W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

20 wrz 2019, o 13:59

Vex
Tajny rzut MG
<10%
0

Irene
Tajny rzut MG
<30%
1

A<33<B<66<C
2
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

20 wrz 2019, o 14:48

Maya nie wyglądała, by choćby rozważała odwrócenie wzroku dla podziwiania widoku ponad nimi. Musiała dostrzec go wcześniej, zerknąć gdy śluza się otworzyła i mogli przez nią wyjrzeć, a może była tak skupiona na stojącym przed nim oddziale, że otoczenie poza zasięgiem jej teleportacji nie było w stanie skupić na sobie jej uwagi. Ostatnim razem gdy się widzieli, pocisk Reeda roztrzaskał się na jej napierśniku, łamiąc żebra i pozbawiając ją tchu, umożliwiając mu ucieczkę z Szanghajskiej fabryki.
Reed na twarzy miał maskę, nawet wtedy gdy nie przykrywał jej hełm. Jego zaskoczenie mogło być szczere, ale równie dobrze mogło być lekko ironicznym przywitaniem, którego natura zgubiła się gdzieś w szumie komunikatora, wydobywającego chłodne, metalowe brzmienie z nawet najcieplejszego głosu.
- Chasca jest planetą o wielu walorach - odparł spokojnie na zaczepkę Widma, wracając spojrzeniem do niego. - Niestety nie będzie wam dane ich zobaczyć.
Skinął głową, w pozornie nieskierowanym do nikogo konkretnego, ale specyficznym ruchu. Przedni szereg oddziału ruszył do przodu - trójka bezimiennych, bezgłosych mężczyzn stanęła z nimi niemal twarzą w twarz, gdy tamta dwójka zeszła z platformy na metalową powierzchnię lądowiska. Żadne z nich nie pchało się do śluzy, ale cierpliwość Reeda miała swoje granice i gdyby opierali się przed zejściem, jedna komenda więcej zmusiłaby ich do szturmu.
Dwójka z mężczyzn sięgnęła dłońmi do tyłu, chowając na magnetyczne zaczepy karabiny. Przy pasku każdy z nich miał przyczepione omni-kajdanki, które sprawnie znalazły się w ich rękach. Trzeci żołnierz, tak jak pozostali, trzymał swoją broń w gotowości, pomimo tego, że żadne z dwójki nie było uzbrojone.
Niebieskowłosa niemal od razu wyciągnęła ręce przed siebie, co nie było do niej podobne. Z nienawiścią wpatrywała się w Donovana, zupełnie nie dostrzegając oddziału w czarnych pancerzach, który stał teraz między nią a mężczyzną, którego Khouri nazwał psem na posyłki.
- Co planujecie z nami zrobić? - wyrzuciła z wzgardą, zaciskając i prostując palce gdy na jej nadgarstkach zacisnęły się pomarańczowe, połyskujące obręcze. - Dokończyć to, co zaczęliście w Szanghaju? To mogliście zrobić w każdej innej części galaktyki.
Chociaż wcześniej o tym wszyscy dyskutowali, Reed nie mógł tego wiedzieć. Granie nieświadomej tego, jak potężne zasoby otrzymał Castor w tej chwili, może i miało niskie szanse na powodzenie, ale w tej chwili mogli zyskać czas, a może i nawet odrobinę odpowiedzi.
Zarzucona przynęta była jednak zbyt sztuczna, a wbity w nią metalowy hak zbyt rzucający się w oczy, by tak doświadczona i stara ryba dała się na to nabrać.
- Nie powinnaś chować urazy za Szanghaj - odparł spokojnie, obserwując, jak druga osoba zakuwa turianina. Przez rękawice, skrępowanie objawiało się wyłącznie ciężarem na dłoniach, bez nieprzyjemnego chłodu kajdanek. - Ale przyznam, że liczyłem na zobaczenie pozostałej dwójki. Poróżniły was poglądy? - dodał, z tą samą niewinnością odpowiadając pytaniem na pytanie.
Kolejny ruch jego dłoni sprawił, że żołnierze ustawili się za nimi, dobywając z powrotem karabinów szturmowych, których lufy uderzyły w ich plecy, wymuszając ruszenie do przodu.
Pozostali członkowie oddziału poruszyli się, tworząc nową formację i dostosowując do nowej sytuacji, z Reedem znajdującym się stosunkowo niedaleko ich eskortowanej dwójki, ale dostatecznie chronionym, by nic nie mogli mu zrobić w odpowiednim czasie. W takim korowodzie, ruszyli do wielkich drzwi prowadzących do środka.


Chasca może nawet kiedyś znajdowała się na jego gwiezdnych mapach do sprawdzenia, choć szansa na to była nikła. Poza niesamowitym artefaktem na orbicie, planeta nie miała wiele do zaoferowania. Pasmo, w którym mogli przeżyć bez poruszania się w zamkniętym hermetycznie pancerzu było wąskie, a placówki na nim umieszczone prawie wyłącznie wydobywcze lub badawcze - mało atrakcyjne z punktu widzenia kosmicznego turysty. Ciężko byłoby postawić to miejsce obok miejsc, które mogli odwiedzać na Thessii, które zapierały dech w piersiach a przy okazji znajdowały się w cywilizowanej części galaktyki.
- Lubię czytać o tym, gdzie lecę - odpowiedział tylko, wzruszając lekko ramionami. - Udaję, że lepiej mnie to przygotowuje do zadania, choć większość z tego jest kompletnie bezużyteczna.
W tej chwili bardziej od informacji o tym co znajdowało się nad nimi bardziej przydałoby się wiedzieć, co znajdowało się pod nimi. Lód wydawał się stabilny, interfejsy Mako nie pokazywały żadnych błędów, ale otchłań pod nimi nie napawała pewnością.
Parsknął śmiechem, zerkając na panel radia. Niektóre piosenki pewnie mu coś mówiły, tak jak mówiły przeglądającej zawartość list Irene, ale w tej chwili był tak skupiony na jeździe jak tylko się dało i nie pozwalał sobie na rozpraszanie. Droga była prosta, ciężko było zboczyć, nawet gdyby skręcili odrobinę z trasy, ale otoczenie było zbyt stresogenne by pozwolić mu się rozluźnić i puścić na chwilę kierownicę.
- Rap o Jezusie chętnie bym pośpiewał - przyznał z udawanym żalem, kręcąc z niezadowoleniem głową. - W sam raz do tego, co oglądaliśmy ostatnio na Crescencie.
Jego ton głosu się nieco zmienił w trakcie wypowiadania tego zdania, jakby w miarę mówienia do głowy przyszedł mu pomysł lepszy od rapów lub romantycznych duetów, w których z pewnością poradziłaby sobie znacznie lepiej od niego. Uśmiechnął się szerzej, obracając się w jej stronę, z iskrą rozbawienia połyskującą gdzieś pod powierzchnią jego szarych tęczówek.
- Może kolędy? - zaproponował ze śmiechem, wybierając coś równie absurdalnego w jego oczach jak rap o Jezusie - przynajmniej patrząc na to z perspektywy miejsca, w którym się znaleźli. - Tylko nie takie, które potem będziemy mogli puszczać na Crescencie, żeby nie kojarzyły się z tą pieprzoną planetą.
Westchnął, mrużąc lekko oczy, jakby miało mu to pomóc w dopatrzeniu się czegoś w drodze przed nimi. Powierzchnia jeziora była jednak jednolita, odbijała światło padające z góry, nie załamując go w żaden specyficzny sposób w którymś z miejsc, co mogłoby sugerować przerwy lub dziury.
- Zastanawiam się... - zaczął, ale piknięcie z interfejsu mu przerwało. Nie przypominało tego, które wydawał z siebie komunikator na omni-kluczu, radośnie informując o nadejściu wiadomości - trzy kliknięcia nastąpiły po sobie agresywnie, szybko, a dźwięk był przenikliwy i nieprzyjemny dla ucha.
Na radarze pojawił się wykrzyknik, czerwony i żarzący się, po czym zniknął sekundę później, jak gdyby nic się nie stało.
Khouri zmarszczył brwi, sięgając dłonią do interefejsu by spróbować przywołać inny obraz otoczenia, które wychwytywały skanery Mako, ale teraz nie znajdywały niczego, a do logów nie mieli bezpośredniego dostępu.
- Dziwne - mruknął, a napięcie skutecznie wypędziło z jego oczu poprzednie iskierki rozbawienia. Odchrząknął, z powrotem zaciskając obie dłonie na kierownicy. - Zastanawiam się... - dodał, wracając do tego, co wcześniej chciał powiedzieć. - Jak gruba jest powierzchnia tego lodu. Czy pod nami w ogóle jest woda, czy jest całe zamarznięte, czy jest głębokie, czy płytkie... Nie wydaje mi się, żeby Etsy mogła to na skanerach dalekiego zasięgu wychwycić. Może niepotrzebnie się tak denerwujemy. Może pod nami nic nie ma - dodał, ostrożnie badając myślami te napawające nadzieją perspektywy.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

20 wrz 2019, o 20:16

Przesuwała palcem po tytułach, przewijając je w tę i z powrotem, choć w rzeczywistości nie miała za bardzo ochoty na muzykę. Może i faktycznie dźwięki z zewnątrz do nich nie docierały, ale Irene wolała, by poziom decybeli pozostał ten sam. Tak na wszelki wypadek. Czuła napięcie, choć nie panikowała już tak jak jeszcze piętnaście minut temu. Z punktu widzenia Nazira mogła wyglądać całkiem swobodnie, choć kto wie, może znał ją na tyle dobrze, by zauważać nawet te drobne sprzeczności w jej zachowaniu. Pochyliła się lekko, by lepiej widzieć co ciekawego zostało wgrane w system pojazdu.
Na propozycję kolęd również odpowiedziała parsknięciem śmiechem.
- Świetny pomysł, Nazir - stwierdziła z odrobiną sarkazmu w głosie. - Kolędy. Niestety tych też tutaj nie widzę. Mogłabym ci pośpiewać te nasze, francuskie, ale za mocno trzęsie.
Jechali po tafli lodu, więc z tym trzęsieniem odrobinę przesadziła, ale daleko jej było do faktycznego śpiewania. W końcu wybrała jeden z rockowych standardów, który znali wszyscy, a ona lubiła wyjątkowo mocno. Ustawiła, by odtwarzacz sięgnął potem do pozostałych utworów z albumu, a sama oparła się z powrotem i utkwiła wzrok w białej przestrzeni, widocznej przez przednią szybę. Nie wiedziała, czy trafiła w gust Khouriego, ale doszła do wniosku, że najwyżej będzie jej to wytykał tak samo, jak pechowo wybierane do tej pory vidy. Dzień jak co dzień.
Kiedy dźwięk ostrzeżenia przebił się przez muzykę, spojrzała na alert, ale ten zdążył zniknąć zanim udało się jej wyciągnąć z niego jakiekolwiek wnioski. Może i czuła się bezpieczniej tutaj, na powierzchni jeziora, nawet gdyby mieli wpaść do wody, niż ryzykując zejście lawiny, ale to nie znaczyło, że nie obawiała się komplikacji. Tylko czy te naprawdę musiały przychodzić? Nie mogli dla odmiany bez problemu dojechać do celu i dopiero tam martwić się o kłopoty?
- Musi być całkiem gruba, skoro opadliśmy na nią z całą tą kupą żelastwa, a ona się nie załamała - odparła. - Ciekawe, faktycznie. Jeśli jest strasznie zimno, pewnie jest zamarznięte całe. Wyświetla ci się gdzieś ile jest stopni na zewnątrz? - zerknęła na panel za kierownicą. - A może Chasca ma swojego potwora z Loch Ness gdzieś pod tą taflą. Zeżre nas zaraz i skończą się przygody - uśmiechnęła się do Khouriego, choć faktycznie wizja podwodnego stworzenia, na które zareagowały czujniki, była całkiem prawdopodobna. Wyciągnęła rękę do mężczyzny, opierając ją uspokajająco o przedramię jego zaciśniętej na kierownicy ręki. - Nie martw się. W najgorszym razie przebijemy mu głowę prętem.
Ona też nawiązywała do wspaniałych vidów, jakie oglądali. Obawiała się tak samo jak Nazir, a może nawet bardziej, ale przecież nie mogli siedzieć jeszcze przez ponad pół godziny w napiętym, zestresowanym milczeniu.
- Ale myślę, że niczego tam nie ma. Gdyby lód był zbyt cienki, nic by z tej trasy nie wyszło. Najgorszym, co nas tu spotka, będzie tylko czekanie, aż dotrzemy do celu.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

