Stolica, skolonizowanego przez asari, Illium. Nowoprzybyłym jawi się jako piękne, niekiedy doskonałe miasto, co często potrafi zmylić - tutejsi mówią, że Nos Astra potrafi być równie zdradliwe i niebezpieczne, co Omega. Często porównywane jest do Noverii przez swoje zaangażowanie w politykę handlu.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Klinika Sanctum

31 mar 2018, o 21:21

Jedynym dźwiękiem, który mógłby ich zdradzić, było równomierne pikanie maszyny, z którą pracował Maurice. Ale nie był on wystarczająco głośny, by przywołać kogoś z zewnątrz. Tak samo jak światło, które tu było intensywne, ale na korytarzu mogło być co najwyżej ledwie widocznym paskiem jasności pod drzwiami. Ciężki, stłumiony przez chirurgiczną maskę oddech lekarza był jednak równy, choć w każdej chwili Wade mogła obudzić się z powrotem. W tej chwili jednak, gdy kobieta już była pogrążona w narkozie, miał nad tym znacznie większą kontrolę. I pierwsze cięcie wprowadzone przez ramię maszyny nastąpiło chwilę później.
- To jest nielegalny sprzęt - stwierdził za moment Maurice, z zaskoczeniem zaglądając Sonii do kręgosłupa. Pochylał się nad nią, zastanawiając się od czego zacząć. - Nie wiedziałem, że tutaj... Boże, gdzie ja pracuję? Nikt mi o tym nie mówił, to jest... Jezu... - uniósł wzrok na Charlesa. - Mam to usunąć całkiem czy dezaktywować na stałe? Usunięcie potrwa dłużej, ale będzie pewniejsze.
Wysłuchał decyzji Strikera i w końcu zabrał się za to, co mu polecono. Znów się nie odzywał, zajęty już teraz swoją ostatnią operacją w Sanctum.
Perkins stał przy drzwiach, oparty o ścianę i beznamiętnie wpatrywał się w Wade, w której plecach grzebaly teraz cztery ramiona sprzętu medycznego. Trzymał broń w dłoni, ale nie spinał się, dopóki nikt nie próbował dobić się do nich.
- Charles - odezwał się w końcu. - W co ty się wpakowałeś.
Westchnął i odwrócił się do Strikera.
- Myślałem, że będziemy ratować ją od jakichś terrorystów, porywaczy, czy cholera wie kogo. Ale ona jest jedną z nich - zmarszczył brwi. - Nie jestem idiotą. Wydaje mi się że nigdy nie byłem. A tego nietrudno się domyślić. Co będzie jak usuną jej implant? Gdzie chcesz ją zabrać?
Z jednej strony powinni wrócić do Montrealu, bo tam był Watson. I znajomy Sonii, który też się o nią martwił, choć Strikera szczerze nienawidził. Z drugiej jednak nie mogli, bo Cerberus mógł po nią wrócić. O ile osoba Charlesa nie miała dla nich już żadnej wartości, tak sprawa Sonii była zbyt świeża, by nikt się tym nie przejął.
- Nie mogłeś sobie znaleźć kogoś, kto nie wpakowałby cię w jeszcze gorsze gówno, niż to, w które wpakowałeś się sam?

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

31 mar 2018, o 22:13

- Wyłącz, a potem usuń. – Pokręcił głową. – Dobrze, że nie schodziłeś piętro niżej. Znalazłbyś znacznie więcej tego sprzętu.
Obserwowanie otwartej operacji na Sonyi było dla niego bardzo dziwnym przeżyciem. Już drugi raz musiał coś takiego widzieć od kiedy się poznali. Tylko, że tym razem to nie była do końca jego wina. Widział też przerażenie lekarza, u którego pewnie będzie miał ogromny dług wobec tego co właśnie dla nich robił. Chociaż nie do końca to robił bo chciał. To prawda przycisnęli go aby to zrobił ale nie mieli innego wyjścia. Musieli teraz tylko poczekać i zobaczyć jak dobrym jest chirurgiem.
Nagle jego wzrok przeskoczył na Perkinsa. Już długo się gapił na wykonywanie zabiegu. Był wręcz zahipnotyzowany tym widokiem i jakby przywołał pewne wspomnienia, które miał on związane z jego implantem. Bardziej topornym, raczej niezbyt małych rozmiarów oraz, który zmienił jego mózg w pieprzoną jajecznicę na kilka miesięcy. Teraz rozumiał też na swój sposób co musiała przeżywać ona, kiedy się o tym dowiedziała. Szczególnie po tym wszystkim co jej opowiedział o swoim systemie. Różnica byłą jednak taka, że jego miał wspierać go w walce, a nie całkowicie kontrolować.
- W gówno z którego tym razem nie wyjdę cały na biało.
Pokręcił głową niezadowolony. Zazwyczaj udawało mu się ze wszystkiego wychodzić obronną ręką lub po prostu lądować na cztery łapy. Teraz pierwszy raz postanowił się w coś bardziej zaangażować i od razu dostał prosto w głowę prostą prawdą, że tego powinien w swoim życiu unikać.
- Jak najdalej stąd, gdzieś gdzie będzie ją trudno namierzyć. – Wyciągnął z kamizelki papierosy ale zapalniczka postanowiła już całkowicie odmówić współpracy. Rzucił nią gdzieś przed siebie wściekły tym, że już teraz musi o tym rozmawiać. – Jest jedną z nich to prawda. Grzebali w jej pamięci i zachowaniu tak aby nie zauważył, że coś jest nie tak. W jakiś jednak sposób nie zdradziła mnie ani całego szturmu na statek. Potwierdziła tylko, że coś planuje nie powiedziała jednak co. Nie rozumiem tego.
Opowiadał o wszystkim mocno zakłopotany. Sam przecież nie wiedział kim jest i kim była Sonya. Wszystko co wiedział o jej przeszłości było kłamstwem. Nie wiedział też ile w jej zachowaniu było tej Sonyi którą znał oraz ile z jej starych zachowań jest podobnych do tego co znał. Nie mógł jej jednak zostawić na pastwę Cerberusa. Nie tylko dlatego, że tego chciał. Zrobił to też dla bezpieczeństwa innych. Mogli ją wykorzystać zawsze przeciwko niemu.
- Nie mogłeś sobie znaleźć lepszego momentu, żeby przypierdalać się do moich życiowych wyborów? – Westchnął głośno trzymając w dłoni nieodpalonego papierosa. – Gdyby nie ona nie wróciłby do bycia normalnym. Gdyby Cerberus zgarnąłby mnie w stanie w jakim byłem wcześniej to wszystko dalej byłoby mi bez różnicy. Nie ważne kto by stał na mojej drodze. Zabiłbym. To ona wskazała mi drogę aby być lepszym człowiekiem. Nawet jeśli nie będzie nic z tego pamiętać to jestem jej to winny.
Usiadł w końcu na podłodze opierając się o ścianę. Rozmowa z Willem była łatwiejsza niż rozmowa z Darylem czy kimkolwiek. Kiedyś byli przyjaciółmi. Rozumieli się lepiej niż ktokolwiek. Dlatego miał nadzieję, że mężczyzna zrozumie punkt jego widzenia.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

2 kwie 2018, o 23:28

- Bardzo bym prosił nie palić jednak na sali zabiegowej - odezwał się niepewnie lekarz, nie spoglądając nawet w stronę Charlesa, ale wnioskując co robi na podstawie dźwięku odpalanej zapalniczki. - Wyłącznie ze względu na dobro... pacjentki.
Perkins uśmiechnął się lekko. Normalnie nie pozwoliliby im nawet tutaj siedzieć, co dopiero wyciągnąć teraz papierosy. Sytuacja była jednak dość wyjątkowa i ich obecność stała się koniecznością. W każdej chwili ktoś mógł wpaść do środka i narobić chirurgowi problemów, których nie potrafiłby rozwiązać sam. Wystarczyłby wrogi pistolet przyłożony do głowy i operacja musiałaby zostać przerwana w połowie. Tymczasem Maurice wyciągnął z Sonii niewielki element, którego kolor trudno było określić ze względu na pokrycie krwią, i odłożył go na stolik obok. To na pewno nie był cały wszczep, ale zawsze to jakiś początek.
- Naprawdę nie domyślasz się dlaczego? - spytał stojący obok Charlesa mężczyzna. - Niewiele rzeczy jest w stanie przeważyć poczucie obowiązku u ludzi takich jak ona. Może w tej swojej cerberusowej głowie mimo wszystko troszczy się o Ciebie. Tak jak Ty o nią - westchnął i przestąpił z nogi na nogę. - Albo to zwyczajne, bardzo silne poczucie winy.
Maszyna zapikała ostrzegawczo, lekarz przeszedł więc na drugą stronę i coś wpisał w jeden z paneli. Piąte ramię osunęło się w dół i gładko wjechało w ciało Sonii. Przeglądanie się zabiegowi nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy w życiu, ale faktycznie momentami trudno było odwrócić wzrok.
- Przepraszam. Może masz rację. Ale lepiej o czymś porozmawiać, niż siedzieć i patrzeć co robi nasz doktor. A mając ją przed nosem, trudno mówić o czymś innym.
Zjechał po ścianie i usiadł obok Strikera, po drugiej stronie drzwi. Póki co nikt się do nich nie dobijał, mógł więc sobie na to pozwolić. W razie czego szybkie podniesienie się nie powinno stanowić problemu. Trwanie w stanie gotowości przez godzinę byłoby męczące.
- Może Przymierze będzie w stanie zapewnić wam bezpieczeństwo - powiedział po dłuższej chwili namysłu. - Nie wiem, do jakiego stopnia, ale... mogę przekazać dowództwu kilka dobrych słów na twój temat. Zanim jeszcze wezmą Cię na przesłuchanie. Może twój brat nie ma zbyt wiele do gadania, ze swoim wiecznie niskim stopniem, ale ja to wręcz przeciwnie. Nie myślałeś o tym? - zmarszczył lekko czoło. - Będąc z Przymierza nie musiałbyś się tak ukrywać. Wiem, że ze swoją przeszłością nie miałbyś w wojsku łatwo i nie mówię nawet że by się udało, ale z drugiej strony nie tacy tam trafiali. Są ludzie którzy mogą za Ciebie poręczyć. Może sam Anderson, jeśli z nim współpracowałeś. Po Majesty i po tym... co dzieje się tutaj... będziesz miał zrobione dla Przymierza wystarczająco wiele.
Spojrzał na Wade, milknąc na chwilę.
- Nie wiem jak z nią. Ale kto wie, może wszystko jest do dogadania. Lepsze to niż ukrywanie się na zadupiu wszechświata do końca życia.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

