Stolica, skolonizowanego przez asari, Illium. Nowoprzybyłym jawi się jako piękne, niekiedy doskonałe miasto, co często potrafi zmylić - tutejsi mówią, że Nos Astra potrafi być równie zdradliwe i niebezpieczne, co Omega. Często porównywane jest do Noverii przez swoje zaangażowanie w politykę handlu.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

8 maja 2015, o 18:07

Obrazek Wybudowana niecałe sto lat temu sala koncertowa jest jednym z największych wpływów asari w galaktyczną kulturę i sztukę. Ognista bryła budynku już w fazie budowy okrzyknięta została nową ikoną planety, a media uznały ją za jedną z najbardziej interesujących inwestycji Nos Astry. Zawiera zarówno klasyczne elementy architektury asari, jak i nowatorskie, lekkie rozwiązania.
Wnętrze budynku to ponad 68 000 metrów kwadratowych przestrzeni, rozłożonej na czterech kondygnacjach, w której znajdują się m.in.: sala symfoniczna, sala kameralna, sale prób, sklep muzyczny, kawiarnia, obszerne foyer oraz garderoby dla artystów, magazyn instrumentów i biura.

Główna sala może pomieścić 2640-osobową publiczność. Doskonała akustyka ma swoje źródło w liniowej geometrii ścian i sufitów, opracowanej przez architektów wspólnie z dr. Vikikiem Aemore, salariańskim specjalistą w dziedzinie akustyki architektonicznej. Wszystkie parametry sali symfonicznej (siła, równomierność dźwięku, czas opóźnienia i współczynnik odbić bocznych) dają brzmienie, dla którego koncertują tu najlepsze orkiestry, zespoły wokalne i instrumentalne, soliści i dyrygenci z całej galaktyki.
Zdobycie biletu na koncert w Płomieniu Illium, jak została nazwana sala przez lokalne media, wiąże się z półrocznym oczekiwaniem i wydaniem nań kwoty rzędu kilkunastu tysięcy kredytów.
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

9 maja 2015, o 09:58

Ziemskie orkiestry też miały swój udział w życiu koncertowym Illium. I to był jeden z tych dni, kiedy ludzie przylatywali do Nos Astry, by podzielić się z galaktyką swoją muzyką. Kilka współczesnych utworów symfonicznych, widniejących w programie, nie ruszyło Irene zupełnie, ale wpisana w drugą część koncertu X Symfonia Szostakowicza sprawiła, że kobieta w ułamek sekundy podjęła decyzję. To był stary utwór, oklepany już i osłuchany tysiące razy, ale ona zawsze darzyła go jakąś szczególną miłością. Był taki jak ona. Chaotyczny, niepokojący, ale jednocześnie na swój dziwny sposób uporządkowany. I do tego orkiestra z Berlina, których kiedyś latała słuchać jeszcze na Ziemi.
Tylko problemem był bilet. Jakkolwiek obiecująco by nie brzmiała współpraca z Handlarzem Cieni, Irene póki co było stać tylko na najtańszą wejściówkę, które i tak na sto procent były już wyprzedane, tak samo jak miejsca siedzące. O tym już nie miała co marzyć. Pozostało jej zaufać swoim talentom i próbować szczęścia. Bo przecież to jej jeszcze nigdy nie zawiodło.
Cóż, może nie nigdy, ale zazwyczaj tego nie robiło.

Dowieziona przez taksówkę pod salę koncertową, wyszła powoli na plac w centrum parku przed budynkiem i zapatrzyła się na jego ognistą bryłę. Był niesamowity już z zewnątrz, mogła więc sobie tylko wyobrażać, jak wygląda w środku. Dobrze wiedziała, że zdjęcia, które od lat widywała w extranecie nawet w połowie nie oddawały rzeczywistości. Usiadła na jednej z ławek przy fontannie z czerwonego kamienia i rozejrzała się uważnie, czekając na rozwiązanie swojego problemu. Coś, co pomoże jej dostać się do środka bez wydawania tysięcy kredytów, których i tak przecież nie miała. Ludzie plątali się dookoła, ale nie było ich dużo. Sprawdziła czas. Do koncertu zostało jeszcze 45 minut, więc zaczną się tłumnie schodzić za jakieś... piętnaście. Może wtedy ją olśni, albo po prostu wbije się w jakąś grupę i będzie liczyć na szczęście.
To jednak uśmiechnęło się do niej wcześniej. Mężczyzna w garniturze wysiadający z taksówki kucnął, by poprawić zapięcia eleganckich butów. Klapa bagażnika otworzyła się, ukazując umieszczony w środku prostokątny, czarny futerał. Irene nie czekała ani chwili. Podniosła się i przeszła za taksówką, łapiąc po drodze za rączkę instrumentu i razem z nim znikając w gęstej zieleni parku. Nie zamierzała go kraść, chociaż podejrzewała, że dostałaby za niego równowartość czterech biletów na koncert w Płomieniu, jak nie więcej. Po prostu w swojej czarnej sukni do ziemi, wysokich czarnych szpilkach, z eleganckim upięciem włosów spokojnie mogła podawać się za członka orkiestry. O ile nikt jej przed chwilą nie widział, to wyglądało na to, że jednak dostanie się do środka. Zza drzew słyszała głośne przeklinanie skrzypka na własną sklerozę - mężczyzna uznał, że zostawił instrument w domu, a ona nie planowała go uświadamiać. Znajdzie przecież potem te skrzypce, Irene zostawi mu je gdzieś w Płomieniu.
Ona chciała tylko wejść na koncert.
Upewniwszy się, że taksówka odleciała, wyszła spomiędzy drzew i pewnie ruszyła w stronę wejścia.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

9 maja 2015, o 10:45

To nie było tak, że Rodriguezowi było wszystko jedno kto gra i tak naprawdę co gra. Być może nie był jakoś szczególnie zakręcony na punkcie muzyki poważnej tak jak na swoich, latynoskich rytmach, ale od jakiegoś czasu już uważał, że idealnie nadaje się do odwiedzania takich miejsc jak filharmonie, opery czy teatry. W końcu była to rozrywka, która nieodłącznie była kojarzona z wyższymi sferami i tak zwaną elitą. Nie mogło zatem w podobnych miejscach zabraknąć Diega, zwłaszcza, że często podkreślano obecność takich ludzi jak on czy Howard czy któraś z właścicielek firm asari na tego typu wydarzeniach nadając im wtedy szczególną wagę.
Tymczasem Brazylijczyk siedział już w swoim promie opierając się wygodnie na skórzanej kanapie i podziwiając widok zza okna. Oczywiście, że zabrał ze sobą obu ochroniarzy. Po ostatniej akcji na Koshu wolał mieć ich zawsze przy sobie, przynajmniej groźnie wyglądali. Nie dało się ukryć, że Rodriguez po wycieczce na Empyreusa zaczął zastanawiać się czy by nie zainwestować we własną, małą armię, tylko, że z drugiej strony ciężko by mu było wszędzie ją targać ze sobą. To był pomysł godny rozważenia, zwłaszcza, że w razie czego mógłby się z nimi skontaktować i przynajmniej czuć w miarę bezpiecznie gdyby znów ktoś wynajął najemników żeby wysadzić go w powietrze. To, że miał siatkę odpowiedzialną za każdy aspekt prowadzenia jego działalności – od hakerów, po zabójców i złodziei, widocznie nie było wystarczające.
Charakterystyczny kształt budynku sali koncertowej zamajaczył nad innymi budynkami wyróżniając się znad nich charakterystycznie. Rodriguez wstał i poprawił marynarkę przy rękawach. Ten, który dziś miał na sobie akurat dostał dwa dni temu jako uszyty na specjalne zamówienie. Diego był z niego bardzo zadowolony, zwłaszcza, że pierwszy raz od jakiegoś czasu pozwolił sobie na zmianę krawca i zainwestowanie nieco więcej w ubranie niż zwykle. Cóż, Rodriguez bardzo lubił wydawać kredyty i przede wszystkim obnosić się z tym przy ludziach i nieludziach.
Prom delikatnie osiadł na lądowisku vipowskim przy wejściu dla gości specjalnych. Jak zwykle nie było tutaj takiej kolejki jak przy głównym wejściu, więc biznesmen skinął głową na swoich ochroniarzy i ruszył powoli do wejścia. Był rozpoznawalny, dlatego zaraz przy wejściu sprawdzono tylko bilet i przepuszczono zarówno jego jak i krogan do loży, którą Diego opłacał i miał w zwyczaju właśnie z niej korzystać. Była w takim miejscu, że spokojnie mógł delektować się zarówno muzyką jak i obserwować ewentualnych innych gości. Rodriguez lubił tutaj przebywać, zwłaszcza, że miejsce było przeznaczone dla czterech osób, więc było na tyle kameralnie i prywatnie, aby pozwolić sobie na odrobinę prywatności. Kroganie zostali naturalnie przed wejściem w razie gdyby Diego czegoś potrzebował byli na zawołanie. Oczywiście loża Brazylijczyka zaopatrzona we wszystko, czego tylko mógł potrzebować w danej chwili czekała już na niego przygotowana w stu procentach. Diego dzierżąc w ręce program koncertu zajął miejsce analizując poszczególne punkty, potem przeniósł wzrok na zapełniającą się powoli salę. Jeśli ktoś myślał, że Rodriguez przybył tutaj tylko i wyłącznie na koncert, to był trochę w błędzie. Biznesmen, jak niemal zawsze przy takich okazjach zajmował się też tym, co uważał na najlepszą rozrywkę. Przesunął wzrokiem po bliższych i dalszych rzędach próbując wyłapać kogoś na tyle interesującego, że mógłby spędzić z nim koncert.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