20 wrz 2019, o 20:53

Jego wzrok ślizgał się po nieprzeniknionym hełmie Reeda, próbując przebić barierę odgradzającą go od mimiki człowieka i jego myśli. Udawane uprzejmości i nieprzyjemna gra, której obydwaj znali wynik, były jednak jedynym na co mógł liczyć. Pomimo wymiany oszczędnych słów i mało zawoalowanych prób wyciągnięcia od siebie czegoś więcej, obydwaj wiedzieli w jakiej sytuacji się znajdują. I żadne z nich nie starało się zbyt bardzo udawać, że jest inaczej.
- Nie? Nawet celi z widokiem? Tylko kula w tył głowy? - odparł zdawkowo. Chociaż jakaś jego drobna i w tej chwili najmniej ważna część interesowała się czym Castor mógł zajmować się na Chasce i jakie badania prowadzić, tak nie potrafił się zmusić, żeby próbować to rozważać. Lustrzane odłamki tańczące po nieboskłonie i rozorana na dwa światy ziemia mogła skrywać nawet największe tajemnice, ale cała ta wiedza znajdowała się poza ich zasięgiem.
Gdy mężczyzna skinął do swoich podwładnych, a ci unieśli karabiny, Vex nie poruszył się. A przynajmniej nie od razu. Przesunął spojrzeniem po lufach skierowanych w ich stronę, pozwalając piaskowi przesypywać się przez palce. Co by się stało, gdyby jednak postanowili zacząć się teraz bronić? Pociski zaczęłyby rozbijać się o ich tarcze w uderzenie serca po tym jak wykonaliby gwałtowniejszy ruch, a potem powietrze przeszyłaby biotyka Mayi i jego wyładowania. Przez kilkadziesiąt sekund lądowisko wypełniałyby odgłosy eksplozji, wystrzałów i ciszy charakterystycznej tylko dla starć dwóch wyszkolonych jednostek, ale potem? Nawet gdyby wygrali, nawet gdyby jakimś cudem pokonali żołnierzy i zrzucili Reeda z urwiska, posyłając jego zblazowaną osobowość prosto w objęcia śnieżnej przepaści, rozkaz zostałby wydany. A między nim, a Steigerem stałaby cała baza.
Jego pancerz zazgrzytał, gdy po boleśnie długiej chwili zrobił krok do przodu, wychodząc spod czułej opieki Elpis; musnął palcami panel śluzy - częściowo po to by uruchomić proces zamykania jej za ich plecami, a częściowo niemal w geście pożegnania.
Poszycie lądowiska przywitało ich po zaledwie kilku krokach. Syk zamykanego wejścia towarzyszył niemal bezgłośnemu zgrzytaniu pancerzy żołnierzy Reeda, gdy ci zaczęli się do nich zbliżać i obchodzić ich dookoła, dobywając kajdanek.
- Khouri nie poświęciłby się pewnie nawet dla własnej matki, a co dopiero dla czyjejś - odparł chłodno na pytanie Reeda. Wizg aktywowanych kajdanek zgrał się z dodatkowym ciężarem na przedramionach, gdy bezimienny żołnierz skuł razem jego nadgarstki. Ograniczenie, którego się spodziewali, co wcale jednak nie poprawiało ich sytuacji. - Ale ty go znasz lepiej, w końcu dla ciebie pracował. To zdaje się być cecha obowiązkowa pośród twoich ludzi - dodał, napinając mięśnie szczęki i przesuwając wzrok na czarne sylwetki, które ich otaczały.
Uderzenie lufy w plecy było wystarczającym ponagleniem. Widmo stłamsił w sobie odruch jakiejś reakcji i ruszył powoli przed siebie.
- To nadal tylko biznes, Reed?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

24 wrz 2019, o 14:43

Irene
Tajny rzut MG
<50%
0

A<33<B<66<C
1

Vex
<10%
2
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

24 wrz 2019, o 16:16

Mężczyzna odchylił głowę na słowa Widma, ni to w zdziwieniu, ni w geście żalu. Jego stosunek do Khouriego wydawał się być obojętny - przynajmniej w taki sposób przedstawiał go sam Nazir. Polował na niego spokojnie, wiedząc, że któregoś dnia się potknie, że nie starczy mu sił i zrozumie, jak mało może w pojedynkę zdziałać. Jego wyrwanie s ię w ostatniej chwili, do czego przyczynili się pozostali, musiało wywrzeć na Reedzie jakieś wrażenie, a przynajmniej pozostawić niesmak w ustach.
- Nasze ścieżki zbiegły się w kilku miejscach na przestrzeni ostatnich lat - przyznał, stając przed drzwiami prowadzącymi do wnętrza bazy. - Według hierarchii, nigdy nie byłem jego zwierzchnikiem. Służyliśmy przez pewien czas razem - dodał, obracając głowę w kierunku Widma gdy potężna śluza zaczęła się rozsuwać. Choć wizjer jego hełmu zakrywał mu twarz, turianin mógł czuć na sobie jego spojrzenie. - Widzę, że tej historii ci nie opowiedział.
Korytarz, w którym się znaleźli, był szeroki, ale krótki. Do środka wpadało światło z zewnątrz, a odgłos uderzeń butów o metalowe powierzchnie odbijał się echem od czterech ścian.
- Zabiliście moją partnerkę. Pytasz, czy chciałbym odwdzięczyć ci się tym samym? - odpowiedział beznamiętnie, splatając dłonie za swoimi plecami. Jego ton głosu, nawet zniekształcony, nie sugerował uczuciowego znaczenia ich relacji, jedynie partnerstwo pracownicze. Stanął przodem do wyjścia i do nich.
Drzwi za nimi zamknęły się, pobudzając systemy stacji do działania. Światełka informujące o postępującym procesie normowania powietrza w środku połyskiwały, tańcząc na czarnych, gładkich pancerzach, malując świat cieniem i refleksem. Buczenie pracujących systemów podtrzymywania życia ustało po niecałej minucie, w trakcie trwania której nikt nie zabrał głosu.
Gdy zapadła cisza, śluza naprzeciw nich otworzyła się, ponownie wpuszczając do środka światło - tym razem jasne, ostre, padające z lamp umieszczonych we właściwym korytarzu we wnętrzu bazy, w którym się znaleźli.
W jasnej przestrzeni, turianin dostrzegł, że twarz Volyovej pociemniała, po słowach Donovana lub po wejściu do środka, a zmarszczone brwi zdradzały rosnące poddenerwowanie.
Znaleźli się w średniej wielkości, kanciastym pomieszczeniu, przypominającym posterunek ochrony. Przy samym wejściu znajdowało się biurko i spory skaner. Na biurku leżał komputer i holograficzna klawiatura - poza tym nic, nawet jeden datapad lub kubek z kawą. Skaner był bramą, przez którą należało przejść by dostać się dalej. Pod ścianami znajdowały się wysokie, zabezpieczone szafki, a na środku dwa, podłużne stoły. Nad nimi zawieszone były ekrany monitoringu, ukazujące lądowisko, to pomieszczenie i dwa inne, obce im korytarze. Po niektórych co jakiś czas przechodziła ludzka postać ubrana w cywilne ubrania lub opancerzony ochroniarz.
W pomieszczeniu znajdowała się ich trójka. Jeden siedział przy biurku, pozostali stali pod ścianami, z karabinami w dłoniach. Wszyscy, nawet ten siedzący, mieli na sobie pancerze, ale ich twarzy nie zasłaniał hełm. Mieli ociosane, lekko rumiane od panującego w środku zimna twarze. Poza tym nie wyróżniali się od jakichkolwiek innych żołnierzy Przymierza.
W pokoju znajdowały się trzy pary drzwi. Pierwsze, po lewej, podpisane były "Do A, L". Drugie, naprzeciwko nich, miały oznaczenie "Do A, L, T, S, Z". Trzecie, po prawej, nie miały podpisu.
Agresywne piknięcie ze strony skanera rozległo się wewnątrz gdy pierwszy z ochroniarzy, którzy ich eskortowali, przeszedł do środka. Czerwona ikona informowała o wykrytym sprzęcie, ale pozostali to zignorowali. Po nim, na zewnątrz przeszedł Reed, sięgając do zapięć swojego hełmu by go zdjąć, pozostawiając przed skanerem Vexa, Mayę, i ich trzyosobową obstawę - dwójka snajperów musiała zostać na zewnątrz i pilnować wejścia.
Donovan zdjął hełm z głowy, odgarniając potargane włosy do tyłu. W ostrym świetle stróżówki wydawał się mieć więcej zmarszczek na twarzy niż gdy widzieli się ostatnio.
Wyciągnął zachęcająco rękę w stronę niebieskowłosej i machnął, przywołując ją do siebie.
- Panie przodem - polecił, na co kobieta prychnęła, stojąc w miejscu póki uderzenie kolby karabinu szturmowego między łopatki nie zmusiło ją do ruszenia do przodu z cichym stęknięciem.
Alarm pisnął ostrzegawczo, pokazując mężczyźnie siedzącemu przy biurku wszystko, co kobieta mogła mieć do ukrycia.
- Omni-klucz, generator tarcz, pochłaniacze ciepła... - zaczął wymieniać znużonym głosem, podczas gdy za Volyovą drugi żołnierz przeszedł przez skaner i bezpardonowo sięgnął do przypiętego przy jej pasku generatora tarcz.
Odpiął go wraz z pochłaniaczami ciepła i omni-żelem, po czym rzucił te rzeczy na biurko. W przeciwieństwie do Reeda, czwórka jego podwładnych nie zdejmowała ze swoich głów hełmów - mogli tylko obserwować ciemne wizjery zarysowany wiatrem, pyłem lub lodem metal. Żadnej twarzy, na której dostrzegliby emocje, za którymi kryła się nagłość i porywczość ruchów.
Maya warknęła pod nosem, gdy złapał za zaczepy jej hełmu. Szarpnęła, sprawiając, że stojący najbliżej ochroniarz wyżej uniósł lufę swojego karabinu, ale z jej głowy koniec końców, siłą zdjęta została ochrona, odsłaniając pełną furii twarz i przyklejone do policzka, niebieskie włosy, które w wyniku szamotaniny wydostały się z upięcia.
- Implanty - odezwał się ponownie mężczyzna za biurkiem, gdy hełm spoczął na biurku obok całej reszty sprzętu. Spojrzał na Reeda i uniósł brwi w pytającym geście.
- Zawołaj doktor Zheng - poprosił Donovan, na co jego podwładny kiwnął głową, przełączając coś na swoim komputerze.
Reakcja była niemal natychmiastowa. Niepodpisane drzwi po prawej stronie otworzyły się, wpuszczając do środka nieprzyjemny zapach środków odkażających. Do środka wsunęła się niewysoka kobieta, azjatka o krótko ściętych włosach. Nie miała na sobie lekarskiego kitla tylko biało-czarny uniform, schludny i elegancki. Znad dekoltu, spod materiału wystawały tatuaże, które miała na swojej klatce piersiowej.
Nie miała nieprzyjemnej twarzy, ani nawet skrzywionej czy przesadnie obojętnej miny. Zmarszczki dookoła powiek zdradzały jej wiek, ale poza nimi, wyglądała na osobę młodą, ambitną, ale też stosunkowo ciepłą jak na lodową fortecę, w której pracowała.
Jedynym, co przypominało na jej widok o tym, gdzie się znajdowali, była reakcja ochroniarzy. Dwójka o wzroku skrytym za wizjerami natychmiast doskoczyła do Volyovej i złapała ją pod ręce, unieruchamiając ramiona i przytrzymując w miejscu wbrew jej głośnym protestom.
Lekarka, bądź naukowiec, nie zwróciła na ten gest uwagi.
- Tak, wiem - powiedziała lakonicznie, widząc spojrzenie Donovana, a może słysząc ich konwersację przez drzwi, lub system monitoringu. Nie spojrzała nawet w kierunku biurka czy skanu, który pojawił się na monitorze na nim leżącym, od razu jej wzrok przeniósł się ku Mayi. - Pójdziesz ze mną - poinformowała Volyovą, zupełnie tak, jakby dawała jej wybór do podjęcia, chodź w tej chwili kobieta miałaby problem by zaoponować.