3 kwie 2018, o 00:12

Wyświetl wiadomość pozafabularną
To tyle jeśli chodziło o jego palenie. Może nawet dobrze, że nie miał czym odpalić swojego papierosa. Bardzo chciał zapalić ale skoro Maurice go prosił aby tego nie robił to zamierzał się do tego zastosować. Gdyby byli teraz w innym szpitalu mógłby po prostu wyjść na zewnątrz. Teraz wyjście z pomieszczenia równało się z wejściem w strefę wojny. Chociaż zastanawiał się kto tak naprawdę tam walczył. Ochrony nie było, aż tak dużo by sobie poradzić z całym szwadronem Przymierza oraz z posiłkami w pogotowiu gdyby coś poszło nie tak.
Pierwsza część wszczepu, która wylądowała na metalowej tacce sprawiła, że Charles odetchnął z ulgą. To był bardzo delikatny wszczep. Jeśli już zaczął wyjmować to znaczy, że go wyłączył. Przynajmniej to już mieli z głowy. Teraz musieli tylko go chronić na tyle długo aby zakończył zabieg. Spojrzał na Willa. Może i miał rację. Może się o niego troszczyła. W tą wersję chciał wierzyć. Po tym wszystko co razem przeszli na ten moment została mu już tylko wiara w to, że może wszystko wróci do tego co było kiedyś. Do uczucia, które nie miało prawa nigdy pomiędzy tą dwójką wykiełkować.
- Może nawet to i to. – Schował papierosa za uchem skoro nie zamierzał go odpalać. Oparł głowę o ścianę. – Jest bardzo podobna do mnie w zachowaniu. To znaczy na początku nie była. Dopiero, kiedy się otworzyła wyszło na to, że obydwoje wcale się nie tak nie różnimy. Po wydarzeniach jakie nas spotkały staliśmy się sobie wyjątkowo bliscy. Nie wiem tylko ile w tym ręki Cerberusa, a ile jej własnej osobowości. – Przymknął delikatnie oczy zastanawiając się nad czymś. – Nie wiem jak to określić. Po prostu stworzyliśmy pewnego rodzaju więź zrozumienia. Bądźmy szczerzy, po tym co zrobiłem, żadna normalna osoba by mnie nie zaakceptowała.
Odgłosy maszyny co jakiś czas docierały do umysłu Charles’a. Nie obserwował już jednak samego zabiegu. Nie było po co. I tak nie mógł pomóc ani tego przyśpieszyć. Lekarz musiał wykonać swoją pracę dobrze, a ich zadaniem było tylko zapewnienie mu tego spokoju, który miał teraz.
- Wiem. – Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy. – Pamiętam jak zawsze mi trułeś o to, że powinienem sobie kogoś znaleźć. Teraz mam, wiec nie powinienem być zaskoczony tymi pytaniami.
Znali się kiedyś. Will często mu wspominał, że już powinien sobie kogoś znaleźć na studiach. To miał być ich najlepszy czas za nim rozpoczną dorosłe życie. Jego przyjaciel prowadził bardzo przyzwoite i normalne życie. Miał żonę, nawet może dziecko w drodze. Nie dopytywał. Za to Charles dosłownie nie zasmakował takie życia. Jego zmartwieniem było to, czy zginie za chwilę czy może jutro. Nie było marzeń, planowania swojego życia czy kariery, jakichkolwiek zmartwień związanych z przyszłością. Po co w ogóle miał myśleć nawet o niej, skoro mógł umrzeć już na kolejnej misji.
- Nie wiem, William. – Zazwyczaj, kiedy wypowiadał jego imię w takiej formie to nie zapowiadało nic dobrego. – Po tym co zrobiłem w życiu nie wiem nawet czy dokonałem cokolwiek aby odzyskać normalne życie.
Poczucie winy w głosie Strikera było wręcz uderzające. Dokładnie tak jak wtedy, kiedy opowiadał o wszystkim Wade. Z zewnątrz mógł się wydawać chodzącą maszyną do zabijania. Bez uczuć, emocji czy przemyśleń. Zawsze starał się tworzyć takie wrażenie, potem niestety zmiany w jego wyglądzie sprawiły, że nawet nie musiał stwarzać już żadnych pozorów. Tak naprawdę był wrakiem, który starał się jakoś trzymać koniec z końcem i nie upaść. Kobieta na stole operacyjnym była jedynym jasnym światłem w jego życiu. To prawda miał znowu kontakt z rodziną i przyjaciółmi. Gdyby jednak nie ona to nigdy bo do tego nie doszło. W jego umyśle jej obraz nigdy nie będzie już mógł się zmienić.
- Będzie potrzebować pomocy bardziej niż kiedykolwiek. Grzebanie w pamięci. Nawet moi przełożeni nie przekroczyli granicy, aż tak daleko. – Podciągnął lekko nogi i oparł o kolana swoje ręce. – Po tym wszystkim myślałem, że może się gdzieś zabunkruje. Gdzieś na wsi. Może Montana albo Oregon. Wiesz, że nie mam nawet własnego domu? Tułam się cały czas. – Westchnął. – Ponoć, kiedy utraci się swoje miejsce to nigdy nie uda się już go znaleźć. Chyba coś w tym jest. Chciałbym aby ona zabrała się ze mną ale, kiedy to wszystko się skończy to nie wiem nawet czy będzie chciała ze mną dalej być. – Parsknął śmiechem. – Spójrz na mnie. Powinienem się cieszyć, że w ogóle coś takiego mnie spotkało. Dwa miesiące pieprzonego raju.
Oparł się wygodniej o ścianę za nim. Patrzył gdzieś przed siebie. Jego wzrok przypominał trochę wzrok martwej ryby. Pusty, zamglony i martwy. Nie wiedział po raz kolejny jaka go czeka przyszłość ale on nie widział jej w ciepłych barwach. Możliwe, że po raz kolejny stracił swoją szansę na cokolwiek.
- Jeśli z przesłuchania wyjdę na wolność to zacznę pić. – Powiedział cicho. – Będę pił tak długo, aż o tym wszystkim zapomnę. O Rosenkovie, Cerberusie oraz o tym całym gównie, które mnie spotkało. Może, któregoś dnia się obudzę i spojrzę w lustro. Jeśli będzie lepiej to umyję twarz, przestanę pić i spróbuję znowu żyć.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

3 kwie 2018, o 10:51

Perkins przeniósł swoje jasnoniebieskie spojrzenie na kobietę, przy której teraz plątał się chirurg. Stopniowo na tacy przy stole operacyjnym pojawiało się coraz więcej elementów, ale Charles wiedział, że jeśli implant idzie wzdłuż całego kręgosłupa, to nie zbliżali się nawet do jednej czwartej zabiegu.
- Raju, powiadasz - powtórzył cicho.
Sonya w tej chwili bynajmniej nie wyglądała jak spełnienie czyichś marzeń. Nie wyglądała tak też wcześniej, gdy razem ze Strikerem przyszli wyciągnąć ich z celi. Była niemiła i opryskliwa, do tego nie wyglądała też dobrze, nawet w połowie nie przypominała kobiety którą była na co dzień. Nie wspominając o chwilach, w których postanawiała włożyć trochę wysiłku w swój wygląd. Oszalałe spojrzenie i zmęczona stresem twarz też robiły swoje. Perkins nie potrafił zrozumieć punktu widzenia swojego przyjaciela, ale chyba postanowił go po prostu odgórnie przyjąć.
Milczał przez długi czas. Stopniowo hałasy z zewnątrz ustawały, w końcu ucichło też zamieszanie na górze. Ani Snow, ani Daryl nie odzywali się do nich, nie informowali o sytuacji. Ale zapewne gdyby coś poszło nie tak, to by się o tym dowiedzieli, tak samo jak gdyby faktycznie doprowadzili całą akcję do końca. Walka się skończyła, ale to nie znaczyło, że wszystko poszło zgodnie z planem i po operacji mogli wracać do domu. Wciąż ciężką chmurą wisiało nad nimi wiele niewiadomych.
W końcu jednak Striker otrzymał wiadomość, która przynajmniej częściowo zdjęła mu kamień z serca.
Wszystko ok, Clain zabezpieczona, ściągamy dane z jej komputera. Sporo informacji o nielegalnych działaniach ośrodka. Są też dane Sonii Wade, chociaż to nie jest w ogóle jej imię i nazwisko. Tutaj jest zapisana jako Aya Hatake.
Chcesz, żebym to usunął zanim zgram wszystko dla wojska?
Jak zabieg?
Daryl ryzykował sporo, wysuwając w ogóle taką propozycję, ale wiedział jak wiele dla Charlesa znaczy ta kobieta i wiedział, że po oddaniu jej wojsku wszystko mogłoby pójść na marne. A nie o to tutaj walczyli.
Perkins nie skomentował też planów Strikera, które miał na najbliższe dni po opuszczeniu przesłuchania, które go czekało. Sonya, a raczej Aya, miałaby słowa, które potrafiłyby wyciągając Charlesa z dołka. Jednym dotykiem i dobrze wyczekanym żartem sprawiłaby, że przestałby o tym wszystkim myśleć i zamartwiać się przyszłością. W tej chwili jednak nie miał pewności, że kiedykolwiek poczuje jeszcze ten dotyk i usłyszy od niej słowa pełne takiej czułości, jak przed akcją na Majesty. No a William nie był nią, a do tego nie znał już Strikera tak dobrze jak kiedyś.
- Przynajmniej nie pij sam. Jakbyś potrzebował towarzystwa to jestem do twojej dyspozycji.
Uśmiechnął się lekko, wyciągając przed siebie swoje długie nogi.
- Ile tu już siedzimy? Pół godziny? - spytał, sprawdzając czas na swoim omni. Jego przypuszczenia okazały się prawdziwe. Tymczasem Maurice za pomocą maszyny wyjął z ciała Wade długi element, który prawdopodobnie szedł wzdłuż kręgosłupa i stanowił największą część implantu. Zerknął na dwóch mężczyzn.
- Już... już najgorsze za nami. Teraz potrzebuję dwudziestu minut żeby to wszystko doprowadzić do normy - poinformował ich. - Uprzedzam, że powrót do siebie może jej zająć sporo czasu. Z tą ilością środka usypiajacego który jej wstrzyknąłem.
- Clain będzie musiała długo poczekać na jej zemstę - mruknął pod nosem Perkins.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

3 kwie 2018, o 18:15

To był raj. William nie miał prawa tego zrozumieć. Tylko ludzi tacy jak on potrafili traktować normalne rzeczy jakby były czymś nie z tej Ziemi. Do tego spędzenie go z osoba, którą traktowało się jak najbliższą istotę na świecie. Tego nie dało się opisać słowami. Zwykły rzeczy jak wspólne śniadanie, siedzenie w milczeniu czy odkrywanie na nowo prostych rzeczy. Po latach mordowania, wypierania się z emocji czy zapominaniu nawet o najprostszych czynnościach w kontaktach międzyludzkich ostatnie dwa miesiące były czymś najpiękniejszym co go spotkało.
Milczał razem ze swoim przyjacielem. W milczeniu akurat rozumieli się prawie tak samo jak na studiach. Były po prostu rzeczy o które nie powinno się pytać, a przynajmniej nie teraz. Charles skupiał się tylko i wyłącznie na wybranym przez siebie punkcie gdzieś przed sobą. W tym wypadku była to po prostu czysta umywalka. Nie było w niej nic ciekawego czy ekscytującego. Jednak mógł skoncentrować na niej całą swoją uwagę i chociaż na chwilę nie myśleć o tym co się wokół niego dzieje. Mógł też sobie przecież wstrzyknąć substancję, którą miał przy sobie. Wtedy już na pewno jego emocje przestały by się liczyć. Chyba wszystko wtedy przestało by się liczyć.
Zerknął na omni-klucz i zorientował się, że walki ustały. Po raz kolejny to chyba nie oni przegrali to starcie. Gdyby tak było to już dawno by o tym wiedział. Wiadomość potwierdziła tylko jego domysły. Udało im się. Kolejny potężny cios zadany Cerberusowi. Dlaczego jednak on nie czuł żadnej satysfakcji? Czuł tylko pustkę. Wszystkie cele, które miał przed sobą powoli zaczynały się zacierać w tylko jedną głuchą prośbę. „Żyj”. Stary dobry stan jego świadomości powrócił. Pusty człowiek, bez żadnych celów czy pomysłów na przyszłość.
Świetnie się spisałeś Daryl. Podeślij dane do mnie, a potem je usuń. Wyjaśnię wszystko potem. Oficjalnie Aya Hatake zginęła podczas na ataku na placówkę. Jej ciała nie odnaleziono. Tego będę potrzebował w raporcie.
Powoli implant jest usuwany. Póki co nie ma żadnych komplikacji. Co z Susan?
Aya. Więc tak miała na imię. Jednak jej azjatyckie korzenie wcale nie były tak daleko jak mogło mu się wydawać. Zastanawiało go czy w takim razie tatuaż też był stworzony przez Cerberusa aby wydawała się być bardziej wiarygodna. Przypomniał sobie jednak jej reakcje wtedy w Hotelu, kiedy podarował jej książkę. To w jakim sposób wtedy patrzyła na ten prezent był inny. Może już wtedy jej wspomnienia zaczęły się zlewać. Nie tworzyli by, aż tak wielkiej historii dla niej jak to, że jej matka byłą zafascynowana Ikebaną. Wciąż zastanawiał się ile w tym było Sonyi, a ile Ayi. Pewnie po przejrzeniu jej kartoteki będzie w końcu cokolwiek wiedział.
- Jesteś za mały w rozmiarach żeby mi dorównać w piciu. – Spojrzał na Willa. – Chociaż pewnie w doświadczeniu byś mnie przegonił.
Powoli wstawał z podłogi. Nie było sensu już sensu zabezpieczać drzwi skoro szturm się zakończył się sukcesem. Do tego mieli Clain. Ona była sporym problemem. Powinien był ja zabić ale teraz było na to za późno. Jedyne co musiał teraz robić to zwodzić Przymierze, gdyby Clara postanowiła wszystko wypaplać. Nie było danych więc oficjalnie mógł się wypierać aby znał kogoś takiego. On znał tylko Sonye Wade.
Charles schował swój pistolet. Nie było sensu już naciskać na lekarza. Nie teraz, kiedy było już po wszystkim. Jedyne co zrobił to podszedł bliżej niego i spojrzał na operowaną kobietę. Pewnie by się wzdrygnął gdyby nie to, że nie pierwszy raz miał taki widok przed sobą. Jedyne co poczuł to niewielkie spięcie na myśl o systemie, który miał podpięty sam.
- Masz teraz cały czas na świecie aby zakończyć tą operację i ją zabezpieczyć. – Patrzył na niego wciąż twardym wzrokiem. Mogło się też tak wydawać. Wygląd Strikera nie ułatwiał mu kontaktów międzyludzkich. – Budynek został przejęty przez Przymierze, a agenci Cerberusa albo zostali złapani albo już są martwi. Po wszystkim złożysz tylko zeznania i wyślą cię do domu Maurice. – Spojrzał na Willa. – Major szepnie jakieś dobre słówko, to może wrócisz do żony i dzieci szybciej.
Nie miał nic do lekarza. Wychodziło też na to, że zawdzięczał mu więcej niż powinien. W sumie to nie on tylko Aya. Nie wiedział tylko czy będzie mu wdzięczna. Czy ta operacja cokolwiek zmieni.
- Nie rozwiązuj jej jednak. Może być w szoku po przebudzeniu.
Zemsta Clain już nigdy nie nastąpi. Cerberus pewnie nawet nie spróbuje jej wyciągnąć z więzienia czy gdziekolwiek tam trafi. Pewnie będą chcieli ją wyeliminować. To samo też pewnie spotka Statnera. Kolejna dwa nazwiska na jego liście wyeliminowanych głów w tej organizacji. Jeśli jednak dalej będą na niego polować to może się ona wydłużyć.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