9 maja 2015, o 16:27

Udało się. Wpuszczona bez pytania wejściem dla muzyków miała cały budynek dla siebie. A przynajmniej tę część, która ją interesowała - zaplecze i scenę. Minęła garderoby, zaglądając do jednej po drodze i korzystając z tego, że jest pusta, sprawdziła jeszcze w dużym lustrze czy po chowaniu się w krzakach nie ma nigdzie liści, czy innych niechcianych ozdób. Poprawiła opadający na czoło kosmyk włosów, wplatając go w wysokie upięcie i upewniła się, czy pożyczone diamentowe kolczyki trzymają się na uszach. Po tym wyszła, zostawiając pożyczony instrument w pomieszczeniu za sobą.
Na główną salę koncertową weszła z tyłu, od strony sceny. Sprawiając wrażenie, że doskonale wie, co robi i oczywiście, że powinna tu być, przeszła między krzesłami dla orkiestry i po kilku wysokich stopniach zeszła na widownię. Nadal mogła zostać uznana za artystkę i najwyraźniej tak właśnie się stało, bo nikt jej nie zatrzymał. Prawdę mówiąc nie była szczególnie zdziwiona. W miejsca takie, jak to, normalni ludzie się nie włamywali, bo po co? A że ona miała... specyficzny sposób spełniania swoich marzeń - to już nie był jej problem. Właściwie chwilowo nie miał problemu żadnego, poza tym, że bilety były ponumerowane.
Westchnęła i stojąc wciąż jeszcze przy scenie, rozejrzała się po sali. Była stuprocentowo pewna, że wszystkie miejsca zostały wyprzedane, a ona wybitnie nie miała ochoty stać przez dwie godziny, oparta o ścianę. Uniosła wzrok i zmrużyła lekko oczy, przyglądając się balkonom dla vipów. No dobrze, skoro już dostała się do tej sali, to czemu nie iść na całość? Podniosła brzeg sukienki i ruszyła w górę, po szerokich schodach prowadzących na część przeznaczoną dla posiadających grubszy portfel. Któraś z lóż musiała być wolna, ci bogatsi niejednokrotnie byli leniwi i nie docierali na koncerty i inne wydarzenia tego typu, mimo zakupionych już horrendalnie drogich biletów. Doskonale to wiedziała, zresztą z doświadczenia.
Gdy znalazła się na pierwszym piętrze, najpierw powoli przeszła łukowatym korytarzem dookoła sali. Tylko że wszystkie loże były jeszcze pozamykane, poza trzema - do jednej zajrzała i została wygoniona przez starsze małżeństwo, w drugiej wszystkie miejsca były zajęte. Trzecią obstawiało dwóch krogan i jakoś niekoniecznie miała ochotę z nimi dyskutować. Póki co usiadła więc tylko na jednym z białych foteli ustawionych na korytarzu, tak, by mieć dobry widok na rząd wysokich drzwi. Sprawdziła czas. Jeszcze piętnaście minut. Postanowiła poczekać, aż zejdą się wszyscy i potem zapolować na jakąś lożę, przy której wejściu lśni czerwona kontrolka. Otworzyć sobie drzwi i mieć całą dla siebie.
Tak, to był dobry plan.
Oparła się wygodnie, zarzucając nogę na nogę i obojętnie wpatrzyła się w przestrzeń, odpowiadając uprzejmym skinieniem głowy na powitania, którymi raczyli ją niektórzy. Tak jakby z założenia wszyscy na tym piętrze musieli się znać. Na jej twarzy odmalowało się lekkie rozbawienie, w postaci typowego dla niej, tajemniczego półuśmiechu.
Sprawdziła czas, dziesięć minut.
No szybciej, ludzie.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

9 maja 2015, o 17:10

Już po raz kolejny przekonał się o tym jak dobrym pomysłem było zainwestowanie we własną lożę. Już nie chodziło nawet o względy obnoszenia się ze swoim majątkiem, ale na doskonałą widoczność wszystkiego, co działo się pod nim. Przez chwilę obserwował nadchodzących od strony drzwi wejściowych gości, którzy powoli zapełniali salę. Wypatrzył jakąś warta uwagi asari, potem z kolei ludzką blond kobietę o rysach dziwnie znajomych i przyszło mu do głowy, że nagle przestrzeń Nos Astry jakby zaczyna się zawężać. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Jakieś starsze panie minęły kilka miejsc bezpośrednio pod balkonem Diega i zaczęły intensywnie dyskutować o tym, co za chwilę miało zdarzyć się na scenie. Rodriguez przewrócił oczami i z powrotem zaczął analizować wchodzących. Nie. Nie. Nie… Nic ciekawego. Rzucił okiem w kierunku sceny i wtedy coś przykuło jego uwagę na dłużej niż kilka sekund. Biznesmen zmrużył oczy marszcząc brwi i przyglądał się osobliwemu widokowi. Po pierwsze co wydało się Brazylijczykowi dziwne w tym momencie, był fakt, że rudowłosa kobieta w swoją drogą intrygującej sukni zmierza na salę od strony sceny. Obserwował ją od kiedy tylko jego spojrzenie na nią natrafiło a jego mina wyrażała co najmniej spore zdziwienie. A to była dobra podstawa do tego, żeby w jego głowie zrodziło się szczere zainteresowanie. Do tego dziwnym i przypadkowym rządzeniem losu nieznajoma postawiła na loże na górze i po chwili zniknęła Rodriguezowi z oczu.
Diego jeszcze przez moment siedział w fotelu zastanawiając się kim mogła być intrygująca postać, która właśnie weszła gdzieś na górę i czy warto by było w tym momencie zaryzykować. Jeśli była kimś z muzyków to po co wędrowała do loży vipowskich. No chyba, że została zaproszona przez kogoś właśnie z innych równie zblazowanych co on bogaczy. To z kolei też nie było wcale jakieś trzymające się kupy wyjaśnienie. Zerknął na zegarek, do rozpoczęcia pozostało jakieś dziesięć minut, to był wystarczający czas dla Rodrigueza żeby udać się jeszcze na małe poszukiwania o ile jego kroganie byli na tyle inteligentni żeby zarejestrować rudowłosą. Diego wstał z miejsca i nacisnął delikatnie na kontrolkę przy drzwiach i wychylił się zza nich odwracając głowę w kierunku Gorga.
- Nie widziałeś gdzieś… - urwał na moment, bo jego spojrzenie trafiło na tą samą, czarną sukienkę, którą widział przed chwilą. No proszę, ktoś ma tu dzisiaj szczęście. -… nieważne. Pilnujcie drzwi.
Poprawił marynarkę pociągając ją lekko za klapy i ruszył w stronę kobiety. Zbliżając się do niej skinął lekko głową jeśli tylko zwróciła na niego uwagę, po czym przeszedł kilka kroków mijając ją, jakby udawał się w zupełnie innym celu w głąb korytarza. Po chwili jednak zatrzymał się i uśmiechnął do siebie, cóż, dla niego zaczynała się wreszcie gra, w której czuł się niesamowicie pewnie. Powoli odwrócił się w stronę nieznajomej.
- Jeśli ktoś każe czekać takiej kobiecie, to raczej nie jest wart jej towarzystwa. Moja loża jest pusta i zapewniam, że jestem ciekawym towarzystwem – strzelał. Nie wiedział czy go rozpozna czy nie. Jeśli była z Nos Astry czy nawet z samego Ilium powinna Rodrigueza w jakiś sposób kojarzyć. Jeśli nie to tylko podnosiło poprzeczkę, ale także dawało nowe możliwości.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

9 maja 2015, o 18:16

Kolejny, który się z nią przywitał tylko dlatego, że siedziała tam, gdzie siedziała. Odpowiedziała mu tym samym uśmiechem, który miała dla wszystkich pozostałych i wróciła do wpatrywania się w korytarz, kiedy mężczyzna zwrócił się do niej. Dopiero wtedy zorientowała się, że wyszedł zza drzwi, przy których stali kroganie. Tych samych, za które nie miała ochoty zaglądać, obawiając się nie-wiadomo-czego. Bo przecież nie każdy zabierał obstawę do filharmonii. Na co oni mogli się tu przydać, poza byciem zbędnym ogonem?
Powoli przesunęła oceniającym spojrzeniem po sylwetce odzianej w wyraźnie drogi garnitur i w końcu zatrzymała wzrok na jego twarzy. Wyglądało na to, że był równie przystojny, jak bogaty. Ale w jednej rzeczy nie różnił się od żadnego innego.
Uśmiechnęła się, zdejmując nogę z nogi.
- Tak, dochodzę do tych samych wniosków - odparła, podnosząc się powoli. W porządku, krogańska ochrona nie wyglądała zachęcająco, ale skoro do tej pory stała za drzwiami, to pewnie tak zostanie.
Nie miała pojęcia kim był, chociaż wyglądał znajomo. Może mijała go gdzieś na promenadzie? Albo był kimś znanym tu, na Illium, co zgadzałoby się zarówno z centralnym umiejscowieniem jego loży, jak i z potencjalną ceną garnituru, który miał na sobie. Sprawdziła czas. Pięć minut. Gdzieś pod nimi rozległ się pierwszy dzwonek.
- Obawiam się, że ja mogę być nieciekawym, bo przyszłam tu głównie dla muzyki - skinęła głową w stronę sceny. - Mogę być mało rozmowna. Ale to bardzo miło z pańskiej strony. Przesiedzenie całego koncertu tutaj dość mocno zepsułoby mi wieczór.
To było wygodne, nie wyprowadzać go z błędnego przekonania, że na kogoś tu czeka. Że wcale nie znalazła się tu bez biletu i tak naprawdę plan na najbliższe chwile mógł się nie powieść. Minęła mężczyznę i krogan, wchodząc do pustej loży. Poszło łatwiej, niż się spodziewała. Nie musiała się już włamywać, nie musiała siedzieć na korytarzu poganiając ludzi w myślach. Podeszła do barierki i oparła się o nią łokciami, póki co nie zajmując żadnego z czterech wolnych miejsc, ale podziwiając złocistą salę. Naprawdę wyglądała lepiej, niż na jakimkolwiek zdjęciu. Widownia piętro niżej była już niemal całkiem zapełniona, a ludzie jeszcze wlewali się do środka nieprzerwanym strumieniem. Najpierw wpuścili tych z biletami, teraz tych, którzy mieli zająć miejsca stojące. I pomyśleć, że przez chwilę zastanawiała się nad zostaniem tam, na dole. Zmrużyła podkreślone ciemnym makijażem oczy i wpatrzyła się w scenę. Zaraz zaczną wchodzić. Jak dawno ich nie słyszałam.
Póki co jednak odwróciła się do mężczyzny, który rozwiązał wszystkie jej problemy, by przedstawić się imieniem, którego jeszcze jakimś cudem udało się jej na Illium nie spalić.
- Jestem Eva - uśmiechnęła się. - Dziękuję, naprawdę - rozejrzała się po niewielkim balkonie, na jakim się znajdowali. - Oczekuje pan kogoś, czy jest pan sam? Jeśli to drugie, to dlaczego?
Wciąż stała przy barierce, opierając na niej teraz tylko jedną dłoń. Jej wzrok przywędrował z powrotem na Rodrigueza i tam już został, pytający, zaciekawiony. Naprawdę, Irene w wielu miejscach spodziewała się mężczyzn szukających sobie towarzystwa, ale nie tutaj, więc pytanie było zupełnie szczere.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