Mako gładko posuwało się po zlodowaciałej powierzchni, pokonując kolejne metry wyznaczanej przez Etsy trasy. Pojazd był stosunkowo szybki na płaskiej nawierzchni, ale Khouri prowadził go ostrożnie, w niektórych miejscach zwalniając, w innych pozwalając sobie na przyspieszenie. Na razie mieli zaledwie dwie minuty opóźnienia, a zegary pokazywały, że pozostało im zaledwie trzydzieści minut jazdy - zaledwie było jednak nieadekwatne w tej sytuacji. Im dłużej znajdowali się na zewnątrz, na lodzie, nie wiedząc co jest pod nimi, tym zwiększało się ryzyko tego, że coś pójdzie nie tak. Nie wspominając nawet o tym, że w razie komplikacji po stronie Widma i Volyovej, nie będą w stanie im pomóc jeśli nie dotrą na czas.
- A szkoda - przyznał Khouri, uśmiechając się lekko. Temat ich rozmowy był lekki, nieco umilał pełną stresu i niebezpieczeństwa podróż. - Lubię twój głos.
Jazda nie nastrajała na słuchanie kolęd, a co dopiero na ich śpiewanie. Może coś lecącego w tle uspokajałoby żołnierza kierującego pojazdem, ale niekoniecznie pomagałoby Francuzce. Grube ściany szczelnie zamkniętego pojazdu wytłumiały wszystko, co działo się na zewnątrz, ale nawet i bez nich pewnie nie słyszeliby wiele. Chasca wyglądała z ich perspektywy na opustoszałą. Nawet piękny artefakt na niebie był zaledwie pozostałością po cywilizacji, której od dawna tutaj nie było. Na środku zamarzniętego jeziora, w pełnym opancerzeniu, z torbą broni przeznaczonych dla drugiej części ich zespołu, byli samotni jak palec. Ich potencjalny ratunek stał zadokowany na lądowisku bazy Castora, lub uwiązł po drugiej stronie Przekaźnika Masy, zmuszony do bierności.
Mimo własnego towarzystwa, ciężko było ignorować wrażenie samotności, które to miejsce potrafiło wywoływać. Strasząc szpiczastymi, ostrymi końcami wzgórz na horyzoncie i morderczą pogodą, przypominając o potrzebie sprawdzenia poziomu tlenu i paliwa w pojeździe, migoczącym na panelu sterującym.
- Powinniśmy zainwestować w sondy - westchnął Nazir, nieprzekonany słowami pocieszenia, które dla niego miała. Miłe tematy ustąpiły poważnym rozważaniom, na których końcu nie znajdowały się żadne przyjemne wnioski. - Skanery fregaty nie wiedzą przecież co może znajdować się pod ziemią. Nie sprawdzą gęstości i grubości lodu, nie zbadają tego z bliska. Odczytała kilka rzeczy i wytyczyła trasę - mruknął, zerkając ponownie na pulpit i czas podróży, który im pozostał.
Pomimo tego, że jechali już ponad dwadzieścia minut, otaczające ich góry wydawały się nie zmieniać swojego położenia ani o centymetr, jakby poruszali się w miejscu.
Milczał przez dłuższą chwilę, skupiony na prowadzeniu, które nawet w tak stresujących warunkach mogło stać się po jakimś czasie monotonne. Połać płaskiego terenu po której się poruszali była ogromna, a jezioro musiało znacznie przewyższać rozmiarem to, które odwiedzili na Thessii.
- Czujesz to? - głos mężczyzny, który rozbrzmiał wewnątrz Mako brzmiał niemal tak metalicznie jak brzmiałoby uderzenie czymś twardym o poszycie pojazdu. Gdy obróciła głowę w jego kierunku, dostrzegła, że zaciska nerwowo szczękę, wpatrując się uparcie naprzeciw.
Ale przed nimi, ani za nimi, niczego nie było. Teren nie zmienił się ani na jotę, wciąż taki sam, nieprzyjazny i zimny.
- Spójrz - dodał, odrywając lekko jedną rękę od kierownicy.
Maszyna drżała. Coś, co wytłumiały ich fotele, dało się wyczuć dotykając dłonią jej ram lub pulpitu sterującego. Mako niestrudzenie poruszało się naprzód, ale pojazd drgał. Początkowo, wibracje wydawały się jednostajne i takie same, i choć musiały wzbudzić w nich przerażenie, lód pod nimi się nie załamał. Pojazd nie wpadł do otchłani i nie spadali w dół, ku niechybnej i stromej śmierci. Coś się jednak zmieniło, a żadne z nich nie wiedziało co.
Dopiero po chwili drgania gwałtownie wzrosły, tak, że nawet miękkie i umiarkowanie wygodne siedzenia nie były w stanie tego ukryć. Alarm zawył tak samo jak kilka minut wcześniej, zwracając uwagę na żarzący się, czerwony trójkąt z wykrzyknikiem gdzieś przed nimi, pulsujący ostrzegawczo. Teraz mogli dostrzec co oznaczał - anomalię, której systemy pojazdu nie były w stanie odczytać poprawnie, więc w zasadzie nie dawało im to żadnych informacji. Lód pod nimi drżał jeszcze przez kilka sekund, nim tak jak zaczął się trząść, tak od razu uspokoił, sprowadzając drgania pojazdu do minimum.
- Hełm - warknął Khouri, z agresją w głosie, która nie była w żaden sposób skierowana w stronę Francuzki, jedynie wzbudzona nagłym przypływem adrenaliny, który wywołała w nim anomalia. Choć ustąpiła, mężczyzna siedział w fotelu sztywno, ściskając kierownicę. - Na wszelki wypadek - dodał, doprowadzając swój głos do porządku. - Drgania tektoniczne. Może się nie powtórzą.
Zdjął własny z kolan i założył na głowę, zatrzaskując zaczepy sprawnie.
Jego chęć posłuchania muzyki podczas jazdy zniknęła w ciągu kilku sekund.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

25 wrz 2019, o 23:16

Irene zaśmiała się cicho, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nie trzymała się już kurczowo podłokietników, bo rozmowa z Nazirem jej też odrobinę poprawiła nastrój. Nawet jeśli oboje wciąż się stresowali, to przynajmniej nie tkwili już w milczącym przerażeniu, przerywanym sporadycznie serią przekleństw.
- Tak jakbyś kiedykolwiek słyszał jak śpiewam - mruknęła z przekąsem. Nie wydawało się jej, by kiedykolwiek to robiła na Crescencie. Zdarzało się jej nucić pod nosem, ale tylko jak była sama. Isis słyszała, bo była wszędzie. Khouri nie.
Przejazd po tafli jeziora wydawał się trwać wieczność, choć w rzeczywistości jechali zaledwie dwadzieścia minut, może pół godziny. Zerknęła przez ramię, ale pojazd nie miał z tyłu szyby, przez którą mogłaby się obejrzeć i sprawdzić jak dużą przestrzeń zostawili już za plecami. Jedyne co jej pozostało, to oczekiwanie, aż horyzont się zmieni i w końcu dotrą do bardziej stabilnego miejsca. Takiego, jakie nie będzie wpędzało Nazira w przerażenie, a jej w nieprzyjemny dyskomfort.
Zamilkła, wsłuchując się w piosenkę, którą dobrze znała, a która akurat się zaczynała. Kojarzyła się jej z dobrymi czasami, jeszcze z Harpii. Jeden z piratów lubił starego rocka, a że miał kajutę tuż obok tej, którą zajmowała rudowłosa, często go słuchała - czy tego chciała, czy nie. Przyglądając się na zmianę płaskiej powierzchni lodu i konstrukcji na niebie, starała się nie liczyć upływającego czasu. Trudno było jednak po prostu czekać. Może gdyby wybrali trasę przez góry, byłoby lepiej. Wszystko wydawało się tu tak spokojne, że jej obawy o lawinę wydawały się teraz absurdalne, a przynajmniej trasa byłaby tam ciekawsza. No i Nazir nie byłby tak spanikowany.
- Jeśli będą się nam przydawać częściej, niż ten jeden raz, tutaj i dzisiaj, to faktycznie możemy zainwestować - zgodziła się. Ich plany na przyszłość póki co były mocno zamglone i niejasne. Nie wiedzieli nawet jak będzie wyglądać ich najbliższe kilka godzin, rozważanie przydatności sond było więc dla Francuzki totalnie nieistotne.
Gdy poczuła drżenie, na które zwrócił jej uwagę Khouri, całkowicie spoważniała. Nie miała pojęcia, co to znaczy. Przeżyła wiele, ale nigdy nie doświadczyła trzęsienia ziemi, ani nawet lekkich drgań tektonicznych. Zacisnęła dłonie z powrotem na podłokietnikach, a po chwili posłusznie naciągnęła na głowę hełm. Teraz nie widzieli swoich twarzy, ale to nie był główny powód, dla którego nastrój wewnątrz Mako zmienił się diametralnie. W panice spojrzała w dół, spodziewając się lodu pękającego pod kołami, ale nic takiego się na szczęście nie wydarzyło.
- Możemy to ominąć? - zasugerowała, gdy jej oczom rzucił się czerwony wykrzyknik, umieszczony na radarze bezpośrednio przed nimi. Jednocześnie całkowicie wyłączyła muzykę. To jednak nie był dobry pomysł. Potrzebowali absolutnego skupienia. - Objechać dookoła? Może to jest źródło tych drgań. Nie chciałabym, żeby zrobiły się mocniejsze, jeśli podjedziemy bliżej - dodała cicho, z niewielkim przekonaniem, bo przecież nie miała dotąd do czynienia z niczym podobnym.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