3 kwie 2018, o 21:05

- Miałem na myśli jej zemstę - Perkins ruchem głowy wskazał Sonyę. - Chciała, żeby Clara Clain czekała na nią, kiedy się obudzi. Nie zamierzasz spełnić tej prośby?
Will wciąż uśmiechał się lekko, przez co nie było wiadomo, czy mówi poważnie, czy jednak żartuje. Pewnie rozsądniejszym byłoby oddanie jej Przymierzu, by to oni mogli zająć się jej osobą. To była jednak tylko jedna strona tego medalu. Po drugiej znajdowały się informacje, które kobieta mogła mieć na temat Wade, równie niebezpieczne, co sama lekarka.
- Dziękuję - odpowiedział niepewnie Maurice, unosząc wzrok na Charlesa znad swojego panelu. - Ale proszę się odsunąć. Do tyłu ze dwa kroki. Przepraszam. Dziękuję - odchrząknął. - Nie wiem kiedy się obudzi, to może zająć jej kilka godzin po tej dawce. Chce pan tu... tutaj z nią tyle czekać? W razie czego proponuję wybudzanie farmakologiczne. Teraz już nie ma wbudowanego systemu, który będzie usuwał to co się wstrzyknie. Wtedy być może będzie w stanie o własnych siłach opuścić klinikę, choć na pewno będzie bardziej osłabiona, niż gdyby budziła się naturalnie.
Może obawiał się, że każą mu czekać razem z nimi, mimo obietnic Strikera. Wrócił do pochylania się nad Wade, obserwując jak maszyna stopniowo scala tkanki i skórę kobiety. Robiła to dokładnie, choć bardzo wolno. Było już jednak po wszystkim, implant został usunięty po swojej dość krótkiej karierze. Mieli niezwykle dużo szczęścia, że nie został aktywowany wcześniej.
Akta Ayi Hatake nie były tak szczegółowe, jakich pewnie oczekiwał Charles. Poza tym nie sięgały zbyt dalekiej przeszłości, zaledwie trzy misje wstecz, z czego dwie pierwsze niczego mężczyźnie nie mówiły, a ostatnia dotyczyła Clauda Simarda. Aya przyjęła imię i nazwisko dziewczyny, która w rzeczywistości nie żyła już od lat, by doprowadzić do śmierci Simarda, który w jakiś sposób musiał Cerberusowi przeszkadzać. Nazwisko Strikera gdzieś tam się przewijało, ale nie występowało w celach misji, a w raportach z niej. Dalej pojawiała się krótka korespondencja z nieznanym adresatem, w którym Clain po uzyskaniu informacji o romansie Sonii Wade z Charlesem Strikerem decyduje pozostawić ją w przekonaniu o życiu, które nie miało nic wspólnego z prawdą. Uznała tam, że póki co Cerberus nie potrzebuje kobiety, a zawsze lepiej mieć zawór bezpieczeństwa w jej postaci. Łatwo się było domyślić, że z drugiej strony tych wiadomości był Statner, choć żadne z nich się nie podpisywało. Wyglądało więc na to, że spotkanie Sonii i Charlesa nie było dziełem Cerberusa, a przypadku, w formie Simarda, który wybrał sobie do ochronienia swoich pleców akurat Strikera. Poza tymi informacjami dane zawierały podstawową wiedzę o kobiecie, takie jak jej przynależność do projektu, którego nazwa nic mężczyźnie nie mówiła, szkolenia jakie przeszła, począwszy od podstawowego kursu pierwszej pomocy, przez kilka długich kursów językowych, co wyjaśniało jej pracę tłumacza, po treningi obsługi mononuklearnego wakizashi i plany wszczepienia implantu - choć nie chodziło o ten, który obecnie był usuwany. Do tego dołączone były wyniki jej badań fizycznych i psychiatrycznych, choć w tych ostatnich wpisany był na końcu wykrzyknik, z komentarzem "uzupełnić!". Pod względem sprawności ciała nie mieli kobiecie niczego do zarzucenia, trochę inaczej jednak było w przypadku wywiadu psychologicznego. Wyglądało na to, że Aya miała z natury charakter dość problematyczny dla swoich pracodawców, nic dziwnego więc, że jej brak współpracy w kwestii Charlesa ostatecznie sprawił, że zdecydowali się na implant kontrolujący kobietę.
- Co tak czytasz? - spytał William, wciąż siedzący przy drzwiach.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

3 kwie 2018, o 22:00

- Nie. – Westchnął. – Może nie jestem królem życiowych decyzji ale nie jestem takim idiotą by zabić Clain, kiedy zabezpieczyło ją Przymierze. – Uśmiechnął się lekko. Dziwnie. Wręcz sadystycznie. – I tak już jest martwa. Jeśli nie będzie chciała współpracować to wywiad wyciągnie z niej informacje na wiele brutalnych sposobów, a potem wykończy ją Cerberus. Jeśli pójdzie na współpracę to wykończy ją Człowiek Iluzja.
Wiedział jak działa wywiad. Szczególnie komórki, które nie kojarzyły się z agentami o pięknych twarzach jak w vidach akcji. Zresztą, kiedyś zdarzało mu się wyciągać z ludzi informację. Jego instruktorem był nawet były człowiek z S. Sam wielki szef Cerberusa wykończy ją na tyle brutalnie, żeby dać sygnał innym aby prędzej wybierali samobójstwo niż bycie złapanym przez Przymierze. Szczególnie tak, kiedy jego organizacja już nie była jakąś małą milicją z idiotycznym celem ale realnym zagrożeniem. Nie zazdrościł.
Odsunął się od lekarza na bezpieczną odległość. Nie było sensu go jeszcze straszyć w czasie operacji. Pewnie jeden błąd i zrobi z niej inwalidę do końca życia. Wolał nie ryzykować. Wrócił bliżej Willa i zaczął czytać pozyskane informacje. Zdziwiło go, że był tylko pieprzonym przypadkiem w tym wszystkim. Zastanawiało go więc dlaczego nie skontaktowali się z nim wcześniej. Skoro go wykupili to mogli się odezwać do niego szybciej. Jeszcze za nim poznał Sonye. Może naprawdę udawało mu się pozostać tak bardzo po za ich radarem, że znaleźli go przypadkiem. O to musiałby spytać Statnera ale ten pewnie jest zbyt zajęty jedzeniem przez rurkę.
Ciekawiło go co takiego musiał odjebać Burel, że Cerberus postanowił go, aż tak podejść. Może odrzucił ich ofertę współpracy? Cholera wie. Może to właśnie on miał być dowodzącym zespołu, który finalnie zdradził swojego pracodawcę. Tak. Zane nadawałby się do tego na pewno bardziej niż Striker. Jemu było bez różnicy wszystko. Chociaż jak na to spojrzeć teraz to może tamten też chciał po prostu prowadzić normalne życie. Gdyby nie to, że go nie szanował to pewnie nawet zrobiłoby mu się trochę go przykro.
Wakizashi. No tak. Cerberus. Akurat Japonia była chyba idealnym krajem na którym mogli się wzorować. Przecież przez lata byli krajem zamkniętym i ksenofobicznym na wszystko co ich otaczało. Tłumaczyło też to jej świetne umiejętności w walce ostrzami. Ten mały raport tłumaczył naprawdę wiele. Skąd niby pracownica biurowa mogła być tak wygimnastykowana? Skąd niby umiała tak dobrze walczyć i znała się na fachu lepiej niż po zwykłych podstawowych treningach jakie niby zlecił jej Burel? Im dalej jednak wchodził w ten raport tym łatwiej można było zauważyć jak coś w nim gaśnie.
- Raport o Ayi Hatake vel Sonyi Wade.
Ta krótka odpowiedziała mówiła więcej niż powinna. Zresztą łatwo można było się domyśleć co musiało się teraz dziać w jego głowie.
Jej profil psychologiczny był niepełny ale mógł w nim wyczytać mu kilka faktów wyjątkowo mu bliskich. Nie chciała współpracować. Powoli też rozumiał, że nie chodziło tu tylko o odgrywanie Sonyi Wade. Ona naprawdę go kryła. Był zaskoczony tym faktem. Nagle postanowił przemówić do całej reszty w tym pomieszczeniu.
- Maurice postaraj się ją wybudzić farmakologicznie. Will zabierzesz go potem ze sobą. Musze to załatwić samemu.
Wyłączył omni-klucz. Złapał za najbliższe krzesło i przeciągnął je w stronę stołu operacyjnego. Usiadł zaraz obok niego. Złapał za pistolet, a dłoń go dzierżącą oparł o swoje kolano. Wyciągnął zza ucha papierosa.
- Zostaw mi zapalniczkę Will.
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły odpalił papierosa i czekał, aż się obudzi. Musieli porozmawiać. Jeśli chciała z tego wyjść to nie miała innego wyjścia niż ustalić z nim jak odegrać resztę tej sytuacji. Zaciągnął się dymem i powoli go wypuścił ze swoich płuc. Jeśli zauważył, że jej oczy zaczynają się otwierać postanowił się odezwać.
- Już po wszystkim Aya.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