9 maja 2015, o 18:51

- Zatem postaram się nie przeszkadzać – uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób. – Również przyszedłem posłuchać muzyki, a jeśli dodatkowo będę miał tak miłe dla oka towarzystwo, to będzie mi niezwykle przyjemnie.
Czyli przynajmniej wydawało się, że Eva – jak się przedstawiła kobieta – nie rozpoznała Rodrigueza. To dobrze, przynajmniej póki co będzie miał szerokie pole manewru. No chyba, że jego nazwisko coś jej powie… Wyciągnął rękę w jej kierunku i chwycił delikatnie za dłoń przykładając do niej swoje usta. -Diego Rodriguez.
Tak, to też miał perfekcyjnie opanowane i nie miał zamiaru rezygnować z pewnych wyuczonych od lat gestów. Teraz przynajmniej robił to z przyjemnością, ostatnim razem czuł się tak tylko raz. Ten raz, który do tej pory ciągnął się za nim dziwnymi wyrzutami sumienia od czasu do czasu. Jak nigdy. Szybko odpędził te myśli od siebie, zwłaszcza, że przy rudowłosej nie musiał się za bardzo skupiać na czymś innym.
Przepuścił Evę w drzwiach gestem każąc kroganom zostać na drzwiami i pilnować jego bezpieczeństwa. Nie myślał o tym na ile zastanawiająco wyglądał fakt, że Diego ciągnął ze sobą ochronę w postaci najsilniejszej rasy w galaktyce. Kiedy drzwi się zamknęły Diego nie usiadł na miejscu ze względu na to, że rudowłosa również nie zajęła miejsca, a tak wyraźnie nakazywała etykieta. Zamiast tego oparł się o barierkę obok Evy i spojrzał na dół przyglądając się przybyłym. Było naprawdę sporo obecnych, zarówno ludzi jak i obcych, chociaż z naciskiem na tych pierwszych. W sumie nie było się czemu dziwić głównie ze względu na to, kto miał zaraz pojawić się na scenie najsłynniejszej na całym Ilium sali koncertowej. Po chwili uniósł wzrok na balkon idealnie naprzeciwko nich i ujrzał na nim Nicole w towarzystwie Jamesa. Uśmiechnął się lekko do siebie i przeniósł spojrzenie na kobietę pozwalając oczom nacieszyć się widokiem, którego ostatnio wyraźnie mu brakowało. Aż zaczął zastanawiać się dlaczego przez ostatni czas zrezygnował z tego typu rozrywek i bynajmniej nie chodziło mu o koncert.
- Diego, darujmy sobie te tytuły skoro mamy spędzić razem resztę wieczoru – uniósł brew i kącik ust w półuśmiechu, po czym odpowiedział na zadane przez kobietę pytanie: - Powiedzmy, że potrzebuję wyszukanego towarzystwa a o takie najlepiej w takich miejscach jak to. Poza tym mało kogo zachęca moja eskorta.
Odwrócił się plecami do sceny kiedy muzycy zaczęli zajmować swoje miejsce i gestem dłoni wskazał Evie miejsce obok siebie. Dopiero kiedy ta zechciała je zająć sam usiadł opierając się wygodnie w fotelu. Naprawdę szykował się przyjemny wieczór.
- Pierwszy raz na Ilium?
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

9 maja 2015, o 19:41

Diego Rodriguez.
No tak, to już wiedziała dlaczego wydał się jej znajomy. Krótkie zlecenie, które nie doszło do skutku przez jakieś niezgodności w terminach. Widziała jego zdjęcie, nawet kilka, kiedy szukała o nim informacji w extranecie. Jak mogła nie rozpoznać go na pierwszy rzut oka? Gdzie jej pamięć do twarzy? Faktycznie, był jedną z najważniejszych person Nos Astry i owszem, był bogaty. W końcu znalazła się nawet na moment w przedsionku jego gabinetu i rozmawiała z jego asystentką...
Nie dała po sobie niczego poznać, wciąż uśmiechając się z wdzięcznością, chociaż w jej myślach pojawiło się teraz coś nowego. Romans z radną, o którym tyle się naczytała. Przestała się interesować tym tematem równie szybko jak zaczęła, więc teraz nie wiedziała - skończył się? Trwał nadal? Wnioskując po pustej loży - to pierwsze, ale brak pani Fel w filharmonii na Illium też wcale o niczym nie musiał świadczyć.
Podążyła potem za jego spojrzeniem i zobaczyła blondynkę, którą też już skądś kojarzyła... Szlag. Zaczęła zastanawiać się, czy tamta ją pamięta i czy aby na pewno podała to samo imię, co przy ich poprzednim spotkaniu. Westchnęła i potrząsnęła głową, wracając wzrokiem do sceny. To w sumie nie było teraz takie ważne, mogła się tym przestać przejmować na chwilę. Przez dwie godziny przed niczym nie uciekać. W końcu po to tu przyszła, czyż nie?
Zajęła miejsce obok Rodrigueza i skinęła głową na propozycję przejścia na Ty.
- W porządku - zarzuciła nogę na nogę. Prawe kolano wysunęło się z długiego rozcięcia sukni. Może i zakrywała siniaki długimi rękawami, ale z dekoltu i efektownego dołu nie rezygnowała. Prawdę mówiąc, suknia też była pożyczona, jeszcze tego samego dnia rano, z luksusowego salonu prowadzonego przez bardzo nieogarniętą asari. - Taak, eskorta... - obróciła się w fotelu, jakby chciała sprawdzić, czy kroganie przypadkiem nie znaleźli się w środku. Wciąż się przy nich czuła nieswojo. Przy każdym kroganinie, prawdę mówiąc. - Wyglądają groźnie. Ale chyba o to właśnie chodziło, czyż nie? Filtrują jeszcze to wyszukane towarzystwo na bardziej i mnie odważne - uśmiechnęła się. - Docenią koncert?
Jakoś nie była w stanie wyobrazić sobie krogan, zasłuchanych w ludzką muzykę. Nie wiedziała, jak wyglądała ich kultura, ale kiedy się nad tym głębiej zastanawiała, w jej wyobraźni pojawiały się jedynie bębny. I może trochę okrzyków bojowych.
Orkiestra zaczęła się stroić, więc wyprostowała się jeszcze, wyglądając znad barierki. Mężczyzna, którego skrzypce wykorzystała do dostania się do środka, wpadał właśnie na scenę i próbował niezauważenie dotrzeć do drugiego pulpitu. Koncert jeszcze właściwie nie trwał, więc mógł sobie na to pozwolić. Czyli znalazł instrument, no i proszę, wszystko dobrze się skończyło, nikt nie ucierpiał.
- Tak - odpowiedziała na pytanie, opierając się z powrotem i odwracając się trochę w stronę Diega. - Przyleciałam tu dwa dni temu. Korzystam ze wszystkich atrakcji Nos Astry, jakie zapewnia - znów ten półuśmiech. I wróciła do rozglądania się po geometrycznym suficie. - Niektóre rozczarowują, niektóre są lepsze od innych. Ty jesteś stąd, prawda? - podniosła program i zaczęła przeglądać go z nieprzeniknioną miną, chociaż znała go już na pamięć. - Słyszałam o tobie.
Nie dodała nic więcej, pozwalając mu domyślać się, czego mogła się dowiedzieć będąc na Illium wcale nie tak długo. Normalna turystka zobaczyłaby go na plakatach i może w tutejszych mediach. Telewizji, gazetach. Od dwóch dni żadnych dziwnych informacji normalnie by nie zebrała i to stawiało Rodrigueza tylko w jeszcze lepszej sytuacji... przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka.
Odłożyła program i po raz kolejny przesunęła spojrzeniem po sylwetce Diega, niespecjalnie się z tym nawet kryjąc, po czym oparła się już prosto i dołączyła do witających dyrygenta oklasków widowni. Zgasło światło, poza tym na scenie, zapadła cisza, a po niej rozbrzmiały pierwsze dźwięki. Irene nie odwracała się już, jej wzrok utkwiony był w orkiestrze, więc Rodriguez mógł jedynie obserwować w półmroku jej profil. No, chyba że miał coś do powiedzenia. To nie był Szostakowicz, więc Francuzka skupiała się póki co na samym brzmieniu doskonałego zespołu, a skoro byli na wydzielonym balkonie, cicha rozmowa nie powinna nikomu przeszkadzać.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