27 wrz 2019, o 11:00

Zamykająca się śluza odcięła ich od zimnej atmosfery Chasci. Ciężkie drzwi na krótką chwilę zatrzymały ich w niewielkim pomieszczeniu, zmuszając do słuchania pracy pomp wyciągających z wnętrza pierwiastki lodowej planety oraz do obserwowania lampek ostrzegawczych, informujących migotliwym światłem o niestrudzonej pracy systemu. Słowa Donovana wślizgnęły się pod jego osłonę hełmu, obracając się w jego głowie, gdy śluza wypełniała się przefiltrowanym powietrzem; odgłosy pracy maszyny uniemożliwiały odpowiedź, zmuszając do przetrawienia tej niewypowiedzianej sugestii przez boleśnie długi czas. Widmo wpatrywał się przez ten czas w tył głowy
- Nie – odezwał się turianin, gdy dźwięki ustały, a lampki zmieniły kolor na zielony. – Myślę, że twoja znajomość z nią była czysto praktyczna. Być może lubiłeś z nią pracować, ale na takiej samej zasadzie jak mechanik ma swój ulubiony zestaw narzędzi, które dobrze mu leżą w dłoni. Odwdzięczenie się mi tym samym nie służyłoby żadnemu celowi poza emocjonalną satysfakcją, co i tak jest pewnie dla ciebie egzotycznym konceptem. Bo podejrzewam, że wiele rzeczy można o tobie powiedzieć, ale sentymentalność i działania w afekcie nie są jednymi z nich.
Otwarcie śluzy ukazało im przedsionek stacji – wejście, punkt kontroli, który na nich czekał. Vex przesunął spojrzeniem po nowym pomieszczeniu, ale poza skanerem, biurkiem z komputerem będącym potencjalnym punktem połączenia dla wirusa zagnieżdżonego na ich omni-kluczach i beznamiętnym ochroniarzem, nie było zbytnio na czym zawiesić wzroku. Nawet monitory ochrony, chociaż dawały niewielki pogląd na stację, ukazywały fragmenty, które w niczym im nie pomagały.
Może poza literowymi oznaczeniami, sugerującymi podobną nomenklaturę co na AZ-99. Jedyny potencjalnie znajomy element.
Sucha komenda ochroniarza spotkała się z brakiem reakcji z ich strony, gdy oboje z Mayą byli zdeterminowani na kupienie sobie chociaż dodatkowych paru sekund. Dopiero lufa karabinu popędziła biotyczkę do działania i przejścia przez skaner, który od razu zapikał nowymi komunikatami. I o ile byli przygotowani na oddanie broni oraz sprzętu, tak ostatni rozkaz człowieka sprawił, że Widmo, stojący do tej pory w bezruchu kamiennej figury, spiął się mimowolnie. Pojawienie się lekarki tylko potwierdziło jego przypuszczenia.
Jego wzrok zatrzymał się na kobiecie, przez chwilę przyglądając się jej i oceniając. Kimkolwiek była, znajdowała się w najważniejszej placówce Castora. Czy była odpowiedzialna za ich sekretne badania? Czy może była po prostu jedną z lekarzy zatrudnionych do czuwania nad codziennym zdrowiem obecnych w placówce mieszkańców? Jej słowa sugerowały, że była przygotowana na ich przybycie, a także na to co miało nadejść, a chociaż jej aparycja nie sugerowała niczego złego, to sama jej obecność tutaj mówiła o wiele więcej.
- Maya nigdzie nie idzie – odezwał się po chwili beznamiętnym tonem, gdy kobieta skinęła na niebieskowłosą. Cokolwiek planowali, nie mogło to być nic dobrego. Obecność lekarza oznaczała, że albo zamierzali usunąć implanty Mayi, pozbawiając ją tym samym kontroli nad swoją biotyką - a może i nawet coś gorszego - lub w jakiś sposób je zablokować. Co by to jednak nie było, świadomość oddania kobiety w ręce naukowców była zbyt bliska wizji eksperymentowania na niej, by mógł na to pozwolić. – Chyba, że chcecie, żeby wszystkie tajemnice Castora, które udało nam się zdobyć, przestały nimi być dla opinii publicznej w całej galaktyce.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

30 wrz 2019, o 16:03

Wyświetl wiadomość pozafabularną Słowa turianina nie spotkały się z reakcją żołnierzy trzymających niebieskowłosą, która szarpnęła ciałem w bok, wściekła, na próżno próbując się wyswobodzić z uścisku. Z dłońmi skutymi kajdankami w żelaznym uścisku dwóch ochroniarzy, bez swojej biotyki mogłaby mieć problem z ucieczką - a jej przecież nawet nie planowała. Nawiązanie bójki w ich sytuacji byłoby co najmniej niewskazane. Ich wartość w oczach Steigera miała jakieś limity, które mogliby w ten sposób przekroczyć, kończąc przedwcześnie swoją misję. Szarpanie się miało teraz wyłącznie służyć kupieniu sobie większej ilości czasu.
Ciężko było jednak wyłączyć swoje instynkty. Gdy niebieskowłosa obróciła głowę w kierunku Widma, dostrzegł, że jej sprzeciw nie był działaniem pozorowanym. Jej ciało było napięte, twarz pochmurna, pełna skupienia. Ubezwłasnowolnienie pobudzało adrenalinę w jej żyłach, prowokując do działania, a instynkt samozachowawczy nakazywał zostać na miejscu, ignorując polecenie naukowca.
Dwójka ochroniarzy postąpiła o dwa kroki naprzód, w stronę drzwi prowadzących dalej, do nieoznakowanego pomieszczenia. Pociągnęli Volyovą za sobą, choć zaparła się noga mi starając wytrwać w miejscu jak najdłużej. Warknęła przekleństwo, pobudzając mięśnie do działania. Damskie ramię, tytanowe, chirurgicznie wzmocnione, odepchnęło ochroniarza w bok z siłą, której nie mógł się spodziewać - zachwiał się lekko, odginając do tyłu, w ułamku sekundy zawahania. Gdy skrócił dystans między nimi, w jego ruchach było więcej zdecydowania - pchnął kobietę naprzód, chwytając jedną dłonią jej ramię, a drugą łapiąc się przykrytego niebieskimi kosmykami karku.
Reed parsknął śmiechem w reakcji na turiańskie słowa. Pojawiło się w nim zlodowacenie, którego wcześniej Viyo nie miał okazji u mężczyzny widzieć - spojrzenie stało się nieprzyjemne, a usta wygięły w pogardliwym wyrazie.
- A co? Masz w extranecie ukrytą paczkę z danymi? Przesłałeś ją zaufanym reporterom? - spytał z ironią, która mówiła więcej niż słowa - za nic miał sobie groźby Viyo. - Khouri już ten trik wykorzystał. Myślisz, że teraz na ciebie zmarnuję pół dnia, szukając mistycznych kontaktów i haków?
Doktor Zheng milczała. Obserwowała sytuację z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, przez co ciężko było stwierdzić jak wiele wie o ich sytuacji. Mogła być pierwszym lepszym członkiem oddziału medyków w bazie Castora, naukowcem badającym implanty a nawet szefem pionu biotechnologicznego na Chasce. Nie miała żadnej plakietki na swoim uniformie, a żołnierze dookoła nich pozostawali na nią obojętni, nie salutując, niemal nie oddychając bez przyzwolenia Donovana. Nic nie zdradzało jej ważności w układzie sił i hierarchii Castora.
- Gdybyś miał coś, co może nam poważnie zaszkodzić, nie byłoby cię tutaj - dodał mężczyzna, przywracając na swoją twarz spokój, który chwilę temu został wzburzony. - Zabierzcie ją.
Na twarzy Mayi próżno było szukać strachu. W oczach połyskiwała wściekłość ubezwłasnowolnieniem, upokorzenie związane ze zniewoleniem, podejrzliwość w stosunku do azjatki stojącej przed nią, ale nie obawa tym, co mogło ją czekać. Posłała Viyo spojrzenie, krzywiąc usta gdy ochroniarze ruszyli naprzód, by zatargać ją siłą do pomieszczenia.
Wyminęli stojącą w przejściu kobietę, która odprowadziła ich spojrzeniem. Z miejsca, w którym stał Viyo, nie mógł dostrzec tego co znajdowało się w pomieszczeniu obok.
Doktor Zheng zlustrowała go wzrokiem, nim obróciła się na pięcie i weszła do środka za dwójką ochroniarzy i Mayą.
- Nie marnujmy więcej czasu - polecił Reed, ręką wskazując pozostałym ludziom, by ci zachęcili Widmo do przekroczenia progu skanera i poddania się tej samej procedurze co niebieskowłosa.