3 kwie 2018, o 23:02

Doprowadzenie Sonii do takiego stanu, by można było wyłączyć maszynę medyczną, zajęło lekarzowi trochę więcej niż dwadzieścia minut. W końcu jednak sprzęt został dezaktywowany, a Maurice z ciężkim wyschnięciem usiadł na jednym ze stołków. Ściągnął maseczkę z twarzy i przetarł zmęczone oblicze dłonią. Wyglądał na starszego, niż zapewne był w rzeczywistości. Stres wpłynął mocno na jego samopoczucie i nie był to pozytywny wpływ. Dopiero po dłuższej chwili podniósł się z trudem i podszedł znów do leżanki, by zmienić lekko jej ustawienie i po prowizorycznym zszyciu kilkoma sprawnymi ruchami koszuli kobiety, przełożył ją na bok, tak jak leżała wcześniej, gdy budziła się przy Charlesie te niecałe dwie godziny wcześniej. Potem wstrzyknął w jej ramię środek, który miał ją wybudzić i zdjął też rękawiczki z dłoni.
- Maksymalnie za kilkanaście minut powinna zacząć odzyskiwać przytomność - poinformował. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś dodać, ale zrezygnował i zamiast tego jego usta opuściły zupełnie inne słowa. - Czy to już wszystko?
Gdy Striker potwierdził i pozwolił mu w towarzystwie Willa opuścić gabinet zabiegowy, Maurice wyraźnie odetchnął z ulgą. Tylko na to czekał przez ostatnią godzinę. Perkins rzucił przyjacielowi swoją zapalniczkę i w milczeniu skinął głową, zabierając potem chirurga i zostawiając dwójkę samą.
To mogło być najdłuższe piętnaście minut w życiu Strikera. Każda dłużyła się nieziemsko, z ciszą panującą wokół to już wyjątkowo. Wade, a raczej Hatake wyglądała bardzo spokojnie. Maurice nie zatroszczył się teraz o to, by czymś ją przykryć albo zapewnić jej inne dogodności na chwilę przebudzenia. To już wszystko zostało w gestii Charlesa.
W pewnej chwili oddech kobiety stał się mniej regularny, a potem stęknęła cicho. Maszyna nie zapikała, bo była od niej odłączona, tak samo jak wszystkie kroplówki, które mógłby podpiąć pod nią lekarz.
Tym razem nie wpadła w panikę zaraz po przebudzeniu. Nie rzuciła niczym ani nie zaczęła rozdrapywać sobie pleców. Gdy w końcu otworzyła oczy i wbiła je w Charlesa, długo próbowała odzyskać ostrość widzenia, by w ogóle zorientować się kto tu siedzi. Dopiero gdy połączyła głos z twarzą, zamarła, a jej oddech znacznie się skrócił. Zerknęła nerwowo w dół, unosząc nieco dłoń, jakby chciała upewnić się że ma w niej władzę. Po tym wróciła spojrzeniem do mężczyzny, którego jednocześnie znała i który był jej obcy.
- Przepraszam - powiedziała w końcu cicho, zachrypniętym i zmęczonym głosem. - Aya. Nie wiedziałam o tym wszystkim. Nie wiedziałam, że to wszystko jest nieprawdziwe.
Zamknęła oczy, czekając na wywód, na pretensje i słowa, które miały nie być przyjemne. Ruszyła nogą, zginając ją lekko w kolanie. Działała. To był sukces.
- Nie ma implantu?
Nie próbowała jeszcze wstawać. Druga narkoza w tak krótkim czasie nie mogła wpłynąć na nią zbyt dobrze. Stęknęła znów i przesunęła rękę w stronę Strikera.
- Miałam sny, które wydawały się realne. Teraz już wiem, że to nie były sny. Ale nie wiem... - zamrugała, kuląc się. - Pewnie myślisz że Cię okłamywałam. Nie robiłam tego. Nie świadomie. Kiedy się na to godziłam, nie myślałam że...
Stęknęła i zmarszczyła brwi, krzywiąc się z jakiegoś dyskomfortu, którego Striker mógł się tylko domyślać.
- Komu mnie oddacie?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

4 kwie 2018, o 00:08

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Oczekiwanie na jej przebudzenie było dziwne. Zarazem chciał aby się obudziła, porozmawiała z nim żeby było tak jak kiedyś. Bał się też, że obudzi się tam całkowicie inna osoba, którą będzie musiał zabić. Nie wiedział w jakim stanie jest jej umysł. Nie wiedział czy nagle nie wróci tylko i wyłącznie jej stara osobowość bez pamięci o tym kim naprawdę jest. Mogła przecież nagle się na niego rzucić. Uznać go za swojego wroga. Było wiele niewiadomych. Niewiadomych, których Charles nienawidził, a od kiedy zaczął jakoś funkcjonować właśnie ich miał najwięcej.
W tym czasie nakrył ją typową dla takich miejsc zieloną tkaniną by zasłonić jej po raz kolejny otwartą ranę. Nie był specjalistą ale wiedział, ze lepiej jest otworzyć ranę póki świeża niż robić to później. Nie miało to jednak znaczenia. Najważniejsze, że implant był już po za jej ciałem. Rozsiadł się ponownie na krześle powolnie paląc papierosa, a potem następnego. Tak jakby dym miał ją szybciej przebudzić i w jakiś sposób wpłynąć na jej wspomnienia. Przypomnieć mu o nim.
Obserwował ją jak budziła się. Tym razem nie robił tego w domowym zaciszu patrząc jak spokojnie śpi po wydarzeniach na Islandii, a jemu zdarzyło się wstać wcześniej. Nie. To była całkowicie inna sytuacja i daleko jej było na ten moment od jakiegokolwiek romantyzmu. Zresztą jego wzrok mówił więcej niż powinien. Broń, którą trzymał wyjątkowo blisko siebie wciąż była bliska do strzału. Pomimo tego jego palec był dość daleko do spustu.
- Ja też nie wiedziałem.
Westchnął. No przecież to było wiadome, że nie wiedział. Nie miał prawa wiedzieć. Jednak w jego głosie można było usłyszeć tą nutkę zrozumienia jej sytuacji. Kolejny raz nie czuł żadnego gniewu. Po prostu nie potrafił być na nią zły. To co się wydarzyło nie było do końca jej winą. Wolał zwalić winę Cerberusa, który postanowił ją wykorzystać jako zabezpieczenie swojej inwestycji jaką był Striker. Równie dobrze mógł też mówić o tym, że sam też nie wiedział, że to wszystko było tylko kłamstwem.
- Nie ma. – W końcu jego broń znowu wróciła do kabury. Nie miał ochoty na jakąkolwiek walkę. Nie miał siły już walczyć. Nie z nią. Nie po tym wszystkim co się wydarzyło. Co spotkało ich dwoję. Może wcześniej nie wyglądali na ludzi do siebie pasujących. Teraz było inaczej. Patrząc na nich z boku w tej sali szpitalnej można było dostrzec, że tak w cale się od siebie nie różnią. Obydwoje chyba byli już wyjątkowo zmęczeni życiem.
- Czytałem raport. – Mówił zmęczonym głosem człowieka, który już pogodził się ze stratą. Przynajmniej tak mu się wydawało. Bliska przyszłość nie zapowiadała się najlepiej. – Według raportu nie mieliśmy się prawa spotkać. To był czysty przypadek, że Simard odnalazł akurat mnie. Kiedy dowiedzieli się, że mamy romans postanowili to wykorzystać. To nie była twoja wina.
Cały czas starał się unikać rozwijania tematu ich związku. Zresztą co miał powiedzieć? Może to było na niby ale spoko możemy kontynuować, może twoje prawdziwe ja też mnie pokocha? Świetny kurwa plan. Odpalił kolejnego papierosa. On się nie zmienił. Był cały czas taki sam. W końcu wstał z krzesła i uklęknął obok niej. Oparł ręce o stół, a potem położył na nich swoją głową. To była ostatnia szansa, kiedy mógł się jej przyjrzeć. Spojrzeć na nią z bliska.
- Nikomu. – Ostatni raz pozwolił sobie do niej mówić tak jak kiedyś. Tym samym ciepłym głosem, który znała tylko ona i za pewne była ostatnią osoba, która znała ten ton. – Oficjalnie Aya Hatake zginęła dzisiejszego dnia podczas szturmu jednostek Przymierza. Pewnie trafi się jej jakiś nieoznaczony grób i tyle było z jej istnienia. – Przesunął rękę trochę bliżej jej dłoni. Jednak tak jak kiedyś bał się cokolwiek zrobić. Tak jakby za chwilę ten krótki moment miał całkowicie zniknąć już na zawsze. – Nieoficjalnie pewnie zabiorę cię stąd do domu. Do Montrealu. Tam będziesz mogła zdecydować co dalej chcesz zrobić ze swoim życiem. – Uśmiechnął się do niej. Przez chwilę w jego oczach pojawiło się to coś. Ta niewielka nadzieja, że może wszystko będzie tak jak kiedyś. Jakby uczucia, którymi ją darzył wciąż były takie same. – Jesteś teraz wolnym człowiekiem. To ty teraz decydujesz co chcesz dalej robić.
Chciał znowu widzieć tą wspólną przyszłość. Te marzenia, które razem mieli. Aby ich wspólna codzienność trwała dalej. Marzył o tym aby znowu rozmawiali jak kiedyś. Kłócili się, a zaraz potem znowu byli razem. Szczęśliwi.
Milczał przez dłuższą chwilę. Teraz, kiedy wszystko już z niego zeszło poczuł jak bardzo jest zmęczony. Jak to wszystko znowu zniszczyło jego życia. On naprawdę nie zasługiwał na nic dobrego w swoim życiu. Nawet jeśli próbował to wszystko prędzej czy później wracało do punktu wyjścia. Zaciągnął się kolejny raz ale jego dłonie lekko drżały.
- Ja. – Jego głos się załamywał. – Wiem, że. –Nie wiedział czy jeszcze pamięta jak ciężko mu się rozmawiało o uczuciach i zazwyczaj nigdy nie był to dla niego łatwy temat. – Obiecałem ci, że będę zawsze przy tobie i starał się cię chronić. Więc jeśli kiedykolwiek będzie potrzebować czegokolwiek to daj mi znać, dobrze? – Znowu patrzył jej prosto w oczy. Jakby chciał przekazać to wszystko co czuł tym jednym gestem. – Może to wszystko było tylko kłamstwem ale dla mnie wciąż był to najpiękniejszy okres w moim bezwartościowym życiu, który pozwolił mi w jakiś sposób. – Po jego policzku pociekła łza lecz na jego twarzy pojawił się uśmiech. –
Odnaleźć coś co myślałem, że nigdy nie mnie spotka. Na ten krótki moment znowu mogłem poczuć się człowiekiem. Zobaczyć jak to jest kogoś kochać i się o kogoś troszczyć.
Przetarł policzek ręką. Oczy miał przekrwione jak nigdy. Nawet na Islandii, kiedy opowiadał o swoim życiu nie wyglądał tak marnie jak teraz. Jego życie po raz kolejny rozsypywało się i tym razem zapowiadało się, że stracił znacznie więcej niż przypuszczał.
- Posiedzę tutaj chwilę, dobrze? – Nie chciał nigdzie iść. Nie chciał po raz kolejny czuć tego uczucia pieprzonej samotności. Myśl, że musiałby tylko liczyć znowu na siebie doprowadzała go do na skraj załamania. Miał swoją rodzinę ale ona nigdy nie zrozumie tego co on przetrwał. Will był jego przyjacielem ale on też nie zrozumie. Nikt nie zrozumie jak to jest być bezmyślnym narzędziem, które wykonuje rozkazy. Ona to rozumiała i może właśnie dlatego była mu tak bliska.
W końcu też byli sami. Charles nie musiał już zachowywać się tak jak wymagali tego od niego wszyscy. Mógł być sobą. Karykaturą człowieka, który uwierzył, że czeka go normalne życie. Schował swoją twarz gdzieś pomiędzy swoimi ramionami. Przymknął oczy i po prostu milczał. Wydawał się teraz znacznie mniejszy. Po raz kolejny okazywało się, że człowiek, którego można było podpiąć pod każde możliwą zbrodnię nie pasował po prostu do tego obrazu. Powoli starał się uspokoić. Musiał przecież, kiedyś stąd wyjść i udawać, że wszystko jest okay.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