9 maja 2015, o 22:41

Diego uśmiechnął się pod nosem. Tak, do tej pory nie zabierał ich nigdzie ze sobą aż tak skrupulatnie jak ostatnimi czasy, ale cóż… Ostatnio jakoś wolał nie ryzykować, a że prowadził taki a nie inny tryb życia to niosło za sobą pewne zobowiązania. Czasem bardzo drastyczne.
- Proszę cię, to kroganie… - podsumował jakby było dla niego oczywiste, że jakieś bardziej wyszukane rozrywki poza obijaniem ryja ich interesowały. Zresztą w tej kwestii chyba oboje się z tym zgadzali. – Ale owszem, są przydatni.
Chociaż często nie wtedy kiedy ich trzeba. Dodał sobie w myślach nie widząc powodu aby dzielić się tym z Evą. Kątem oka wyłapał to jak idealnie ułożyła się sukienka kiedy kobieta założyła nogę na nogę, ale zdecydowanie należał do grona mężczyzn, którzy nie zwykli dostawać zawału czy ślinić się na widok odsłoniętych części ciała. To, że też nie zaszczycił tego dłuższym spojrzeniem również nie należało do wyjątków. Diego po prostu wiedział, że największe zainteresowanie budzi się w kobietach kiedy wyraża się kompletny brak zainteresowania. Potrafił dawkować to i owo aby zazwyczaj sytuacja szła idealnie po jego myśli i w większości przypadków nie miał z tym żadnego problemu. Co prawda jego romans z Iris był jednym z wyzwań, które mógł uznać za szczególnie wymagające a działo się całkiem niedawno, więc Rodriguez mógł z czymś przesadzić. Trudno było mu ocenić po tych kilku minutach jaką osobą będzie Eva i czy pójdzie gładko czy raczej będzie potrzebował jakiś bardziej wyszukanych metod. Póki co sam fakt, że zechciała mu towarzyszyć w loży mógł uznać za całkiem dobrze rokujący na przyszłość. Na tę jedną noc…. Wieczór znaczy się.
- Atrakcji? Cóż sądząc po kreacji i sposobie bycia sądzę, że odwiedziłaś dość wyszukane miejsca. Aż żałuję, że nie wychodziłem ostatnio z gabinetu, może gdzieś wpadlibyśmy na siebie wcześniej – odpowiedział swoim półuśmiechem obserwując przez moment profil rudowłosej. Cóż, musiał przyznać, że jeśli chodziło o skalę według której klasyfikował swoje „ofiary” Eva znalazła się bardzo wysoko. Odwrócił się w stronę sceny i splótł dłonie na wysokości swojej brody opierając się rękami na podłokietniku. – Tak, mieszkam tutaj od dawna. Lubię to miejsce, ma swój niepowtarzalny klimat i bardzo łatwo prowadzi się tutaj interesy.
Słyszałam o tobie… Diego mruknął cicho próbując lekko zatuszować śmiech, który teraz wyrwał mu się z gardła. Gdyby dostawał kredyt za każde takie zdanie, które w swoim życiu słyszał byłby pewnie znacznie bogatszy niż był w tym momencie. Ale to dobrze, teraz przynajmniej miał jasno nakreśloną sytuację i mógł z tego korzystać do woli. W końcu sława pociągała równie mocno co dużo cyferek na koncie.
- Szkoda, spodziewałem się, że czymś cię może zaskoczę. A tak, skoro słyszałaś o mnie to jestem ciekaw jakie rzeczy mówią o mnie na ulicach Nos Astry – ściszył głos na tyle by Eva go słyszała ale tak aby nie niósł się nieprzyjemnym szeptem po balkonie. Pierwsze dźwięki dotarły do jego uszy przyjemnie drażniąc okolice jego wrażliwości i poczucia estetyki. Tak, już zdążył zapomnieć jak bardzo lubi to miejsce.
- No i przy okazji, może powiesz mi komu cię tak bezczelnie ukradłem z korytarza? Nie wyglądasz na szczególnie niezadowoloną, że nie spędzisz wieczoru z tym z kim miałaś - nachylił się trochę w jej stronę, czując subtelny zapach perfum.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

9 maja 2015, o 23:21

Uśmiechnęła się, wciąż nie odwracając głowy w jego kierunku. Kreacja i sposób bycia. Jakby to było wszystkim, co opisuje osobę. Irene potrafiła to wszystko zmieniać w ułamku sekundy, przeszło jej przez myśl że powinien zobaczyć ją pijącą whisky z gwinta, w brudnym kombinezonie, na pirackim statku. Przeobrażenie się w kogoś zupełnie innego było przecież tak bardzo proste.
- Powiedzmy - skwitowała, niezmiennie siedząc wyprostowana i wpatrując się w scenę. Tylko że rozbawienie jakoś nie mogło zejść jej z twarzy. Czy do wyszukanych miejsc zalicza się popularny klub, w którym sekta narkomanów urządza sobie sabat? Jeśli przyjmą, że tak, to cóż... niech będzie. - Tak, to prawda. Nos Astra jest piękna, chociaż dzisiejszy wieczór zdecydowanie przebija wczorajszy i przedwczorajszy - ucichła, wpasowując milczenie w długą pauzę orkiestry. - Mam na myśli koncert, oczywiście.
Po raz któryś z kolei przesunęła spojrzeniem wzdłuż jednego z filarów podtrzymujących sklepienie, by potem przyjrzeć się najbliższym balkonom i w końcu na moment - dosłownie na ułamek sekundy - oprzeć wzrok na Rodriguezie.
- Tego nie wiem - unosząc w półuśmiechu kącik ust, z powrotem odwróciła głowę i przechyliła ją lekko. Oparta na podłokietniku ręka zaczęła bawić się długim kolczykiem. - Jestem tu od dwóch dni, więc ulice Nos Astry nie zdążyły się podzielić ze mną swoją wiedzą. Słyszałam z innych źródeł. A jakie...? - wzruszyła ramionami prawie niezauważalnie i znów na chwilę zamilkła. - Naprawdę chcesz słuchać tego co już wiesz? Nie masz czasem dość?
Nie pamiętała, kiedy ostatnio miała na sobie tak drogą biżuterię. Czując pod palcami drobne wypukłości białych kamieni wstawionych w srebrną oprawę kolczyka, przez moment skupiła się wyłącznie na tym. Ale nie mogła przecież przyznać, że jej tego brakowało, bo jak widać potrafiła to sobie zorganizować, kiedy potrzeba stawała się zbyt silna. Wyprostowała się wreszcie i przesunęła dłonią po miękkim, lejącym się materiale sukienki na udzie.
- A ty nie wyglądasz, jakbyś miał z tego powodu wyrzuty sumienia, więc czy to ma jakiekolwiek znaczenie? - zerknęła na niego znów, gdy przysunął się bliżej. - I póki co spędzam wieczór dokładnie tak, jak planowałam.
Skinęła głową w stronę sceny i przez kilka minut nie mówiła nic, wsłuchując się w muzykę. Taka była prawda, nie przyszła tu dać się zagadywać w nieskończoność przez nieznajomego. Przeszło jej przez myśl, że jeśli będzie usiłował z nią rozmawiać w drugiej części koncertu, to będzie musiała go wyprosić z jego własnej loży. A z tego z kolei nie będą zadowoleni ochroniarze, których swoją drogą też sobie przypomniała. Dwa tłuki, których przerosło pojęcie czegoś tak niezwykłego, jak lewitująca kamera. Uśmiechnęła się lekko.
Jeśli Rodriguez spodziewał się od niej konkretnych odpowiedzi, to się mocno przeliczył. Mógł pytać dalej, a ona mogła tak samo odpowiadać w nieskończoność. Niedopowiedzenia, niewiadome.
- Czego się tak boisz? - spytała znienacka, gdy muzyka nabrała wolumenu i przestała obawiać się, że jej głos będzie komuś przeszkadzać. - Zwykle ludzie nie zabierają obstawy na koncert. Ja nie zabieram, na przykład.
To nic, że nigdy takiej nie miałam i mieć nie będę. To stwierdzenie stawiało ją w jeszcze innym świetle, chociaż nie miało kompletnie nic wspólnego z rzeczywistością. Bawiło ją to. Wieczór zaczynał nabierać więcej kolorów, niż mógł jej zaoferować sam Płomień. Była ciekawa na ile jeszcze może sobie pozwolić, zanim zapalą światła i będzie musiała stamtąd wyjść, zostawiając całe to wspomnienie przeszłości za plecami.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

10 maja 2015, o 10:31

Gdzie się podziały wszystkie kobiety, które same wskakują ci do łóżka? Przez moment Rodriguez milczał wsłuchując się w muzykę i analizując w głowie pewne drobne fakty, które powoli zaczynały do niego docierać. Ostatnio bardzo intensywnie zawyżał sobie poprzeczkę i w tym momencie ciężko było mu stwierdzić, czy to dobrze czy źle. Cóż, jeśli jednak się na początku przeliczył wychodziło na to, że przynajmniej spędzi wieczór na przyjemnej grze słownej, której na swój sposób również mu brakowało. Nie to żeby się poddawał, broń boże, jeszcze zdecydowanie za mało wiedział o tajemniczej kobiecie, która przyszła tutaj z zupełnie innej strony niż powinna.
- A wyglądam jakbym miał dość? Skoro słyszałaś o mnie to pewnie wiesz, jaki jestem – ponownie przeniósł spojrzenie na balkon naprzeciwko. Wyglądało na to, że Nicole bawi się równie wybornie co on sam i chyba dopiero teraz wyłapała go swoim spojrzeniem. Skinął jej lekko głową, na co jego asystentka uśmiechnęła się lekko. Tak, doskonale znał ten uśmiech i dobrze wiedział co on oznacza. Odchrząknął lekko i odwrócił się ponownie w stronę rudowłosej.
- Dobrze więc, nie będę wnikał aczkolwiek, jeśli to ktoś z moich znajomych zapewne będzie mu mocno nie w smak, że pozbawiłem go tak uroczego towarzystwa – oparł się brodą o rękę tą bliżej Evy i obserwował muzyków na scenie. Nie chciał przeszkadzać kobiecie swoją ciągłą paplaniną, więc od czasu do czasu zdobywał się na dłuższą chwilę milczenia by pozwolić jej w spokoju chłonąć dźwięki. Zresztą sam również się na tym skupiał. Dopiero kiedy padło kolejne pytanie Diego na moment spoważniał a goszczący na jego ustach przez cały czas półuśmiech zniknął na moment. Na szczęście było na tyle ciemno, że ciężko byłoby kobiecie cokolwiek wychwycić z jego mimiki, chyba, że w tej chwili patrzyłaby bezpośrednio na niego.
- Ja się niczego nie boję – maksyma powtarzana niemal zawsze i wpajana mu od najmłodszych lat sama wyrwała mu się z ust. Nie żałował tego, bo słowa, które padły były wypowiedziane bardzo pewnie i dosadnie. Zaraz też na jego usta wrócił półuśmiech i Rodriguez rozluźnił się z powrotem. – Jestem przystojny i bogaty. Wolę to mieć dobrze zabezpieczone. Zdziwiłabyś się w jakich miejscach można trafić na kogoś, kto chciałby zaopiekować się moimi kartami kredytowymi na przykład.
Nie oszukujmy się, Diego był ostatnią osobą, która spodziewałaby się konkretów i prostych odpowiedzi. Sam bawił się w niedopowiedzenia i zagadki, a jeśli miał też okazję usłyszeć coś takiego vice versa tym bardziej czuł się zadowolony. To była gra, którą wręcz uwielbiał, więc nie było się czemu dziwić, że nie drążył tematów głębiej i intensywniej. Wolał kiedy gdzieś pozostawała jeszcze odrobina tajemniczości, to dodatkowo uatrakcyjniało każdy wieczór.
- Dlaczego akurat koncert? – zapytał wreszcie zmieniając nieco temat i wracając do tego, co tu i teraz. Domyślał się, że odpowiedź będzie całkiem podobna do jego powodów zjawienia się tutaj i wcale nie chodziło mu teraz o polowanie. – Gustujesz czy nie masz czego robić z kredytami?
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