Muzyka nastrajałaby do rozluźniającej przejażdżki krajoznawczej, do której tej było zdecydowanie daleko. Może i odprężała, tak jak rozmowa, na samym początku, zdejmując odrobinę ciężaru z ramion, ale przy pierwszych oznakach czyhającego niebezpieczeństwa wydała się całkowicie nie na miejscu, oderwana od rzeczywistości, w której wylądowali - dosłownie i w przenośni.
Hełm wzmacniał wrażenie separacji od środowiska. Stanowił kolejną barierę, po grubych ścianach pojazdu, w którym się znajdowali. Lodowe pustkowie wydawało się jeszcze bardziej nierealistyczne niż wcześniej, a konstrukcje świetle na niebie przypominały bardziej oglądany z daleka vid niż coś, czego mogliby sięgnąć z pomocą zwykłego promu kosmicznego. Przez dłuższą chwilę, Irene została sama w powstałej ciszy - gdy alert umilkł, a Khouri w skupieniu obserwował otoczenie, słyszała tylko swój oddech, wędrujący prosto do filtrujących systemów podtrzymywania życia.
- Tak zrobimy - potwierdził mężczyzna słysząc jej sugestię, sztywnymi dłońmi przekręcając kierownicę. Mako z tym ruchem gwałtowniej niż można by się tego spodziewać skręciło w bok. Panel na pulpicie błysnął na pomarańczowo, dostrzegając odchylenie od zaprogramowanej mu trasy, po czym sprawnie wytyczył nową - nieco dłuższą, ale szerokim łukiem omijającą miejsce, w którym wcześniej dostrzegli wykrzyknik.
Czas przewidywanego dotarcia zmienił się o minutę naprzód, ale nic, co kazałoby Khouriemu dwukrotnie się nad takim ruchem zastanowić. Jeśli mogli wyminąć zagrożenie, dodany czas był tego wart, szczególnie, jeśli było go tak mało. Dwójce w bazie Castora nie powinno zrobić to różnicy - jeśli mieliby zginąć przy samym lądowaniu to już by to się stało.
Przez następne dwie, trzy minuty ich droga pozostała w normie. Horyzont nieco się zmienił, ale wciąż ukazywał szpiczaste, górskie szczyty, tak samo nieprzyjazne jak poprzednie. Punkt anomalii pozostawili daleko za sobą, powoli wracając na poprzednio wytyczoną trasę, ale wciąż trzymając się na sto metrów od niej z dala. Muzyka nie wróciła do łask, wyłączona wraz z całym odtwarzaczem, a Nazir nie rozluźnił się już ani trochę.
Rwący alarm ponownie przedarł ciszę, wkradając się do ich opancerzonego świata. Czerwony punkt powrócił, jak natrętny mol podążając ich tropem - zostawiony w tyle, ale w innej pozycji niż poprzednio, zboczył z trasy, którą podążali na samym początku i przesunął się na tą, którą pojazd jechał teraz.
- Co do... - mruknął pod nosem Khouri, niemal z rozczarowaniem, że ten łuk w trasie, który wybrał, okazał się zbyt mały. Zmiana położenia punktu może była normalna dla drgań tektonicznych, może nie - żadne z nich nie było ekspertem w tej dziedzinie, jak się okazało po zachowaniu Nazira. Takich sytuacji nie miał już przeżytych na swoim koncie. Nie mógł jej powiedzieć, czy byli bezpieczni, czy nie, nie mógł nawet korygować odpowiednio ruchu pojazdu i mieć pewności, że robi coś dobrego. Mogli tylko jechać na czuja i trzymać kciuki, że to nic takiego.
Drgania powróciły, a może wyłącznie się nasiliły. Może cały czas gdzieś tam były, może poczuliby je pod stopami po opuszczeniu Mako, które skutecznie tłumiło tego typu niedogodności w jeździe. Ogłuszeni, mogli jedynie wyglądać za opancerzone szkło i słuchać nerwowego pikania na pulpicie, wdzierającego się do mózgu tak intensywnie, że jego brak wydawał się bardziej nienaturalny niż jego obecność.
Wykrzyknik zniknął, by pojawić się po ich prawej stronie, dwieście metrów za nimi. Po kilku sekundach pulpit odświeżył swoje dane, przesuwając anomalię na odległość jedynie stu metrów. Drgania rosły wykładniczo do odległości od czerwonego punktu, rosły nawet gdy ten tkwił w miejscu, bo systemy nie nadążały z odświeżaniem informacji.
Pojazdem wstrząsnęło, odrywając wszystkie koła od powierzchni lodu, unosząc ich ponad miękkie siedzenia i wpijając pasy bezpieczeństwa w ceramiczne poszycie pancerza. Świat pod nimi zniekształcił się i wybrzuszył, zmuszając Mako do skoku ponad wybojem, z pełnym sprzeciwu jękiem zawieszenia, który rozległ się w środku pojazdu. Alarm zawył głośniej, gdy wykrzyknik znalazł się bezpośrednio nad nimi, a wraz z nimi kolejne kontrolki odpowiadały sprzeciwem, wysyłając dziesiątki sygnałów potwierdzających to, co każde z nich doskonale wiedziało - coś działo się teraz pod nimi. Coś, co wywarło odpowiednią presję by połamać lód i podrzucić ich pojazdem, i choć w praktyce Mako oderwało się od ziemi na kilkanaście centymetrów, wydawałoby się, że podrzuciło ich na co najmniej metr.
Khouri zaklął, gdy z łoskotem wylądowali i zamarł, z dłońmi niepuszczającymi kierownicy. Wykrzyknik w ich lokalizacji zniknął, pojawiając się kilka metrów dalej. Później zniknął ponownie, pojawiając kilkadziesiąt metrów naprzód. Pojazd stanął, gdy kierujący nim mężczyzna skostniał, skołowany tym co działo się dookoła niego.
- Nie spadliśmy do jeziora - potwierdził to, co widziała sama, bardziej siebie niż ją utwierdzając w tym przekonaniu. - Cholernie dziwne te drgania tektoniczne - dodał dziwnie, sucho, jakby na moment strach ścisnął mu gardło, gdy przed oczami pojawiła się bezdenna toń, do której mieli w każdej chwili wpaść.
Pojazd ruszył ponownie, choć z gładkiej powierzchni pod nimi zmieniło się to w wyboistą drogę. Lód był popękany na kilkanaście metrów naprzód i kilkanaście metrów do tyłu, w miejscu, w którym nimi wstrząsnęło. Nie widać było żadnej wody.
Drgania stały się lżejsze, gdy wykrzyknik się oddalił. Zmieniał swoje miejsca szybko, gwałtownie, odchylając się od ich obecnej trasy i łukiem skręcając w prawo, w nienaturalny sposób.
- Chyba nie ma pod nami wody - odezwał się mężczyzna po krótkiej chwili, wolną dłonią sięgając do skanera i mapy terenu dookoła nich. Dwoma palcami oddalił obraz, pokazując większy obraz na małym okienku, a później zrobił to jeszcze raz i następny, póki na mapie nie pojawiły się wzgórza i szczyty, które widzieli za oknem.
Wjazd na wzgórze znajdował się wciąż kilka kilometrów przed nimi, podczas gdy dookoła znajdowała się pustka, lub górzyste, lodowe ściany. Czerwony wykrzyknik wydawał się w takim pomniejszeniu małą anomalią - tak samo jak kropka, która zwiastowała ich pojazd. Oba znaczniki tkwiły w niewielkiej odległości od siebie, za połową niecodziennie symetrycznego, okrągłego placka zamarzniętej od wieków wody.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

2 paź 2019, o 17:13

Wyświetl wiadomość pozafabularną Oglądanie wierzgającej, skrępowanej Mayi sprawiało, że każdy mięsień turianina napinał się w tłumionej potrzebie reakcji. Kupowanie sobie czasu było jednym, ale świadomość, że dobrowolnie oddaje biotyczkę w ręce naukowców Chasci, było czymś zupełnie odmiennym. Zyskanie dodatkowej minuty, dwóch czy pięciu było niczym, gdyby się okazało, że kilka chwil po tym jak zamkną się za kobietą drzwi, oddzielając ją od niego, zostanie unieruchomiona w sposób, którego nie będzie dało się odwrócić. Lub gorzej. Nie wiedział co zrobi, jeżeli w chwili ataku Nazira i Irene okaże się, że przehandlował jednego zakładnika - własną rodzinę - na drugiego - niebieskowłosą biotyczkę.
Jego wzrok przez chwilę podchwycił jej własny, pełen determinacji i nienawiści do trzymających ją ochroniarzy. Uderzenie i szarpnięcie przyszło nagle, ale równie szybko zostało spacyfikowane, a on mógł tylko obserwować. I utrzymywać kamienny bezruch - wyrachowaną, spokojną maskę na użytek Reeda i wszystkich dookoła, podsycając własne kłamstwo.
Bo wiedział, że to nie musi być idealne. Czasami wystarczyło kilka elementów, które miały sens, sama sugestia prawdy. Idea. Niczym wirus, rozprzestrzeniający się po każdej nerwowej synapsie mózgu, rosnący niepowstrzymanie i karmiony przez jedno krótkie i niechciane zdanie.
A co jeśli to prawda?
- Nie. Naprawdę myślisz, że wykorzystałbym tą samą sztuczkę bez pokrycia, licząc że popełnisz ten sam błąd? Żadnych paczek z danymi gotowych do wysłania, żadnych zaufanych reporterów. Mam coś lepszego - odparł, przenosząc wzrok z powrotem na Donovana. Jego pogarda i niespodziewany wybuch powiedział więcej niż tysiąc słów, pozwalając mu dostrzec cień czegoś pod wieczną oazą spokoju. A przynajmniej tak mu się wydawało. - Jak myślisz, gdzie jest w tej chwili Khouri?
Pozwolił żeby to jedno zdanie zawisło między nimi, nie odwracając od mężczyzny spojrzenia.
- Słuchałem cię wyraźnie w Szanghaju, Reed. I miałeś rację: nie można wiecznie uciekać. Człowiek się męczy, coraz łatwiej o błąd. Jest tylko kwestią czasu nim się go popełni, a wtedy kończy się przywiązanym do krzesła w przetwórni piezo, bez względu na to jak dobrym i jak wyszkolonym żołnierzem jesteś. W końcu Khouri również to zrozumiał i to paradoksalnie - dzięki tobie. Nie można wiecznie uciekać. Nie samemu, nie bez zasobów i wsparcia. Nie gdy cały świat myśli, że jesteś terrorystą i mordercą.
Popchnięcie kolbą w plecy sprawiło, że ruszył do przodu bez ociągania. Nie rzucał się, nie próbował szarpać jak Maya ani atakować. Przeszedł posłusznie przez skanner, nie odrywając jednak wzroku od łowcy. Piknięcie elektroniki powtórzyło niemal to samo co u kobiety, wyłączając informację o implantach jeżeli to tylko biotyczne wzmocnienia ich interesowały.
- Jestem tutaj dokładnie dlatego, że mam coś co może wam zaszkodzić. Czy naprawdę myślałeś, że oddamy się w wasze ręce licząc na wasze dobre słowo, że oszczędzicie moją rodzinę? - kontynuował powoli. Kiedy padła komenda, wyprostował ręce, pozwalając bez sprzeciwu ochroniarzom zabrać jego omni-klucz, generator tarcz i całą resztę. - Mam Khouriego, który zgodził się zeznawać i który czeka w pobliżu Cytadeli. I wystarczająco waszych brudów - nie na tyle, żeby same w sobie wam zaszkodziły... ale wystarczająco żeby potwierdziły jego historię. Wystarczająco żeby zainicjować pierwszą iskrę, wystarczająco żeby ściągnąć na was uwagę. Nawet lawina zaczyna się od małego kamienia.
Nie wiedział na ile Reed może być podatny na drążenie idei. Każdy blef miał swoje wady, a łowca był wystarczająco doświadczony i przebiegły, by prawdopodobnie rozpracować większość z nich. Nawet gdy prawda mieszała się z fałszem, tworząc prawdopodobny obraz potencjalnej rzeczywistości, sukces kłamstwa sprowadzał się do metaforycznego rzutu monetą: albo uwierzysz, albo nie. Ale on nie zamierzał opierać swojego przetrwania na próbie przekonania Donovana. I po prawdzie nie tylko on był jego celem.
- Ze wszystkich ludzi to po tobie akurat spodziewałem się chłodnej obiektywności. Nie wiedziałem, że twoja osobista porażka z Khourim dogryzła ci na tyle, żeby zrobić rysę na twoim osądzie. Uważaj, żebyś próbując za wszelką cenę nie popełnić tego samego błędu, nie popełnił o wiele gorszego - rzucił oszczędnym tonem. - Ale to ostatecznie przecież nie twoja decyzja, a Steigera.
Doktor Zheng milczała do tej pory, stojąc w bezruchu na decyzję łowcy tak samo jak cała reszta bezimiennych dronów w czarnych pancerzach. Vex nie znał jej statusu, nie znał jej władzy ani hierarchii - mogła być podrzędnym doktorem, a mogła być też czołowym naukowcem Castora. Ale w chwili gdy drzwi następnego pomieszczenia oddzielają ją od Reeda, to ona będzie odpowiadała za Mayę.
Idea drążąca myśli. Być może na tyle, by powstrzymać się z tym co mieli zrobić biotyczce wystarczająco długo, by zaczekać na ostateczną decyzję - nie Reeda, a głównej głowy Castora.
- Nie przyjechaliśmy się tu poddać. Przyjechaliśmy negocjować - rzucił. W końcu odwrócił wzrok od człowieka, by spojrzeć na niebieskowłosą, odprowadzaną do drugiego pomieszczenia przez parę ochroniarzy oraz lekarkę. Do świata niewiadomych. - A jeżeli spadnie jej włos z głowy zanim porozmawiamy ze Steigerem, nikomu nie spodoba się efekt tych negocjacji.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