4 kwie 2018, o 22:40

Kobieta zmarszczyła brwi, tym razem nie z bólu, ale nie rozumiejąc chyba o czym Charles do niej mówi. Długo próbowała przetrawić jego słowa, czymś przejęta bardziej, niż być może powinna.
- Nazywasz mnie moim prawdziwym imieniem pierwszy raz i ostatni - zauważyła cicho, zgodnie z prawdą. Skoro Aya Hatake miała zginąć teraz w ataku na klinikę, pozostawała tylko Sonya Wade, z ukradzioną tożsamością, której nikomu nie musiała oddawać. Przynajmniej tak to wyglądało na chwilę obecną.
- Mieszkanie w Montrealu nie jest moim domem - poinformowała go. - Teraz... w sumie... nie wiem dokąd mam polecieć. Gdzie ty mieszkasz?
Przez moment chyba zapomniała o fakcie, że przez ostatnie miesiące mieszkał z nią. Chwilę zajęło jej przyswojenie sobie tego wspomnienia, a gdy to się stało, znów zamarła, wpatrując się w Strikera w ciszy. W jej oczach widać było, jak kolejne elementy wskakują do tej skomplikowanej układanki, którą zafundował jej Cerberus. I najgorsze było to, że na jedno miejsce w tych puzzlach próbowało wepchnąć się wiele części.
- Ze mną mieszkasz - odpowiedziała sobie sama cicho, milknąc znów na dłuższą chwilę.
Zamknęła oczy, gdy Charles obiecał jej, że cała przyszłość stoi teraz przed nią otworem. Wyraźnie nie widziała w tej chwili żadnej przyszłości, zbyt skupiona na tym, by poradzić sobie z dwiema niezależnymi przeszłościami, nakładającymi się jedna na drugą, tworząc chaos w jej głowie. Nie złapała go za rękę, tak jak zwykła robić za każdym razem, kiedy coś działo się z nim nie tak. Teraz jednak to ona miała problemy, które ją przerastały. Niełatwo było traktować go jednocześnie jak obcego i jak kochanka, gdy obie te wersje współistniały jednocześnie. Pokręciła głową z cichym stęknięciem i po chwili namysłu podparła się, siadając. Powoli opuściła nogi z brzegu łóżka. Zawisły z powietrzu, jakieś piętnaście centymetrów nad podłogą.
- Żegnasz się ze mną, Charles? - spytała zmęczonym głosem. - Zaczyna mnie to męczyć. Może kupienie ci restauracji nie było zbyt mądre, tak samo jak zaproszenie cię do wspólnego mieszkania po... ile czasu wtedy minęło? Dwa tygodnie? Z tego co pamiętam, nie widziałam zbyt wiele radości na twojej twarzy ani przy pierwszym, ani przy drugim. Nie byłam zbyt mądra. Ale pamiętam wiele dziwnych rzeczy, które się ze sobą nie zgadzają, więc mogę nie mieć racji. Twoje żegnanie się ze mną brzmi nieprzyjemnie znajomo.
Pierwszą zmianą, którą w niej zauważył, był fakt, że pozwalała sobie na większą szczerość. A może było to spowodowane wyłącznie ostatnimi zdarzeniami, które nie zostawiały już miejsca na oględne przedstawianie Charlesowi czegokolwiek.
- Zrobili mi to, bo stanęłam po twojej stronie. Już po przebudzeniu, po przypomnieniu sobie, że Sonya Wade nie jest prawdziwa. Powiedziałam im "nie" ze względu na ciebie. Czego więcej ode mnie chcesz? Jakich więcej dowodów, poza tymi, że dałam sobie wszczepić to żelastwo w plecy, bo chciałam żebyś był bezpieczny? - skrzywiła się i sięgnęła dłonią do pleców, ale bolało za bardzo, żeby mogła zrobić ze sobą coś sensownego. - Nie dostałam znieczulenia. Bardzo mnie teraz boli. Gdybyś mógł... chociaż medi-żelem...
Westchnęła i uniosła na Strikera zmęczone spojrzenie. Na pewno widziała, w jakim jest stanie, ale nie wyglądała teraz, jakby robiło to na niej jakiekolwiek wrażenie. Nie po tym wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnie godziny. A może zapomniała już, co to oznacza.
- Przepraszam - powiedziała jeszcze cicho, opuszczając głowę. - Że trafiłam na ciebie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

4 kwie 2018, o 23:17

Podniósł lekko głowę, a swój wzrok skierował ponownie na jej osobę. W jego mózgu ponownie poruszyły się pewne już dawno temu zatrzymane trybiki. Nie rozumiał tego o czym ona mówi. Tak jakby jej słowa do niego nie docierały tak jak powinny. Pewne fakty mu się nie składały w całość. Jakby jego umysł mówił mu aby przestał w ogóle myśleć o tym związku, a zarazem przekazywał sprzeczne informacje w którym kobieta obok niego dalej chciała z nim być. Nie rozumiał tego.
- Co? – Odpowiedział w końcu bardzo elokwentnie na zadane mu pytanie. – Nie to nie jest pożegnanie. – A przynajmniej tak mu się teraz wydawało. Przecież mieli spędzić ze sobą jeszcze kilkanaście najbliższych godzin. Trochę głupio byłoby się żegnać teraz skoro mieli jeszcze przed sobą sporo wspólnej drogi. Byłaby to jedna z tych niezbyt przyjemnych sytuacji, kiedy żegnasz się ze znajomym, a potem i tak idziecie w tą samą stronę.
Wyprostował się i zajął miejsce obok niej. Zbierał swoje myśli w całość. Miał już swoją chwilę żeby pęknąć to teraz musiał się pozbierać i znowu jakoś skleić w całość. Nie mógł przecież chodzić wszędzie po tym miejscu jak wrak człowieka. Wtedy już na pewno Przymierze uznałoby, że z jego osoby nie ma już żadnego pożytku. Zostałaby im wtedy utylizacja śmiecia jakim był.
- Ja przecież. – Wstrzymał na chwilę powietrze w płucach nie wiedząc co powiedzieć. Wychodziło na to, że ostatnia osoba, która wręcz w jakiś sposób go rozumiała właśnie punktowała go jak wszyscy inni wokół niego. – Nie chciałem, żeby tobie coś się stało. Bałem się wtedy, że jeśli będę zbyt blisko ciebie to w końcu cię dopadną za to co zrobiłem w swoim życiu albo jeśli Cerberus uzna, że za mało się przykładam do tego co miałem dla nich robić. – Nigdy otwarcie o niczym nie mówił. Nigdy zresztą nie mówił jej co go gryzie. Po prostu myślał, że rozumie. – Nie wiem czy pamiętasz ale po Majesty wszystko już miało się stać normalne. Gdyby przesłuchanie przez Przymierze poszło gładko to w końcu mógłbym normalnie żyć. Nawet prowadzić tą restauracje. – Westchnął cicho. – Przepraszam.
Jego przeprosiny w tej całej sytuacji musiały wyglądać wyjątkowo absurdalnie. Jeszcze bardziej absurdalne było to, że dopiero po tym wszystkim co się wydarzyło był w stanie normalnie rozmawiać na takie tematy. Kolejna dawka dymu uderzyła w jego płuca. Powoli zaczynał już trzeźwiej myśleć, a może po prostu bariera wokół niego zaczęła się na nowo budować.
Słysząc to co mówi poczuł jakby dosłownie najzimniejsza szpila wbiła się dokładnie w jego serce. Jej słowa bolały. Bolały bardziej niż powinny. Byli do siebie podobni. Wiedzieli gdzie uderzyć aby zabolało. Wstał z miejsca i obszedł stół tak aby stanąć za kobietą. Ściągnął z dłoni rękawiczki. Powoli na jej plecy polał dawkę mediżelu. Jego dłonie delikatnie wcierały żel w jej skóre.
- Nigdy nie będę mógł wyrazić jak bardzo ci jestem wdzięczny za to co zrobiłaś. – Westchnął cicho. – Przepraszam za to jak się zachowuje. Nie jest mi łatwo myśleć trzeźwo po tym wszystkim. Nie chcę się z tobą żegnać. Nie chce żebyś kiedykolwiek zniknęła z moje życia. Ja wciąż cię kocham.
Ostatnie słowa powiedział już ciszej. Tak jakby to, że je wypowiedział sprawi, że za chwile otrzyma już odpowiedź, która wpłynie na to co się wydarzy później. Masował jej plecy dalej zamyślony nad czymś.
- Na Islandii było podobnie. – Delikatnie się uśmiechnął.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

5 kwie 2018, o 00:55

Wade długo milczała. Cokolwiek działo się w jej głowie, teraz bardziej niż kiedykolwiek Charles nie mógł się domyślić, co takiego. Gdy podchodził do jej pleców, spięła się wyraźnie, choć nie wiedział, czy to z powodu jego dotyku, czy przez fakt, jak bardzo bolała ją świeża blizna. Nie odpowiedziała ani na jego przeprosiny, ani na późniejsze wyznanie. Nie odwzajemniła słów, które mówiła mu już wielokrotnie, zanim poleciał na misję związaną z Majesty. Opuściła tylko głowę, odgarniając włosy, by mógł posmarować również jej kark, bo rozcięcie sięgało linii włosów, z których fragment z tyłu był wygolony - w końcu część wszczepu znajdowała się w głowie. Potem westchnęła cicho, nie prostując się już z powrotem.
Wzmianka o Islandii wybudziła ją trochę z tego zamyślenia, bo drgnęła i uniosła głowę, przenosząc wzrok ze swoich dłoni na maszynę stojącą naprzeciwko.
- Wiesz - zaczęła cicho. - Nie pamiętam połowy tych dobrych rzeczy, dopóki mi o nich nie powiesz. Pamiętam twój dotyk i to jak się do mnie uśmiechałeś. Pamiętam też twoją twarz z danych Cerberusa, ze zdjęcia, które dostałam razem z kilkoma innymi. Pamiętam informacje, które o tobie tam były. Tam nie pisali o tym, jaki jesteś. Pisali czym grozi kontakt z tobą, czym się zajmowałeś. Że jesteś bezwzględny i obojętny wobec innych ludzi. W sumie pisali tak o wszystkich operatorach takich, jak ty.
Sięgnęła po zielony materiał i owinęła się nim, gdy Striker skończył zabezpieczać jej ranę medi-żelem. Nie było już ryzyka, że się otworzy, ale ból i tak musiał być nieznośny. Teraz Aya przestała się tak krzywić i stękać, teraz po prostu siedziała, wydając się wyjątkowo drobna i bezradna.
- Miałam wrócić po tym wszystkim na Cronos. Stację taką, należy do Cerberusa, nie wiem czy o niej słyszałeś, pewnie nie. Mieszkałam tam od kilku lat. Apartament w Montrealu był tylko wypadkową tego wszystkiego, co wydarzyło się od zaimplementowania fałszywych wspomnień. Wszystko tam było nieprawdziwe, poza kotami, które były moje. Od zawsze były moje, nie Sonii Wade.
Wciąż mówiła powoli i cicho, z trudem dobierając słowa. Druga narkoza tego samego dnia nie mogła pozostawić jej stanu fizycznego bez szwanku. Była zmęczona i osłabiona, zdecydowanie mocniej, niż na Islandii.
- Co by było, gdyby Clain aktywowała implant wcześniej? - spytała, spoglądając na mężczyznę przez ramię. - Zabiłbyś mnie?
W jej słowach nie było żadnej dwuznaczności, pytała najzupełniej szczerze. Tak jakby była tego równie ciekawa, jak tego, co jadł dziś na śniadanie, albo jakim promem przyleciał z portu w Nos Astrze. Jakby to była codzienność. Kolejna mało istotna wypadkowa zdarzeń.
- Nie możesz być mi wdzięczny - westchnęła znów i odgarnęła pojedyncze kosmyki włosów z twarzy. Potem ściągnęła z nich gumkę i pozwoliła im się rozsypać po swoich ramionach. Tak było wygodniej, kucyk nie ściągał jej włosów nieprzyjemnie. Teraz jednak nie zasłaniała już blizny z boku swojej twarzy. Nie miała po co, albo nie myślała o niej. - Nie wiem sama. Zrobiłam dla ciebie tyle samo dobrego, co złego. Chociaż teraz równoważnia przechyla się chyba mocno pod ciężarem tego drugiego. Po dzisiejszym dniu i wszystkim, czego się dowiedziałeś. Nie wiem, czy potrafię... z tym wszystkim...
Zamknęła oczy, przecierając je palcami.
- Jestem tak zmęczona. Nie znam samej siebie. Jest za wcześnie. Za późno. Ty też mnie już nie znasz. Kobieta którą kochasz, to Sonya Wade. Jak mam wymagać od ciebie tego samego uczucia, którym darzyłeś ją? - spytała. - To tylko ta sama twarz. Niezależnie od tego, co mną kierowało kiedy powiedziałam Cerberusowi "nie", od tego że Aya Hatake nie żyje, ja wciąż jestem nią. I już zawsze będę. Nie mogę wymagać od ciebie... tego samego, czego wymagałaby Wade.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

