maszyn, dopóty nie będą bezpieczni.
Zgodnie z mapą myśliwce zaczynały zbliżać się do pozycji wojsk sojuszniczych, oraz do miejsca lądowania. Zostały im może dwa punkty do przelecenia, żeby się kierować w stronę bazy. Z jednej strony nie dużo, licząc z tym ile już przelecieli, z drugiej te mogły być gorsze.
- Baza wroga, oznaczam, 56,72-34,20 - powiedział w momencie, kiedy Actthan spostrzegł na skanerze właśnie taką sygnaturę. Chwilę później zawyły ostrzeżenia i panel główny myśliwca wykwitł purpurą. - Zostaliśmy wykryci, - stwierdził lakonicznie Nelick, gdyby ktoś nie zauważył.
- Rozproszyć się i oznaczyć cele, - zakrzyknął dowódca w mikrofon. - Trzymać się z dala od p-lotek.
Ja'antian zwiększył ciąg maszyny nie martwiąc się tym, że zostanie wykryty, bo przecież już i tak wróg o nim wiedział. Turbiny zawyły, kiedy myśliwiec wdrapywał się na coraz wyższy pułap. Na monitorze radaru, pozostałe myśliwce eskadry również wykonały swoje manewry oddalając się od siebie. Chwilę później komputer oznaczył pięć startujących maszyn wroga.
To były dosłownie ułamki sekund wydłużające się do kilkunastu sekund, kiedy mózg turianina obliczał najbardziej optymalną strategię starcia. Ja'antian pracował na zwiększonych obrotach wybierając i odrzucając kolejne pomysły. Komputer symulacji za pewne pokazywał teraz dla zewnętrznych obserwatorów zwiększone tętno, oraz zdecydowanie większy poziom adrenaliny. Jednak nie był to w żaden sposób stan niebezpieczny, a raczej taki do którego ciało Actthana było przyzwyczajone.
Wrogie myśliwce zaczęły się przemieszczać, zbliżając do eskadry, kiedy ta walczyła o życie unikając brawurowo ostrzału ziemia-powietrze dział przeciwlotniczych, rozstawionych już na pozycjach. Na całe szczęście nie były to wszystkie działa jakie się znajdowały na tym terenie, ponieważ część była jeszcze nie rozstawiona. Nie trzeba było długo czekać, aby wrogie maszyny związały ogniem turiańskie myśliwce, utrudniając im uniki.
Przecinające powietrze torpedy i wiązki akceleratorów masy zamontowanych na samolotach podnosiły jego i tak wysoką temperaturę. Huk wybuchów i świst silników zagłuszały rozkazy padające na powierzchni, przez co piechociarze musieli do siebie krzyczeć, żeby cokolwiek zrozumieć, jednak z perspektywy kokpitu było dość cicho. Pancerz oddzielał grubą zasłoną wnętrze od panującego na zewnątrz chaosu, co pozwalało pilotom na skupienie nie przerywane ogłuszeniem. Komputer pokładowy wyświetlał co chwila różne komunikaty, pokazywał na bieżąco wysokość, ciśnienie i inne parametry, sztuczny horyzont skakał jak oszalały. Mimo to Ja'antian w spokoju przerzucał okna komend, wpisując w niektóre polecenia, bez problemu panując nad własną maszyną. Dowódca podawał co chwilę rozkazy do podwładnych i odpowiadał na ich zawiadomienia. A walka trwała.
- Zestrzelenie! - zakrzyknął triumfalnie do komlinka Epius, co chwilę później potwierdził komputer wyświetlając teraz o jedną maszynę mniej i wypluwając odpowiedni komunikat.
Sytuacja szwadronu "Orion" rysowała się teraz w nieco lepszych barwach. Tym zestrzeleniem zyskali przewagę jednego wolnego myśliwca, który w żaden sposób nie jest związany walką, przez co może wspomagać innych skutecznie eliminując wrogie maszyny. Jednak problemem pozostawały wciąż strzelające p-lotki, których ognia nie dało się unikać w nieskończoność. W końcu jakiś mniej lub bardziej szczęśliwy pocisku musiał dopaść którąś z maszyn turiańskiej eskadry.
Po kolejnych minutach starcia po czole dowódcy zaczynały spływać pierwsze krople potu. Pomimo, że wiedział, że nie jest w sytuacji zagrożenia zdrowia, lub życia, organizm reagował w ten sposób. Nie dało się z tym nic zrobić, była to zwykła podświadoma reakcja, za pewne związana z podnoszącą się temperaturą ciała.