3 paź 2019, o 19:22

Z odrobiną ulgi patrzyła, jak Nazir zmienia trasę. Nie chciała, by to coś, co znajdowało się na wprost od nich, faktycznie zaczęło sprawiać większe problemy, niż kilka niepokojących drgań. Dopóki nie miała wokół budynków, które mogły się na nich zawalić, albo gór, z których zsunęłaby się na nich lawina lodu i kamieni, na Francuzce nie robiło to aż tak wielkiego wrażenia, co na prowadzącym pojazd mężczyźnie. Co najwyżej mogło się wydarzyć? Mogli wpaść do jeziora. Ubrana w pancerz i zamknięta w szczelnym Mako Irene nie widziała tego tak samo, jak Khouri - co było dość dziwne, biorąc pod uwagę jej dotychczasowe przejścia z dużymi zbiornikami wodnymi.
Widząc, jak czerwony wykrzyknik się od nich oddala, rozluźniła się nieco, choć nie na tyle, by znów włączyć muzykę i udawać, że nic się nie wydarzyło. Może na co dzień mogli pozwalać sobie na ukrywanie stresu i niepokoju w rozmaitych rozrywkach, mniej lub bardziej rozsądnych. Teraz, gdy już znajdowali się na Chasce, a rzeczywistość nie zostawiała miejsca na beztroskę, nawet jej to nie przyszło do głowy. I nawet nie kontynuowała tematu, który urwał się w chwili pierwszego mocniejszego drgania. Zamiast tego jej myśli powędrowały w kierunku Widma i jego towarzyszki. Pewnie weszli już do bazy, pewnie mieli za sobą pierwsze przyjazne powitanie i Viyo wznosił się na wyżyny swoich umiejętności dyplomacji, żeby nie zastrzelili go już na dzień dobry. A może już to zrobili? Jeśli turianin nie żył, albo zamknięty był w ciemnej celi, jechali tam praktycznie tylko po to, żeby umrzeć tam razem z nim. Coś w jej klatce piersiowej znów zacisnęło się rozpaczliwie, ale nie zdążyła poświęcić temu więcej uwagi, bo alarm zawył po raz kolejny.
Z jej ust wyrwał się cichy okrzyk zaskoczenia. Automatycznie pochyliła się w stronę wyświetlacza, by zorientować się co się dzieje. Nie rozumiała tego. Wykrzyknik na skanerach się przemieszczał. Tak jakby podążał za nimi, zamiast tkwić w swoim stałym, ominiętym przez nich punkcie.
W jej głowie nagle pojawiły się durne sceny, jakich naoglądała się tyle razy na vidach. Stworzenia, które żyły pod powierzchnią odległych planet, krwiożercze monstra, jakie nie potrzebowały wody, by poruszać się pod ziemią, czy takie, które niektórzy pokonywali przebijając im głowy żelaznym prętem. Teraz już nie było to tak zabawne i surrealistyczne.
- O nie - wyrwało się jej cicho. - Nie, nie, nie.
Nie dzieliła się swoimi przemyśleniami, bo uznała, że są głupie. Miażdżypaszcze były tylko durną bajką, chwytliwą i efektowną. Żyły na Tuchance i kilku okolicznych światach, tak? A oni znajdowali się po drugiej stronie galaktyki. Przecież te stworzenia nie przemieszczały się przez pustkę, rozmnażając się losowo po planetach, prawda? W rzeczywistości nie miała pojęcia. Obraz, jaki pojawił się w jej wyobraźni, nie chciał jej opuścić i sprawiał, że w kilka sekund zbladła bardziej, niż przez ostatnie miesiące życia na statkach.
- To idzie za nami - jęknęła zduszonym głosem. - Nic nie omijaj. Jedź prosto. Szybciej, Nazir.
Kątem oka obserwowała przemieszczający się wykrzyknik, modląc się jednocześnie do wszystkich bogów galaktyki, żeby pozostał on tam, dokąd właśnie się udał. W inną stronę, niż ich pojazd. A gdy skanery przestały nadążać, a nimi podrzuciło, Dubois była wyjątkowo bliska zwrócenia ostatniego posiłku do wnętrza swojego hełmu. Słowa Khouriego dotarły do niej stłumione, jak przez grubą szybę i długą chwilę zajęło jej zrozumienie ich treści.
- Jedź szybciej - powtórzyła nerwowo, nie chcąc dzielić się swoimi wymysłami z mężczyzną. Jeśli coś spod tego lodu zaraz wyskoczy, w połowie ich drogi do brzegu jeziora, czy też lodowej równiny, nie będą mieli szans i Irene była tego absolutnie pewna. Serce waliło jej jak oszalałe. Naprawdę wolałaby obawiać się utonięcia. - Albo spróbuj dojechać do tego brzegu po lewej i jechać wzdłuż niego. Może tam... może nie będzie mogło... nie wiem.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

22 paź 2019, o 00:35

Vex, blef:
50%
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

22 paź 2019, o 01:01

Pomimo obojętności, którą zawsze cechował się Reed, tym razem w jego oku pojawiła się odrobina złości. Wystarczająco, by stwierdzić jej obecność, ale w żaden sposób nie przejmowała nad mężczyzną kontroli. Nie był tym typem, który łatwo ulegał emocjom, jak na razie samo ich pojawianie się było precedensem. Zmianą, którą wywołały słowa turianina, a może udawane przekonanie na jego twarzy czy opór niebieskowłosej.
- Nie jest idiotą. I właśnie dlatego nie poleciałby na Cytadelę, gdzie jak nie za to, to skażą go za dziesięć innych rzeczy, które wynajdą w jego aktach. Nie będziemy nawet musieli niczego w nich podkładać - odpowiedział, choć nie zakryło to obawy w jego spojrzeniu. Zdrowej dozy ostrożności, którą musiał w sobie mieć by tak długo piastować tak wysokie stanowisko. Nawet Steiger szanował Viyo jako przeciwnika - przynajmniej w jakiś sposób, do jakiegoś stopnia. Pewność siebie Reeda wcale go nie zaślepiała.
- Doktor Zheng - odezwał się głośno, a jego komenda wstrzymała ruch ochroniarzy ciągnących Mayę do wyjścia, a także poruszyła naukowcem. Kobieta podniosła głowę i przeniosła swój wzrok na przełożonego, a później na turianina, którego ciało właśnie omiatał szczegółowy skaner, z którego przy jego przechodzeniu wydostało się niezadowolone piknięcie.
- Nic jej się nie stanie - odpowiedziała, gdy dostrzegła przyzwolenie na nawiązanie kontaktu i wyjaśnienia w oczach Donovana. Jej głos był uspokajający i niski, brzmiała przekonująco - ale nie tak, jakby starała się ich przekonać, a raczej nie miała powodu by kłamać gdy Reed bezsłownie nakazał jej wyjawić prawdę. - Chcemy ją zbadać, rutynowo. Stan zdrowia i implantów - dodała, zerkając na niebieskowłosą.
Volyova, mimo wszystko, nieco się uspokoiła, ale ciężko było stwierdzić czy większy wpływ na to miały słowa lekarki, czy fakt, że ochroniarze przestali na siłę szarpać ją w nieznane.
- Nie ma sposobu na bezpieczną dezaktywację implantów biotycznych w... jej wypadku - dodała z westchnieniem, jakby nie wiedziała czego dokładnie oczekuje od niej Viyo, więc próbowała zgadnąć jego obawy i w jakiś sposób je rozwiać. - Kazano mi odesłać ją sprawną i zdrową.
Maya przeniosła wzrok z lekarki na turianina i ponownie jej głowa drgnęła z przyzwoleniem, uspokajając turianina gdy wyjaśnienia Zhang okazały się dla niej wystarczające. Ciężko było powiedzieć, żeby lekarce ufała, ale jej szarpanie ustało - kupowali sobie czas, ale zaczynało to graniczyć ze stawianiem oporu, którego Reed mógł długo nie znieść.
- Sprzęt - burknął ochroniarz za biurkiem, jakby całkiem wyjęty z tej konwersacji. Wzrok wlepiony miał w ekran, na którym wyraźnie zaznaczone były wszystkie anomalie wykryte przez skaner w pancerzu turianina.
Ochroniarze eskortujący go równie brutalnie sięgnęli po jego generator tarcz, amunicję, a wreszcie po omni-klucz. Zainfekowany wylądował na biurku koło sprzętu Mayi, a wkrótce koło turiańskiego hełmu. Uderzyło go lodowate powietrze unoszące się w środku pomieszczenia, pachnące w specyficzny sposób, charakterystyczny dla tego pomieszczenia przejściowego między śluzą a pozostałą częścią kompleksu.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