10 maja 2015, o 14:08

Jeśli spodziewał się, że Irene odwdzięczy mu się za zaproszenie do loży w naturze, to mocno się przeliczył. Z tego, co zdążyła na jego temat wyczytać te kilka dni temu, właściwie mogła się tego spodziewać. Ale za bardzo ją to bawiło, by teraz z tego zrezygnować tylko dlatego, że priorytetem Rodrigueza w tym momencie było jedynie zaciągnięcie jej do łóżka.
- Różne rzeczy wiem o tobie, ale nie to, jaki jesteś - wzruszyła ramionami. - Ciężko poznać człowieka na podstawie informacji z drugiej ręki. Możesz mi sam powiedzieć.
Ciekawa była, czy to jakiś rodzaj rywalizacji wśród bogatych biznesmenów Nos Astry. Który przez chwilę będzie miał najpiękniejszą kobietę... Albo który pierwszy dorwie się do nowej, tajemniczej persony, pojawiającej się nagle na koncercie w sali koncertowej T'vani. Bo przecież nie mogła być byle kim, nie tutaj, nie na tym piętrze, nie w tym stroju. Ciekawe, jak by zareagowali, gdyby wiedzieli, jaka jest prawda i kim ona jest w rzeczywistości. Gdy siedziała jeszcze na korytarzu, niektórzy witali się z nią, inni przesuwali tylko spojrzeniem po jej sylwetce i szli dalej, ale była przekonana, że jej obecność nie pozostała bez echa. W szczególności teraz, gdy weszła do loży Rodrigueza. Plotki rozchodziły się szybko, a Irene zaraz zniknie i cóż... nikt się niczego nie dowie.
Wypowiedziane ze zdecydowaniem słowa Diega sprawiły, że aż odwróciła głowę w jego stronę, mierząc go uważnym spojrzeniem. Słyszała już to, z innych ust i w zupełnie innej sytuacji, ale zabrzmiały tak znajomo... Przez chwilę uderzyły w nią wyrzuty sumienia, ale odepchnęła je od siebie. Przecież nic się nie dzieje. Mężczyzna uśmiechał się już, więc może niepotrzebnie jej wyobraźnia dodała temu przesadnej powagi.
Wreszcie i ona się uśmiechnęła. I skromny. Naprawdę, w tym absurdzie sytuacji ledwie powstrzymała się od parsknięcia głośnym śmiechem. Zdziwiłbyś się, gdybyś wiedział, że właśnie trafiłeś.
- Najwyraźniej masz ich za dużo. I za bardzo się nimi chwalisz - pochyliła się, opierając łokcie na kolanach i brodę na splecionych dłoniach, na dłuższą chwilę skupiając się na koncercie. Przymknęła oczy. Dźwięki przepływały przez nią i budziły w niej dawno już zapomniane uczucia. Brakowało jej tego przez te ostatnie lata. Nie chciała wracać do swojego dawnego życia, to nie o to chodziło, ale były rzeczy, które kochała. Dobre wino, dobre buty. I muzykę. Potem, po ucieczce z Ziemi, pokochała wiele innych rzeczy, ale te trzy uwielbiała nadal. Dopiero teraz przypomniała sobie o ostatniej, dopiero kiedy najlepsza ziemska orkiestra, w doskonałej akustyce najlepszej sali w galaktyce, wypełniała przestrzeń przejmującym, tęsknym brzmieniem. Westchnęła długo.
- Gustuję, nawet bardzo - otworzyła oczy, gdy zadał jej pytanie i wyprostowała się z powrotem. - Zawsze chciałam... znaleźć się tutaj. Zazdroszczę wam trochę. Tym, którzy mogą bywać tu częściej.
Mógł to zrozumieć w kontekście bycia turystką - pojawiła się na Illium na kilka dni i zaraz zniknie, a sala koncertowa pozostanie tutaj. Przez myśl przeszło jej jednak, że nie wie kiedy - i czy w ogóle - przyjdzie jej jeszcze raz odwiedzić to miejsce. A nawet jeśli z jakiegoś dziwnego powodu zostałaby w Nos Astrze na dłużej, cóż... z całą pewnością zbędnych kredytów nie miała. Jeszcze wczoraj o tej samej porze nie było jej stać na powrót na Cytadelę, więc odpowiedź nasuwała się sama.
- A ty? Wydajesz nadmiar pieniędzy, przyszedłeś na koncert dla muzyki, czy tylko po wyszukane towarzystwo na resztę wieczoru? - spojrzała na niego. - Mam wrażenie, że odciągam twoją uwagę od tego, co właściwie powinno tu być najważniejsze - z powrotem założyła nogę na nogę, tym razem drugą. - Chyba bywasz tu za często.
Na jej twarzy wykwitł wreszcie zwyczajny, szczery uśmiech i nie odwracała już wzroku od Rodrigueza tak szybko, jak robiła to do tej pory. Właściwie nie odwracała wcale, czekając na odpowiedź. Uniosła tylko pytająco brwi.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

10 maja 2015, o 16:15

Pokręcił głową z dezaprobatą. Nie wyobrażał sobie innego funkcjonowania niż to, do którego przywykł już dawno temu. Jak można było za bardzo chwalić się kredytami? Albo się chwalisz swoim bogactwem albo nie, a Rodriguez zdecydowanie stawiał na to pierwsze i jakoś nieszczególnie miał zamiar z tego rezygnować. Ale mogli o tym dyskutować w nieskończoność i tak nie doszliby zapewne w tej sprawie do konsensu. Brazylijczyk porzucił więc ten wątek i zajął się następnym, dużo mniej wymagającym aczkolwiek idealnie wpasowującym się w atmosferę.
- Ludzie zwykli nie doceniać rzeczy, które mają pod nosem. Często sięgają dużo dalej, więcej chcą zobaczyć tam gdzie być nie mogą – skomentował wyprostowując się lekko i poprawiając w siedzeniu. – A ci z kolei, którzy wreszcie dostaną to, czego pragną, szybko się tym nudzą. Dlatego trzeba stopniowo dawkować przyjemności i osiągnięcia, żeby móc się nimi dłużej cieszyć.
Przed oczami na moment stanęły mu chwile spędzone z radną – jak wiele prawdy teraz w kontekście tamtej znajomości miały te słowa. Diego od zawsze potrzebował dynamiki, rozwoju, adrenaliny i przede wszystkim żeby ciągle się coś działo. Usadowienie go w jednym miejscu na stałe i ułożenie pod własną komendę było chyba najgorszą rzeczą, jaką można było Brazylijczykowi uczynić. I chociaż Rodriguez na początku nie zdawał sobie z tego sprawy do końca, potem szybko przyszło zapomniane przywrócenie do rzeczywistości. Cóż, jedno było pewnie – nie łatwo byłoby w jakikolwiek sposób zmienić Rodrigueza. A już na pewno nie wybić z głowy priorytety, którymi się kierował chociażby teraz.
- Trochę jedno, trochę drugie i zdecydowanie to trzecie – zaśmiał się cicho odpowiadając na pytanie. To, że Diego planował jedno wcale nie oznaczało, że skupiał się tylko i wyłącznie na tym żeby wreszcie wrócić do mieszkania i za wszelką cenę znaleźć się tam z Evą. Owszem, to byłoby całkiem proste i szybkie rozwiązanie, jednak już po tych kilkunastu minutach spędzonych tutaj, w jednej loży spodziewać mógł się co najmniej wyzwania. Ale to dobrze, to w zasadzie bardzo dobrze.
- No i musisz mi wybaczyć, gdybym chciał się skupić jedynie na muzyce to nie zaprosiłbym cię do środka, prawda? – nie zwykł odwracać spojrzenia, mało tego, jeszcze intensywniej wpatrzył się w zielone oczy kobiety unosząc subtelnie brew. Tak, zdecydowanie powinien rozpatrzyć ponownie skalę, którą miał opracowaną na potrzeby zaspokajania swoich pragnień. Może i Rodriguez był skrajnie pewnym siebie (żeby nie powiedzieć aroganckim) człowiekiem, ale z pewnością nie można było odmówić mu szarmanckości, wyszukania i gustu. A przede wszystkim dobrego wychowania.
- Skoro gustujesz w takiej muzyce niewłaściwym wręcz byłoby nie spytać cię o ulubionego kompozytora – obrócił w dłoni program koncertu i zajrzał do środka od niechcenia akurat, kiedy nastąpiła chwila przerwy. Komuś na dole wyrwało się kilka oklasków, zanim zorientował się, że nie powinien tak robić. Rodriguez uśmiechnął się lekko. – Chyba mamy debiutanta – mruknął próbując wychwycić, z którego końca sali dobiegł ten dźwięk. Doskonale pamiętał swój pierwszy raz w filharmonii, jeszcze na Ziemi w ramach kolejnego kroku wyszukanej edukacji, którą zapewniał mu Jorge. Wycieczka do La Scala de Milano była jednym z zapadających dobitnie w pamięć wydarzeń w jego życiu.
- Owszem, bywam często, ale dlatego, że lubię. Nie tylko z powodów, których jak widzę zaczęłaś się domyślać – wrócił z powrotem do opierania brody na złożonej w pięść dłoni i wsłuchał się przez dłuższą chwilę w muzykę. Jedno trzeba było przyznać asari, doskonale wiedziały jak stawiać budowle nie tylko tak żeby były imponujące, ale także po to by doskonale spełniały swoja rolę. – Cóż, nie będę ukrywał, że lubię ciekawe towarzystwo, a ty wydałaś mi się wystarczająco intrygująca. Nie na co dzień ludzie wchodzą tutaj przeciwną stroną niż trzeba.
Nie oskarżał ją o nic, ale na jego twarzy pojawiła się mina, która wyrażała znacznie więcej niż tylko pewność siebie z nutką rozbawienia. Odwrócił się na ułamek sekundy przesuwając spojrzeniem po twarzy kobiety i wrócił do obserwowania dyrygenta. Całe życie zastanawiał się dlaczego akurat w całym tym tłumie doskonałych muzyków największą rolę zbiera ten na środku z kijkiem w ręku.
- Jesteś sama? – zapytał, po chwili decydując się na sprecyzowanie: - Mam na myśli Ilium... i trochę też ogólnie.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