5 kwie 2018, o 08:16

Słuchał jej słów skoncentrowany. Musiał przecież być przecież tym wsparciem, które jej obiecał. Mimo tego, że obiecał je Sonyi Wade, a nie Ayi Hatake. W jakiś jednak dziwny sposób jej osoba stała mu się znacznie bliższa niż wcześniej. Mogło się wydawać, że powinno być na odwrót. Powinien nigdy jej nie wybaczyć tego co zrobiła. Nie potrafił jednak. Była teraz zbyt podobna do niego. Wiedział jak to jest nieść tak wielki ciężar wiec nie mógł pozwolić jej zostać w tym wszystkim samej.
- Opowiem ci o wszystkim. – Przejechał dłonią po jej zasłoniętym przez zielony materiał ramieniu. Czuł jakby znowu wszystko było okay. Nawet to, że mogli ze sobą porozmawiać było czymś co sprawia, że jego psychika kolejny raz staje się spokojniejsza. Jej głos pozwalał mu ukoić nerwy. Tak jakby naprawdę nie interesowało go co się stało lub czego się dopuściła. Jakby nie patrzeć jej zdrada nie doprowadziła do niczego złego. Wszystko się udało.
- Nie słyszałem. – Odpowiedział zgodnie z prawdą. Wiedział co nieco o Cerberusie ale nie wiedział wszystkiego. Zamilkł jednak na chwilę. Więc jednak koty były jej. Naprawdę jej. Nic dziwnego, że tak zareagowała na wieść o śmierci Sherlocka. Musiał być jej jedynym przyjacielem. Nie wiedział ile osobowości przez te lata zaimplementowali jej ale raczej nie była to praca, która pozwalała na zachowanie jakichkolwiek znajomości. Jej zwierzaki po prostu były zawsze z nią.
Jej pytanie go nie zdziwiło, aż tak bardzo jak mogło się wydawać. Przecież rozmowa na takie tematy nie były czymś niezwykłym. Obydwoje byli doświadczonymi agentami czy tam operatorami, niektóre tematy były dla nich po prostu czymś normalnym. Ot zwykłą rozmową jakich wiele.
- Nie. – Uśmiechnął do niej ciepło. – Przynajmniej nie na początku. Spróbowałbym ci pomóc. Dlatego przygotowałem tą mieszankę, która położyłaby cię na raz. Wyciągnąłbym z ciebie ten implant nawet za cenę własnego życia. – Westchnął cicho lekko opuszczając wzrok. – Nie wiem czy potrafiłbym cię zabić. Nie po tym wszystkim.
W jego słowach też nie było dwuznaczności. Wiedziała, że gdyby doszło do najgorszego to pewnie by to zrobił. Pewnie nie miała w głowie na tyle wspomnień by zrozumieć, że gdyby do tego doszło to człowiek, który stoi teraz obok niej pewnie rozpadł by się na milion małych kawałków. Nie byłoby co z niego zbierać.
Znowu przeszedł przed nią. Teraz, kiedy rozpięła włosy wyglądała dokładnie tak samo jak zawsze. Tak jak kobieta, którą kochał całym sobą. Uczuciem, które nie miało prawa wykiełkować pomiędzy takimi ludźmi jak oni. To się jednak stało i coraz trudniej było mu traktować to jako coś co zostało wykreowane przez jej sztuczna osobowość.
Jego dłoń powoli dotknęła jej policzka. Kciukiem gładził jej skórę. Miał nadzieję, że go teraz nie odrzuci tak jak wtedy w sali wybudzeń. Miał nadzieję, że chociaż na chwilę spróbuję sobie przypomnieć coś więcej o nich. O tym co razem przeszli.
- Na Islandii też mówiłaś podobnie. – Na twarzy wciąż miał ten sam uśmiech jak zawsze. Pełen uczuć, którym darzył jej osobę. – Wszystko jest okay. Przecież finalnie wszystko się ułożyło. Nikomu nic się nie stało, ta zdrada nie zmieniła. Szczerze mówiąc to bardziej nam pomogłaś niż utrudniłaś sprawę. Wszyscy myśleli, że szykujemy jakąś mała operację przeciwko nim. Potwierdziłaś tylko ich przypuszczenia.
To była prawda. Nawet nie była tak naciągana. Z taktycznego punktu widzenia poinformowała ich o ataku ale nie spodziewali się go na taka skalę. Nie byli przygotowani na to co się miało wydarzyć. Teraz, kiedy już wszystko powoli w jego umyśle trafiało na miejsce rozumiał jak bardzo im w tym wszystkim pomogła. Jak bardzo pomogła jemu w ogóle podjąć tą walkę.
Wyprostował się w końcu. Potem zrobił już to co zawsze, kiedy była w takim stanie. Po prostu ją objął i przytulił mocniej do siebie.
- Kiedy byliśmy w Japonii wiedziałem już, że coś jest nie tak. Kiedy przyznałaś się ile masz lat. I twoja reakcja na książkę, którą ci kupiłem. I ten tatuaż. To nie były wspomnienia czy zachowanie Sonyi. To byłaś ty. – Gładził jej plecy dłońmi. Tak jak to robił za każdym razem. – Może już nie znam tak samo jak wcześniej ale chciałbym poznać lepiej. Chciałbym poznać twoją historię Ayu, a nawet dalej być jej częścią. – Tym razem jego dłoń przesunęła się trochę wyżej gładząc jej włosy. – Jestem tu dla ciebie i zawszę będę. Cokolwiek by się stało będę. Nie uciekłem i nie zamierzam już uciekać. Chce być tylko i wyłącznie przy tobie. Kocham cię Aya i nic tego nie zmieni. – Parsknął cicho śmiechem. – Przynajmniej teraz nasza znajomość nie wygląda jak z komedii romantycznej.
Pochylił się lekko w jej stronę i pocałował ja czubek głowy. Przyglądał się jej z wyrazem twarzy, który mówił chyba wszystko. Był dokładnie taki sam jak przez ostatnie miesiące. Coś czym tylko obdarowywał ja.
- Odpocznij trochę. Czeka nas jeszcze długa podróż do domu. Po drodze musimy też odebrać Watsona, a potem jak już będziemy na miejscu zrobię ci coś do jedzenia. Jeśli nie wszystkie dobre wspomnienia wrócą to postaramy się stworzyć nowe.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

5 kwie 2018, o 08:57

Dotyk znajomej dłoni sprawił, że kobieta zamknęła oczy, poddając się temu całkowicie. Jej twarz pogrążona była w smutku, którego nie dało się opisać słowami. Którego Striker nie do końca mógł zrozumieć. I znów powoli uniosła rękę, dotykając dłoni Charlesa, gładzącej jej policzek. Dotyku nie odrzucała, to nagły, intensywny pocałunek sprawił wtedy, że cała się spięła, mimo, że przecież lubiła je wcześniej. Czas w tym pomieszczeniu płynął inaczej, niż na zewnątrz. Nie wiedzieli ile minęło odkąd Will wyprowadził stąd lekarza i co w tym czasie zdążyło załatwić Przymierze. Na pewno nie zniszczyli całkowicie kliniki, wystarczyła tylko drobna zmiana w zarządzaniu i mogła ona funkcjonować dalej. Tylko została odcięta od Cerberusa.
- Wszystko się ułożyło? - powtórzyła i parsknęła krótko śmiechem. - Zobacz jak wyglądamy, gdzie jesteśmy. To nie wygląda jak ułożone życie.
Gdy wspomniał o książce, ożywiła się nieco. Wyraz jej twarzy się zmienił, ustępując trochę miejsca skupieniu. Przypominała sobie książkę, przypominała sobie całą Japonię, która sprawiła, że to coś między nimi wykiełkowało i przerodziło się w ten dziwny związek.
Wydawała się zaskoczona tym, co mówił. Z reguły to ona musiała być odpowiedzialna za przekonywanie go, że wszystko będzie dobrze, że czeka ich jeszcze dobra przyszłość. To ona uspokajała go, gdy nadchodził atak i ona usiłowała poprawić jego humor, gdy wisiała nad nim ciężka, ciemna chmura. Teraz było odwrotnie i o ile nie pamiętała wszystkiego, to najwyraźniej to było dla niej czymś zupełnie nowym, niepasującym ani do wspomnień z danych Cerberusa, ani do tych, które zostały w jej głowie po fałszywej tożsamości.
Spięła się początkowo, gdy przyciągnął ją do siebie, ale wystarczyło jej kilkanaście sekund, by dojść do wniosku, że nie ma w tym nic strasznego i rozluźnić się, odwzajemniając uścisk. Powoli docierało do niej, że to nie informacje od jej pracodawców na temat mężczyzny były prawdziwe, tylko to, co podsuwała jej zawodna pamięć. To, co było piękne, ciepłe i w większości pozytywne.
To, na co swoim zdaniem nie zasłużyła, w szczególności teraz.
Jej dłonie zacisnęły się na pancerzu mężczyzny, a głowa oparła się o jego klatkę piersiową. Milczała długo, nie ruszając się, nawet gdy złożył pocałunek na czubku jej głowy. Może płakała, może nie, nie widział tego z góry. Nie wiedział też, czy Aya Hatake jest osobą, która pozwoliłaby sobie na taką słabość jak płacz. Omni-klucz Strikera piknął, informując o przychodzącej wiadomości.
- Gdzie jest dom? - spytała cicho. - Polecimy do Montrealu? Tam mnie znajdą. Nie wiem gdzie mam teraz się podziać, Charles - zamilkła na moment, by po krótkiej chwili poprawić się: - Charlie.
Zsunęła się bardziej na brzeg łóżka, by móc przytulić się do niego mocniej. Nieważne co by się działo dookoła, przed chwilą i za pięć minut, objęcia drugiej, bliskiej osoby zawsze były tą przystanią bezpieczeństwa, w której wszystko było w porządku. W końcu będą musieli się stąd ruszyć, ale Hatake wyraźnie nie chciała. To wiązało się z uporaniem się ze wszystkimi nawarstwionymi problemami, na które nie była gotowa.
- Sonya nie pokochała cię sama, nie była niezależną istotą wszczepioną w moją głowę i wyjętą wczoraj - powiedziała, unosząc powoli głowę i wzrok na Charlesa. - To nadal byłam ja. Wiesz o tym, prawda? To, że wszystko mi się miesza, nie znaczy, że nic do ciebie nie czuję. Że to wszystko minęło razem z tą tożsamością. Boję się tylko, że... że cię rozczaruję. Bo pewnie to zrobię, wcześniej czy później, jak nie będę taka sama.
Omni-klucz zapikał ponownie, przypominając się, albo otrzymując kolejną wiadomość.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