- Dostałem, uszkodzenie prawego skrzydła, wraz z wyrzutnią rakiet na nim! - wykrzyknął w słuchawce Sianar.
- Kasamar, uszkodzenie dyszy silnika. - Zastępca ewidentnie stłumił przekleństwo w ustach.
- Actthan, przyjąłem, kurs 4-2-6-3, - odkrzyknął trochę zbyt żywiołowo dowódca - uciekniemy ziemi.
Zgodnie z rozkazem, eskadra zaczęła powoli oddalać się od stanowisk przeciwlotniczych, których zaczęło przybierać na ilości w ciągu starcia. Myśliwce wykonywały piękne piruety w powietrzu, co dla obserwatora nie znającego się na lataniu, mogło wydawać się łatwe.
"Orion" już nad swoimi pozycjami przejął na nowo inicjatywę starcia. Teraz przewaga jednego myśliwca była istną przepaścią. Jeden wolny samolot w sytuacji ponad własnymi terytoriami dawał na prawdę dużo. Piloci oczywiście to wykorzystali, zmuszając wrogów do działania na swoich maksymalnych osiągach. Turianie dawali przeciwnikom bardzo mało miejsca do manewrów, zasypując gradem pocisków, tych z powietrza, jak i tych z ziemi. Zubożała wroga eskadra jednak nie dawała sobą tak łatwo pomiatać, pokazała swoją lepszą stronę poważnie uszkadzając myśliwiec Epiusa, co ten oczywiście zgłosił z lekką paniką w głosie. Na szczęście nie doszło do straty jednego członka oddziału "Orion".
Dowódca podał kilka kolejnych rozkazów, zmieniających taktykę, tak aby wykorzystać w pełni potencjał dział przeciwlotniczych. Zmiana okazała się słuszna, parę minut później kolejny z myśliwców wroga zaliczył kontakt z podłożem po wcześniejszym postrzale. Szala przechyliła się całkowicie na stronę turiańskiego dowódcy, tylko głupiec przegrałby w takiej sytuacji.
Wróg jednak widząc swą beznadzieję, postanowił się wycofać. Trzy pozostałe myśliwce, mające już kilka śladów walki, robiły zwroty i uniki, a wszystko teraz po to, żeby uciec zdrowo z opresji. Sprawa jednak nie była taka prosta jak im się wydawało. "Orion" miał znaczną przewagę w powietrzu, nie wspominając o tej na ziemi.
Ostatecznie jednak za sprawą dużego szczęścia, trzy pozostałe myśliwce wyrwały się ze szponów turiańskiej eskadry i wróciły do swoich. W tym czasie "Orion" odpuścił pościg, widząc, że to byłoby bezsensowne posunięcie, Actthan zakomenderował powrót do bazy.
Piątka zwycięskich maszyn sunęła pokiereszowana przez przestworza w kierunku końca symulacji. Eskadra wyglądała dumnie pomimo paru mniej lub bardziej poważnych uszkodzeń poszycia. Ja'antian ucieszył się w duchu ze skuteczności swojego oddziału. To był dość spory sukces, nawet pomimo faktu, że była to tylko symulacja. Symulacja na tyle dobra i na tyle skomplikowana, że wygranie można było uznać za taki sukces.
Myśliwce osiadły na płycie lądowiska. Ciche brzęczenie silnika ucichło, zastąpione zupełną ciszą. Kilka kliknięć w klawiaturę świetlną pozwoliło wysłać zebrane informacje dowództwu. To był koniec na dziś.
Biotyk ściągnął z oczu gogle i lepką od potu już gąbkę. Przetarł oczy leżącą nieopodal szmatką, po czym wyłączył program symulacyjny. Na ekranach przed każdym z kokpitów symulatora, wyświetlił się wynik ogólny drużyny zaklasyfikowany jako 82/100, oraz oceny poszczególnych pilotów, ze słownym opisem dobrych, jak i złych akcji. Wszystko to sterowane skomplikowanymi algorytmami. Actthanowi przypadł wynik 87/100, na co turianin lekko prychnął, nie przywiązując do niego większej uwagi.
Po skończonym treningu żołnierze mieli chwilę czasu na wzięcie szybkiego prysznicu, później mieli obiad.
ObrazekObrazekARMOR ~ THEME ~ VOICE ~ NPC Pochłaniacze ciepła: 5 | W magazynku M-3: 15/15

Wróć do „Galaktyka”