10 maja 2015, o 17:15

- Dawkować przyjemności? - pokręciła głową. - To tak nie działa. Można żyć w przekonaniu, że docenia się to, co się ma pod nosem, ale przez to nie zdawać sobie sprawy z tego, jak wiele więcej można osiągnąć.
Była tego żywym przykładem. Gdyby stwierdziła, że życie na wysokim poziomie, jakie miała od urodzenia jeszcze na Ziemi, spełnia wszystkie jej potrzeby, nadal tkwiłaby w luksusowym domu z nudnym mężem, wybranym - jak w średniowieczu - przez despotyczną matkę, dodatkowo mieszkającą zaraz za płotem. A teraz, proszę. Czy ten dzień mógłby być lepszy? Cóż, mógłby, gdyby na fotelu obok siedział teraz ktoś inny. Ale z Rodriguezem przynajmniej bawiła się całkiem nieźle i nie zamierzała dać się porwać melancholii.
- Kiedy znudzisz się jednym, szybko możesz znaleźć nowe pragnienia - wzruszyła ramionami. - Stopniowe dawkowanie prowadzi do stagnacji. Wolę brać z życia pełnymi garściami - znów uśmiechnęła się do Diega. - I gdybym mogła, bywałabym tu co tydzień.
Znów przesunęła dłonią po materiale sukienki. Nie znała go. Ludzkie ubrania - nawet te najdroższe - szyte były z czegoś innego. Z czegoś mniej... delikatnego. Asari, tak samo jak wszystkie inne obce rasy, wciąż były dla niej niewiadomą, ale najbardziej ze wszystkich intrygującą. Miały w sobie coś, czego u ludzkich kobiet niejednokrotnie nie dało się znaleźć. Irene starała się, obserwowała, zapamiętywała. I teraz siedziała w vipowskiej loży, swoimi smukłymi palcami wygładzając na nodze czarną suknię.
- Uznałam, że po prostu zlitowałeś się nad moim nieszczęsnym losem - zaśmiała się cicho. - Ale teraz rozumiem.
Już nawet nie usiłował sprawiać pozorów. Jego spojrzenie było ciemne i intensywne, może nieco niepokojące, ale ona też nie odwróciła wzroku. Bardzo dawno temu nauczyła się prostej sztuczki, która sprawiała, że mogła każdemu patrzeć prosto w oczy. Nieważne, czy ten ktoś przystawiał jej broń do skroni, czy opierał się nad nią w łóżku. W końcu w ten sposób przeżyła wiele lat - wyłączyła ten system obronny dopiero kilka tygodni temu, w obecności tylko jednej osoby. Wystarczyło patrzeć na błyszczącą powierzchnię oczu, skupić na nich całą swoją uwagę. Na kolorze tęczówki, wielkości źrenicy. Czysta biologia, która emocji nie miała, więc i wywoływać żadnych nie mogła. Teraz też w ten sposób powstrzymała się przed odwróceniem wzroku, bo przecież Eva Blaise w swojej drogiej sukni i jeszcze droższej biżuterii nie zrobiłaby tego.
- Arvo Pärt - odparła i syknęła cicho, kiedy między częściami utworu ktoś zaczął klaskać, dopiero wtedy spoglądając przez barierkę w dół, jakby chciała zobaczyć kto się tak zbłaźnił. - Nawet tutaj. Myślałam że wybierając się do T'vani ma się już jakiekolwiek pojęcie o jakichś... podstawach.
Zamilkła na kilka minut, chłonąc kolejne dźwięki. Ta część była burzliwa, głośna i zupełnie się jej nie podobała, więc miało to same dobre strony: mogła na dłużej skupić się na rozmowie i nikomu nie będzie ona przeszkadzać, nawet jeśli na chwilę przestaną zniżać głos do szeptu.
- Przepraszam bardzo, ale sala ma więcej niż główne wejście. Kto mówi, że tylko z jednego można korzystać? - przekręciła się na fotelu nieco w stronę Rodrigueza, znów ze swoim tajemniczym uśmiechem przyklejonym do twarzy. - Byłam w garderobie, zostawić skrzypce - całkowita, banalna prawda, choć bez kontekstu tworzyła kolejny ciekawy element do obrazu Evy Blaise. - Widziałeś, jak wchodziłam? Myślałam, że nikt mnie nie zauważył.
Postukała paznokciami w podłokietnik. Kolejnego pytania się nie spodziewała, ale niczego po sobie nie pokazała, wciąż uśmiechając się delikatnie. Była przekonana, że mężczyzn takich, jak Rodriguez, zupełnie to nie interesuje.
- A jak sądzisz? - przekręciła lekko głowę, milcząc przez chwilę. Eva powiedziałaby tak. Irene niekoniecznie. Wahała się długo, aż zdecydowała się wreszcie na komfortową alternatywę, kolejną ze swoich niejasnych odpowiedzi. - Dużo podróżuję. Trudno to pogodzić z życiem prywatnym - czyż to nie była prawda? Oczywiście, że była. - A ty? Dlaczego nie ma z tobą radnej? - znów przeciągnęła dłonią po materiale sukienki, po czym spojrzała na mężczyznę spod rzęs. - Wybacz, jeśli jestem bardzo nie na bieżąco z plotkami. Właściwie to nie interesuję się takimi rzeczami. Czasem gdzieś coś przeczytam, ale zwykle mam... inne sprawy na głowie.
W jej oczach błyszczało rozbawienie. Prowokowała go, ale tylko trochę. Piętro niżej orkiestra zarzynała instrumenty. Poważnie, kto napisał coś takiego. Sprawdziła jeszcze raz nazwisko kompozytora w programie. Ludzie dzisiaj piszą coraz dziwniejsze rzeczy.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

10 maja 2015, o 18:24

Coś zaczęło mu tutaj lekko nie pasować, ale nie przejął się tym faktem zbyt szczególnie. W końcu już nie raz w życiu spotykał się z bardzo dziwnymi zrachowaniami, których zazwyczaj nie spodziewał się po ludziach. Weźmy taką Kimiko na przykład. Przez chwilę Rodriguez zaczął się zastanawiać, co się stało z córką głównego inwestora i zdał sobie po chwili sprawę, że robi to zdecydowanie zbyt za długo.
- Masz rację, a już zwłaszcza, kiedy przychodzi się na koncert wejściem dla artystów i skrada do loży vipowskiej – znów zaśmiał się cicho. Sytuacja zaczęła go bawić coraz bardziej i zdecydowanie musiał przyznać, ze bawił się całkiem nieźle niezależnie od tego jak ten wieczór się zakończy. W pewnych momentach przestał zwracać uwagę na muzykę, żeby przyłapać się na tym i wrócić do skupienia na utworze. Być może nie do końca tego spodziewał się po dzisiejszym spontanicznym wyjściu na koncert, ale teraz nie mógł się z ust pozbyć szczerego uśmiechu rozbawienia.
- Mam zgadywać? Nie masz na ręku obrączki to już o czymś świadczy, więc jak dla mnie całkiem dobrze. Jeśli chodzi o całą resztę wychodzę z założenia, że każdy wagon da się odczepić – spojrzenie, które teraz utkwił w kobiecie należało do tych bardziej zdecydowanych. Mógł sobie pozwolić na częściowe odsłonięcie kart, bo czemu nie. Wciąż czuł lekką przewagę w obecnej sytuacji i nawet jeśli był w błędzie, to jakoś szczególnie mu to nie przeszkadzało. Teraz zaczęło chodzić o coś znacznie więcej niż spędzenie wieczoru i nocy w ciekawym towarzystwie. – No i skoro już jesteśmy przy życiowych mądrościach to czego oczy nie widzą tego sercu nie żal.
Oparł się w fotelu zaciskając dłonie na podłokietnikach. Metal był przyjemnie chłodny i Rodriguez przez moment zostawił tam dłonie czując różnice temperatury między swoim ciałem a materiałem, z którego wykonane były podłokietniki. Przez chwilę milczał nie odpowiadając od razu na pytanie, które rudowłosa mu zadała. Kącik ust nieustannie drgał mu w półuśmiechu a Rodriguez nie odwracał wzroku od orkiestry.
- Plotki żyją swoim życiem. Lubię je, bo czasem mogę się o sobie dowiedzieć czegoś, czego jeszcze nie wiem – taka była prawda. Diego sam dbał o to, żeby o nim mówiono, a był z tych ludzi, którzy woleli jak się o nich mówi nawet źle niż nie mówi wcale. Nie dbał o opinie innych i doskonale zdawał sobie, że połowa rzeczy, które przechodzą z ust do ust na jego temat to niezbyt przyjemne opinie na temat tego jak bardzo obnosi się ze swoim bogactwem i wpływami. Bawiło go to bardzo, zwłaszcza, że prędzej czy później trzy czwarte z tych ludzi lądowało z ogromną i ważną prośbą w jego gabinecie. – A dlaczego miałaby tutaj być? – Odpowiedział pytaniem na moment odwracając się w stronę kobiety i zatrzymując na niej spojrzenie. Dopiero teraz wyłapał, jak Eva po raz kolejny przesuwa dłonią po materiale sukienki.
- Delikatniejsza niż jedwab prawda? – Pozwolił sobie przesunąć po rękawie sukni a jego wzrok podążył za dłonią i kiedy oderwał ją od ręki kobiety przetarł palce. Jeśli można było powiedzieć, że Diego na czymś się naprawdę znał poza prowadzeniem biznesu to zdecydowanie należało wymienić dwie rzeczy: fechtunek i modę. Jedno zupełnie niezwiązane z drugim, ale na równi wysoko w klasyfikacji kompetencji w temacie, na które Rodriguez mógł się wypowiadać. W końcu sam gustował w drogich ubraniach, już nie tylko to, że nosił je na sobie, ale kiedy przychodziło o sprezentowania czegoś komukolwiek to zazwyczaj była do biżuteria i odzież.
- Asari mają niezwykłe poczucie estetyki. Suknia jest nie z byle jakiego sklepu prawda? Wygląda mi to na Praari. Zresztą znam ją osobiście – przyglądał się jeszcze przez moment fakturze sukni przy okazji przesuwając spojrzeniem po tych bardziej odkrytych częściach ciała Evy. Jakoś specjalnie wcale się z tym nie kryjąc. Zresztą nigdy nie miał w zwyczaju grać jakiegoś bardzo wstydliwego. Kultura kulturą, ale Rodriguez lubił wszystko interpretować według własnych schematów. - Chociaż uważam, że na ludzkich kobietach zdecydowanie leży najzwyklejsza w świecie satyna.
Zdecydowanie spodziewał się czegoś więcej po tym koncercie, skoro już przyszło mu mówić nawet o materiałach szwalniczych.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