5 kwie 2018, o 18:01

Pewnie w jej oczach nie wyglądało to jakby ich życie było ułożone. Szczerzę mówiąc znajdowali się kurewsko daleko od jakiegokolwiek stanu normalności. Dla Charlesa jednak wszystko wyglądało z jego perspektywy lepiej. Na jakiś czas pozbyli się Cerberusa, obydwoje żyli i byli cali, a wszyscy ich bliscy byli cali. Na ten moment czego moment czego mogliby chcieć więcej? Jemu wystarczało to, że znowu byli razem.
Zaskoczyło go jak bardzo normalnie już podchodziła do jego dotyku. Może przypominała już sobie więcej ale po prostu przestał być idiotą. W jego wypadku chodziło raczej o drugą opcję. To była prawda nigdy jej nie pocieszał, za to ona pomagała mu nieść te krzyż. Wtedy jednak było inaczej. Striker wtedy przechodził przez wyjątkowo ciężki okres, gdzie wszystko bardzo mocno nadwyrężało jako kruchą psychikę. Teraz to on musiał się zebrać w sobie aby wesprzeć Aye. Byli przecież parą. Na tym chyba właśnie polegał związek. Jedno pomaga drugiemu w trudnych chwilach.
Kiedy zacisnęła dłonie na jego pancerzu zrozumiał, że kolejny raz to on miał wizję, które nie znajdowały odbicia w rzeczywistości. Ona nie chciała się z nim rozstać. Po powrocie jej prawdziwego nie uznała go za potwora. To było miłe odświeżające uczucie, którego nie spodziewał się w takim momencie. Do tego jej bliskość ponownie była jedyną rzeczą jaką potrzebował w swoim życiu.
- Polecimy do Montrealu tylko na jakiś czas. – Westchnął cicho. – To miejsce jest spalone ale wciąż są tam nasze rzeczy. Sprzedamy wszystko co mamy i spróbujemy znaleźć jakieś mieszkanie czy dom gdzieś daleko od miasta. – Uśmiechnął się. – Poradzimy sobie z tym.
Kiedy jedna przytuliła się do niego jeszcze mocniej to sam zrobił to samo. Kolejny raz sytuacja się zmieniła. Wiedział jak bardzo musi teraz cierpieć więc nie chciał aby była z tym sama. Też uścisnął ją mocniej. Już pewniej. Jakby chciał ją uświadomić ją, że jest obok. Robił to już wielokrotnie ale nigdy nie w taki sposób jak teraz. W końcu, kiedy wszystko się ułożyło w jego głowie wydawał się być znacznie bardziej zaangażowany we wszystko co się działo.
- Ty? Rozczarujesz mnie? – Roześmiał się szczerze. Co mogło go niby rozczarować? Nie miał problemu z tym, że wystawiła go Cerberusowi czy to, że chciała mu wpakować kulę w głowę. Rzadko o cokolwiek jej robił problem. Kiedy przestał się śmiać spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy. – Kurwa Aya znamy się dwa miesiące. Po dwóch tygodniach mieszkałem już w twoim apartamencie, po trzech wyznałem ci miłość, a po miesiącu się do ciebie wprowadziłem. Po czym wyprowadzałem się i wracałem. Nawet nie chcę wiedzieć jak to cię irytowało.– Ciągle się uśmiechał. - Nasza znajomość jest specyficzna ale nie zmienia to faktu, że chce być z tobą. Nie ważne jaka byś była. – Westchnął. – Chce poznać prawdziwą ciebie i nie wiem co musiałabyś zrobić aby mnie rozczarować.
Ciągle się uśmiechał. To było do niego trochę niepodobne ale naprawdę się starał aby chociaż na chwilę spróbowała wyrwać się z tego dołka. Może byłoby to trochę prostsze gdyby nie to, że co chwila jego omni-klucz dawał mu znać, że ktoś coś od niego chce. Dosłownie. Co chwila. Odpalił więc go sprawdzając kto postanowił go teraz męczyć. Pewnie Daryl albo Will. Ewentualnie kolejny członek Cerberusa obiecujący mu swoją zemstę. Jeśli to była opcja numer dwa to chyba zwariuje.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

5 kwie 2018, o 21:35

- Racja. Zapomniałam o moich rzeczach - zauważyła i uniosła głowę, prostując się nieco. Odepchnęła też lekko Charles od siebie, na tyle, by móc na niego spojrzeć. I znów przyglądała mu się z lekko zmarszczonymi brwiami, tak jak zdarzało się co chwilę odkąd obudziła się tutaj za pierwszym razem. Wciąż mógł tylko domyślać się, co działo się w tych momentach w jej głowie, bo nie dzieliła się z nim tym. Brakowało jeszcze tylko tego, by się uśmiechnęła, bo to wciąż pozostawało dla niej zadaniem niewykonalnym.
- Szybko się przestawiłeś - stwierdziła, gdy ponownie nazwał ją jej prawdziwym imieniem. - Nie przeszkadza ci to? Że nie jestem Sonyą? Pamiętam, że lubiłam, jak mówiłeś to imię, bo nikt inny nie robił tego w taki sposób. Teraz mnie to już nie dziwi, w końcu zbyt wiele osób nie zdążyło go poznać. Szansa na przebicie ciebie była marna.
W końcu uśmiechnęła się niepewnie. I uśmiech miała zupełnie ten sam. Chyba chciała coś powiedzieć, ale gdy zorientowała się, że Striker odsuwa się, by odebrać wiadomość, zrezygnowała. Nie powstrzymywała go, domyślając się, że i tak omijała go spora część akcji, przez decyzję pozostania tutaj z nią. Za to wróciła do obserwowania go intensywnie, podczas gdy on czytał wiadomość od brata.
Będziemy się zaraz stąd zbierać. Jesteście gotowi z... jakkolwiek się ona nazywa? Musimy dotrzeć do którejś z baz Przymierza. A raczej ty musisz, ja polecę z tobą. Susan jest ranna, przydałaby się jej opieka lekarska, ale tutaj nie chce zostawać. Za ile czasu możemy spotkać się przy promie?
Przysięgam, jak coś jej jest, to staje się jeszcze bardziej wkurwiająca niż normalnie.
Wade podniosła się w międzyczasie z łóżka, zrzucając zielony materiał gdzieś w kąt. Potem znalazła kurtkę, którą zdjęła wchodząc do tego pomieszczenia i naciągnęła ją na siebie, w ten sposób zakrywając swoje plecy. Odkąd się poznali, jej ciało ozdobiło sporo nowych blizn. Mógł tylko domyślać się, czy nadal będzie się ich wstydzić, gdy sytuacja zmusi ją do odkrycia ich przed nim.
- Ile czasu to trwało? Chcę porozmawiać z Clain. Chcę spojrzeć jej w oczy i poderżnąć jej gardło - powiedziała. Uśmiech zniknął już z jej twarzy, bo myślami wróciła do teraźniejszości. - Gdyby włączyła implant wcześniej... nie wiem co by się stało. Zanim mnie naszprycowaliście tymi chemikaliami, jedyne czego chciałam to zniknąć, a potem z cienia zabić was wszystkich po kolei. Nienawidziłam was. Nienawidziłam ciebie - dodała cicho, sięgając dłonią do swojego karku. Maurice zaleczył jej również te rany, które wydrapała sobie wtedy sama. - Teraz nienawidzę tylko jej. Nie obroniłbyś się przede mną, Charles. I wtedy znienawidziłabym też siebie samą.
Stęknęła i poprawiła koszulę pielęgniarki, która po rozcięciu nie układała się teraz najlepiej. Przydałyby się jej normalne ubrania, zamiast niedopasowanych i kradzionych. Na te jednak musiała trochę poczekać, chyba że Snow coś jej pożyczy.
- Nie muszę tu już siedzieć. Lepiej mi. Poza tym, że mogę się porzygać w bliżej nieokreślonej chwili, to nic nas tu nie trzyma - skrzywiła się. - Gdzie jest Clain?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

5 kwie 2018, o 22:05

Przyglądał się jej z pewnego rodzaju radością w swoich oczach, że wszystko jest w jako takim porządku. Teraz, kiedy już porozmawiali było już lepiej. Może nie najlepiej ale na pewno lepiej niż w sali wybudzeń, gdzie zachowanie obojga znajdowało się bardzo daleko od określenia trzeźwe myślenie. Mieli jeszcze długą drogę przed sobą ale przynajmniej obydwoje już wiedzieli, że mają siebie nawzajem w tym wszystkim.
- Lubiłem imię Sonya, ale Aya też brzmi pięknie. Zresztą obydwa imiona pasują do ciebie idealnie. – Widząc, że próbuje się uśmiechnąć poczuł, że wszystko zmierza powoli ku lepszemu, a przynajmniej tak chciał to widzieć. - Mam nadzieję, że z twoim prawdziwym imieniem będzie podobnie.
Parsknął śmiechem sprawdzając wieści od swojego brata. Te jak zawsze nie było ani złe ani dobre. Były irytujące. Na swój sposób nawet bardzo. Nie był zbyt chętny w leceniu od razu meldować się Przymierzu. Mogli mu przecież dać te kilkanaście godzin na ogarnięcie się i doprowadzenie do ładu. Szybko spróbował odpisać na wiadomość od brata
Aya ale lepiej żebyś wciąż mówił do niej Sonya do momentu, aż wszystko się wyjaśni. Za chwile przyjdę.
No proszę, jeszcze nie widziałem abyś gardził towarzystwem kobiety.
Obserwował bacznie Aye w międzyczasie. Wciąż mimo wszystko czuł wewnętrzny konflikt z samym sobą. Podobnie jak wtedy na Islandii. Może i była dalej po jego stronie ale nie wiedział co może teraz zrobić. Chociaż teraz to on był w tym scenariuszu Sonyą. Rolę potrafiły się bardzo szybko odwrócić.
- Operacja trwała około godziny. Pewnie założenie tego zajęło dłużej. – Wskazał ręką na metalową tackę obok maszyny. – Aż, tak mnie nie doceniasz? – Tym razem i jego głos nagle stał się taki jak zawsze. To się nie zmieniło. Był czas na ich typowe zachowanie jako para i przychodził też czas, kiedy musieli rozmawiać jak narzędzia, którymi byli. Wyciągnął z kieszeni iniektor z mieszanką, którą sobie przygotował wcześniej. – To co jest tutaj jest silniejszą wersją tego co montują w systemach. Gdybym to sobie wstrzyknął to pewnie rozszarpałbym cię gdybym w końcu położył na tobie moje ręce. Jestem jednak tego absolutnie pewien, że gdyby do tego doszło to prędzej zabilibyśmy się nawzajem niż którekolwiek z nas wygrało.
Tak przynajmniej wyglądał scenariusz w jego głowie. Sonya była specjalistką od walki w bliskim kontakcie. Pewnie dzięki stymulantom byłaby szybsza, trudniejsza do trafienia. Jej refleks byłby jeszcze lepszy. Jednak, jeśli popełniłaby jeden błąd to za pewne by ją złapał. Wtedy już na pewno miałaby problemy z walką.
- Jak już będzie trochę wolnego czasu to możemy się sprawdzić. – Spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął. – Chociaż będę cię musiał lepiej nakarmić bo wyglądasz jak wychudzony kot.
Nie wyglądała dobrze. Widział ją w jej najlepszym stanie i teraz mógł zobaczyć jak wygląda w najgorszym. Wciąż jednak nie przeszkadzało mu w uważaniu, że jest najpiękniejszą kobietą jaką znał.
- Musimy zostawić Clain w spokoju. – Spojrzał na nią już spokojniejszym wzrokiem. – Nie możemy jej zabić. Na to już za późno. Zabezpieczyło ją Przymierze więc zabicie jej tutaj przy wszystkich jest idiotyzmem. – Westchnął. – Bardzo chętnie sam bym ją wykończył ale tym razem musimy sobie odpuścić. Doszliśmy już tak daleko, nie próbuje tego zepsuć w imię zemsty. Ona i tak już jest martwa. Czy zrobisz to ty, ja czy Cerberus nie ma znaczenia.
W jego głosie można było wyczuć ogromną prośbę do niej by po prostu tego nie robiła. Nie zamierzał jej powstrzymać ale nie zamierzał też od tak po prostu puścić ją aby zarżnęła Clain jak zwykła świnię na oczach wszystkich zebranych tutaj żołnierzy. Wtedy wszystko co tak bardzo starał się zbudować poszłoby na marne.
- Musimy się zbierać. Przymierze chce mnie widzieć. – Przejechał dłonią po swoich krótkich włosach. – Czas się przekonać jak bardzo są mi wdzięczni za to co im dałem.
Nie wyglądał na zadowolonego z tej sytuacji ale nie zamierzał uciekać. Chodziło już tutaj nie tylko o niego ale wszystkich z tą sytuacją związanych. Zaczynając na jego zespole bojowym, po jego rodzinę i Willa, a na Ayi kończąc.
- I proszę nie zrzygaj się. Po Omedze i dzisiejszym dniu mam dosyć wymiotów.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klinika Sanctum