23 paź 2019, o 17:32

Gdyby sytuacja byłaby inna, być może cień złości w spojrzeniu Donovana, który wydostał się przez cienką jak włos szczelinę wywołaną przez jego słowa, sprawiłby mu przyjemność. Drobna, niemal irracjonalna satysfakcja spowodowana pozostawieniem rysy na lodowym murze utonęła jednak w morzu napięcia i otaczającej ich atmosfery, nie znajdując sobie miejsca w umyśle turinina, w pełni skupionym na werbalnym polu bitwy i stawce o którą się toczyła. Odpowiedź łowcy była wystarczająca, stanowiąc po prostu kolejny krok, kolejny podpunkt na liście przeszkód, które stały na ich drodze, grożąc porażką ich całego przedsięwzięcia.
- Nie jest - potwierdził krótko, nie odwracając wzroku od mężczyzny. Oboje zdawali sobie z tego sprawę. - Ale między głupotą, a desperacją jest bardzo cienka granica. A jakie inne wyjścia mu pozostawiliście?
Castor wygrał. Było to widać z perspektywy każdego normalnego człowieka, który obejrzałby dowody i fakty z ostatnich kilkunastu tygodni. Nie trzeba było specjalnego analizy ani dyskusji, by móc to zrozumieć. Gigant ukrywający się w cieniu miał wszystkie karty, wszystkie środki i każdą możliwą przewagę nad nimi - Khouri został w oczach świata terrorystą, polowali na niego żołnierze z wyszkoleniem sił specjalnych i sprzętem prywatnych korporacji, a każdy port w obrębie wpływu Przymierza stał się dla niego zamknięty, Maya była dezerterką z życzeniem śmierci, która straciła wszystko i wszystkich, a on znajdował się na granicy stania się upadłym Widmem i osobistą porażką Radnej Cytadeli, a byciem bezpośrednią przyczyną śmierci całej swojej rodziny.
Do tego jednego argumentu nie musiał się zbytnio wysilać.
Cała ich trójka doskonale znała smak desperacji, nawet jeżeli żadne z nich nigdy nie wypowiedziało tego na głos podczas wcześniejszego planowania.
Kiedy Reed wyrzucił z siebie rozkaz do towarzyszącej im kobiety, Vex obrócił w jej stronę twarz. Nie naciskał więcej na człowieka, akceptując chwiejne ustępstwo, które uzyskali i nie naciągając swojego szczęścia bardziej. Przyglądał się doktor Zheng w milczeniu, słuchając jej odpowiedzi i próbując wykryć w jej głosie fałsz lub ślad czegoś więcej, czegoś czego nie mówiła. Jednak chcąc nie chcąc, jej słowa musiały mu wystarczyć.
Jego wzrok podchwycił spojrzenie Mayi, dostrzegając jej krótki gest i to ostatecznie przeważyło jego decyzję. Bez słowa skinął oszczędnie głową, niemal nie dostrzegając niewesołej abstrakcji sytuacji - więzień wydający łaskawie przyzwolenie na kontynuowanie egzekucji. Rozłożył nieznacznie ręce, pozwalając ochroniarzom odczepić generator tarcz, zerwać omni-klucz i zabrać resztę sprzętu. Wyjaśnienie lekarki uspokoiło nie tylko biotyczkę, jemu również pozwalając na cień ulgi. Nawet jeżeli wywołało to lawinę innych niewypowiedzianych pytań, które zaczęły kłębić się na granicy jego umysłu.
Skoro Steiger podkreślił, że chciał ich całych i zdrowych, to co planował?
Czy było to tylko zabezpieczenie zanim upewni się co dokładnie wiedzą i co dokładnie mają, czy w cieniu tego wszystkiego czaiło się coś większego, coś czego nie przewidzieli?
Ściągnięty hełm i napływ zimnego, ostrego powietrza wyrwał czasowo rozważania z jego głowy. Powietrze Castora wciąż miało posmak Chasci, nawet jeżeli wywołany tylko drobinami naniesionymi na pancerzach i efektem placebo, było też o wiele chłodniejsze niż to krążące wewnątrz systemu recyrkulacji pancerza. Widmo wciągnął je powoli i odwrócił wzrok od swoich rzeczy, przenosząc go z powrotem na Donovana. Inna część jego umysłu napięła się do granic możliwości, wstrzymując metaforyczny oddech i starając się nawet nie myśleć o zainfekowanym narzędziu leżącym w pobliżu komputera ochroniarza, przy odrobinie szczęścia próbującym już swoich szans w dostaniu się do sieci Castora, jeżeli ta była obecna w terminalu mężczyzny.
- Czyli Steiger ma jednak co do nas plany - bardziej stwierdził niż zapytał, wyrażając własne myśli na głos. Jeżeli Reed wznowił pochód, nie opierał się, odprowadzając tylko ostatnim spojrzeniem Mayę, a potem przenosząc go z powrotem na potylicę łowcy.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

24 paź 2019, o 15:17

Tajny rzut MG:
A<10<B<40<C
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

24 paź 2019, o 21:22

Maya odwróciła głowę, gdy dostrzegła zielone tęczówki wpatrujące się w nią ze zrozumieniem i, poniekąd, przyzwoleniem. Nie ulżyło to jednak złości, ani determinacji na jej twarzy. Posłusznie ruszyła naprzód, wspomagana przez trzymających ją ochroniarzy.
Można by pomyśleć, że lekarce zależało na pokojowym rozwiązaniu sprawy - mimo tego, mimo jej szczerze brzmiących słów, nie pokazała po sobie wyrazu ulgi gdy Volyova zgodziła się wejść do środka. Odsunęła się, umożliwiając im przejście, obserwując z zainteresowaniem niebieskowłosą, przyglądając jej się z lekarską troską, bądź naukową dociekliwością. Nawet w jasnych światłach lamp, jej twarz wydawała się być przykryta cieniem, a emocje na niej nieodgadnione.
Azjatka obróciła się gdy pozostali przeszli do następnego pomieszczenia. Wydawało się być jaśniej oświetlone niż stróżówka, w której zostało Widmo. Ze stukotem niskich obcasów weszła za nimi do środka i machnęła ręką, w błysku omni-klucza zamykając za nimi drzwi.
Reed nie skomentował jego słów, ani pierwszych, ani ostatnich. Obserwował turianina gdy tego sprawdzała ochrona, odczepiając kolejno rzeczy, które przydałyby mu się w boju. Koniec końców został tylko w pancerzu, który poza skanowaniem, został dodatkowo sprawdzony przez ludzi - jakby miał coś w nim szmuglować, jak nadajnik lub detonator. Skaner na wejściu z pewnością wykryłby tego ślady na samym początku.
- Uniknęlibyśmy tego gdybyś wziął sobie moje słowa w Szanghaju do serca - przypomniał mu z roztargnieniem, ale nie udawał nawet zawiedzionego. Viyo musiał być pewnym punktem programu na jego agendzie, ale turianin nie wiedział jak wysoki priorytet miał na liście Donovana. - Mądrze zrobiłeś pozostawiając inżyniera przy życiu, choć nie wiem co chciałeś tym uzyskać.
Omni-klucz leżał na biurku, działając po cichu podczas gdy pozostali byli tego nieświadomi. Urządzenie wyglądało dość biednie - mały metalowy przedmiot dezaktywowany dodatkowo nie rzucał się w oczy. Mógłby nawet zaginąć, przykryty hełmem czy generatorem tarcz, z czego oba były od niego większe.
Ochroniarz stojący za biurkiem sięgnął po dwa hełmy, zgarniając je oburącz. Odwrócił się, sięgając do metalowej szafki i aktywując ją niedbale nadgarstkiem - w ruchu, w którym z jego omni-klucza przesłane zostało hasło do zamka. Sejf otworzył się, a w środku wylądowały obie części ich pancerzy.
- Sprawdź ich omni-klucze - warknął Donovan, gdy ten wrócił do blatu i sięgnął po resztę sprzętu. Komenda nakazała jego dłoni się zatrzymać, a po sekundzie, której potrzebował na jej zrozumienie, skinął głową. Chwycił oba przedmioty i usiadł z powrotem w fotelu, aktywując na komputerze jakieś oprogramowanie.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

25 paź 2019, o 12:46

Wspomnienie Szanghaju wciąż było wyraźne w jego głowie, podobnie jak ostrzeżenie łowcy - którego ryzyko spełnienia wisiało nad nim od siedemdziesięciu dwóch godzin i pamiętnej rozmowy ze Steigerem. Człowiek był pierwszym, który trafił w czułe miejsce, skutecznie obierając cel między płytami pancerza i znajdując "słabość", którą można było wykorzystać. Coś z czego Widmo zdawał sobie sprawę, ale zawsze odsuwał na dalszy plan, chwytając się złudnej nadziei, że Rada zadba by jej zasoby były odpowiednio chronione, na tyle by nie musiał o tym myśleć sam. Castor jednak niszczył wszelki rozsądek i przebijał się przez każdy argument - namierzenie turiańskiej rodziny w sercu turiańskiej stolicy okazało się być dla nich przedsięwzięciem nie trudniejszym niż morderstwo generała. Być może gdyby miał to wtedy na uwadze, wszystko teraz potoczyłoby się inaczej.
Nie odpowiedział na słowa Reeda, pozwalając mu na to jedno małe zwycięstwo. Milcząc odwrócił wzrok, błądząc przez chwilę spojrzeniem po drzwiach za którymi zniknęła Maya, myślami jednak odbiegając gdzie indziej. Nie na długo, bo napięcie i sytuacja nie pozwalały na bujanie w obłokach, ale wystarczająco. Uwaga Reeda trafiła w pytanie, które do tej pory stanowiło jedną z jego własnych, największych niewiadomych, co do której nadal nie potrafił określić własnych emocji.
- Na wojnie totalnej nie ma zwycięzców. A do tego by się sprowadziło, gdybym to zrobił - mruknął po chwili, odwracając wzrok z powrotem na człowieka.
Wściekłość Steigera nie oszczędziłaby jego rodziny ani bliskich. Ale pchnęłaby go też na inną ścieżkę, taką w której nie ma nic do stracenia. Nie dane było im się jednak dowiedzieć do czego by to doprowadziło - być może po prostu do szybszej śmierci turianina, a być może do czegoś więcej.
Wszystkie rozważania gwałtownie zniknęły jednak z jego głowy, gdy Reed zwrócił swoją uwagę na ich omni-klucze, a przez organizm przepłynął chłód. To był najdelikatniejszy moment całej sytuacji - sprawdzenie skuteczności oprogramowania hakera i jego umiejętności maskowania się pośród zwykłych systemów. Zwykłe oględziny mogły niczego nie wykazać, ale pospolity pech, krótkie wrogie spojrzenie Fortuny, mogło obrócić całe to przedsięwzięcie w nic. Wystarczyło żeby program skanujący zainteresował się jakąś nieprawidłowością, skupiając na sobie uwagę ochroniarza i łowcy, a fortel zakończyłby się porażką. Obrócił twarz w stronę biurka, prześlizgując się spojrzeniem po obydwu urządzeniach i po mężczyźnie które je podłączał, a przez jego głowę przemknął tuzin myśli.
Świadomość tego, że życie ich wszystkich zależy od zaledwie kilkuset bitów, zacisnęła mu pazury w klatce piersiowej.
- Jeżeli szukasz informacji, to ich tam nie znajdziesz. Przywłaszczyłem sobie omni-klucz twojego żołnierza, Avesa - odparł po chwili milczenia, zaprzęgając do pracy całą swoją dyscyplinę, żeby jego głos pozostał obojętny. - Jest wiele rzeczy, które można wam zarzucić, ale sprzęt niestety macie z najwyższej półki.
Oderwał wzrok od biurka, przenosząc go z powrotem na łowcę. Jego organizm pozostał jednak napięty - w gotowości do działania na każde krótkie "zaraz, mam tu coś dziwnego", "coś znalazłem" lub jakikolwiek inny sygnał od strony ochroniarza i jego komputera, że wykryli dzieło Skinnera i że ich plan jest spalony.
Nawet jeżeli to działanie miało się sprowadzać do walki ze skrępowanymi rekami z piątką uzbrojonych po zęby ludzi.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