10 maja 2015, o 19:14

- Nie skradałam się - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, wciąż z tym samym rozbawieniem na twarzy. Ale nie powiedziała nic więcej. Nie chciała przecież przesadzić.
Obrączki na palcu nie miała, ale wciąż przecież była mężatką. Yasmea obiecała spełnić jej małą prośbę, ale powiedziała, że zajmie to kilka dni. Tylko że to nie fakt posiadania męża był tutaj istotny. Pewność siebie była u Rodrigueza na najwyższym poziomie i nie wiedziała, co musiałoby się wydarzyć, żeby ją zachwiać. Nie zamierzała tego zresztą sprawdzać. To by było męczące i wymagające, a ona przyszła tu odpocząć. W Płomieniu Illium nie spodziewała się niczego w stylu Anatemy, żadnych psychopatów i narkomanów. Zebrali się tu głównie nudni, nabzdyczeni ludzie, nie po to by chłonąć muzykę, ale by się pokazać. Mogła się tu zrelaksować, bez żadnego stresu.
- Nie wiem, to duże wydarzenie. Berlińska orkiestra nieczęsto... - poczuła dotyk na ramieniu i opuściła wzrok na dłoń, przesuwającą się po jej rękawie. - ...nieczęsto tu bywa. Raz na kilka lat. Myślałam, że jako przedstawicielka ludzkości z zaangażowaniem uczestniczy w takich rzeczach.
Czyli wyglądało na to że już po burzliwym romansie. No w porządku, Irene nie nadążała za tym kto z kim gdzie i kiedy, dlaczego już nie i z kim teraz. Nigdy jej to nie interesowało i to się raczej nie zmieni. Przyjęła tylko do informacji obojętność Rodrigueza i skinęła głową.
- Praari - potwierdziła. Doskonale pamiętała szyld sklepu, z którego dwie godziny temu wymykała się wyjściem dla pracowników. Zdjęcie zabezpieczeń z sukienki nie było łatwym zadaniem, ale za to w jej omni-kluczu pojawił się schemat kodów luksusowego butiku, pozwalający na robienie tego w przyszłości trzy razy szybciej. Z tym że prawdę mówiąc niewiele jej to dawało, bo na Cytadeli tego sklepu nie było, a na planetach asari nie bywała wcale tak często. - Lubię ten materiał. Do satyny wcale mu nie tak daleko, a jest przyjemniejszy w dotyku - uśmiechnęła się.
Powinnam pilnować się bardziej. Wspomnienia ciągle się do niej dobijały, wspomnienia sprzed ucieczki. Może jeszcze było za wcześnie, by wracać w miejsca takie, jak to. Za wcześnie, by znów mieć na sobie suknię za czterocyfrową kwotę. Jej uwagę jednak za moment przyciągnął z powrotem Diego, chwaląc się znajomością. Nie była pewna, czy mówi o projektantce, o właścicielce sklepu, czy o kim, więc nie kontynuowała tego tematu. Nie znała się przecież, nie tutaj, na Illium. Przestała być na bieżąco z trendami w modzie, kiedy opuściła Ziemię. Fakt, że jej rozmówca się na tym znał, trochę ją rozbawił, bo to nie było standardem wśród mężczyzn. Z drugiej strony wystarczyło spojrzeć na jego garnitur, by się tego domyślić. Niewiele poznanych przez Irene osób wyglądało tak dobrze.

Milczała do końca pierwszej części koncertu, sprawiając wrażenie wytrąconej z wątku przez niespodziewany dotyk. Czuła palące spojrzenie na swojej skórze, w szczególności na efektownym dekolcie sukni, sięgającym dużo głębiej niż w większości jej ubrań. Dopasowany do kolczyków naszyjnik na długim łańcuszku jeszcze bardziej przyciągał wzrok i Irene doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała, jak wygląda i potrafiła z tego korzystać, z tym że teraz, kiedy dostała już to, co chciała - miejsce w loży - musiała być ostrożna.
W końcu rozbrzmiały brawa i zapaliło się światło na widowni - powoli, począwszy od złotego poblasku przy podłodze, aż w końcu zrobiło się całkowicie jasno. Piętnaście minut przerwy, dla publiczności i dla muzyków. Scena opustoszała i piętro niżej, wśród foteli, zrobiło się lekkie zamieszanie. Irene powoli podniosła się z fotela i podeszła do barierki, zerkając w dół.
- Napiłabym się czegoś - przyznała. Zwykli goście T'vani mieli wodę i przekąski wystawione na białych stołach w foyer. Tutaj, na pierwszym piętrze, spodziewała się białego wina, albo chociaż gorącej kawy. - Czy jeśli stąd wyjdziemy, kroganie będą chodzić za nami? - znów uśmiechnęła się prawie niezauważalnie. Tylko ten błysk w oku. Mógł domyślić się, że ta wizja nieszczególnie jej pasowała. Ale nie ruszyła się z miejsca, czekając na propozycję Rodrigueza.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

10 maja 2015, o 21:46

Rodriguez również nie odzywał się przez resztę czasu, zresztą nie był pewien, co więcej mógłby dodać w kwestii sukni czy też samego koncertu. W końcu do filharmonii przychodzi się posłuchać muzyki, a nie uskuteczniać długie pogawędki. Do końca pierwszej części wsłuchiwał się w muzykę i obserwował artystów na scenie z powagą, która bardzo rzadko gościła na jego twarzy. Wizyta w Sali koncertowej odprężała go równie dobrze, co każdy poranek w drugiej części apartamentu, kiedy wraz ze swoim sokołem podziwiał wschód Tesale. Tylko, że każdy poranek wyglądał niemal identycznie, a na wydarzenia takie jak to dziś wybierał się tylko w wyjątkowych okolicznościach.
Nie był pewien czy kobieta nagle straciła nim zainteresowanie czy też zwyczajnie przestraszyła się chwilowej bliskości. To też było nowe uczucie, takie, którego przed związkiem z Iris nie znał. Czyżby zaczął się przejmować tym, co mogło zajść w głowie rudowłosej? Potrząsnął głową jakby chcąc się pozbyć tego wrażenia i westchnął cicho.
- Wszystko mam na miejscu, nie trzeba się nigdzie ruszać – uśmiechnął się i zmrużył lekko oczy. Tak, to też był element, który miał opanowany na podobne okazje, w końcu był wygodnicki i nie potrzebował biegać po całym budynku za czymś do picia. W końcu część spotkań biznesowych również przeprowadzał właśnie tutaj, chociaż były to raczej nudne i szybkie rozmowy w przerwach właśnie takich jak ta. Ale szampana i wino miał zawsze w pobliżu, tak na wszelki wypadek. Podniósł się z fotela i przeszedł parę kroków odsłaniając kotarę po swojej prawej stronie, która wcześniej zakrywała wejście do małego barku. Ten tutaj w niczym nie mógł się równać z tym, co Rodriguez miał w domu, ale i tak był z niego zadowolony. Przynajmniej w żadnym wypadku nie groziło mu tutaj upicie. Skinął głową w kierunku przejścia i uśmiechnął się.
- Proszę, możesz sobie coś wybrać. Chyba, że bardzo chcesz stąd wyjść, ale muszę cię rozczarować – ruszył kilka kroków, które dzieliło go od barierki i oparł się o nią przedramionami obserwując przez dłuższą chwilę tłum pod nimi. – Kroganie dostali wyraźne wytyczne, żeby nie zostawiać mnie nigdzie samego.
Zamilknął na moment właściwie tylko po to, żeby po chwili dodać coś jeszcze. Coś, co było już niemal wypisanie w sposób bycia Rodrigueza, a skoro Eva słyszała o nim cokolwiek, to z pewnością w tej chwili nie rozczarowywał jej.
- Oczywiście zostają za drzwiami sypialni.
Nie spojrzał na nią nawet przez ułamek sekundy nie odrywał spojrzenia od poruszenia, które trwało pod nimi. Za to jego półuśmiech stał się wyraźniejszy i jeszcze bardziej arogancki niż zazwyczaj. W świetle, które teraz do nich docierało łatwo było to wychwycić. Diego uznał, że to najwyższy czas przejść do ofensywy, na którą czekał właściwie od momentu kiedy kobieta pojawiła się już na dole. Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Miał w głowie wszystko poukładane i póki co Eva wcale go nie rozczarowywała. Za to doskonale wiedział, jak należy z nią postępować, bo o ile w przypadku Iris momentami nie miał pojęcia co robić, tak rudowłosa wpisywała się w schematy, które nieraz już spotykał. Oczywiście nie pozbawiało ją to w żaden sposób wyjątkowości, w końcu inaczej nie znalazłaby się teraz w loży Rodrigueza, nie przysłuchiwałaby się wspólnie z nim muzyce i bynajmniej nie proponowałby jej alkoholu.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