5 kwie 2018, o 23:42

Nie chciała nawet patrzeć na implant, który wyciągnięto z jej pleców. Unikała go spojrzeniem jak ognia, nawet wtedy, gdy Charles postukał w tacę dłonią. Gdy jednak zaczął mówić o tym, z jaką łatwością by ją rozszarpał, w jej oczach pojawiło się coś, co nietrudno było dopasować do tego, jak zareagowała na początku na jego widok. Strach, choć już nie tak silny, jak wcześniej. Owszem, to była tylko rozmowa, przerzucanie się domysłami, ale Striker wciąż był operatorem, wobec których nastawiono ją dość negatywnie.
Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy się do niej znów uśmiechnął i sama odpowiedziała mu tym samym - lekkim uniesieniem kącików ust, prawie niezauważalnym, ale strach zniknął. Pokręciła głową, wsuwając dłonie do kieszeni swojego utwardzanego odzienia wierzchniego.
- Bo ta kurtka jest za duża - zauważyła. - Jakbym była ubrana w kombinezon bojowy, to byś zmienił zdanie.
To pamiętała, nie omieszkała więc tego wspomnieć. Krótka noc w mieszkaniu na Omedze, przeznaczonym dla operatorów. Nie spędzili tam wiele czasu, ale spędzili go dobrze. Widocznie pozostała ona w jej głowie jako jedno z tych niewielu wspomnień związanych z Charlesem. Może przez to, na jakie wyznanie zdobyła się właśnie tam, a które póki co nie przechodziło jej jeszcze przez gardło.
Z kolei na wyjaśnienia dotyczące doktor Clain, kobieta zacisnęła usta w wąską kreskę niezadowolenia.
- Mówiłam wam, że chcę ją zobaczyć potem. Mówiłam, zanim położyłam się na stole. Nie chciałam, żeby była martwa, nie chciałam żeby osądziło ją Przymierze, czy wykończył Cerberus. Chciałam ją mieć dla siebie - odgarnęła włosy z twarzy, odrzucając je na plecy. - Trudno.
Nie była jednak zadowolona z tego, że odebrano jej tę ostateczną zemstę, na którą czekała odkąd obudziła się z implantem. Mimo, że się z tym szybko pogodziła, wyraźnie była zła. Niekoniecznie na samego Strikera, może ogólnie na wszystko, co poszło nie tak.
- Po Omedze? - zmarszczyła brwi. Nie pamiętała, myślała chyba że Charles mówi o czymś innym. - Jest mi niedobrze i kręci mi się w głowie. Mam zesztywniałe nogi i czuję, że za moment ból głowy zaatakuje mnie z taką siłą, że nie będę już kontrolować swojego żołądka. Ale postaram się.
Pozwoliła mu wyjść z gabinetu zabiegowego pierwszemu. Na zewnątrz nie było widać śladów walki, poza jedną przewróconą rośliną doniczkową. Albo posprzątali już trupy, albo ich na tym piętrze nie było. Pewnie na górze było inaczej, bo ochrona rzuciła się na pomoc Clarze. Aya szła obok Charlesa, powoli, z trudem stawiając kolejne kroki, co jakiś czas zatrzymując się na chwilę i opierając na moment o ścianę. Była strasznie blada, ale nie usłyszał od niej ani jednej skargi. W sumie dobrze, że miała na sobie ciemną, skórzaną kurtkę, bo w swoim jasnym, pielęgniarskim komplecie, z rozpuszczonymi długimi włosami i wykończoną twarzą idealnie wpasowałaby się w scenerię horroru. W głównym holu minęli dwóch żołnierzy w granatowych pancerzach, rozmawiających z jakąś kobietą, ale nie zatrzymali ich oni - zmierzyli tylko uważnym spojrzeniem, upewniając się, że to brat Daryla i nie muszą interweniować.
Na zewnątrz zapadła już noc. Gdzieś z oddali świeciła łuna Nos Astry i dobiegał do nich stłumiony hałas miasta. Tutaj jednak panował względny spokój, parking był pusty i tylko w ich otwartym promie świeciło się światło. Na jego progu siedziała Snow, z kolanem usztywnionym bandażem i robiła coś na omni-kluczu, podczas gdy Daryl stał w środku i obserwował ją w milczeniu. Kiedy zorientowali się, że Charles i Sonya wychodzą z kliniki, oboje unieśli na nich wyczekujące spojrzenie.
- Co ci się stało? - spytała cicho Aya, łapiąc się uchwytu i siadając obok czerwonowłosej.
- Nic takiego - odparła niechętnie Susan. - Kolano, postrzał. Do naprawienia, ale boli jak skurwysyn i nie zamierzam prosić o pomoc tutejszych.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klinika Sanctum

6 kwie 2018, o 08:06

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Gdy zobaczył po raz kolejny przerażenie na jej twarzy od razu zrozumiał, że powinien był lepiej dobierać słowa. Nie chodziło mu przecież o to, że rozszarpał by ją od tego. Po prostu stymulanty nie pozwoliłyby mu trzeźwo, pewnie wtedy wszyscy dookoła niego nie skończyliby najlepiej jeśli nie wiedzieliby jak go kontrolować w takiej sytuacji. Sam pewnie by tego nie potrafił zrobić, a przynajmniej nie na dłuższą metę.
- Gdybyś była ubrana w kombinezon bojowy to dałbym ci się zabić od samego początku. - Parsknął śmiechem. – Wtedy już na pewno umarłbym z uśmiechem na twarzy.
Dziwnie było od tak sobie teraz o tym żartować ale trudno było ich nazwać normalnymi ludźmi. Daleko im nawet było do zwykłych żołnierzy. Jeszcze kilkanaście wszystko mogło się skończyć inaczej, a Charles musiałby żyć z myślą, że gdzieś tam po drugiej stronie galaktyki jest Aya, która chce go teraz zabić, po tym wszystkim co ich łączyło. Może wtedy nie przeżyłby tego dnia w klinice, jednak jeśliby przetrwał to Cerberus miałby potężną kartę po swojej stronie, która całkowicie pozbawiała go jakiejkolwiek obrony.
- Czasami już tak po prostu jest. – Westchnął i przejechał dłonią po twarzy. – Nie możesz się po prostu zadowolić tym, że żyjemy?
Spytał tak jak zawsze ciepło. Dla niego cała reszta znaczyła tyle co nic. To, że zapewnił jej bezpieczeństwo, pozbyli się implantu i zapewnili sobie spokój na jakiś czas było dla niego znacznie bardziej cenne niż chęć zabicia Clain. Ona i tak zapłaci za to zrobiła. Prędzej czy później.
- Na Omedze chciałem wykorzystać moje potężne umiejętności dywersji udając pijanego. – Postarał się jej przypomnieć tą sytuację. – Po tym jak się obrzygałem nie skończyło się to najlepiej bo od razu otworzyli ogień.
Westchnął wspominając tamten dzień. Nie spodziewał się wtedy, że tak bardzo jego plan się nie powiedzie. Nie było to najprzyjemniejsze wspomnienie ale wciąż było związane z ich wspólną przyszłością. Może będzie lepiej jeśli będzie pamiętać to, że Striker nie jest wcale, aż tak świetnym mordercą i też czasem ma idiotyczne pomysły.
Idąc przez korytarz zawsze był na tyle blisko, aby w razie czego ją złapać i jej pomóc. Wiedział jednak, że nie powinien naciskać ze swoją pomocą. Podobnie było na Islandii. Aya była silną kobietą i taką też miała osobowość. Bardzo chętnie po prosty by ją tam zaniósł albo skołował wózek inwalidzki. Jeśli musiała się zatrzymać to stał po prostu obok czekając, aż zbierze siły aby ruszyć dalej. Za każdym razem, kiedy jednak dochodziło do tego na jego twarzy malowało się uczucie zmartwienia o jej stan zdrowotny. Musiała odpoczywać. Nie mogła się przecież tak bardzo przeciążać. Uważał jednak, że jej krótki spacer na prom powinien trochę pomóc z rozruszaniem organizmu. Potem i tak czekał ich pewnie dłuższy przelot.
Skinął głowa do dwóch żołnierzy. Był im wdzięczny. Pojawili się, kiedy ich potrzebował i wykonali kawał dobrej roboty. Co jak co już nie wiedział czy to Przymierze jest mu winne przysługi, czy on Przymierzu. Kiedy zbliżali się do promu lekko się uspokoił. Widok brata i tylko trochę rannej Susan sprawił, że kolejny ciężar spadł mu z serca.
- Ty naprawdę nie masz szczęścia na tych misjach Susan.
Pokręcił głową przypominając sobie jej wszystkie rany, które zdobyła podczas tego wszystkiego. Najpierw gardło, potem miotanie nią jak szmacianą lalką, a teraz to. Będzie musiał jej kupić jakiś prezent po tym wszystkim.
- Will już się odleciał? – Spytał brata. Był trochę zaskoczony, że jego przyjaciela już nie było. Chociaż nie powinien być. Przecież był Majorem w S. Pewnie musiał złożyć raport z misji. – Lecimy do Vancouver?
Zapytał. Jeśli już miał lecieć do jakiejś bazy Przymierza do wolał polecieć do miejsca gdzie Cerberus nie będzie wstanie postawić swojej nogi. Niby dopiekł im naprawdę mocno, a ich straty musiały być wręcz ogromne ale nie mogli marnować teraz środków w ramach jakiejś idiotycznej zemsty.
- Dajcie mi chwilę, okay? – Odezwał się do wszystkich i odszedł kawałek dalej. Rozsiadł się wygodnie na krawężniku pobliskiego chodnika. Obserwował łunę Nos Astry. Chciał się nacieszyć tym widokiem. Udało im się dokonać czegoś wręcz niemożliwego. To wszystko nie miało prawa się udać, a mimo wszystko skończyło się to całkiem nieźle. Wyciągnął z kieszonki papierosy. Może to był ostatni papieros, który wypali na wolności. Może za kilkanaście godzin będzie znowu siedział w celi. Nie widział. Dlatego brał z tej chwili ile mógł. Siedział plecami do Promu tak aby inni nie widzieli jego zmęczonego wyrazu twarzy. Był zmęczony i chciał odpocząć ale dla kogoś takie jak on chyba odpoczynek nie był pisany. Przed nim wciąż była długa droga do upragnionej normalności i szczęścia.
Wypuścił powoli dym z płuc. Na ten moment najważniejsze było to, że wszyscy byli bezpieczni. Żyli. Nie wiedział zbytnio co teraz będzie z jego związkiem ale postanowił o niego walczyć. Teraz było to nie tylko w przenośni. Chciał być znowu szczęśliwy, a czy właśnie to nie liczy się najbardziej w życiu?
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905

Wróć do „Nos Astra”