28 paź 2019, o 14:53

Tajny rzut MG:
A<10<B<40<C
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

29 paź 2019, o 17:11

Wyświetl wiadomość pozafabularną Reed uważnie obserwował stojącego przed nim turianina. I tym razem z jego spojrzenia ciężko było cokolwiek wyczytać - może spodziewał się najgorszego ze strony Widma, a może zdziwiłby się, gdyby na skanowanym omni-kluczu cokolwiek wykryto. Czy uważał to za kolejne ruchy na wielkiej planszy, po której poruszał się ze Steigerem, czy może to był ten moment, gdy odkładano pionki po wygranym meczu?
Mężczyzna stojący za biurkiem nie wydawał się zwracać przesadnej uwagi na Viyo, ledwie obdarzył go wzrokiem na wejściu. Jego ruchy były metodyczne, a twarz skamieniał, choć pod powierzchnią tej maski musiały kryć się jakieś ludzkie emocje. Nie wyglądał ani na amatora w swoim fachu, ani na kogoś nowego w tej placówce - wszyscy sprawiali wrażenie długiego stażu w Castorze. Donovan wydawał się być co do nich pewny, a oni nie kwestionowali żadnego kiwnięcia palcem, które czasem wystarczyło by wydać im rozkaz.
- Brak zwycięzców może być lepszy niż przegrana - odparł, choć w jego oczach nie widać było przekonania do tego stwierdzenia, a nawet odrobina zgody co do wypowiedzianych przez turianina słów. - Tym razem wyszedłeś na tym lepiej. Albo i gorzej. Zależy od punktu widzenia.
Mężczyzna sprawdzający omni-klucz kiwnął głową w kierunku Reeda, nie wypowiadając ani słowa swoim szorstkim tonem głosu. Złapał urządzenie i obrócił się z nim w stronę szafek, by wrzucić je bezładnie do środka sejfu i zatrzasnąć za nim drzwiczki. Viyo mógł tylko modlić się do duchów o to, by jego ściany nie blokowały sygnałów, lub wirus zdążył wgrać się do wewnętrznej sieci bazy poprzez komputer, lub któreś z omni-kluczy noszonych na nadgarstkach ochroniarzy.
Donovan obrócił się w kierunku drzwi będących najbardziej na wprost ze wszystkich i ruszył do przodu. Ochroniarz, który przeszedł przez bramkę jako pierwszy, cofnął się by złapać Widmo pod drugie ramię i pociągnąć za dowodzącym, wlekąc do przejścia dalej.
Otoczenie nie zmieniło się gdy drzwi śluzy się rozsunęły, wpuszczając ich do korytarza. Wciąż stąpali po tej samej, metalowej podłodze, a światła wydawały się nie świecić w pełni swojej mocy.
Korytarz biegł zarówno w lewo jak i prawo. Różniły się oznaczenia - po lewej stronie strzałka w prawo kierowała wychodzących z lewej odnogi do stref A, L, T, S, Z, a ich, idących w prawo, następne oznaczenia kierowały do stref L, T, S, Z. Nietrudno było domyślić się tego, że pomieszczenie, z którego wyszedł, stojące pomiędzy dwoma oznaczeniami, stanowiło część strefy A.
Gdy ochroniarze pociągnęli go w prawo, dostrzegł następne drzwi prowadzące do kolejnego pomieszczenia - prawdopodobnie tego, lub siostrzanego do tego, do którego lekarka zabrała Mayę. Wtedy też mógł przyjrzeć się temu jak wyglądały poszczególne przejścia i upewnić w tym, że znajdował się w strefie A, patrząc po literkach przy drzwiach.
Cokolwiek oznaczały literki, nie dane mu było pobyć zbyt długo w tej samej. Trójka mężczyzn posuwała się do przodu, wyprowadzając go z A i podprowadzając pod drzwi z literką "T" obok. W tym krótkim spacerze nikt im nie zdołał przeszkodzić - korytarze wydawały się puste, nienaturalnie ciche. Na zewnątrz nie było ochroniarzy, Viyo nie dostrzegł nawet kamer. Korytarzem bazy nie przechadzał się ani jeden pracownik, który mógłby doświadczyć przymusowego zaciągania turianina wgłąb Castora.
Wypchnięty naprzód, stanął naprzeciw śluzy gdy ta, poruszona identyfikatorem na omni-kluczu Reeda, uchyliła się, wpuszczając ich wszystkich do środka. Nie okazała się celą, jak mógłby przypuszczać - była zwykłym pomieszczeniem technicznym, z jedną półką pod ścianą, na której leżały jakieś skrzynki i narzędzia. Na środku nie było teatralnie pozostawionego krzesła lub stołu, a światło nie było bardziej przyciemnione niż w korytarzach.
Brutalne pchnięcie Widma do środka sprawiło, że zatrzymał się w połowie dość ciasnej klitki. Za nim, do środka weszła dwójka ochroniarzy. Pochód zamykał Reed - mężczyzna wsunął się niemal bezszelestnie do środka, ruchem ręki ponownie wprawiając śluzę w ruch, odcinając ich od reszty bazy.
Przez krótką chwilę, wszyscy stali w milczeniu w środku metalowego więzienia, którym stało się zamknięte pomieszczenie. Donovan nie patrzył na turianina, w przeciwieństwie do dwójki opancerzonych sprzymierzeńców. Ich wzrok wydawał się przenikać przez przyciemnione wizjery, przeżerać przez wzmacnianą szybkę.
- Wiele ludzi zginęło przez twoje poczynania. - głos Reeda zadudnił, odbijając się od ścianek pokoju. Mężczyzna odwrócił się, uruchamiając omni-klucz. Drzwi prowadzące na korytarz się zablokowały z krótkim brzdękiem potwierdzenia przyjęcia komendy przez oprogramowanie, a panel błysnął czerwienią, padając na ciemny, szary płaszcz, który nosił dowódca.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1953
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [Rdzawe Morze -> Matano] Chasca

30 paź 2019, o 16:55

Omni-klucz znikający w szafce ochroniarza przyniósł pewną ulgę, nawet jeżeli wciąż stanowił niewiadomą. Program skanujący nie poinformował krzykiem i czerwonym komunikatem o znalezionym wirusie, nie wzbudził podejrzeń ponurego ochroniarza, nie przekreślił całej akcji, pozwalając im obrać dłuższą i o wiele bardziej niepewną ścieżkę - oczekiwania. Pierwsza przeszkoda została pokonana, ale zwycięstwo było jednak nikłe i pozorne. Narzędzie trafiło do zamkniętej skrzynki i teraz tylko czas miał pokazać czy ich plan się udał, czy też w chwili zamknięcia drzwiczek cały sygnał został urwany, a wgrywanie programu przerwane. Chwila prawdy przesunęła się z kilku sekund, na kilkadziesiąt minut - do chwili w której przebiją się do serwerów placówki, żeby odkryć czy cokolwiek na nich zostało, czy też walczyli o nic.
W tej optymistycznej wersji, to jest. W tej w której nie giną z pociskiem w potylicy, w tej w której Khouri nie daje się złapać, w tej w której udaje im się wyswobodzić z więzienia lub uścisku oprawców.
Zimne, jasno oświetlone korytarze przywitały ich pustką po opuszczeniu strefy wejściowej. Znajome, literowe oznaczenia, mówiące wszystko i nic, sugerowały opuszczenie sekcji "A", ale to cała reszta była bardziej interesująca. S, L… Wszystko co mogło sugerować serwerownię, sekcję ochrony, centrum sterowania, laboratoria, było terach ich celem. Nawet jeżeli mogli tylko domniemywać ich przeznaczenia na bazie architektury jednostki na AZ-99.
Uchwyt ochroniarza na ramieniu spotkał się u niego z oszczędnym oporem. Widmo po prostu szarpnął ramieniem, dając znać że sam pójdzie bez robienia problemów i że nie musi być na siłę ciągnięty. Nawet jeżeli planowałby się teraz wyrwać ze swojej milczącej eskorty, nie było wiele dróg, którymi mógłby uciekać. Nie wspominając pewnie o tuzinie ochroniarzy, która zaraz spadłaby mu na głowę. Dlatego też bez słowa podążał za ścieżką wytyczoną przez Reeda, błądząc spojrzeniem po korytarzach i odruchowo próbując zapamiętać drogę oraz układ, zmuszając umysł do prób rozgryzienia pajęczyny w której się znajdowali.
Dopiero, gdy przeszli przez kolejne drzwi i nagle znaleźli się w pomieszczeniu, które nie przypominało tego czego oczekiwał, zatrzymał się i zmarszczył łuki brwiowe. Nie było tu krzesła przesłuchań, nie było czekającego Steigera, nie było nawet przezroczystej folii rozłożonej na podłodze i ścianach. Nawet po cichej wypowiedzi łowcy za jego plecami potrzebował dodatkowej sekundy, żeby zorientować się z czym ma do czynienia.
Może dlatego, że nie pasowało mu to do wizerunku Reeda. Ani do cichej, milczącej profesjonalnej aparycji ochroniarzy.
Może dlatego, że było to… niemal ludzkie.
- A co się stało z "ci którzy się nie starają, są zbędni"? - odpowiedział po chwili ciszy. Przesunął wzrokiem po pustych ścianach, zawieszając go na uderzenie serca na półce z narzędziami - czy też potencjalną, prowizoryczną bronią. Kiedy panel sterowania drzwiami piknął cicho, odwrócił się w stronę Reeda i prześlizgnął się wzrokiem po czerwonych lampkach.
- Poważnie? - rzucił tylko, podłapując wzrok łowcy. Jego ciało spięło się odruchowo w oczekiwaniu i własnej interpretacji tego czego się spodziewało. Być może paragraf "przyprowadźcie ją całą i zdrową" dotyczył tylko Mai - a nie jego. A być może wyładowanie na nim złości podwładnych człowieka było o wiele bardziej pragmatycznym zabiegiem ze strony Reeda, wychodzącą naprzeciw oczekiwaniom żołnierzy pod jego kontrolą i będącą swojego rodzaju wynagrodzeniem za ich służbę.
Bez względu jednak na powody tego co miało nadejść, Vex poruszył lekko głową na boki, w niemal wyzywającej próbie przygotowania spiętych mięśni.
- Musisz być bardziej konkretny. Nos Astra, Szanghaj, Noveria... To było długie kilka miesięcy.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”