10 maja 2015, o 23:12

Uniosła brwi ze zdziwieniem, odpychając się od barierki i podchodząc za nim do półki za kotarą.
- Och, więc to twoja loża - rzuciła, nie licząc właściwie na żadną konkretną odpowiedź. - Nie sądziłam... Myślałam że tylko dziś.
Szczerze nie podejrzewała go o aż takie ostentacyjne bogactwo. Ale teraz nie dziwiła się, że za drzwiami stała taka obstawa, skoro jeszcze tylko brakowało, żeby Rodriguez wychylił się z balkonu i zaczął rozrzucać ludziom kredyty na głowy. Zajrzała do barku i powoli przesunęła dłonią po alkoholach. Było też dobre wino, kolejna rzecz która budzi wspomnienia. Znał się i na tym. Chwyciła butelkę i podniosła ją, przyglądając się etykiecie. Piła takie kiedyś, dokładnie to samo, jedno z jej ulubionych - białe, półwytrawne, z południowej Francji. Zacisnęła zęby. Stojąc tyłem do Diega mogła pozwolić sobie na chwilowy brak kontroli nad mimiką. Chyba jednak było za wcześnie, jeszcze nie potrafiła wrócić do dawnych rozrywek, do dawnej siebie, bez dziwnego ciężaru w klatce piersiowej. Ścisnęła butelkę tak mocno, że zbielały jej kostki i zamknęła oczy na moment.
To tylko wino. Ogarnij się.
- To dobrze, gdybyś zapraszał krogan do sypialni, to by było dość... niepokojące - stwierdziła, obracając się z powrotem do Rodrigueza. Na jej twarzy gościł ten sam uśmiech, co przed chwilą. - Wybrałam. Mógłbyś...?
Podała mężczyźnie butelkę, nie decydując się na otwieranie jej samodzielnie. Raczej wypadało, by on się tym zajął. Obserwowała go, gdy nalewał wino do kieliszka, błądząc myślami gdzieś daleko. Trochę bała się teraz, że druga część koncertu ją złamie. Nie chciała tego.
Odepchnęła od siebie te myśli, przyjmując kieliszek i po raz kolejny przesuwając spojrzeniem po sylwetce mężczyzny, ale tym razem nie po to, by go ocenić, ale zastanawiając się, gdzie trzyma kartę kredytową. Ciekawiło ją też, jak mocno zabezpieczony ma omni-klucz. Programy deszyfrujące, które miała wgrane na swoje urządzenie, powinny poradzić sobie ze wszystkim, ale jeśli to zauważy że coś się kroi, cóż... będzie miała problem, delikatnie mówiąc. Chyba że skupi jego uwagę na czymś innym. Na muzyce chociażby. Albo na niej, na tyle dokładnie, że nie będzie interesowało go to, co w tym czasie dzieje się na jego koncie. Podejrzewała, że przelew jednej dziesiątej kredytów Rodrigueza pozwoliłby jej na dostatnie życie przez... no, na pewno długi okres czasu.
Oparła się tyłem o barierkę i napiła się wina. Dobrze znany smak nie obudził jednak nieprzyjemnych wspomnień, bo przecież była teraz skupiona na czymś zupełnie innym. Diego całkiem nieświadomie coraz bardziej ją prowokował, tylko nie do tego, do czego zapewne chciał.
- Nikt cię nie nachodzi? Jest przerwa, myślałam, że tłumy będą chciały się z tobą przywitać - odsunęła kieliszek od ust i przesunęła palcem po szklanej nóżce. - Czy wszystkich pozostałych też zniechęcasz ochroną? - obróciła się w miejscu i opuściła wzrok na grupę rozmawiających na dole. Nie słyszała o czym mówią, przyglądała im się tylko. Obserwowanie ludzi stało się jej nawykiem i momentami robiła to bez żadnego konkretnego celu. - Nikogo nie wpuszczają i nie wypuszczają bez pozwolenia, hm?
Być może w wewnętrznej kieszeni marynarki. Albo w kieszeni spodni. Możliwe było też, że w ogóle nie miał kart kredytowych przy sobie. Pewnie wystarczyłoby ściągnąć mu z ręki zegarek, by przez pół roku wyżywić siedmioosobową rodzinę. Jakiś głos z tyłu głowy skarcił ją, że przecież nie po to tu przyszła, ale błagam... Diego sam się prosił.
A wino było takie dobre.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

13 maja 2015, o 10:19

Odebrał butelkę od kobiety i został chwilę przy barku kombinując z korkiem i korkociągiem. Oczywiście wcale nie zajęło mu to dużo czasu, w końcu miał wprawę i nie bez powodu mógł się poszczycić niemałą kolekcją. Może nie tutaj na miejscu, ale u siebie w mieszkaniu i kto wie, może pochwali się nią również dziś. Miał taki plan i póki co wszystko szło jak najbardziej po jego myśli.
- Owszem, jak już w coś inwestuję to na stałe – podał Evie lampkę wina i sam stanął przy barierce, ale opierając się o nią plecami. Jego prawa ręka była dosłownie kilka milimetrów od kobiety, tak, że bez problemu mogła wyciągnąć dłoń i go dotknąć. Nawet przypadkiem.
Diego był jaki był i naprawdę musiałoby się stać coś niezwykłego żeby w jakiś sposób go zmienić. Poczynając od podejścia do spraw bogactwa, przez traktowanie innych ludzi aż wreszcie dochodząc do spraw damsko-męskich. I było to naprawdę coś głębokiego skoro nawet radna nie potrafiła tego zmienić, chociaż wydawało się, że była tego bardzo bliska. Potem nastały chwilę długich dni w samotności aż wreszcie jedno przyjęcie, potem następne i Rodriguez powrócił do bycia biznesmenem, za którego ludzie go pokochali bądź znienawidzili. Spodziewał się, że tych drugich jest naprawdę sporo, zresztą w końcu nie bez powodu chodził z dwoma krogańskimi ochroniarzami przypiętymi niemal do tyłka. Chociaż zdecydowanie większość z takich ludzi była na tyle obłudna żeby prosto w oczy być dla niego miłymi i sympatycznymi, w końcu poziom życia zobowiązywał.
Teraz jednak to nie miało najmniejszego znaczenia, bo Brazylijczyk był skupiony na czymś zupełnie innym i nie miał zamiaru rozpamiętywać tego, co było wcześniej. Nie w tym momencie.
- Nie lubię tłumów a ci, co mnie znają, doskonale wiedzą, że nie toleruję żadnego zawracania głowy, kiedy chcę być sam – odpowiedział unosząc dłoń z kieliszkiem do ust. Wino było dobre, tak jak się spodziewał, chociaż tego konkretnie jeszcze nie pił. Było lekko słodkie, ale nie za bardzo, tak, aby nie zdusić aromatu i charakterystycznej nutki cierpkości. Przez chwilę jeszcze Rodriguez zastanawiał się nad jego smakiem i analizował poszczególne elementy, które czuł teraz w ustach, aby wreszcie odepchnąć się od barierki i stanąć za kobietą.
- Nie wypuszczają – mruknął przesuwając dłonią po jej ramieniu i zatrzymując ją gdzieś na jej dłoni. Spodziewał się tej gładkości, którą napotkał w myślach konfrontując ją z wszystkimi innymi, które miał już pod palcami. Tego nawyku też nie umiał się pozbyć i tego nasuwającego się na myśl automatycznego porównywania. Uśmiechnął się do siebie i ponownie wypił kilka łyków wina.
- Spieszy ci się gdzieś? Jeszcze druga część koncertu – powiedział cicho nad uchem rudowłosej po przeciwnej stronie od ręki, która wcześniej wędrowała po jej ramieniu. Ile razy było tak, że barek przydawał się też do innych rzeczy a muzyka idealnie zagłuszała niektóre dźwięki dochodzące z loży Rodrigueza. Zresztą mało kto mógł się domyślać, co takiego mogłoby przyjść do głowy biznesmenowi w takim miejscu jak to tutaj.
- Mamy dobre wino, jest całkiem przyjemnie, ty wyglądasz pięknie. To może być ciekawy wieczór… - jego głowa znalazła się wystarczająco blisko, żeby Eva bez problemu mogła przyjrzeć się uważnie każdej ciemnej plamce w jego oczach.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Re: Sala Koncertowa im. Saisny T'vani

13 maja 2015, o 12:22

W żaden sposób nie zareagowała na dotyk, chociaż ten zdecydowanie mógł należeć do przyjemnych. Ale przez lata wypracowała w sobie obojętność, która teraz uruchomiła się automatycznie, więc tylko przyjęła do wiadomości, że dłoń Rodrigueza przesuwa się po jej rękawie. Podświadomość podsunęła jej inne skojarzenia, innej dłoni, która jakieś emocje w niej faktycznie budziła. Zerknęła w dół. Mimo, że nie należała do szczególnie bladych, ciemna skóra Diega mocno kontrastowała z jej ręką. Spod marynarki mężczyzny wysunął się brzeg zegarka i Irene uśmiechnęła się lekko. No dobrze już, skoro tak nalegasz.
- To nie najlepiej - westchnęła. - Nie próbowałam jeszcze zjeżdżać z balkonu po kotarach, a jakoś będę musiała wrócić do hotelu. Bo wygląda na to, że dobrowolnie mnie nie wypuścisz.
Obróciła się w miejscu, wysuwając dłoń spod ręki Rodrigueza, ale jednocześnie stając przodem do niego. Napiła się wina, już zupełnie nie zwracając uwagi na to, czy jego smak budzi jakiekolwiek wspomnienia, czy nie. Za dużo innych rzeczy skupiało na sobie wszystkie jej myśli. Diego polował, ona też, tylko trochę na coś innego. A w tym momencie stawało się to wręcz zbyt proste.
- Nigdzie mi się nie spieszy - odparła, opuszczając wzrok na kieliszek. Zakręciła nim i przez chwilę obserwowała światła sali odbijające się na powierzchni płynu. Potem spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. - Spytałam z ciekawości.
Jej wolna dłoń powędrowała na jego klatkę piersiową i przejechała powoli w dół, po krawędzi marynarki, do pierwszego guzika. Nie wyczuła pod palcami plastiku karty kredytowej i w myślach westchnęła z rozczarowaniem. Do Diega jednak ciągle się uśmiechała.
- Będzie - oparła rękę na jego ramieniu, przysuwając się bliżej. Poczuła zapach jego perfum, wiedziała więc, że i on czuje zapach konwalii. Teraz mówiła cicho, tak, że musiał się wpatrywać w jej usta, by w hałasie przerwy w ogóle cokolwiek zrozumieć. - Dziesiąta była kontrowersyjną kompozycją, jest pełna tragedii i rozpaczy, a wykonana przez orkiestrę tak dobrą, w takiej akustyce, na pewno będzie... ciekawa.
Na dole zabrzmiał pierwszy dzwonek. Uśmiechnęła się szeroko i odepchnęła mężczyznę od siebie, sama obracając się z powrotem w stronę sceny. Upiła łyka ze swojego kieliszka i oparła się łokciami o barierkę, ostentacyjnie ignorując już sugestie Rodrigueza.
- Ale dziękuję - zerknęła jeszcze na niego z rozbawieniem. - Za komplement.
Ludzie zaczęli powoli wracać do sali. Irene zdążyła zapomnieć o tym, że jest tu nielegalnie, że za drzwiami stoją kroganie, że Nicole być może pamiętała ją - chociaż nie musiała, jeśli przyjmuje takich interesantów tak często, jak Francuzce się wydawało. Teraz zastanawiała się jedynie co zrobić, kiedy i jak, żeby narobić sobie jak najmniej problemów.
- Myślałam, że jako stały gość T'vani będziesz bardziej zainteresowany koncertem, niż przypadkową nieznajomą - rzuciła w przestrzeń, ale słowa skierowane były oczywiście do Diega.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Nos Astra”